niedziela, 23 sierpnia 2015

Zamki w mojej okolicy / Castles in my region

Uwielbiam zamki. Szczęście, że w mojej okolicy jest ich mnóstwo. Odbudowanych i w ruinach. Dziś zamek Olsztyn.I love castles. Fortunately, in my region there are plenty. Reconstructed and in ruins. Today, the castle of Olsztyn.


zdjęcie mojego autorstwa/ photographed by me

zdjęcie mojego autorstwa/ photographed by me

Wyprawa pod Samotną Górę" EPILOG.

Ten post to troszkę odpowiedź na pytanie Anonimowej, dotyczące kontynuacji fanficka o wyprawie Thorina Dębowej Tarczy, które zadała w grudniu ubiegłego roku. Niestety odpowiedź jest bardzo spóźniona,  za co bardzo przepraszam. Byłam bowiem pewna że opublikowałam zakończenie mojej opowieści już na początku 2015 roku. Pamięć ludzka jest jednak zawodna... Ale do rzeczy.  
Gdy pisałam moje opowiadanie, pewnego dnia powstało zakończenie. Z góry sobie je założyłam i gdybym prowadziła dalej fabułę, wszystko zmierzałoby do tych właśnie wydarzeń, z którymi zaraz się zapoznacie. 
Chcę się nim z Wami podzielić, mimo że nie kontynuowałam płynnie historii.
Zapraszam do czytania.


Pełzł. Powoli, bardzo powoli, opierając się na jednej sprawnej ręce, czołgał w jej stronę. Serce waliło mu jak oszalałe. Nie czuł już potwornego bólu, który przed chwilą pulsował w całym jego ciele. Nie widział już nic, tylko jej nieruchomą sylwetkę pośród innych ciał na tym ponurym pobojowisku. Leżała nie daleko ciał jego siostrzeńców najeżonych strzałami. Im już nie mógł pomóc. Obaj nie żyli. Ale ona… Zdało mi się, że się poruszyła… A może tylko udręczony umysł wprowadzał go błąd... Jeszcze tylko kilka chwil. Odpoczął przez parę sekund i znów ruszył. Okrwawiony miecz jeszcze spoczywał w jej ręce, ale uścisk już osłabł i miecz leżał luźno na jej dłoni. Odwrócił ją na plecy. Zamknął oczy na widok obrażeń jakich doznała. Już wiedział, że nie ma dla niej ratunku. W jej ciele tkwiło kilka strzał, a rana na boku obficie krwawiła, bulgocząc co chwilę, przy każdym płytkim oddechu konającej. Sprawną ręką odgarnął jej włosy z twarzy, które przyschły wraz z krzepnącą krwią do skóry.
- Elaino!... – zawołał charczącym głosem, bo zdarte i wyschnięte gardło nie chciało wydać dźwięku. – Elaino!… Moja Elaino…
Przytulił czoło do jej policzka. Nagle poczuł jej słaby oddech na twarzy. Miała lekko otwarte oczy, gdy się podniósł.
- Mój królu… - szepnęła prawie bezgłośnie, spinając się z bólu.
- Coś ty zrobiła… - szepnął, a oczy zaszły mu łzami – Dziewczyno, coś ty zrobiła?
- Thorinie… - zdawała się nie słyszeć jego rozpaczliwych słów. Patrzyła na niego zamglonymi oczami, chwytając ostatnie krótkie oddechy.
Thorin jęknął nagle, bo ogromny ból znów przeszył go, mając swe źródło w wielu ranach na jego ciele. Skrzywił się i zamknął oczy, mając nadzieję, że ból zaraz zelżeje.
- Thorin… – szepnęła jeszcze raz jego imię - Mój król, mój ukocha…  
Jej urwany szept przywrócił go znów do rzeczywistości. Otworzył oczy i znów odgarnął włosy z jej twarzy. Podciągnął się na sprawnej ręce, zaciskając zęby z bólu. Spojrzał w jej oczy, które będąc już martwe, wpatrywały się pustym wzrokiem nieruchomo w masyw Samotnej Góry za nim.
- Nie… nie… - wyrwało się mu się, nim lodowata dłoń bólu po tysiąckroć potworniejszego niż ten pochodzący z ran, zacisnęła się na jego gardle.

