poniedziałek, 29 sierpnia 2016

"Muzyczni ulubieńcy" czyli czego słuchałam w tym tygodniu? #2

Muzyka która towarzyszyła mi od ostatniego wpisu o muzycznych ulubieńcach? Soundtrack do pierwszego sezonu serialu "Outlander" autorstwa Bear'a McCreary'ego. Wyszczególnię kilka utworów, które darzę szczególnym sentymentem, ale poniżej zamieszczam link do kompletnej ścieżki dźwiękowej do pierwszego sezonu, bo słuchałam jej całej. 

czwartek, 25 sierpnia 2016

"Rzecz o przypadkach z lasu Sherwood" cz. 7





Rozdział 7


Dwa miesiące później

- Wzywałeś mnie panie.
Szeryf nie zareagował, gdy Gisborne wszedł. Pisał coś skrupulatnie. Guy założył ręce na piersi i rozejrzał się po komnacie, starając się ukryć rosnące poirytowanie. Obrzucił pomieszczenie znudzonym wzrokiem. Wizualnie siedziba szeryfa nie zmieniła się zbytnio od śmierci Vasey'a, ale trzeba było przyznać, że atmosfera była tu teraz mniej ponura.
- Pamiętasz Gisborne? Majątek ojca?
- Oczywiście. - Guy zmarszczył brwi zaintrygowany. - Czemu o to pytasz sir?
- Gdy skończy się odbudowa przeniesiesz się tam. - szeryf odłożył pióro, wyprostował się i spojrzał na Gisborne'a.
- Dowódca straży powinien być w zamku. - rzekł zdecydowanie Guy.
- Nie musi być tu codziennie.
- Dziwi mnie, twoja decyzja panie. Zwłaszcza, że życzeniem króla było bym dalej pełnił funkcję...
- Funkcji ci nie zabieram. Ile potrwa jeszcze odbudowa dworu w Gisborne?
- Do miesiąca.
- Dwa tygodnie, Gisborne. - rzekł szeryf – Tyle masz czasu i potem nie chcę cię tu widzieć częściej niż dwa razy w tygodniu.
Guy prychnął.
- Masz coś do powiedzenia?
Gisborne uśmiechnął się zaledwie kącikami ust.
- Dziwi mi mnie wciąż, że Locksley tak łatwo zrezygnował z Gisborne.
- Co mu po nim. Zresztą ten skrawek ziemi zrekompensuje mu o wiele większe Knighton.
Guy uniósł brew z dezaprobatą.
- Wszak moja siostrzenica wychodzi za Robina.
- To naprawdę bardzo radosna nowina. - odparł Guy.
- W rzeczy samej.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść! - Longthorn odwrócił wzrok od dowódcy i spojrzał na drzwi.
Skrzydło uchyliło się i do komnaty weszła Elisabeth. Guy zobaczywszy ją, uśmiechnął lekko skłaniając głowę. Dziewczyna dygnęła grzecznie. Nie spodziewała się widzieć tu Guy'a, ale skoro już na niego trafiła to ucieszyła się bardzo. Poczuła jak serce zaczyna jej mocniej bić.
- Papo Wybieram się z Marian i Robinem do Bonchurch. - oznajmiła zdecydowanym głosem spoglądając na szeryfa.
Guy podziwiał jak z cichej, skromnej dziewczyny w jednej chwili stawała się zdecydowaną i świadomą swych oczekiwań młodą kobietą. Prawdziwą damą, która miała predyspozycje, by zarządzać domem jako żona lorda. Jego żona… Guy poczuł boleśnie jak bardzo tego pragnie. Jej u swojego boku. Przetarł dłonią twarz i stwierdził, że musi wyjść. Widok Elisabeth zbyt mocno na niego działał, zwłaszcza, że widywał ją rzadko od momentu ułaskawienia.
- W jakim celu? - sir John wpatrzony w córkę, nie zwracał już uwagi na Gisborne'a, który skierował się wolno ku drzwiom. Dziewczyna odrzuciła na plecy warkocz, a ten kołysał się przez chwilę omiatając końcówką jej biodra.
- Złożyć uszanowanie nowemu lordowi. - odparła dziewczyna. - W naszym imieniu. Nie zrobiliśmy tego jeszcze ojcze.
Szeryf westchnął.
- Proszę, co mam tu do roboty? W zamku jest nudno i ponuro.
- Dobrze… ale….
- Dziękuję ojcze. - uśmiechnęła się i odwróciła by wyjść, napotkała jednak spojrzenie Guy'a. Odwróciła się znów do ojca – Sir Guy będzie mi towarzyszył. - stwierdziła.

niedziela, 21 sierpnia 2016

"Muzyczni ulubieńcy" czyli czego słuchałam w tym tygodniu? #1

Zapraszam na nowy cykl na moim blogu. 
Koncepcja tego projektu jest prosta - dzielę się z Wami tym, co zauroczyło mnie muzycznie w ostatnim tygodniu. Czemu nie miesiącu? Przyznaję, że zastanawiałam się nad zestawieniem miesięcznym, ale szczerze mówiąc przez moje uszy przechodzi tyle utworów w ciągu miesiąca, które z czystym sumieniem zapisuje sobie jako ulubieńców, że byłoby tego zbyt dużo jak na jeden post. 

