Źródło: Pinterest |
Rozdział II
W drogę
Kiedy
zasiedli znów przy stole Fili i Kili przynieśli wujowi pozostawiony
dla niego posiłek. Dębowa Tarcza nie odstawał od swoich ziomków i
pochłonął ogromne ilości jedzenia, przepijając je czerwonym
winem Bilba, które dość mu zasmakowało. Na sam koniec zostawił
sobie placek z kminkiem.
Wszyscy
czekali cierpliwie, aż krasnolud skończy jeść, prowadząc między
sobą ciche rozmowy. Gandalf palił fajkę razem z Elainą i Bofurem,
poczęstowany fajkowym zielem przez tego ostatniego. Krasnoludzica
znalazłszy się wśród swoich pobratymców, wolała rozmawiać z
nimi niż z czarodziejem. Chichotała więc teraz razem z Bofurem, bo
ten śpiewał jej cicho jakąś piosenkę w dziwnej gwarze khuzdul1,
której Gandalf nie rozumiał. Jednak widać przyśpiewka była
niezwykle zabawna, bo Elaina w pewnym momencie zakryła usta dłonią
i chichot przeszedł w z trudem tłumiony śmiech. Fili i Kili też
jednym uchem słuchali Bofura i starali się nie wybuchnąć
nieopanowanym rechotem przy surowym wuju. Młodszy Kili co chwila
chował głowę za brata i śmiał się, by za chwilę wyłonić się
ze śmiertelnie poważną miną.
Gandalf
cieszył się, że Krasnoludzica tak szybko znalazła kompanów wśród
krasnoludów. Obawy Gandalfa jakie miał wcześniej w związku z
Elainą, znikły zupełnie. Thorin też wydawał się zadowolony z
jej obecności, sądząc po jego zachowaniu przy drzwiach. Było to
wielce korzystne dla tajemnych planów Gandalfa, które powziął
jeszcze przed pierwszym spotkaniem z Thorinem, podczas którego ten
wyjawił mu zamiar zorganizowania wyprawy do Ereboru. Wtedy to
Gandalf postanowił przy okazji przedsięwzięcia Thorina,
zrealizować jeszcze jeden cel, który w dalszej perspektywie
przyniósłby też korzyści samemu Thorinowi. Teraz jeszcze
pozostało mu przekonać go do zabrania na wyprawę Bilba.
-
Jakie wieści po spotkaniu w Ered Luin? Wszyscy przybyli? – zapytał
w końcu Balin Thorina.
-
Tak. Z wszystkich Siedmiu Królestw – odparł krasnolud.
Wywołało
to pomruk aprobaty.
-
A co rzekli mieszkańcy Żelaznych Wzgórz? – przerwał Dwalin. –
Czy Dain przybędzie? Widziałeś się z nim?
Elaina
poruszyła się niespokojnie na ławie. Nie wiedziała, że Dain
opuścił Żelazne Wzgórza.
-
Widziałem, ale… nie pomoże nam. – odparł zgaszonym tonem
Thorin. – Nikt nam nie pomoże. Wszyscy powiedzieli, że to nasza
wyprawa. I tylko nasza. – przygnębienie wypełzło na oblicza
krasnoludów.
-
Thorinie, nie porzucaj nadziei powodzenie wyprawy. – wtrącił się
Gandalf. – Przecież nie było mowy o armii. Ani o mężu. – i
spojrzał wymownie na dziewczynę. Thorin popatrzył na czarodzieja
zdziwiony.
Gandalf
wprawdzie ją przedstawił, ale nikt dokładnie nie wiedział kim ona
jest, ani nie wiedział skąd pochodzi.
-
Co to ma znaczyć? – zapytał podejrzliwym tonem, mierząc nową
kompankę już nie tak łaskawym spojrzeniem jak wcześniej.
–
To krasnolud z Żelaznych Wzgórz.– rzekł czarodziej – Pochodzi
z rodu Durina. Wiem, że mój wybór jest dość zaskakujący…
Thorin
spoglądał na Elainę. Był tak zdziwiony, że aż otworzył lekko
usta.
-
Nie widziałem cię w Ered Luin w orszaku Daina. Jak się tu
znalazłaś? – Thorin szybko odzyskał mowę i nie był zadowolony.
Widać było, że postępek Daina traktuje prawie jak zdradę i żaden
mieszkaniec Żelaznych Wzgórz nie jest już zbyt mile widziany w
jego kompanii – Przecież Dain odmówił udziału w wyprawie.
Elaina
otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale uprzedził ją Gandalf.
-
Tak jak ci wspominałem, kiedyśmy się spotkali w twoim domu,
potrzebujesz czternastu, a także włamywacza, ale to inna kwestia.
