wtorek, 11 kwietnia 2017

"Kres drogi", rozdział 3

Trzeci rozdział opowiadania - zapraszam do lektury :) 



Rozdział III
Pokazują się nowe ścieżki

Elaina z uśmiechem na twarzy spoglądała na Thorina, który był „przekazywany” raz po raz sobie nawzajem przez Kilego i Filego. Siostrzeńcy bardzo entuzjastycznie zareagowali na wiadomość o pierworodnym wuja, więc musieli to okazać w specyficzny dla siebie sposób.
- Fili, Kili… - Dis zmarszczyła brwi, odsuwając synów od brata – Dajcie już wujowi spokój. - kobieta położyła dłonie na ramionach króla - Bracie najdroższy, cieszy mnie twoje szczęście, oby Aule dał ci syna, a twojej Elainie zdrowie i siłę. - szepnęła i ucałowała Thorina w oba policzki.
- Dzięki, siostro. - Thorin bez ostrzeżenia uniósł Dis i obrócił się z nią wkoło.
- Odmłodniałeś, bracie. Figle ci się w głowie klują, jak za młodych lat! - zaśmiała się Dis, gdy Thorin odstawił ją na ziemię, a on tylko się uśmiechnął.
Z boku obserwowali tę scenę Dwalin i Balin, czekając z cierpliwością na swoją kolej, by pogratulować przyjacielowi przyszłego ojcostwa. Gdy więc Dis skierowała się ku Elainie, podeszli do Thorina.
- No i widzisz, bracie… nigdy nie myślałem w Górach Błękitnych, że dożyję takich radosnych chwil. Los ci sprzyja, Thorinie. - rzekł Dwalin i ścisnął mocno, po męsku ramię Thorina.
- Dzięki Dwalinie. Ród władców Ereboru przetrwa, bo linia królów się umacnia. - rzekł poważnie Thorin i spojrzał na Balina, który stał obok brata.
- Namawiałeś mnie do tego jeszcze w chatce hobbita, przyjacielu. Pamiętasz? Mówiłeś, ożeń się Thorinie, miej synów. - rzekł do siwego krasnoluda z uśmiechem.
- Pamiętam to, chłopcze. - odparł Balin i uściskali się oboje. - Bardzo dobrze to pamiętam, ale wtedy nie dałeś się przekonać, choć już wtedy nie mogłeś oderwać od niej wzroku, więc dlatego odpuściłem, zostawiając wszystko naturalnemu biegowi. Gratulacje przyjacielu! Obyście dożyli trzystu lat w spokoju i dostatku!
- Dzięki Balinie, dzięki za wszystko. - rzekł Thorin uśmiechając się lekko.
- Pani Elaina wygląda zachwycająco, prawda Dwalinie? - rzekł Balin, patrząc z ojcowską czułością na krasnoludzicę.

- Zawsze była z niej urodna kobitka. - mruknął Dwalin – Ale Thorin i regularne wycieczki w leśne ostępy dodały jej jeszcze uroku. - zaśmiał się, szturchając Dębową Tarczę znacząco w żebra. Cała trójka się roześmiała, ale Thorin po chwili spoważniał, patrząc na żonę. Trzymała dłonie na krągłości, która już znacznie była widoczna pod suknią. Kilka tygodni zwlekali z ogłoszeniem decyzji, samemu ciesząc się szczęściem, które ich spotkało. Dopiero, gdy powiększające się kształty Elainy stały się źródłem plotek, wezwano nadwornego medyka, by stwierdził oficjalnie to co wszyscy już i tak wiedzieli. Mimo to euforia jaka ogarnęła poddanych i dwór była ogromna. Wyglądało to tak, jakby ktoś otworzył śluzy tamy i woda wcześniej uwięziona, swobodnie, z właściwym sobie impetem opuściła okowy.
Thorin patrząc na Elainę miał w pamięci jeszcze jeden ważny aspekt, który był skutkiem stanu Elainy. Przyszedł nareszcie czas, by Kili oficjalnie przejął funkcję dowódcy Gwardii, którą nadal teoretycznie sprawowała Elaina. Teoretycznie, bo w praktyce Gwardią całkowicie już dowodził młodszy z siostrzeńców. Gdy więc radosna atmosfera trochę opadła i każdy z zebranych począł szukać sobie partnera do rozmów, bądź miejsca przy stole Thorin podszedł do Kilego.
- Jeszcze raz serdeczne gratulacje wuju! - krasnolud z uśmiechem wzniósł kielich widząc zmierzającego ku niemu króla.
- Dzięki, Kili. - Thorin położył dłoń na ramieniu Kilego. - Chodź, mam ci coś do powiedzenia. - wskazał głową wielki taras.
- Dobrze wuju. - odparł Kili poważniejąc w momencie.
Oboje wolno wyszli z komnaty.
Elaina wraz z Dis siedziały z boku i przyglądały się zebranym, gawędząc o błahostkach. Nie uszło ich uwadze jednak, że Thorin i Kili wyszli.
- Thorin załatwia sprawy królestwa nawet, gdy spotykamy się w rodzinny gronie. - mruknęła z przekąsem Dis. - Mógłby poczekać do rana.
- Dziwię ci się Dis. - rzekła po chwili namysłu Elaina – Pochodzisz z królewskiego rodu, tym bardziej powinnaś rozumieć, że od rządzenia nie ma przerw. Thorin jest królem, jego myśli krążą wokół Ereboru, jego spraw i starań o jego najwyższe dobro. Jesteś wnuczką króla, twój ojciec władał w Błękitnych Górach… Nie rozumiem, czemu cię to razi.
Dis spojrzała zdziwiona na Elainę, ale zaraz gorzko się uśmiechnęła.
- Moja dobra, prosta Elaina. - pogładziła ją po policzku łagodnie. - Właśnie dlatego mam takie zdanie. Każdy z nich powinien był więcej czasu poświęcać rodzinie. Królestwo nie ucieknie. Dziadek miał w głowie tylko skarb i złoto, ojciec obsesyjnie marzył o odzyskaniu Góry, a Thorin… Thorin, jest królem owszem. Władcą z krwi i kości… i to mu zasłania widok na resztę. Zwłaszcza teraz, gdy spodziewasz się jego dziecka… - Dis znów spojrzała za bratem i synem w otwarte drzwi tarasu. - Pamiętam jak brakowało mi obecności ojca Filego i Kilego, gdy wyruszał na wyprawy z moimi braćmi, ciągle mając służbę królestwu ponad mnie i synów. Nie zrozumiesz tego, kochana, póki tego sama nie doświadczysz, choć nie życzę ci tego. Samotne noce, gdy tak słodko byłoby dzielić radość rodzicielstwa z ukochanym. - szepnęła Dis, wzruszona.
- Och, nie… proszę, nie płacz. - Elaina przytuliła ją.
- Jesteś dobrą kobietą Elaino, mój brat nie mógł trafić lepiej.
Młodsza krasnoludzica uśmiechnęła się ciepło, ale po chwili sama spojrzała w kierunku tarasu, marszcząc lekko brwi.

