Witajcie :) Dłuższa cisza zapadła na moim blogu, ale to wynik wielu rzeczy, którym musiałam sprostać na co dzień, a także projektów, których się podjęłam, a które zajęły całkiem moją uwagę. Obecnie odgrzebałam się już z części spraw i mam chwilę, żeby wrócić do bloga.
Mając w pamięci, że kilka osób prosiło o ponowną publikację pierwszej części fanficka "Wyprawa pod Samotną Górę" niniejszym to czynię. Dziś pierwszy rozdział. Kolejne części będą pojawiać się cyklicznie co tydzień.
Mając w pamięci, że kilka osób prosiło o ponowną publikację pierwszej części fanficka "Wyprawa pod Samotną Górę" niniejszym to czynię. Dziś pierwszy rozdział. Kolejne części będą pojawiać się cyklicznie co tydzień.
Rozdział I
Shire
Po
przeprawieniu przez Góry Mgliste rozstała się z pobratymcami,
którzy wędrowali dalej na zachód. Towarzyszył jej tylko
czarodziej.
Cała
wędrówkę przez Rhovanion odbyli w towarzystwie rzemieślników i
kupców, którzy wyruszyli z Żelaznych Wzgórz w długą drogę do
Błękitnych Gór, gdzie też żyły krasnoludy. Ona i czarodziej
trzymali się jednak na uboczu grupy. Sami zasiadali przy ognisku i
prowadzili długie rozmowy, kiedy to ów jegomość w szarym płaszczu
i spiczastym kapeluszu opowiadał młodemu krasnoludowi o dawnych
czasach i tajemnym celu tej wędrówki.
Ale
także ich ścieżki miały się rozejść po kilku dniach od zejścia
z Gór, gdyż czarodziej, jak to mgliście rzekł „nim przyjdzie co
do czego, ma jeszcze do załatwienia sprawy nie cierpiące zwłoki”.
Rozstali się więc na Ostatnim Moście na Szarej Wodzie, życząc
sobie nawzajem bezpiecznej podróży, na końcu której oboje mieli
się spotkać w Shire. Powędrowała więc dalej sama, a czarodziej
ruszył na północny zachód.
Wędrowało
jej się spokojnie. Nie obawiała się ludzi, bo ci szanowali zawsze
krasnoludy, ze względu na ich talenty kuźnicze i płatnerskie i
umieli z nimi współegzystować w pokoju. Podejrzewała zresztą, że
większość brała ją za krasnoludzkiego mężczyznę. Było to
typowe dla innych ras, że nie umieli odróżnić na pierwszy rzut
oka z kim mają do czynienia. Tak więc wszyscy ludzie, których
mijała, a było ich niewielu w opustoszałym kraju, nie zwracali na
nią szczególnej uwagi. Poza tym każdy wiedział, że krasnoludy są
bardzo silne, mimo niewielkiego wzrostu i nie warto z nimi zadzierać.
Nie sprowokowane, nigdy same nie atakowały. Zawsze bardziej
interesowało je spokojne gromadzenie cennych skarbów ziemi i pracy
ich własnych rąk niż podbijanie i wojny. Co innego jeśli ktoś
ośmielił je urazić, lub zagrozić ich siedzibom. Pamiętały one
krzywdy tak dobrze jak i zasługi. Kiedy przyszło im się bronić,
albo dokonać odwetu na wspólnym wrogu, krasnoludy z kowali i
górników zmieniały się w wytrawnych żołnierzy. A trzeba tu
zaznaczyć, że jeden krasnolud w bitwie znaczył tyle co dziesięciu
ludzi.
Jeśli
więc jakiś krasnolud wyruszał w drogę to zawsze uzbrojony po
zęby, nigdzie nie ruszając się bez swego oręża, którym
posługiwał się biegle. No chyba, że akurat udawał się do
kopalni, kuźni lub na wieczerzę. Ale i wtedy narzędzia pracy jak
kilof czy młot stanowiły groźną bronią. Tak więc młoda
Krasnoludzica mając ze sobą miecz przytroczony do boku, łuk z
kołczanem pełnym strzał na plecach, kilka noży bojowych
poukrywanych w różnych miejscach i dwa nie duże topory, mogła się
czuć bezpieczna. Jedynie orkowie mogli jej zagrozić, ale i o tych
już dawno nie słyszano w zachodniej części Eriadoru.
