poniedziałek, 10 maja 2021

"Kres drogi", rozdział 5

 


Czas na kolejny, piąty rozdział mojej opowieści. 

Dziś jako ścieżkę dźwiękową proponuję przepiękne wykonanie "Pieśni Durina" w wykonaniu Adele McAllister. Odkryłam jej interpretacje utworów i poezji Tolkiena wiele lat temu i nadal wracam do nich z sentymentem. Są przepiękne :) 


 

To tyle tytułem wstępu. Życzę przyjemnej lektury :) 



P.S. Chciałam przeprosić za wygląd tekstu, w tym i poprzednim rozdziale. Niestety, na tę chwilę, nie jestem w stanie sprawić, by był jednolity, tj. bez tak dużej interlinii. Nadal szukam rozwiązania, by to poprawić i by dzięki temu, odbiór wizualny tekstu był bardziej komfortowy. 

Rozdział V


2989r. TE


- Nie! - warknął Thorin, a jego głos poniósł się po sali echem, odbijając się od skalnych ścian.

Grupka krasnoludów stojących przed tronem, drgnęła nerwowo. Oczy gwardzistów rozstawionych wokół, zwróciły się ku tronowi. Przed krasnoludy wyszedł najstarszy.

- Thor… Wasza wysokość, zważ na korzyści tej sprawy... - krasnolud pogładził długą siwą brodę, którą zatkniętą miał za pas.

- Nie widzę żadnych, Balinie! - król przerwał Balinowi.

- … nasze złoża mithrilu, wyczerpią się za, góra, sto lat. - kontynuował ostrożnie Balin, obserwując Thorina, bo wiedział, że stąpa po bardzo kruchym lodzie. - Nie możemy uzależniać się od Daina. Poza tym, u niego ruda jest zanieczyszczona, sam wiesz ile trwa jej oczyszczanie. Czysty mithril to szybsze jego wykorzystanie i…

Thorin huknął dłonią o oparcie tronu. Balin pokłonił się, a za nim reszta zebranych. Jednak przekroczył granicę.

- Wyczerpałeś moją cierpliwość Balinie!… - Thorin podniósł głos – Jeśli jeszcze raz usłyszę coś o Morii, o wyprawie... od kogokolwiek, że dalej zbieracie krasnoludy… - zaczął rozzłoszczony, ale poczuł na ramieniu dłoń. Stojąca przy tronie Elaina, która przysłuchiwała się całej rozmowie od początku, podeszła bliżej. Zamilkł na chwilę, próbując się opanować. Wziął kilka oddechów.

- Zejdź mi z oczu, Balinie. - wycedził Thorin.

Balin i jego zwolennicy pokłonili się i wycofali z sali. Thorin milczał, pogrążony w ponurych myślach. W końcu położył dłoń na dłoni żony.

- Nie rozumieją, że jeśli tam pójdą, to zabiją siebie i tych, którzy im zaufają? Znów poleje się krew krasnoludów. - rzekł ponuro.

Elaina patrzyła za będącymi już poza zasięgiem słuchu, krasnoludami.

- Obawiam się Thorinie, że to nie koniec. - odparła. - Znajdą sposób, byś się zgodził.

- Po moim trupie, póki jestem królem! - rzekł ze złością Thorin, choć gdzieś w głębi serca czuł, że Elaina ma rację. Frakcji popierających wyprawę do Morii było w Ereborze sporo i to od wielu lat, a obecnie urosły w siłę. Nie mógł sobie pozwolić na wewnętrzne spory. Poza tym bolało go, że akurat Balin, jeden z jego najlepszych przyjaciół, stawał przeciw niemu i jego woli.

- Mam na dziś dość, Elaino. - wstał. Straże stanęły na baczność.

- Chodźmy zatem. - uśmiechnęła się ciepło do niego i oparła głowę na jego ramieniu, gdy wziął ją pod rękę. Za nimi podążyło dwóch gwardzistów.

- Nie widziałem dziś naszych synów. - rzekł po chwili Thorin. - Poza tym są sprawy, które muszę z nimi omówić.

- Dobrze, powinni już skończyć nauki. - odpowiedziała Elaina. - Zjedzmy razem wieczerzę. Chłopcy będą szczęśliwi.

Po Górze rozniósł się odgłos dzwonu, wybijający godzinę do zachodu słońca.

- Ostatnio nie miałem ku temu wielu okazji. - przyznał Thorin. - Ale jest ciągle tyle spraw i jeszcze dzisiaj Balin znów z tą wyprawą… - myśli króla uciekały w jednym kierunku.

Gwardzista stojący przy komnatach króla, odtworzył drzwi, by mogli wejść.

- Przekaż książętom, że dołączymy dziś do nich na wieczerzy. - Elaina zwróciła się do jednego z gwardzistów. Ten skłonił głowę i odmaszerował.

- Nie myśl już o tym. - szepnęła Elaina, gdy minęli próg. Stanęła przed nim i zdjęła mu koronę ze skroni. Krasnolud uśmiechnął się. - Teraz jesteś Thorinem Dębową Tarczą. - Moim Thorinem… - Elaina schowała koronę za siebie, a on próbował ją jej, w żartach, odebrać.

- A czyż należałem kiedyś do kogo innego, pani? - mruknął i biorąc ją w objęcia, przyciągnął do siebie. Elaina objęła Thorina za szyję jednym ramieniem, chichocząc. Przez chwilę jeszcze się droczyli, dopóki ich spojrzenia spotkały się. Uderzenie serca trwało to spojrzenie, a potem poczuła jego usta. Korona upadła na skórę rozłożoną na podłodze i potoczyła się w kierunku stołu. Elaina zarzuciła ramiona na szyję Thorina, odwzajemniając pocałunek, który z każdym muśnięciem warg, przybierał na żarliwości. Ręce krasnoluda powędrowały na plecy kobiety i Thorin poczuł, że Elaina wsunęła dłonie pod jego płaszcz i odzienie zsunęło się na podłogę. Nie pozostał jej dłużny. Szybkimi ruchami luzował zapięcie sukni i rozsznurowywał splot na przy jej dekolcie. Cicho westchnęła, gdy objął dłonią jej pierś. Czuł bicie jej serca, przyśpieszony oddech i drżące dłonie, gdy ściągała mu koszulę. Potem odsunęła się od niego i z lekkim, zachęcającym uśmiechem, rozsznurowując dalej suknię poszła w kierunku jego sypialni. Thorin żadnej zachęty nie potrzebował. Gdy tylko znaleźli się za drzwiami jego alkowy, znów ją wziął w ramiona, kierując się prosto do łoża.


