źródło: Pinterest |
Rozdział V
Ukryta Dolina
-
Pewnie przybyli z Ettenmoors.
– gdy
wracali do obozowiska, myśli
czarodzieja znów
powędrowały
do skamieniałych trolli.
-
Od kiedy to trolle górskie ostatnio zapuszczają się tak bardzo na
południe? – zapytał krasnolud.
-
Nie było ich tu od setek lat. Nie, od kiedy u władzy była
mroczniejsza siła.... – odparł ponurym głosem Gandalf. – Ale
nie mogli podróżować w świetle dnia.
-
Ich nora musi być blisko. – zauważył Thorin.
Podjęli
się więc poszukiwań kryjówki trolli i faktycznie Thorin miał
rację. Grota była w niewielkiej odległości od miejsca, gdzie
trolle przygotowywały posiłek.
Odór
z tej jaskini był nie do zniesienia, ale mimo to weszli do środka.
Thorin szedł za Gandalfem wraz z Gloinem, Buforem, Dwalinem, Elainą
i Kilim.
-
O rany! Ale smród! – żachnął się Dwalin.
-
Tu schowali swoje skarby! – zauważył Gandalf.
Na
słowo „skarby” wszystkie krasnoludy nie umiały myśleć już o
niczym innym. Każdy rozglądał się w ciemności szukając czegoś
cennego.
-
Lepiej niczego nie ruszać! – zaznaczył Gandalf, ale wiedział, że
to bezcelowe, gdyż krasnoludy prócz Thorina, zajęły się
oglądaniem złota które trolle tu zgromadziły.
-
Szkoda by było tak to wszystko zostawić! – zauważył Bofur.
-
A jak ktoś to rozkradnie? – dodał Gloin. – Kili daj no łopatę.
I
zajęli się zakopywaniem szkatułki ze skarbem. Dwalin mierzył ich
pogardliwym wzrokiem oparty o swój topór.
Tymczasem
Thorin znalazł kilka sztuk broni. Jego oczy przykuły trzy miecze.
Elaina, która ruszyła za Gandalfem i Thorinem także je zauważyła.
-
Skąd one się tutaj wzięły? – wyszeptała i sięgnęła do jeden
z mieczy. Był ogromny, postawiony na sztorc sięgał jej prawie do
ramienia. Jednak był niebywale lekki.
T
horin
nie odpowiedział jej. Odłożył na bok pochodnię i wyjął po
kolei dwa pozostałe. Jeden był prosty prawie dwumetrowy z klasyczną
rękojeścią. Drugi był podobny do tego który wzięła dziewczyna,
z piękną rękojeścią ze smoczego kła i ostrzem z jednej strony
prostym, a z drugiej wyprofilowanym w łagodny łuk, ozdobiony
runicznym wzorem.
-
Tych mieczy nie zrobił żaden troll. – rzekł cicho Thorin i dał
Gandalfowi ten klasyczny.
Elaina
powoli, z namaszczeniem wysunęła ostrze. Ułożyła dłoń mocno na
jelcu i przez chwile trzymała miecz poziomo w powietrzu, żeby
zobaczyć jak leży w dłoni i sprawdzić wyważenie broni.
-
Ani żaden człowiek. – wymamrotała Elaina pełna zachwytu na
lekkością i wyważeniem oręża.
Gandalf
także wyjął ostrożnie miecz z pochwy.
-
Te miecze zostały wykute w Gondolinie, w Pierwszej Erze – rzekł
do nich Gandalf – Przez elfy zwane wysokimi – spojrzał na
Thorina, który zmierzał chwycić za rękojeść i podobnie jak
dziewczyna przyjrzeć się ostrzu, ale dłoń mu zamarła, a wzrok do
tej pory pełen zachwytu nad tym dziełem sztuki kowala stwardniał i
stał się zimny. Chciał odłożyć broń, ale Gandalf szybko
zareagował.
-
Nie znam ostrza lepszego niż to. – i to podziałało na serce
Thorina, które było sercem wojownika. Chwycił znów pewnie swój
miecz i wysunął do połowy klingę.
Potem
podszedł do snopa światła padającego z wejścia i znów przyjrzał
się swej nowej broni. Był zachwycony.
Gandalf
spojrzał jeszcze raz na swój miecz i dopiero teraz kiedy podniósł
wzrok na Elainę, tak samo wpatrzoną w elficki miecz jak Thorin,
zauważył że miecze są identyczne. Oni sami tego jeszcze nie
dostrzegli. Postanowił im samym pozostawić odkrycie iż posiadają
bliźniacze miecze. Domyślał się, że osoby dla których zostały
wykute dawno temu, łączyła silna więź. Identyczną broń
wytwarzano dla braci, przyjaciół albo wiernych druhów w boju.
Także i dziś spotykał się takim zwyczajem. Tak czy inaczej ta
relacja poprzez tę broń przeszła teraz na tę nieświadomą
niczego dwójkę. Przepowiednia sama kieruje losem tych dwojga,
pomyślał. Nagle uwagę Gandalf odwróciło coś pod jego stopami.
Tymczasem
Elaina jeszcze raz wyciągnęła swój nowy miecz i los chciał, że
Thorin spojrzał na nią w tym momencie. Dostrzegł zadziwiające
podobieństwo do swojej broni i podszedł szybko do dziewczyny nim ta
zdążyła schować ostrze. Chwycił za rękojeść na której
zaciskała się dłoń Elainy.