Maszerowała
szybko i nie robiła postojów, prócz tych na nocleg. Wyruszała
przed świtem i zatrzymywała się na odpoczynek późno w nocy. Na
szczęście w jednej z przydrożnych gospód nieopodal Bree, udało
jej się dostać kucyka i tym sposobem droga stała się łatwiejsza.
Kiedy
minęła granicę Shire, słońce już zachodziło, ozdabiając
okolicę migoczącą poświatą. Jechała teraz przez zielone łąki,
z wysoką trawą, ozdobione gdzieniegdzie błękitnymi cętkami
chabrów, przez ocienione wąwozy, gdzie promienie nie docierały
przez gąszcz liści. Pola po obu stronach drogi złociły się
dojrzałą pszenicą pod promieniami znikającego słońca, a zieleń
niewielkich sadów owocowych i zagajników zachęcała, by zagłębić
w ich gąszcz. Wokół panowała tak kojąca cisza, że nawet ten
młody krasnolud, który zawsze z utęsknieniem czekał na powrót do
ciemności podziemnego miasta, który ukojenia szukał wśród
stukotu młotów kowalskich i chrzęstu broni, teraz czuł w sercu
wszechogarniający spokój tej sielskiej krainy. Słońce schowało
się za horyzont i niebo na wschodzie nabrało fioletowego odcienia
przechodząc w coraz to ciemniejszy granat, aż do atramentowej
czerni.
W
czasie wspólnej podróży czarodziej poinstruował ją gdzie ma się
kierować, kiedy minie Bree i Wschodni Gościniec doprowadzi ją do
mostu na rzece Brandywinie. I czego szukać gdy już będzie
przemierzać Shire. Przydały się jej teraz te wskazówki.
Noc
była ciemna i wilgotna. Mimo iż świecił księżyc, zasłaniała
go cienka warstwa chmur i niewiele było widać. Naprawdę było to
szczęście, że niebezpieczne okolice zostawiła już dawno za sobą
i mogła podróżować spokojnie nawet w nocy nie obawiając się
ataku. Była już zmęczona podróżą i marzyła o tym by normalnie
zjeść i odpocząć.
W
końcu dostrzegła światełka w ciemności i zdała sobie sprawę,
że jest już prawie na miejscu. Wjechała do osady nie niepokojona
przez nikogo. W karczmie zostawiła kucyka i przeszła przez kamienny
mostek na drugi brzeg strugi. Wejście na pagórek nie zajęło jej
wiele czasu i od tej pory zaczęła się dokładnie przypatrywać
drzwiom mijanych domostw. Przy trzecim domu dostrzegła migoczącą
runę wydrapaną czymś ostrym na lakierowanych drzwiach. Otworzyła
furtkę i weszła ścieżką po kamiennych schodkach przed drzwi.
Przyjrzała się symbolowi. „Włamywacz”… tak, to na pewno
tutaj, pomyślała. Zajrzała w okienko. W środku paliło się
światło i słyszała dużo wesołych głosów. I jeden rozeźlony.
Rozejrzała się wokół drzwi szukając dzwonka. Dostrzegła go i
pociągnęła za sznurek. Melodyjny dźwięk uciszył na chwilę
nocne świerszcze w bluszczu pnącym się wokół okienka przy
drzwiach. Zaraz też usłyszała za drzwiami szybkie kroki i
zbliżający się poirytowany głos.
-
No nie! Jeszcze jednego licho niesie?! To już nawet nie jest
śmieszne!
Drzwi
skrzypnęły i jej oczom ukazał się hobbit w szlafroku.
-
Pan Baggins? Elaina! Do usług! – przedstawiła się i weszła
energicznie do środka nie czekając na zaproszenie.
-
To pomył… - zaczął, ale zaraz za nim pojawił się czarodziej.
-
Och! Moja droga, już się martwiłem. – rzekł z ulgą czarodziej.
-
Gandalfie, przecież obiecałam, że będę. Musiałam iść dłuższą
drogą. – uśmiechnęła się pogodnie.
-
Jesteś i to najważniejsze. A to nasz zacny gospodarz i mój stary
przyjaciel Bilbo Baggins. - Gandalf przedstawił hobbita.
-
Wciąż do usług! – uśmiechnęła się do Bilba.
-
Wzajemnie, dla ciebie i twych krewnych! – wymamrotał hobbit, gdyż
dostrzegł trzy paskudne szramy na lewej skroni dziewczyny, kiedy
zdjęła siwy kaptur. Ciemne włosy rozsypały się po jej plecach.
Krasnoludzka kobieta odpięła kołczan i łuk.
