środa, 23 marca 2016

"Wyprawa pod Samotną Górę" cz. I, rozdział 5

źródło: Pinterest

Rozdział V


Ukryta Dolina 



- Pewnie przybyli z Ettenmoors. – gdy wracali do obozowiska, myśli czarodzieja znów powędrowały do skamieniałych trolli.
- Od kiedy to trolle górskie ostatnio zapuszczają się tak bardzo na południe? – zapytał krasnolud.
- Nie było ich tu od setek lat. Nie, od kiedy u władzy była mroczniejsza siła.... – odparł ponurym głosem Gandalf. – Ale nie mogli podróżować w świetle dnia.
- Ich nora musi być blisko. – zauważył Thorin.
Podjęli się więc poszukiwań kryjówki trolli i faktycznie Thorin miał rację. Grota była w niewielkiej odległości od miejsca, gdzie trolle przygotowywały posiłek.
Odór z tej jaskini był nie do zniesienia, ale mimo to weszli do środka. Thorin szedł za Gandalfem wraz z Gloinem, Buforem, Dwalinem, Elainą i Kilim.
- O rany! Ale smród! – żachnął się Dwalin.
- Tu schowali swoje skarby! – zauważył Gandalf.
Na słowo „skarby” wszystkie krasnoludy nie umiały myśleć już o niczym innym. Każdy rozglądał się w ciemności szukając czegoś cennego.
- Lepiej niczego nie ruszać! – zaznaczył Gandalf, ale wiedział, że to bezcelowe, gdyż krasnoludy prócz Thorina, zajęły się oglądaniem złota które trolle tu zgromadziły.
- Szkoda by było tak to wszystko zostawić! – zauważył Bofur.
- A jak ktoś to rozkradnie? – dodał Gloin. – Kili daj no łopatę.
I zajęli się zakopywaniem szkatułki ze skarbem. Dwalin mierzył ich pogardliwym wzrokiem oparty o swój topór.

Tymczasem Thorin znalazł kilka sztuk broni. Jego oczy przykuły trzy miecze. Elaina, która ruszyła za Gandalfem i Thorinem także je zauważyła.
- Skąd one się tutaj wzięły? – wyszeptała i sięgnęła do jeden z mieczy. Był ogromny, postawiony na sztorc sięgał jej prawie do ramienia. Jednak był niebywale lekki.
T horin nie odpowiedział jej. Odłożył na bok pochodnię i wyjął po kolei dwa pozostałe. Jeden był prosty prawie dwumetrowy z klasyczną rękojeścią. Drugi był podobny do tego który wzięła dziewczyna, z piękną rękojeścią ze smoczego kła i ostrzem z jednej strony prostym, a z drugiej wyprofilowanym w łagodny łuk, ozdobiony runicznym wzorem.
- Tych mieczy nie zrobił żaden troll. – rzekł cicho Thorin i dał Gandalfowi ten klasyczny.
Elaina powoli, z namaszczeniem wysunęła ostrze. Ułożyła dłoń mocno na jelcu i przez chwile trzymała miecz poziomo w powietrzu, żeby zobaczyć jak leży w dłoni i sprawdzić wyważenie broni.
- Ani żaden człowiek. – wymamrotała Elaina pełna zachwytu na lekkością i wyważeniem oręża.
Gandalf także wyjął ostrożnie miecz z pochwy.
- Te miecze zostały wykute w Gondolinie, w Pierwszej Erze – rzekł do nich Gandalf – Przez elfy zwane wysokimi – spojrzał na Thorina, który zmierzał chwycić za rękojeść i podobnie jak dziewczyna przyjrzeć się ostrzu, ale dłoń mu zamarła, a wzrok do tej pory pełen zachwytu nad tym dziełem sztuki kowala stwardniał i stał się zimny. Chciał odłożyć broń, ale Gandalf szybko zareagował.
- Nie znam ostrza lepszego niż to. – i to podziałało na serce Thorina, które było sercem wojownika. Chwycił znów pewnie swój miecz i wysunął do połowy klingę.
Potem podszedł do snopa światła padającego z wejścia i znów przyjrzał się swej nowej broni. Był zachwycony.
Gandalf spojrzał jeszcze raz na swój miecz i dopiero teraz kiedy podniósł wzrok na Elainę, tak samo wpatrzoną w elficki miecz jak Thorin, zauważył że miecze są identyczne. Oni sami tego jeszcze nie dostrzegli. Postanowił im samym pozostawić odkrycie iż posiadają bliźniacze miecze. Domyślał się, że osoby dla których zostały wykute dawno temu, łączyła silna więź. Identyczną broń wytwarzano dla braci, przyjaciół albo wiernych druhów w boju. Także i dziś spotykał się takim zwyczajem. Tak czy inaczej ta relacja poprzez tę broń przeszła teraz na tę nieświadomą niczego dwójkę. Przepowiednia sama kieruje losem tych dwojga, pomyślał. Nagle uwagę Gandalf odwróciło coś pod jego stopami.
