Postanowiłam kontynuować historię zaczętą w fanficku "Wyprawa pod Samotną Górę". Mam nadzieję, że znajdzie ona uznanie tak jak pierwsza część. Nie wiem jak regularnie będą się pojawiać kolejne fragmenty, bo obecnie pracuję i mam jeszcze trochę innych obowiązków, ale postaram się by nie trzeba było zbytnio czekać.
Zapraszam więc do przeczytania pierwszego fragmentu II części mojego fanficka.
Rozdział 1
Samotna Skała
Samotna Skała jak nazywał ją Gandalf, wzbijała się w niebo zwisając wysuniętym na północny wschód płaskowyżem nad zakolami wijącej się u jej podnóża rzeki Anduiny. Jedyną drogę na dół stanowiły, powstałe w naturalny sposób, wyrzeźbione przez wiatr i deszcze, strome stopnie oplatające ostaniec niczym gruby pęd bluszczu. Zejście nimi stanowiło nie lada wyzwanie, zwłaszcza, że stopnie były omszałe i wilgotne od porannej rosy.
Pierwszy
szedł Bilbo, którego do tego zadania wypchnął sam Gandalf,
argumentując swój wybór niezwykłą spostrzegawczością i
ostrożnością hobbitów. Sam ustawił się na końcu kompanii.
Bilbo stawiał więc swoje kudłate stopy uważnie na każdym
stopniu, relacjonując dokładnie towarzyszom na co maja uważać
stawiając kolejny krok.
Po
tym jak Dębowa Tarcza przyznał, że się mylił co do jego osoby,
krasnoludy trochę zmieniły zdanie o nim na lepsze, co poskutkowało
tym, że z aprobatą przyjęły pomysł Gandalfa, by to on sprowadził
ich ze skały, uniemożliwiając jednocześnie odmowę. Bilbo był
niezbyt zadowolony z tej roli przewodnika i mamrotał pod nosem cały
czas, poirytowany. Nagle usłyszał za sobą cichy śmiech Elainy i
się mimowolnie uśmiechnął. Ta zawsze pogodna i ciepła dziewczyna
zawsze sprawiała, że się uśmiechał. Po chwili doszedł go głos
Thorina, który rozmawiał z którymś z kompanów, a potem zwrócił
się do Elainy. Umysł hobbita skupił się na niezwykłej relacji
jaką dostrzegł już jakiś czas temu pomiędzy Elainą i Thorinem.
Choć pozornie nie wykraczała ona poza relacje dowódcy i członka
kompanii, to jednak Bilbo czuł, że coś jest na rzeczy. Czasem
widywał ich razem podczas wieczornego obozowania kiedy ze sobą
rozmawiali. Znaczy mówiła zazwyczaj Elaina, a krasnolud słuchał,
zawsze z wielką uwagą, choć wpatrzony w ogień obozowego ogniska
lub w ciemność. Jednak to co hobbit zobaczył na szczycie skały
dzisiaj, uświadomiło mu w końcu jednoznacznie o co idzie pomiędzy
tą dwójką. Thorin i Elaina nie umieli oderwać od siebie wzroku. I
o ile dziewczyna starała się panować na swą skłonnością do
krasnoluda, to Thorin nie robił tego w ogóle. Bilbowi było dziś
aż głupio patrzeć kiedy Thorin trzymał Elainę w ramionach, tak
bardzo było widać jak się ku sobie mają. I tylko głupawy chichot
Kilego i pochrząkiwanie Gloina dały mu do zrozumienia, że nie
tylko on to widzi. Uśmiechnął się… w sumie to było do
przewidzenia, że ta niebrzydka dziewczyna, któremuś z kompanów
zakręci w głowie. Jednak nigdy by nie przypuszczał, że padnie na
oschłego i dumnego Thorina.
Hobbit
zamyślił się na tym wszystkim wyjątkowo głęboko tracąc
czujność i zaraz też poślizgnął się na mokrej papce gnijących
liści. Runął tedy w dół próbując chwycić się czegokolwiek na
skalnej ścianie. Usłyszał za sobą krzyki towarzyszy. W końcu
złapał się jakiegoś korzenia i zatrzymał się. Przez chwilę
leżał nieruchomo próbując opanować przerażenie.
