Rozdział IV
„Dawni i nowi znajomi”
2949r. TE.
Zimny, wiatr hulał po stepach przed Górą, podnosząc z ziemi zmrożony śniegowy pył, który skrzył się jak setki diamentów. Siwe, wąskie smużki dymów unosiły się znad czerwonych dachów Dale. Strażnicy na blankach Góry okutani w ciepłe kubraki przyglądali się okolicy, co jakiś czas podchodząc do rozpalonych w stalowych koszach ognisk.
Wewnątrz Góry nie odczuwano tak bardzo chłodu, ale większość krasnoludów zmieniło odzienie na podszyte futrem w związku z trwającą zimą. Kobiety nosiły tedy suknie z obszytymi nim rękawami, dekoltami, a te zamożniejsze mogły pochwalić się wspaniałymi pelerynkami, zdobionymi wewnątrz najdelikatniejszymi futerkami.
Thorin idąc szybko jedną z galerii, pnącą się ku górze na wyższe poziomy, minął właśnie jedną z grup takich dam, ale szczelnie osłaniająca go gwardia nie pozwoliła nawet rzucić okiem na rozświergotane panie. Wraz z nim podążał Gloin i nadzorca kopalni.
- Jakim sposobem nadal nie zwiększono wydobycia? - spytał po raz kolejny rządce. - Czy żyły się wyczerpują?
- Jeszcze nie panie. - odparł krasnolud. - Ale trzeba szukać nowych...
- Więc o co chodzi? Za mojego dziadka wydobycie nie spadało poniżej pięćdziesięciu wózków dziennie, a teraz? Ledwo wyciągacie dwadzieścia.
- Ponoć skała jest wyjątkowo twarda. Ciężko się kuje. - mruknął Gloin.
Thorin zatrzymał się.
- To może powiedzieć człowiek, elf, ale nie krasnolud Gloinie. Żadna skała nie jest za twarda dla krasnoludów! - warknął. - Wydobycie mithrilu ma się zwiększyć, a jeśli brakuje krasnoludów do pracy to ich zatrudnijcie! - rzucił gniewnie na koniec i odszedł zostawiając ich samych.
Cały dzień spędził na wizytowaniu kopalń. Ze wszystkich raportów był zadowolony, tylko kopalnie drążące w złotych żyłach go zawiodły. A nie mogli pozwolić sobie na zwolnienia produkcji złota, bo to zaraz zaczynało rzutować na resztę faktorii. Krasnolud zatrzymał się przy balustradzie i obrzucił spojrzeniem wnętrze Góry, w którym wiły się setki schodów, galerii, chodników i wykutych w skale dróg. Wszędzie widział krasnoludy, które jak mrówki podążały za swoimi sprawami. Przymknął oczy i potarł je palcami. Nie był w domu od wczesnego ranka. Przypomniał sobie, że wczoraj Elaina nie czuła się najlepiej. Przypomniał sobie, że nie posłał do niej żadnego gońca, by wywiedzieć się o jej samopoczuciu dziś. Poczuł się podle. Westchnął i ruszył w kierunku prywatnych komnat królewskich. Chciał już być w domu nie tylko ze względu na żonę. Kolejne troski wypełzały z cieni.
Krasnolud minął straże i pchnął skrzydło drzwi, zostawiając wszystkie podłe myśli za nimi. Cisza. Gdzieniegdzie paliły się świece w kandelabrach. Thorin rozpiął pas i zdjął kubrak. Skrzypnięcie drzwi i ruch sprawiły, że odwrócił gwałtownie głowę. Piastunka wyszła z komnaty Thurina. Gdy go zobaczyła, pokłoniła się.
- Książę zasnął. - zakomunikowała.
- Dobrze, a moja żona? - spytał Thorin
- Również, ale długo jej to zajęło. - westchnęła piastunka.
- Dlaczego? Źle się czuła? - Thorin spojrzał uważniej na krasnoludzicę.
- Dziecko było dziś bardzo ruchliwe, a na tym etapie każdy jego ruch jest dla matki uciążliwy. Prawie cały dzień chodziła, bo gdy tylko usiadła dziecko wierzgało w brzuchu, skutecznie zmuszając ją by wstała. Pani Elaina była dziś wyjątkowo umęczona.
- Dziękuję ci. Możesz odejść. - rzekł Thorin rzucając krótki uśmiech i minął piastunkę. Gdy podszedł do drzwi alkowy, usłyszał jak zamyka za sobą drzwi.
W królewskiej sypialni panował półmrok. Ale kształt na łożu Thorin bez problemu dostrzegł. Podszedł powoli, by nie zbudzić Elainy i przysiadł na brzegu. Spała z dłonią na sporym brzuchu, jakby obejmowała dziecko, które było w środku. Thorin przypatrzył się i zauważył, że maluch ciągle jeszcze się rusza. Położył swoją dłoń w miejscu, gdzie powierzchnia skóry zafalowała. Delikatne wybrzuszenie zniknęło, by gwałtownie pojawić się obok. Elaina skrzywiła się przez sen. Thorin pochylił się.
- Spij mały łobuzie. - mruknął, głaskając delikatnie wzgórek na brzuchu Elainy, który najpierw zamarł, a potem zniknął i wszelkie ruchy ustały. - No właśnie. Grzeczny maluch. - zaśmiał się cicho i spojrzał na twarz Elainy. Dalej spała, ale na jej twarzy widać było zmęczenie. Thorin wstał i oparł się ramieniem o kolumienkę łoża. Jutro musiał wyjechać do Dale. Znów zostawi ją samą. Westchnął. Przetarł dłonią twarz i ziewnął potężnie. Zmęczenie i jemu dawało się we znaki. Jutro jeszcze będzie sama, ale po jutrze zostanie z nią. Obszedł łoże i położył się obok Elainy.