Kilkanaście dni później w sali audiencyjnej, gdzie zebrała się cała Gwardia Królewska, najważniejsi dostojnicy dworscy i wojskowi, Thorin mianował Kilego na dowódcę Gwardii.
Gdy krasnolud złożył przysięgę, a naramienniki z emblematami dowódcy spoczęły na barkach Kilego, sala zadrżała od jednogłośnego okrzyku żołnierzy na jego cześć. 
Elaina, przyglądając się jak Kili zbiera gratulacje od przyjaciół i podwładnych, zbliżyła się do Thorina, który przez całą uroczystość zdawał się być czymś zdenerwowany.
- Czy coś cię dręczy Thorinie? - szepnęła.
- Skąd ta myśl? - odparł cicho, ale gdy napotkał jej spojrzenie, westchnął – Są frakcje w Ereborze, które wywierają naciski by zorganizować wyprawę do Khazad-Dumu. Jakiś czas temu ich przedstawiciele rozmawiali z Balinem. Chcą, by przekonał mnie do wyrażenia zgody na to szaleństwo.
Elaina milczała chwilę.
- I… zgodzisz się? - spytała nieśmiało.
- Zgodzić się? - prychnął z narastającą złością Thorin – Khazad-Dum to teraz gniazdo goblinów i orków. To grób dla każdego, kto tam pójdzie. Poza tym mędrcy, którzy tak żywo krzyczą o odzyskanie naszego dawnego królestwa, zapominają o Zgubie Durina.
- Myślisz, że to coś jeszcze żyje? - mruknęła Elaina, wciągnięta w temat.
- Myślę, moja droga, że ta bestia żyć będzie wiecznie, bo to nie jest śmiertelna istota podobna nam, ale pomiot dawnych Er, które pamiętają już tylko elfy. Nie zgodzę się posłać na śmierć naszych rodaków.
Thorin zacisnął dłoń na rękojeści miecza i zamilkł. Przez dłuższą chwilę oboje przyglądali się Kilemu, który brylował wśród zebranych. Elaina widziała, że Thorin jest dalej wzburzony, bo milczał, a ciemne brwi zacieniły jego błękitne oczy.
- Dlaczegóż to Thorinie, moje pasowanie na dowódcę Gwardii było tak dalece skromniejsze od tego? - spytała go cicho z uśmiechem. - Czyż byłam gorsza?
Krasnolud odwrócił się i widząc w oczach żony wesołe iskierki, znów spojrzał na Kilego, milcząc, ale jego wzrok się rozpogodził.
- W twoim przypadku liczył się czas. - odparł po chwili.
- To znaczy? - kontynuowała zabawę Elaina.
- To znaczy, że gdybym bawił się w organizowanie takiej fety, zdążyłabyś mi uciec do Żelaznych Wzgórz moja droga, a miałem zbyt mało wojska, by urządzać oblężenie tej twierdzy. - wyjaśnił poważnym tonem Thorin.
Elaina zakryła usta, by stłumić śmiech i spojrzała na Thorina, on odwrócił do niej głowę, poważny i groźny, ale zaraz się również roześmiał.
- Zachowajmy powagę moja droga. - dodał po chwili i odchrząknął, zakładając dłonie za siebie. Znów przybrał zwyczajną dla siebie ponurą minę.
- Jak sobie życzysz, wasza wysokość. - szepnęła Elaina, posyłając mu pełne czułości spojrzenie, co wywołało znów lekki uśmiech na twarzy króla.

Kilka miesięcy później…
Świat jej wirował, jakieś cienie krążyły wokół niej. Przymknęła oczy, ale coś nie pozwalało jej zasnąć. Podniosła powieki z wielkim trudem, jakby były z kamienia. Komnata oświetlona lampami i ogniem z kominka, zdawała się być przytulna i bezpieczna. Nagle dotarła do niej jedna myśl.
- Dziecko!… - chciała zawołać, ale z jej gardła wyszedł jedynie chrapliwy skrzek, uniosła więc tylko dłoń ponad pościel. Wspomnienia ostatnich godzin wracały powoli, ale były jasne. Przypomniała sobie, że kilka godzin temu głośno krzyczała. Poczuła, że wszystko ją boli.
- Proszę… - znów spróbowała przemówić, ale efekt był podobny jak minutę wcześniej.
Mimo to ta karykatura głosu starczyła, by ktoś wstał z krzesła z wysokim oparciem. Zmrużyła oczy.
- Dajcie mi moje dziecko… - szepnęła błagalnie, czując że zaraz zacznie płakać – Gdzie ono jest? - instynkt matki budził się w niej z siłą jakiej się nie spodziewała.
Postać zbliżyła się i Elaina rozpoznała w niej Thorina, Był bez koszuli, trzymał coś w ramionach. Coś małego, owiniętego w materiał, który zwisał długim ogonem z ramienia krasnoluda. Chwyciła słabo koniuszek tkaniny. Była miękka i miła w dotyku.
- Thorin… - Elaina, spróbowała podnieść się na łóżku, ale nie starczyło jej sił.
- Leż, leż kochana i nie wstawaj. Musisz odpocząć. - usłyszała jego cichy głos, a potem poczuła jak siada obok niej. - To czego dokonałaś wczoraj, kosztowało cię mnóstwo sił. A to sprawca całego zamieszania...
Thorin pochylił się i z delikatnością i czułością, jakiej nigdy u niego nie widziała, ułożył obok niej zawiniątko.
Elaina spojrzała i spanikowany, nerwowy wzrok w sekundzie złagodniał, a kobieta dotknęła maleńkiego noska, policzka i meszku brwi na twarzyczce noworodka, który czując zapach matki poruszył się i zaczął cicho mlaskać. Krasnoludzica zmarszczyła brwi i przysunęła dziecko do piersi, a ono, gdy tylko ją odsłoniła, wpiło się w nią, małymi rączkami ugniatając ciepłą skórę matki.
- To syn, Elaino. - odezwał się Thorin, patrząc na swoją rodzinę.
- Thurin, takie będzie nosił imię. - szepnęła Elaina.
Krasnolud uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Thurin... syn Thorina. - szepnął z dumą.

