czwartek, 25 sierpnia 2016

"Rzecz o przypadkach z lasu Sherwood" cz. 7





Rozdział 7


Dwa miesiące później

- Wzywałeś mnie panie.
Szeryf nie zareagował, gdy Gisborne wszedł. Pisał coś skrupulatnie. Guy założył ręce na piersi i rozejrzał się po komnacie, starając się ukryć rosnące poirytowanie. Obrzucił pomieszczenie znudzonym wzrokiem. Wizualnie siedziba szeryfa nie zmieniła się zbytnio od śmierci Vasey'a, ale trzeba było przyznać, że atmosfera była tu teraz mniej ponura.
- Pamiętasz Gisborne? Majątek ojca?
- Oczywiście. - Guy zmarszczył brwi zaintrygowany. - Czemu o to pytasz sir?
- Gdy skończy się odbudowa przeniesiesz się tam. - szeryf odłożył pióro, wyprostował się i spojrzał na Gisborne'a.
- Dowódca straży powinien być w zamku. - rzekł zdecydowanie Guy.
- Nie musi być tu codziennie.
- Dziwi mnie, twoja decyzja panie. Zwłaszcza, że życzeniem króla było bym dalej pełnił funkcję...
- Funkcji ci nie zabieram. Ile potrwa jeszcze odbudowa dworu w Gisborne?
- Do miesiąca.
- Dwa tygodnie, Gisborne. - rzekł szeryf – Tyle masz czasu i potem nie chcę cię tu widzieć częściej niż dwa razy w tygodniu.
Guy prychnął.
- Masz coś do powiedzenia?
Gisborne uśmiechnął się zaledwie kącikami ust.
- Dziwi mi mnie wciąż, że Locksley tak łatwo zrezygnował z Gisborne.
- Co mu po nim. Zresztą ten skrawek ziemi zrekompensuje mu o wiele większe Knighton.
Guy uniósł brew z dezaprobatą.
- Wszak moja siostrzenica wychodzi za Robina.
- To naprawdę bardzo radosna nowina. - odparł Guy.
- W rzeczy samej.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść! - Longthorn odwrócił wzrok od dowódcy i spojrzał na drzwi.
Skrzydło uchyliło się i do komnaty weszła Elisabeth. Guy zobaczywszy ją, uśmiechnął lekko skłaniając głowę. Dziewczyna dygnęła grzecznie. Nie spodziewała się widzieć tu Guy'a, ale skoro już na niego trafiła to ucieszyła się bardzo. Poczuła jak serce zaczyna jej mocniej bić.
- Papo Wybieram się z Marian i Robinem do Bonchurch. - oznajmiła zdecydowanym głosem spoglądając na szeryfa.
Guy podziwiał jak z cichej, skromnej dziewczyny w jednej chwili stawała się zdecydowaną i świadomą swych oczekiwań młodą kobietą. Prawdziwą damą, która miała predyspozycje, by zarządzać domem jako żona lorda. Jego żona… Guy poczuł boleśnie jak bardzo tego pragnie. Jej u swojego boku. Przetarł dłonią twarz i stwierdził, że musi wyjść. Widok Elisabeth zbyt mocno na niego działał, zwłaszcza, że widywał ją rzadko od momentu ułaskawienia.
- W jakim celu? - sir John wpatrzony w córkę, nie zwracał już uwagi na Gisborne'a, który skierował się wolno ku drzwiom. Dziewczyna odrzuciła na plecy warkocz, a ten kołysał się przez chwilę omiatając końcówką jej biodra.
- Złożyć uszanowanie nowemu lordowi. - odparła dziewczyna. - W naszym imieniu. Nie zrobiliśmy tego jeszcze ojcze.
Szeryf westchnął.
- Proszę, co mam tu do roboty? W zamku jest nudno i ponuro.
- Dobrze… ale….
- Dziękuję ojcze. - uśmiechnęła się i odwróciła by wyjść, napotkała jednak spojrzenie Guy'a. Odwróciła się znów do ojca – Sir Guy będzie mi towarzyszył. - stwierdziła.