Zaczynamy.

wtorek, 16 sierpnia 2016

"Rzecz o przypadkach z lasu Sherwood" cz. 6



Rozdział 6


Dwór Locksley zniknął im z oczu bardzo szybko. Drzewa i zarośla wyłaniały się z ciemności oświetlone na krótko lampami powozu i równie szybko rozmywały się w mroku, gdy je mijali. Elisabeth milczała odkąd wyjechali. Od czasu do czasu przymykała oczy, ale nie chciało jej się spać. Emocje były jeszcze zbyt świeże. Robiła to bardziej dla uspokojenia ojca, którego wzrok czuła na sobie od czasu do czasu. Jednak w końcu po dłuższym czasie kołysanie powozu i stukot końskich kopyt znużyły ją. Oparła głowę na ramieniu śpiącej piastunki i zasnęła.
Jakiś czas później powóz dojechał do rozstajów i skręcił w lewo.
- Wuju? - Marian dotknęła dłoni sir Johna siedzącego naprzeciw niej.
- Słucham cię Marian. - miał zmęczony, strapiony głos. Przetarł oczy palcami. - Mów dziecko, zamyśliłem się.
- Gdzie jedziemy? Nie do Doncaster? Powóz skręcił na południe.
- Nie, nie możemy wrócić do mojego hrabstwa. Jedziemy tam gdzie jest król. Tylko on nas może ochronić przed szeryfem. - odparł sir John.
- Wiesz gdzie jest teraz król? - dopytywała się Marian.
- Mnie więcej.
- To znaczy?
- Weź przykład z Elisabeth i śpij młoda damo. - zbył ją lord. - Gdy wstanie słońce z Bożą pomocą będziemy bezpieczni.
Marian uśmiechnęła się i nie drążyła dalej.
Sir John powrócił do rozmyślań, które przerwała mu Marian. Miał nadzieję, że król nadal jest w Leicester i że zdąży się z nim zobaczyć, nim ten wyruszy do Nottingham. Wiedział od Robina, że ten posłał już do jego wysokości swojego człowieka, który, jeśli nic mu się nie przytrafiło po drodze, zapewne musiał już napotkać królewskie patrole. Lord jeszcze raz wrócił do wydarzeń sprzed wyjazdu z Locksley. Gdy w nocy usłyszał kroki, potem głośne rozkazy sir Guy'a był pewien, że przyszli po niego ludzie szeryfa, bo ten przeklęty zakonnik go jednak rozpoznał. Jakież było jego zdziwienie, gdy wraz z Gisborne'em pojawił się Robin Hood ze swymi ludźmi. Sam Gisborne niewiele mówił. Jedyne co od niego usłyszał to to, że zawdzięcza życie córce. Jednak ton i spojrzenie sir Guy'a jakie tym słowom towarzyszyły mroziły krew w żyłach. Potem szorstko nakazał, by zabrał dziewczęta i czym prędzej opuścił jego dom. Gdy sir John czekał pod dworem, Robin podszedł i wyjaśnił mu szybko wszystko co działo się, nim wraz z Gisborne'em tu przyjechali. I choć niespodziewana pomoc jakiej doznali od najwierniejszego sługi szeryfa, a także, z tego co wiedział od Robina, wyjawienie przez niego tajemnic szeryfa, by pomóc królowi, rzucały nowe światło na postać Gisborne'a, to w oczach lorda nie zyskał on nic. Ot, szczur uciekający z tonącego okrętu, takie właśnie miał o nim zdanie sir John. Żal mu było w tym wszystkim najbardziej córki, która zdążyła polubić tego łotra. Widział, że cierpiała, gdy się żegnali. Uczucia Gisborne'a go nie obchodziły. Choć przystał na jego prośbę o rękę dziewczyny, to nic to dla niego nie znaczyło. Wkrótce śmierć Gisborne'a rozwiąże ten niewygodny układ za niego.
Wyjechali na otwarty teren i sir John zauważył, że horyzont zaróżowił się już z lekka na wschodzie. Byli już daleko od Nottingham, a gdy szeryf odkryje ich nieobecność będą już pod opieką Ryszarda Lwie Serce.

niedziela, 14 sierpnia 2016

"Tęczowy Most"



„Ta część nieba nazywana jest Tęczowym Mostem.