-
Bilbo! Nic ci nie jest? – usłyszał zatroskany głos Elainy.
Podniósł
na nią wzrok. Stała nad nim, a za nią pokazała się zaraz biała
głowa Balina.
-
Nie… nic. – wyjęczał i począł się podnosić.
-
Co jest! Czemu stoimy!? – doszły go głosy pozostałych
krasnoludów, ponad które wybijał się niski głos Thorina.
-
Panie Baggins! – Dębowa Tarcza wychylił się zza Balina. – Co
to za postoje! Nie mamy czasu!
Bilbo
zdołał się już podnieść i tylko kiwnął głową do Thorina
ruszając dalej.
Kompania
podążyła dalej w dół po stopniach za hobbitem.
-
Nie powinniśmy się zatrzymywać ani na chwilę. - mruknął Thorin
do Gandalfa.
-
Istotnie. Azog nie przerwie pościgu. – odpowiedział mu cicho
czarodziej. – Orły uniosły nas daleko od klifu, ale z każdą
chwilą Azog jest bliżej nas. I z pewnością zdołał już zwołać
nowych towarzyszy.
Thorin
popatrzył ponuro na Gandalfa, ale nic nie odpowiedział.
Kiedy
zeszli ze schodów Gandalf znów przejął rolę przewodnika. Szli
szybko. Wydawało się, że czarodziej doskonale zna te tereny i wie
gdzie ich prowadzić. Jednak robił również wrażenie dość
zaniepokojonego. Zaniepokojonego czymś więcej niż ściągającymi
ich orkami. Rozglądał się uważnie wokół siebie gdy przemierzali
las, jakby czegoś szukał. Czegoś co spodziewał się dostrzec, a
nie było tego.
-
Panie Gandalfie! – odezwał się żałośnie Dori. – Może byśmy
zrobili postój?
-
Nie! Żadnych postojów! – odpowiedział Dębowa Tarcza.
-
Jesteśmy na niebezpiecznych terenach drogi Dori i póki nie ustalę…
- Gandalf się zawahał – …póki nie miniemy tych terenów o
postoju nie może być mowy.
Wędrowali
cały dzień bez zatrzymywania i dopiero pod wieczór stanęli,
zmuszeni do tego przez gęstniejącą mgłę, która uniemożliwiała
odnalezienie właściwej drogi. Chcąc nie chcąc Dębowa Tarcza
wyraził zgodę na rozpalenie niewielkiego ogniska, ale
umiejscowionego w osłoniętym przez skalne ostańce, miejscu.
Skupili się więc wszyscy przy ogniu, siedząc w milczeniu. A po
jakimś czasie zaczęli układać się do snu wokół ogniska.
-
Ori! Chodź tutaj! – zawołał Dori – Tu ci będzie wygodnie. –
rozłożył mu swój płaszcz na ziemi.
-
Przestań się z nim tak pieścić. – żachnął się Nori
przewracając oczami – Zachowujesz się jak baba! Zrobisz z niego
mięczaka.
-
A za to ty masz za nic swoich braci! – odparował mu Dori.
-
Ej, możecie przestać? – odparł nieśmiało Ori do obu.
-
Taaa… słowem się już nie odezwę do tej starej kwoki… –
mruknął Nori, kładąc się tyłem do Doriego, a przodem do Oina.
-
Weź się posuń Oin! Nie jesteś tutaj sam! – mamrotał tymczasem
Gloin tyrpiąc nogą swego brata.
-
No co?! Gdzie się mam przesunąć? Na Dwalina? – odparł obrażonym
tonem Oin.
-
Przestańcie stękać jak stare baby! – mruknął Dwalin kładąc
się na boku i robiąc więcej miejsca Oinowi. - Myślą, że są na
wycieczce krajoznawczej… - dodał patrząc zirytowanym wzrokiem na
Balina i Thorina, którzy siedzieli obok niego.