Przewidywałem, że Dain odmówi, dlatego zawczasu powziąłem
środki, by jednak chodź jeden krasnolud z Żelaznych Wzgórz
dołączył do twej kompanii. Jednak Rain Kamienny Topór, o którym
myślałem na początku, jest już za stary by uczestniczyć w
wyprawie. A przydałby się nam. Był mężnym wojownikiem i wiernym
towarzyszem broni. Twoje szczęście, że jego córka poszła w ślady
ojca. - czarodziej zawiesił głos na chwilę - Elaina jest nie
gorszym wojownikiem niż każdy z was.
-
To się jeszcze okaże. – mruknął Thorin pomierzywszy Elainę
surowym wzrokiem i odwrócił się do kompanów, którzy z
ciekawością łowili każde słowo z tej rozmowy.
Zaczynał
żałować, że dał Gandalfowi tak dużą swobodę w wyborze dwóch
ostatnich uczestników wyprawy. Nie sądził, że Gandalf mówił
poważnie o hobbicie, kiedy w Błękitnych Górach wspomniał o takim
kandydacie na włamywacza. Większość z jego towarzyszy było
doświadczonymi wojownikami (no, może prócz tego gołowąsa Oriego)
i byli w stanie przetrwać niebezpieczeństwa jakie niosła ze sobą
ta wyprawa. Ale nie ten cały Baggins. Wychylając wino spojrzał
ukradkiem na Elainę. Rozmawiała cicho z Gandalfem, pochylona ku
niemu. W jej dłoni pojawiła się znów fajka, którą bawiąc się,
sprawnie obracała palcami. Ją był jeszcze w stanie zaakceptować,
mimo młodego wieku. Bo ile mogła mieć lat? Sto? Sto dziesięć?
Więcej na pewno nie. Nie wyglądała mu jednak na krasnoluda, co to
pierwszy raz przypiął miecz do pasa. Dawało to nadzieję, że nie
da się zabić pierwszemu orkowi, czy goblinowi jakiego spotkają. A
także, że nie trzeba będzie się za nią oglądać na każdym
kroku. No i miała też doświadczenie w długich wędrówkach i
znała dzikie kraje do których zmierzali. Sam fakt, że przeszła
taki szmat drogi z Żelaznych Wzgórz, imponował Thorinowi. Wychylił
do dna trunek i odstawił kubek. Potem spojrzał na Elainę i
uśmiechnął się krótko, zaraz potem zwracając się z jakąś
myślą do Balina.
Gandalf
dostrzegł ten gest i znów zwróciwszy się do dziewczyny kiwnął
głową. Została przyjęta do kompanii.
Kili
i Fili, którzy przy niej siedzieli, siostrzeńcy Thorina,
uśmiechnęli się szeroko. Fili zaraz sięgnął po dzban i nalał
całej trójce do kubków.
-
Kto chce piwa? – powiedział i wepchnął jej kubek w dłoń. –
No to zdrówko, koleżanko! Trzymaj się nas, a z każdej opresji
wyjdziesz cało.
-
Będziemy świetną drużyną w tej drużynie – dodał Kili i
zaczął chichotać.
Thorin,
który siedział zaraz obok wszystko słyszał i widział.
-
Skoro będzie nam towarzyszyć w wyprawie, sama sobie musi radzić. –
rzekł poważnym tonem.
-
Idziecie na wyprawę? Gdzie? – zapytał Bilbo.
-
Bilbo mój drogi, daj trochę więcej światła – odparł
czarodziej i wyciągnął zza pazuchy niewielki arkusz pergaminu. –
Daleko za szczytami Gór Mglistych, za gęstymi ostępami Mrocznej
Puszczy, na niezmierzonych pustkowiach dzikich krain, wznosi się
szczyt. Samotna Góra. – Gandalf wskazał na rysunek góry na
mapie, bo była to właśnie mapa. Thorin przyglądał się jej
ciekawie. Krasnoludy wyciągnęły szyje i Elaina przysunęła się
by lepiej słyszeć i widzieć.
-
Mój brat Oin, odczytał znaki, które pojawiają się od pewnego
czasu. – rzekł Gloin.
-
Widziano ptaki wracające na Górę jak w przepowiedni – wyjaśnił
Oin – „Kiedy dawne ptaki wrócą na Erebor, wtedy władza bestii
przeminie”
Bilbo
w tym momencie nastawił uszu.
-
Eee… Bestii? Jakiej bestii? – zapytał lekko drżącym głosem.
-
Tak zwykło się mawiać o Smaugu Groźnym. – odparł Bofur. - To
największa i najgorsza zaraza naszej ery. Wielki ognisty smok. Do
tego ta parszywa gadzina jest amatorem metali szlachetnych. I z tego
są wszystkie nasze niedole.
Thorin
w tym momencie skrzywił się z niesmakiem na wspomnienie Smauga i
stwierdził, że wystarczy już tych szczegółów. Właśnie miał
uciszyć Bofura, gdy swoje trzy grosze dorzuciła Elaina.
-
Te bestia jest jak latająca twierdza. Zęby jak miecze, szpony jak
stalowe harpuny… - zaczęła.
Thorin
spojrzał groźnie na Elainę, która poczuła to spojrzenie i już
miała zamilknąć, ale przerwał jej niezbyt grzecznie Bilbo.