Jakiś czas później...
Dwalin siedział z posępną miną przy dębowym stole i milczał, wpatrzony w opróżniony dzban po piwie. Izba też była pusta, choć z sąsiedniej dochodziły głosy innych krasnoludów. Nagle usłyszał kroki, które dudniły coraz donośniej w korytarzu. W końcu ustały, szczęknął zamek i drzwi ustąpiły.
- Król cię wzywa, panie. - rzekł młody krasnolud, rzuciwszy szybko okiem na dzban i kielich. Potężny, łysy krasnolud wstał, nie zachwiawszy się ani odrobinę. Sięgnął po bogaty, nabijany pas, poprawił szaty i wyszedł minąwszy posłańca bez słowa.
Nagle zatrzymał się odwrócił się.
- Gdzie jest król? - spojrzał ponuro.
- W Wielkiej Sali.
Dwalin kiwnął głową i ruszył przed siebie, niczym wielki taran przeprawiając się przez tłum krasnoludów w karczmie.
W połowie drogi, przecinając Trakt Thora i kierując się ku wyższym salom, dostrzegł w tłumie dwie znajome czupryny, jedną ciemną, drugą płową. Przyśpieszył kroku.
- Na Durina, nie chce mi się wierzyć, że to naprawdę on. - rzekł z zapałem Fili. - Kili, skąd on by się tu wziął?
- Myślisz, że sobie drwię z ciebie? Wiem co widziałem dziś na bramie.
- Nie sądziłem, że jeszcze zobaczę tego…
W tym momencie ciężkie ręce opadły na ramiona młodych krasnoludów i obaj jak jeden mąż odwrócili się za siebie.
- Panie Dwalin! - Kili uśmiechnął się szeroko. - Gdzie żeś to przepadł na ostatnie kilka dni?
Dwalin mruknął coś pod nosem, co zabrzmiało jak „tu i tam”.
- Po co Thorin nas wzywa?
- Mamy gościa panie Dwalin. - kontynuował Kili.
Krasnolud spojrzał uważniej, ale nie zdążył zadać pytania kim jest ów gość, bo cała trójka właśnie weszła do Wielkiej Sali i sam spostrzegł kogo gościł Thorin.
Wysoki jegomość w szarym płaszczu i szpiczastym kapeluszu stał przed tronem, dzierżąc w dłoni długą różdżkę. Słychać było, że prowadzą z Thorinem ożywioną rozmowę. Słychać było śmiech czarodzieja.
Thorin dostrzegł ich i wskazał dłonią, a szary jegomość się odwrócił i uśmiech znów rozjaśnił jego oblicze.
- Drodzy przyjaciele! - zawołał.
- Gandalf! - Fili również się uśmiechnął i podszedł, by podać dłoń dawnemu towarzyszowi wędrówki.
Dwalin skłonił się nisko przez czarodziejem.
- A cóż cię przywiało znów w te strony panie Gandalfie? Wszak to prawie koniec świata. - zagadnął, gdy się wyprostował.
- Sprawy, panie Dwalinie, ważne sprawy, które zmuszają mnie do ciągłego podróżowania po Śródziemiu.
Dwalin kiwnął głową. Te tajemnicze sprawy Gandalfa, zawsze działały mu na nerwy. Doskonale pamiętał jak czarodziej kilka razy zniknął w czasie wyprawy, a oni zawsze wtedy wpadali w tarapaty. Właśnie dlatego, że on miał swoje sprawy. Krasnolud odgonił te myśli i przeniósł wzrok na Thorina, który był widocznie zadowolony z niespodziewanej wizyty szarego czarodzieja.
- Thorinie, widzę, żeś podniósł królestwo z ruiny. - rzekł czarodziej rozglądając się wokół. - Wszak to tylko siedem lat minęło, odkąd znów zasiadłeś na tronie Ereboru, a już śladów po obecności smoka trudno by szukać.
Thorin wyprostował się, zadowolony i dumny.
- Wiele jeszcze pracy przed nami, by wszystko doprowadzić do dawnego stanu, ale prawda to - Erebor znów lśni dawnym blaskiem.
- A pani Elaina gdzie? Chciałbym ją znów zobaczyć. - spytał czarodziej z serdecznym uśmiechem. - Jest w Górze? Czy może gdzieś wraz z oddziałem poza nią?
- Elaina ma teraz inne obowiązki, panie Gandalfie. - zaśmiał się Kili.
Thorin również się uśmiechnął i skinął na Gandalfa.
- Zapewne chcesz się posilić, przyjacielu. Zapraszam zatem. - rzekł uprzejmie Thorin.
Gandalf skinął głową w podziękowaniu. Nadal jednak czekał, że Thorin wspomni coś o Elainie, ale wszyscy wyszli z Wielkiej Sali, a krasnolud milczał. Podobnie reszta. Wspinali się na wyższe poziomy i w końcu znaleźli się u wyjścia na rozległy, wykuty w skale taras. Dochodził z niego śmiech kobiety i piski dziecka. Gandalf uniósł brwi lekko, ale w sumie nie był zaskoczony.
- Nigdy nie wybaczyłaby mi, gdyby od razu cię do niej nie zaprowadził. - rzekł Thorin gdy zatrzymali się przed drzwiami. - Przynieście strawę i napitki! - rzucił do sługi i wprowadził czarodzieja na taras.
Krasnoludzki chłopczyk biegał po tarasie z mieczykiem udając, że walczy z wieloma przeciwnikami. Od razu jednak odwrócił główkę, pokrytą ciemnymi, falującymi włosami w stronę gości, którzy pojawili się na tarasie. Również ubrana w elegancką suknię kobieta spojrzała na przybyłych i jej twarz rozpromienił uśmiech, gdy ich zobaczyła. Wstała od rzeźbionego stołu, odrywając na chwilę wzrok od zawartości kołyski stającej obok.