-
Wyświadczę wam przysługę i pójdę poszukać miejsca do spania
dalej od ogniska. – rzekł nagle Thorin z lekkim uśmiechem,
patrząc w kierunku gdzie udała się trójka najmłodszych, prócz
Oriego, uczestników wyprawy. Balin podążył również wzrokiem w
tamtym kierunku i uśmiechnął się pod nosem do siebie.
-
Słuchaj, jak chcesz to ja pójdę, a ty śpij tu… - rzekł
tymczasem Dwalin do podnoszącego się już Thorina, ale Balin
położył mu dłoń na ramieniu i pokręcił głową. Dwalin zamilkł
dostrzegając, że Thorin idzie w kierunku gdzie w półmroku
majaczyła postać Elainy. Prychnął tylko pod nosem i położył
głowę na zgiętym ramieniu, próbując zasnąć.
Elaina
tymczasem wynalazła sobie w miarę wygodne miejsce nieopodal
złamanego drzewa. W jej ślady poszli Fili i Kili, rzucając się na
ziemię tuż obok. Elaina jednak zanim się położyła, zaczęła
szybkimi ruchami oczyszczać miejsce z kamieni i patyków.
-
Niezły pomysł. – mruknął Kili do Filego, patrząc na Elainę –
Ale nie chce mi się już ruszać…
-
Mnie też nie. – odparł mu brat. – Choć jutro tego pożałuję…
– dodał po chwili wyciągając spod pleców niewielką szyszkę i
wyrzucając ją gdzieś za siebie.
Elaina
wyrzuciła ostatni już patyk, a następnie zdjęła swój płaszcz i
rzuciwszy go na ziemię położyła się na nim. Już zamykała oczy,
gdy doszedł ją odgłos kroków. Podniosła powieki i zobaczyła
przed sobą Thorina.
-
Mogę? – wskazał wzrokiem na miejsce obok. Elaina kiwnęła głową
nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Obejrzała się za siebie gdzie
drzemali Fili i Kili, a potem znów spojrzała na krasnoluda. Thorin
usiadł na ziemi. Do tej chwili obecność siostrzeńców Thorina,
którzy byli tuż obok jej nie przeszkadzała, ale teraz czuła się
skrępowana, bo zdawało jej się, że słyszą jej myśli, które
zaczęły dość intensywnie krążyć wokół ich wuja.
Elaina
zamknęła oczy, ale za chwilę znów je otwarła. Gdy teraz
spojrzała na niego, uświadomiła sobie, że wiele by dała by znów
ją objął, tak jak dziś rano na Samotnej Skale. Zaraz tez pojawił
jej się przed oczami widok Thorina z Rivendell, dosłownie kilka
sekund przed tym nim ją pocałował. Po plecach przeszedł ją
dziwny dreszcz. Przełknęła ślinę i poprawiła się na płaszczu
zaciskając palce na rękojeści Artaksta, próbując się opanować.
Ale nie mogła… jej wzrok sam powędrował na jego usta.
Przypomniała sobie smak tych ust i zagłębiła się w tym
wspomnieniu. Nagle poczuła na sobie spojrzenie. Podniosła wzrok,
jeszcze będąc pod wpływem swoich marzeń, w których znów
całowała Thorina. Napotkała jego oczy i zobaczyła w nich ten sam
ogień, o którym marzyła przed chwilą. Znów poczuła tę siłę,
która pchała ją do niego w Rivendell. Mimo, że wciąż patrzyli
na siebie to jej świadomość zarejestrowała fakt, ze Thorin powoli
przesunął dłoń do jej ręki, a kąciki jego ust uniosły się w
lekkim uśmiechu. W tym momencie poczuła dotyk jego palców na
swojej dłoni...
Fili
chrząknął przez sen, a Elaina aż podskoczyła. Zmieszana, zaczęła
nerwowo poprawiać na swoim posłaniu, nie patrząc na Thorina.
-
Noc dziś będzie chłodna… - mruknął krasnolud.
-
Istotnie… to przez tę mgłę. – odparła przytulając się do
miecza i uświadamiając sobie po chwili jak głupio to musi
wyglądać.
Jednak
Thorin nie dawał po sobie poznać, że to zauważył. Za to nagle
zdjął swój obszyty futrem płaszcz i narzucił go na Elainę.