Fhror bębnił palcami o blat stołu patrząc spod zmarszczonych brwi w przestrzeń. Ponure, chmurne oblicze odziedziczył po ojcu. Nie miał w zwyczaju również na próżno strzępić języka. Jego brat mierzył go wzrokiem. On wdał się w matkę.

- A mógł to być spokojny wieczór. - Thurin przerwał milczenie. - A będzie awantura. Ponoć ojca już dziś rozgniewał Balin. Wywalą nas z akademii jak nic…

- Czy możesz zamknąć… usta? - odparł Fhror, podnosząc wzrok na brata. - Myślę.

- Nad czym tu myśleć? Wuj Fili powiedział, że go niezwłocznie powiadomi... - młody krasnolud, po raz kolejny wstał i wykonawszy kilka rundek po komnacie, znów usiadł. - Za długo ich nie ma. - spojrzał na zastawiony do wieczerzy stół. - Oberwie mi się jak nic…

Fhror zmierzył brata karcącym wzrokiem. Nie cierpiał jego gadulstwa.

- Przestań biadolić! Nie wywalą nas. - odezwał się pewnym głosem Fhror. - Jesteśmy książętami, synami króla. Jak mogą nas wywalić?

- Obyś miał rację, bracie, bo jak nas wywalą, to nici z wyjazdu do Daina…

Otworzyły się drzwi i do komnaty wszedł ojciec, prowadząc matkę pod rękę. Książęta wstali jak na rozkaz i pokłonili się królowi. Fhror od razu podszedł do matki i odsunął dla niej krzesło.

- Dziękuję ci. - Elaina spojrzała czule na syna.

Gdy król zajął miejsce, synowie usiedli. Thurin zajął się napełnianiem kielichów.

- Dobrze was widzieć. - odezwał się po chwili Fhror, patrząc na rodziców. - Zwłaszcza ciebie ojcze. Dawno nie jedliśmy razem.

- Prawda, synu. - odrzekł Thorin. - Tym cenniejszy jest dla mnie ten wieczór. - dodał, sięgając po kielich.

Fhror posłał bratu pełne tryumfu spojrzenie i upił piwa, ale Thurin udał, że go nie widzi. Rzucił jeszcze szybkie spojrzenie na matkę, ale ta była dziś wyjątkowo zamyślona.

- Jak idą wam nauki? - rzekł nagle Thorin i ugryzł kawałek pieczeni.

- Nauczyciele się na nas skarżą? - odparł Thurin.

- A mają powody? - Thorin spojrzał uważniej na pierworodnego.

- Nie sądzę. Przykładamy się, prawda Fhrorze?

- Tak.

- A więc cieszy to mnie i matkę. - skwitował Thorin, sięgając po kolejną porcję. - Moja droga, czegoś potrzebujesz? - zwrócił się do Elainy.

- Dziękuję. Mam wszystko. - odparła krasnoludzica. - Dołączą do nas Fili i Kili, dlatego zostawcie coś dla nich.- dodała mimochodem, patrząc na trójkę krasnoludów i znikające z półmisków potrawy.

Fhror parsknął krztusząc się piwem. Thorin uniósł brew.

- Przepraszam… - wydukał, kaszląc - Czy to jakaś okazja? Prawie cała rodzina razem. A cioteczka Dis też będzie?

- Nie, Dis nam dziś nie będzie towarzyszyć. - odparła Elaina. - Ma swoje sprawy.

- Szkoda… - mruknął Thurin, widząc oczyma wyobraźni, zbierające się nad nim i nad Fhrorem burzowe chmury. - Czy Dain przysłał kruka? Wiadomo kiedy mamy udać się do Żelaznych Wzgórz?

Thorin i Elaina wymienili szybkie spojrzenia. Król dopił piwo.

- Nie mam żadnych wieści od mego kuzyna, Thurinie. Poza tym nie śpiesz się tak do wojaczki. Zbyt dużo w was jeszcze brawury i lekkomyślności…

- Ojcze byłeś młodszy od nas, kiedy dowodziłeś strażą na głównej bramie...

- Dość o tym dzisiaj, Thurinie! - Elaina uniosła stanowczo dłoń, gdy krasnolud chciał ciągnąć temat. - Ojciec jest zmęczony.

Rozmowę przerwali Fili i Kili, którzy weszli do komnaty.

- Wuju! Elaino! - Fili uśmiechnął się do nich. - Jestem taki, głodny że w pojedynkę opróżniłbym spiżarkę hobbita! Doniosą jeszcze, prawda? - spojrzał z lekkim zawodem na stół, a potem na Thorina.

- To nie spiżarka hobbita, więc nie musisz się martwić, że braknie. – odparł wesoło Thorin i skinął na sługę, by uzupełniono półmiski.

- Ty się siostro w ogóle starzejesz? Co cię widzę zdajesz się młodsza. - Kili tymczasem podszedł do Elainy i uścisnął kobietę, a ona się uśmiechnęła.

Obaj zajęli wolne miejsca. Fili sięgnął po kielich, by przepłukać gardło i wziął się do jedzenia.

Tymczasem synowie Thorina rzucali na wujów nerwowe spojrzenia. Thorin uśmiechnął się w duchu, widząc to, bo był w pełni świadomy co ta dwójka zmalowała. Od samego początku, odkąd weszli do komnaty z Elainą, widział ich nerwowe spojrzenia i zdawał sobie sprawę czemu ci, będący zwykle żywym srebrem, smarkacze, dziś byli nad wyraz spokojni. Na ich szczęście te kilka upojnych chwil, spędzonych tego wieczoru w alkowie z ich matką, sprawiło, że jego gniew na młodzieńców przygasł trochę. Nie zamierzał jednak spieszyć się z konfrontacją. Miał dziś zamiar spokojnie zjeść i napić się. Wychowawcze awanturki pozostawił sobie na później. Jednak, gdy tylko wieczerza się skończyła, Thorin, jak gdyby nigdy nic, przeszedł do sedna.

- Zadam wam jedno pytanie i oczekuję prawdy. - spojrzał surowo na synów. - Jak idą wam nauki?

Elaina przeniosła wzrok z Thorina na młode krasnoludy.

- Ale… - zaczęła.

- Nie pytałem ciebie, Elaino. - przerwał jej Thorin. - A więc?