-
Co robisz, Thorinie? – spytała, zaskoczona jego gwałtownością.
-
Pokaż mi miecz! – zażądał Thorin, a Elaina posłuchała.
Podniósł miecz Elainy i przyjrzał mu się dokładnie.
-
One są identyczne. – rzekł zaskoczony – Oba zostały wykute
przez jednego mistrza.
Thorin
spojrzał na nią uważnie i oddał jej powoli miecz.
-
Widać los tak chciał, żebyśmy to my znaleźli tę broń. –
rzekł powoli i cicho. – Od tej pory trzymaj się blisko mnie, pani
Elaino.
Podobnie
jak Gandalf, Thorin rozumiał znaczenie bliźniaczych mieczy. Skoro
los połączył ich w taki osobliwy sposób niech tak będzie. W
sposobnej chwili pragnął podzielić się tą wiadomością z
Balinem i zastanowić się, co to może oznaczać.
– Chodź
pani Elaino! – pociągnął ją za sobą. - Wychodzimy z tej nory!
– krzyknął do reszty. – Bofur, Kili, Gloin, Dwalin! Już! –
minęli krasnoludy i wyszli na światło dnia.
Miło
było odetchnąć znów świeżym powietrzem. Elaina poszła do
Filego, żeby pochwalić się znaleziskiem. Miecz był tak duży, że
było niemożliwością noszenie go przy boku. Postanowiła więc, że
będzie go nosić na plecach przy kołczanie. Nie przeszkadzał by
jej wtedy przy poruszaniu się, a w razie potrzeby byłby łatwo
dostępny.
Rozejrzała
się wokół. Zobaczyła jak Gandalf wręcza Niziołkowi niewielki
mieczyk, chyba coś w rodzaju większego sztyletu i coś mu mówi.
Bilbo po chwili wziął broń od Gandalfa i patrzył na nią
niepewnie. Widać było, że nie miał wcześniej do czynienia z
orężem.
Doszedł
ich hałas w głębi lasu.
-
Ktoś się zbliża! – zawołał Thorin do Gandalfa.
-
Trzymać się razem! Gotujcie broń! – zareagował czarodziej i
pobiegł do Thorina. – Bilbo! – ponaglił hobbita.
-
Obserwować las! – polecił Thorin.
Szelest
liści i chrobot łamanych gałęzi wzmagał się z każda sekundą.
Wszyscy spięli się, stojąc w okręgu i czekając na zbliżające
się zagrożenie. Nagle zobaczyli zaprzęg składający się wielkich
królików, a za nim coś w rodzaju sań. Bardzo rozklekotanych sań.
-
Złodzieje! Mordercy! Bandyci! – na saniach stał staruszek i
wymachiwał laską na kompanię Thorina.
Gandalf
odetchnął.
-
Radagast! Radagast Brązowy! – uśmiechnął się lekko zmieszany.
– Co ty tu robisz przyjacielu? – zapytał z lekką dozą
niepokoju. Radagast był bowiem strasznie roztrzęsiony.
-
Szukałem ciebie, Gandalfie! – wysapał.- Dzieje się coś złego!
Naprawdę, cos bardzo złego! – wyrzucał z siebie słowa
staruszek.
Gandalf
patrzył na niego z zaniepokojeniem. Radagast był bowiem, bardzo
ekscentrycznym czarodziejem, który wolał towarzystwo zwierząt i
lasu i tam spędzał cały czas. Nadużywał też fajkowego ziela, co
czasem dawało mu się we znaki.
-
Taak? – ponaglił go Gandalf.
Radagast
już miał odpowiedzieć, gdy się zaciął. Po chwili znów nabrał
powietrza by wypowiedzieć zdanie i znów się zaciął. Mina mu
zmarkotniała.
-
Daj mi chwilę! Miałem myśl! Miałem ją tu! Na końcu języka! O
tu! – wskazywał na swój język.
Krasnoludy
patrzyły na niego jak na wariata.
-
Pozwól ze mną przyjacielu! – Gandalf chwycił go za ramię i
zaprowadził na bok, by mogli spokojnie porozmawiać.
W
oczekiwaniu na powrót czarodziejów, kompania nadal będą czujną
rozsiadła się na głazach.
-
Długo im tam zejdzie? – zapytał Bilbo w przestrzeń.
-
A co? Tak ci się śpieszy do obrobienia Smauga? – rzucił Kili.
-
Po prostu…
-
Gandalf to wielki czarodziej, a skoro Radagast szukał go to musiał
mieć coś ważnego do przekazania. A ważne rzeczy wymagają czasu.
– odparła Bilbowi Elaina i usiadła obok niego. Bilbo uśmiechnął
się do niej. Polubił dziewczynę, bo jako jedyna, poza Gandalfem,
wykazywała zdrowy rozsądek w tej kompanii. Nie kierowała się
chciwością, nienawiścią, zemstą, nie zachowywała się jak
hulaka. I była dla niego wyjątkowo miła jak na krasnoluda.