-
Ej! Wiem co to jest smok! – pisnął.
-
Chętnie dam posmakować gadzinie żelaza krasnoludów! Wsadzę
ostrze prosto w zadek tej jaszczurki! – wrzasnął
rozentuzjazmowany Ori, najmłodszy uczestnik wyprawy, którego z
racji wieku w ogóle nie powinno tu być.
-
Och cicho! – starszy brat Dori pociągnął go na ławę.
-
Wiecie co? Było by to trudne nawet dla całej armii. A nas jest
trzynastu… i to nie tych najlepszych, ani najbystrzejszych. -
podsumował Balin z przekąsem.
Zaraz
zaczęły się protesty oburzonych krasnoludów, które poczuły się
urażone, że odmówiono im bystrości.
-
Może i jest nas niewielu i mamy swoje wady, ale jesteśmy odważnymi
wojownikami! Walczymy do ostatniego! – wtrącił Fili i spojrzał
na Elainę i Filego – Co do krasnoluda!
Thorin
uśmiechnął się w duchu na te słowa. Fili, ani jego młodszy brat
nie byli jeszcze nigdy na prawdziwej wyprawie, jednak od zawsze
ciągło och do wszelkich przygód. Dlatego doceniał po stokroć ich
zaangażowanie i odwagę mimo braku doświadczenia. Obaj od dawno
błagali jego i matkę, by pozwolili im na udział w wyprawach, jakie
Thorin odbywał dosyć często w różne miejsca. Ich matka była
niechętna by uczestniczyli w tej eskapadzie, bo zdawała sobie
sprawę z ogromu niebezpieczeństw jakie staną na drodze jej synów.
Jednak po ich usilnych błaganiach i krótkiej rozmowie z bratem,
który obiecał chronić siostrzeńców, pozwoliła synom iść z
wujem Thorinem.
-
No… pamiętajcie, że mamy też czarodzieja w naszej kompanii. –
odezwała się spokojnym głosem Elaina i uśmiechnęła się do
Gandalfa.
-
Tak, tak Elaina ma rację! Gandalf zgładził już setki smoków w
swoim życiu! – rozpędził się Kili.
Czarodziej
aż się zakrztusił dymem z fajki. Po tej wzmiance jakoby miał być
pogromcą smoków, krasnoludy zaczęły się nawzajem przekrzykiwać
chcą uzyskać od niego informację ile tych smoków zabił. A co
ważniejsze, w jaki sposób. Nawet Thorin patrzył na niego z
pytaniem w oczach, choć tak naprawdę nie wierzył w Gandalfa –
smokobójcę. Gdy wrzawa jednak rosła, a Gandalf nie odpowiadał,
wstał z miejsca.
-
Spokój! – powiedział głośno i wrzaski ucichły. Elaina
podniosła wzrok na potężnego krasnoluda. Biła od niego siła i
majestat godny króla, którym był z urodzenia. Miał posłuch i
szacunek wśród swoim towarzyszy.
-
Dostrzegliśmy znaki. Ale skoro my je widzieliśmy, to sądzicie, że
inni ich nie zobaczyli? – zmienił gładko temat i sprowadził
rozmowę na właściwe tory.
-
Różne krążą pogłoski. Smoka Smauga nikt nie widział na oczy od
sześćdziesięciu lat! Niejeden zaczyna spoglądać w stronę Góry
i ważyć ryzyko. Może wielkie bogactwo nie ma strażnika? Mamy
czekać, aż ktoś inny zagarnie coś co należy do nas? Czy może
skorzystać z okazji i odzyskać naszą własność? – zapytał z
ogniem w oczach.
-
Ale Główna Brama jest zamknięta. – rzekł Balin. – Nie ma jak
wejść do wnętrza Góry.
-
Z tym mój drogi Balinie nie do końca się zgadzam. – odezwał się
w końcu Gandalf i nagle w jego dłoni znalazł się duży, kanciasty
klucz.
-
Dostałem go od twego ojca Thraina na przechowanie. Chciał byś go
dostał. – to rzekłszy wręczył klucz Thorinowi, który przyjął
dar z niedowierzającą miną.
-
Skoro jest klucz to muszą być drzwi. – odezwała się Elaina
spoglądając na Thorina z otuchą w oczach.
-
Jest drugie wejście! – zawołał radośnie Kili.
-
Tak, jeśli je znajdziemy. Bo ukryte drzwi są niewidoczne i niczym
nie różnią się od reszty skalnej ściany, która je otacza,
prawda Thorinie? – krasnolud kiwnął głową - Ta mapa mówi o
zamkniętym wejściu do Dolnych Sal. Ja niestety nie umiem jej
odczytać. Ale są w Środziemiu tacy, którzy to potrafią. Zadanie
o którym mówię wymagać będzie zręczności i wielkiej odwagi.
Jeśli będziecie ostrożni i sprytni to myślę, że może się
udać. – uśmiechnął się Gandalf.
