„Kto raz pił wody Nilu, tęsknić będzie zawsze do Nilu.
Jego pragnienia nie zdoła ugasić woda żadnego innego kraju.
Kto urodził się w Tebach, tęsknić będzie zawsze do Teb,
gdyż nie ma na ziemi innego miasta, podobnego do Teb”
Mika Waltari, "Egipcjanin Sinuhe"
Czasem zadaję sobie pytanie czy inni ludzie też mają coś w rodzaju duchowej ojczyzny - miejsca, czasu do którego żywią wyjątkowy sentyment? Którego, jeśli byłaby taka możliwość, chcieliby na własnej skórze doświadczyć?
Dla mnie taki miejscem jest Egipt, a uściślając to konkretnie ten Starożytny. Współczesny, który poznałam w niewielkim stopniu kilka lat temu podczas podróży, również ma swój urok, ale według mnie ma to głównie związek z ogromem dziedzictwa historycznego i subtelnych, pobudzających wyobraźnię tajemnic tamtego nieistniejącego już świata.
Zapraszam, byście dziś zajrzeli do moich wspomnień i być może choć trochę, tak jak ja kiedyś doświadczyli uroku Egiptu, po którym zostały już tylko słowa wyryte w kamieniu.
Lecąc do Egiptu, byłam uczestnikiem zwykłej komercyjnej wycieczki. Nic nadzwyczajnego. Mimo to obiecałam sobie, że gdy dotrę na miejsce, będę starała dostrzec coś więcej niż współczesny obraz Egiptu, postaram się spojrzeć na otaczające mnie miejsca trochę jakbym patrzyła na ten Egipt sprzed kilku tysięcy lat.
Myślę, że mi się to udało. Dzięki takiemu podejściu, czy to patrząc na zachodzące na horyzoncie słońce czy na pokryte soczystą zielenią pola uprawne rozciągnięte w dolinie, poprzecinane kanałami lub płynąc feluką po Nilu, miałam uczucie, że tamten Egipt do mnie dociera. Bardzo subtelnie i delikatnie, niczym muśnięcie delikatnej materii powiewającej na lekkim ciepłym wietrze...
Dziś mogę powiedzieć, że doświadczyłam kilku rzeczy, których nie zapomnę. Jedne bardziej namacalne inne mniej. Pewnych mogłabym nie doświadczyć gdyby nie przypadek, a jednak...
Pewnego popołudnia poszłam raz na spacer plażą. Chciałam po prostu w samotności chłonąć i podziwiać wszystko co mnie otaczało, z jednej strony mając Morze Czerwone, z drugiej Pustynię i dalej jej nagie, surowe wzgórza na horyzoncie.
Moją uwagę zwrócił ogromny tuman kurzu, który pojawił się daleko, daleko nad wzgórzami i gnany wiatrem leciał bardzo szybko w ku morzu. Zatrzymałam się, patrzyłam i czekałam. Tknęło mnie w pewnym momencie trochę nieprzyjemne uczucie czy nie powinnam odejść, bo tuman był bardzo gęsty i nie wiedziałam czy to bezpieczne, jednak nie mogłam się powstrzymać i nie zwróciłam. Im tuman był bliżej, tym zdawał się mniej widoczny, za to słychać było coś głośniejszy szum wiatru. Nagle uderzył mnie gorący, silny podmuch. To było dziwne uczucie, bo o ile nawet u nas latem da się doświadczyć podobnego zjawiska, to jest gorących podmuchów wiatru na przykład tuż przed burzą, to ten był zupełnie inny. Duszny, czuło się wręcz suchość i zapach ziemi, kurzu... nie wiem jak to określić... Myślę, że trafnym będzie porównanie do czegoś w rodzaju oddechu bestii. Dziwnej, nieznanej i przede wszystkim ogromnej... bo jakiż musiałby to być rozmiarów stwór, by wzniecić takie tumany pyłu i ponieść je aż za góry, ku morzu... I tu pojawia się na scenie bóg Seth. W egipskiej mitologii bóg zniszczenia i Pustyni. Stawiając się na miejscu dawnych Egipcjan, którzy żyli w przyjaznej, wilgotnej dolinie Nilu, pełnej zieleni, gdzie rzeka dawała odetchnąć od gorącego klimatu, takie z znikąd pojawiające się zjawisko mogło dawać do myślenia ludziom, którzy świat wokół siebie postrzegali jako boski twór i pod wpływem bogów będący.
Lubię myśleć, że to co mnie spotkało na egipskiej plaży to właśnie był oddech dawnego boga. Coś w rodzaju zaznaczenia obecności.