- Ojcze! - chłopczyk rzucił się w kierunku ojca, a Thorin złapał chłopca i wziął na ręce. Chłopczyk znad ramienia krasnoluda przyglądał się wysokiemu jegomościowi i Gandalf zauważył, że ma oczy po ojcu.
- Mamy gościa Elaino! Gandalf Szary zawitał do Ereboru. - krasnolud, z synem na rękach, przyciągnął żonę delikatnie do siebie i musnął jej usta. Zaraz też puścił chłopca, który złapał mieczyk i natarł na swoich wujów z dzikim wrzaskiem, co jakiś czas jeszcze spoglądając na dziwnego jegomościa, a Thorin zaś czułością spojrzał na śpiącego w kołysce noworodka, który za nic miał hałas, który robił jego brat.
Elaina uśmiechnęła się patrząc na króla pochylonego nad drugim synem, ale zaraz przeniosła wzrok na czarodzieja. Thorin położył dłoń na ramieniu żony i posławszy jej czułe spojrzenie, skierował się ku Dwalinowi. Potem razem usiedli przy stole, przyglądając się temu co działo się na tarasie.
- Pani Elaino! - Gandalf podszedł do krasnoludzicy i pokłonił głowę z szacunkiem. - Widzę, że Eru ci sprzyja! - rzekł patrząc na nią i na chłopca, który przekomarzał się z Kilim i Filim. - Niech jego błogosławieństwo spłynie i na twego drugiego potomka. - uśmiechnął się dobrotliwie patrząc na oseska.
- Dziękuję, Gandalfie. - krasnoludzica poprowadziła czarodzieja do stołu i usiadła obok Thorina.
- Niechże wolno mi będzie poznać jego imię... - Gandalf zawiesił głos spoglądając w stronę kołyski - i królewskiego pierworodnego również.
- Fhror, ma na imię Fhror. - odparła Elaina – A ten dzielny wojownik zadający właśnie klęskę dowódcy straży to Thurin. - uśmiechnęła się krasnoludzica widząc jak Kili ogania się od Thurina jak od natarczywej muchy.
- Och Gandalfie, nie sądziłam, że jeszcze cię zobaczymy. Co u ciebie? Co u pana Bagginsa? Zdrów? Widziałeś go? - Gandalf oparł różdżkę o stół i usiadł. Elaina, mimo spokojnego życia, nie straciła ani trochę ze swojej dawnej ciekawości i dociekliwości.
- Pan Baggins, gdy powrócił do domu i uporządkował wszystkie sprawy, jakie nagromadziły się przez jego nieobecność, szybko powrócił do dawnego statecznego życia porządnego hobbita, jakie wiódł nim ty, moja droga i reszta kompanii, zapukaliście do jego drzwi. - rzekł z uśmiechem Gandalf.
- To było do przewidzenia. - zaśmiał się Thorin – Zapewne teraz podwójnie docenia wygodę swego fotela i bezpieczeństwo domu, a także pełną spiżarkę.
- Jego spiżarkę docenia nie tylko on. - zarechotał Dwalin, a reszta krasnoludów mu zawtórowała.
- Ciekawe co by powiedział na kolejne odwiedziny krasnoludów. - odezwał się Fili, co wywołało kolejne salwy śmiechu.
Gandalf patrzył na króla.
- W rzeczy samej Thorinie, ale jeśli sądzisz, że zapomniał o was, albo choć raz dziennie nie wspomina tej przygody, to się mylisz. Gdy bawiłem u niego, bodaj dwie zimy temu, pół dnia się wysiedziałem na ławeczce przed drzwiami. - Elaina uniosła lekko brwi, a Gandalf pośpieszył z wyjaśnieniami - Pan Baggins, jak się dowiedziałem od sąsiadów, wyszedł przed świtem, jak rzekł, na wycieczkę, a gości kazał informować, że przed nocą nie wróci. A gdy już wrócił, cały wieczór wspominał wyprawę i każdego z was. Jestem pewien, że kiedyś znów wyruszy na wędrówkę, bo choć ceni sobie wygody, jak sam zauważyłeś, to ewidentnie ciągnie go, by znów ruszyć ku przygodzie.
- Baggins? Czy słyszałem Baggins? - nagle na tarasie pojawił się Balin wraz z Gloinem. - A niech mnie! Pan Gandalf! - zawołał siwobrody i wraz z Gloinem podszedł śpiesznie, by się przywitać.
- Ha! Witajcie przyjaciele! - Gandalf wstał i podał ręce obu krasnoludom. - Ale wszak to nie całą kompania. Thorinie, chętnie zobaczyłbym wszystkich dawnych druhów.
- Przybędą na wieczerzę. Powiadomiłem ich. - odparł Thorin.
Balin i Gloin usiedli przy stole.
- Zatem co u naszego Włamywacza? Zdrów?
- Zdrów, zdrów. - rzekł Thorin, wyręczając Gandalfa.
- Nie wybiera się w te strony? - zagaił Gloin.
- Nic mi o tym na razie nie wiadomo. - odrzekł Gandalf.
- Szkoda, zobaczyłby jak wygląda teraz Góra. - westchnęła Elaina, a za nią po kolei wszyscy.
Gandalf uśmiechnął się pod nosem widząc, że więzy przyjaźni nie osłabły trochę mimo upływającego czasu.
Gdy przyszedł wieczór na uroczystej uczcie spotkała się cała kompania. Krasnoludy były wielce zadowolone z odwiedzin Gandalfa i sala rozbrzmiewała śmiechami i głośnymi rozmowami. Rozpamiętywano więc z humorem dawne przygody i pana Bagginsa, a dramatyczniejsze epizody wspominano z zadumą i cichymi westchnięciami.