-
Stąd potrzebny włamywacz! – odezwał się Ori.
-
Tak! I to dobry! Musiałby być prawdziwym fachowcem! – rzekł
niespodziewanie Bilbo, którego wciągnęła opowieść o złocie,
smokach i tajnych wejściach.
-
No a ty? Nie jesteś nim?– zapytał Gloin.
-
Ja? Nie, nie, nie! Nie jestem włamywaczem, nic nigdy nikomu nie
ukradłem! – oburzył się hobbit.
-
Myślę, że pan Baggins ma rację. – rzekła Elaina – Wybacz
panie Gandalfie, ale on raczej nie nadaje się na włamywacza. A co
najistotniejsze, obawiam się też, że długo nie przetrwa.
-
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zgodzić się z panią Elainą.
Szkoda hobbita. – dodał Balin.
-
Taaak. W dzikich krajach nie ma miejsca dla kogoś kto nie umie
chronić własnej skóry. – mruknął Dwalin.
Thorin
tylko pokiwał głową.
-
Wystarczy! – podniósł głos Gandalf – Jeśli mówię, że pan
Baggins jest włamywaczem to mówię, że jest! I to powinno wam
wystarczyć! Hobbici są nadzwyczaj szybcy i zwinni. Potrafią
poruszać się niezauważeni jeśli tego chcą. Czy któryś z was
jest świadomy, że idąc tu robiliście rumor na milę stąd? Każdy
po kolei! – spojrzał na kolejno na Elainę, Balina, Dwalina i
Thorina - A nawet stu hobbitów przeszło by niezauważonych. Poza
tym wiemy, że smok jest wyczulony na zapach krasnoludów. I wywącha
was nawet przez sen. Jak go chcecie zaskoczyć? Za to zapach hobbita
jest mu zupełnie obcy. To uśpi trochę jego czujność. I to daje
nam ogromną przewagę! – przerwał te deliberacje potężnym
głosem czarodziej.
Następnie
zwrócił się uprzejmie do Thorina.
– Prosiłeś,
bym wybrał dla ciebie czternastego i kogoś na włamywacza. Wybrałem
tych dwoje. Jeśli chodzi o panią Elainę zaufałeś mi, powinieneś
mi zaufać także w kwestii Bilba. Wart jest więcej niż sugeruje
jego postura i przyda się bardziej niż sądzisz. – skończył
czarodziej i spojrzał na Thorina.
-
No dobrze. Zrobimy jak chcesz. - zgodził się niechętnie krasnolud
- Balin pokaż mu tę umowę. –polecił.
Balin
podał arkusz Thorinowi wymieniając Bilbowi co zawiera. Thorin zaś
wepchnął go niezbyt uprzejmie hobbitowi.
-
Zwykła formalność. – ciągnął Balin – Czas pracy,
wynagrodzenie, warunki rozliczania wydatków, kwestie pogrzebu… -
hobbit wziął do ręki kontrakt i wyszedł na korytarz.
Krasnoludy
świadome już, że wyprawa dojdzie do skutku zaczęły głośno
dyskutować.
Thorin
pochylił się ku Gandalfowi.
-
Zaufałem ci w kwestii dziewczyny, bo myślę, że da sobie radę,
choć i to się jeszcze okaże. Nie wiadomo co napotkamy na swej
drodze. Ale co do hobbita to wiedz, że nie zapewnię mu
bezpieczeństwa. Nie mam zamiaru go pilnować. Sam doglądaj swojego
ulubieńca. – Gandalf skinął niewyraźnie głową na te niezbyt
uprzejme słowa.
Wiedział
dobrze w jakie tarapaty pakuje Elainę i Bilba, a jednak pchał ich w
nie z sobie tylko znanych powodów.
– I
Gandalfie, w żadnym wypadku nie odpowiadam za to, co ich spotka. –
dodał Thorin na koniec.
-
Oczywiście, że nie. – bąknął czarodziej,
Tymczasem
Bilbo kończył czytać kontrakt.
-
Gotówka po wykonaniu, maksymalnie 1/15 zysku jeśli takowy będzie.
Hm… to uczciwe się zdaje. Kompania nie odpowiada za rany i
obrażenia odniesione w trakcie wyprawy. W tym... rany cięte i
szarpane? Utrata kończyn? Wypatroszenie? ZWĘGLENIE?!
Bilbo
spojrzał na krasnoludy z zamiarem zapytania w co go pakują. Jednak
wszyscy unikali jego wzroku. Thorin wdał się w rozmowę z Elainą i
akurat dopytywał się o drogę, którą przebyła, by tu dotrzeć.
Reszta krasnoludów słysząc słowa Bilba albo udawała, że rozmowy
z sąsiadami ich bardzo zajmują, albo szukała pajęczyn na suficie.
Jedynie prostolinijny Bofur był skory do odpowiedzi i podobnie jak
wcześniej udzielił krasnoludowi szczegółowych wyjaśnień.