Praktycznie prawie biegli. Gandalf powiedział tylko, że Thorin jest śmiertelnie ranny i umiera. I że przed śmiercią chciał jeszcze zobaczyć hobbita. Bilbo wszedł do namiotu za Gandalfem. Drżał na ciele. Gardło mu się ścisnęło, gdy zobaczył Thorina. Potężny krasnolud leżał bezwładnie na legowisku, z dwóch największych ran obficie broczyła krew mimo, że Balin i Dwalin przykładali opatrunki. Miał przymknięte oczy i Bilbo pomyślał nawet, że przyszedł już za późno. Na tę myśl rozpacz ścisnęła mu gardło i ledwo już łapał oddech.
Gandalf podszedł do krasnoluda i przyklęknął przy nim. Przyłożył mu dłoń do oczu, tak jak pamiętnego dnia na Samotnej Skale, gdy umknęli na orłach Azogowi. Bilbo domyślił się, że Gandalf pewnie rzucił na Thorina jakieś zaklęcie, które spowolniło konanie, by zdążyli. Rozejrzał się po namiocie i dopiero teraz dostrzegł w rogu jeszcze dwie postacie. Kili i Fili leżeli obok siebie nieruchomo.
- Oni… - wydusił z siebie hobbit i ukrył w dłoniach twarz.
- Zasłonili swego wuja własnym ciałem przed tym przeklętym Azogiem i jego orkami. Ich ofiara poszła jednak na nic. – odezwał się zgaszonym głosem Bofur.
- A Elaina? Była z wami. – szepnął Bilbo.
Zanim Bofur odpowiedział, Gandalf zawołał hobbita by podszedł do Thorina, który odzyskał przytomność.
- Jest tu Thorinie, jak chciałeś. Bilbo! 
Bilbo ukląkł przy Thorinie. Teraz już nie mógł powstrzymać łez. Thorin uśmiechnął się dobrodusznie na widok Bilba.
- Mój przyjacielu… jakże dobrze cię jeszcze raz zobaczyć. Chcę prosić cię być wybaczył mi to co mówiłem i uczyniłem przy Głównej Bramie… i wcześniej. Byłem niesprawiedliwym niewdzięcznikiem, a powinienem ci dziękować, tak jak robię to teraz. Dzięki ci mój mały, wspaniały przyjacielu, włamywaczu nad włamywaczami. Bez ciebie nie odzyskalibyśmy ojczyzny. – przymknął na chwilę oczy i wziął oddech - Miałeś słuszność we wszystkich swoich działaniach. Moja duma to zniszczyła, mnie samego doprowadziła do śmierci, a także tych, których kochałem i wielu mieszkańców tej krainy. – Thorin ścisnął dłoń hobbita.
- Nie płacz mój drogi, zacny panie Bagginsie, odchodzę do lepszego świata, gdzie już nie będą mnie kusić złoto i klejnoty. Moja pani Elaina już tam odeszła przede mną i czeka na mnie… Byłaby panią Ereboru u mojego boku, gdyby to wszystko się potoczyło inaczej…
Thorin powoli odwrócił głowę i spojrzał czule i jednocześnie z ogromną żałością na postać leżącą na noszach obok. Dopiero teraz Bilbo dostrzegł tam martwą Elainę. Została już ułożona w pośmiertną pozę podobnie jak siostrzeńcy Thorina. Artakst leżał na jej nogach, a dłonie miała złożone na jego rękojeści. Bilbo dostrzegł dużą, brunatną plamę wokół rany na lewym boku i kilka mniejszych rozsianych po całym ciele. Piękne warkocze i  broda dziewczyny były umaczane w błocie i zaschniętej krwi. Wolał nie wiedzieć, ile z tego stanowi jej krew. Jednak widok jej sponiewieranego ciała mówił sam za siebie. Jej pogodna zawsze twarz, teraz była cała podrapana, w strupach. Zaniósł się takim szlochem, że ledwo złapał oddech.