Wstał od stołu począł wolno przechadzać się po komnacie. W końcu zatrzymał się za braćmi.

- Nie nadwyrężajcie mojej cierpliwości. - rzekł cicho. Fili wbił wzrok w Thurina i Fhrora. Kili obracał wolno kubkiem z piwem.

Odezwał się ten Thurin.

- Od dwóch tygodni nie było nas ani u wuja Filego, ani u innych nauczycieli. - przyznał.

Elaina pokręciła z niedowierzaniem głową.

- Zatem gdzie byliście całe dnie? Fhror? - kontynuował Thorin.

- Szukaliśmy orków na trakcie do Żelaznych Wzgórz. Tej watahy, która napadła na kupców.

Fili prychnął, a Kili z niedowierzaniem pokręcił głową.

- Głupie smarkacze…

Elaina zaś zacisnęła wargi. Nie zamierzała wchodzić w słowa Thorinowi, ale była wściekła i przerażona, bo konsekwencje tego, co uczynili jej synowie…. Nawet nie chciała myśleć.

Thorin uderzył dłonią w stół.

- Czy niczego was nie nauczyłem? A matka? - podniósł głos. - Nie dalibyście rady jednemu zawszonemu orkowi, a co dopiero całej grupie!

- Ojcze, to moja wina i odpowiedzialność… to był mój pomysł... - odezwał się Fhror.

- Milcz, kiedy mówię! Zdajesz sobie sprawę, co to w ogóle znaczy! - spojrzał na młodszego z synów. - A ty Thurinie? Odpowiedzialność za siebie, za swoich ludzi, za królestwo? Jakim będziesz królem, kiedy tak lekkomyślnie dajesz się zwodzić na manowce?

Krasnolud spuścił wzrok.

- Chcieliśmy dobrze… - odezwał się Thurin.

- Wiecie co wam groziło? - wybuchła nagle Elaina, nie mogąc dłużej dusić w sobie emocji. - Myślicie, że skąd mam te blizny? - wskazała na twarz. - A Kili? A ci, którzy leżą w grotach pod nami, dlaczego są martwi? Orkowie to nie jakieś bezmyślne istoty! Zabiliby was bez wahania, nim byście ich zauważyli!

- Elaina, wystarczy... - uspokoił ją Thorin.

Krasnoludzica zamilkła, ale dalej była wzburzona. Odeszła od stołu.

- Zawiedliście nas. - rzekł ponuro Thorin. - Od jutra, będziecie odbywać dwa razy więcej ćwiczeń w koszarach. I dwa razy więcej będzie się od was wymagać. Może to was nauczy, że bycie książętami Ereboru, to wysiłek i właśnie odpowiedzialność, a nie brawura i lekkomyślne decyzje. Póki nie zdecyduję inaczej, będziecie odprowadzani do koszar i akademii przez gwardzistów. To wszystko.

- Możemy odejść? - mruknął Thurin.

- Tak. - skinął głową Thorin.

Kiedy obaj książęta wyszli, dłuższą chwilę panowała cisza.

- Jakim cudem nie zauważyłeś, że ich nie ma na musztrach? - spytała cicho Elaina Filego.

- Kiedy ich pytałem o nieobecność, twierdzili, że Thorin ich wezwał, albo Dwalin, więc nie drążyłem. Dopiero po kilku dniach i kilku rozmowach, doszło do nas, co te dwa gołowąsy wykombinowały.

- I w porę zostało to ukrócone. - skwitował Thorin. Przetarł twarz i ziewnął. - Nie chcę was wypraszać, ale to był ciężki dzień, chłopcy.

- I tak na nas czas. Jak mam jutro ich jutro przypilnować, to muszę się wyspać. - rzekł Fili. - Poza tym mam za sobą długi dzień w siodle. Potrzebuję kąpieli.

- Faktycznie, cuchniesz. - Kili pociągnął nosem.

- Nie bardziej niż ty. - odciął się Fili. - Tyłek mnie boli.

Thorin uśmiechnął się.

- Coś ty się taki delikatny zrobił? Ja w twoim wieku… - mruknął, gdy wychodzili z komnaty.

- Zaczyna się… - westchnął Kili. - Wuj tobie też tak wypomina wiek, Elaino?

Thorin uniósł brwi z pełną dezaprobaty miną, ale na jego ustach nadal majaczył uśmiech.

- Nie, bo jestem starsza od was. - zaśmiała się. - Czyli co, Fili? Niedługo będziesz runem wykładał siodło?

- Powinnaś być po naszej stronie! - zawołał Kili.

- Jestem tego bliski. - odparł Fili z uśmiechem.


Kilka miesięcy później…

Elaina ściągnęła wodze i wierzchowiec zarył w ziemię kopytami. Wiatr poruszył futrem na jej kołnierzu. Wciągnęła powietrze. Zapach rozgrzanej ziemi, choć kojący, nie uspokoił jej ani trochę. Przed nią rozciągała się równina, pokryta gdzieniegdzie kępami drzew. W oddali, daleko za nią, odezwał się róg z bram Góry. Spojrzała w górę, ku słońcu. Stało wysoko, a letni wiatr gnał po niebie długie welony niegroźnych chmur.

- Widzisz ich? - dobiegł ją głos jeźdźca, stojącego za nią.

- Jadą. - uśmiechnęła się.

Kili skinął głową i zrównał się z Elainą.

- Nie martw się. Thorin i Dain to siła, której nikt się nie przeciwstawi. Trakt znów będzie bezpieczny.

- Martwi mnie to, Kili… - Elaina westchnęła, ponaglając kozła, by ruszył. -…, że trzeba było takiej wyprawy, żeby orkowie przestali być zagrożeniem. Czemu znów wylazły z nor? Jaka siła każe im wędrować po Rhovanionie? Od Bitwy Pięciu Armii nie było ich prawie w ogóle! - kozioł przeszedł do kłusa i wiatr rozwiał włosy Elainy.

- Nie znam odpowiedzi na twoje pytania, siostro. - westchnął Kili. - Może mają na równinach leże. Mnóstwo tam głębokich jaskiń, zapadlisk…

Elaina już nie odpowiedziała, bo wiatr zagłuszył ostatnie słowa Kilego.

Gdy zostali zauważeni przez wracający do Góry oddział, wyrwało się z niego dwóch jeźdźców i pomknęli ku Elainie i Kilemu. Elaina od razu rozpoznała w nich swoich synów. Z ulgą przyjęła fakt, że byli cali i zdrowi, choć wiedziała, że Thorin nie pozwoli, by spadł im choć włos z głowy.