Łagodna twarz szeryfa nabrała gniewnego wyrazu. Guy stojąc przy drzwiach czekał z ciekawością na odpowiedź szeryfa.
- Nie. Poślę z tobą dwóch strażników. Albo, jak mu tam? Allana!
Guy skwitował to półuśmieszkiem, myśląc, że sprawa jest zakończona. Elisabeth jednak znów dała upust swojemu uporowi.
- Nie chcę jakiś ciurów! Poślesz ze mną nieznanych mi ludzi, którym nie ufam? A Allanowi ucieknę. - odparła Elisabeth patrząc z wyrzutem na ojca, jakby ten posyłał ją z dwójką morderców albo z niańką.
- Elisabeth… - napomniał córkę szeryf.
- Pojadę sama.
Szeryf westchnął. Wdawała się coraz bardziej w matkę. A jej zawsze ulegał.
- Dobrze. Jedź z nim. - wycedził.
- Dziękuje ojcze.
Sir John zdziwił się, bo nie okazała tak dużego entuzjazmu jakiego się spodziewał po zauroczonej dziewczynie. Cóż, być może nie była aż tak zauroczona, jak się obawiał. A że ufała Gisborne'owi?… To nic nie znaczyło. On mu nie ufał.
Elisabeth dygnęła i wyszła, skinięciem dając Guy'woi do zrozumienia, by poszedł za nią.
- Gisborne! - skinął na rycerza.
- Tak, panie? - Guy cofnął się do komnaty.
- Trzymaj ręce z daleka od mojego dziecka. - rzekł ponurym głosem, w którym słyszalna była realna groźba.
Guy spojrzał na szeryfa nieprzyjemnie. Błysnęły białe zęby, gdy uniósł lekko wargi w uśmiechu.
- Możesz być spokojny. Na razie, zapomnę, że dałeś mi słowo i że ona jest moja. Ale przyjdzie taki dzień, że upomnę się o to, co mi się należy. - mówiąc to szedł wolno w stronę szeryfa, niczym skradający się wilk. - I wezmę to.
- Wynoś się Gisborne! - warknął sir John.
Guy uniósł znów kąciki w uśmiechu, tym razem ociekającym ironią, pokłonił się i opuścił siedzibę szeryfa.
Z krużganków już widział jak Elisabeth dosiada swojej klaczy. Uśmiechnął się lekko na wspomnienie, jak musiał ścigać tę klacz.
- Osiodłać mi konia! - rzucił do stajennego stojącego przy Elisabeth, a chłopak pobiegł czym prędzej wykonań polecenie.
- Dobrze cię widzieć Elisabeth. - rzekł Guy, głaszcząc szyję klaczy.
Elisabeth przesunęła dłoń na szyję konia i dotknęła ręki Guy'a. Uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Tęskniłam. - szepnęła.
Gisborne musnął jej dłoń wargami.
- Szukałem możliwości, by cię częściej widywać, ale uniemożliwiano mi to. - rzekł.
- Wiem. - odparła ze smutkiem Elisabeth.
Duży czarny ogier zastukał podkowami o dziedziniec. Stajenny podprowadził go Guy'owi.
- Taka byłaś pewna, że szeryf się zgodzi? - spytał i wskoczył na siodło.
Dziewczyna się uśmiechnęła.
- Nie byłam.
Ledwie dostrzegalnym ruchem bioder i dotknięciem łydki poleciła klaczy by ruszyła. Guy po chwili zrównał się na Elisabeth.
- Dziś bez ucieczek. - spojrzał na nią poważnie, ale zaraz się uśmiechnął.
- Oczywiście Guy. - odparła.
Cieszyło ją, że jadą razem. To, że w końcu od ułaskawienia mogą być chwilę sami.
Końskie podkowy stukały głucho o drewniane belki, którymi wyłożone były ulice, a potem o most, gdy wyjechali poza bramę.
- Guy?
- Słucham Elisabeth.
- Zamierzasz jechać całą drogę stępa?
Spojrzał na nią marszcząc brwi.
- Zabraniam.
- Nie rozumiem Guy.
- Rozumiesz. Rozumiesz aż za dobrze. - uśmiechnął się.
- Ale kłusem mi wolno jechać? - dziewczyna dała klaczy łydkę i ta zakłusowała. Elisabeth uśmiechnęła się słysząc za sobą przyśpieszony odgłos kopyt ogiera.
- Nie drażnij się ze mną Elisabeth. - doszedł ją karcący głos Guy'a.
- Gdzieżby śmiała, sir. - spojrzała na niego spod rzęs.
Guy uśmiechnął się. Bawiła go ta rozmowa. Elisabeth trochę pewniejsza siebie, po tym jak wstawiła się za nim u króla, pozwalała sobie na trochę więcej, nieświadomie lub może świadomie z nim flirtując. Tak czy inaczej przez swoją niewinność nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jej zachowanie na niego działa. Chętnie pociągnął by ten flirt dalej, by pokazać jej jak satysfakcjonująca może być sama z pozoru niewinna rozmowa. W konsekwencji przyszło mu również na myśl, że być może kiedyś będzie jej nauczycielem w innych, zdecydowanie przyjemniejszych dziedzinach. Przymknął oczy i szybko odegnał te myśli, starając się na nowo skoncentrować. Mimo wszystko jednak, nie zapominał, po co tu jest.
- Nie jedziemy do Locksley? - spytał, gdy na skrzyżowaniu dziewczyna skierowała się prosto do Bonchurch.
- Sir Guy sądzisz, że gdyby przyznała się ojcu, że zamierzam jechać tyle sama z mężczyzną bez przyzwoitki zgodziłby się?
- Zaskakujesz mnie.
- Naprawdę?
- Tak. - uśmiechnął się.
- Mam nadzieję, że pozytywnie.
- Jak najbardziej.
Droga od skrzyżowania do Bunchurch nie zajęła im dużo. Gdy wyjechali z lasu i ich oczom ukazał się mały dworek, z daleka dostrzegli również Marian i Robin, a obok nich Much'a.
- Chłop lordem. - mruknął Guy.
- Przeszkadza ci to?
- Tak. Uważam, że to zbyt dużo jak za służbę w lesie. - skwitował z sarkazem.
- Jesteś bardzo surowy. - zauważyła Elisabeth.
- Wiem jak ważne jest, by strzec czystości krwi. Czym będziemy, jeśli lordami będą pasowani chłopi? Szlachectwo straci na swojej wartości.
- To prawda co mówisz, sir Guy, ale tobie nikt nie każe pasować chłopów. Robin sam dokonał wyboru. Jeśli chce rozmieniać swój majątek na drobne, jego sprawa. - odparła Elisabeth.
- Masz rację. - rzekł Guy i uniósł dłoń na powitanie gospodarza.
- Elisabeth! Sir Guy… nie spodziewaliśmy się… - Marian uśmiechnęła się do Elisabeth. Robin patrzył z niepokojem na Gisborne'a, gdy ten zsiadł z konia.
- Co on tu robi? - żachnął się Much.
Guy pomógł zsiąść Elisabeth i spojrzał z niekrytą pogardą na nowego właściciela Bunchurch.
- Sir Guy mi towarzyszy, lordzie Much. - Elisabeth wsunęła Guy'owi dłoń po ramię i spojrzała w górę uśmiechając się czule. Rycerz skinął głową na słowa dziewczyny, a potem ledwo dostrzegalnie Mach'owi.
- Zapraszam zatem… do środka. - wykrztusił Much i wskazał drogę gościom.
