środa, 2 marca 2016

"Wyprawa pod Samotną Górę" cz. I, rozdział 2


Źródło: Pinterest


Rozdział II 
W drogę


Kiedy zasiedli znów przy stole Fili i Kili przynieśli wujowi pozostawiony dla niego posiłek. Dębowa Tarcza nie odstawał od swoich ziomków i pochłonął ogromne ilości jedzenia, przepijając je czerwonym winem Bilba, które dość mu zasmakowało. Na sam koniec zostawił sobie placek z kminkiem.
Wszyscy czekali cierpliwie, aż krasnolud skończy jeść, prowadząc między sobą ciche rozmowy. Gandalf palił fajkę razem z Elainą i Bofurem, poczęstowany fajkowym zielem przez tego ostatniego. Krasnoludzica znalazłszy się wśród swoich pobratymców, wolała rozmawiać z nimi niż z czarodziejem. Chichotała więc teraz razem z Bofurem, bo ten śpiewał jej cicho jakąś piosenkę w dziwnej gwarze khuzdul1, której Gandalf nie rozumiał. Jednak widać przyśpiewka była niezwykle zabawna, bo Elaina w pewnym momencie zakryła usta dłonią i chichot przeszedł w z trudem tłumiony śmiech. Fili i Kili też jednym uchem słuchali Bofura i starali się nie wybuchnąć nieopanowanym rechotem przy surowym wuju. Młodszy Kili co chwila chował głowę za brata i śmiał się, by za chwilę wyłonić się ze śmiertelnie poważną miną.

Gandalf cieszył się, że Krasnoludzica tak szybko znalazła kompanów wśród krasnoludów. Obawy Gandalfa jakie miał wcześniej w związku z Elainą, znikły zupełnie. Thorin też wydawał się zadowolony z jej obecności, sądząc po jego zachowaniu przy drzwiach. Było to wielce korzystne dla tajemnych planów Gandalfa, które powziął jeszcze przed pierwszym spotkaniem z Thorinem, podczas którego ten wyjawił mu zamiar zorganizowania wyprawy do Ereboru. Wtedy to Gandalf postanowił przy okazji przedsięwzięcia Thorina, zrealizować jeszcze jeden cel, który w dalszej perspektywie przyniósłby też korzyści samemu Thorinowi. Teraz jeszcze pozostało mu przekonać go do zabrania na wyprawę Bilba.
- Jakie wieści po spotkaniu w Ered Luin? Wszyscy przybyli? – zapytał w końcu Balin Thorina.
- Tak. Z wszystkich Siedmiu Królestw – odparł krasnolud.
Wywołało to pomruk aprobaty.
- A co rzekli mieszkańcy Żelaznych Wzgórz? – przerwał Dwalin. – Czy Dain przybędzie? Widziałeś się z nim?
Elaina poruszyła się niespokojnie na ławie. Nie wiedziała, że Dain opuścił Żelazne Wzgórza.
- Widziałem, ale… nie pomoże nam. – odparł zgaszonym tonem Thorin. – Nikt nam nie pomoże. Wszyscy powiedzieli, że to nasza wyprawa. I tylko nasza. – przygnębienie wypełzło na oblicza krasnoludów.
- Thorinie, nie porzucaj nadziei powodzenie wyprawy. – wtrącił się Gandalf. – Przecież nie było mowy o armii. Ani o mężu. – i spojrzał wymownie na dziewczynę. Thorin popatrzył na czarodzieja zdziwiony.
Gandalf wprawdzie ją przedstawił, ale nikt dokładnie nie wiedział kim ona jest, ani nie wiedział skąd pochodzi.
- Co to ma znaczyć? – zapytał podejrzliwym tonem, mierząc nową kompankę już nie tak łaskawym spojrzeniem jak wcześniej.
­– To krasnolud z Żelaznych Wzgórz.– rzekł czarodziej – Pochodzi z rodu Durina. Wiem, że mój wybór jest dość zaskakujący…
Thorin spoglądał na Elainę. Był tak zdziwiony, że aż otworzył lekko usta.
- Nie widziałem cię w Ered Luin w orszaku Daina. Jak się tu znalazłaś? – Thorin szybko odzyskał mowę i nie był zadowolony. Widać było, że postępek Daina traktuje prawie jak zdradę i żaden mieszkaniec Żelaznych Wzgórz nie jest już zbyt mile widziany w jego kompanii – Przecież Dain odmówił udziału w wyprawie.
Elaina otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale uprzedził ją Gandalf.