Tymczasem Elaina jeszcze raz wyciągnęła swój nowy miecz i los chciał, że Thorin spojrzał na nią w tym momencie. Dostrzegł zadziwiające podobieństwo do swojej broni i podszedł szybko do dziewczyny nim ta zdążyła schować ostrze. Chwycił za rękojeść na której zaciskała się dłoń Elainy.
- Co robisz, Thorinie? – spytała, zaskoczona jego gwałtownością.
- Pokaż mi miecz! – zażądał Thorin, a Elaina posłuchała. Podniósł miecz Elainy i przyjrzał mu się dokładnie.
- One są identyczne. – rzekł zaskoczony – Oba zostały wykute przez jednego mistrza.
Thorin spojrzał na nią uważnie i oddał jej powoli miecz.
- Widać los tak chciał, żebyśmy to my znaleźli tę broń. – rzekł powoli i cicho. – Od tej pory trzymaj się blisko mnie, pani Elaino.
Podobnie jak Gandalf, Thorin rozumiał znaczenie bliźniaczych mieczy. Skoro los połączył ich w taki osobliwy sposób niech tak będzie. W sposobnej chwili pragnął podzielić się tą wiadomością z Balinem i zastanowić się, co to może oznaczać.
Chodź pani Elaino! – pociągnął ją za sobą. - Wychodzimy z tej nory! – krzyknął do reszty. – Bofur, Kili, Gloin, Dwalin! Już! – minęli krasnoludy i wyszli na światło dnia.
Miło było odetchnąć znów świeżym powietrzem. Elaina poszła do Filego, żeby pochwalić się znaleziskiem. Miecz był tak duży, że było niemożliwością noszenie go przy boku. Postanowiła więc, że będzie go nosić na plecach przy kołczanie. Nie przeszkadzał by jej wtedy przy poruszaniu się, a w razie potrzeby byłby łatwo dostępny.
Rozejrzała się wokół. Zobaczyła jak Gandalf wręcza Niziołkowi niewielki mieczyk, chyba coś w rodzaju większego sztyletu i coś mu mówi. Bilbo po chwili wziął broń od Gandalfa i patrzył na nią niepewnie. Widać było, że nie miał wcześniej do czynienia z orężem.
Doszedł ich hałas w głębi lasu.
- Ktoś się zbliża! – zawołał Thorin do Gandalfa.
- Trzymać się razem! Gotujcie broń! – zareagował czarodziej i pobiegł do Thorina. – Bilbo! – ponaglił hobbita.
- Obserwować las! – polecił Thorin.
Szelest liści i chrobot łamanych gałęzi wzmagał się z każda sekundą. Wszyscy spięli się, stojąc w okręgu i czekając na zbliżające się zagrożenie. Nagle zobaczyli zaprzęg składający się wielkich królików, a za nim coś w rodzaju sań. Bardzo rozklekotanych sań.
- Złodzieje! Mordercy! Bandyci! – na saniach stał staruszek i wymachiwał laską na kompanię Thorina.
Gandalf odetchnął.
- Radagast! Radagast Brązowy! – uśmiechnął się lekko zmieszany. – Co ty tu robisz przyjacielu? – zapytał z lekką dozą niepokoju. Radagast był bowiem strasznie roztrzęsiony.
- Szukałem ciebie, Gandalfie! – wysapał.- Dzieje się coś złego! Naprawdę, cos bardzo złego! – wyrzucał z siebie słowa staruszek.
Gandalf patrzył na niego z zaniepokojeniem. Radagast był bowiem, bardzo ekscentrycznym czarodziejem, który wolał towarzystwo zwierząt i lasu i tam spędzał cały czas. Nadużywał też fajkowego ziela, co czasem dawało mu się we znaki.
- Taak? – ponaglił go Gandalf.
Radagast już miał odpowiedzieć, gdy się zaciął. Po chwili znów nabrał powietrza by wypowiedzieć zdanie i znów się zaciął. Mina mu zmarkotniała.
- Daj mi chwilę! Miałem myśl! Miałem ją tu! Na końcu języka! O tu! – wskazywał na swój język.
Krasnoludy patrzyły na niego jak na wariata.
- Pozwól ze mną przyjacielu! – Gandalf chwycił go za ramię i zaprowadził na bok, by mogli spokojnie porozmawiać.
W oczekiwaniu na powrót czarodziejów, kompania nadal będą czujną rozsiadła się na głazach.
- Długo im tam zejdzie? – zapytał Bilbo w przestrzeń.
- A co? Tak ci się śpieszy do obrobienia Smauga? – rzucił Kili.
- Po prostu…
- Gandalf to wielki czarodziej, a skoro Radagast szukał go to musiał mieć coś ważnego do przekazania. A ważne rzeczy wymagają czasu. – odparła Bilbowi Elaina i usiadła obok niego. Bilbo uśmiechnął się do niej. Polubił dziewczynę, bo jako jedyna, poza Gandalfem, wykazywała zdrowy rozsądek w tej kompanii. Nie kierowała się chciwością, nienawiścią, zemstą, nie zachowywała się jak hulaka. I była dla niego wyjątkowo miła jak na krasnoluda.