Kiedy odchodzi zwierzę, które było szczególnie bliskie komuś, kto pozostał po tej stronie, udaje się na Tęczowy Most. Są tam łąki i wzgórza, na których wszyscy nasi mali przyjaciele mogą bawić się i biegać razem. Mają tam dostatek jedzenia, wody i słońca; jest im ciepło i przytulnie.

Wszystkie zwierzęta, które były chore i stare powracają w czasy młodości i zdrowia; te które były ranne lub okaleczone są znów całe i silne, takie, jakimi je pamiętamy marząc o czasach i dniach, które przeminęły. Zwierzęta są szczęśliwe i zadowolone, z jednym małym wyjątkiem: każde z nich tęskni do tej jedynej, wyjątkowej osoby, która pozostała po tamtej stronie.

Biegają i bawią się razem, lecz przychodzi taki dzień, gdy jedno z nich nagle zatrzymuje się i spogląda w dal. Jego lśniące oczy są skupione, jego spragnione ciało drży. Nagle opuszcza grupę, pędząc ponad zieloną trawą, a jego nogi poruszają się wciąż prędzej i prędzej.

To ty zostałeś dostrzeżony, a kiedy ty i twój najlepszy przyjaciel wreszcie się spotykacie, obejmujecie się w radosnym połączeniu, by nigdy już się nie rozłączyć. Deszcz szczęśliwych pocałunków pada na twoją twarz, twoje ręce znów pieszczą ukochany łeb; patrzysz znów w ufne oczy swego przyjaciela, który na tak długo opuścił twe życie, ale nigdy nie opuścił twego serca.

A potem przekraczacie Tęczowy Most – już razem…”

Autor Nieznany. 




Powinnam chyba jakoś podsumować powyższe, jak zawsze to robię... "Nie znasz dnia, ani godziny" - to jest idealne zdanie. 
Dziś niespodziewanie odszedł mój kot. Mój Przyjaciel. Powyższy tekst odzwierciedla to jak chciałabym go widzieć i to gdzie jest teraz. Choć niektórzy odmawiają duszy zwierzętom ja wierze, że one ją mają. 
A utwór... utwór sprawia, że po raz kolejny się rozklejam. Ale ponoć to dobrze, nie dusić emocji po stracie. 


środa, 10 sierpnia 2016

"Rzecz o przypadkach z lasu Sherwood" cz. 5





Rozdział 5




Sir John przyglądał się z daleka Elisabeth, którą pod rękę prowadził sir Guy. Z obawą patrzył na swoją córeczkę w rękach tego sługusa zdrajcy i mordercy, Vasey'a. Czemu postąpił tak pochopnie? Całą drogę modlił się by Bóg wybaczył mu ten błąd. Gra, którą prowadził z szeryfem była brutalna i niebezpieczna, a jej stawka… Anglia, król… to wszystko wymagało poświęcenia, ofiar. Ale…. Właśnie. Jeszcze wczoraj nie miał wyrzutów sumienia, że własna córka była dla niego w tej grze gwarancyjnym wadium. Uważał, że czyni dobrze, a jej życie i zdrowie, mimo ryzyka są bezpieczne. Chytry plan, który powstał błyskawicznie w głowie lorda, gdy Gisborne zarzucił mu niezdecydowanie, dziś był koszmarem, który nie dawał mu spokoju. Zwłaszcza, że nie przewidział wszystkiego. Skąd mógł wiedzieć, że Gisborne, tę tak odległą w terminie realizacji obietnicę, potraktuje bardzo poważnie i zacznie z dnia na dzień publicznie okazywać swoje uczucia wobec Elisabeth. Uczucia, których sir John się nie spodziewał! Hood miał rację... Trzeba było uważać. Nie docenił Gisborne'a. Jego powściągliwość i ponura mimika doskonale ukrywały afekt jaki, jak się teraz okazało, żywił do jego córki. Nie to było jednak najgorsze. Elisabeth coraz przychylniejszym okiem patrzyła na sir Guy'a. A od tego była niedaleka droga, by młoda lady się w sir Guy'u zadłużyła. Sir John ponad wszystko nie chciał, by jego ukochane dziecko cierpiało. Należało jak najszybciej rozdzielić tych dwojga póki nie będzie za późno. I to, prócz rychłego przyjazdu króla i coraz większego zagrożenia jakie wisiało nad jego rodziną, było powodem decyzji sir Johna, że wyjadą zaraz na drugi dzień po uczucie, którą wydawał sir Guy.
Para zatrzymała się na chwilę. Lord dostrzegł twarz Gisborne'a, gdy pokazywał coś Elisabeth na drzewie. Po chwili odezwał się słowik. Sir Guy uśmiechnął się do dziewczyny, a ona odwzajemniła się tym samym. Z ociąganiem odprowadził wzrokiem dwójkę, która znów ruszyła wolno ku sadowi, a sam wszedł do dworu.