- Jestem ci wdzięczny, że tak szczerze opłakujesz panią Elainę. Mnie czasem też wspomnij tak czule, gdy już dołączę do niej. Żegnaj mój przyjacielu. Było przyjemnością i zaszczytem wędrować razem z tobą. – odparł Thorin i przymknął oczy, zmęczony tą przemową.
Gandalf podniósł załamanego hobbita z ziemi i chciał wyprowadzić z namiotu, ale ten poprosił by pozwolono mu zostać przy Thorinie. Krasnoludy zgodziły się i Bilbo czuwał razem z kompanami przy umierającym. Niewiele czasu minęło do momentu gdy Thorin skonał. Wszyscy towarzysze Thorina podchodzili i żegnali swego króla. Bilbo zbliżył się do krasnoluda i pokłonił się mu nisko.
- Żegnaj, Królu pod Górą! Najwspanialszy ze wszystkich krasnoludów! – rzekł łamiącym się głosem. Następnie minął Thorina i podszedł do ciała Elainy. Pochylił się i pocałował ją w czoło. Jego oczy zaszły łzami, gdy poczuł zimno jej skóry.
Potem odszedł, chwiejąc się lekko i usiadł pod ścianą namiotu okrył się w swoją podróżną pelerynę i rozpłakał się. Siedział tak bardzo długo i opłakiwał swych przyjaciół, którzy dziś zginęli. Oczy mu zapuchły i ochrypł. Płakał nad Filim i Kilim, którzy oddali swe młode życie za swego króla i wuja. Płakał na Thorinem i Elainą, że nie dane było im żyć razem, tak jak tego pragnęli. Ale z drugiej strony wiedział, że gdyby jedno zginęło, drugie oszalałoby z żałoby i tęsknoty. Widział jak rozkwitała ich miłość w trakcie tej wędrówki i zmiany jakie zachodziły w Thorinie pod wpływem tego uczucia. Wiedział, że słowa króla o uczynieniu Elainy swą małżonką były jak najbardziej szczere.
Gandalf powiedział mu, że Elaina zginęła chcąc osłonić rannego już Thorina przed Azogiem. Kiedy padli Kili i Fili, stanęła naprzeciw wielkiego orka i dzielnie walczyła, ale nie mogła podołać takiemu przeciwnikowi mimo, że zadała mu wiele ran. Sam Thorin widząc jak Azog morduje Elainę oszalał z rozpaczy i rzucił się na potwora. Zabił Azoga, ale sam otrzymał ciężką ranę. Żałość Bilba jeszcze wzrosła i tym bardziej ubolewał nad Thorinem, że los do końca nie skąpił mu ciosów. W ostatniej godzinie zabrał mu Elainę, iskrę, które wniosło światło i spokój w życie wypełnione mrokiem i zemstą.
Gandalf rzekł później na osobności Bilbowi, że według niego, gdyby Elaina przeżyła, Thorin również by prawdopodobnie wyzdrowiał. Powiedział, że znaleźli Thorina wraz z Beornem nieprzytomnego przy jej ciele. Tak silna była jego miłość do niej, że jej strata mimo odzyskania Ereboru, zgasiła w Thorinie chęć życia. Kiedy umarła mu na rękach, pękło serce krasnoluda.
Ciała ich i siostrzeńców króla spoczęły głęboko w jaskiniach Ereboru. Thorin Dębowa Tarcza, Król po Górą, został złożony na podwyższeniu. Ułożono mu na piersi Arcyklejnot i Orkrist. Obok, po prawicy władcy, z Artakstem spoczęła Elaina z Żelaznych Wzgórz, ukochana Thorina. Fili i Kili spoczęli niżej po lewej i prawej dwóch położonych wyżej grobowców.