Fhror dojechał pierwszy, zaraz za nim Thurin.

- Witaj matko. - uśmiechnął się, zbierając kozłowi wodze, bo ten obracał się w miejscu, posmakowawszy, niczym nieograniczonego, galopu. - Wuju…

Kili uniósł dłoń w powitaniu.

- Mamy ci tyle do opowiedzenia! - odezwał się Thurin. - Czemu z nami nie pojechałaś? Tyle słyszeliśmy od Daina o twoich wyczynach, jak byłaś strażnikiem…

- Następnym razem będę z wami. - zapewniła Thurina Elaina. - Zobaczycie wtedy co potrafią dwa ostrza elfów naraz.- uśmiechnęła się.

- Szkoda, że nie widziałaś matko tego, co ojciec dokazał Orcristem. - Fhror, choć mniej wylewny, również był pod wrażeniem.

- Widziałam ten miecz nie raz w walce. - zaśmiała się krasnoludzica – Ale tak, zawsze robi wrażenie, jakby się go oglądało pierwszy raz. Kiedyś oba te miecze będą należeć do was.

Młode krasnoludy się uśmiechnęły szeroko, bo perspektywa posiadania takiej broni była dla nich szczytem marzeń.

- Widzę, że Thorin Kamienny Hełm również brał udział w wyprawie. - zauważył Kili.

- Zdziwiłabym się, gdyby został w Żelaznych Wzgórzach. - odparła Elaina. - Jest niewiele starszy ode mnie, gdy wyruszyłam z wami z wyprawę. Poza tym Dain zawsze mówił, że ma ducha walki. Taki nie usiedzi nigdy w domu, jeśli gdzieś słychać chrzęst oręża.

Oddział zbliżył się już nad odległości słuchu. Syn Daina uniósł dłoń, by dać znak wojownikom, że się zatrzymują. Fili, który jako dowódca jazdy prowadził swoich ludzi, podjechał, by przywitać się z bratem.

- Eh! Synowie wam się udali! - zawołał Dain – Bitne krasnoludy, nie powiem! - podjechał bliżej - Thorin narzekał mi na stronie, że niezdyscyplinowani... – mrugnął do młodzieńców -… ale możesz być z nich dumna, Elaino!

- Jestem! Witaj Dainie! - odparła Elaina, a Thorin zrównał się z nią. Posłała Dębowej Tarczy czuły uśmiech.

- Najdroższa. - Thorin wychylił się z siodła i ucałował żonę. - Ruszajmy! Na pogawędki będzie czas przy piwie i strawie! - zwrócił się do Daina.

- Szmat czasu krewniaczki nie widziałem! Daj mi się nią nacieszyć Thorinie! - odparł oburzony Dain, ale ruszył za Thorinem i Elainą.

- Wuju Kili, ścigajmy się! Thorin, pokaż co potrafi ta twoja koza! - zawołał Thurin i ruszył galopem ku Górze. Za nim popędzili Kili, jego brat i Kamienny Hełm, zostawiając za sobą tumany kurzu.


Dain spacerował po sali dzierżąc w dłoni kufel przedniego ereborskiego piwa. Poruszał się jak wielki niedźwiedź, stąpając ciężko okutymi butami po kamiennej posadzce. Pochodnie oświetlały jego wytatuowaną twarz.

- A więc namawiają cię na wyprawę do Morii? - zwrócił się do Thorina.

- Tak. Balin im przewodzi. - odparł mu Thorin. - Gdy tylko zagrzał trochę miejsce w Ereborze, przyszła mu do głowy Moria.

- A więc bawimy się ryzykownie? - Dain czknął i rozejrzał się za dolewką. - Mało mu orków, których natłukł pod Górą?

Thorin skrzywił się, bo nie spodobało mu się porównanie Daina.

- To nie tylko kwestia orków. - Dębowa Tarcza podsunął kuzynowi dzban. - Zguba Durina to nie smok, którego można zabić, to pomiot dawnych er i jest poza naszą mocą jego zgładzenie!

- A co mamy na drugiej szali? - Żelazna Stopa spojrzał na kuzyna. Pod tym kątem blizna na twarzy krasnoluda zdawała się jeszcze większa i głębsza.

- Praktycznie niewyczerpane złoża mithrilu. Idealnie czystej rudy. - odparł Thorin.

Dain pokiwał głową. Jego broda nastroszyła się jeszcze bardziej.

- Ryzykowna wyprawa, ale może się opłacić. – Dain pociągnął piwa - Jeśli wyrżniemy gobliny i orków… i jeśli odetniemy szyby, z których wylazło to ścierwo. No i jeszcze, jeśli nie będziemy kopać za głęboko. A! I jeśli będziemy mieli szczęście…

- Za dużo tych „jeśli”, Dainie. - Thorin ze zniechęconą miną nalał sobie piwa i cały kufel opróżnił duszkiem.

Na chwilę za panowała cisza. W końcu Dain znów czknął, przeciągnął się i westchnął.

- Myślę, że ten przechera Balin znajdzie sposób, by wyruszyć. - powiedział wolno Dain, patrząc z podziwem na Thorina, który odłożył kufel. - Lepiej, by wyruszyli za twoją niechętną zgodą, niż potajemnie bez poparcia króla plemienia Durina. To tylko pogłębi podziały, a to nie będzie dobre dla nikogo.

Thorin wstał i podszedł do kominka, patrząc w wijące się po bierwionach płomienie. Przypomniały mu się sosny płonące od smoczego ognia na zboczach Góry, to, jakiego zniszczenia dokonał Smaug w Górze, ilu krasnoludów zginęło.

Słyszał jak Dain za nim uzupełnia kufle.


Elaina z niechęcią patrzyła na kłębiące się przy głównej bramie krasnoludy. Pakowali na wozy broń, żywność, wszelkiego rodzaju zapasy. Obok niej stali Dwalin i Gloin.

- Idą na zatracenie. - burknął Dwalin, który co do wyprawy podzielał zdanie Thorina.

- Może nie… - Gloin odezwał się. Na dole Oin, jego brat doglądał pakowania medykamentów.

- Nawet Ori. - pokręciła głową Elaina, gdy dostrzegła dawnego kompana pośród krzątających się krasnoludów. - Przecież on nawet dobrze nie włada mieczem. - jęknęła.