* * *

Elfy nie zwlekały zbyt długo z podjęciem wędrówki do stolicy Leśnego Królestwa. Kilka minut zajęła im rozmowa, być może narada, jak podejrzewały krasnoludy i padła komenda, by ruszać. Krasnoludy zgodnie ze swą naturą niezbyt ufały elfom, ale słowa kapitana o niebezpieczeństwach czyhających w lesie wzięły sobie mocno do serca. Zwłaszcza Elaina i Gloin, w których pamięci dość jaskrawo odświeżyły się traumatyczne wspomnienia spotkania z gigantycznymi pająkami. Elaina poluzowała więc pasy miecza, by w razie czego łatwo go dobyć, a Gloin pewniej począł trzymać topór. Gimli również był czujny, ale widać było, że nowe otoczenie trochę go rozkojarzyło. Młody krasnolud porównywał w głowie Mroczną Puszczę jaką widział z tym co znał z opowieści ojca i innych uczestników wyprawy do Ereboru.
Elfy podczas wędrówki pozostawały opanowane i po ich twarzach nie można było niczego poznać. Rozglądały się uważnie, bo choć ścieżka była oświetlona przez latarnie, dające jako takie poczucie bezpieczeństwa, to dało się wyczuć grozę, która czaiła się w ciemnościach i wpełzała na ścieżkę mackami cieni. Grozę, która dziwnie oplatała serce trwogą i odbierała zdolność logicznego postrzegania sytuacji, a pozostawiała jedynie narastającą chęć ucieczki. Paradoksalnie jednak ciemność dziwnie przyciągała wzrok i uwagę. Zwłaszcza najmłodszego krasnoluda.
- Nie patrzcie w las. - odezwał się nagle ostro jeden z elfów, widać obserwujący zachowanie krasnoluda - To nie jest zwykły mrok nocy, to cień, tchnienie czarnej magii, która przypełzła tu aż z Dol Guldur. Biada temu kto się jej podda, bo postrada zmysły i chcąc ze strachu ratować życie pomknie w las.
- To znaczy? - mruknął butnie Gimli, maskując lekki niepokój.
- Puszcza zachowuje się dziwnie, traktuje wrogo każdego, kto zapuści się w jej ostępy. - nagle gdzieś z boku coś trzasło, jakby na potwierdzenie słów elfa. Potężny korzeń wyrwany z ziemi uniósł się i wrósł bliżej ścieżki. Jednocześnie zerwał się dziwny, nienaturalny wiatr, który wionął na wędrowców z głębi Puszczy - duszny i zatęchły, jakby oddech jakiejś bestii. Grupa się gwałtownie zatrzymała, gotowa do odparcia ataku. Nic się jednak nie działo, powiew ucichł i znów zapadła cisza. Nie skrzypnęła ani gałązka, nie zaszeleścił ani jeden liść.
- Co to było? - odezwał się w końcu Gloin, wskazując na korzeń, który wyglądał teraz jakby rósł przy ścieżce od dziesiątek lat.
- Musimy się pośpieszyć. - zarządził elfi kapitan i elfy pchnęły krasnoludów, by przyśpieszyli kroku.
- Co się dzieje? - wysapała Elaina, prawie biegnąc.
- Las żyje, ale nie w zwykłym rozumieniu tych słów, drzewa nie są już przyjazne, ale zabójcze, szukają pretekstu by zaatakować, prowokują was byście poddali się lękowi. - elf, który wcześniej udzielił już kilku wyjaśnień. - Wielu krasnoludów i ludzi przepadło bez wieści w tym lesie.
- A wy? Was nie atakują? - spytała nagle Elaina, zdając sobie sprawę, że przecież elfy jakoś musiały się po Puszczy poruszać.
- Nas nadal Mrok się obawia, a my umiemy się oprzeć jego złej mocy, bo jesteśmy dziećmi Iluvatara. Widzisz te latarnie krasnoludzie? - elf wskazał lekkim gestem dłoni na oświetlenie drogi. - Blask, który rozprasza ciemności to nie ogień, ale światło gwiazdy Ealendila. Odstrasza złe moce. Dzięki niemu możemy tą ścieżką swobodnie podróżować.
Elaina uważniej poczęła przyglądać się wiszącym na kamiennych filarach lampom. Istotnie, gdy się przyjrzała nie było w nich płomienia, ale samoistny, biały blask jaśniejący niczym zwielokrotnione światło gwiazd na bezchmurnym nocnym niebie.
- Dotarliśmy. - z zamyślenia wyrwał ją głos dowódcy. Elfy ze względu na wyższy wzrost wcześniej zauważyły, ukrytą za krzakami drewnianą przystań i przywiązaną do niej długą łódź. Odwiązały szybko cumy i gdy wszyscy znaleźli się na pokładzie, odbiły od brzegu. Przystań oświetlona białym, przyjaznym światłem, szybko zniknęła za zakrętem Leśnej Rzeki.
Elfia łódź mknęła, zwinnie tnąc ciemną wodę, ku stolicy elfów. Na wysokim dziobie i rufie zakończonej wyrzeźbioną z drewna smukłą szyją i głową łabędzia, również zawieszone były latarnie z białym blaskiem gwiazdy. Elaina wiedziała, że to już ostatni etap podróży do pałacu Thranduila. Spojrzała na swoich towarzyszy. Gimli w milczeniu siedział oparty o topór, a jego ojciec widać na czymś mocno rozmyślał.
- Coś cię trapi Gloinie? - spytała w khuzdul krasnoludzica.
- Martwi mnie to jak elfy przyjmą naszą wiadomość. Ich król jest nieprzewidywalny, to zarozumiały, dumny paniczyk, zamknięty w swoim leśnym pałacu. A jeśli nam nie uwierzy? Elaina milczała przez chwilę.
- Musimy zrobić wszystko by uwierzył, Gloinie. Zresztą, jak sami powiedzieli – wskazała wzrokiem na elfy – Mrok ogarnia Puszczę coraz bardziej. Nawet my jesteśmy w stanie wyczuć, że tamta Puszcza sprzed lat to było nic, w porównaniu z tym co czai się tu teraz. Za nic nie weszłaby do niej drugi raz sama, tak jak wtedy Gloinie.
- Ani ja, pani Elaino. - mruknął Gloin, czując ciarki na plecach. - Ani ja.
Ich rozmowę przerwał nagle odgłos rogu, płynący gdzieś z oddali. W odpowiedzi jeden z elfów również zadął w róg. Sternik mocno skręcił i łódź wypłynąwszy zza zakrętu znalazła się na wprost potężnych kamiennych murów, w których przerwę stanowiła jedynie masywna zakratowana brama. Elf na dziobie ponownie zadął w róg i brama ze zgrzytem i chlupotem poczęła podnosić się z wody, otwierając im wejście do królestwa Thranduila.