-
Bo wiesz, jak smok zionie ogniem, to mięso samo od kości odłazi! –
powiedział jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie.
-
Wszystko dobrze? – zapytała Elaina przez ramię Thorina, bo
dostrzegła, że Bilbo zbladł.
-
Nie… słabo mi… - mamrotał hobbit. – Mało powietrza.
-
No to taki piec, na skrzydłach. Błysk ognia, straszny ból i po
wszystkim. Puff! Zostaje z ciebie kupka popiołu. – Bofur chyba
pomyślał, że Bilbo czegoś nie zrozumiał i pośpieszył z
kolejnymi wyjaśnieniami.
-
Wystarczy, panie Bofur! – fuknął na niego Thorin odwracając się
od Elainy.
Po
szczegółowym opisie śmierci, którą może zadać smok, jaki
zafundował mu Bofur, Bilbo runął jak długi, zemdlony.
-
No, pomogłeś Bofurze, nie ma co! – mruknął Gandalf podnosząc
się z miejsca. Fili i Kili zaraz też skoczyli z miejsc, jeden po
coś na czym można by Bilba położyć, drugi żeby pomóc go
podnieść.
Elaina
wstała i także chciała wyjść i pomóc. Thorin zastawiał jej
wyjście swoją wielką sylwetką. Nie mogła go minąć, więc
zwróciła się do niego, by się odsunął. Usłyszawszy jej prośbę,
Thorin odwrócił się gwałtownie i wpadł na dziewczynę.
Zaskoczona Elaina straciła równowagę i poleciała bezwładnie w
tył. Oparła się w końcu o ścianę, ale zaraz została
przygnieciona przez Thorina. Do jej nozdrzy doszła woń wyprawionej
skóry z której była zrobiona, cała pokryta metalowymi
sześcianikami, tunika krasnoluda. Dotkliwie odczuła uderzenie tą
specyficzną kolczugą i skrzywiła się nieco.
-
Wybacz mi, pani! – rzekł Thorin i podtrzymał ją jedną ręką za
ramię, żeby nie upadła, a drugą chwycił się ściany,
jednocześnie odgradzając Elainę od reszty pomieszczenia. Przez
ułamek sekundy byli tak blisko, że poczuła na swoim policzku brodę
Thorina. On także poczuł dotyk na twarzy. Spojrzeli na siebie
jednocześnie. Ich oczy się spotkały i zastygli w bezruchu mając
okazję przyjrzeć się sobie z tak bliska. Thorin po chwili
oprzytomniał, odsunął się od dziewczyny i usiadł na krześle
robiąc jej przejście.
Gandalf
był cały czas z Bilbem i cucił go. Zauważył jak Thorin się
zachwiał i wpadł na Elainę, która o mało nie upadła. Poza nim
żaden z uczestników tajnego spotkania nawet nie spojrzał w
kierunku tych dwojga. Wszyscy byli przejęci wyprawą i rozprawiali
żywo na ten temat. Czarodziej zauważył jak przez te kilka sekund
Thorin i Elaina zamarli, patrząc na siebie nawzajem. Zdawało mu się
także, że dostrzegł ogień, który zapłonął w oczach Thorina,
gdy trzymał Elainę w ramionach.
Z
zamyślenia wyrwał Gandalfa sam Thorin. Krasnolud spoglądał na
hobbita, którego wynosili z korytarza Fili i Kili i uśmiechnął
się kpiąco.
-
Widzisz? To mięczak, nie nadaje się na tę wyprawę. I żaden z
niego włamywacz. - rzucił na odchodnym czarodziejowi i
opuścił z Balinem jadalnię.
W
korytarzu minęli Elainę wracającą z kubkiem melisy. Balin
uśmiechnął się dobrodusznie do dziewczyny, a ona odpowiedziała
im obu tym samym i przepuściła Balina w korytarzu. Thorin zatrzymał
się pod ścianą, czekając aż dziewczyna go minie. Nie oderwał od
niej wzroku nawet na chwilę odkąd dostrzegł ją w korytarzu. Balin
przysiadł na stołku. Thorin nadal opierał się o ścianę,
obracając w palcach klucz, który dał mu Gandalf i spoglądał za
oddalającą się Elainą. Jej brązowe długie włosy unoszące się
w powietrzu w rytm kroków, szybko znikły za rogiem.
Gdy
wpadł na nią przed chwilą w jadalni, jego nozdrza poczuły zapach
tych pięknych włosów. Pachniały ziemią i chłodnym powietrzem
nocy z delikatną domieszką jej własnego zapachu. Jakaż to była
upajająca mieszanka. Zapamiętał się w tej cudnej woni, w tym
zgubnym spojrzeniu brązowych oczu i patrzył. Od tak dawna nie
trzymał w ramionach kobiety. To jeszcze bardziej go oszołomiło.
Zdało mu się, że minęło już dobrych kilka minut i że wszyscy
ich dostrzegli. Szybko więc usiadł znów na stołku, uwalniając
Elainę od swych ramion.