- Czasu, którego nie mamy w nadmiarze! – rzucił Thorin, słysząc słowa Elainy. Siedział na skale w towarzystwie Dwalina i Balina. Do tej pory rozmawiał z nimi cicho i myślała, że nie słyszy ich rozmowy. Balin spoglądał na miecz Elainy i jej też się przyglądał, ale kiedy na niego spojrzała wrócił do rozmowy z Dwalinem.
Dziewczyna nie zamierzała dochodzić się z dowódcą. Kiwnęła tylko głową na znak, że usłyszała słowa krasnoluda.
- Równie dobrze ja mogłem wziąć ten miecz. To przypadek. – rzekł cicho Dwalin.
- Mój chłopcze, nadal sądzę, że jej obecność dobrze wpłynie na nasze przedsięwzięcie. I znalezienie tych bliźniaczych mieczy przez was jest tylko tego potwierdzeniem. – odezwał się Balin, zwracając się do Thorina. – Łączą wasze losy jeszcze ściślej niż wyprawa. I los chciał by to była ona. – powtórzył siwy krasnolud. – To znak.
Thorin nie odezwał się, tylko przytaknął milcząc. Zgadzał się z Balinem.
Nagle usłyszeli wycie.
- Czy… czy to był wilk? - nieobytemu w dzikich krajach Bilbowi zdało się, że to wycie wilka.
- Nie… – odparł wolno Bofur.
Wszyscy wyciągnęli broń by być w pogotowiu. Doszedł ich bulgot, jakby głuche warczenie za ich plecami. Ci którzy stali przodem do skały, pierwsi zobaczyli bestię. Wielki, szary, wyliniały warg z obnażonymi kłami skradał się powoli do swoich ofiar.
Wszyscy obrócili się błyskawicznie w stronę zagrożenia. Bestia skoczyła wtedy w powietrze rzucając się na pierwszą upatrzoną ofiarę. Była to Elaina. Potwór był tak szybki, że nim zdążyła podnieść miecz, przewrócił ją i rozwarł paszczę by chwycić i zmiażdżyć jej głowę. Wielkim szczęściem upadli prosto pod nogi Thorina, który zamachnął się mieczem i miał okazję przekonać się o prawdziwości słów Gandalfa o ostrzu, które dzierżył. Klinga przeszła przez kark wilka z łatwością i powaliła bestię na miejscu przygniatając dziewczynę.
- Gloin! Szybko! Pomóż mi! – krzyknął do kompana.
Thorin choć był krasnoludem wielkiej siły i postury z trudnością z pomocą Gloina podniósł cielsko. Elaina próbowała się wydostać spod bestii, gdy zobaczyła przed sobą, a za plecami dwóch krasnoludów kolejnego warga.
- Thorinie! Za tobą! – jęknęła tylko patrząc na zbliżającego się potwora. Przerażony wzrok powiedział krasnoludowi wszystko.
- Kili zabij go! – polecił siostrzeńcowi, a sam rzucił się plackiem na ziemię, by dać wolne pole Kilemu.
Kili błyskawicznie naciągnął łuk i wypuścił strzałę. Dosięgła celu powalając kolejnego warga. Dwalin dobił go swoim toporem.
- Wargowie! – krzyknął Thorin – Gdzieś blisko jest horda orków!
- Tym razem to już z pewnością nie przypadek! Komu powiedziałeś o naszej wyprawie! – dociekał Gandalf, który zaraz wrócił do kompanii z Radagastem. – Prócz krasnoludów!
- Nikomu! – odparł Thorin.
- Komu powiedziałeś?! – naciskał Gandalf.
- Nikomu! Przysięgam! – krzyknął Thorin – Na Durina! Co się tutaj dzieje?
- Ktoś na was poluje. Miałeś rację. – rzekł ponuro czarodziej. – Tamten zwiad pewnie was szukał.
Elaina spojrzała z przerażeniem na Thorina.
- Musimy się z stąd wynosić! – rzekł Dwalin. Ale zaraz jakby odpowiedź na jego słowa usłyszeli spanikowany głos Oriego.
- Nie mamy kucyków! Wszystkie zniknęły!
Wycie kolejnych bestii rozlegało się z różnych stron i coraz głośniej. Sytuacja była coraz bardziej beznadziejna. Wszyscy wiedzieli, że nie uciekną hordzie orków wspomaganej przez wargów. Pętla na ich szyi coraz bardziej się zaciskała. Wszyscy patrzyli na Thorina, który nie wiedział co robić by ratować siebie i towarzyszy i miotał się w miejscu. Pomoc przyszła z najmniej oczekiwanej strony.
- Odciągnę ich uwagę! – rzekł dziarsko Radagast.
Byłoby to co najmniej śmieszne w innych okolicznościach.
- To są wargowie z Gundabadu! W mig cię dogonią! – odparł Gandalf, dając mu do zrozumienia, że chce go narażać.
- A to są króliki z Rhosgobel! – rzekł twardo bury czarodziej – I naprawdę chciałbym zobaczyć jak próbują nas gonić… - uśmiechnął się podstępnie i wskoczył na swój zaprzęg.