W związku z brakiem spadkobiercy Thorina, kolejnym Królem pod Górą został Dain Żelazna Stopa z Żelaznych Wzgórz. Krewny zarówno Thorina jak i Elainy. W ten sposób mimo śmierci obojga wypełniła się przepowiednia o połączeniu dwóch Wielkich Królestw Krasnoludów…


Alan Lee "Pogrzeb Thorina Dębowej Tarczy"

___________

Mam nadzieję, że mimo wszystko wam się podobało. Mimo, że nie jest to happy end, jakiego może wielu z Was się spodziewało. Mimo wszystko był to fanfick na podstawie książki i filmu, więc nie chciałam zmieniać całkowicie wydarzeń wykreowanych przez Tolkiena. 



sobota, 22 sierpnia 2015

Południca.

Po tak długiej przerwie pierwszy post. Mam nadzieję, że przerwa jaka oddzielać będzie ten od kolejnego będzie o wiele krótsza od poprzedniej. 
~~~
Ostatnie upały oraz pobyt na wsi, a co za tym idzie możliwość beztroskiego spacerowania boso po polnych drogach i rżyskach w słoneczne dnie oraz krótka piosenka "A night to remember" z trailera do gry "Wiedźmin: Dziki Gon", dały inspirację do takiej oto króciutkiej formy literackiej.


A teraz zapraszam do czytania.

Słonko grzało tak pięknie. Niebo tak błękitne aż oślepiało jaskrawością. Kwiatki chabrów i rumianku łaskotały jej łydki, kłosy szumiały. Słonko grzało. Było tak ciepło, upalnie. Ale szła dalej, powoli, lekko. Skowronek gdzieś zakwilił na błękicie nieba, spojrzała w górę wyciągnęła dłoń, Lubiła skowronki, och jak lubiła, zawsze ich słuchała na polu. Ale skowronek umilkł, za to usłyszała za sobą wołanie. Pewnie Matuś woła by wracała. Słonko pewnie zaraz najwyżej stanie, a na polu niebezpiecznie… starsi zawsze ostrzegali przez różnymi lichami co na polu czyhają. Znów wołanie… „Tak, już idę Matuś, idę, ale jeszcze tam pójdę…. Tam zawsze takie piękne maki rosły. Jeszcze chwila, tam, za krzewem dzikiego bzu. Och, są jakie piękne… a tu struga, nogi zmoczę i pójdę, może matuś nie będzie krzyczeć. Ale co to? Gdy zbliża dłoń do maków te więdną, tlą się i zmieniają w popiół… a struga? Struga wrze, kipi, gdy zamoczy nóżkę. I znów wołanie. Wołanie? Nie…. To krzyk.
Biegnie. Lekko, ledwo dotykając stopami ziemi. Patrzy w dół. Jej stopy nie dotykają ziemi. Leci, szybko bardzo szybko. Lniana sukienka furczy w gorących powiewach. Wianek na głowie rozsiewa upajający duszący zapach. A ona leci, nagle wznosi się w górę i zaczyna się kręcić w kółko, szybko, coraz szybciej, jak fryga, obraca się wnosząc tumany kurzu spośród łanów pszenicy.
I coś ją łapie, silnie trzyma w miejscu. Nie może się już obracać, a tak ją to bawiło. Wściekła spogląda w dół, cios spada na nią błyskawicznie, a następujący po nim ryk zagłusza wszystko w okolicy. Spina się w sobie i rozbłyska rażącym jak słonce światłem, ale kolejne ciosy spadają dalej, Kręci się, miota. Szuka dłońmi napastnika, ale jest za szybki. Jej szpony tną powietrze. Kolejne ciosy. Srebro rani ją i parzy. Kolejny ryk, kolejne próby wyrwania się z tego kręgu, który ją trzyma.
źródło: http://www.windowscentral.com/sites/wpcentral.com/files/styles/larger/public/field/image/2015/05/witcher-3-noonwraith.jpg?itok=4PSh10TT
Wiedźmin składa palce po raz kolejny w znak Yrden. Wycie upiora słychać w całej okolicy. Cios, unik, obrót, cios i kolejny. Błyskawicznie… i odruchowo, a jednak całkiem świadomie wiedźmin wykonuje kolejne sekwencje. Wyuczone przez wiele lat na morderczych machinach w Kaer Morhen.

Srebro pali, tak bardzo rani i piecze. „Matuś, czemuście na mnie wiedźmaka posłali?… com ja winna temu, że Maćko na polu zasnął? Spał tom co ucałowała… A Janek? Nie chciałam mu zrobić krzywdy, ale… och Matuś…”

Słonko gaśnie.