Prócz Thorina, jeszcze jeszcze dwóch krasnoludów przybyło z małżonkami. Gloinowi towarzyszył syn Gimli oraz dostojna i bardzo elegancka pani Glaes, a Bofur przyprowadził wraz z żoną dwójkę pociech, które szybko zajęły się zabawą z Thurinem.
- Długo zabawisz w Ereborze, Gandalfie? - spytał Thorin odkładając kielich. Jego dłoń musnęła rękę Elainy, siedzącej obok.
- Dziś powrócę do Dale, Thorinie. A tam zabawię jeszcze kilka dni, odwiedzając twoje królestwo jeśli można. - rzekł czarodziej.
- Zapriaszam zatem.- odparł król łaskawie.
- A gdzie się udajesz potem? - dociekliwość Elainy znów wywołała ciepły uśmiech na twarzy Gandalfa.
- Zamierzam odwiedzić pana Elronda w Rivendell… - Thorin skrzywił się nieznacznie, przygryzając kawałek pieczeni – A potem się okaże, być może zawitam znów do Bag End.
- Och chętnie udałabym się z tobą… w kilku krasnoludów napędzilibyśmy znów stracha hobbitowi. - westchnęła krasnoludzica podchodząc do kołyski, słysząc kwilenie noworodka.
- Ale to nie możliwe. - z czułością wzięła dziecko na ręce.
Na chwilę zapadła cisza. Dzieci bawiły się w kącie, nie zważając na dorosłych.
- Ty pani nie możesz ruszyć w podróż. Kilku naraz też zbytnio by naszego Włamywacza przeraziło, a sądzę, że strachu się już z naszej przyczyny najadł wystarczająco dużo, więc jeden krasnolud byłby w sam raz… - odezwał się nagle Balin.
Thorin zmarszczył brwi, a Gandalf odchrząknął i spojrzał na króla. Podobnie jak reszta zgromadzonych.
- I mniemam Balinie, że to siebie masz na myśli. - odezwał się w końcu Thorin.
- Tak jest, Thorinie. - odparł z uśmiechem Balin.
Thorin podrapał się po brodzie, chwilę się zastanawiając. Rzucił okiem na towarzystwo, wszyscy czekali. Uśmiechnął się z przekąsem.
- Jedź Balinie. Przekaż ukłony ode mnie i pani Elainy. Od całej kompanii. - rzucił i sięgnął po kielich. Elaina klasnęła w dłonie, a wszyscy roześmiali się z ulgą i dyskusje poczęły toczyć się teraz wokół czekającej Balina podróży i tego co ma przekazać hobbitowi, gdy już dotrze do Bag End. Każdy na szybko przekazywał siwemu krasnoludowi swoje wiadomości dla hobbita, aż Balin zarządził, że od każdego weźmie jeden list dla Włamywacza.
Gdy minęło trochę czasu i emocje opadły, Balin podszedł do Gandalfa, który z tajemniczą miną patrzył w ciemną noc, która rozpostarła już gwieździsty płaszcz ponad Górą.
- Znów wyruszamy w drogę Gandalfie. Będzie to dla mnie zaszczyt móc znów z tobą wędrować. - rzekł krasnolud, z sentymentem wspominając poprzednią podróż.
- I dla mnie to będzie zaszczyt i niewypowiedziana przyjemność. Zwłaszcza koniec tej podróży, kiedy zobaczę minę Bilba. - zaśmiał się. - Zostawię cię na chwilę panie Balinie. - rzekł i wyszedł na taras, gdzie bawiła większość towarzystwa.
- Na koniec dzisiejszego wieczoru Thorinie pozwolę sobie na uczczenie tego wspaniałego spotkania.
Thorin uśmiechnął się i dał dłonią przyzwolenie. Gandalf szepnął kilka zaklęć, a z jego różdżki wystrzeliły w niebo wspaniałe fajerwerki, rozświetlając Górę na wiele kolorów.
***
Minął trzeci dzień, odkąd kompania elfów i krasnoludów pozostawiła łodzie i straciła z oczu dopływ Leśnej Rzeki. Wędrowali tedy wąską drogą pośród ogromnych, powykręcanych korzeni wiekowych drzew, których koron, w półmroku puszczy, nie dało rady dostrzec.
Elaina i Gloin mieli wrażenie, że jest to ta sama droga, którą pokonali kiedyś wraz z drużyną Thorina, ale w przeciwieństwie do tamtej wędrówki, teraz unikali błądzenia. Również mgła i opary nie spływały na ścieżkę, przez co wędrówka, choć nieprzyjemna, była mniej przerażająca. Krasnoludy domyślały się, że działo się tak za sprawą obecności elfów. Legolas i jego towarzysze, zdawali się doskonale znać tę drogę. Czasem zdawało się, że prowadzą krasnoludy w całkowite ostępy, skręcając ze ścieżki prowadzącej w zupełnie innym kierunku. Jednak po jakimś czasie okazywało, że ścieżka znów się pojawiała, jakby chciała się wcześniej ukryć przed wzrokiem wędrowców i zmylić ich. Powoli do Elainy docierała też myśl, jak beznadziejnie trudnego zadania podjęli się kiedyś z kompanią, próbując pokonać tę drogę. Podzieliła się tą myślą z Legolasem podczas jednego z postojów.
- Las jest podstępny i próbuje zwieźć na manowce tych, którzy się w niego zapuszczą. - wyjaśnił elf - Zwłaszcza odkąd opanował go Mrok. Mieliście szczęście, że dopadło was wtedy to stado pająków...
- Doprawdy? - Elaina uniosła brwi lekko.