-
Gdzie to położyć, żeby zbytnio nie zawadzało, panie Baggins? –
zapytała trzymając w ręku oręż i rozglądając się po
korytarzu.
W
kącie zobaczyła stertę broni. Bez wątpienia krasnoludzkiej broni.
W końcu dostrzegła skrzynię pod ścianą, na której leżały
jakieś wiekowe książki. Podeszła i położyła na nich swój łuk
i kołczan.
-
Nie, tylko nie tam! To zabytkowe zbiory… - zaczął Bilbo.
-
Możesz gdzieś to odwiesić, łaskawy panie? – Elaina podała
płaszcz hobbitowi.
Bilbo
zamarł na chwilę na widok dwóch toporów, które ukryte były pod
jej płaszczem.
-
Słucham?... A tak, tak! – odparł szybko coraz bardziej zdziwiony
Bilbo i zawiesił okrycie na drewnianym haczyku, obok innych
płaszczy, które należały do innych gości przybyłych wcześniej.
Elaina
spojrzała na różnokolorowe płaszcze.
-
Wszyscy już są Gandalfie? Spóźniłam się? – zapytała trochę
zaniepokojona.
-
Nie moja droga, jesteś na czas. Czekamy jeszcze na pana Thorina. –
odparł spokojnie czarodziej.
Elaina
w tym czasie odłożyła dwa topory, tak samo jak łuk i kołczan, na
książki i na końcu odpięła miecz od pasa. Ten też wylądował
na zabytkowym zbiorze Bilba.
-
Chodź, chodź, właśnie zaczynamy kolację. Przedstawię cię
reszcie. – rzekł Gandalf.
Po
czym wskazał jej drogę, by poszła za nim. Hobbit podążył za
nimi.
Bilbo
był wyjątkowo zaskoczony tym gościem, bo nie spodziewał się
„krasnoludzicy”. Do tego nie brzydkiej. Owszem była o wiele zbyt
potężnie zbudowana jak na gust hobbita i miała brodę, ale poza
tym nic jej nie brakowało. Bilbo przyglądał się ukradkiem
zarostowi dziewczyny. Z jej podbródka zwisały piękne długie
kosmyki, spięte trzema srebrnymi pierścieniami. Słyszał, że
krasnoludzkie kobiety mają zarost, jednak nie wiedział, że różnił
się on tak bardzo od bród krasnoludów. Kiedy u krasnoludów twardy
włos pokrywał cała żuchwę, u ich kobiet włosy rosły tylko na
podbródku i były miękkie i delikatne jak te na głowie. Kobiety
krasnoludzkie bardzo dbały o swoje brody, układały je w przeróżne
fantazyjne warkocze, które spinały różnego rodzaju ozdobami.
Kiedy
weszli do jadalni krasnoludy przekrzykiwały się o potrawy leżące
na stole. Kilku wołało czarodzieja na toast, albo dopytywało się
gdzie poszedł. Kiedy Gandalf odsunął się i zobaczyli
niespodziewanego gościa, wszystkie głosy zamarły.
Bilbo
stwierdził, że porównując ją z osobnikami jej rasy, którzy
opanowali jego jadalnię, była jedynie drobnym dziewczęciem.
Krasnoludzica
stała i patrzyła dumnie, nie speszona na dwunastu krasnoludów,
siedzących przy stole. Oni mierzyli ją zdziwionym wzrokiem.
W
końcu odezwał się Balin, najstarszy z nich, z długą siwą brodą.
-
Gandalfie, kim jest ten krasnolud? – zaczął ostrożnie.
-
Może się zgubiła? – wypalił Ori, młody krasnolud, którego
broda zaczynała dopiero gęstnieć, ale jego starszy brat Dori zaraz
uciszył go.
-
Siadaj Ori!
-
Nie znam jej, nie jest z Błękitnych Gór. – rzekł z frywolnym
uśmiechem Fili do Kilego, dając mu jednocześnie porozumiewawczego
kuksańca w żebra.
-
Panowie, oto pani Elaina. Jeśli będzie taka wola wodza naszej
kompanii dołączy do nas. - Gandalf postanowił położyć kres tym
dywagacjom. – Po kolei, panowie Bofur, Bifur, Balin, Dwalin, Dori,
Nori, Oin, Bombur, Ori, Fili, Kili i pan Gloin.
-
Zawsze do usług szanownych panów! - dziewczyna pokłoniła się
nowym kompanom.