Marian i Robin poszli pierwsi, Guy i Elisabeth za nimi i na końcu Much. Marian uśmiechnęła się do Robina znacząco, bo zauważyła spojrzenie Elisabeth. Robin tylko pokręcił głową, ale w głębi ducha odczuwał ulgę, że Gisborne zwrócił swoją uwagę na inną kobietę. Na swój sposób nawet im kibicował. Zrobili zakłady z chłopakami z bandy kiedy Gisborne się ożeni z Elisabeth. On postawił, że po powrocie króla. Mały John założył, że prędzej go powieszą, bo drań się nie zmieni nawet pod wpływem takiej łagodnej kobiety jak lady Elisabeth, Will zaś rzucił, że może jakimś cudem się pobiorą przez upływem roku. Much zaś oburzył się i powiedział, że nie będzie zakładał się o miłostki Gisborne'a, bo to poniżej jego godności.
Kilkanaście pierwszych minut wizyty upłynęło w całkowitej ciszy. W końcu Much czując chyba na sobie presję jako gospodarza, postanowił zacząć jakąkolwiek rozmowę.
- Sir Guy, jak idzie odbudowa dworu? - wszyscy spojrzeli na Guy'a. Much trafił bardzo celnie, pijąc do spalonego dworu Marian, ale nie docenił Gisborne'a.
- Doskonale. Brakuje mi jednak dobrego strzecharza, może ty mi kogoś polecisz lordzie Much. Znasz przecież dobrze środowisko. – rzekł, nawiązując do fachu ojca Much'a. Spojrzenie jakim obdarzył przy okazji byłego sługę Robina, sprawiło, że ten jedynie nerwowo się zaśmiał.
- W Locksley jest jeden. Poślę go do ciebie Gisborne. - odezwał się Robin, nie chcąc by wynikło z tej rozmowy coś gorszego.
Guy uśmiechnął się i skinął głową.
Marian i Elisabeth siedziały słuchając w napięciu wymiany zdań.
- Lordzie Much, jakieś plany na przyszłość? - odezwała się nagle Elisabeth bardzo uprzejmie.
- Eee… na razie pragnę odpocząć. Zbyt dużo przeszedłem ostatnimi czasy… - spojrzał na Guy'a znacząco –… by teraz fundować sobie jakieś atrakcje.
- Myślę, że nie tylko ty tego pragniesz. Mam nadzieję, że będziesz miał taką możliwość. - rzekła łagodnym głosem dziewczyna i spojrzała na Robina i Marian.
Guy przyglądał się całej scenie z mieszanymi uczuciami, choć Elisabeth zaimponowała mu w pewien sposób. Umiała się znaleźć nawet w tak niecodziennej sytuacji, prowadząc gładko rozmowę z prostym człowiekiem jak z równym sobie, nie okazując mu ni krzyny wyższości czy arogancji. Guy nie umiałby tego dokonać. Wciąż silnie były w nim nawyki wpojone przez Vasey'a. Ale czy tak naprawdę były wadami? Czy to źle, że czuł się lepszy od tego niby lorda? Czy dumę z urodzenia należało utemperować? Spojrzał przez okno i zapragnął stąd wyjść.
- Wybaczcie, pójdę przypilnować koni. - rzekł nagle, po czym wstał i skłoniwszy się damom, wyszedł.
Elisabeth patrzyła za nim do chwili, aż zniknął jej z oczu, po czym spuściła wzrok. Marian dostrzegła smutek na twarzy kuzynki.
- Much, jeśli nie będziesz mieć nic przeciw chciałabym zobaczyć resztę domu. - Marian wstała. - Elisabeth będzie mi towarzyszyć.
- O nie, nie mam! Zapraszam! - Much wstał i wskazał ręką kierunek.
- Nie, Robin. Zostań. - Marian uśmiechnęła się do mężczyzny, gdy ten wstał.
- Skoro sobie tego życzysz. - Robin uśmiechnął się i usiadł, a Much wziął do ręki dzban z winem. Chwilę później doszedł do uszu Marian i Elisabeth odgłos nalewanego trunku.
- Wiesz, że to Guy spalił mój dom w Knighton?
Elisabeth się zatrzymała.
- Nie powiedział ci?
- Kto?
- Guy.
- Nie, nie rozmawialiśmy…. Nie wierzę.
- To prawda.
- Po co mi to mówisz, Marian? - w głosie Elisabeth słychać było gniewne nuty.
- Po to byś wiedziała.
Elisabeth milczała.
- To przez szeryfa… Guy stawał się nieobliczalny przez niego… sama mówiłaś. - odezwała się po chwili.
- Tak. Przez szeryfa. Ale i przeze mnie. - ostatnie słowa Marian dodała po chwili. - Tę sytuację spowodowałam głównie ja i moja wobec Guy'a nieuczciwość. - Marian mówiła to patrząc w podłogę.
Elisabeth zaś milczała nie wiedząc co odpowiedzieć ani do czego kuzynka zmierza, ale Marian nie kazała jej zbyt długo snuć domysłów.
- Mówię ci to, żebyś zrozumiała motywy, które mną kierują w tym, co zamierzam zrobić.
- Tak? - bąknęła Elisabeth.
- Różnie między mną, a sir Guy'em różnie bywało, ale nigdy nie życzyłam mu źle. Oboje żyliśmy w piekle, które zgotował nam szeryf Vasey i oboje musieliśmy walczyć o przetrwanie. Teraz gdy to się skończyło, ja ma to czego pragnęłam. - Marian obejrzała się za siebie, skąd dochodził śmiech Robina.
- Do czego ty zmierzasz Marian?
- Guy zasłużył na kogoś, kto go będzie kochał. Kogoś kogo on będzie mógł kochać. Potrzebuje oparcia i ciepła. I ja widzę, że znajduje to przy tobie. - uśmiechnęła się lekko.
Elisabeth się zarumieniła.
- Bardzo mnie ucieszy, jeśli to ciebie Guy wybierze kiedyś na towarzyszkę życia. - kontynuowała Marian.
- Byłabym najszczęśliwszą kobietą w Anglii, ale mój ojciec nie pozwoli na to. Ogranicza mi możliwość spotykania sir Guy'a. Ponoć, kiedy odbuduje dom rodzinny, ma się tam przeprowadzić. Wtedy nie będę widywać go w ogóle... - odparła cicho Elisabeth. - Poza tym zapominasz o czasie próby Marian. Nie wiem jak się zakończy. Sir Guy nadal postrzegany jest jako sługa byłego szeryfa. Może gdybym miała okazję więcej z nim rozmawiać to zrozumiałby, gdzie czyni błędy… ale nie mam jak.
- Zatem pomogę wam.
- Jak Marian? Ojca nie przekonasz.
- Nie będę musiała. Za kilka tygodni mój ślub z Robinem, potrzebuję kogoś kto mi pomoże w przygotowaniach.
- Chętnie ci pomogę, byle wyrwać się z tego ponurego zamku, ale jaki to ma związek…
- Zamieszkasz ze mną w Knighton, a stamtąd łatwiej się wymknąć niż z Nottingham… - mruknęła Marian, a Elisabeth lekko się uśmiechnęła.
- Gdzieś ty się nauczyła tak knuć… Nie wydasz nas?
- Jak możesz pytać Elisabeth?Za Vasey'a życie było ciężkie… trzeba było umieć kombinować. - Marian wzięła za ręce kuzynkę i wyjrzała przez okno dyskretnie. - Idź do niego… - wskazała głową na Guy'a, który stał pod dworem z chmurnym obliczem.
Dziewczyna opuściła Marian i chwilę później ta zobaczyła jak twarz sir Guy'a rozpogadza się, a oczy nabierają łagodności, gdy dostrzegł idącą ku niemu Elisabeth.