Dziewczyna aż usiadła zaskoczona, a płaszcz zsunął się z jej
ramiona na nogi.
-
Nie potrzebuję… – zaczęła zaskoczona patrząc na niego i
podając mu okrycie.
-
Nie sprzeciwiaj się… - rzekł cicho, ale dobitnie i chwyciwszy jej
dłoń, cofnął ją kładąc płaszcz znów na jej ramionach –
Choć to przyjmij ode mnie…
Elaina
spojrzała mu w oczy i serce jej całkiem zmiękło. Wiedziała, że
nawiązał do ich rozmowy w jaskini goblinów… i zapewne do tego co
miało miejsce przed chwilą i zrobiło jej się głupio. Uśmiechnęła
się.
-
Dziękuję ci… - szepnęła i położyła się.
-
Nie ma za co Elaino. – odparł – Byłoby ci jeszcze cieplej
gdybyś przysunęła się bliżej do mnie. – rzekł i wyjął zza
pazuchy fajkę.
-
Jeśli będę marzła w nocy, to tak zrobię… - odparła Elaina i
jeszcze raz się uśmiechnęła.
-
Tak po prawdzie miałem nadzieję, że zlitujesz się też nade mną,
skoro oddałem ci mój płaszcz… - jeden kącik jego ust podniósł
się w uśmiechu.
Elaina
otworzyła szerzej oczy, słysząc jego słowa. Spojrzała na jego
twarz i choć uśmiech krasnoluda był całkiem niewinny, w jego
oczach dostrzegła cień tego ognia, którą ja tak rozpalał.
-
Chyba się mnie nie boisz? – usłyszała jego niski głos.
Bez
słowa sprzeciwu przysunęła swoje posłanie do Thorina, a on
uśmiechnął się do niej.
-
Tak myślałem. – mruknął wesoło. – Teraz żadne z nas nie
zmarznie.
Elaina
jakoś odruchowo przylgnęła do jego ciała i po chwili oczy zaczęły
jej się zamykać. Thorin przesunął swój płaszcz, tak że okrywał
teraz ich oboje. Następnie nabił fajkę tytoniem i zapalił,
przesuwając wzrokiem po śpiących kompanach.
Cała
kompania leżała w blasku ogniska. Jedynie Gandalf siedział poza
kręgiem światła i wciąż sprawiał wrażenie bardzo czymś
zaniepokojonego, a przez to czujnego bardziej niż zwykle. Podszedł
do niego Balin.
-
Przyjacielu czy coś cię martwi… poza zgrają orków, która nas
ściga? – spojrzał z troską na Gandalfa.
Czarodziej
wyrwany z zamyślenia spojrzał zdziwiony na Balina.
-
Martwi mnie wiele rzeczy Balinie. – spojrzał na krasnoluda,
wypuszczając dym.
Balin
uśmiechnął się, bo wiedział, że czarodziej dał mu wymijającą
odpowiedź. Nie zamierzał naciskać. Postanowił za to zmienić
temat.
-
Jestem bardzo rad, że Thorin spojrzał łaskawszym okiem na Bilba.
To nam ułatwi wiele spraw. Choć nie spodziewałem się, że hobbity
mają w sobie tyle odwagi. – zaczął, spoglądając na
pochrapującego Bilba.
-
Jeszcze nie raz cię zadziwią drogi krasnoludzie, jeśli kiedyś
będziesz miał okazję z nimi dłużej poprzebywać. – odparł
czarodziej – I gwarantuję ci, że nasz hobbit również jeszcze
nie pokazał wszystkiego na co go stać.
-
Po tym co dokazali z Elainą na klifie, jestem pełen podziwu dla
niego. – uśmiechnął się Balin. – No i dla tej młodej kobiety
również…
-
Nie tylko ty Balinie…wszyscy tutaj tak myślą. Choć wydaje mi
się, że w jednym przypadku jest to coś więcej niż podziw….-
mruknął czarodziej i spojrzał porozumiewawczym wzrokiem na siwego
krasnoluda.