Nadmienię jeszcze, że kontrast między doliną Nilu, a Pustynią jest przeogromny. Jadąc przez wzgórza i płaskowyże w Egipcie, gdzie nie było niczego prócz skał, kamieni i żwiru czułam niepokój. Skojarzenie, że faktycznie na takim pustkowiu może mieszkać jedynie coś przerażającego, właśnie jakiś bóg zniszczenia i śmierci, nasunęło się mi bardzo naturalnie, jakby to był fakt, a nie dawno przebrzmiały mit.
***
Nigdy nie zapomnę wizyty w Luksorze, w Opet-Reset, świątyni Amona - Re. Jest to miejsce absolutnie niezwykłe. Mimo tłumów turystów i jego komercjalizacji, nadal posiadające specyficzną, mistyczną atmosferę. W końcu był to (a może i jest dalej ;)) dom bogów. Wchodząc pomiędzy dwa olbrzymie pylony, przy których jesteś niczym pierwsze uczucie jakie się pojawia to szacunek dla tych, którzy wznieśli te monumentalne budowle.
Idziesz dalej, a raczej płyniesz z rzekę tłumu turystów, przez ogromny plac ku kolejnym pylonom. Mijając je nagle znajdujesz się w gąszczu gigantycznych łodyg lotosu, które pną się ku słońcu w górę, ku bogu Re, płynącym po oślepiająco błękitnym niebie.
Kiedy jednak zatrzymasz się na chwilę, staniesz gdzieś z boku, może przy jednym z łodyg-filarów lub gdzieś w zakamarku gigantycznego hipostylu, wtedy je poczujesz. Sacrum. Dotrze do ciebie jak wijący się słup kadzielnego dymu. pchnięty powiewem wiatru. Patrząc na niewyobrażalnie precyzyjne reliefy, możesz na chwilę uciec wyobraźnią i cofnąć się w czasie. I nagle zapada cisza. Wokół ciebie nie ma turystów czy strażników. Tylko ty, ta świątynia i żyjący w jej murach dawni bogowie, a pomiędzy filarami duchy ludzi, którzy tu żyli, dla których przechodzenie tym hipostylem było codziennością.
Po śladach ilu osób dotarłeś właśnie do tego miejsca? Kto z wielkich królów podziwiał dzieła rzeźbiarza, na które teraz ty patrzysz? Może stał w tym samym miejscu? O czym myślał?
Nagle ktoś cię woła. Ot, grupa idzie dalej. Patrzysz na twarz wykutą w kamieniu. Jej oczy są spokojne, na ustach widać delikatny uśmiech. Też się uśmiechasz, z sentymentem i żalem, ale odchodzisz, wracając do swojego świata.
Moja podróż do Egiptu była taka jak sobie założyłam i dała mi mnóstwo przeżyć, nie tylko tych wizualnych, ale również wewnętrznych. Czasem czułam żal, patrząc na zniszczone przez czas i też niestety ludzi, bezcenne zabytki, budowle... ale razem z smutkiem mieszała się też radość, że jestem w TYM miejscu, że mogę wejść do najbardziej tajemnych miejsc, kiedyś dostępnych jedynie dla faraona, wcielenia boga, a dziś niestety (bądź "stety"), rozdeptywanych przez setki tysięcy stóp zwykłych śmiertelników.
***
Wszystkie opublikowane fotografie są mojego autorstwa.
_________________Witajcie po przerwie. Dziękuję, że tu zaglądacie.
Dorota :)
Cieszę się bardzo, że napisałaś i to jeszcze taki przyjemny post! Egipt ciekawi mnie od lat, chociaż nie mogę powiedzieć, że wiem o nim dużo. Myślę jednak, że jeśli kiedyś będę mieć możliwość, chętnie udam się na wycieczkę w Dolinę Nilu. Przemawia do mnie historyjka ze starszą panią - ma w sobie sporo magii :) No i bardzo podobają mi się Twoje zdjęcia.
OdpowiedzUsuń- Dis
A ja się cieszę, że trafiłam z tematyką. Otwarcie mówiąc to trochę bałam się czy temat będzie się podobał.
UsuńEgipt jest tak fascynujący, że nie dziwię się, że również Ciebie intryguje. Dla mnie jest konikiem od lat.
Tak, historia ze staruszką jest niezwykła. Pani ogólnie była Azjatką, taką z łagodną pogodną twarzą :)
Myślę, że z pogodna twarzą jeszcze lepiej pasowała do tej historii. :)
OdpowiedzUsuń-Dis