Króliki jakby wiedziały, jakie zadanie je czeka i o jaka stawkę przyjdzie im się ścigać więc gdy już ruszyły ciężko było za nimi nadążyć nawet wzrokiem. Radagast skierował się na północ na drużyna na południe. Faktycznie, gdy tylko Radagast wyjechał z lasu, wsiadły mu na ogon wargi z orkami. Ale króliki robiły zwroty i uniki, więc wargom nie było łatwo gonić uciekinierów. Nie były tak zwinne.
Kompania Thorina wybiegła z lasu na trawiastą równinę prowadzona przez Gandalfa, który wydawało się że doskonale wie, gdzie ma biec. Podążali więc za nim, słysząc oddalające się wycie hordy orków. Co nuż chowali się za jakąś skała, gdyż Radagast zamiast wyprowadzić orków dalej od nich, jeździł w kółko. Kilka razy o mało nie wpadli na wargów i jedynie instynkt łowiecki tych bestii sprawił, że skupione na pościgu za zaprzęgiem burego czarodzieja nie rozglądały się na boki.
Thorin zauważył, że Gandalf, kluczy między skałami czegoś szukając. Zapytał go o to ale czarodziej nie odpowiedział.
Zatrzymali się przy wielkim głazie. Już mieli chwilę odsapnąć gdy na skałę wskoczył warg z orkiem na grzbiecie. Na razie nie zostali dostrzeżeni, ale Thorin nie zamierzał ryzykować.
Skinął lekko głową na Elainę i Kilego. Oboje wyciągnęli strzały i nałożyli je na cięciwy swoich łuków. Gdy byli gotowi wyskoczyli jak jeden mąż z ukrycia i wystrzelili w stronę warga. Bestia zawyła i padła rażona strzałami. Stoczyła się prosto pod stopy krasnoludów. Ork dobył miecza, ale Thorin był szybszy. Zamachnął się elfickim mieczem i poderżnął gardło potworowi. Za ich plecami w oddali usłyszeli wycie wargów. Ich kryjówka została zdradzona przez zdychającego zwierza.
- Szybko! Za mną! – krzykną Gandalf. – Uciekać!
Pobiegli za czarodziejem, ale wróg był coraz bliżej. Teraz wycie wilków słyszeli już nie tylko za sobą, ale także po bokach. Wataha ich coraz bardziej otaczała.
- Tam są! – krzyknął Gloin.
- Szybko! Za mną! - czarodziej zmienił gwałtownie kierunek ucieczki, bo orkowie zamknęli krąg.
Zawrócili i zniknęli w dolince. Ale nagle naprzeciw nich na niewielkim pagórki pojawiło się trzech wargów. Thorin gwałtownie się zatrzymał.
- Jest ich więcej! – wrzasnął Fili.
- Kili! Szybciej! – krzyknął Thorin. – Nie rozdzielać się!
- Otoczyli nas! – zawołała Elaina.
Rozejrzała się za czarodziejem, ale ten zniknął.
- Gdzie jest Gandalf? – zapytał nerwowo Dwalin.
- Zostawił nas! – odkrzyknął któryś krasnolud ze wściekłością.
Orki schodziły powoli ze zboczy zacieśniając pierścień wokół ofiar. Krasnoludy stawiały opór, ale sytuacja była beznadziejna. Powoli cofały się do wielkiej skały.
- Ani kroku w tył! – rozkazał Thorin, choć wiedział, że to nie możliwe. Wyciągnął miecz i przygotował się do walki.
Elaina stała najdalej od skały i wypuszczała wraz z Kilim strzały w orków i wargów.
- Tu jestem, głupcy! – Gandalf wyłonił się zza mniejszego głazu. I zaraz skrył się za nim. Kamień był jednak zbyt mały by zakryć całą postać czarodzieja, więc krasnoludy domyśliły się, że jest tam jakaś kryjówka.
- Szybko, biegiem! – krzyknął wódz i wskoczył na kamień by go wszyscy widzieli. Faktycznie pod wielką skała była jaskinia z niewielkim otworem. To tam wszedł czarodziej.
- Tutaj! Do mnie! – wołał Thorin kompanów a oni po kolei wskakiwali do dziury. – W dół! W dół! W dół! – poganiał ich.
Jeden z wargów podbiegł do Thorina, ale ten położył go jednym potężnym ciosem miecza. Przy nim przemknął Kili.
- Kili! A gdzie Elaina? – krzyknął i spojrzał przed siebie.
Stała na miejscu i wypuszczała kolejne strzały.
- ELAINA! Uciekaj! – wrzasnął ile sił w płucach i to otrzeźwiło dziewczynę.
Obróciła się, w sekundzie dotarła do dziury i dała w nią susa. Zaraz za nią wpadł Thorin. Nim się pozbierali, doszło ich uszu wycie trąb. Bynajmniej nie były to trąby orków. Stali więc w milczeniu, czekając na rozwój wypadków i gotując się na nowego wroga. Wtem do jaskini stoczył się ork przeszyty strzałą. Wszyscy spięli się, ale ork był już martwy. Thorin podbiegł do trupa, wyrwał strzałę i skrzywił się z niesmakiem.