- Thronton? Czy wszystkie rzeczy panienki Marian przyjechały już z zamku? - lord spojrzał na rządcę, który akurat stał w wejściu do sali biesiadnej, gdzie czyniono przygotowania do jutrzejszej uczty.
- Tak lordzie.

- Dobrze. - rzekł wolno sir John, ale nie odszedł. Stary rządca milczał, patrząc na starca.

- Panie… życzysz sobie jeszcze czegoś? - zapytał w końcu.

- Służyłeś wcześniejszemu lordowi Locksley? - zapytał cicho po chwili wahania sir John.

- Sir Robinowi? Tak. Nie ma innego lorda Locksley. - rzekł z dumą Thornton.

- Zatem mogę ci zaufać?

- Zależy czego wasza lordowska mość ode mnie oczekuje.

- Spokojnie, znam twojego pana, to dobry człowiek i mam nadzieję, kiedyś będzie mym przyjacielem. - rzekł z lekkim uśmiechem sir John widząc niepokój na twarzy Thorntona. - Wiem, że służba ma wiele pracy przed jutrzejszą ucztą, ale spakuj w tajemnicy rzeczy moje i obu dziewcząt. Wszystko ma być gotowe na pojutrze, na rano. Łącznie z powozem gotowym do drogi.

- Będzie jak sobie życzysz, panie.
Lord skinął głową i strapiony poszedł do siebie.

środa, 3 sierpnia 2016

"Rzecz o przypadkach z lasu Sherwood" cz. 4






Rozdział 4


Burza nadeszła niezwykle szybko, pokrywając swoim cieniem cały Sherwood, Nottingham i okoliczne wioski przy okazji posyłając na ziemię spore, jak na tę letnią porę roku, ilości wody.
Dwór w Locksley skrył się w mroku. Pochodnie zazwyczaj oświetlające drogę do dworu pogasły, a strażnicy skryli się pod najbliższymi zadaszeniami. Co jakiś słychać było ich przytłumione zawołania i odezwy, ale odgłos deszczu uderzającego o grunt i dachy zagłuszał w większości wszystko.
Allan, przywiązany do pręgierza na środku wsi spoglądał w kierunku dworu, mrużąc zalewane deszczem oczy, ale przez to i ciemność niewiele w stanie był dojrzeć. Ręce wygięte w tył i związanie bolały go w stawach. Modlił się, by ta noc minęła szybko. I klął na Elisabeth. Przez nią tu wylądował. Najgorsze było jednak to, że czekało go jeszcze spotkanie z Guy'em. I tego się bał się - dowódca szeryfowej straży nie pozostawał w tyle za swoim pryncypałem, jeśli chodzi o okrucieństwo w karaniu. Na razie jednak ta perspektywa wydawała się odległa jak wieczny żywot. Teraz dręczył go inny strach. Naturalny. Przed ciemnością, nocą, zimnem. Każdy dźwięk w deszczu jego świadomość potęgowała i modyfikowała, nadając mu dziwne i przerażające kształty. Allan, w końcu zamknął oczy i zaczął myśleć o rzeczach dobrych. Nie było wyjścia, inaczej by zwariował. Mimowolnie przyszły do niego wspomnienia z nie tak przecież odległych czasów, kiedy był członkiem drużyny Robina. Powoli też przychodził na niego sen i półświadomie uśmiechał się wspominając chwile spędzone razem z drużyną. Marudzącego Much'a, Małego Johna, który lubił siadywać z boku, Willa, który równie milczący zawsze dłubał w drewnie nowe użyteczne przedmioty…
- Allan… - kobiecy głos doszedł do niego jakby z oddali. Poruszył się, próbując wrócić do świadomości. - Allan...
Dotyk na policzku, sprawił, że otworzył lekko oczy. Zobaczył przed nosem kobiecą twarz. Zielone oczy patrzyły smutno, spod lekko zmarszczonych brwi. Nie było już ciemno, bo wszystko to zobaczył dość wyraźnie, jednak słońce jeszcze nie wzeszło. Przestało też padać.
- Panienka Elisabeth… - wycharczał i potrząsnął głową chcąc bardziej otrzeźwieć. Krople wody z jego głowy upstrzyły buzię dziewczyny, która lekko się cofnęła. Zaraz jednak zdjęła z siebie wełniany płaszcz i okryła nim dokładnie przemoczonego Allana. Potem wstała i chwyciwszy sukienkę, by nie umoczyła się od błota, podbiegła w stronę dworu.