- Tak jak ci wspominałem, kiedyśmy się spotkali w twoim domu, potrzebujesz czternastu, a także włamywacza, ale to inna kwestia. Przewidywałem, że Dain odmówi, dlatego zawczasu powziąłem środki, by jednak chodź jeden krasnolud z Żelaznych Wzgórz dołączył do twej kompanii. Jednak Rain Kamienny Topór, o którym myślałem na początku, jest już za stary by uczestniczyć w wyprawie. A przydałby się nam. Był mężnym wojownikiem i wiernym towarzyszem broni. Twoje szczęście, że jego córka poszła w ślady ojca. - czarodziej zawiesił głos na chwilę - Elaina jest nie gorszym wojownikiem niż każdy z was.
- To się jeszcze okaże. – mruknął Thorin pomierzywszy Elainę surowym wzrokiem i odwrócił się do kompanów, którzy z ciekawością łowili każde słowo z tej rozmowy.
Zaczynał żałować, że dał Gandalfowi tak dużą swobodę w wyborze dwóch ostatnich uczestników wyprawy. Nie sądził, że Gandalf mówił poważnie o hobbicie, kiedy w Błękitnych Górach wspomniał o takim kandydacie na włamywacza. Większość z jego towarzyszy było doświadczonymi wojownikami (no, może prócz tego gołowąsa Oriego) i byli w stanie przetrwać niebezpieczeństwa jakie niosła ze sobą ta wyprawa. Ale nie ten cały Baggins. Wychylając wino spojrzał ukradkiem na Elainę. Rozmawiała cicho z Gandalfem, pochylona ku niemu. W jej dłoni pojawiła się znów fajka, którą bawiąc się, sprawnie obracała palcami. Ją był jeszcze w stanie zaakceptować, mimo młodego wieku. Bo ile mogła mieć lat? Sto? Sto dziesięć? Więcej na pewno nie. Nie wyglądała mu jednak na krasnoluda, co to pierwszy raz przypiął miecz do pasa. Dawało to nadzieję, że nie da się zabić pierwszemu orkowi, czy goblinowi jakiego spotkają. A także, że nie trzeba będzie się za nią oglądać na każdym kroku. No i miała też doświadczenie w długich wędrówkach i znała dzikie kraje do których zmierzali. Sam fakt, że przeszła taki szmat drogi z Żelaznych Wzgórz, imponował Thorinowi. Wychylił do dna trunek i odstawił kubek. Potem spojrzał na Elainę i uśmiechnął się krótko, zaraz potem zwracając się z jakąś myślą do Balina.
Gandalf dostrzegł ten gest i znów zwróciwszy się do dziewczyny kiwnął głową. Została przyjęta do kompanii.
Kili i Fili, którzy przy niej siedzieli, siostrzeńcy Thorina, uśmiechnęli się szeroko. Fili zaraz sięgnął po dzban i nalał całej trójce do kubków.
- Kto chce piwa? – powiedział i wepchnął jej kubek w dłoń. – No to zdrówko, koleżanko! Trzymaj się nas, a z każdej opresji wyjdziesz cało.
- Będziemy świetną drużyną w tej drużynie – dodał Kili i zaczął chichotać.
Thorin, który siedział zaraz obok wszystko słyszał i widział.
- Skoro będzie nam towarzyszyć w wyprawie, sama sobie musi radzić. – rzekł poważnym tonem.
- Idziecie na wyprawę? Gdzie? – zapytał Bilbo.
- Bilbo mój drogi, daj trochę więcej światła – odparł czarodziej i wyciągnął zza pazuchy niewielki arkusz pergaminu. – Daleko za szczytami Gór Mglistych, za gęstymi ostępami Mrocznej Puszczy, na niezmierzonych pustkowiach dzikich krain, wznosi się szczyt. Samotna Góra. – Gandalf wskazał na rysunek góry na mapie, bo była to właśnie mapa. Thorin przyglądał się jej ciekawie. Krasnoludy wyciągnęły szyje i Elaina przysunęła się by lepiej słyszeć i widzieć.
- Mój brat Oin, odczytał znaki, które pojawiają się od pewnego czasu. – rzekł Gloin.
- Widziano ptaki wracające na Górę jak w przepowiedni – wyjaśnił Oin – „Kiedy dawne ptaki wrócą na Erebor, wtedy władza bestii przeminie”
Bilbo w tym momencie nastawił uszu.
- Eee… Bestii? Jakiej bestii? – zapytał lekko drżącym głosem.
- Tak zwykło się mawiać o Smaugu Groźnym. – odparł Bofur. - To największa i najgorsza zaraza naszej ery. Wielki ognisty smok. Do tego ta parszywa gadzina jest amatorem metali szlachetnych. I z tego są wszystkie nasze niedole.
Thorin w tym momencie skrzywił się z niesmakiem na wspomnienie Smauga i stwierdził, że wystarczy już tych szczegółów. Właśnie miał uciszyć Bofura, gdy swoje trzy grosze dorzuciła Elaina.
- Te bestia jest jak latająca twierdza. Zęby jak miecze, szpony jak stalowe harpuny… - zaczęła.