- Elfy. – wyrzucił grot za siebie, jakby to było jakieś paskudztwo.
Dwalin rozejrzał się po jaskini i spostrzegł, że nie jest zamknięta. Z tyłu zwężała się tworząc wąski korytarz.
- Nie widzę dokąd prowadzi ta ścieżka. Idziemy nią czy nie? – krzyknął.
W odpowiedzieli krasnoludy pognały za Dwalinem.
Elaina dogoniła Bilba i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Jesteś cały? – zapytała, a hobbit przytaknął nerwowo. Był jeszcze przerażony ostatnimi wypadkami.
Szli wąskim korytarzykiem w skale, nie wiedząc dokąd prowadzi i co zobaczą na jego końcu. Jedynie czarodziej był dziwnie spokojny.
Nagle ścieżka skończyła się i wyszli na szeroką półkę skalną. Rozciągał się z niej widok na najpiękniejszą dolinę jaką Bilbo widział w życiu. Wśród wodospadów, na zboczach zobaczyli coś jakby osadę. Domy i pałacyki wyglądały spośród drzew. Thorin kiedy zobaczył, gdzie sprowadził ich czarodziej mimo jego zakazów, rozgniewał się.
- Oto dolina Imladris! W potocznej mowie znana pod inna nazwą – rozległ się głos czarodzieja.
- To Rivendell. – Bilbo odzyskał w końcu mowę.
- To ostatni przyjazny dom na wschód od morza… – rzekł czarodziej i miał kontynuować, ale dopadł do niego wściekły Thorin.
- Od początku miałeś taki plan! Szukać schronienia u wroga! – warknął.
Elaina, która stała razem z Bilbem przy Gandalfie milczała onieśmielona gniewem Thorina. Bilbo zrobił znacząca minę, bo drażnił go już upór krasnoluda.
- Nie masz tutaj żadnych wrogów Thorinie! – odparł sucho Gandalf – Znajdziesz tu jedynie złą wolę, którą przynosisz ty sam! – zakończył dobitnie.
- Sądzisz, że elfy pobłogosławią naszej wyprawie? – prychnął krasnolud. - Będą chciały nas powstrzymać.
- To oczywiste, ale mamy pytania i szukamy odpowiedzi. – Gandalf użył argumentu, którego Thorin nie mógł zbić w żaden sposób. Westchnął tylko na potwierdzenie słów Gandalfa. Czarodziej odetchnął z ulgą.
- Jeśli mamy odnieść sukces to musimy działać taktownie. I szacunkiem. Z wdziękiem i urokiem. – spojrzał z góry na krasnoluda. – Dlatego mówienie lepiej zostaw mnie.
Gandalf zostawił Thorina i ruszył na czoło grupy, żeby ich wprowadzić do Rivendell. Jako jedyny znał język elfów i w razie kłopotów mógłby się z nimi porozumieć.
Elaina przyglądała się zamyślonemu Thorinowi, który oparty o swój topór trawił to co rzekł do niego Gandalf. Krasnolud podniósł na nią wzrok i jego oblicze się rozpogodziło, mimo gniewu jaki jeszcze przed chwilą nim targał.
- Ruszajcie! Nie ma na co czekać! Idźcie naprzód kompanii! Pani Elaino lepiej, żebyś była blisko czarodzieja. Nie wiadomo co nas tu może spotkać. – rzucił do nich i odszedł.

Zeszli stromą ścieżką w dół zbocza. Gandalf poprowadził ich przez most nad wzburzonymi wodami rzeki Bruinen. Weszli na dziedziniec otoczony drzewami i smukłymi posągami elfickich wojowników.
Krasnoludy rozglądały się podejrzliwie dokoła. Thorin mruczał cały czas coś pod nosem niezadowolony, że znaleźli się w Rivendell. Bilbo zaś stał zachwycony pięknymi widokami wokół niego.
Nagle na stopniach prowadzących do pałacu Elronda pojawił się młody elf i podążył ku nim.
Jego twarz minimalnie skrzywiła się gdy zdał sobie sprawę, że to krasnoludy zakłócają spokój elfiej siedziby. Zwrócił się jednak z uprzejmością do Gandalfa.
- Co sprowadza was do naszej Doliny?
- Muszę widzieć się z Elrondem – odparł czarodziej.
- Ale mojego pana nie ma w domu. – odparł elf, nie bez satysfakcji, że pozbędzie się szybko zgrai krasnoludów. Lecz nim skończył mówić doszedł ich odgłos trąb żołnierskich i na przeciwległym brzegu zobaczyli zbliżający się duży oddział zbrojnych.
Thorin niestety źle odczytał to co dostrzegły jego oczy i pomyślał, że oddział stanowi dla nich zagrożenie. Uprzedzenia wzięły górę w jego sercu.
- Zewrzeć szyk! – krzyknął.
Wszyscy poddali się jego słowom gotując broń i zbijając się w ciasną grupę. Bofur wepchnął Bilba w środek grupy. Elaina stała z obnażonym mieczem ramie w ramię z Filim i Kilim, obserwując nadjeżdżających zbrojnych.