Elaina w Leśnym Królestwie była dwa razy. Raz jako więzień - ranny, wtrącony do lochów, gdy kompania wędrowała do Ereboru i raz jako gość - małżonka króla spod Góry, przyjmowana z szacunkiem i chyba nawet sympatią przez władcę elfów. Zastanawiała się więc dziś jaki charakter będzie miała ta wizyta. Wyglądem przypominała bardziej krasnoluda sprzed ośmiu dekad, ale na tym podobieństwo się kończyło. Czas odmienił ją zupełnie, jej serce, postrzeganie świata. Płynąc łodzią wraz z elfami, patrzyła na mijane brzegi, na grube pozawijane wśród murów konary drzew, tworzące wraz z nimi fasadę pałacu Thranduila, starała sobie przypomnieć swoje odczucia, kiedy w przeciwną stronę uciekali w beczkach i potem, gdy jako gościa witano ją tu ponownie. Echo strachu o życie, ból obitego ciała po podróży w beczce szybko odszukała w umyśle, zaraz pojawiło się też nikłe wspomnienie, że mimo tego nadal tliła się wtedy w jej sercu żądza i ciekawość dalszych zdarzeń, pytania o to co będzie, gdy dotrą do Ereboru, Nie mogła przewidzieć grozy i bólu wydarzeń, które miały nastąpić gdy tam dotrą.
Łodź przepłynęła zwinnie pod mostem przerzuconym ponad rzeką, opleciony korzeniami rosnących na przeciwległych brzegach dębów. A co czuła gdy była tu z Thorinem? Skupiła się mocno… ale nie mogła przywołać żadnych wyraźnym uczuć. Jedynie obrazy – siebie u boku Thorina, Thranduila lekko uśmiechniętego, gdy patrzył na jej mocno odznaczający się pod szatami brzuch. Pojawiło się też mgliste wspomnienie rudowłosej elfki, która kiedyś uratowała jej życie. Ale nie była pewna czy to na pewno ją widziała wśród świty elfiego władcy. Wspomnienia wyostrzyły się bardziej, gdy pomyślała o tym co nastąpiło w dniach po wizycie u elfów. Narodziny syna, ogromna radość króla, nieprzespane noce, gdy opiekowała się maleństwem, uparcie odmawiając pomocy nianiek, jedynie dopuszczając do siebie siostrę Thorina i jego samego. Nagle umysł niespodziewanie podsunął jej wspomnienie zapachu maleńkiego Thurina, gładkości jego skóry, gdy tuliła go do siebie...
Elaina wciągnęła powietrze, bo poczuła, że ściska jej się gardło. Ciężko było jej się opanować, nie spodziewała się, że to wspomnienie się pojawi, że będzie tak silne, że wróci po tylu latach i to akurat w tym miejscu. Odwróciła głowę od załogi, by nie widzieli kilku łez spływających po policzkach. A więc z tym jej pamięć wiązała to miejsce. Siedziba Thranduila w dziwny sposób skojarzyła jej się z tym, co było w jej życiu najpiękniejsze i co uczyniło ją szczęśliwą. Wytarła wierzchem dłoni policzki. Okrutny żart losu.
Łódź popłynęła do brzegu i zatrzymała się przy pomoście. Jeden z elfów wyskoczył na brzeg i przywiązał cumę do kamiennego słupa. Strażnicy stojący przy wrotach do pałacu odwrócili głowy w kierunku przybyszów mechanicznym ruchem, nie czyniąc jednak więcej żadnego gestu.
- Gapią się na nas. - mruknął Gimli wskazując głową na strażników.
- Póki się gapią nic nam nie grozi. - rzekła Elaina.
- Więc nie zrób czegoś co by zmusiło ich do podejścia do nas. - dodał Gloin, mierząc straże niezbyt przyjaznym wzrokiem.
- Przeklęte elfy. - sarknął cicho w brodę Gimli.
- Za mną. - odezwał się nagle elf, który pojawił się za nim. Gimli odwrócił się gwałtownie zaskoczony, ale Gloin położył mu dłoń na ramieniu i pchnął w kierunku, który wskazał elf.
Grupa podeszła do strażników.
- Prowadzimy posłów od króla krasnoludów z Ereboru. - rzekł elf podając jednocześnie glejt.
- Przepuścić. - odparł po chwili strażnik, rzuciwszy okiem na pergamin.
W tym samym momencie wrota do pałacu poczęły się otwierać i krasnoludy wraz z eskortą weszły do środka. Elaina i Gloin obrzucili jedynie wzrokiem wnętrze w jakim się znaleźli, ale Gimli rozglądał się mocno zaciekawiony. Nie spodziewał się bowiem takiej przestrzeni i bądź co bądź kunsztu z jakim wykonano choćby ogromne, kamienne kolumny wspierające ginący w mrokach wysokich sal, sklepienie. A może nie było go w ogóle? Byłoby to całkiem prawdopodobne, gdyż do pałacu elfów promienistymi smugami wpadało, mleczne białe światło księżyca. Gimliemu przyszedł od razu na myśl stary, dębowy las, w którym grube pnie, jak mijane przez niego kolumny, wspierają korony potężnych drzew, zacieniających runo leśne niczym dach. Niewiele mniejszą uwagę krasnoluda skupiał płynące gdzieś w dole rwące odnogi Leśnej Rzeki, ponad którymi wiły się mostki i promenady, którymi w większości były gigantyczne korzenie. Łączyły one ze sobą kolejne wyspy skalne, na których zbudowano place, niewielkie domy lub schody. W pewnym momencie, gdy krasnoludy przechodziły przez kolejny most, Gimli dostrzegł w oddali, w jednej z ogromnych sal, usadowiony na skale, promieniście rozgałęziony kształt - jakby drzewo puściło swe gałęzie wprost ku niebu, tworząc ażurową ścianę. Gimli na chwilę stracił z oczu dziwny obiekt, bo weszli w kolejny korytarz, ale gdy go znów zobaczył, teraz o wiele bliżej, uświadomił sobie, że to coś na kształt tronu. Rozejrzał się - skała i drzewo, obmywane u stóp przez spienione wody rzeki, były jedynym co wznosiło się w wielkiej sali.
Most którym szli, skręcił gwałtownie i znów znaleźli się w korytarzu, wykutym w skale, który na swym końcu rozgałęział się w dół i w górę. Tu kompania się zatrzymała. A elfi dowódca zniknął w korytarzu prowadzącym ku górze. Gimli zauważył, że ojciec i pani Elaina z dziwnym niepokojem spoglądają na schody prowadzące w dół.
- Co tam jest? - mruknął wskazując wzrokiem kierunek.
- Elfie lochy. - odparł Gloin i odchrząknął.