- Śledziliśmy je od dłuższego czasu czekając, by dołączyło do niego jak najwięcej sztuk. A gdy was dopadły, mieliśmy zamiar je zaatakować, bo były mniej czujne…
- Dobrze wiedzieć. - mruknęła Elaina, czując ciarki na plecach na samą myśl o potworach. - Ile jeszcze zajmie nam przeprawa przed puszczę?
- Jutro powinniśmy wyjść na równinę. - odparł elf, patrząc w górę, jakby w poszukiwaniu jakichś przebłysków światła. Elaina spojrzała mimowolnie za nim. Ponad nimi była tylko gęsta ciemność.
Nazajutrz, po kilku godzinach wędrówki, las począł się w końcu przerzedzać i dotarły do nich promienie słońca. Krasnoludy poczuły się pewniej, a gdy wyszli z lasu, całkiem wrócił im humor. Mimo, że minęło prawie osiem dekad, Elaina i Gloin bez trudu rozpoznawali okolicę, przez którą kiedyś wędrowali w przeciwnym kierunku. Naprzeciw nich, w oddali, wznosiły się Góry Mgliste, których szczyty skryte były w chmurach.
- Co ja bym dał teraz za takiego śmigłego kucyka, co żeśmy od Beorna kiedyś dostali. Ileż byśmy czasu zaoszczędzili… a ile sił.- westchnął Gloin, maszerując.
- A w Dale mówiłeś, że nie lubisz kucyków. - mruknął Gimli do ojca.
Gloin zmierzył go surowym wzrokiem.
- Zaiste, jednak obecnie byłby niezbędne. - odparł - Zobacz pani Elaino, jak warchlak będzie wypominał ojcu każde zdanie.
Elaina się uśmiechnęła.
- Kucyki, by się faktycznie przydały. - rzekła i jej myśli pobiegły ku Beornowi - Czy sądzisz, że powinniśmy zachować więcej ostrożności, panie Gloinie? Wszak to są jego ziemie. Nie uśmiecha mi się spotkać znów Beorna w jego zwierzęcej postaci.
- Ani mnie… nie mam już siły, żeby przed nim uciekać. - odparł Gloin.
- Co? - Gimli spojrzał od razu na Elainę - On tu gdzieś jest? - rozejrzał się wokół siebie. Fragment opowieści ojca o wielkim, przerażającym niedźwiedziu, utkwił młodemu krasnoludowi w pamięci wyjątkowo mocno.
Idący obok jeden z elfów, który zwał się Thiliedir, spojrzał na krasnoludy.
- Kilka miesięcy temu do naszego królestwa doszły wieści, że Beorn odszedł z tego świata. - wyjaśnił.
- Cóż… - mruknął Gloin. Elaina spuściła głowę, poczuła w sercu nieprzyjemnie ukłucie.
- Teraz żyje tu jego syn. - dodał elf, a Gimli spojrzał na niego zaskoczony i zacisnął dłonie na toporze.
- A więc ta kraina ma kolejnego władcę. - westchnął Gloin - Dobrze, bo ktoś musi trzymać w ryzach to orkowe ścierwo. - podsumował, a elf zaś przytaknął.
- Był czas, że orkowie nie pokazywali się w ogóle w tych okolicach. - pociągnął temat Thiliedir - Mówiono, że to krasnoludy znów osiedliły się w kopalniach Morii.
- To prawda, wiele lat temu nasi rodacy udali się do Khazad Dum. I z tego co wiem, dobrze im się powodzi. - rzekł pewnie Gloin.
- Zatem pewnie dalej tak jest. - odparł elf.
- Powiedziałeś panie, że kiedyś ich nie było. - zagaiła po chwili Elaina do Thiliendira. - Czy teraz znów się pokazały?
- Tak… więcej ich zapuszcza się do Puszczy. - odparł elf, spoglądając na krasnoludzicę - Więcej jest spalonych osad na granicach, częściej trzeba bronić granic.
- Balin pewnie wykurzył ich z nor i nie mają co z sobą zrobić. - włączył się Gimli - Gdyby czas nas nie gonił, wstąpilibyśmy do niego na grzane wino i mięsiwo.
Elf skrzywił się na samą myśl.
- Gdyby tak było, to ja i moi bracia zaczekalibyśmy przed wejściem. - odparł - Nie przełknąłbym nic krasnoludzkiego.
- Ani ja! - wtrącił, przysłuchujący się rozmowie Êldaer, który szedł za nimi i zamykał grupę.
- Że niby wasze jedzenie, to jakieś niebiańskie smaki? - odezwała się Elaina - Próbowałam waszej elfiej strawy i do tej pory mi się cofa. - skwitowała - Królicze żarcie…
Gimli i Gloin się roześmiali, a elfy zmierzyły krasnoludy wyniosłym wzrokiem.
Wyszli zza drzew, ich oczom ukazała się wielka dolina, z lewej ograniczona przez łańcuch Gór Mglistych, jak wielki mur dzielących Śródziemie, a z drugiej przez ciemną ścianę Mrocznej Puszczy. Na równinie, przed nimi wznosił się strzelisty, skalny wierzchołek.
- Ara Legolas! - Nellion, który szedł pierwszy odwrócił się i wskazał go dłonią. Legolas skinął głową i uśmiechnął się.
- Solnerdin, Nellion! - jasnowłosy elf kiwnął głową, wypowiadając elfią nazwę czuba i spojrzał idącą obok niego krasnoludzicę.
- Spójrz pani! - wskazał jej ostaniec.
Elaina podniosła głowę, pogrążona w ponurych myślach o losach wyprawy Balina. Dostrzegła od razu skałę. Jej sylwetka była czymś nowym w krajobrazie. Kształt ostańca, był nazbyt charakterystyczny, żeby pomylić go z czym innym. Elaina uśmiechnęła się pod nosem i zawołała do Gloina.