Dzwon przerwał ciszę metalicznym, dokuczliwym dźwiękiem, a zaraz za nim rozległy się wiwaty. Kilka osób klasnęło w dłonie, gdy Marian i Robin opuścili kościół w Kirklees.
Elisabeth wyszła i stanęła z boku śmiejąc się radośnie i sypiąc na nowożeńców płatki czerwonej róży. Został jej w dłoni jeden ostatni i nim go rzuciła, wspomniała różę w ogrodzie opactwa i uśmiechnęła się z sentymentem. Dziś miała się spotkać z Guy'em. Nie było go na ślubie, bo jak sam powiedział, nie byłby mile widziany, a ona nie namawiała go, rozumiejąc jego racje. W ostatnich tygodniach jakie minęły od wizyty w Bonchurch udało im się ukraść dla siebie wiele godzin. Spotykali się w opuszczonych ruinach – tych samych, gdzie Elisabeth spadła kiedyś z konia. Rozmawiali wtedy długo - o przeszłości, o życiu, które wiedli nim się spotkali. Guy opowiadał Elisabeth o matce i domu rodzinnym, o tym jak musiał opuścić Gisborne na wiele lat. Po jakimś czasie zaczął również poruszać temat służby u szeryfa Vasey'a. Były to dla niego ciężkie zwierzenia, swoista spowiedź – Elisabeth to widziała i nie ciągnęła go zbytnio za język. Siedziała najczęściej przy nim i słuchała jego niskiego, aksamitnego głosu, a on obejmował ją ramieniem i oboje patrzyli gdzieś przed siebie. Ufała mu całkowicie, choć pierwsze spotkania sam na sam z nim,krępowały Elisabeth. Bała się. Trochę jego, ale i siebie… Zdążyła już zauważyć, że pewne jej zachowania powodują, że Guy zaczyna patrzeć na nią inaczej. Z początku nie przeszkadzało jej to, ale po jakimś czasie spojrzenie Guy'a zaczynało przenikać do jej duszy. Guy był jej bliski, więc naturalnym było, że lgnęła do niego. On wtedy obejmował ją i nie raz bała się, że już jej nie wypuści z ramion. Zwłaszcza, że uświadomiła sobie, że patrzy na niego z tym samym ogniem - wtedy ich ciała same szukały się nawzajem, dłonie splatały się jak pędy bluszczu i ciężko było im się od siebie oderwać - czy tylko patrzyli na siebie czy gdy Guy ją całował. Jakimś cudem jednak zawsze ogień, który widziała w jego oczach przygasał, by zniknąć w końcu zupełnie. I nigdy nie stało, się nic czego by nie chciała.
W dzień ślubu Marian, Elisabeth z nadzieją czekała na moment, kiedy będzie mogła się wymknąć. Robin z okazji ślubu urządził w swojej wiosce ucztę dla mieszkańców, nakazując im bawić się do rana. Dla przyjaciół i możnych szykowano strawę w dworze. Całe Locksley ustrojone było kwiatami, podobnie jak dwór. Gdy powóz podjechał, Robin wysiadł z niego jako pierwszy, a gdy tylko Marian postawiła nogę na ziemi, wziął ją na ręce i zaniósł do środka w akompaniamencie śmiechów i oklasków.
Jakiś czas później Marian zawołała do siebie Elisabeth.
- Allan już jest. - szepnęła, a Elisabeth zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu możliwości wyjścia niezauważenie. Szeryf siedział w drugiej części sali i rozmawiał z Robinem nie zwracając w ogóle uwagi na córkę.
- Musisz wrócić nim zajdzie słońce Elisabeth. Gdyby ojciec cię szukał, uspokoję go. Konie czekają za dworem. Allan cię potem odwiezie. - szybko instruowała ją Marian. - Nie tu. Tędy i tam. Będzie szybciej i dyskretniej. - wskazała drogę kuzynce. - W korytarzu wisi płaszcz, weź go.
- Dziękuję.
Elisabeth wymknęła się wskazaną przez Marian drogą, i potem wąskim korytarzem przeszła na tyły domu. Małe drzwiczki były otwarte. Pchnęła je.
- Allan?
- Panienka Elisabeth? Tu jestem. Sir Guy już czeka.
- Dobrze, tam gdzie zwykle?
- Tak.
Elisabeth wsiadła na konia i pognała go, by jak najszybciej zniknąć w lesie. Mimo, że płaszcz i kaptur chroniły ją, wolała nie być zauważona.
W lesie przyśpieszyli do galopu i skierowali się Nottingham, by na rozwidleniu odbić ku starym ruinom. Dzień był słoneczny więc i w lesie było jasno i dziewczyna z daleka dostrzegła czarnego konia stojącego przy drzewie.
- Zaczekam tutaj. - odezwał się Allan.
- Dobrze. - mruknęła Elisabeth, nie myśląc już o chłopaku, ale o mężczyźnie, który czekał na nią. Gdy zbliżyła się, dostrzegła Guy'a siedzącego na pniu. Spojrzał w jej stronę, gdy usłyszał konia.
- Jesteś. - uśmiechnął się i podszedł do niej. Wyciągnął ręce i pomógł jej zsiąść – uniósł ją jakby nic nie ważyła i postawił przed sobą.
Elisabeth zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła się mocno, czując jego ramiona na swojej talii.
- Mój dom jest skończony, Elisabeth. - szepnął Guy, wdychając zapach jej włosów.
- To wspaniała wiadomość. - spojrzała na niego.
- Chciałbym, byś odwiedzała mnie teraz w Gisborne. - rzekł, a Elisabeth zmarszczyła brwi zaskoczona tak śmiałym wyznaniem.
- Wybacz, nie miałem na myśli niczego, co by cię mogło obrazić. - wyjaśnił.
Dziewczyna milczała.
- Bezpieczniej będzie jeśli będziemy się tam widywać.
- A służba?
- Na razie jej nie ma.
Elisabeth uniosła brwi.
- Do kuchni ma przychodzić stara wdowa, co mieszka na końcu wsi. Allan ją przyprowadził. Poza nią nikt się nie najął. Dlatego wszystkim zajmuje się Allan.
Elisabeth uśmiechnęła się, pociągnęła Guy'a za rękę i ruszyli wolnym krokiem ku ruinom.
- Ślub się udał? - zapytał nagle.
- Tak. - odparła Elisabeth.
Guy puścił przodem Elisabeth i weszli do wnętrza murów przez wyrwę, która kiedyś była zapewne miejscem na drzwi.
- Dobrze, że przyjąłeś tę wdowę Guy. - odezwała się Elisabeth.
- Tak. Ulżyłem losowi biednej wdowy. - mruknął z ironią – Jakież to szlachetne z mej strony.
- Czemu kpisz?
- Bo to śmieszne. Od takich sytuacji zależy czy nie skończę na stryczku. Od gestów czynionych na pokaz. - Guy oparł się rękami o mur i pokręcił głową. - Nie chce być błaznem, który udaje kogoś innego. Nie wiem co robić. - westchnął. Elisabeth podeszła do niego.
- Guy to czego król od ciebie wymaga masz tu i tu. - dotknęła jego skroni i serca. - Postępuj według tego co ci dyktuje serce i rozum, a wszystko będzie dobrze. Nie działaj wbrew sobie, ale hamuj gniew...
Guy milczał wpatrzony w Elisabeth, słuchając tego co mówiła i zaczął wierzyć, że przejdzie próbę.
- Jesteś najlepszym co mnie spotkało Elisabeth. - szepnął.
Uśmiechnęła się krótko i podniosła na niego oczy. Guy przyciągnął ją powoli do siebie i pocałował delikatnie.
Gdy potem Elisabeth wracała do Locksley z Allanem wciąż miała w pamięci ten pocałunek i słowa Guy'a.