Gimli pojął szybko dlaczego towarzysze tak nerwowo się zachowywali, a pamięć odświeżyła mu ten fragment opowieści ojca, który traktował o pobycie kompanii Thorina w niewoli u elfiego władcy. Sam więc obrzucił zaniepokojonym wzrokiem ciemne schody i zachowawczo zrobił krok, odsuwając się od nich.
Tymczasem Elaina spojrzała w górę na stojącego obok elfa.
- Na co czekamy?
- Jego wysokość jest zajęty. - odparł elfi kapitan, który właśnie wrócił. Wraz z nim pojawił się drugi elf - jasnowłosy, ubrany o wiele dostojniej niż dowódca grupy znad rzeki.
- Nie możemy czekać. - odparła Elaina, niezadowolona. - Mamy ważne informacje.
- Krasnoludzie, powinieneś być wdzięczny, że król pozwala wam czekać tu, bo mógł wam przydzielić do oczekiwania trzy przytulne cele w lochach. Pasują na krasnoludy idealnie. - zaśmiał się jasnowłosy i zawtórowała mu reszta.
Gloin zmilczał docinkę, podobnie jak Elaina, za to Gimli zazgrzytał zębami ze złości.
- Elfom widać nieznana jest gościnność i zwyczaje honorowe traktowania posłów. - wypalił nagle, a Elaina zmroziła go wzrokiem.
- Milcz synu! - warknął Gloin.
Jasnowłosy elf podszedł wolno do Gimlego.
- Nie widziałem cię nigdy wśród posłów do mego króla krasnoludzie, więc mniemam, żeś niewiele razy miał okazję widzieć coś poza wnętrzem Góry. Dlatego też ujdzie ci płazem ta uwaga, ale gdyby się jeszcze raz przydarzyło, że w mojej obecności rzekniesz coś co obrazi mych braci, utnę ci łeb krasnoludzie.
Gimli już, już miał odgryźć się równie siarczystą ripostą, ale poczuł na ramieniu ciężką dłoń ojca i zaniechał tego zamiaru.
- Nie spodziewałem się, że zobaczę znów ciebie pani w naszym królestwie. - elf zwrócił się gładkim tonem do Elainy. - Jakież to informacje macie do przekazania memu władcy?
- Wybacz, ale mam rozkaz przekazać, je bezpośrednio królowi Thranduilowi. Mogę rzec jedynie, że nie są to dobre wieści.
- Cóż, myślę, że król znajdzie już dla was chwilę. I dobra rada… - elf spojrzał na Gimlego - … mój ojciec nie jest tak wyrozumiały jak ja, lepiej więc dla was, by wasz towarzysz się nie odzywał.
Gimli zmierzył morderczym wzrokiem elfa, który skinął lekko głową Elainie ignorując całkowicie krasnoluda, następnie wskazał ręką korytarz prowadzący do sali tronowej i gdy krasnoludy weszły do niego, podążył za nimi.
Korytarz był szeroki i wysoki, zdobiony delikatnymi płaskorzeźbami przedstawiającymi liście i kwiaty i prowadził łagodnym podejściem w górę, gdzie otwierał się na szeroką promenadę prowadzącą pod sam tron króla elfów. Elaina podniosła wzrok i od razu dostrzegła siedzącego na tronie Thranduila, skąpanego w smudze, padającego na cały tron światła. Gdyby nie to, że przyjmował pozycję niezbyt oficjalną, z nogą założoną na nogę, patrząc gdzieś w dal nieobecnym wzrokiem to byłby to widok imponujący. Elaina uśmiechnęła się pod nosem. Thranduil nie zawiódł jej „oczekiwań” - jak zawsze lekceważący i dumny nie zaszczycił ich spojrzeniem do momentu, aż trójka krasnoludów stanęła przed jego tronem. A i wtedy jedynie ruchem źrenic, okazał im jako taką uwagę.
- Panie, krasnoludy z Ereboru. - rzekł dowódca elfiej eskorty i zgiął się w pół przed królem, podobnie jak jego ludzie.
Jasnowłosy elf wyminął stojących nieruchomo krasnoludów i stanął obok króla.
- Co sprowadza was do mego królestwa? - odezwał się Thranduil, już z większą uwagą spoglądając na krasnoludów, ale wzrok zawiesił na Elainie. - Ubolewam nad stratą jaką poniosło królestwo Ereboru. Śmierć króla Thorina i jego synów musiała być ciężkim przeżyciem dla wszystkich. - dodał po chwili, nim któryś z krasnoludów zdążyć zacząć mówić. - Pani Elaino… zatem słucham, po co nowy król przysłał was do mnie?
- Wdzięczni jesteśmy za słowa ubolewania. - rzekła Elaina, występując na przód - Przybywamy niosąc niepokojące wieści spod Góry i przestrogę. Kilka dni temu pod Górą pojawiło się trzech wysłanników Mordoru – rzekła. - Nie byli to orkowie, ale czarni jeźdźcy, bez twarzy. Król Dain podejrzewa, że zbliża się wojna, do której dąży władca Mordoru. Tym dziwniejsze zdało się, że owi jeźdźcy proponowali nam sojusz w imieniu swego pana.
Elf zmrużył lekko oczy nie spuszczając wzroku z Elainy.
- Sojusz? - elf uniósł ku górze jedną z brwi. - Mordor szuka sojuszników?... - elf rzekł cicho, a na jego twarzy Elaina pierwszy raz zobaczyła niepokój. - Mów dalej. - król uniósł lekko dłoń.
- Był też drugi powód ich pojawienia się. Szukali Pierścienia. - rzekła Elaina.
Thranduil zamarł.
- Jedynego Pierścienia? - pochylił się ku Elainie.
- Nie innego. Legendy, które opowiadano wśród ludzi i krasnoludów okazały się prawdą. - rzekła gorzko Elaina - Szukali Pierścienia i naszego druha, hobbita, dzięki któremu opuściłam kiedyś twoje lochy.
Thranduil przymknął oczy i długo milczał. W jego nieśmiertelnym, niewzruszonym przez tyle wieków sercu, pojawił się dawny ból i strach. Przed oczami stanęła mu równina Dagorlad - świadek wielkiej, krwawej bitwy stoczonej przez sojusz ludzi i elfów przeciw Sauronowi. Groza i rozpacz tamtych dni wróciła z podwójną siłą. Thranduilowi przed oczami pojawił się martwy ojciec… mimo że sądzili, iż tamtego dnia pokonali Saurona cena za zwycięstwo dla wszystkich zdawała się zbyt wielka.
- Ojcze? - jasnowłosy elf pochylił się ku pogrążonemu w ponurych wspomnieniach ojcu.
Thranduil spojrzał na syna i lekko się uśmiechnął.