Zaraz tez zostali otoczeni przez kłusujące konie. Jeźdźcy byli zdziwieni widokiem krasnoludów i przyglądali im się zaskoczeniem. Żaden nie dał znaku jakoby mieli pokojowe zamiary, więc krasnoludy zapomniawszy o Gandalfie zachowywały się coraz bardziej agresywnie. W końcu jeden z jeźdźców dostrzegł Gandalfa stojącego przy schodach z dumnym elfem.
- Gandalfie! Witaj! – zawołał wyraźnie ucieszony widokiem czarodzieja.
- Mój drogi Elrondzie! Mój przyjacielu - zawtórował mu czarodziej i ruszył do niego. – Gdzie byłeś? – zwrócił się do niego w języku elfów.
Thorin nie znał sindarinu i nie rozumiał ani słowa z rozmowy czarodzieja z elfem. Nastroiło go to jeszcze bardziej wrogo zarówno do czarodzieja, który sprowadził ich tu podstępem, jak i do elfa z którym ów rozmawiał.
- Polowaliśmy na bandę orków, która przybyła z południa. Zgładziliśmy kilku niedaleko Ukrytej Przełęczy. – mówiąc to Elrond zeskoczył z konia i przywitał się z Gandalfem.
- Dziwne, że orkowie podeszli tak blisko naszych granic – dodał już w potocznej mowie i spojrzał na łup w postaci miecza jednego z zabitych. – Chyba coś, albo ktoś musiał je tu zwabić.
- Być może, że to my – odparł mu Gandalf wskazując na zbitą grupę krasnoludów.
Dopiero teraz Elrond baczniej spojrzał na zbitą grupkę.
Thorin jako przywódca wystąpił przed kompanów, ale minę miał dalej zawziętą i patrzył z byka na Elronda.
- Witaj Thorinie, synu Thraina. – przywitał go uprzejmie elf.
- Wątpię, żebyśmy się znali. – odpadł mu sucho Thorin.
- Przypominasz bardzo Thora. Znałem twojego dziadka, kiedy był Królem pod Górą.
- Ciekawe… - mruknął krasnolud. – Nic mi o tym nie wiadomo. – Thorin spojrzał podejrzliwie na Elronda, ale ten tylko się lekko się uśmiechnął pod nosem i nie wziął do siebie niezbyt grzecznego zachowania Thorina. Znał dobrze krasnoludy i wiedział, że są z natury gburowate i mrukliwe do obcych, a już zwłaszcza do elfów.
- Zacni przybysze, odpocznijcie w moim domu i posilcie się moją strawą. – rzekł jednak po elficku, chcąc trochę podroczyć się z dumnym krasnoludem.
Thorin był zdezorientowany. Jak miał odpowiedzieć Elrondowi, skoro nie miał pojęcia co mówi? Odezwał się za to Gloin, nadal w bojowym nastroju.
- Co on tam gada?! Niech zacznie mówić zrozumiałym językiem! – zaczął się przepychać do przodu ze swoim wielkim toporem.
- Spokojnie panie Gloinie. Lord Elrond zaprasza was na ucztę. – wtrącił się Gandalf.
Ten gest uprzejmości ze strony elfa trochę zbił z tropu krasnoludy. Thorin wrócił do kompanów i szybko się naradzili.
- No cóż, dobrze więc. – rzekł Gloin. – Ale mógł powiedzieć normalnie, a nie świergotać tym ich narzeczem… - dodał pod nosem, na co Thorin i Dwalin uśmiechnęli się na słowa rudobrodego.
Elrond poprowadził ich schodami w górę do swego pałacu. Nakazał też sługom wskazać miejsce noclegu kompanii Thorina. Wskazano im więc niewielki dom, należący do pałacu Elronda.
- Mój pan, prosi byście zjawili się o zachodzie słońca w sali biesiadnej. – rzekł w sindarinie do Gandalfa elf, który pierwszy ich przywitał w Rivendell.
- Co mówi? – zapytał Thorin.
- Nasz gospodarz prosi byśmy przyszli o zachodzie słońca – przetłumaczył Gandalf, na co Thorin skinął głową.
- Stanie się, jak tego chce lord Elrond. – odparł czarodziej i odprowadził elfa.
Do zachodu słońca było jeszcze trochę czasu, bo w domu elfów znaleźli się późnym popołudniem. Mieli więc kilka chwil na odłożenie ekwipunku i odpoczynek. Krasnoludy pozdejmowały zakurzone peleryny i otrzepały błoto z butów.
Bilbo nigdy nie gościł u tak znamienitego elfa, więc przejął się tym bardzo. A jeszcze bardziej swoim wyglądem. Nerwowo otrzepywał kurz ze swej marynarki i kamizelki. Żałował, że nie miał lustra. Można tu wysnuć wniosek, że nasz Bilbo aż nazbyt przejmował się swoim wyglądem i nie pomyli się wiele ten, kto tak pomyśli. Takim był Bilbo za spokojnych dni w Shire zanim nawiedziły go krasnoludy z Gandalfem na czele i wciągnęły w tę przygodę. Będąc w podróży nasz hobbit nie zważał zbytnio na stan swego przyodziewku, bo nie było ku temu czasu. Teraz jednak gdy znalazł się w tak znamienitym domu, odezwały się dawne nawyki. Nie chciał obrazić gospodarza swoim niechlujnym wyglądem i zamierzał zaprezentować się godnie jak na hobbita o jego statusie przystało. Te nerwowe starania dostrzegł Gandalf, który siedział w plamie słońca i odpoczywał.