Tygodnie mijały, lato przeszło w słoneczną jesień, a ta w końcu przyniosła chłody i deszcze. Elisabeth mieszkała w Knighton, ale większość czasu spędzała w Locksley z Marian. Ojciec rzadko kiedy ją odwiedzał, zajęty sprawami w Nottingham i spokojny o córkę. To znacznie ułatwiało potajemne spotkania, które gdy zrobiło się zimno odbywały się w Gisborne. Elisabeth mając zaufanie do Guy'a czuła się tam bezpiecznie i… jak w domu. Marian dalej kryła kuzynkę, z niecierpliwością jednak wypatrując już momentu, kiedy tych dwoje nie będzie musiało się ukrywać. Szeryf jednak wciąż okazywał otwarcie niechęć do sir Guy'a, co nie dawało zbytnich nadziei w tym temacie. Jedyne co pozostawało, to czekać na koniec próby i przyjazd króla mając nadzieję, że władca ostatecznie ułaskawi Guy'a. Na ten temat krążyły jednak sprzeczne opinie. Choć coraz więcej osób przychylniej spoglądała na pana z Gisborne, to ci których on skrzywdził najbardziej nie szczędzili mu złych słów i przekleństw. Nawet niektórzy okoliczni szlachcice. Idąc za radami Elisabeth, Guy rządził w majątku w miarę sprawiedliwie, od siebie jednak dorzucając surowe przestrzeganie prawa. Dziewczyna patrzyła z niepokojem na to, bo Guy decydował się karać za przewinienia rzadko winnych ułaskawiając, jednak ku swojemu zdziwieniu zdarzyło jej się usłyszeć pochlebne opinie na tak twarde rządy. Pozostawiła więc tę kwestię w spokoju, a zajęła się skupianiem uwagi Guy'a na wspieraniu tych, którzy tego najbardziej potrzebowali. To również, nie przeszło bez echa i znów przyniosło Guy'owi zwolenników jak i przeciwników. I to martwiło Elisabeth, bo Guy nie raz popadał w zadumę. Dobrze wiedziała o czym myśli. Kalkulował swoje szanse i czas jaki pozostał do powrotu króla.
Tak było i pewnego deszczowego popołudnia, kiedy Elisabeth była we dworze Gisborne. Zaraz po jej przyjeździe rozpadało się jakby Bóg spuścił karę na całe Nottingham i oboje siedzieli w dużej komnacie, czekając aż ustanie i panna będzie wrócić do Locksley.
Guy po dłuższej chwili oderwał spojrzenie od płonącej żagwi w kominie. Ulewa za oknami nie traciła na sile. Co gorsza zmierzchało. Nie było mowy o powrocie do Locksley w taką pogodę, jeszcze po zmroku.
Elisabeth zwinnymi ruchami drobnych palców plotła sznureczek, a wprawiona w robótce nawet już na nią nie patrzyła, za to spoglądała na Guy'a.
- Dobrze się o tobie mówi wśród ludu. - odezwała się w końcu.
- Jestem zbyt surowy, Elisabeth. Nie mogę się wyzbyć nawyków...
- Zbyt krytycznie się oceniasz. Ludzie mówią, że się zmieniłeś.
- No i cóż z tego. - westchnął - Ludzie jedno mówią, a drugie myślą, a krzywd nie zapominają nigdy.
- Na to nie wpłyniemy. Potrzeba czasu, by ludzie cię na nowo poznali i ci zaufali.
- Nie mam go wiele. - Guy oparł czoło na splecionych dłoniach. - Dobrze o tym wiesz…
Elisabeth odłożyła sznurek do koszyka i wstała. Mężczyzna podniósł głowę. Jego oczy sunęły za dziewczyną, gdy poszła po dzban z winem i prowadziły ją gdy wracała. Śledziły też ruch ręki, gdy nalewała wina i potem, gdy podała mu kielich.
- Wy mężczyźni macie jeden problem. - rzekła patrząc na upija pierwszy łyk. - Ambicje. Ciągle wam mało, władzy, bogactwa, chwały, zadręczacie się tym, a potem z tego i tak tylko samo cierpienie. I wasze i innych.
Guy odstawił kielich słuchając Elisabeth.
- Gdybyście umieli spojrzeć na drugiego człowieka jak na brata, a nie wroga, jak na kogoś komuś komu trzeba pomóc, a nie wykorzystać go, to świat byłby inny… Nie byłoby tyle smutku i łez.
- Elisabeth, najdroższa… - Guy wstał – Zrzucasz wszystkie nieszczęścia świata na nas. Przecież na świecie nie ma samych mężczyzn...
- Nie rozumiesz. - powiodła wzrokiem na jego dłonią, która odsunęła kosmyk z jej skroni.
- Więc mi wyjaśnij. - Guy wziął do ręki kielich i upił wina.
Elisabeth zbierała chwilę myśli.
- Widziałam świat. To wszystko co się dzieje i działo wokół mnie. To świat mężczyzn. Brutalny, okrutny i ciemny. Nie ma w nim żadnej nadziei, żadnego światła tylko wojna i gniew.
Guy uniósł brwi, odłożył kielich i podszedł bliżej.
- Ciekawa teoria. - splótł dłonie za sobą – Chętnie posłucham dalej.
Dziewczyna lekko się zmieszała. Patrzył na nią inaczej niż zwykle, tak, że poczuła ciarki na plecach.
- Myślę, że to kobiety są światłem , to dobroć i łagodność ich serc sprawia, że świat jest lepszy. Uważam, że gdybyście pozwolili nam współdecydować... Guy, kobiety są bardziej współczujące… potrafią się ulitować, potrafią bezwarunkowo… - spuściła wzrok, zmieszana swoją nieskładną wypowiedzią i jego spojrzeniem. Guy położył dłoń na jej talii i powoli ją do siebie przyciągnął.
- Co potrafią? - pochylił się do niej.
- ...kochać. - wykrztusiła.
- Och, toż to nic nadzwyczajnego. My też to umiemy. - Guy przesunął dłonią po jej policzku i uniósł jej brodę do góry. Sino błękitne oczy zdawały się zaglądać w głąb jej duszy.
- Znów nie rozumiesz.
Guy się uśmiechnął czule.
- Rozumiem cię doskonale, Elisabeth. - szepnął i ucałował jej dłoń - Pokazujesz mi to światło. Jesteś nim…