-
Czasu, którego nie mamy w nadmiarze! – rzucił Thorin, słysząc
słowa Elainy. Siedział na skale w towarzystwie Dwalina i Balina. Do
tej pory rozmawiał z nimi cicho i myślała, że nie słyszy ich
rozmowy. Balin spoglądał na miecz Elainy i jej też się
przyglądał, ale kiedy na niego spojrzała wrócił do rozmowy z
Dwalinem.
Dziewczyna
nie zamierzała dochodzić się z dowódcą. Kiwnęła tylko głową
na znak, że usłyszała słowa krasnoluda.
-
Równie dobrze ja mogłem wziąć ten miecz. To przypadek. – rzekł
cicho Dwalin.
-
Mój chłopcze, nadal sądzę, że jej obecność dobrze wpłynie na
nasze przedsięwzięcie. I znalezienie tych bliźniaczych mieczy
przez was jest tylko tego potwierdzeniem. – odezwał się Balin,
zwracając się do Thorina. – Łączą wasze losy jeszcze ściślej
niż wyprawa. I los chciał by to była ona. – powtórzył siwy
krasnolud. – To znak.
Thorin
nie odezwał się, tylko przytaknął milcząc. Zgadzał się z
Balinem.
Nagle
usłyszeli wycie.
-
Czy… czy to był wilk? - nieobytemu w dzikich krajach Bilbowi zdało
się, że to wycie wilka.
-
Nie… – odparł wolno Bofur.
Wszyscy
wyciągnęli broń by być w pogotowiu. Doszedł ich bulgot, jakby
głuche warczenie za ich plecami. Ci którzy stali przodem do skały,
pierwsi zobaczyli bestię. Wielki, szary, wyliniały warg z
obnażonymi kłami skradał się powoli do swoich ofiar.
Wszyscy
obrócili się błyskawicznie w stronę zagrożenia. Bestia skoczyła
wtedy w powietrze rzucając się na pierwszą upatrzoną ofiarę.
Była to Elaina. Potwór był tak szybki, że nim zdążyła podnieść
miecz, przewrócił ją i rozwarł paszczę by chwycić i zmiażdżyć
jej głowę. Wielkim szczęściem upadli prosto pod nogi Thorina,
który zamachnął się mieczem i miał okazję przekonać się o
prawdziwości słów Gandalfa o ostrzu, które dzierżył. Klinga
przeszła przez kark wilka z łatwością i powaliła bestię na
miejscu przygniatając dziewczynę.
-
Gloin! Szybko! Pomóż mi! – krzyknął do kompana.
Thorin
choć był krasnoludem wielkiej siły i postury z trudnością z
pomocą Gloina podniósł cielsko. Elaina próbowała się wydostać
spod bestii, gdy zobaczyła przed sobą, a za plecami dwóch
krasnoludów kolejnego warga.
-
Thorinie! Za tobą! – jęknęła tylko patrząc na zbliżającego
się potwora. Przerażony wzrok powiedział krasnoludowi wszystko.
-
Kili zabij go! – polecił siostrzeńcowi, a sam rzucił się
plackiem na ziemię, by dać wolne pole Kilemu.
Kili
błyskawicznie naciągnął łuk i wypuścił strzałę. Dosięgła
celu powalając kolejnego warga. Dwalin dobił go swoim toporem.
-
Wargowie! – krzyknął Thorin – Gdzieś blisko jest horda orków!
-
Tym razem to już z pewnością nie przypadek! Komu powiedziałeś o
naszej wyprawie! – dociekał Gandalf, który zaraz wrócił do
kompanii z Radagastem. – Prócz krasnoludów!
-
Nikomu! – odparł Thorin.
-
Komu powiedziałeś?! – naciskał Gandalf.
-
Nikomu! Przysięgam! – krzyknął Thorin – Na Durina! Co się
tutaj dzieje?
-
Ktoś na was poluje. Miałeś rację. – rzekł ponuro czarodziej. –
Tamten zwiad pewnie was szukał.
Elaina
spojrzała z przerażeniem na Thorina.
-
Musimy się z stąd wynosić! – rzekł Dwalin. Ale zaraz jakby
odpowiedź na jego słowa usłyszeli spanikowany głos Oriego.
-
Nie mamy kucyków! Wszystkie zniknęły!
Wycie
kolejnych bestii rozlegało się z różnych stron i coraz głośniej.
Sytuacja była coraz bardziej beznadziejna. Wszyscy wiedzieli, że
nie uciekną hordzie orków wspomaganej przez wargów. Pętla na ich
szyi coraz bardziej się zaciskała. Wszyscy patrzyli na Thorina,
który nie wiedział co robić by ratować siebie i towarzyszy i
miotał się w miejscu. Pomoc przyszła z najmniej oczekiwanej
strony.
-
Odciągnę ich uwagę! – rzekł dziarsko Radagast.
Byłoby
to co najmniej śmieszne w innych okolicznościach.
-
To są wargowie z Gundabadu! W mig cię dogonią! – odparł
Gandalf, dając mu do zrozumienia, że chce go narażać.
-
A to są króliki z Rhosgobel! – rzekł twardo bury czarodziej –
I naprawdę chciałbym zobaczyć jak próbują nas gonić… -
uśmiechnął się podstępnie i wskoczył na swój zaprzęg.