Thorina
z zamyślenia wyrwało szuranie fotela w sąsiednim pomieszczeniu.
Dostrzegł kątem oka, że Balin przygląda mu się bacznie. Zaraz
też obaj zobaczyli jak Bilbo szybko wychodzi z pokoju.
-
Cóż... No to chyba nie mamy włamywacza. – podsumował ponuro ten
widok Balin. – Może to i lepiej. I tak nie mieliśmy zbyt dużych
szans. – westchnął – Co z nas za kompania. Sami zwykli kupcy,
rzemieślnicy, górnicy, kowale… Żadni z nas bohaterowie…
-
Ja widzę tu kilku dobrych wojowników. – przerwał mu Thorin i
uśmiechnął się szelmowsko spod wąsa.
-
Starych wojowników. – poprawił go staruszek, wiedząc, że Thorin
ma na myśli jego przeszłość.
-
Warci jesteście dla mnie więcej niż cała armia z Żelaznych
Wzgórz. – rzekł już poważnie Thorin. – Bo wy, kiedy was
poprosiłem, przybyliście. Lojalność, honor, chęć walki o
utraconą ojczyznę! O cóż więcej mogę prosić?
-
Jeden krasnolud uratował ich honor Thorinie, czy tego chcesz czy
nie. – przypomniał Balin, uśmiechając się łagodnie.
-
To nie ma znaczenia, Dain nam odmówił! – odparł z irytacją
młodszy krasnolud.
-
Ale ona tu jest! – rzucił starzec.
-
Ona… jest wojownikiem, zgoda. Mam tylko nadzieję, że nie będzie
nam kamieniem u nogi, jak ten hobbit. Zresztą, Balinie, mamy tak
mało kobiet. – westchnął wyraźnie zasmucony – Powinna być w
bezpiecznym miejscu. Gandalf nie powinien był jej namawiać.
-
Masz rację. Ale tak jak ja, na pewno zauważyłeś jej blizny. To
najpewniej robota jakiejś bestii, może orków, może warga i dowód
na to, że wojaczka to dla niej nie pierwszyzna. Musiała wyprawiać
się z innymi krasnoludami poza Żelazne Wzgórza. To nie będzie jej
pierwsza wyprawa i nie jest żółtodziobem. Musisz wiedzieć, że
znałem jej ojca Raina, który swego czasu był wielkim wojownikiem.
Walczył pod Nainem wraz z nami w dolinie Azanulbizar. Wszyscy jego
synowie tam polegli i zostali spaleni w dolinie. – Thorin spojrzał
posępnym wzrokiem na Balina. Jego brat także poległ i został
spalony na przedpolach Morii.
-
Jeśli Rain wychował córkę na swoje podobieństwo, to ona da sobie
radę, a ty zyskasz dobrego wojownika w kompanii i wiernego
przyjaciela. – zamyślił się na chwile Balin, po czym dodał –
Myślę, że to jakiś dobry znak, Thorinie, że będzie z nami
kobieta z naszej rasy. – rzekł.
Thorin
pokręcił głową. Jego lwia grzywa długich włosów zafalowała
groźnie na ramionach.
-
Jednak nie powinniśmy jej narażać. Gdyby nie to, że chcę odegnać
wszystkie złe siły od tej wyprawy, nic bym sobie nie robił z tych
przepowiedni i rad Gandalfa. Poszlibyśmy w trzynastu, ale chcę,
żeby się powiodło! I chwycę się każdego sposobu żeby to
osiągnąć. Żeby krasnoludy z Ereboru wróciły do swego domu.
-
Nie musisz tego robić… Masz przecież wybór. Możesz się jeszcze
ożenić, mieć synów, scheda Ereboru będzie miała kolejnych
dziedziców w razie twej śmierci. A jeśli zginiesz, kto weźmie
nasze Królestwo? – Balin wstał i podszedł do młodszego
krasnoluda. – Zachowałeś się honorowo wobec naszego ludu. Masz
wśród nas poważanie. Jesteś naszym królem. Stworzyłeś nam nowe
życie w Błękitnych Górach. Życie w dostatku i spokoju. I to
więcej znaczy niż całe złoto Ereboru.
Thorin
posmutniał na twarzy.
-
On należał do mojego dziadka, potem ojca, a teraz należy do mnie!
– poniósł wymownie do góry klucz, który dał mu Gandalf – Mój
ojciec marzył, że krasnoludy z Ereboru odzyskają kiedyś swoją
ojczyznę! Nie chcę by moi synowie i wnuki tak jak i on marzyły o
tym, że kiedyś tam wrócą. Chcę, żeby potomkowie mego ojca i
dziadka się tam urodzili, tak jak ja i ty. Sam widzisz nie mam
wyboru, Balin! Nie mam! – zakończył z ogniem w oczach Thorin.
-
A więc jesteśmy z tobą chłopcze. Gdziekolwiek nas poprowadzisz.