Thorin spojrzał groźnie na Elainę, która poczuła to spojrzenie i już miała zamilknąć, ale przerwał jej niezbyt grzecznie Bilbo.
- Ej! Wiem co to jest smok! – pisnął.
- Chętnie dam posmakować gadzinie żelaza krasnoludów! Wsadzę ostrze prosto w zadek tej jaszczurki! – wrzasnął rozentuzjazmowany Ori, najmłodszy uczestnik wyprawy, którego z racji wieku w ogóle nie powinno tu być.
- Och cicho! – starszy brat Dori pociągnął go na ławę.
- Wiecie co? Było by to trudne nawet dla całej armii. A nas jest trzynastu… i to nie tych najlepszych, ani najbystrzejszych. - podsumował Balin z przekąsem.
Zaraz zaczęły się protesty oburzonych krasnoludów, które poczuły się urażone, że odmówiono im bystrości.
- Może i jest nas niewielu i mamy swoje wady, ale jesteśmy odważnymi wojownikami! Walczymy do ostatniego! – wtrącił Fili i spojrzał na Elainę i Filego – Co do krasnoluda!
Thorin uśmiechnął się w duchu na te słowa. Fili, ani jego młodszy brat nie byli jeszcze nigdy na prawdziwej wyprawie, jednak od zawsze ciągło och do wszelkich przygód. Dlatego doceniał po stokroć ich zaangażowanie i odwagę mimo braku doświadczenia. Obaj od dawno błagali jego i matkę, by pozwolili im na udział w wyprawach, jakie Thorin odbywał dosyć często w różne miejsca. Ich matka była niechętna by uczestniczyli w tej eskapadzie, bo zdawała sobie sprawę z ogromu niebezpieczeństw jakie staną na drodze jej synów. Jednak po ich usilnych błaganiach i krótkiej rozmowie z bratem, który obiecał chronić siostrzeńców, pozwoliła synom iść z wujem Thorinem.
- No… pamiętajcie, że mamy też czarodzieja w naszej kompanii. – odezwała się spokojnym głosem Elaina i uśmiechnęła się do Gandalfa.
- Tak, tak Elaina ma rację! Gandalf zgładził już setki smoków w swoim życiu! – rozpędził się Kili.
Czarodziej aż się zakrztusił dymem z fajki. Po tej wzmiance jakoby miał być pogromcą smoków, krasnoludy zaczęły się nawzajem przekrzykiwać chcą uzyskać od niego informację ile tych smoków zabił. A co ważniejsze, w jaki sposób. Nawet Thorin patrzył na niego z pytaniem w oczach, choć tak naprawdę nie wierzył w Gandalfa – smokobójcę. Gdy wrzawa jednak rosła, a Gandalf nie odpowiadał, wstał z miejsca.
- Spokój! – powiedział głośno i wrzaski ucichły. Elaina podniosła wzrok na potężnego krasnoluda. Biła od niego siła i majestat godny króla, którym był z urodzenia. Miał posłuch i szacunek wśród swoim towarzyszy.
- Dostrzegliśmy znaki. Ale skoro my je widzieliśmy, to sądzicie, że inni ich nie zobaczyli? – zmienił gładko temat i sprowadził rozmowę na właściwe tory.
- Różne krążą pogłoski. Smoka Smauga nikt nie widział na oczy od sześćdziesięciu lat! Niejeden zaczyna spoglądać w stronę Góry i ważyć ryzyko. Może wielkie bogactwo nie ma strażnika? Mamy czekać, aż ktoś inny zagarnie coś co należy do nas? Czy może skorzystać z okazji i odzyskać naszą własność? – zapytał z ogniem w oczach.
- Ale Główna Brama jest zamknięta. – rzekł Balin. – Nie ma jak wejść do wnętrza Góry.
- Z tym mój drogi Balinie nie do końca się zgadzam. – odezwał się w końcu Gandalf i nagle w jego dłoni znalazł się duży, kanciasty klucz.
- Dostałem go od twego ojca Thraina na przechowanie. Chciał byś go dostał. – to rzekłszy wręczył klucz Thorinowi, który przyjął dar z niedowierzającą miną.
- Skoro jest klucz to muszą być drzwi. – odezwała się Elaina spoglądając na Thorina z otuchą w oczach.
- Jest drugie wejście! – zawołał radośnie Kili.
- Tak, jeśli je znajdziemy. Bo ukryte drzwi są niewidoczne i niczym nie różnią się od reszty skalnej ściany, która je otacza, prawda Thorinie? – krasnolud kiwnął głową - Ta mapa mówi o zamkniętym wejściu do Dolnych Sal. Ja niestety nie umiem jej odczytać. Ale są w Środziemiu tacy, którzy to potrafią. Zadanie o którym mówię wymagać będzie zręczności i wielkiej odwagi. Jeśli będziecie ostrożni i sprytni to myślę, że może się udać. – uśmiechnął się Gandalf.