- Panie Gloin! Samotna Skała! - wskazała dłonią, wychylając się lekko zza elfa.
- Och!… - wyrwało się Gloinowi - A niech mnie! Już zapomniałem jakie to było wysokie! - mruknął po chwili.
- Tu was wysadziły orły. - wtrącił się Gimli.
- Tak, synu. - odparł Gloin.
Elaina odruchowo rozejrzała się po niebie, jakby stado ogromnych orłów miało znów nadlecieć na Samotną Skałę, ale niebo było czyste, z niewielkimi tylko welonami białych chmur, ciągnących się, jak pajęczyny babiego lata od szczytów Gór Mglistych. Rzuciła jeszcze raz wzrokiem na Skałę i uniosła kącik ust w niewesołym uśmiechu na wspomnienia tego jak się tam znaleźli. Lot na orłach nie był tym, co koniecznie chciałaby powtórzyć. Oczami wyobraźni zobaczyła znów całą kompanię na szczycie i Gandalfa w szpiczastym kapeluszu. Minęło tyle lat, a ona, będąc znów prawie w tym samym miejscu, pamiętała wszystkie słowa jakie padły na tym szczycie, jak również obraz ulgi i radości na twarzy Thorina, gdy ten dostrzegł na mglistym horyzoncie Samotną Górę i tę radość, którą ona również czuła, że udało im się osiągnąć ten etap podróży. Zdawało się wtedy wszystkim, że Erebor jest na wyciągnięcie ręki… Spojrzała na Gloina, ale ten milczał zamyślony, patrząc na ostaniec, pogrążony zapewne we własnych wspomnieniach.
- Gdy miniemy Solnerdin, pani Elaino to za nim trafimy na dukt, który skieruje nas na ścieżkę ku Wysokiej Przełęczy.
Elaina kiwnęła głową i spojrzała na słońce, które było w najwyższym punkcie nieboskłonu. Szybko przeanalizowała drogę i czas jaki zajmie im jej pokonanie.
- Czyli czeka nas tu jeszcze nocleg, zanim miniemy czub. - stwierdziła pod nosem, ale elf to usłyszał.
- Tak, ale jutro nocować już będziemy w górach.
Krasnoludzica przytaknęła i spojrzała na czwórkę elfów z jakimi odbywała tę podróż. Teoretycznie ich obecność powinna odstraszyć gobliny. Co do orków nie była taka pewna. Obawiała się czy zdołają się obronić w razie ich ataku. Skoro krasnoludy znów opanowały Khazad-Dum, to czy liczba orków nie powinna się zmniejszać? Dziwny niepokój znów opanował jej serce, zresztą jak zawsze, gdy o tym myślała. Wciągnęła powietrze i spojrzała przed siebie na chmury uczepione szczytów niczym białe welony. Samotna Skała rzucała przed nimi długi cień, powodując, że zagajnik, przez który szli nabierał ponurego charakteru.
Gdy nadszedł zmierzch, elfy i krasnoludy zatrzymały się u podnóża Samotnej Skały i założyły niewielki obóz. Gdy wszyscy się posilili, elfy rozstawiły warty.
- Prześpijcie się, będę czuwał razem z nimi. - oświadczył Gloin.
- Dobrze, ale potem się zmienimy ojcze. - rzekł Gimli, traktując to jako naturalną kolej rzeczy.
- Niech będzie, synu. - zgodził się Gloin.
Elaina siedziała cicho, patrząc w ogień, oparta o skałę. Kiwnęła tylko głową na znak, że zgadza się z Gloinem, ale nie odezwała się. Zmieni później Gimlego, było to oczywiste. Tymczasem pogrążyła się w myślach. Bardzo chciała już mieć za sobą tę drogę. Coraz bardziej denerwowały ją postoje. Bała się, że nie zdążą ostrzec Bilba. A świadomości, że nie ma go w Rivendell, nawet do siebie nie dopuszczała. Westchnęła cicho. Nie miała pojęcia jak mu przekaże wieści o śmierci Thorina. Próbowała ułożyć sobie w głowie jakieś zdania, by nie brzmiało to tak potwornie, ale nie umiała. Podniosła głowę i spojrzała jeszcze raz na oświetlony blaskiem księżyca czub. Ileż by dała, by cofnąć czas i znów znaleźć się na tej skale z całą kompanią, tuż po tym jak uciekli sprzed nosa Azogowi. Aby te wszystkie szczęśliwe lata były jeszcze przed nią… Szybko jej myśli popłynęły ku wspomnieniom tak, iż całkiem zapomniała, gdzie jest. Wpatrzona w tańczące na polanach płomienie, nie zwróciła uwagi, że elfy na warcie nagle spojrzały czujnie w kierunku dębowego zagajnika. Nie usłyszała również, jak Gloin podniósł się po chwili, zaalarmowany szelestem w ciemności. Otrzeźwiała dopiero, gdy odpoczywające elfy zerwały się na równe nogi i dobyły broni.
- Gimli! Budź się! - szturchnęła krasnoluda w żebra i wstała, dobywając swój miecz. Gimli zerwał się na równe nogi jak oparzony.
W tym momencie z ciemności wyłoniło się kilkunastu uzbrojonych ludzi, mierząc w kompanię z łuków. Krasnoludy zbiły się w ciasną grupę, gotowe na atak, ale elfy zachowały spokój, czekając. Legolas wystąpił naprzód.
- Alla! Witajcie! - uniósł dłonie. On jako jedyny nie dobył broni. - Jesteśmy wędrowcami z Leśnego Królestwa, zmierzamy do Doliny Imladris. - rzekł spokojnym, kojącym głosem.
Widok elfa sprawił, że kilku z ludzi lekko opuściło łuki.