Wszyscy
skinęli uprzejmie głowami i kilku nawet zaoferowało swe usługi.
Tak grzeczne powitanie, Elaina zawdzięczała faktowi, że krasnoludy
bardzo poważają kobiety swojej rasy i zawsze okazują im szacunek.
I biada temu, kto zachowałby się niegodnie wobec krasnoludzicy przy
jej rodakach. Niechybnie zostałby przywołany do porządku,
niekoniecznie pokojowymi metodami.
Jednak
pomimo całego tego szacunku Dwalin, największy, z wytatuowaną łysą
czaszką zwrócił się gniewnie do czarodzieja.
-
Najpierw namawiasz nas do zabrania ze sobą hobbita, a teraz jeszcze
ona? Kto to, na Durina, jest? – powtórzył twardo pytanie Balina.
-
Dwalinie, wszystkiego dowiesz się we właściwym czasie. – odparł
spokojnie Gandalf, puszczając mimo uszu uwagi o hobbicie. - Usiądź
tutaj, moja droga. – przystawił stołek Elainie obok Bofura i
również przysiadł się do zastawionego stołu.
Dwalin
popatrzył tylko niechętnie na czarodzieja i nie odezwał się
więcej. Chwycił za to kawał pieczonego kurczaka i pożarł go w
trzech kęsach.
Stół
w jadalni Bilba był zastawiony potrawami do samych brzegów i nawet
nie było miejsca, żeby postawić gdziekolwiek kufel z przepitką.
Krasnoludy z natury jedzą bardzo dużo i często. Dlatego ilość
jedzenia przygotowana na to spotkanie przeraziła by każdego. Były
tam plastry szynki wędzonej i gotowanej, różne pieczone mięsa
pokrojone w plastry, ćwiartki pieczonego kurczaka, wielkie misy
kiełbasy, pomidory na surowo i marynowane z jakimś serem, kilka
rodzajów chleba, bułki, przynajmniej z cztery różne gatunki serów
żółtych, jajka sadzone i cała miska gotowanych na twardo, do tego
ogórki pokrojone w grube plastry, duszona cebula, marchew gotowana z
groszkiem, cukinie smażone na oliwie, chrupiące grzanki z razowego
chleba, placek kminkowy, jabłka na surowo i pieczone, miseczki z
chrzanem i musztardą dla smaku, a obok rondelka z marmoladą
pachniało cudownie ciasto z jabłkami. Pod ścianą stały zaś
ustawione pękate beczułki z winem i piwem.
Dziewczyna
domyśliła się, że krasnoludy opróżniły spiżarkę hobbita, co
by tłumaczyło jego nieżyczliwość. Ale była bardzo głodna i
była też krasnoludem więc z zapałem wzięła się do jedzenia.
Biesiada
trwała prawie dwie godziny. Krasnoludy jadły, piły i śpiewały.
Mimo początkowej niechęci, wszyscy zachowywali się uprzejmie wobec
dziewczyny.
Dwóch
z nich, najmłodszych, nie licząc Oriego, którego już zdążyła
poznać z imienia, zaprosiło Elainę do wspólnego biesiadowania,
wykrzykując to przez stół. Byli to Fili i Kili. Kiedy zrobiło się
więc małe zamieszanie i pan Gloin wyszedł z Filim po koleinę
beczułkę trunku, Elaina przesiadła się szybko do Kilego. Na
twarzy Filego zagościł szeroki uśmiech gdy zobaczył Elainę obok
brata i zostawiwszy beczkę na stojaku wrócił czym prędzej na
miejsce. Szybko znaleźli wspólny język, mimo, że Elaina była od
nich starsza. Obaj zgodnie zaproponowali jej swoją kompanię podczas
wyprawy. Kiedy Gloin wrócił na miejsce i zobaczył, kto siedzi obok
młodzieńców, odsunął Filego i spojrzał na Elainę.
-
Przesuń się chłopcze. Niech no ją zobaczę. – mruknął do
Filego i pomierzył wzrokiem dziewczynę – Całkiem przyzwoitej
roboty karwasze. No, no, bardzo solidna robota. Specyficzny wzór.
Czy aby nie wykonali tego rzemieślnicy z Żelaznych Wzgórz? Z
daleka do nas przybyłaś?
-
Tak, panie. Daleka droga za mną. – odparła, pomijając milczeniem
temat Żelaznych Wzgórz.
-
Zatem wypijmy za twoją bezpieczną podróż. Oin podaj no ten
gąsiorek! – rzekł donośnie rudobrody krasnolud do brata.