- Stąd potrzebny włamywacz! – odezwał się Ori.
- Tak! I to dobry! Musiałby być prawdziwym fachowcem! – rzekł niespodziewanie Bilbo, którego wciągnęła opowieść o złocie, smokach i tajnych wejściach.
- No a ty? Nie jesteś nim?– zapytał Gloin.
- Ja? Nie, nie, nie! Nie jestem włamywaczem, nic nigdy nikomu nie ukradłem! – oburzył się hobbit.
- Myślę, że pan Baggins ma rację. – rzekła Elaina – Wybacz panie Gandalfie, ale on raczej nie nadaje się na włamywacza. A co najistotniejsze, obawiam się też, że długo nie przetrwa.
- Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zgodzić się z panią Elainą. Szkoda hobbita. – dodał Balin.
- Taaak. W dzikich krajach nie ma miejsca dla kogoś kto nie umie chronić własnej skóry. – mruknął Dwalin.
Thorin tylko pokiwał głową.
- Wystarczy! – podniósł głos Gandalf – Jeśli mówię, że pan Baggins jest włamywaczem to mówię, że jest! I to powinno wam wystarczyć! Hobbici są nadzwyczaj szybcy i zwinni. Potrafią poruszać się niezauważeni jeśli tego chcą. Czy któryś z was jest świadomy, że idąc tu robiliście rumor na milę stąd? Każdy po kolei! – spojrzał na kolejno na Elainę, Balina, Dwalina i Thorina - A nawet stu hobbitów przeszło by niezauważonych. Poza tym wiemy, że smok jest wyczulony na zapach krasnoludów. I wywącha was nawet przez sen. Jak go chcecie zaskoczyć? Za to zapach hobbita jest mu zupełnie obcy. To uśpi trochę jego czujność. I to daje nam ogromną przewagę! – przerwał te deliberacje potężnym głosem czarodziej.
Następnie zwrócił się uprzejmie do Thorina.
– Prosiłeś, bym wybrał dla ciebie czternastego i kogoś na włamywacza. Wybrałem tych dwoje. Jeśli chodzi o panią Elainę zaufałeś mi, powinieneś mi zaufać także w kwestii Bilba. Wart jest więcej niż sugeruje jego postura i przyda się bardziej niż sądzisz. – skończył czarodziej i spojrzał na Thorina.
- No dobrze. Zrobimy jak chcesz. - zgodził się niechętnie krasnolud - Balin pokaż mu tę umowę. –polecił.
Balin podał arkusz Thorinowi wymieniając Bilbowi co zawiera. Thorin zaś wepchnął go niezbyt uprzejmie hobbitowi.
- Zwykła formalność. – ciągnął Balin – Czas pracy, wynagrodzenie, warunki rozliczania wydatków, kwestie pogrzebu… - hobbit wziął do ręki kontrakt i wyszedł na korytarz.
Krasnoludy świadome już, że wyprawa dojdzie do skutku zaczęły głośno dyskutować.
Thorin pochylił się ku Gandalfowi.
- Zaufałem ci w kwestii dziewczyny, bo myślę, że da sobie radę, choć i to się jeszcze okaże. Nie wiadomo co napotkamy na swej drodze. Ale co do hobbita to wiedz, że nie zapewnię mu bezpieczeństwa. Nie mam zamiaru go pilnować. Sam doglądaj swojego ulubieńca. – Gandalf skinął niewyraźnie głową na te niezbyt uprzejme słowa.
Wiedział dobrze w jakie tarapaty pakuje Elainę i Bilba, a jednak pchał ich w nie z sobie tylko znanych powodów.
– I Gandalfie, w żadnym wypadku nie odpowiadam za to, co ich spotka. – dodał Thorin na koniec.
- Oczywiście, że nie. – bąknął czarodziej,
Tymczasem Bilbo kończył czytać kontrakt.
- Gotówka po wykonaniu, maksymalnie 1/15 zysku jeśli takowy będzie. Hm… to uczciwe się zdaje. Kompania nie odpowiada za rany i obrażenia odniesione w trakcie wyprawy. W tym... rany cięte i szarpane? Utrata kończyn? Wypatroszenie? ZWĘGLENIE?!
Bilbo spojrzał na krasnoludy z zamiarem zapytania w co go pakują. Jednak wszyscy unikali jego wzroku. Thorin wdał się w rozmowę z Elainą i akurat dopytywał się o drogę, którą przebyła, by tu dotrzeć. Reszta krasnoludów słysząc słowa Bilba albo udawała, że rozmowy z sąsiadami ich bardzo zajmują, albo szukała pajęczyn na suficie. Jedynie prostolinijny Bofur był skory do odpowiedzi i podobnie jak wcześniej udzielił krasnoludowi szczegółowych wyjaśnień.