- Legolasie, mój synu czekają nas dni próby, dni mroku i smutku. - rzekł cicho w sindarinie. - Cień, który odegnałem wespół z Elrondem z Dol-Guldur znalazł sobie siedlisko w Mordorze i przez te wszystkie lata budował swoją potęgę. A my znów nie podjęliśmy żadnych starań, by pokrzyżować jego plany. Udasz się zatem czym prędzej do Doliny Imladris, by przekazać Elrondowi i obecnym tam członkom Rady, że więzień zbiegł… i że wpadł w ręce Wroga. Rozmówię się z krasnoludami, nim wydam ci ostateczne rozkazy.
Legolas skinął głową, choć nie wszystko rozumiał, z tego co rzekł u ojciec. Thranduil tymczasem wstał, powoli zszedł z podwyższenia i skinął na Elainę.
Krasnoludzica, obejrzała się na Gloina i Gimlego i poszła za elfem. Elf nie odzywał się, póki nie zostali całkiem sami.
- Chcę ci coś pokazać. - rzekł enigmatycznie.
- Jaki to ma związek z naszą rozmową? - odparła Elaina, ostrożnie schodząc po schodach. Elf prowadził ją do lochów. - Po co tu idziemy?
- Cierpliwości krasnoludzie. Wy śmiertelni nie macie za grosz umiejętności cierpliwego czekania. - rzekł ganiącym tonem elf.
Przemierzyli jeszcze dwa poziomy i ostatecznie znaleźli się u ujścia ciemnego tunelu. Oświetlała go jedna pochodnia, zawieszona na jego końcu, ale przez to dało się dostrzec coś na kształt dużej obmurowanej studni.
- Co tam jest? - Elaina spojrzała na Thranduila.
- Najgłębszy z moich lochów. Jakiś czas temu, na prośbę jednego ze Strażników Północy i Gandalfa Szarego, więziłem tam pewną istotę. Podłą i szkaradną. Kilkanaście dni temu duży oddział orków napadł na pałac. Zdołali wejść od strony rzeki. W zamieszaniu, ów stwór, Gollum, zbiegł. Szukaliśmy go, ale przepadł jak kamień w wodę.
- Czemu mi to mówisz? I co ma z tym wspólnego Gandalf?
Krasnoludzica była zaskoczona, słysząc imię dawnego znajomego.
- Gandalf nie jest jedynie wędrownym czarodziejem, jak zapewne go postrzegasz. - westchnął Thranduil - Wiedział, że Gollum miał informacje gdzie szukać Jedynego Pierścienia i dlatego nakazał mi trzymać w zamknięciu tą kreaturę. - elf przerwał na chwilę wpatrując się w czarny kształt studni. - Miałem nadzieję, że Gollum zginął w Puszczy, ale widać wcześniej od śmierci odnalazł go Wróg. - odezwał się strapionym głosem - Sługi Saurona dopadły Golluma i on wie już, gdzie szukać i co najważniejsze kogo. I z tego powodu Erebor odwiedzili Czarni Jeźdźcy, a raczej powinienem rzec Upiory Pierścienia. Ilúvatar raczy wiedzieć, gdzie jest pozostałych sześciu i czy nie dopadły już twego druha. - elf odwrócił się na pięcie i począł wspinać się po schodach. - Zbyt długo zwlekałem z powiadomieniem Strażnika i Gandalfa o ucieczce tego stwora.
Elaina słuchała z coraz większym przerażeniem elfa.
- Zwlekałeś? - wykrztusiła.
- Jutro skoro świt naprawię ten błąd. - rzekł przez ramię. - Co więcej dam wam możliwość udania się wraz z moimi ludźmi do Rivendell, gdzie będziecie mogli osobiście opowiedzieć Elrondowi o tym czego chcieli od was Czarni Jeźdźcy.
- Elrond? A co ma do tego kolejny elf? - prychnęła Elaina – Jedyne kogo muszę powiadomić to Bilba, że grozi i niebezpieczeństwo!
Thranduil zatrzymał się na moście i odwrócił wolno do Elainy, długi płaszcz malowniczo zakręcił się wokół jego smukłej sylwetki.
- Lord Elrond należy do Białej Rady, czuwającej nad Śródziemiem. Podobnie jak Gandalf Szary. - Elaina wyglądała na lekko zmieszaną - Jeśli Rada dowie się o tym co zaszło, twój dawny druh będzie bezpieczny. Nie wspomnę o Pierścieniu, którego znaczenia jak widzę nie pojmujesz... - Thranduil wzruszył ramionami patrząc ze zmarszczonymi brwiami na Elainę.
W końcu odwrócił się, wolnym krokiem zszedł z mostu i minąwszy dwa krasnoludy wspiął się nieśpiesznie na podwyższenie i usiadł niedbale na tronie.
- Naradźcie się, czy zamierzacie dołączyć do moich ludzi czy wracacie do Ereboru. - polecił, machnąwszy nonszalancko dłonią i przywołał stojącego obok syna. Szepnął u kilka słów, po czym ten skinął głową i oddalił się.
- Nad czym mamy się naradzać? - Gloin podszedł szybko do Elainy, Gimli milczał, ale nadstawił ucha.
- Sprawa zdaje się poważniejsza, niż myśleliśmy Gloinie. - rzekła Elaina i pokrótce opowiedziała to, co rzekł jej Thranduil. Oba krasnoludy słuchały z wielką uwagą, a gdy skończyła zapadła cisza.
- Myślę, że powinniśmy ruszyć dalej. Choć zapewne nie będzie to miało żadnych przyjemnych konsekwencji. - odezwał się niespodziewanie Gimli, a oba starsze krasnoludy spojrzały na niego zaskoczone – Król Dain nakazał nam ostrzec Leśne Królestwo, ale mamy okazję ostrzec kogoś, kto być może będzie umiał zatrzymać grożące nam niebezpieczeństwo. Więc gdybyśmy tego nie zrobili, nie dopełnilibyśmy rozkazu króla.
Starsze krasnoludy dalej milczały, aż na twarzy Elainy począł pojawiać się lekki uśmiech.
- Gloinie… - spojrzała pytająco na rudobrodego.
- Szanse na zmianę czegokolwiek są znikome. - mruknął Gloin - Co my możemy? I cała ta Biała Rada też nie budzi mojej ufności… jednak nie zwycięża ten, kto nie podejmuje prób! Ruszamy z elfami!
- Dobrze powiedziane ojcze! - wyszczerzył zęby Gimli.
Elaina tymczasem zbliżyła się do tronu. Thranduil spojrzał na nią uważniej.
- Zatem…?
- Dołączymy do twoich elfów.
Thranduil uśmiechnął się krótko i skinął głową.
Wyruszyli bardzo szybko. Tak szybko, że krasnoludom zdawało się jakby cała elfia kompania czekała tylko na nich. Nawet łodź, która powiozła ich później w górę Leśnej Rzeki, już godzinę po rozmowie z Thranduilem, czekała gotowa w porcie, by na nią wsiąść.
Znalazło się na nich miejsce w którym zdrożone krasnoludy mogły odpocząć i przespać się. Mimo zapewnień o bezpieczeństwie ze strony elfów, Gloin postanowił czuwać, gdy pani Elaina i Gimli zasnęli, ale i on poddał się szybko kołyszącym ruchom łodzi i zasnął wsparty na toporze.