Dziewczyna pokiwała głową i pogłaskała go po policzku, a potem objęła za szyję i przytuliła. Poczuła na swojej talli jego ramiona, a potem dotyk jego dłoni na plecach. Zdjęła ręce z jego szyi i odsunęła się nieznacznie. Guy pochylił się i pocałował lekko jej usta. Po chwili poczuł jak dłonie dziewczyny znów wędrują po jego piersi na szyję. Objął ją mocniej, a ona wpiła się w jego wargi, odwzajemniając żarliwie pocałunek, tak jak umiała najlepiej. Pierwszy raz czuł od niej taką namiętność, postanowił więc zrobić krok dalej, tak jak dyktowała mu jego natura. Wsunął dłoń pod jej włosy i przytrzymał jej głowę, całując ją teraz zachłannie, tak jak pragnął zrobić to od dawna. Dziewczyna poddała się jego pieszczocie i przylgnęła do niego, a gdy musnął ustami koniuszek ucha, nie cofnęła się. Przesunął więc usta dalej, na jej szyję. Cicho westchnęła… i odchyliła lekko głowę. Zrozumiał jako nieme przyzwolenie, że może posunąć się jeszcze dalej. Jednak nie zamierzał robić tego tutaj. Potrzebowali więcej prywatności z dala od oczu i uszu służby. Nie czekając wziął ją na ręce, a ona ufnie położyła mu głowę na ramieniu. Czuł jej dotyk na szyi, gdy wolno poruszała palcami, muskając jego skórę. Czym prędzej wszedł po schodach i zaniósł ją do swojej alkowy. Czuł jak drży w jego ramionach. Rozczuliło go to, ale jednocześnie czuł narastające napięcie, które tylko ona mogła rozładować. Gdy weszli, łokciem zasunął zamek w drzwiach i całując Elisabeth postawił ją na podłodze.
- Nie chcę cię do niczego przymuszać, Elisabeth… - rzekł cicho chrapliwym głosem. - Nie chcę cię skrzywdzić… - musiał się jej zapytać, bo choć kochał ją i pragnął, nie zamierzał jej wykorzystać jak byle wiejskiej dziewki.
Elisabeth tylko lekko się uśmiechnęła.
- Nie przymuszasz. - rzekła drżącym głosem.
W jej uśmiechu i spojrzeniu było coś grzesznego, coś co dało mu jednoznacznie do zrozumienia, że ona chce zrobić następny krok, tak jak on. Rozluźnił się zatem i postanowił smakować tę i kolejne chwile. Przesunął dłońmi po jej biodrach ku górze. Wolno poluzował wiązania po bokach sukni dziewczyny, całując jej usta, szyję i czuł jak drżące palce Elisabeth rozprawiają się kolejno z troczkami przy jego koszuli. Drgnął, gdy przesunęła dłońmi po jego brzuchu, a potem plecach. Chwycił materiał jej sukni i podciągnął szybko w górę, uwalniając z niej Elisabeth, tak, że stała przed nim w samej tylko bieliźnie. Pod cienkim lnem majaczyły kształtne piersi dziewczyny. Dał sobie chwilę, by podziwiać jej urodę, a potem zdjął swoją koszulę i giezło Elisabeth i przyciągnął ją do siebie, całując znów jej usta, a dłońmi pieszcząc jej piersi. Gdy ich dotknął, spięła się, ale kiedy zrobił to delikatniej cicho westchnęła i rozluźniła się, znajdując w tym przyjemność. Przylgnęła do niego mocniej, bo ciepło jego skóry było bardzo przyjemne, jednak po chwili cofnęła się, bo pojawiło się między nimi coś, czego wcześniej nie było, a teraz wyraźnie odznaczało się pod spodniami Guy'a. Słyszała nie raz opowieści i żarty służących o tym męskim przymiocie, przerywane chichotami, szeptane z rumieńcami na policzkach, a czasem łzami i teraz poczuła strach.
- Guy… - szepnęła.
- Co moje kochanie?
- Boję się.
Guy musnął ustami łagodnie jej policzek i czoło i wziął ją na ręce.
- Nie musisz się mnie bać. - położył ją na posłaniu – Będę ostrożny i delikatny. - odszedł na chwilę i pozbył się spodni i butów, a potem wolno położył się na Elisabeth.
Dziewczyna, gdy poczuła go na sobie, objęła jego szyję pozwalając, by pieścił jej piersi, a sama skupiła się na dużym, zadziwiająco twardym kształcie, który znajdował się między nimi. Zmieniła ułożenie bioder i lekko przesunęła nogę, a on znalazł się między jej udami. Cicho jęknęła, bo nie spodziewała przyjemnego uczucia, który pojawiło się, gdy jej dotknął. Guy również zareagował, ale zupełnie inaczej niż się spodziewała, bo cofnął biodra, ale zaraz znów poczuła jego ciężar i to, że na nią napiera - wolno, ostrożnie, ale zdecydowanie. Odruchowo rozsunęła uda i opór nagle znikł i poczuła go w sobie. Syknęła, ale Guy stłumił to pocałunkiem i kochając się z nią powoli, sprawił, że przestała odczuwać dyskomfort. Dziewczyna odwróciła głowę i przymknęła oczy poddając się jego ruchom. Guy, gdy zauważył, że się rozluźniła, zaczął kochać się z nią szybciej i bardziej zaborczo - badał jej potrzeby, reakcje i z zadowoleniem odkrył, że sprawia jej to przyjemność. Przyśpieszył więc jeszcze tempo. Jakiś czas później Elisabeth objęła go mocno nogami i ramionami wtulając się w jego szyję i drżąc cała, głośno westchnęła. Chwilę potem wraz z kolejnym mocnym ruchem jego bioder poczuła w sobie przez chwilę żar, a Guy wtulił się w jej włosy, oddychając ciężko, przymknęła oczy.
- Jesteś moją żoną...- usłyszała i gdy podniosła powieki, napotkała jego błękitne spojrzenie. - I nikt mi ciebie nie zabierze, moje szczęście. Bo zabiję.
Dziewczyna wpierw przeraziła się groźby, ale w jego oczach było tyle miłości, że uśmiechnęła się i pogłaskała go po szorstkim policzku.
- Oświadczasz mi się?
- Stwierdzam fakt. - pocałował jej nosek i oba policzki.
- A sakrament?
- Przed waszym wyjazdem z Locksley poprosiłem twego ojca o twoją rękę. Zgodził się. Gdy wróci król wyegzekwuję tę obietnicę. Wtedy pojmę cię za żonę przed ołtarzem. Przysięgam ci to.
Objął ją i nakrył pledem. Dziewczyna przytuliła się i czuł jak wodzi palcem po jego piersi.
- Było bardzo miło. - usłyszał nagle jej cichy głos. Uśmiechnął się i pocałował jej czoło.
- Mnie również. - odparł.
Znów na kilka chwil zapadła cisza.
- Deszcz nie ustaje. - szepnęła.
- Tak… Będziesz musiała tu zostać. Nie przeszkadza ci to?
- W sumie...- podniosła się na łokciu - ...to co najgorsze mogło mnie spotkać, już się wydarzyło… prawda? - szepnęła i uśmiechnęła się leciutko spuszczając wzrok.
Włosy z rozplątanego warkocza zakryły piersi dziewczyny oraz medalion, który kołysał się między nimi. Guy z trudem odwrócił od nich wzrok, słysząc jej słowa. Wpierw myślał, że robi mu wyrzuty, jednak gdy spojrzał w jej oczy, zrozumiał, że go podpuszcza. Objął ją i przewrócił na plecy, znów w efekcie znajdując się między jej udami. Elisabeth objęła go za szyję.
- Masz rację. - mruknął, a ona zobaczyła jak w jego oczach znów płonie ogień.