- Bo wiesz, jak smok zionie ogniem, to mięso samo od kości odłazi! – powiedział jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie.
- Wszystko dobrze? – zapytała Elaina przez ramię Thorina, bo dostrzegła, że Bilbo zbladł.
- Nie… słabo mi… - mamrotał hobbit. – Mało powietrza.
- No to taki piec, na skrzydłach. Błysk ognia, straszny ból i po wszystkim. Puff! Zostaje z ciebie kupka popiołu. – Bofur chyba pomyślał, że Bilbo czegoś nie zrozumiał i pośpieszył z kolejnymi wyjaśnieniami.
- Wystarczy, panie Bofur! – fuknął na niego Thorin odwracając się od Elainy.
Po szczegółowym opisie śmierci, którą może zadać smok, jaki zafundował mu Bofur, Bilbo runął jak długi, zemdlony.
- No, pomogłeś Bofurze, nie ma co! – mruknął Gandalf podnosząc się z miejsca. Fili i Kili zaraz też skoczyli z miejsc, jeden po coś na czym można by Bilba położyć, drugi żeby pomóc go podnieść.
Elaina wstała i także chciała wyjść i pomóc. Thorin zastawiał jej wyjście swoją wielką sylwetką. Nie mogła go minąć, więc zwróciła się do niego, by się odsunął. Usłyszawszy jej prośbę, Thorin odwrócił się gwałtownie i wpadł na dziewczynę. Zaskoczona Elaina straciła równowagę i poleciała bezwładnie w tył. Oparła się w końcu o ścianę, ale zaraz została przygnieciona przez Thorina. Do jej nozdrzy doszła woń wyprawionej skóry z której była zrobiona, cała pokryta metalowymi sześcianikami, tunika krasnoluda. Dotkliwie odczuła uderzenie tą specyficzną kolczugą i skrzywiła się nieco.
- Wybacz mi, pani! – rzekł Thorin i podtrzymał ją jedną ręką za ramię, żeby nie upadła, a drugą chwycił się ściany, jednocześnie odgradzając Elainę od reszty pomieszczenia. Przez ułamek sekundy byli tak blisko, że poczuła na swoim policzku brodę Thorina. On także poczuł dotyk na twarzy. Spojrzeli na siebie jednocześnie. Ich oczy się spotkały i zastygli w bezruchu mając okazję przyjrzeć się sobie z tak bliska. Thorin po chwili oprzytomniał, odsunął się od dziewczyny i usiadł na krześle robiąc jej przejście.
Gandalf był cały czas z Bilbem i cucił go. Zauważył jak Thorin się zachwiał i wpadł na Elainę, która o mało nie upadła. Poza nim żaden z uczestników tajnego spotkania nawet nie spojrzał w kierunku tych dwojga. Wszyscy byli przejęci wyprawą i rozprawiali żywo na ten temat. Czarodziej zauważył jak przez te kilka sekund Thorin i Elaina zamarli, patrząc na siebie nawzajem. Zdawało mu się także, że dostrzegł ogień, który zapłonął w oczach Thorina, gdy trzymał Elainę w ramionach.
Z zamyślenia wyrwał Gandalfa sam Thorin. Krasnolud spoglądał na hobbita, którego wynosili z korytarza Fili i Kili i uśmiechnął się kpiąco.
- Widzisz? To mięczak, nie nadaje się na tę wyprawę. I żaden z niego włamywacz. -  rzucił na odchodnym czarodziejowi i opuścił z Balinem jadalnię.
W korytarzu minęli Elainę wracającą z kubkiem melisy. Balin uśmiechnął się dobrodusznie do dziewczyny, a ona odpowiedziała im obu tym samym i przepuściła Balina w korytarzu. Thorin zatrzymał się pod ścianą, czekając aż dziewczyna go minie. Nie oderwał od niej wzroku nawet na chwilę odkąd dostrzegł ją w korytarzu. Balin przysiadł na stołku. Thorin nadal opierał się o ścianę, obracając w palcach klucz, który dał mu Gandalf i spoglądał za oddalającą się Elainą. Jej brązowe długie włosy unoszące się w powietrzu w rytm kroków, szybko znikły za rogiem.
Gdy wpadł na nią przed chwilą w jadalni, jego nozdrza poczuły zapach tych pięknych włosów. Pachniały ziemią i chłodnym powietrzem nocy z delikatną domieszką jej własnego zapachu. Jakaż to była upajająca mieszanka. Zapamiętał się w tej cudnej woni, w tym zgubnym spojrzeniu brązowych oczu i patrzył. Od tak dawna nie trzymał w ramionach kobiety. To jeszcze bardziej go oszołomiło. Zdało mu się, że minęło już dobrych kilka minut i że wszyscy ich dostrzegli. Szybko więc usiadł znów na stołku, uwalniając Elainę od swych ramion.