- Oin mówił, że chce spisać kronikę tej wyprawy. - wyjaśnił Gloin.

- Ty nie chciałeś wyruszyć? -Dwalin spojrzał na Gloina.

- Nie, mam tu żonę, syna. - pokręcił głową drugi krasnolud, a jego kasztanowa broda zatrzęsła się miarowo. - Już raz ich zostawiłem i wystarczy.

- Balin chciał w to wciągnąć Kilego i Filego. - odezwał się Dwalin nagle.

Elaina spojrzała na potężnego krasnoluda wstrząśnięta.

- Wybiłem mu to z głowy, nim do nich z tym poszedł. - dodał, jakby dla porządku. - Mój brat to głupiec! - mruknął – Chyba ruszają. Czas ich pożegnać. - to powiedziawszy, Dwalin zszedł pośpiesznie na dół.

Elaina spojrzała na wyższą kondygnację, gdzie stał Thorin wraz z książętami, podobnie jak ona, obserwując to, co się działo na dole. Król podniósł rękę i dał znak, by otwarto bramę. Karawana wozów ruszyła, stopniowo opuszczając Erebor. Elaina dostrzegła jak Dwalin zamknął w ramionach brata, po czym Balin wsiadł na kozła i dołączył do karawany i idącego za nimi oddziału krasnoludów. Mimo, że część zebranych krasnoludów wiwatowała, żegnając pobratymców, atmosfera była dziwna. Zdawało się, że coś złego wisi nad wyprawiającymi się ku nieznanemu krasnoludami. Elaina jeszcze raz spojrzała na Thorina. Na jego twarzy malował się smutek.


* * *

Świt tchnął chłodem jesieni. Trawy i niższe kępy roślin pokryte były szronem i lekko przywiędły, jakby przygniecione lodowatą dłonią mrozu. Z oddali słychać było szum wód Anduiny, które rozbijały się o głazy u podstawy Samotnej Skały, by w końcu rozlać się szeroko po kamiennym dnie, tworząc łatwą do przebycia przeprawę. Woda zwalniała w tym miejscu płynąc łagodnie, ku przełomom, które znajdowały się kilkaset metrów dalej. Tam Anduina pokazywała pierwszy raz swoją potęgę i charakter. Przelewała swoje wody po ogromnych głazach i uskokach, rzeźbiąc swoje koryto w twardych skałach, innym razem burzyła się w kipielach wirów, wzbijając w powietrze białą mgłę.

Elfy i krasnoludy, gdy przeprawiły się przez bród, powędrowały wskazaną przez Grimbeorna ścieżką, prowadzącą przez pagórki i wzgórza, na których cień rzucały zbocza pierwszych, wysokich wzniesień. Za nimi w oddali, widać było ośnieżone szczyty Gór.

Grimbeorn dotrzymał słowa i do kompanii dołączyło trzech Beorningów – Grim, Lof i Greid. Prócz tego, syn Beorna zaopatrzył wędrowców w zapasy i dobre rady. Wskazał szczególnie niebezpieczne miejsca i te, gdzie mogą się zatrzymać na noclegi. Opisał zdradliwe przełęcze i osuwiska, które mogą porwać nieuważnego wędrowca w dół, ku niezmierzonym przepaściom.

Przeprawa przez Góry od strony wschodniej nie była dla Elainy niczym nowym. Nie pamiętała go jednak dobrze. Szła tędy raz wiele lat temu, kiedy to wraz z Gandalfem wędrowała z Żelaznych Wzgórz do Hobbitonu, na tajne spotkanie u Bilba. W drugą stronę, drogę do Wysokiej Przełęczy, idąc od strony Rivendell przebyła z kompanią Thorina, ale w wyniku wpadnięcia w pułapkę goblinów i późniejszych wydarzeń na klifie, skąd uciekali na grzbietach wielkich orłów, nie miała okazji zejść z Gór drogą od Przełęczy.

Minęły dekady. Świat się zmienił. W tamtych dniach opowiadała Thorinowi, jak wyglądała droga przez góry, szacowała zagrożenia. Dziś, gdyby nie Beorningowie, szłaby na oślep. Wszytko wyglądało inaczej. Tam, gdzie kiedyś były drzewa, dziś na wietrze szumiała jedynie płowa trawa, wyrosła między kikutami połamanych pni. W innych miejscach, kiedyś całkiem gołych, wysokie sosny szumiały im nad głowami, opierając się podmuchom, zimnego, górskiego wichru. Niekiedy widać było, że ścieżka kiedyś biegła nieco inaczej, ale osuwiska skalne czy lawiny, zmusiły wędrowców do obchodzenia ich, tworząc nowy szlak. Jedyne co się nie zmieniło, a zapamiętała to bardzo dobrze, to ogromny wodospad, spadający w dół wielkiego leja krasowego, z jednej strony zapadniętego, wskutek czego cała formacja, przypominała kształtem półksiężyc.

Beorningowie, po jakiś dwóch dniach oswoili się z towarzyszami podróży. Zagadywali nie tylko elfy, ale i krasnoludy. Wypytywali o drogę, wieści zza Mrocznej Puszczy. Podczas noclegów, siedząc wespół przy ogniu, opowiadali historie o górach, niektóre tak niesamowite, że zdawały się jedynie legendami, echami z dawnych er. Nawet elfowie, słuchali z zaciekawieniem ich historii. Przyznać trzeba było, że rodacy Beorna byli doskonałymi gawędziarzami. Na zmianę raczyli elfy i krasnoludy historiami.

Podczas kolejnego noclegu, przyszła kolej na Lofa. Noc była gwieździsta i jasna, bo wzeszedł księżyc i swoim światłem bielił szczyty, tak, że mogli ich zarysy dostrzec na tle nieba. W ognisku strzelały płonące gałęzie, a Lof snuł powoli swoją opowieść.

- …i bywa, że w wyjątkowo ciemne, burzliwe noce, gdy pioruny uderzają w szczyty gór, budzą się ze snu kamienne olbrzymy. Biada temu, kto będzie w ich pobliżu, bo ci giganci toczą ze sobą walki i sprowadzają lawiny, ciskając głazami na setki metrów. Ale gdy śpią, nie odróżnisz ich od zbocza góry, skalistej grani czy ostrego szczytu. - Lof zamilkł, kończąc w końcu gawędę i zwilżył gardło pociągając z bukłaka.

- To pewnie to relikty z początku czasów, gdy mroczne siły wypiętrzyły te góry… - mruknął elf Nellion.