- Mój drogi Bilbo, czemu się tak miotasz? – zapytał, choć dobrze wiedział co chodzi po głowie Bilbowi, bo znał go dobrze.
- Och, nie mogę wyglądać jak flejtuch! – odrzekł hobbit zbliżając się Gandalfa – Nie wypada przy tak znakomitym gospodarzu, bym wyglądał jak po przekopaniu ogródka. Jak wyglądam?
- Lord Elrond jest moim starym i dobrym przyjacielem i wierz mi, że jest bardzo wyrozumiały. Poza tym wie, co nas spotkało po drodze. Na pewno go nie obrazisz. – Gandalf machnął dłonią po plecach hobbita, by strzepnąć kurz.
Elaina stojąc pod kolumną, podobnie jak czarodziej grzejąc się w słońcu. Wcześniej zdjęła kaftan i była teraz tylko w koszuli. Odzienie przewiesiła przez stołek stojący nieopodal. Przysłuchiwała się rozmowie Gandalfa z Bilbem, ćmiąc fajkę i wypuszczając w powietrze małe zgrabne kółeczka. Gandalf zaś co jakiś czas wypuszczał w ich kierunku swoje większe. Łapały one kilka kółeczek Elainy naraz jak wielkie lassa.
W kącie obok, na szybko wymoszczonym posłaniu w słońcu drzemał pochrapując Bofur, który przed zaśnięciem oznajmił wszystkim, ucieczka przed orkami już całkowicie wyczerpała jego siły i musi odpocząć. Poprosił też uprzejmie by go zbudzić, gdy przyjdzie pora na kolację.
Fili i Kili mocowali się na ręce przy stoliku, który trzeszczał za każdym razem, gdy dłoń Kilego upadała z hukiem na blat. Zabawę młodszych obserwowali Thorin razem z Balinem, Dwalinem i kilkoma innymi, co jakiś czas rzucając żartobliwe komentarze. Najmłodszy z kompanii, Ori bardzo się emocjonował tymi zawodami i skakał wokół dwóch przeciwników.
- Ale z ciebie mięczak. – kpił Fili z młodszego brata, gdy po raz kolejny Kili przegrał.
- Spróbuj się z wujem, albo z panem Dwalinem. – odparł urażony Kili, pamiętając jak w Ered Luin Thorin nie raz wygrywał w tej grze.
Fili to podchwycił.
- Wujku Thorinie, może się spróbujemy? – zagaił do Dębowej Tarczy z nadzieją dyndającą u zdania jak długa krasnoludzka broda.
Thorin uniósł brwi i uśmiechnął się.
- Czemu nie, ale twoje ramiona jeszcze zbyt krótko dzierżyły młot kowalski i kilof, byś mnie pokonał, Fili. – rzekł wstając. To nie ostudziło jednak zapału młodego krasnoluda.
Thorin tymczasem rozpiął pas i zdjął kubrak. Następnie pozbył się tuniki pokrytej metalowymi sześcianikami, zostając w samej tylko koszuli, która rozchyliła się trochę, odsłaniając jego tors. Thorin podwinął rękawy. Potem usiadł naprzeciw Filego, oparł potężne, umięśnione ramię na łokciu i otworzył dłoń czekając na siostrzeńca. Wszystkich zainteresował ten pojedynek i zbliżyli się do Thorina i Filego. Kiedy Fili chwycił dłoń wuja, Balin dał znak i mięśnie na ramionach obu krasnoludów napięły się. Na razie Thorinowi nie udało się przechylić dłoni siostrzeńca swoja korzyść. Fili uśmiechnął się do wuja zadowolony, że udaje mu się go tak łatwo powstrzymać. Thorin odwzajemnił uśmiech, bo nie użył jeszcze całej swojej siły.
Bilbo podszedł zaciekawiony do stolika. Podobnie Elaina. Z początku nic się nie działo, ale po chwili mina młodszego krasnoluda zrzedła i jego ramie zaczęło się trząść. Thorin naparł spokojnie na Filego, przechylając znacznie dłoń siostrzeńca ku stolikowi.
- No to po tobie! – zachichotał Kili, ucieszony, że wuj utemperuje Filego.
- Chłopcze, myślałeś, że tak łatwo pokonać twego wuja? – zaśmiał się Balin i w tym momencie Thorin przygniótł dłoń Filego do stolika. Po czym poklepał siostrzeńca po ramieniu z uznaniem.
- Jesteś dobry, ale musisz jeszcze poćwiczyć. – uśmiechnął się. – Kiedyś mnie pokonasz.
- To może spróbujesz się ze mną, panie Thorinie – rzucił wyzwanie Dwalin.