Thorina z zamyślenia wyrwało szuranie fotela w sąsiednim pomieszczeniu. Dostrzegł kątem oka, że Balin przygląda mu się bacznie. Zaraz też obaj zobaczyli jak Bilbo szybko wychodzi z pokoju.
- Cóż... No to chyba nie mamy włamywacza. – podsumował ponuro ten widok Balin. – Może to i lepiej. I tak nie mieliśmy zbyt dużych szans. – westchnął – Co z nas za kompania. Sami zwykli kupcy, rzemieślnicy, górnicy, kowale… Żadni z nas bohaterowie…
- Ja widzę tu kilku dobrych wojowników. – przerwał mu Thorin i uśmiechnął się szelmowsko spod wąsa.
- Starych wojowników. – poprawił go staruszek, wiedząc, że Thorin ma na myśli jego przeszłość.
- Warci jesteście dla mnie więcej niż cała armia z Żelaznych Wzgórz. – rzekł już poważnie Thorin. – Bo wy, kiedy was poprosiłem, przybyliście. Lojalność, honor, chęć walki o utraconą ojczyznę! O cóż więcej mogę prosić?
- Jeden krasnolud uratował ich honor Thorinie, czy tego chcesz czy nie. – przypomniał Balin, uśmiechając się łagodnie.
- To nie ma znaczenia, Dain nam odmówił! – odparł z irytacją młodszy krasnolud.
- Ale ona tu jest! – rzucił starzec.
- Ona… jest wojownikiem, zgoda. Mam tylko nadzieję, że nie będzie nam kamieniem u nogi, jak ten hobbit. Zresztą, Balinie, mamy tak mało kobiet. – westchnął wyraźnie zasmucony – Powinna być w bezpiecznym miejscu. Gandalf nie powinien był jej namawiać.
- Masz rację. Ale tak jak ja, na pewno zauważyłeś jej blizny. To najpewniej robota jakiejś bestii, może orków, może warga i dowód na to, że wojaczka to dla niej nie pierwszyzna. Musiała wyprawiać się z innymi krasnoludami poza Żelazne Wzgórza. To nie będzie jej pierwsza wyprawa i nie jest żółtodziobem. Musisz wiedzieć, że znałem jej ojca Raina, który swego czasu był wielkim wojownikiem. Walczył pod Nainem wraz z nami w dolinie Azanulbizar. Wszyscy jego synowie tam polegli i zostali spaleni w dolinie. – Thorin spojrzał posępnym wzrokiem na Balina. Jego brat także poległ i został spalony na przedpolach Morii.
- Jeśli Rain wychował córkę na swoje podobieństwo, to ona da sobie radę, a ty zyskasz dobrego wojownika w kompanii i wiernego przyjaciela. – zamyślił się na chwile Balin, po czym dodał – Myślę, że to jakiś dobry znak, Thorinie, że będzie z nami kobieta z naszej rasy. – rzekł.
Thorin pokręcił głową. Jego lwia grzywa długich włosów zafalowała groźnie na ramionach.
- Jednak nie powinniśmy jej narażać. Gdyby nie to, że chcę odegnać wszystkie złe siły od tej wyprawy, nic bym sobie nie robił z tych przepowiedni i rad Gandalfa. Poszlibyśmy w trzynastu, ale chcę, żeby się powiodło! I chwycę się każdego sposobu żeby to osiągnąć. Żeby krasnoludy z Ereboru wróciły do swego domu.
- Nie musisz tego robić… Masz przecież wybór. Możesz się jeszcze ożenić, mieć synów, scheda Ereboru będzie miała kolejnych dziedziców w razie twej śmierci. A jeśli zginiesz, kto weźmie nasze Królestwo? – Balin wstał i podszedł do młodszego krasnoluda. – Zachowałeś się honorowo wobec naszego ludu. Masz wśród nas poważanie. Jesteś naszym królem. Stworzyłeś nam nowe życie w Błękitnych Górach. Życie w dostatku i spokoju. I to więcej znaczy niż całe złoto Ereboru.
Thorin posmutniał na twarzy.
- On należał do mojego dziadka, potem ojca, a teraz należy do mnie! – poniósł wymownie do góry klucz, który dał mu Gandalf – Mój ojciec marzył, że krasnoludy z Ereboru odzyskają kiedyś swoją ojczyznę! Nie chcę by moi synowie i wnuki tak jak i on marzyły o tym, że kiedyś tam wrócą. Chcę, żeby potomkowie mego ojca i dziadka się tam urodzili, tak jak ja i ty. Sam widzisz nie mam wyboru, Balin! Nie mam! – zakończył z ogniem w oczach Thorin.