Króliki
jakby wiedziały, jakie zadanie je czeka i o jaka stawkę przyjdzie
im się ścigać więc gdy już ruszyły ciężko było za nimi
nadążyć nawet wzrokiem. Radagast skierował się na północ na
drużyna na południe. Faktycznie, gdy tylko Radagast wyjechał z
lasu, wsiadły mu na ogon wargi z orkami. Ale króliki robiły zwroty
i uniki, więc wargom nie było łatwo gonić uciekinierów. Nie były
tak zwinne.
Kompania
Thorina wybiegła z lasu na trawiastą równinę prowadzona przez
Gandalfa, który wydawało się że doskonale wie, gdzie ma biec.
Podążali więc za nim, słysząc oddalające się wycie hordy
orków. Co nuż chowali się za jakąś skała, gdyż Radagast
zamiast wyprowadzić orków dalej od nich, jeździł w kółko. Kilka
razy o mało nie wpadli na wargów i jedynie instynkt łowiecki tych
bestii sprawił, że skupione na pościgu za zaprzęgiem burego
czarodzieja nie rozglądały się na boki.
Thorin
zauważył, że Gandalf, kluczy między skałami czegoś szukając.
Zapytał go o to ale czarodziej nie odpowiedział.
Zatrzymali
się przy wielkim głazie. Już mieli chwilę odsapnąć gdy na skałę
wskoczył warg z orkiem na grzbiecie. Na razie nie zostali
dostrzeżeni, ale Thorin nie zamierzał ryzykować.
Skinął
lekko głową na Elainę i Kilego. Oboje wyciągnęli strzały i
nałożyli je na cięciwy swoich łuków. Gdy byli gotowi wyskoczyli
jak jeden mąż z ukrycia i wystrzelili w stronę warga. Bestia
zawyła i padła rażona strzałami. Stoczyła się prosto pod stopy
krasnoludów. Ork dobył miecza, ale Thorin był szybszy. Zamachnął
się elfickim mieczem i poderżnął gardło potworowi. Za ich
plecami w oddali usłyszeli wycie wargów. Ich kryjówka została
zdradzona przez zdychającego zwierza.
-
Szybko! Za mną! – krzykną Gandalf. – Uciekać!
Pobiegli
za czarodziejem, ale wróg był coraz bliżej. Teraz wycie wilków
słyszeli już nie tylko za sobą, ale także po bokach. Wataha ich
coraz bardziej otaczała.
-
Tam są! – krzyknął Gloin.
-
Szybko! Za mną! - czarodziej zmienił gwałtownie kierunek ucieczki,
bo orkowie zamknęli krąg.
Zawrócili
i zniknęli w dolince. Ale nagle naprzeciw nich na niewielkim pagórki
pojawiło się trzech wargów. Thorin gwałtownie się zatrzymał.
-
Jest ich więcej! – wrzasnął Fili.
-
Kili! Szybciej! – krzyknął Thorin. – Nie rozdzielać się!
-
Otoczyli nas! – zawołała Elaina.
Rozejrzała
się za czarodziejem, ale ten zniknął.
-
Gdzie jest Gandalf? – zapytał nerwowo Dwalin.
-
Zostawił nas! – odkrzyknął któryś krasnolud ze wściekłością.
Orki
schodziły powoli ze zboczy zacieśniając pierścień wokół ofiar.
Krasnoludy stawiały opór, ale sytuacja była beznadziejna. Powoli
cofały się do wielkiej skały.
-
Ani kroku w tył! – rozkazał Thorin, choć wiedział, że to nie
możliwe. Wyciągnął miecz i przygotował się do walki.
Elaina
stała najdalej od skały i wypuszczała wraz z Kilim strzały w
orków i wargów.
-
Tu jestem, głupcy! – Gandalf wyłonił się zza mniejszego głazu.
I zaraz skrył się za nim. Kamień był jednak zbyt mały by zakryć
całą postać czarodzieja, więc krasnoludy domyśliły się, że
jest tam jakaś kryjówka.
-
Szybko, biegiem! – krzyknął wódz i wskoczył na kamień by go
wszyscy widzieli. Faktycznie pod wielką skała była jaskinia z
niewielkim otworem. To tam wszedł czarodziej.
-
Tutaj! Do mnie! – wołał Thorin kompanów a oni po kolei
wskakiwali do dziury. – W dół! W dół! W dół! – poganiał
ich.
Jeden
z wargów podbiegł do Thorina, ale ten położył go jednym potężnym
ciosem miecza. Przy nim przemknął Kili.
-
Kili! A gdzie Elaina? – krzyknął i spojrzał przed siebie.
Stała
na miejscu i wypuszczała kolejne strzały.
-
ELAINA! Uciekaj! – wrzasnął ile sił w płucach i to otrzeźwiło
dziewczynę.
Obróciła
się, w sekundzie dotarła do dziury i dała w nią susa. Zaraz za
nią wpadł Thorin. Nim się pozbierali, doszło ich uszu wycie trąb.
Bynajmniej nie były to trąby orków. Stali więc w milczeniu,
czekając na rozwój wypadków i gotując się na nowego wroga. Wtem
do jaskini stoczył się ork przeszyty strzałą. Wszyscy spięli
się, ale ork był już martwy. Thorin podbiegł do trupa, wyrwał
strzałę i skrzywił się z niesmakiem.
-
Elfy. – wyrzucił grot za siebie, jakby to było jakieś
paskudztwo.