Niestety Oin był lekko przygłuchy i niedosłyszał Gloina.
-
Oin, stary pień by usłyszał! Podaj to piwo! – wrzasnął Gloin
wprost do ucha Oina.
-
Czego się drzesz! Masz i pij! – odburknął lekko obrażony Oin
podając aż trzy gąsiorki.
Gloin
polał sobie, Elainie, Filemu i Kilemu, i w ostatniej kolejności
Oinowi, który burczał coś dalej pod nosem.
-
Napij się z nami staruszku! Humor ci się poprawi!... – klepnął
brata w ramię – …bo na słuch już za późno! – zwrócił się
cicho do młodzieży, a oni o mało nie zakrztusili się trunkiem,
wybuchając śmiechem.
Elaina
szybko rozluźniła się wśród nowych znajomych i świetnie się
bawiła. Dzięki Filemu i Kilemu wiedziała, że nie będzie się
czuć osamotniona podczas wyprawy. Świetnie się rozumieli. Elaina
kilka razy napotkała spojrzenie Gandalfa, po którym widziała, że
jest zadowolony iż została tak ciepło przyjęta.
Z
szeptanych rozmów od współbiesiadników dowiedziała się, że ich
gospodarz także ma uczestniczyć w wyprawie na wschód. Zdziwiło ją
to, bo hobbitów uważała za domatorów zakopanych w ich wymuskanych
ogródkach, nie szukających przygód i stroniących od
awanturniczego życia. Przyglądała się ukradkiem Bilbowi
siedzącemu w kącie i patrzącemu żałośnie jak krasnoludy rujnują
mu dom. Wcale nie różnił się od innych hobbitów, ani nie
wyglądał jej na wędrowca żądnego przygód. Ale to już nie był
jej problem. Wróciła więc do rozmowy z Kilim i Filim.
Kiedy
pierwszy głód został zaspokojony krasnoludy zaczęły się
rozłazić po norce. Biedny Bilbo biegał za nimi po domu, pilnując
żeby czegoś nie zniszczyły.
-
Możesz zostawić tę serwetę? To nie szmata! – wyrwał jednemu
serwetkę, kiedy krasnolud wycierał nią kielich.
-
Przecież jest cała w dziurach!
-
Oczywiście, bo jest dziergana na drutach. Taka robótka ręczna. –
wyjaśnił Bilbo.
-
Jam tam wolę robić mieczem. Dziury są wtedy większe. – odparł
Bofur wybuchając śmiechem wraz z resztą rozzuchwalonych
krasnoludów.
Elaina,
Kili i Fili, wzięli swoje kubki z piwem i rozsiedli się na
korytarzu, przy drzwiach. Obaj młodzieńcy dopytywali się ją o
podróż i broń jaką ze sobą miała. Podobała im się nowa
znajoma, a już zwłaszcza to, co ze sobą przyniosła. Elaina też
była zaciekawiona nowymi towarzyszami broni i tak samo chętnie
odpowiadała na pytania, jak je zadawała.
Bilbo
patrzył ze zgrozą jak Fili kręci młynki toporami Elainy w jego
korytarzu. Kili też miał na to chętkę, ale starszy brat nie
zamierzał szybko ich odłożyć. Elaina zaś zajęta była młotem
bojowym Filego.
-
Używasz ich do miotania? – zapytał Fili przez świst jakie
wydawały topory latające nad jego głową.
-
Wolę zadawać nimi ciosy bezpośrednio niż rzucać, ale i to się
zdarzało. – odparła Elaina.
-
Są lżejsze niż moje i dla mnie trochę za lekkie do walki wręcz.
Wolałbym nimi rzucać. Ale tak po za tym są znakomite, dobrze leżą
w dłoni! – oznajmił w końcu Fili odkładając topory.
-
Teraz ja spróbuję! – Kili wziął oręż.
-
Tylko sobie głowy nie obetnij, braciszku! – zażartował Fili.
-
Do obcinania głów orków i wargów nadają się znakomicie. –
zaśmiała się Elaina
-
Zdrowie naszej nowej towarzyszki, bracie! – Fili podniósł kubek w
górę. – Czuję, że to początek obiecującej znajomości!
-
Dzięki za dobre słowa, przyjacielu! – Elaina podniosła swój
kubek.
-
Ciekawe co powie na ciebie nasz wuj? – rzucił Kili – Już widzę
jego minę jak cię zobaczy! – zaśmiał się łobuzersko, jakby
właśnie wykręcił komuś numer życia.