- A więc jesteśmy z tobą chłopcze. Gdziekolwiek nas poprowadzisz. Do końca. – odparł smutno Balin, bo w głębi duszy wiedział, że Dębowa Tarcza miał rację. Ale sam nie był przekonany czy warto wracać do Ereboru.
Kiedy zrobiło się późno, krasnoludy jeden po drugim zbierały się w saloniku Bilba. Był tam duży kominek. Wszyscy siedzieli wokół niego słuchając trzaskającego ognia. Rozmyślali o czekającej ich drodze. W głowach niektórych pojawiała się myśl o ogromnym skarbie jaki ma być zapłatą za zwycięstwo. Najmłodszym płonęły serca na myśl o przygodzie życia. Bardziej doświadczeni zastanawiali się czy wszystkim będzie dane dotrzeć do Góry i jakim niebezpieczeństwom trzeba będzie stawić czoła. Gandalf nabił fajkę fajkowym zielem i pykał ją spokojnie w kącie pogrążony w swoich myślach.
Ogień palił się ciepłym płomieniem. Lizał szczapy drewna rzucone na palenisko. Thorin wpatrywał się w płomienie i pykał fajkę. Pamięcią przeniósł się do odległych dni. Ognisko zamieniło się w płonące sosny, widział ogień smoka na niebie i Erebor obrócone w popiół. Serce go bolało, a ból ten malował się na jego obliczu. Zaciągnął się jeszcze raz fajką i zaczął cicho śpiewać.

Tam gdzie chłód
I gdzie zamglony szczyt
Musimy iść nim przyjdzie świt.
W otchłanie grot i jaskiń mrok.
Gdzie złoty skarb nasz z dawnych dni.

Do pieśni dołączały się kolejne głosy. Śpiewali cicho, melancholijnie wskrzeszając dawne świetne dni. I przypominając tragedię jaka ich spotkała.

Na zboczach góry jęczał las
Wył wiatr ponury w nocny czas
Płomieni ślad naznaczył świat
Z płonących sosen iskier blask.

Wiele pieśni jeszcze zaśpiewali tego wieczora, wiele kufli zostało opróżnionych i sporo fajkowego ziela wypaliło się, gdy rozprawiali o czekającej ich wyprawie.
Kiedy w końcu krasnoludy zaczęły przysypiać, a nastąpiło to grubo, grubo po północy, Bilbo ulokował swych gości po różnych pokojach. Prawie każdy dostał swoje łóżko, leżankę, albo fotel na których mogli spać, a ci którzy na nie się nie załapali, uprzejmie rozłożyli swoje legowiska. Thorin jako najdostojniejszy gość dostał nocleg w sypialni z oknami. 
Bilbo zasnął na stołeczku z poduszką na oparciu. Było mu wyjątkowo niewygodnie. Do tego słyszał jeszcze długo w nocy, jak Thorin nuci melancholijną pieśń o smoku, złocie i dawnych czasach i wcale mu to nie pomagało zasnąć.

Było jeszcze całkiem ciemno, gdy Thorin i jego kompania łącznie z Gandalfem byli gotowi do ruszenia w drogę. Brakowało jedynie hobbita, który dalej spał i wcale nie wyglądało żeby miał się obudzić.
- Ruszamy! – oświadczył Dębowa Tarcza i wyszedł na zewnątrz.
- Thorinie! – Gandalf wskazał na Bilba.
- Nie widzę podpisanego kontraktu. A skoro tak, to nie podjął się zadania jakie mu wyznaczyliśmy. – odparł.
- Pozostaw mu kontrakt. Znam go. Jestem pewien, że dołączy do nas kiedy wstanie słońce. – zapewnił Gandalf.
- Zostaw kontrakt. – rzucił do Balina Thorin i wyszedł, a za nim reszta kompanii.
W gospodzie objuczyli przygotowane kucyki i ruszyli na wschód. Powoli się rozjaśniało.
Na czele jechali Thorin i Gandalf, za nimi Balin z Dwalinem, Gloin z luzakiem i Oin, a następnie Fili i Kili z Elainą i reszta krasnoludów.
- Myślicie, że dołączy? – rzucił Bofur.
- Eee… gdzie tam! – odrzekł Gloin.
– Kto to widział, żeby zatrudniać hobbita do takiej roboty. Włamywacz, też mi coś! – prychnął Nori, który w swym awanturniczym życiu nie raz przywłaszczył sobie cudzą własność.
- Może się założymy panie Gloin? – krzyknął Bofur.
- A tak! Stawiam to, że nawet jeszcze nie otworzył oczu. – rudobrody Gloin wyjął sakiewkę i pomachał do Bofura.
Reszta krasnoludów podchwyciła to i także zaczęli się zakładać. Thorin patrzył z niesmakiem jak Gandalf i jego siostrzeńcy dołączają z chęcią do zabawy. Kiedy czarodziej odjechał na tył kompanii razem z Filim i Kilim, pochód zwolnił.