Dwalin
rozejrzał się po jaskini i spostrzegł, że nie jest zamknięta. Z
tyłu zwężała się tworząc wąski korytarz.
-
Nie widzę dokąd prowadzi ta ścieżka. Idziemy nią czy nie? –
krzyknął.
W
odpowiedzieli krasnoludy pognały za Dwalinem.
Elaina
dogoniła Bilba i położyła mu dłoń na ramieniu.
-
Jesteś cały? – zapytała, a hobbit przytaknął nerwowo. Był
jeszcze przerażony ostatnimi wypadkami.
Szli
wąskim korytarzykiem w skale, nie wiedząc dokąd prowadzi i co
zobaczą na jego końcu. Jedynie czarodziej był dziwnie spokojny.
Nagle
ścieżka skończyła się i wyszli na szeroką półkę skalną.
Rozciągał się z niej widok na najpiękniejszą dolinę jaką Bilbo
widział w życiu. Wśród wodospadów, na zboczach zobaczyli coś
jakby osadę. Domy i pałacyki wyglądały spośród drzew. Thorin
kiedy zobaczył, gdzie sprowadził ich czarodziej mimo jego zakazów,
rozgniewał się.
-
Oto dolina Imladris!
W potocznej mowie znana pod inna nazwą – rozległ się głos
czarodzieja.
-
To Rivendell. – Bilbo odzyskał w końcu mowę.
-
To ostatni przyjazny dom na wschód od morza… – rzekł czarodziej
i miał kontynuować, ale dopadł do niego wściekły Thorin.
-
Od początku miałeś taki plan! Szukać schronienia u wroga! –
warknął.
Elaina,
która stała razem z Bilbem przy Gandalfie milczała onieśmielona
gniewem Thorina. Bilbo zrobił znacząca minę, bo drażnił go już
upór krasnoluda.
-
Nie masz tutaj żadnych wrogów Thorinie! – odparł sucho Gandalf –
Znajdziesz tu jedynie złą wolę, którą przynosisz ty sam! –
zakończył dobitnie.
-
Sądzisz, że elfy pobłogosławią naszej wyprawie? – prychnął
krasnolud. - Będą chciały nas powstrzymać.
-
To oczywiste, ale mamy pytania i szukamy odpowiedzi. – Gandalf użył
argumentu, którego Thorin nie mógł zbić w żaden sposób.
Westchnął tylko na potwierdzenie słów Gandalfa. Czarodziej
odetchnął z ulgą.
-
Jeśli mamy odnieść sukces to musimy działać taktownie. I
szacunkiem. Z wdziękiem i urokiem. – spojrzał z góry na
krasnoluda. – Dlatego mówienie lepiej zostaw mnie.
Gandalf
zostawił Thorina i ruszył na czoło grupy, żeby ich wprowadzić do
Rivendell. Jako jedyny znał język elfów i w razie kłopotów
mógłby się z nimi porozumieć.
Elaina
przyglądała się zamyślonemu Thorinowi, który oparty o swój
topór trawił to co rzekł do niego Gandalf. Krasnolud podniósł na
nią wzrok i jego oblicze się rozpogodziło, mimo gniewu jaki
jeszcze przed chwilą nim targał.
-
Ruszajcie! Nie ma na co czekać! Idźcie naprzód kompanii! Pani
Elaino lepiej, żebyś była blisko czarodzieja. Nie wiadomo co nas
tu może spotkać. – rzucił do nich i odszedł.
Zeszli
stromą ścieżką w dół zbocza. Gandalf poprowadził ich przez
most nad wzburzonymi wodami rzeki Bruinen. Weszli na dziedziniec
otoczony drzewami i smukłymi posągami elfickich wojowników.
Krasnoludy
rozglądały się podejrzliwie dokoła. Thorin mruczał cały czas
coś pod nosem niezadowolony, że znaleźli się w Rivendell. Bilbo
zaś stał zachwycony pięknymi widokami wokół niego.
Nagle
na stopniach prowadzących do pałacu Elronda pojawił się młody
elf i podążył ku nim.
Jego
twarz minimalnie skrzywiła się gdy zdał sobie sprawę, że to
krasnoludy zakłócają spokój elfiej siedziby. Zwrócił się
jednak z uprzejmością do Gandalfa.
-
Co sprowadza was do naszej Doliny?
-
Muszę widzieć się z Elrondem – odparł czarodziej.
-
Ale mojego pana nie ma w domu. – odparł elf, nie bez satysfakcji,
że pozbędzie się szybko zgrai krasnoludów. Lecz nim skończył
mówić doszedł ich odgłos trąb żołnierskich i na przeciwległym
brzegu zobaczyli zbliżający się duży oddział zbrojnych.
Thorin
niestety źle odczytał to co dostrzegły jego oczy i pomyślał, że
oddział stanowi dla nich zagrożenie. Uprzedzenia wzięły górę w
jego sercu.
-
Zewrzeć szyk! – krzyknął.
Wszyscy
poddali się jego słowom gotując broń i zbijając się w ciasną
grupę. Bofur wepchnął Bilba w środek grupy. Elaina stała z
obnażonym mieczem ramie w ramię z Filim i Kilim, obserwując
nadjeżdżających zbrojnych.