_________
Bardzo przepraszam za to, że dopiero dziś na blogu ląduje kolejny rozdział. Utonęłam po prostu w nadmiarze obowiązków :(
Dziś ostatni raz sprawdzałam tekst zanim go wrzuciłam, ale już na szybko, więc wybaczcie wszelkie literówki czy błędy składniowe zdań (zostaną one poprawione, jeśli je wykryję).

Mam nadzieję, że słodzik w postaci nowej "okładki" opowiadania Wam się podoba :)


__________
Kolejny, ósmy odcinek opowiadania tutaj

23 komentarze:

  1. Ależ niezwykły rozdział Dorotko!!! :-) Bardzo podobało mi się, że Marian tak szczerze porozmawiała z Elizabeth o tym jak straciła dom. I że Elizabeth nie straciła wiary w sir Guy’a. I że Guy już wie czego chce, a może bardziej kogo chce.

    Kiedy obiecałaś niespodziankę zastanawiałam się co to będzie, ale nie przypuszczałam że miałaś na myśli taką piękną „okładkę”. :-) I serio, okładka/banner do opowiadania jest naprawdę piękna/y. Nostalgiczne spojrzenie sir Guy’a i dziewczyna w tle, która niejako czuwa nad nim, idealnie pasuje do tego co do tej pory przeczytałam. Przyznać też muszę, że ta druga niespodzianka wynikająca z ulewnego deszczu ;-) też jest pięknie przedstawiona. Zaskoczyłaś mnie. :-)

    I jeszcze jedno, bardzo podobają mi się Twoje opisy! I zastanawiam się czy jeździsz konno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) No postanowiłam, że Marian będzie już szczera do końca z Elisabeth, zwłaszcza, że im pomaga.

      Co do okładki to jestem z niej bardzo zadowolona, choć powstała spontanicznie, najzwyczajniej z nudów ;)

      Co do drugiej niezapowiedzianej niespodzianki... Cieszę się z tego co napisałaś, zwłaszcza, że nie tworzę takich scen często, praktycznie w ogóle. I praca nad nią zajęłam mi najwięcej. A tej jestem jednak całkiem zadowolona, bo nie wyszedł mi ani jakiś romantyczny banał ani wulgarna scena erotyczna ;)

      Lubię opisywać, to jak malowanie słowem i tak pracuje moja wyobraźnia wtedy.

      Jeżdżę konno rekreacyjnie, od czasu do czasu :)

      Usuń
    2. Takie spontaniczne dzieła są najfajniejsze. I wygląda na to, że powinnaś się częściej nudzić. ;-)

      Co do „deszczowej sceny” to właśnie dlatego napisałam, że mnie zaskoczyłaś. :-) Scena jest bardzo smaczna.