Do końca. – odparł smutno Balin, bo w głębi duszy wiedział, że
Dębowa Tarcza miał rację. Ale sam nie był przekonany czy warto
wracać do Ereboru.
Kiedy
zrobiło się późno, krasnoludy jeden po drugim zbierały się w
saloniku Bilba. Był tam duży kominek. Wszyscy siedzieli wokół
niego słuchając trzaskającego ognia. Rozmyślali o czekającej ich
drodze. W głowach niektórych pojawiała się myśl o ogromnym
skarbie jaki ma być zapłatą za zwycięstwo. Najmłodszym płonęły
serca na myśl o przygodzie życia. Bardziej doświadczeni
zastanawiali się czy wszystkim będzie dane dotrzeć do Góry i
jakim niebezpieczeństwom trzeba będzie stawić czoła. Gandalf
nabił fajkę fajkowym zielem i pykał ją spokojnie w kącie
pogrążony w swoich myślach.
Ogień
palił się ciepłym płomieniem. Lizał szczapy drewna rzucone na
palenisko. Thorin wpatrywał się w płomienie i pykał fajkę.
Pamięcią przeniósł się do odległych dni. Ognisko zamieniło się
w płonące sosny, widział ogień smoka na niebie i Erebor obrócone
w popiół. Serce go bolało, a ból ten malował się na jego
obliczu. Zaciągnął się jeszcze raz fajką i zaczął cicho
śpiewać.
Tam
gdzie chłód
I
gdzie zamglony szczyt
Musimy
iść nim przyjdzie świt.
W
otchłanie grot i jaskiń mrok.
Gdzie
złoty skarb nasz z dawnych dni.
Do
pieśni dołączały się kolejne głosy. Śpiewali cicho,
melancholijnie wskrzeszając dawne świetne dni. I przypominając
tragedię jaka ich spotkała.
Na
zboczach góry jęczał las
Wył
wiatr ponury w nocny czas
Płomieni
ślad naznaczył świat
Z
płonących sosen iskier blask.
Wiele
pieśni jeszcze zaśpiewali tego wieczora, wiele kufli zostało
opróżnionych i sporo fajkowego ziela wypaliło się, gdy
rozprawiali o czekającej ich wyprawie.
Kiedy
w końcu krasnoludy zaczęły przysypiać, a nastąpiło to grubo,
grubo po północy, Bilbo ulokował swych gości po różnych
pokojach. Prawie każdy dostał swoje łóżko, leżankę, albo fotel
na których mogli spać, a ci którzy na nie się nie załapali,
uprzejmie rozłożyli swoje legowiska. Thorin jako
najdostojniejszy gość dostał nocleg w sypialni z oknami.
Bilbo
zasnął na stołeczku z poduszką na oparciu. Było mu wyjątkowo
niewygodnie. Do tego słyszał jeszcze długo w nocy, jak
Thorin nuci melancholijną pieśń o smoku, złocie i dawnych czasach
i wcale mu to nie pomagało zasnąć.
Było
jeszcze całkiem ciemno, gdy Thorin i jego kompania łącznie z
Gandalfem byli gotowi do ruszenia w drogę. Brakowało jedynie
hobbita, który dalej spał i wcale nie wyglądało żeby miał się
obudzić.
-
Ruszamy! – oświadczył Dębowa Tarcza i wyszedł na zewnątrz.
-
Thorinie! – Gandalf wskazał na Bilba.
-
Nie widzę podpisanego kontraktu. A skoro tak, to nie podjął się
zadania jakie mu wyznaczyliśmy. – odparł.
-
Pozostaw mu kontrakt. Znam go. Jestem pewien, że dołączy do nas
kiedy wstanie słońce. – zapewnił Gandalf.
-
Zostaw kontrakt. – rzucił do Balina Thorin i wyszedł, a za nim
reszta kompanii.
W
gospodzie objuczyli przygotowane kucyki i ruszyli na wschód. Powoli
się rozjaśniało.
Na
czele jechali Thorin i Gandalf, za nimi Balin z Dwalinem, Gloin z
luzakiem i Oin, a następnie Fili i Kili z Elainą i reszta
krasnoludów.
-
Myślicie, że dołączy? – rzucił Bofur.
-
Eee… gdzie tam! – odrzekł Gloin.
– Kto
to widział, żeby zatrudniać hobbita do takiej roboty. Włamywacz,
też mi coś! – prychnął Nori, który w swym awanturniczym życiu
nie raz przywłaszczył sobie cudzą własność.
-
Może się założymy panie Gloin? – krzyknął Bofur.
-
A tak! Stawiam to, że nawet jeszcze nie otworzył oczu. –
rudobrody Gloin wyjął sakiewkę i pomachał do Bofura.
Reszta
krasnoludów podchwyciła to i także zaczęli się zakładać.
Thorin patrzył z niesmakiem jak Gandalf i jego siostrzeńcy
dołączają z chęcią do zabawy. Kiedy czarodziej odjechał na tył
kompanii razem z Filim i Kilim, pochód zwolnił.