Thorin jechał teraz zamyślony i patrzył przed siebie. Oto zaczęła się droga, która doprowadzi go do domu. Jakoś dadzą radę bez włamywacza. O ile w ogóle ten hobbit cokolwiek wiedział o włamaniach. Thorin prychnął.
W tym momencie kucyk Elainy się zrównał z jego kudłatym konikiem.
- Nie zakładasz się, pani Elaino? – mruknął Thorin, nie patrząc nawet na nią. Odczucia z poprzedniej nocy wobec kompanki zbladły nieco i Dębowa Tarcza rzucił to na karb wypitego trunku.
- Nie – odparła.
- Sądzisz, że do nas dołączy? – zapytał Thorin.
- Podejrzewam, że tak. – odparła dziewczyna.
- Powinienem zamiast zdać się na Gandalfa samemu poszukać odpowiednich kandydatów do kompanii. – rzucił trochę nieprzemyślanie Thorin.
Elainie zrobiło się przykro z powodu słów Thorina.
- Hobbit niczym ci się jeszcze nie przysłużył byś nim gardził. Co do mnie postaram się, żebyś uznał mnie za godną uczestniczenia w twej wyprawie, Thorinie, synu Thraina. – odparła sucho Elaina.
Zawróciła konika i dołączyła do zdecydowanie milszej kompanii jaką byli Fili i Kili.
- Co za gbur i zrzęda! – mruknęła.
- Wuj Thorin? – zapytał Kili.
Elaina kiwnęła głową.
- Ta wyprawa to dla niego więcej niż sprawa honoru. On poświęci życie, by odzyskać Erebor. – odparł Fili.
- A poza tym jest trochę drażliwy na tym punkcie. – dodał Kili – My także. – mrugnął do Elainy.
Nagle usłyszeli za sobą trzask łamanych gałęzi i tupot stóp.
- Czekajcie! – to był Bilbo – Stać! – wypadł zza drzew i biegł machając w dłoni kontraktem Thorina.
Kompania zatrzymała się słysząc wołanie i wszyscy się odwrócili. Bilbo podbiegł do Balina i dał mu arkusz pergaminu. Thorin aż zaczął z niedowierzaniem kręcić głową.
- Podpisałem! – wysapał hobbit.
Balin wziął do ręki kartkę i wyjąwszy lupę sprawdzał autentyczność podpisu.
- W istocie podpisał jak należy. – odezwał się Balin. – Witamy, panie Baggins, w kompanii Thorina Dębowej Tarczy. – i mrugnął do niego z uśmiechem.
Wszyscy zaczęli do niego pokrzykiwać i zrobiło się ogólnie bardzo wesoło. Wszystko przerwał surowy głos Thorina, który wcale się nie ucieszył z przybycia Niziołka.
- Dać mu kuca! – i nie czekając na resztę ruszył dalej.
- Nie, nie! Nie trzeba! – zaraz zaczął oponować Bilbo – Ja lubię długie spacery…. – w tym momencie został uniesiony do góry przez Filego i Kilego i posadzony na małym grubiutkim koniku. Gandalf śmiał się serdecznie z tego widoku razem z krasnoludami.
- Widzisz Dori! Płacisz! – krzyknął Bofur.
- Łap! – sakiewka przeleciała nad dwoma krasnoludami i wpadła w dłoń Bofura.
- Następny! – upomniał się Bofur i kolejna sakiewka wpadła w jego dłoń.
- Za co płaci? – zapytał Bilbo.
- Widzisz zakładali się czy do nas dołączysz – odparł Gandalf. – Większość uważała, że nie.
- No a ty? – zapytał sucho Bilbo.
W tym momencie Gandalf wykazał się niesamowitym refleksem i złapał rzuconą do niego znienacka sakiewka.
- Ja przyjacielu nigdy w ciebie nie wątpiłem. – uśmiechnął się czarodziej.
Pojechali dalej, gdy Bilbo zauważył, że nie zabrał chusteczek do nosa. Zatrzymał całą kompanię, z zamiarem powrotu do Shire po brakującą część ekwipunku, ale i tym razem z pomocą pośpieszył mu uczynny Bofur.
- Masz! – rzucił mu swoją używaną chustkę – Nie musisz oddawać!
Bilbo trzymał kciukiem i palcem wskazującym sfatygowany kawałek materiału i patrzył na niego z obrzydzeniem.
- Ruszać dalej! – krzyknął Thorin z przodu i kompania ruszyła. – Trzeba skończyć z tymi postojami, bo nigdy nie dotrzemy do celu. - dodał ciszej już do siebie.  

*Tajemny język krasnoludów. Krasnoludy strzegą go i wolą uczyć się języków innych ras, niż pozwolić, by obcy poznali ich mowę.

_______________

Opowiadanie powstało na na podstawie  powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem” oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)