-
Nie wiem co powie wasz wuj. Wiem za to, że chciałabym wypróbować
twój łuk, jeśli nie masz nic przeciw Kili. – rzekła naciągając
cięciwę.
-
Jasne! Tylko nie traf w hobbita! – roześmiał się, a Fili i
Elaina razem z nim.
-
Do diaska z tymi krasnoludami! – wyrzucił z siebie Bilbo odchodząc
z pola widzenia rozbawionej trójki i chowając się trochę za
Gandalfem.
-
Mój drogi Bilbo, czemu się tak denerwujesz? – zapytał go
czarodziej.
-
Jeszcze pytasz? Wokoło same krasnoludy! Zdemolowali mi cały dom!
Tamci w korytarzu chcą tutaj strzelać z łuku. A toporami o mało
nie obcięli kandelabru. Co te krasnoludy tutaj w ogóle robią? –
żalił się hobbit.
-
Ach tak, to całkiem wesoła gromadka. Przyzwyczaisz się do nich –
odparł czarodziej.
-
Nie chcę się do nikogo przyzwyczajać! – zirytował się Bilbo. –
Nie rozumiem co oni robią u mnie w domu?
Te
ostatnie słowa praktycznie wyszeptał, bo zauważył zbliżającą
się Elainę.
-
Gandalfie, chyba pan Thorin się spóźnia. – rzekła.
-
Niedługo przybędzie.– odparł jej czarodziej, po prawdzie trochę
zaniepokojony przedłużającą się nieobecnością najważniejszego
krasnoluda.
Siedzący
obok na fotelu Balin słyszał słowa Elainy.
-
Będzie na pewno. Wyruszył na północ do naszych krewnych w ważnych
sprawach. Może nie będziesz jedynym krasnoludem spoza Ered Luin. –
odparł spokojnym tonem.
Elaina
spojrzała zaskoczona na mędrca, ale skinęła głową w
podziękowaniu za odpowiedź i oddaliła się. W korytarzu była
świadkiem jak Bilbo złorzecząc na bałagan wypadł z jadalni.
Wzięła więc do ręki stertę brudnych talerzy, która leżała na
sekretarzyku w korytarzu i podeszła do hobbita.
-
Wybacz, panie Baggins, że przeszkadzam. Gdzie sprzątnąć te
naczynia? – zwróciła się do niego.
Nagle
koło niej pojawił się Fili i zabrał jej jeden talerz.
-
Też pytanie! Daj mi go! – i rzucił nim w korytarz. Zaraz też
chwycił kolejny i powtórzył rzut.
Talerze
wpadały po kolei w ręce Kilego. Bilbo aż się złapał za głowę.
Kili zaś rzucił nim do kuchni, gdzie przejął je stojący przy
zlewozmywaku Bifur. Akrobacje, które Fili wyczyniał z miskami i
talerzami wprawiły w osłupienie nawet Elainę. Ci którzy pozostali
przy stole zaczęli stukać sztućcami rytm.
-
Możecie przestać! Bo się stępią i pogną! – zawołał hobbit.
-
Słyszeliście chłopaki? – rzekł Bofur – Boi się, że stępimy
mu noże! – zakpił. Reszta to podchwyciła i zaczęli jeszcze
bardziej walić sztućcami w stół. Kili i Fili zaczęli śpiewać, a po chwili dołączyła cała kompania, tupiąc i waląc w co tylko mieli pod
ręką. Bofur przygrywał na flecie.
Krasnoludy
śpiewały, a talerze i brudne naczynia znikały przerzucone do
kuchni przez Kilego. Zaraz też któryś z krasnoludów wychodził ze
stertą czystych.
Bilbo
był przerażony tym wszystkim. Gandalf zaś wcisnął się w róg
korytarza, by nie oberwać latającą porcelaną, zresztą podobnie
uczyniła Elaina i oboje śmiali się serdecznie.
Bilbo wpadł do jadalni i
zobaczył ku swemu zdziwieniu wszystkie naczynia i sztućce ułożone
na stole. I czyste! Jeszcze przed chwilą żegnał się ze pamiątkową
zastawą matki, a tu taka niespodzianka. Wszystkie krasnoludy wybuchły śmiechem. Gandalf wymownie uniósł
brwi i uśmiechnął się serdecznie, a Elaina poklepała go
przyjaźnie po ramieniu.