Zaraz
tez zostali otoczeni przez kłusujące konie. Jeźdźcy byli
zdziwieni widokiem krasnoludów i przyglądali im się zaskoczeniem.
Żaden nie dał znaku jakoby mieli pokojowe zamiary, więc krasnoludy
zapomniawszy o Gandalfie zachowywały się coraz bardziej agresywnie.
W końcu jeden z jeźdźców dostrzegł Gandalfa stojącego przy
schodach z dumnym elfem.
-
Gandalfie! Witaj! – zawołał wyraźnie ucieszony widokiem
czarodzieja.
-
Mój drogi Elrondzie! Mój przyjacielu - zawtórował mu czarodziej i
ruszył do niego. – Gdzie byłeś? – zwrócił się do niego w
języku elfów.
Thorin
nie znał sindarinu i nie rozumiał ani słowa z rozmowy czarodzieja z elfem. Nastroiło
go to jeszcze bardziej wrogo zarówno do czarodzieja, który
sprowadził ich tu podstępem, jak i do elfa z którym ów rozmawiał.
-
Polowaliśmy na bandę orków, która przybyła z południa.
Zgładziliśmy kilku niedaleko Ukrytej Przełęczy. – mówiąc to
Elrond zeskoczył z konia i przywitał się z Gandalfem.
-
Dziwne, że orkowie podeszli tak blisko naszych granic – dodał już
w potocznej mowie i spojrzał na łup w postaci miecza jednego z
zabitych. – Chyba coś, albo ktoś musiał je tu zwabić.
-
Być może, że to my – odparł mu Gandalf wskazując na zbitą
grupę krasnoludów.
Dopiero
teraz Elrond baczniej spojrzał na zbitą grupkę.
Thorin
jako przywódca wystąpił przed kompanów, ale minę miał dalej
zawziętą i patrzył z byka na Elronda.
-
Witaj Thorinie, synu Thraina. – przywitał go uprzejmie elf.
-
Wątpię, żebyśmy się znali. – odpadł mu sucho Thorin.
-
Przypominasz bardzo Thora. Znałem twojego dziadka, kiedy
był Królem pod Górą.
-
Ciekawe… - mruknął krasnolud. – Nic mi o tym nie wiadomo. –
Thorin spojrzał podejrzliwie na Elronda, ale ten tylko się lekko
się uśmiechnął pod nosem i nie wziął do siebie niezbyt
grzecznego zachowania Thorina. Znał dobrze krasnoludy i wiedział,
że są z natury gburowate i mrukliwe do obcych, a już zwłaszcza do
elfów.
-
Zacni przybysze, odpocznijcie w moim domu i posilcie się moją
strawą. – rzekł jednak po elficku, chcąc trochę podroczyć się
z dumnym krasnoludem.
Thorin
był zdezorientowany. Jak miał odpowiedzieć Elrondowi, skoro nie
miał pojęcia co mówi? Odezwał się za to Gloin, nadal w bojowym
nastroju.
-
Co on tam gada?! Niech zacznie mówić zrozumiałym językiem! –
zaczął się przepychać do przodu ze swoim wielkim toporem.
-
Spokojnie panie Gloinie. Lord Elrond zaprasza was na ucztę. –
wtrącił się Gandalf.
Ten
gest uprzejmości ze strony elfa trochę zbił z tropu krasnoludy.
Thorin wrócił do kompanów i szybko się naradzili.
-
No cóż, dobrze więc. – rzekł Gloin. – Ale mógł powiedzieć
normalnie, a nie świergotać tym ich narzeczem… - dodał pod
nosem, na co Thorin i Dwalin uśmiechnęli się na słowa
rudobrodego.
Elrond
poprowadził ich schodami w górę do swego pałacu. Nakazał też
sługom wskazać miejsce noclegu kompanii Thorina. Wskazano im więc
niewielki dom, należący do pałacu Elronda.
-
Mój pan, prosi byście zjawili się o zachodzie słońca w sali
biesiadnej. – rzekł w sindarinie
do
Gandalfa elf, który pierwszy ich przywitał w Rivendell.
-
Co mówi? – zapytał Thorin.
-
Nasz gospodarz prosi byśmy przyszli o zachodzie słońca –
przetłumaczył Gandalf, na co Thorin skinął głową.
-
Stanie się, jak tego chce lord Elrond. – odparł czarodziej i
odprowadził elfa.
Do
zachodu słońca było jeszcze trochę czasu, bo w domu elfów
znaleźli się późnym popołudniem. Mieli więc kilka chwil na
odłożenie ekwipunku i odpoczynek. Krasnoludy pozdejmowały
zakurzone peleryny i otrzepały błoto z butów.
Bilbo
nigdy nie gościł u tak znamienitego elfa, więc przejął się tym
bardzo. A jeszcze bardziej swoim wyglądem. Nerwowo otrzepywał kurz
ze swej marynarki i kamizelki. Żałował, że nie miał lustra.