      Tak czułam czytając Twoje opowiadanie, naprawdę widać że umiesz jeździć konno.;-)

      Usuń
  2. Ja musiałam pozbierać się po tym rozdziale, zanim chciałam zostawić komentarz :P
    Zgadzam się z Anią :) Nie spodziewałam się, ze Marian będzie tak bardzo pomagac kuzynce :) wlasciwie gdyby nie Marian to Guy i Elizabeth do tej pory przystaliby tylko na cmokaniu w policzek, hehehe ;) Świetna z niej kuzynka no i też podkreśliła, że Guy ma to drugie, lepsze oblicze i zależy jej na jego przemianie :)
    Kurcze Elizabeth ma a'la feministyczne podejscie do swiata :D nie spodziewałam się, że ta dziewczyna aż tak bardzo dojrzeje :) Podoba mi się to :) Taka mądra, dobra i niewinna dziewczyna. Co dopiero będzie jak przy Guyu rozwinie skrzydła... ludzie będą ją kochać :)

    Scena miłosna Dorotko jak to Ania bardzo trafnie ujęła baaaardzo "smaczna" :D Bardzo mi się podobała. Tych dwoje naprawdę łączy niesamowita więź i porządanie. I to porządanie opisałaś wspaniale :D świetnie się czyta :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zmienia się nam dziewczyna :) Jest silna, choć nie daje takiego wrażenia na początku. Tak siła wkrótce jej się przyda :)
      Dzięki za miłe słowa o ostatniej scenie :)

      Usuń
  3. Aha, i nie dość, że posiadasz zdolności literackie to do tego artystyczne :D okładka jak ta lala ;) Już widzę nakłady książki z taką okładką tytułową w księgarniach z napisem "bestseller" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha :) Dobre :D
      Aha, przy okazji. Moemi kłaniam się nisko i dziękuje z całego serduszka za to że poleciłaś mi Outlandera. Uwiódł mnie. A w sumie to Jamie. I Graham McTavish jako Dougal (Szkot to jednak Szkot :D ) Jakbym miała wybierać między nimi to miałabym dylemat :) Kurcze nie mogę się na te kilty napatrzeć. Jak obejrzę całość będzie recenzja na blogu :D

      Usuń
    2. Do usług :D Cieszę się, że Ci się spodobał, bo ja w serialu jestem zakochana <3
      Zastanawiałam się czy wspomnieć Tobie, że właśnie Graham McTavish tam gra. Ale potem stwierdziłam, że nie, bo nie będzie niespodzianki a wiedziałam, że jak sama go ujrzysz bez wcześniejszej wzmianki odczujesz większe łaaaał :D
      A duet Rupert i Angus jest po prostu przezabawny :D
      Na którym odcinku jesteś? :)

      Usuń
    3. I ten ich szkocki. Kocham jak wypowiadają "r" <3 ;)

      Usuń
    4. Oglądałam z lektorem więc zagłuszał mi aktorów, ale teraz posłuchałam oryginalnych dialogów i masz rację, "r" jest wypowiadane charakterystycznie :D Ciekawe czy to jest słyszalne u Szkotów również współcześnie, czy to tylko dawniej tak mówiono. A jestem na etapie 9 odcinka pierwszego sezonu :)

      Usuń
    5. Kochana nie oglądaj z lektorem, traci to swój urok :P ja oglądałam z tej strony:

      http://www.tvseriesonline.pl/outlander/

      do każdego odcinka jest kilka linków gdzie Cię przekierowuje do filmu :) ja zawsze klikałam w link który zaczynał się: "http://streamin..." po wyłączeniu kilku reklam pod okienkiem jest przycisk "proceed to video". Trzeba w niego kliknąć, nic nie trzeba instalować jak tam Cię o to proszą ;) Ale reklamy są upierdliwe do wyłączenia. Zawsze jeszcze jakieś okienko musi się włączyć :P Ale juz podczas oglądania nic się dodatkowego nie włącza :)
      Odcinek 9 :D 8 odcinek był bombowy :D a szczególnie ostatnie słowa Jamiego do Randala :D

      Usuń
    6. a tutaj sezon 2 jest z napisami
      http://www.serialeonline.pl/outlander-online

      :)

      Usuń
    7. Ja oglądam na kinomanie, są dwa sezony dostępne i mam opcje zarówno z napisami jak i z lektorem, ale ja jak oglądam to najczęściej szyję coś ręcznie więc nie mam jak czytać. Ale teraz będę oglądać z napisami :)
      Randal to kawał s...syna. Podziwiam, że Jamie go oszczędził bo ja bym go załatwiła w tym forcie William i byłby spokój :P Ten aktor co go gra tak z twarzy też taki dziwny trochę :) I jak się patrzy na niego jako Franka to widać że gdzieś pod skórą ma Czarnego Jacka (np jak pobił tych typków w zaułku).
      Ostatnio oglądałam jedną z usuniętych scen jak Jamie składa i zakłada kilt. Bardzo to fajnie wyglądało :) No i jak już go założył to lepiej wyglądał niż bez... :P

      Usuń
    8. Och, jak miło zobaczyć, że Wy też lubicie „Outlandera”. :-)

      Usuń
    9. Ty też go lubisz? :D Ale fajnie :D

      Usuń
    10. Oj tak, nawet bardzo fajnie! :-) W zeszłym roku dość mocno wciągnęłam się w ten serial, tak innych i niezwykły. :-)

      Usuń
    11. Ha! Genialnie! Choć jak jak zawsze z opóźnieniem dołączam :D

      Usuń
    12. Och Aniu to cudownie :D <3 Ciebie też ruda czupryna Jamiego uwiodła ;P

      Usuń
    13. Doroto, akcja serialu dzieje się w różnych epokach, zatem nie ma znaczenia kiedy się dołącza do widzów „Outlandera”. :-)

      Tak Moemi, w efekcie końcowym faktycznie lubię tego rudzielca, ale mnie zaintrygowało to przeniesienie w czasie Claire.

      Usuń
  4. O! A gdzie takie smaczki, jak wycięte sceny, mozna obejrzeć? :>
    Nooo, Jamie mogl go w forcie wykonczyc! Ale dobro ukochanej Clair bylo wazniejsze i liczyl sie czas zeby jak najszybciej z tamtad uciec :>
    Frank szukajac informacji o swoim przodku Randalu sam nie wie, ze byl to kawał gnojka :( Ciekawe co by bylo gdyby Frank tez sie przeniosl w czasie i stana twarza w twarz ze swoim protoplasta ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. https://www.youtube.com/watch?v=Ky8P_ARhIeA tu masz link do Jamiego z kiltem :)

      No to byłoby ciekawe spotkanie Franka z Jackiem :) Choć myślę, że Jack by się z Frankiem szybko rozprawił.

      Usuń
  5. Dziękuję Ci Kochana :* podejrzę sobie link w wolnej chwili :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)