No
dobrze, te krasnoludy nie są takie złe. Ale opróżnienia spiżarki
Bilbo nie miał zamiaru wybaczyć.
Nagle
rozległo się głośne walenie do drzwi.
-
Doczekaliśmy się. Teraz jesteśmy w komplecie. – rzekł
enigmatycznym tonem czarodziej i udał się by otworzyć drzwi.
Reszta pośpiesznie łącznie z hobbitem, podążyła za nim. Elaina
stanęła za Filim w korytarzu. Czarodziej otworzył okrągłe drzwi.
-
Gandalfie! Mówiłeś, że łatwo tu trafić. – usłyszała sprzed
drzwi niski, niezadowolony głos. Wyjrzała zza pleców Kilego.
Dumny, potężnej budowy krasnolud wszedł do hobbitowego domu.
Nigdy
go wcześniej nie widziała, choć słyszała o nim bardzo dużo.
Była ciekawa jak wygląda ten sławny wojownik. Był jej bardzo,
bardzo dalekim krewnym ze strony jej ojca Raina, który był
spokrewniony z Dainem Żelazną Stopą, a Dain zaś dalekimi więzami
z Thorinem.
-
Dwa razy zgubiłem drogę. – zdjął piękną, granatowo srebrną
podróżną pelerynę, pozostając w czarnym skórzanym płaszczu,
obszytym futrem. – A gdyby nie ten znak na drzwiach, w ogóle nie
znalazł bym tego domu! – kilku krasnoludów pokłoniło się z
szacunkiem przybyszowi.
Thorin
rozglądał się po wnętrzu i uśmiechał napotykając znajome
twarze, między innymi siostrzeńców, Filego i Kilego. W końcu
odwrócił się w stronę Gandalfa i Elaina widziała tylko jego
szerokie plecy i grzywę długich, czarnych włosów spływających
po kołnierzu płaszcza.
-
Znak? Nie ma żadnego znaku! – wtrącił Bilbo – Malowałem
drzwi w zeszłym tygodniu! – biedny hobbit jeszcze miał nadzieję,
że to całe zgromadzenie może okaże się pomyłką, albo żartem
Gandalfa.
-
A jednak jest znak Bilbo. Sam go narysowałem. – odparł czarodziej
– Elaino, moja droga podejdź tutaj. – uprzejmym gestem skinął
na dziewczynę.
Thorin
odwrócił się zaskoczony. Elaina wyszła zza Filego i minąwszy
krasnoluda stanęła obok Bilba. Krasnolud uniósł brwi na widok
spodziewanego czternastego krasnoluda, który okazał się być młodą
krasnoludzką kobietą. Zmierzył ją od stóp do głów. Ubrana była
jak wojownik. Głowę trzymała wysoko i dumnie. Miała długie włosy
barwy ciemnego zimnego brązu, które sięgały połowy pleców.
Część spływała na piersi dziewczyny dwoma warkoczami spiętymi
srebrnymi pierścieniami, identycznie zdobionymi jak te, które
spinały jej brodę. Pozostałe rozsypały się na futrzanym
kołnierzu kubraka.
-
Bilbo Bagginsie, Elaino – zaczął uroczystym tonem Gandalf –
pozwólcie że wam przedstawię przywódcę naszej kompanii, Thorina
Dębową Tarczę.
-
Do usług! - Elaina pokłoniła się Thorinowi, wiedząc kogo ma
przed sobą i jak niskie jest jej pochodzenie w porównaniu z jego,
mimo, że nie była plebejuszką poprzez pokrewieństwo z Dainem,
władcą Żelaznych Wzgórz. Dębowa Tarcza odpowiedział jej lekkim
skinięciem głowy.
-
A więc to jest ten hobbit? – Thorin z trudem oderwał wzrok od
Elainy i spojrzał na Niziołka – Powiedz, panie Baggins znasz się
na wojaczce? Co wolisz bardziej? Topór czy miecz? – spojrzał
szybko na Elainę, zastanawiając się jaką bronią prócz miecza
może władać - Co byś wybrał? – krasnolud okrążył powoli
lekko zdezorientowanego Bilba i znów spojrzał mu w oczy.
-
Całkiem nieźle strzelam z procy, jeśli chcesz wiedzieć, mój
panie. – odparł Bilbo siląc się na dziarski ton – Ale nie wiem
na co ci to?
Thorin
uśmiechną się gorzko.
- Tak myślałem. To raczej jakiś sklepikarz niż włamywacz. –
powiedział ironicznie bardziej do reszty krasnoludów niż do Bilba.