Można tu wysnuć wniosek, że nasz Bilbo aż nazbyt przejmował się
swoim wyglądem i nie pomyli się wiele ten, kto tak pomyśli. Takim
był Bilbo za spokojnych dni w Shire zanim nawiedziły go krasnoludy
z Gandalfem na czele i wciągnęły w tę przygodę. Będąc w
podróży nasz hobbit nie zważał zbytnio na stan swego
przyodziewku, bo nie było ku temu czasu. Teraz jednak gdy znalazł
się w tak znamienitym domu, odezwały się dawne nawyki. Nie chciał
obrazić gospodarza swoim niechlujnym wyglądem i zamierzał
zaprezentować się godnie jak na hobbita o jego statusie przystało.
Te nerwowe starania dostrzegł Gandalf, który siedział w plamie
słońca i odpoczywał.
-
Mój drogi Bilbo, czemu się tak miotasz? – zapytał, choć dobrze
wiedział co chodzi po głowie Bilbowi, bo znał go dobrze.
-
Och, nie mogę wyglądać jak flejtuch! – odrzekł hobbit zbliżając
się Gandalfa – Nie wypada przy tak znakomitym gospodarzu, bym
wyglądał jak po przekopaniu ogródka. Jak wyglądam?
-
Lord Elrond jest moim starym i dobrym przyjacielem i wierz mi, że
jest bardzo wyrozumiały. Poza tym wie, co nas spotkało po drodze.
Na pewno go nie obrazisz. – Gandalf machnął dłonią po plecach
hobbita, by strzepnąć kurz.
Elaina
stojąc pod kolumną, podobnie jak czarodziej grzejąc się w słońcu.
Wcześniej zdjęła kaftan i była teraz tylko w koszuli. Odzienie
przewiesiła przez stołek stojący nieopodal. Przysłuchiwała się
rozmowie Gandalfa z Bilbem, ćmiąc fajkę i wypuszczając w
powietrze małe zgrabne kółeczka. Gandalf zaś co jakiś czas
wypuszczał w ich kierunku swoje większe. Łapały one kilka
kółeczek Elainy naraz jak wielkie lassa.
W
kącie obok, na szybko wymoszczonym posłaniu w słońcu drzemał
pochrapując Bofur, który przed zaśnięciem oznajmił wszystkim,
ucieczka przed orkami już całkowicie wyczerpała jego siły i musi
odpocząć. Poprosił też uprzejmie by go zbudzić, gdy przyjdzie
pora na kolację.
Fili
i Kili mocowali się na ręce przy stoliku, który trzeszczał za
każdym razem, gdy dłoń Kilego upadała z hukiem na blat. Zabawę
młodszych obserwowali Thorin razem z Balinem, Dwalinem i kilkoma
innymi, co jakiś czas rzucając żartobliwe komentarze. Najmłodszy
z kompanii, Ori bardzo się emocjonował tymi zawodami i skakał
wokół dwóch przeciwników.
-
Ale z ciebie mięczak. – kpił Fili z młodszego brata, gdy po raz
kolejny Kili przegrał.
-
Spróbuj się z wujem, albo z panem Dwalinem. – odparł urażony
Kili, pamiętając jak w Ered Luin Thorin nie raz wygrywał w tej
grze.
Fili
to podchwycił.
-
Wujku Thorinie, może się spróbujemy? – zagaił do Dębowej
Tarczy z nadzieją dyndającą u zdania jak długa krasnoludzka
broda.
Thorin
uniósł brwi i uśmiechnął się.
-
Czemu nie, ale twoje ramiona jeszcze zbyt krótko dzierżyły młot
kowalski i kilof, byś mnie pokonał, Fili. – rzekł wstając. To
nie ostudziło jednak zapału młodego krasnoluda.
Thorin
tymczasem rozpiął pas i zdjął kubrak. Następnie pozbył się
tuniki pokrytej metalowymi sześcianikami, zostając w samej tylko
koszuli, która rozchyliła się trochę, odsłaniając jego tors.
Thorin podwinął rękawy. Potem usiadł naprzeciw Filego, oparł
potężne, umięśnione ramię na łokciu i otworzył dłoń czekając
na siostrzeńca. Wszystkich zainteresował ten pojedynek i zbliżyli
się do Thorina i Filego. Kiedy Fili chwycił dłoń wuja, Balin dał
znak i mięśnie na ramionach obu krasnoludów napięły się. Na
razie Thorinowi nie udało się przechylić dłoni siostrzeńca swoja
korzyść. Fili uśmiechnął się do wuja zadowolony, że udaje mu
się go tak łatwo powstrzymać. Thorin odwzajemnił uśmiech, bo nie
użył jeszcze całej swojej siły.
Bilbo
podszedł zaciekawiony do stolika. Podobnie Elaina. Z początku nic
się nie działo, ale po chwili mina młodszego krasnoluda zrzedła i
jego ramie zaczęło się trząść. Thorin naparł spokojnie na
Filego, przechylając znacznie dłoń siostrzeńca ku stolikowi.
-
No to po tobie! – zachichotał Kili, ucieszony, że wuj utemperuje
Filego.
-
Chłopcze, myślałeś, że tak łatwo pokonać twego wuja? –
zaśmiał się Balin i w tym momencie Thorin przygniótł dłoń
Filego do stolika. Po czym poklepał siostrzeńca po ramieniu z
uznaniem.
-
Jesteś dobry, ale musisz jeszcze poćwiczyć. – uśmiechnął się.
– Kiedyś mnie pokonasz.
-
To może spróbujesz się ze mną, panie Thorinie – rzucił
wyzwanie Dwalin.