- Siadaj panie Dwalin! – odparł zadowolony Thorin. Dobrze się bawił i na chwilę wyleciały mu z głowy wszystkie troski.
Dwalin podobnie jak Thorin, zdjął kubrak i podciągnął rękawy koszuli. Teraz Thorin prezentował się jak podrostek. Ramiona Dwalina wyglądały niczym konary drzew.
Balin znów dał znak i krasnoludy zaczęły zawody.
- Daję trzy monety, że pan Dwalin pokona pana Thorina. – zaproponował zakład Dori.
- Ja obstawiam, że Thorin pokona pana Dwalina – odparł Gloin.
- Stoi. – odparł Dori, nie spuszczając przeciwników z oczu.
Na ten pojedynek nawet Gandalf odszedł od swojej słonecznej plamy i stanął za krasnoludami zaglądając do kółka, gdzie siłowali się Thorin z Dwalinem. Krasnoludy przekrzykiwały się dopingując zawodników.
- Nie daj się wujku! – krzyknął Kili.
Obaj zrobili się już czerwoni na twarzy i ze świstem wypuszczali i nabierali powietrze. Na czoło króla wystąpiły małe kropelki potu.
Dwalin zaczął powoli przechylać ramię przeciwnika w dół. Thorin wymienił powietrze, napiął mięśnie i całą swoją siłą naparł na dłoń Dwalina. Najpierw udało mi się ustawić ponownie do pionu ramię, a potem zaczął je powoli przechylać na swoją stronę. Dwalin poszedł w ślady Thorina i też napiął mięśnie, ale wcześniej włożył zbyt dużo siły w pojedynek i zmęczył ramię. Wielki jak bochen chleba biceps zaczął drżeć. Ale Dwalin nie odpuścił. Zatrzymało to Thorina tylko na kilka sekund, po czym dłoń Dwalina ponownie powędrowała powoli, acz nieubłaganie ku blatowi stolika i uderzyła z hukiem o drewno, które pękło w tym miejscu do samego rantu. Zapadła cisza, bo wygrana Thorina zaskoczyła obserwatorów. Ale po chwili wybuchła wrzawa. Gandalf uśmiechnął się z uznaniem do Thorina i wrócił w swoją plamę słońca.
- Doprawdy niesamowite. – pokiwał głową z uznaniem Bilbo do stojącej obok niego Elainy. Ona tylko się uśmiechnęła i zaciągnęła dymem z fajki, wypuszczając go wolno po chwili.
- Płacisz panie Dori. – mruknął Gloin, wyciągnąwszy wielką łapę po nagrodę. Dori niechętnie wcisnął mu należne monety w dłoń.
- Nie zakładam się więcej z tobą, panie Gloin. To mnie stanowczo zbyt dużo kosztuje. – rzekł Dori.
Dębowa Tarcza oddychał ciężko, rozmasowując zmęczoną rękę.
- No Dwalinie, to była dobra walka. – rzekł pomiędzy oddechami do kompana.
- Chętnie zmierzę się z tobą po raz kolejny, by cię tym razem pokonać Thorinie!– zaśmiał się tubalnie Dwalin, którego porażka wcale rozdrażniła i wziął się do zakładania kubraka.
Dzień się już nachylił i pomarańczowo-złote słońce zbliżyło się do horyzontu. Wszyscy zaczęli się powoli zbierać. Gloin podszedł do śpiącego Bofura i szturchnął go, by się obudził.
Thorin wiązał koszulę na piersi. Przyglądał się jednocześnie ukradkiem Elainie, która tak jak on wróciła po ubranie. Stuknęła fajką o balustradę, by pozbyć się resztek popiołu. Potem nachyliła się i wzięła swój kaftan ze stołka. Oczy Thorina powędrowały za nią. Stała tyłem do niego i światło słońca oświetlało jej sylwetkę. Dostrzegł zarysy jej ciała pod lnianym materiałem. Szybko założył na koszulę tunikę, a potem kubrak i sięgnął po pas.
Elaina rozłożyła ramiona i założyła szybko kaftan. Potem obróciła się, wyrzuciła spod ubrania włosy i szybko zawiązała rzemyki. Kątem oka spojrzała na Thorina, który wiązał na swojej szerokiej piersi troki koszuli. Gdy zdjął tunikę przed tymi krótkimi zawodami i zobaczyła go w samej koszuli, nie umiała oderwać wzroku od niego. Przez ten cały czas spoglądała na jego tors, na silne ramiona, na niego całego o wiele częściej, niż by sobie tego sama życzyła. Nie mogła się jednak powstrzymać. Był najpiękniejszym krasnoludem jakiego dotąd widziała. Zagłębiona w swoich myślach poczuła wzrok Thorina.
Srebrne pierścienie na warkoczach zadzwoniły, kiedy spojrzała na niego. Thorin przyglądał się jej, zapinając swój piękny pas.
- Ciekawe, czym też elfy nas nakarmią. – rzekł ze złośliwą ironią, ale zaraz potem uśmiechnął się do niej ciepło.

_______________


Opowiadanie powstało na na podstawie  powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem” oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)