- Być może. - odparł Lof.

- Ciekawa opowieść. A czy jest jakiś sposób, żeby uniknąć spotkania z tymi olbrzymami? - zapytała Elaina.

- Z twojej opowieści, Lofie, można wnioskować, że ze snu budzą je pioruny. - wtrącił swoje zdanie kolejny elf.

- Zaiste, tak jest. Nie przeprawiałbym się przez grań w burzy za nic w świecie. - odparł Lof.

- Szczęście zatem, że noc taka pogodna. - mruknął z przekąsem Gloin i zapadła cisza. Gimli ziewnął.

- Jutro przed zmierzchem, gdy miniecie ostatnią dolinę powinniście mieć już w zasięgu wzroku Rivendell. - odezwał się Grim, co Lof i Greid potwierdzili, przytakując.

Elaina uśmiechnęła się. Radość z tego, że wkrótce zobaczy Bilba, mieszała się u niej ze smutkiem i żalem, że niesie ze sobą tak bolesne wieści.

- Gdy zejdziemy w doliny, będzie już bezpiecznie i nie będziecie potrzebowali naszej pomocy. - dodał Lof.

- Żal, że nas opuszczacie. Dom lorda Elronda słynie z gościny, nie odmówi jej wam. - rzekł Legolas. - Jednak, jeśli taka wasza wola, nie będziemy was zatrzymywać.

Grim skłonił głowę.

- Nasza misja dobiega końca. - odparł, a elf uśmiechnął się ze zrozumieniem.


Dzień przyniósł im niespodziewaną zmianę pogody. Jakby góry, do tej pory łaskawe, obraziły się za zdradzenie tajemnicy o kamiennych olbrzymach i chciały ukarać wędrowców. Choć ranek był jeszcze pogodny, to bardzo szybko się zachmurzyło, a gdy zniknęło słońce począł im doskwierać chłód, potęgowany przez wiatr. Ostatnia grań, o której mówił Grim, znajdowała się przed nimi, gdy zaczął padać śnieg. Krasnoludy zawinęły się szczelniej w płaszcze, podobnie Beorningowie. Elfy zdawały się nie odczuwać zimna. Również nie ograniczał ich coraz mocniej padający śnieg.

- Musimy przekroczyć ostatnią grań nim pokryje ją śnieg! - zawołał Grim do Legolasa, a ten pokiwał głową.

Gdy byli już niedaleko, coś zwróciło uwagę jasnowłosego elfa. Zatrzymał się, spoglądając się za siebie, na skalny garb, który jakiś czas temu minęli.

- Man athranna, mellon? - Thiliedir powiódł wzrokiem w miejsce, gdzie patrzył Legolas.

- Nie wiem… zdało mi się, że coś słyszę. - odparł elf.

Wzrok wędrowców spoczął na skalnym wzniesieniu i chwilę panowała cisza.

- Pewnie coś mu się przesłyszało. - mruknęła Elaina do Gloina i Gimlego, wzruszając ramionami, ale w tym momencie na wzniesieniu pojawił się ork, a za nim dwóch następnych. Doleciał ich chrapliwy, nienawistny głos, kiedy oznajmił swoim towarzyszom obecność wędrowców.

Elfy w mgnieniu oka napięły łuki. Êldaer pierwszy wypuścił strzałę, kładąc pierwszego orka, który stanął na garbie. Drugi padł od strzały Thiliendira.

- Elfi słuch nigdy się nie myli, krasnoludy! - krzyknął Grim. - Chodu! Za mną!

Kompanii nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Ślizgając się po mokrych, ujeżdżających spod stóp kamieniach, co sił pobiegli z Grimem. Elfy zostały z tyłu co jakiś czas posyłając strzały w kierunku orków. Elaina obejrzała się za siebie, nadal biegło w ich kierunku kilkunastu orków.

Dopadli w końcu do grani. Przed nimi łukowato, skręcając na zachód, biegł wąski grzbiet. Tam gdzie jeszcze nie zasypał go śnieg, widać było popękane skały. Krasnoludom wystarczyło jedno spojrzenie, żeby wiedziały z jak kruchym materiałem mają do czynienia.

- Już i bez orków na ogonie, byłoby tu wesoło. - mruknął do Elainy Gloin, a ona kiwnęła głową.

- Pójdę przodem, by sprawdzać drogę! - rzucił Grim i wszedł na grzbiet jako pierwszy.

- Krasnoludy przodem! - krzyknął Legolas.

Elaina, Gimli i Gloin nie zamierzali tracić czasu na dyskusje. Podążyli za Grimem, a za nimi szli Lof i Greid.

Krasnoludzica tylko raz spojrzała za siebie. Elfy w kilka sekund położyły strzałami połowę watahy. Potem kolejno weszły na grań, wykorzystując przewagę jaką udało im się zdobyć.

Nagle duża pryzma śniegu zjechała ku przepaśli, a Gimli ledwo złapał równowagę.

- Nie rozpraszajcie uwagi! - doszedł ich głos jednego z Beorningów.

Elaina próbowała nie myśleć o orkach za nimi, nie patrzeć na boki i w dół. Wbiła wzrok ślady zostawiane przez Beorninga idącego przed nią. Z tyłu słyszała ciche przekleństwa w khuzdul ciskane przez Gimlego. Nagły krzyk Grima, sprawił, że się gwałtownie zatrzymali, prawie że wpadając na siebie. Sprzed stóp Grimy poczęła się usuwać wielka pryzma luźnego śniegu. Grima cofnął się kilka kroków, lawina zabrała kolejne metry białej pokrywy i runęła w dół w przepaść.

- Musimy iść dalej, albo zginiemy! Są coraz bliżej!- krzyknął Êldaer, wypuszczając kolejną strzałę.

Nagle kolo nich świsnęła strzała i zaryła gdzieś w zbocze.

- Trzeba zwiększyć dystans, bo strącą nas stąd, jak gruszki z gałęzi! Nie mamy szans z nimi na tej grani! - warknął Gloin i ścisnął swój topór.

Kilka orkowych strzał znów przeleciało obok nich. Na ich szczęście wzmogła się zawieja i orkowie nie mogli dobrze wycelować. Kompania już nie zwracała na to uwagi, biegnąc, by jak najszybciej znaleźć się po drugiej stronie grzbietu. Wychodził on na szerokie zbocze, które w miarę łagodnie schodziło w dół. Tam zatrzymali się, by stawić czoło orkom. Elfy ustawiły się na skałach, a gdy pierwsi orkowie z dzikim wrzaskiem pojawili się w zasięgu wzroku, wypuścili strzały, zabijając ich na miejscu. W międzyczasie kolejne dopadły do krasnoludów i Beorningów.