-
Siadaj panie Dwalin! – odparł zadowolony Thorin. Dobrze się bawił
i na chwilę wyleciały mu z głowy wszystkie troski.
Dwalin
podobnie jak Thorin, zdjął kubrak i podciągnął rękawy koszuli.
Teraz Thorin prezentował się jak podrostek. Ramiona Dwalina
wyglądały niczym konary drzew.
Balin
znów dał znak i krasnoludy zaczęły zawody.
-
Daję trzy monety, że pan Dwalin pokona pana Thorina. –
zaproponował zakład Dori.
-
Ja obstawiam, że Thorin pokona pana Dwalina – odparł Gloin.
-
Stoi. – odparł Dori, nie spuszczając przeciwników z oczu.
Na
ten pojedynek nawet Gandalf odszedł od swojej słonecznej plamy i
stanął za krasnoludami zaglądając do kółka, gdzie siłowali się
Thorin z Dwalinem. Krasnoludy przekrzykiwały się dopingując
zawodników.
-
Nie daj się wujku! – krzyknął Kili.
Obaj
zrobili się już czerwoni na twarzy i ze świstem wypuszczali i
nabierali powietrze. Na czoło króla wystąpiły małe kropelki
potu.
Dwalin
zaczął powoli przechylać ramię przeciwnika w dół. Thorin
wymienił powietrze, napiął mięśnie i całą swoją siłą naparł
na dłoń Dwalina. Najpierw udało mi się ustawić ponownie do pionu
ramię, a potem zaczął je powoli przechylać na swoją stronę.
Dwalin poszedł w ślady Thorina i też napiął mięśnie, ale
wcześniej włożył zbyt dużo siły w pojedynek i zmęczył ramię.
Wielki jak bochen chleba biceps zaczął drżeć. Ale Dwalin nie
odpuścił. Zatrzymało to Thorina tylko na kilka sekund, po czym
dłoń Dwalina ponownie powędrowała powoli, acz nieubłaganie ku
blatowi stolika i uderzyła z hukiem o drewno, które pękło w tym
miejscu do samego rantu. Zapadła cisza, bo wygrana Thorina
zaskoczyła obserwatorów. Ale po chwili wybuchła wrzawa. Gandalf
uśmiechnął się z uznaniem do Thorina i wrócił w swoją plamę
słońca.
-
Doprawdy niesamowite. – pokiwał głową z uznaniem Bilbo do
stojącej obok niego Elainy. Ona tylko się uśmiechnęła i
zaciągnęła dymem z fajki, wypuszczając go wolno po chwili.
-
Płacisz panie Dori. – mruknął Gloin, wyciągnąwszy wielką łapę
po nagrodę. Dori niechętnie wcisnął mu należne monety w dłoń.
-
Nie zakładam się więcej z tobą, panie Gloin. To mnie stanowczo
zbyt dużo kosztuje. – rzekł Dori.
Dębowa
Tarcza oddychał ciężko, rozmasowując zmęczoną rękę.
-
No Dwalinie, to była dobra walka. – rzekł pomiędzy oddechami do
kompana.
-
Chętnie zmierzę się z tobą po raz kolejny, by cię tym razem
pokonać Thorinie!– zaśmiał się tubalnie Dwalin, którego
porażka wcale rozdrażniła i wziął się do zakładania kubraka.
Dzień
się już nachylił i pomarańczowo-złote słońce zbliżyło się
do horyzontu. Wszyscy zaczęli się powoli zbierać. Gloin podszedł
do śpiącego Bofura i szturchnął go, by się obudził.
Thorin
wiązał koszulę na piersi. Przyglądał się jednocześnie
ukradkiem Elainie, która tak jak on wróciła po ubranie. Stuknęła
fajką o balustradę, by pozbyć się resztek popiołu. Potem
nachyliła się i wzięła swój kaftan ze stołka. Oczy Thorina
powędrowały za nią. Stała tyłem do niego i światło słońca
oświetlało jej sylwetkę. Dostrzegł zarysy jej ciała pod lnianym
materiałem. Szybko założył na koszulę tunikę, a potem kubrak i
sięgnął po pas.
Elaina
rozłożyła ramiona i założyła szybko kaftan. Potem obróciła
się, wyrzuciła spod ubrania włosy i szybko zawiązała rzemyki.
Kątem oka spojrzała na Thorina, który wiązał na swojej szerokiej
piersi troki koszuli. Gdy zdjął tunikę przed tymi krótkimi
zawodami i zobaczyła go w samej koszuli, nie umiała oderwać wzroku
od niego. Przez ten cały czas spoglądała na jego tors, na silne
ramiona, na niego całego o wiele częściej, niż by sobie tego sama
życzyła. Nie mogła się jednak powstrzymać. Był najpiękniejszym
krasnoludem jakiego dotąd widziała. Zagłębiona w swoich myślach
poczuła wzrok Thorina.
Srebrne
pierścienie na warkoczach zadzwoniły, kiedy spojrzała na niego.
Thorin przyglądał się jej, zapinając swój piękny pas.
-
Ciekawe, czym też elfy nas nakarmią. – rzekł ze złośliwą
ironią, ale zaraz potem uśmiechnął się do niej ciepło.
_______________
Opowiadanie powstało na na podstawie powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem” oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)