Cała trójka obudziła się wczesnym rankiem, gdy słońce wzeszło już na tyle wysoko, że promienie słońca poczęły ich razić przez zamknięte powieki.
Elaina przetarła oczy i rozejrzała się wokół. Obok niej już wiercił się Gimli. Gloin chrząknął i również się ocknął.
Elaina wstała i przeszła powoli na dziób łodzi, mijając po drodze maszt, na którym powiewał biały żagiel.
- Kiedy opuściliśmy Puszczę, panie? - zwróciła się do stojącego przy dziobie elfa. - Dokąd zaprowadzi nas ta rzeka?
Elf spojrzał na krasnoludzicę i uśmiechnął się łagodnie. Elaina dopiero teraz zauważyła, że był jasnowłosy elf z pałacu. Syn Thranduila.
- Ojciec nadmienił, że krasnoludzka kobieta, którą przysłał król Ereboru to dociekliwa i bezpośrednia istota, a jednak posiada na tyle łagodności, by porozumiewanie się z elfami czynić przyjemnym dla nich, co jest rzadkie jeśli chodzi o rozmowy z krasnoludami. - rzekł niespodziewanie elf, co wprawiło w osłupienie Elainę - Doprawdy się nie mylił. Jestem Legolas. - skinął lekko głową elf.
Elaina nadal milczała, ale na jej ustach pojawił się lekki uśmiech, nie wiedziała, bowiem co odpowiedzieć na takie słowa. Nie traktowała ich jako komplement, ale też nie mogła całkiem zaprzeczyć, iż nie były w pewien sposób miłe. Postanowiła więc nie odpowiadać w żaden sposób w tym temacie. Spojrzała w górę na elfa, który przyglądał się jej z łagodnością w oczach. Próżno było szukać w nich tej dumy i wyższości, które u ojca były zwyczajne.
Krasnoludzica skinęła głową i uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Zatem… - rzekł chcąc ponaglić elfa z odpowiedziami na jej pytania.
- Przez zmierzchem odnogą Leśnej Rzeki dopłyniemy do granic państwa mego ojca. Tam ruszymy dalej lądem, Edhil Land, Ścieżką Elfów, a potem przed nami Góry Mgliste...
- Zatem przed nami niebezpieczna przeprawa. - mruknęła krasnoludzica.
- … które przekroczymy Przełęczą Imladris, prowadzi ona wprost od Rivendell i jest w miarę bezpieczna. - dodał uśmiechając się elf.
- Nie wspominam przeprawy tamtędy dobrze. - Elaina podniosła wzrok na Legolasa. -
- Drogi strzegą beorningowie, lud z Doliny Anduiny. - wyjaśnił Legolas. - Ojciec powiedział, że obecnie nie ma bezpieczniejszej przeprawy. Ryzykując inną drogę narażamy się na atak. Nocami z dawnych ujść kopalni Morii wychodzą orkowie i gobliny.
- Z Morii? - umysł Elainy zaczął nagle szybciej pracować.
- Tak, ostatnimi czasy orkowie znów zaczęli się pokazywać. A był czas, że nie było ich w ogóle. - rzekł Legolas z uwagą obserwując krasnoludzicę. - Czy wiesz, może co mogło spowodować ich ponowne pojawienie się?
- Być może, choć wolę nie wypowiadać na głos tych przypuszczeń. - rzekł ze ściśniętym gardłem – Mogą okazać się zbyt bolesne…
- Wybacz zatem, że poruszyłem ten temat. - elf położył dłoń na sercu i skłonił głowę.
Elaina również skinęła głową i zawróciła do Gimlego i Gloina.
Idąc starała sobie przypomnieć, kiedy ostatni posłaniec z Kazad-dumu dotarł do Ereboru. Kiedy ostatnie dobre wieści o odbudowie dawnej siedziby Durina radowały serce króla w Ereborze. Czyż nie upłynęły od tego czasu już blisko cztery lata? A może pięć?… Tak dawno, nie było wieści od Balina, a skoro odzyskali Morię, jak wspominał kiedyś posłaniec, to powinien utrzymywać kontakt… Myśl o najgorszym nie dawała Elainie spokoju.
- Rozmawiałaś z elfem? - zagaił Gloin, gdy tylko podeszła. - Co mówił? Mam nadzieję, że wkrótce zejdziemy z tej łodzi. Nie cierpię pływać. Krasnoludy to istoty ziemi, nie wody…
- Nim zajdzie słońce dopłyniemy do granic Leśnego Królestwa. - uspokoiła wiekowego krasnoluda Elaina - Tam zejdziemy na ląd. Potem będziemy podróżować już lądem.
- Co za ulga. - mruknął Gimli.
Elaina dłuższą chwilę wahała się by zacząć temat Balina i jego wyprawy. Wszak wśród śmiałków, którzy wtedy wyruszyli był brat Gloina, Oin. W końcu jednak zaniechała rozmowy na ten temat. To co podejrzewała to były jedynie przykre domysły, nic pewnego. I z całego serca pragnęła się co do nich mylić.