Kilku zaśmiało się cicho.
Po
minie Gandalfa widać było, że wolałby żeby pierwsze spotkanie
Bilba z Thorinem przebiegło zgoła inaczej.
-
Za to ty, Elaino...– Thorin zaakcentował wyraźnie jej kobiece imię
– jak mniemam nie nosisz miecza dla ozdoby, prawda? – przyglądał się krasnoludowi, sprowadzonego przez Gandalfa.
Uwagę Thorina przykuły od razu oczy krasnoludzicy. Ciemno brązowe spoglądały na niego z odwagą i spokojem, ale i z szacunkiem. Zanim dał się omotać spojrzeniu tych hebanowych źrenic, dostrzegł trzy wąskie równoległe do siebie blizny, które rozszerzały się nieznacznie znikając pod włosami na lewej skroni dziewczyny. Zaciekawiło go, po czym była to pamiątka. Jego rozmyślania przerwała Elaina.
Uwagę Thorina przykuły od razu oczy krasnoludzicy. Ciemno brązowe spoglądały na niego z odwagą i spokojem, ale i z szacunkiem. Zanim dał się omotać spojrzeniu tych hebanowych źrenic, dostrzegł trzy wąskie równoległe do siebie blizny, które rozszerzały się nieznacznie znikając pod włosami na lewej skroni dziewczyny. Zaciekawiło go, po czym była to pamiątka. Jego rozmyślania przerwała Elaina.
-
Nie, panie, mój miecz to nie jest ozdoba – odrzekła z powagą –
Jego ostrze jest równie prawdziwe i śmiercionośne jak strzały,
którymi zabijałam wrogów.
Przez
te kilka chwil, kiedy stali naprzeciw siebie, przyjrzała się
Thorinowi. Był dość wysoki jak na krasnoluda i tylko Dwalin
przewyższał go wzrostem, ale on był prawie krasnoludzkim
olbrzymem. Długie, czarne, falowane włosy spływały Thorinowi po
plecach. Kilka siwych pasm mieniło się srebrem tuż przy czole i
skroniach, dodając twarzy dostojności, a ciemne, gęste brwi -
surowości spojrzeniu stalowo błękitnych oczu. Thorin nie nosił
długich wąsów ani brody, ale krótko przystrzyżone, co było
dziwne jak na krasnoluda w jego wieku i jego pochodzenia. Mimo
wszystko jednak taki zarost podkreślał szlachetne rysy jego twarzy.
Elaina zauważyła iskierkę ciekawości, kiedy dostrzegł jej
blizny. Ale teraz patrzył na nią przychylnym, ale dumnym i
wyniosłym spojrzeniem.
-
A więc jesteś także łucznikiem – to dobrze. Bystre oczy będą
nam potrzebne podobnie jak ostrze twego miecza, gdy przyjdzie na to
czas. – uśmiechnął się łaskawie krasnolud, po czym odwrócił
się i ruszył do jadalni po drodze odwieszając pelerynę na haczyk
w korytarzu, gdzie wisiały odzienia reszta kompanii.
_______________
_______________
Opowiadanie powstało na na
podstawie powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z
powrotem” oraz ekranizacji
tej powieści w reż. Petera Jacksona.
Cudownie! Bardzo się cieszę, że postanowiłaś publikować pierwszą część. Bardzo ją lubię i chętnie przeczytam ją od nowa.
OdpowiedzUsuń-Dis
:)
UsuńJaka fantastyczna niespodzianka Dorotko. Z miłą chęcią odświeżę sobie tę historię ;) Przepraszam za dociekliwość ale czy Twoja dłuższa nieobecność miała może związek z Twoim hobby- rekonstrukcją historyczną? Napisałaś "projekty" i tak mi się skojarzyło z tym co pisałaś w poście noworocznym ;) Swoją drogą nie mogę się doczekać aż uchylisz nam rąbka tajemnicy na ten temat ^^
OdpowiedzUsuńTak, miało to związek z moim hobby :)
OdpowiedzUsuńAch! To w takim razie wysiłek, zaangażowanie i poświęcony czas podwójnie cieszy :D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę Doroto, że zdecydowałaś się na ponowne udostępnienie pierwszej części swojego fanfika. Super będzie wrócić do tych pięknych emocji. Dzięki :-)
OdpowiedzUsuńDla mnie również to powrót. Do korzeni można by powiedzieć, bo od tego fanficka wszystko się zaczęło :P
Usuń