- Odkąd to w Leśnym Królestwie mieszkają krasnoludy? - odezwał się z ciemności donośny głos i ku światłu wyszedł jeden z napastników.
- Jesteśmy krasnoludami z Ereboru! - odezwała się Elaina.
Fakt, iż napastnicy ich nie atakowali, dawał nadzieję, że uda im się wyjść z tej sytuacji cało.
- Erebor! - powtórzył człowiek, a Elaina czuła na sobie jego wzrok - Daleko się zapuściłyście, krasnoludy! Dziwne!
- Podróżujemy z elfami do Rivendell w ważnych sprawach...- powtórzyła krasnoludzica, ale nie dokończyła, bo jej przerwano.
- W to nie wątpię! Po cóż inaczej zebrałaby się taka dziwna kompania? - rzekł człowiek. - Puścimy was… - spojrzał na elfy z respektem. -…, ale najpierw pokażecie się naszemu przywódcy i on zdecyduje, czy i kiedy pójdziecie dalej.
Krasnoludy poczęły protestować, co spowodowało, że ludzie znów napięli łuki, ale Legolas kiwnął głową.
- Dobrze, pójdziemy do niego. - rzekł, a elfy opuściły broń.
Elaina poczuła narastającą w niej złość. Jaki prawem ten elf tak szastał ich czasem. Myślała, że był świadomy tego, jak bardzo liczy się on w ich misji.
- Panie Legolasie! - podeszła do niego, gdy pozbierała swoje rzeczy. - Czemu się zgodziłeś? Puściliby nas! Mają respekt do elfów, a tak tracimy czas! - rzekła z wyrzutem.
- I tak to zrobią. - odparł spokojnie - Poza tym spodziewam się, gdzie nas prowadzą.
- Gdzie w takim razie? - rzucił ponuro Gimli.
- Po drugiej stronie Solnerdin, jest bród na rzece Anduinie. Beorningowie, bo to oni nas zatrzymali, strzegą go od wielu lat. A on prowadzi wprost do Przełęczy…
- Jeśli to są faktycznie Beorningowie, to nie powinniśmy się martwić. - rzekł Gloin do Elainy i Gimlego. - To bardzo liczny naród i również dzielny. Opowiadali o nich kupcy wędrujący do Ereboru z Błękitnych Gór.
Legolas skinął głową, słysząc słowa starszego krasnoluda.
- Ruszajcie! - ponaglił ich jeden z ludzi, więc kompania nie zwlekając powędrowała we wskazanym kierunku.
Ludzie oświetlali sobie drogę rozpalonymi od ogniska pochodniami i widać było, że znają teren doskonale.
- Skąd u krasnoluda taki miecz? - zagadnął jeden z Beorningów do Elainy, wskazując na Artakst.
- Dar od losu. - odparła niechętnie.
- Dla mnie los nie jest taki łaskawy. - mężczyzna się zaśmiał.
- Spokój tam! - doszedł ich głos z przodu i nikt się już nie odezwał.
W ciszy nocy coraz głośniej było słychać szum wody. Zbliżali się do rzeki Anduiny. W końcu ścieżka skręciła gwałtownie i znaleźli się nad jej brzegiem i wzdłuż niego, po jakimś czasie, dotarli do niewielkiej stanicy otoczonej palisadą. Wartownik rozpoznał swoich, bo brama się otwarła i cała grupa weszła do środka.
W środku było kilka zabudowań, na placu palił się ogień, dając jako takie światło.
- Poczekajcie tutaj. - rzucił jeden z ludzi, ten który wypytywał ich w ich obozowisku i wszedł do jednej chat.
- Przyjdzie nam tu siedzieć, nie wiem, jak długo! - mruknęła Elaina, gdy po dłuższym czasie nadal stali na podwórzu.
- Jak nas wypuszczą o świcie, to nawet nadrobimy trochę drogi. - rzekł Gloin.
- Jeśli to prawda, co mówił ten elf. - podsumował Gimli patrząc z niechęcią na Legolasa, który rozmawiał w swoim języku z towarzyszami.
Minęło jeszcze trochę czasu, nim drzwi chaty się otworzyły i wyszło z niej dwóch mężczyzn. Drugi wyraźnie górował wzrostem nad pierwszym. Miał długie włosy i brodę, której nie powstydziłby się żaden z krasnoludów.
- Zaiste niespotykana kompania. - rzekł ten wyższy. - Gorm powiedział, że zmierzacie do Rivendell. - zbliżył się, przyglądając się zebranym. - Po co?
Ponownie odezwał się Legolas.
- Idziemy do lorda Elronda. Mamy mu do przekazania ważne wieści od króla Thranduila. - wskazał na towarzyszy elf - Jestem Legolas, to moi bracia z Leśnego Królestwa i krasnoludy z Ereboru.
- Mój ojciec, Beorn, za życia wielce go szanował, więc jesteście tu mile widziani.- odparł elfowi człowiek. - A i o krasnoludach z Ereboru mi opowiadał. - spojrzał na trójkę. - Jestem Grimbeorn. Wejdźcie do środka, chętnie dowiem się więcej o waszej wyprawie. - wskazał największą chatę.
- Zapowiada się nieźle. - mruknął Gloin do Elainy i Gimlego i poszli za elfami we wskazanym przez Grimbeorna kierunku. - Mam nadzieję, że nie zmieni się zaraz w niedźwiedzia.
W chacie, którą wskazał im Beorning, była jedna wielka sala ze stołami i ławami. Na ścianach wisiała broń, a pośrodku w murowanym palenisku trzaskał zachęcająco ogień.