9 komentarzy:

  1. Jak zwykle bardzo mi się podobało. ;-)Szczególnie przypadł mi do gustu fragment z uroczystością mianowania Kilego na dowódcę straży i żart Thorina. Wyszło Ci to bardzo naturalnie, aż mi się przypomniały różne przekomarzania się ze znajomymi :-D
    Lubię też czytać Twoje opisy, nie tylko przeżyć ale także miejsc i osób.
    -Dis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uroczystość i żarcik uważam za bardzo udaną scenę :) oczyma wyobraźni widzę jakby ta sytuacja wyglądała np w filmie -odgrywana przez żywe osoby. Tak też było gdy ja pisałam, wyobrażałam sobie filmowego Thorina, który jest w takiej sytuacji, jak mógłby się zachować, czy byłby poważny czy swobodny? Może dlatego opis wyszedł tak naturalnie :)

      Usuń
  2. Chciałabym zobaczyć Twoją opowieść w formie filmu. :-) Z całą pewnością byłaby niezwykła!
    - Dis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również, ale to pozostaje tylko w sferze marzeń :)

      Usuń
  3. Ehh, niestety...
    - Dis

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyprawa zaczyna się rozkręcać ;) hahah Gimli i jego niewyparzona buzia ;) podejrzewam, że samemu Thranduilowi nie odmówiłby riposty ;) przykra sprawa z Morią, z Balinem :(
    Haha no i żarcik Thorina też zacny ;)
    Generalnie super czytało mi się ten rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szanowna Autorko!
    A gdzie nasz ulubiony ciąg dalszy...? Norkę Bilba pokrywa całkiem pokaźna warstwa kurzu... Czekamy z niecierpliwością na kontynuację tego fantastycznego opowiadania. Proszę nie rezygnować. Mam nadzieję, że w Pani wyobraźni zapali się jeszcze wiele żarówek, ku uciesze grona Pani wielbicieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Norka Bilba jest w trakcie porządków i wkrótce znów będzie stała otworem :)
      Wkrótce również pojawi się kolejny rozdział "Kresu drogi".
      Dziękuję za ten komentarz :)

      Usuń
  6. Wielkie dzięki! Cudowna wiadomość!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)