Elaina zacisnęła dłonie na rękojeści Artaksta i gdy tylko pierwszy ork znalazł się w zasięgu jej ostrza, sparowała cios jego, a prymitywny miecz pękł na elfim ostrzu. Ork stracił równowagę i wpadł na krasnoludzicę. Został jednak odepchnięty i upadł. Elaina, kopnęła orka, gdy chciał wstać i przebiła go mieczem. Rozejrzała się szybko wokół. Gimli wespół z ojcem właśnie ubili drugiego orka, sądząc po tym, że jedne zwłoki już leżały pod ich nogami. Nagle za młodym krasnoludem wyrósł wielki ork. Wyłonił się z zadymki jak zjawa

- Gimli! - wrzasnęła, by ostrzec towarzysza, ale napastnik padł zaraz, przeszyty elfią strzałą.

Nim do Gimlego dotarło, co się stało, Gloin wskazał na grupkę Beorningów, którzy wciąż walczyli, bo stojąc z przodu wzięli na siebie większość napastników. Elaina pobiegła za Gloinem i Gimlim. Dopadli do orków, odciągając kilku, co dało dało chwilę wytchnienia Beorningom. Krasnoludzica zamachnęła się i miecz sięgnął orka, tnąc go w poprzek korpusu. Potwór sturlał się w dół zbocza. Lekkość i doskonałe wyważenie Artaksta, sprawiało, że Elaina nie czuła praktycznie w ogóle zmęczenia w ramieniu. Odwróciła się i kopnęła orka, który atakowało Gimliego. Zaraz za chrupnięciem pękającego kolana, rozległ się mrożący krew wrzask orka, pod którym ugięła się złamana kończyna. Gimli mając łeb orka na odpowiedniej wysokości, zamachnął się. Ostrze jego topora weszło praktycznie całe w ciało orka. Jednym pewnym ruchem wyszarpnął topór. Gloin właśnie uporał się ze swoim przeciwnikiem i ruszył ku Beorningom, ale w tej samej chwili, ostatni dwaj orkowie padli od elfich strzał.

Beorningowie i krasnoludy stali pośród martwych orków, łapiąc powietrze, gdy dołączyły do nich elfy. Lof splunął na ścierwo orka i wytarł ostrze.

- Wszyscy cali? - spytał Legolas, a towarzysze pokiwali głowami.

- Musimy stąd jak najszybciej odejść. - rzekł Êldaer. - Zejść w doliny. Nim pojawią się kolejni.

- Elf ma rację. - rzekł Gloin. - Mieliśmy szczęście, że nie było ich dużo.

- Śnieg wkrótce zasypie to miejsce, a razem z nim nasze ślady. Jeśli jest ich więcej, nie wytropią nas. Ruszamy! - Grim wyszedł na przód, znów przewodząc kompanii.

Starali się iść na tyle szybko, na ile się dało, ale zbocza pokryte było luźnym piargiem, do tego śliskim od śniegu. Musieli więc przytrzymywać się skał i zmagać się z silnymi podmuchami śnieżnej zawieruchy. Dopiero kiedy zeszli niżej, gdzie zbocza porastała gęsta kosodrzewina, wiatr przestał być tak dokuczliwy. Uspokoiła się również pogoda.

Zaczęło zmierzchać, gdy weszli pomiędzy pierwsze drzewa, pokrywające niższe partie gór. Po zagłębieniu się w las, zatrzymali się i założyli na noc obóz. Był to ostatni nocleg w górach i kolejnego wieczora mieli dotrzeć do Rivendell.

Rozpalili ognisko w osłoniętym miejscu i racząc się tym co jeszcze zostało z zapasów Beorna, rozprawiali o tym co zdarzyło się tego dnia. Świadomość, że są już tak blisko celu podróży oraz to, że cało wyszli ze starcia z orkami, sprawiła, że nastroje w kompanii dopisywały. Wspólna wędrówka i walka zbliżyła ich i tego wieczora nawet elfy i krasnoludy wspólnie śmiały się i żartowały.

- Każdego wieczora raczyliście nas opowieściami waszego ludu. - odezwała się do Beorningów Elaina, gdy na chwilę zapadła cisza.

- Jeśli pozwolicie, dziś, w ten ostatni wieczór, my opowiemy wam jedną z naszych historii. - uśmiechnęła się.

- Słuchamy zatem, pani. - Lof podniósł bukłaczek, a za nim jego bracia.

Również elfy nastawiły uszu. Elaina odchrząknęła i jej cichy, przyjemny głos popłynął w noc.

Góry były zielone, a świat jeszcze młody,
Żadna plama nie ćmiła księżyca urody,
Ni skały, nie strumienie nie miały imienia,
Kiedy Durin się zbudził, spojrzał oniemiał.

Więc najpierw nadał nazwy wzgórzom i dolinom,
Potem wodę pił z źródeł czystą i niewinną,
A kiedy się pochylił nad tafli zwierciadło,
Ujrzał swoje odbicie jak cudne widziadło
W gwiezdnej, lśniącej koronie jak z drogich kamieni,
Których blask to srebrzyście - to złotem się mienił.*

Do kolejnych zwrotek przyłączyli się Gimli i Gloin, dodając idealne tło dla głosu Elainy, który jako najwyższy wybijał się ponad ich wokal.

Spokojna, sentymentalna melodia sprawiła, że myśli słuchaczy popłynęły w dal. Do dawnych dni, do podziemnych korytarzy pod górami, przez które się przeprawiali. Elfowie słuchali patrząc w milczeniu na krasnoludzicę, ale w ich sercach pojawiła się tęsknota za domem, który zostawili za sobą. Opowieści o królestwie Durina znali ze swoich elfich opowieści i choć nie uważali twórczości krasnoludów jako coś, co może równać się ze sztuką Sindarów, to ta pieśń przypadła im do gustu.