Kiedy krasnoludy i elfy zajęły miejsca, Grimbeorn począł wypytywać o szczegóły ich misji. Głównie mówił z nim Legolas. Widać było, że przyszykowany był na taką ewentualność, co mocno zdziwiło Elainę. Z rozmowy jego z przywódcą Beorningów, dowiedziała się również, że stworzenie, które umknęło z lochów Thranduila, ów Gollum, schwytać pomógł właśnie Grimbeorn i jego ludzie. Tym bardziej był on poruszony informacją, że stwór uciekł.
- Cóż mogę rzec?... Ubolewam, że wymknął się nam oddział orków, którzy zaatakował pałac Thranduila. Może wtedy Gollum, by nie przepadł. - prychnął zniesmaczony - Staramy się pilnować ścieżek i Przełęczy, ale widać, te pomioty znalazły inną drogę. - Grimbeorn, potarł nieogolony policzek. - Rozumiem, więc czemu udajecie się do Rivendell… Macie ode mnie pomoc. Nie zatrzymam was też tutaj dłużej, niż będziecie uważali za stosowne. - przez chwilę milczał, a potem jego wzrok skupił się na milczących krasnoludach.
- Mój ojciec dawno temu miał okazję również gościć krasnoludy. - zaczął powoli – Gdyby nie okoliczności, zaprosiłbym was do jego domu. - uśmiechnął się - Ojciec nigdy do gościnnych nie należał, a do tego nawiedziły go krasnoludy! I to czternaście!- rzekł, kręcąc głową.
Gloin i Elaina popatrzeli po sobie. W końcu Gloin westchnął głęboko.
- Ja i pani Elaina mieliśmy okazję poznać Beorna. Należeliśmy do tamtej kompanii. - rzekł Gloin.
- Jestem do tego dnia wdzięczna Beornowi za schronienie, które nam wtedy dał. I pan Gloin także. - odezwała się Elaina, pomijając uprzejmie kwestię tego, że wcześniej o mało nie padli jego ofiarą.
- No niech mnie! Że też los znów zagnał was w te strony! - Grimbeorn pokręcił głową z niedowierzaniem, śmiejąc się. Jego wzrok zatrzymał się dłużej na Elainie – Przecież… Ty jesteś krasnoludzką kobietą! - skłonił głowę.
Gloin z zażenowaniem wbił wzrok w stół. Gimli oparł głowę na ręce, a Elaina wbiła lodowaty wzrok w Beorninga, zaciskając szczęki, by nie rzec paru słów. Elfy skwitowały tą sytuację jedynie zdawkowymi uśmiechami.
- Wybacz pani, jestem prostym człowiekiem, trochę nieokrzesanym i nie odziedziczyłem też po ojcu opanowania... - dodał Grimbeorn bardzo uprzejmie.
- Widzę. - mruknęła Elaina.
- Ojciec mówił o tobie, pani. Mówił, że pierwszy raz widział krasnoludzką kobietę poza skalnymi miastami! Doprawdy tak jak teraz, wasza kompania była również niezwykła, niespotykana jest wszak zgraja krasnoludów w towarzystwie czarodzieja i niziołka. Tak jak krasnoludy i elfy wespół wędrujące w jednej kompanii.
- Istotnie... - odezwał się Legolas.
- Wspomniałeś panie, że możemy odpocząć przed drogą. - wtrąciła się Elaina. - Nie wiem jak nasi elfi towarzysze, ale my musimy się wyspać, by przed świtem wyruszyć.
- Dobrze. Śpijcie tutaj, rano moi ludzie przeprowadzą was przed bród. Dam wam ludzi, by wam wskazali drogę w górach.
- Dziękujemy. - skłonił głowę Legolas. - My również udamy się na spoczynek.
Grimbeorn wstał, przekroczył ławę i skierował się ku wyjściu.
- Moi ludzie i ja będziemy czuwać. - odrzekł, po czym opuścił salę.
Elaina wstała i rozejrzała się w poszukiwaniu miejsca do spania. Za nią poszli Gloin i Gimli. Po ścianą leżały senniki. Krasnoludzica podniosła jeden. Kąt pod jedną z wnęk wydał się odpowiedni, więc rzuciła tam siennik i swoje rzeczy. Była zmęczona i zła. Odpięła pas i zdjęła Artakst, potem położyła się i okryła płaszczem. Jej dłoń od razu powędrowała jej do rękojeści miecza.
Nieopodal ułożyli się Gloin z Gimlim. Jeszcze chwilę słyszała ich rozmowy, ale oczy jej się zamknęły i odpłynęła w ciemność.
________
Zapraszam na kolejny rozdział, który będzie opublikowany za tydzień.
Proszę, nie było mnie tu jakiś czas i taka niespodzianka. Miło wrócić do Twoich tekstów. Ciekawa jestem jak Elainie spodoba się w Rivendell.
OdpowiedzUsuńMuszę się jednak przyznać, że podczas czytania retrospekcji nie mogłam sobie przypomnieć co się w tej części działo i przypomniałam sobie co nieco dopiero po dotarciu do "teraźniejszości".
- Dis
Cześć Dis :)
UsuńWiem o czym mówisz, czasem jak dłużej siedziałam na pisaniem np. teraźniejszości, to sie musiałam wracać do poprzedniego rozdziału żeby się nie zaplątać w przeszłości XD No ale sama sobie to zrobiłam :D
Elaina już tam kiedyś raz była i wyszła stamtąd z mieszanymi uczuciami :P
Ojejku, rzeczywiście! Aż wstyd się przyznać, zupełnie zapomniałam. To chyba jest znak, że powinnam sobie co nieco poprzypominać :D Ale w każdym razie ciekawi mnie ciąg dalszy i rola, którą Elaina odegra.
OdpowiedzUsuń- Dis
A więc zachęcam do odświeżenia sobie opowieści :) Jutro będzie kolejny odcinek wrzucony, który może zaspokoi twoją ciekawość :)
OdpowiedzUsuń