Thorin
jechał teraz zamyślony i patrzył przed siebie. Oto zaczęła się
droga, która doprowadzi go do domu. Jakoś dadzą radę bez
włamywacza. O ile w ogóle ten hobbit cokolwiek wiedział o
włamaniach. Thorin prychnął.
W
tym momencie kucyk Elainy się zrównał z jego kudłatym konikiem.
-
Nie zakładasz się, pani Elaino? – mruknął Thorin, nie patrząc
nawet na nią. Odczucia z poprzedniej nocy wobec kompanki zbladły
nieco i Dębowa Tarcza rzucił to na karb wypitego trunku.
-
Nie – odparła.
-
Sądzisz, że do nas dołączy? – zapytał Thorin.
-
Podejrzewam, że tak. – odparła dziewczyna.
-
Powinienem zamiast zdać się na Gandalfa samemu poszukać
odpowiednich kandydatów do kompanii. – rzucił trochę
nieprzemyślanie Thorin.
Elainie
zrobiło się przykro z powodu słów Thorina.
-
Hobbit niczym ci się jeszcze nie przysłużył byś nim gardził. Co
do mnie postaram się, żebyś uznał mnie za godną uczestniczenia w
twej wyprawie, Thorinie, synu Thraina. – odparła sucho Elaina.
Zawróciła
konika i dołączyła do zdecydowanie milszej kompanii jaką byli
Fili i Kili.
-
Co za gbur i zrzęda! – mruknęła.
-
Wuj Thorin? – zapytał Kili.
Elaina
kiwnęła głową.
-
Ta wyprawa to dla niego więcej niż sprawa honoru. On poświęci
życie, by odzyskać Erebor. – odparł Fili.
-
A poza tym jest trochę drażliwy na tym punkcie. – dodał Kili –
My także. – mrugnął do Elainy.
Nagle
usłyszeli za sobą trzask łamanych gałęzi i tupot stóp.
-
Czekajcie! – to był Bilbo – Stać! – wypadł zza drzew i biegł
machając w dłoni kontraktem Thorina.
Kompania
zatrzymała się słysząc wołanie i wszyscy się odwrócili. Bilbo
podbiegł do Balina i dał mu arkusz pergaminu. Thorin aż zaczął z
niedowierzaniem kręcić głową.
-
Podpisałem! – wysapał hobbit.
Balin
wziął do ręki kartkę i wyjąwszy lupę sprawdzał autentyczność
podpisu.
-
W istocie podpisał jak należy. – odezwał się Balin. – Witamy,
panie Baggins, w kompanii Thorina Dębowej Tarczy. – i mrugnął do
niego z uśmiechem.
Wszyscy
zaczęli do niego pokrzykiwać i zrobiło się ogólnie bardzo
wesoło. Wszystko przerwał surowy głos Thorina, który wcale się
nie ucieszył z przybycia Niziołka.
-
Dać mu kuca! – i nie czekając na resztę ruszył dalej.
-
Nie, nie! Nie trzeba! – zaraz zaczął oponować Bilbo – Ja lubię
długie spacery…. – w tym momencie został uniesiony do góry
przez Filego i Kilego i posadzony na małym grubiutkim koniku.
Gandalf śmiał się serdecznie z tego widoku razem z krasnoludami.
-
Widzisz Dori! Płacisz! – krzyknął Bofur.
-
Łap! – sakiewka przeleciała nad dwoma krasnoludami i wpadła w
dłoń Bofura.
-
Następny! – upomniał się Bofur i kolejna sakiewka wpadła w jego
dłoń.
-
Za co płaci? – zapytał Bilbo.
-
Widzisz zakładali się czy do nas dołączysz – odparł Gandalf. –
Większość uważała, że nie.
-
No a ty? – zapytał sucho Bilbo.
W
tym momencie Gandalf wykazał się niesamowitym refleksem i złapał
rzuconą do niego znienacka sakiewka.
-
Ja przyjacielu nigdy w ciebie nie wątpiłem. – uśmiechnął się
czarodziej.
Pojechali
dalej, gdy Bilbo zauważył, że nie zabrał chusteczek do nosa.
Zatrzymał całą kompanię, z zamiarem powrotu do Shire po brakującą
część ekwipunku, ale i tym razem z pomocą pośpieszył mu uczynny
Bofur.
-
Masz! – rzucił mu swoją używaną chustkę – Nie musisz
oddawać!
Bilbo
trzymał kciukiem i palcem wskazującym sfatygowany kawałek
materiału i patrzył na niego z obrzydzeniem.
-
Ruszać dalej! – krzyknął Thorin z przodu i kompania ruszyła. –
Trzeba skończyć z tymi postojami, bo nigdy nie dotrzemy do celu. -
dodał ciszej już do siebie.
*Tajemny
język krasnoludów. Krasnoludy strzegą go i wolą uczyć się
języków innych ras, niż pozwolić, by obcy poznali ich mowę.
_______________
Opowiadanie powstało na na podstawie powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem” oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)