Dzisiaj świat znowu szary, a górski grzbiet goły,
W kuźniach dawno wyziębły po ogniach popioły...
I dźwięku harf nie słychać, umilkła dolina
I coraz ciemniej w salach pałacu Durina...
Cień na króla mogile... cisza w wiatru szumie,
Co igra bezszelestnie z ciszą w Khazad-dumie,
Ale w wody zwierciadle mrocznej i uśpionej
Ciągle jednak się jawią gwiazdy zatopione -
To korona królewska, która oko łudzi,
Póki się znów król Durin ze snu nie obudzi.*

Ostatnie wersy Elaina wyśpiewała sama, bo Gloin i Gimli, starym zwyczajem zamilkli, dając jej zakończyć pieśń. Zrobiła to ze ściśniętym gardłem, czując jak oczy jej wilgotnieją. „Cień na króla mogile… Cisza w wiatru szumie”... Ten wers, sprawił, że wróciła mimowolnie myślami do głębokich sal pod Ereborem, do grobowca, w którym spoczął Thorin. Znów stała samotnie przed zimną, kamienną bryłą. Płomienie w pochodniach wiły się i drżały, a ona patrzyła na świeżo wyryty na grobowcu napis Tu spoczywa Thorin, syn Thraina, król Plemienia Durina, Piąty Król pod Górą”. Podróż pozwoliła jej zapomnieć o żalu i bólu po stracie ukochanego i synów oraz Kilego i Filego, ale teraz znów te uczucia wróciły. Zacisnęła powieki i odwróciła głowę. Po jej policzku spłynęły dwie łzy. Gloin zauważył jej wzruszenie i położył dłoń na jej ramieniu.

- Cóż za piękna pieśń! - zawołał, siedzący najbliżej niej Greid, który mówił najmniej z całej trójki Beorningów. - Ileż w niej tęsknoty za dawnymi dniami! - westchnął, nie dostrzegł wszak ogromnego wzruszenia Elainy.

- Dni przemijają i gdy upłyną, to choć zdawały się ciężkie, wraca się do nich z żalem, że odeszły. - rzekł Legolas, spoglądając swoimi przenikliwymi oczyma na Elainę, a ona pokiwała głową. Potem wstała i poszła na swoje posłanie.


Rano kompania rozdzieliła się. Beorningowie, zgodnie z tym, co rzekli wcześniej, zawrócili w góry, a krasnoludy i elfy poszły dalej, ku Rivendell.

Greid zasypał pozostałości po ognisku, ostatni raz spoglądając na niezwykłą kompanię, schodzącą ku dolinom i jako ostatni podążył w górę leśną ścieżką za oddalającymi się pobratymcami.

Las wkrótce się skończył.Krasnoludy i elfy szły przez puste porośnięte rdzawą roślinnością doliny. Im niżej schodzili, tym więcej poczęło pojawiać się zagajników i krzewiastych kęp. Ostania z dolin kończyła się głęboką przepaścią, a droga prowadziła dalej grzędą, wzdłuż skalnej ściany.

Te tereny Elaina już pamiętała doskonale i gdy weszli na skalną ścieżkę, czekał,a aż jej oczom ukaże się widok, który w jej pamięci wyrył się bardzo mocno. Gdy minęli kolejny zakręt, zatrzymali się, bo niezwykły widok, jaki ujrzeli, poruszył ich serca.

Pośród wysokich, strzelistych urwisk, z których w dół spadały białe wstęgi wodospadów, jak piękne białe ptaki przycupnęły elfie pałacyki, domy i altany. Otoczone przez pokryte jesiennymi liśćmi w różnych odcieniach złota i miedzi, jak perły oprawne w szlachetny metal, lśniły w promieniach zachodzącego słońca.

- Imladris… - szepnął któryś z elfów.

- No, dotarliśmy. Pamiętam, że jedzenie mieli tu niezbyt pożywne… - mruknął Gloin, a elfy zgromiły go wzrokiem - …ale przynajmniej będzie się można wygodnie wyspać i odpocząć.

- Tak… - odparła Elaina. Pamiętała doskonale ucztę u Elronda, kiedy to przybyli tu z kompanią Thorina. Uśmiechnęła się pod nosem.

- Nie traćmy czasu! Już niedługo będziemy na miejscu. - rzekła w końcu i kompania poszła naprzód.

Grzęda, wijąc się się poprowadziła ich do jedynego mostu, którym można było wejść do siedziby Elronda. Przechodząc przez niego, ponad spiętrzonymi wodami rzeki Bruinen, Elaina czuła jak serce wali jej coraz bardziej. Czuła wielkie wzruszenie, radość, a jednocześnie smutek i wzbierającą rozpacz. Miała tyle wspomnień związanych z tym miejscem, tak dobrych, a jednocześnie dziś tak bolesnych.

Przekroczywszy most, stanęli na niewielkim okrągłym placyku. I tego dnia, tak jak wiele dekad temu, zszedł do nich wysoki ciemnowłosy elf. I tak jak wtedy, również tego dnia na jego twarzy, niezmienionej ani o jotę przez upływający czas, pojawił się cień zdumienia, bo kompania, która zawitała do siedziby jego pana, była równie niezwykła.

- Govannen Mellon! - zawołał Legolas, wychodząc naprzód.

Elf pokłonił się.

- Witajcie! Co sprowadza krasnoludy i Szare Elfy do naszej doliny?

- Hobbit! - Elaina podeszła bliżej. - Czy przebywa tutaj niziołek? Nazywa się Bilbo! - wyrzuciła z siebie potok słów, nim Legolas zdołał wypowiedzieć cokolwiek.

Ciemnowłosy elf, który wyszedł im na spotkanie, spojrzał zdziwiony na krasnoludzicę.

- Istotnie. Jest gościem mego pana. - odparł elf, a krasnoludy odetchnęły z ulgą. - Czy my się nie… - zaczął, ale przerwał mu Legolas.

- Mamy wieści od Thranduila dla lorda Erlonda. - rzekł. - To nie może czekać!

- Jakież to wieści przynosi do Rivendell syn władcy Mrocznej Puszczy? - odezwał nowy głos.

Elaina i Gloin spojrzeli w kierunku skąd dochodził, bo wydał im się znajomy. Na twarzach krasnoludów od razu pojawiły się szerokie uśmiechy. Gandalf ćmiąc fajkę, zszedł ku nim. 


*tekst pieśni Durina w przekładzie M. Skibniewskiej. 

_______________________

Na kolejny rozdział zapraszam za tydzień :) 





2 komentarze:

  1. Ta scena z rodzinną kolacją w Ereborze była taka przyjemna. Podoba mi się przedstawianie zamiennie retrospekcji i "teraźniejszości", podbudowuje to atmosferę tekstu.
    - Dis

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)