-
Tak, zauważyłem. – Balin przeniósł na Thorina, który półleżał
oparty o obalony pień i patrzył na płomienie paląc fajkę. Obok
niego Balin dostrzegł sylwetkę Elainy - I cieszy mnie to Gandalfie,
bo zasłużył na trochę szczęścia.
-
Tak… - mruknął czarodziej – Również jestem z tego rad… bo
to też ułatwi wiele spraw. – Gandalf zakasłał i podniósł
wzrok na niebo.
Thorin
spojrzał sponad fajki na czarodzieja i westchnął, po czym
zaciągnął się jeszcze raz i zgasił ją. Wystukał resztki
wypalonego tytoniu o kamień, który leżał nieopodal i położył
się spoglądając na płomienie ogniska.
-
Zapomniałam cię o coś zapytać… Jak się czujesz? – nagle
usłyszał obok siebie cichy głos Elainy, choć jeszcze przed chwilą
dałby sobie uciąć dłoń, że śpi.
Odwrócił
głowę i napotkał parę hebanowych oczu spoglądających na niego z
troską.
-
Bywało lepiej… – rzekł cicho patrząc na nią z lekkim
uśmiechem.
-
Co z ręką? – wskazała głową na przedramię, które trzymał na
piersi.
-
Jest tylko potłuczona.- odparł. – Nie musisz się mną
przejmować, Elaino. Dziewczyna uśmiechnęła się.
-
Znam zioła, z których maść może pomóc.- szepnęła, ale
krasnolud jej przerwał.
-
Zioła? Ostatnie poszukiwanie ziół skończyło się potyczką z
wargami i twoimi połamanymi żebrami. – rzekł Thorin surowym
tonem. – Dajmy sobie spokój z tym. Nie jest ze mną tak źle.
-
Chciałam pomóc… - szepnęła, trochę zbita z tropu.
Thorinowi
zrobiło się przykro i pluł sobie w brodę za swoją gwałtowność.
-
Już mi pomogłaś Elaino… - szepnął do niej i pogładził zdrową
ręką jej ramię. – Śpijmy już. Obojgu nam to dobrze zrobi.
Wielka
kudłata bestia przystawiła nos do wgniecionego w wilgotna ściółkę
odcisku buta. Wciągnęła kilka razy nikły zapach jaki pozostawił
jego właściciel i podniosła łeb w góry. Z jej gardła wydobył
się niski gardłowy warkot. Rozejrzała się czujnie nasłuchując,
ale nic prócz cykania świerszczy nie dosłyszała. Wciągnęła
jeszcze raz zapach odcisku buta i pobiegła za wonią przez las. Choć
była ogromnych rozmiarów i zdawała się na pierwszy rzut oka
niezdarna poruszała się bardzo cicho i zwinnie. Pod jej łapami nie
pękła nawet jedna gałązką kiedy przemierzała puszczę, ścigając
intruzów.
Las
skończył się i bestia wybiegła na dużą trawiastą polanę.
Przebiegła polanę do połowy i nagle stanęła jak wryta. Szybko
podniosła się na tylnich łapach i kilka razy wciągnęła nocne
powietrze ogromnym wilgotnym nosem. Zapach jaki teraz wyczuła był
inny od tego, który unosił się przy odcisku na ziemi i za którym
biegła od jakiegoś czasu. To ją jeszcze bardzo rozwścieczyło.
Oba były dla niej dokuczliwym smrodem, którego dawno nie czuła,
ale znała doskonale. Ale ten, który doleciał do niej teraz obudził
w niej taką wściekłość, że wydała z siebie przerażający ryk
i opadła ciężko z powrotem na cztery łapy.
_______________
Historia napisana jest na motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z
powrotem”oraz ekranizacji
tej powieści w reż. Petera Jacksona.
Tak się cieszę Doroto, że powróciłaś do pisania. Zaczyna się bardzo ciekawie i mam nadzieję, że nie będziesz nas długo trzymać w niepewności co dalej, choć rozumiem, że każdy z nas ma swój Real Life.
OdpowiedzUsuńA ja się cieszę, że ktoś już to czyta. To motywujące :)
UsuńPlan jest taki, że co tydzień będę wrzucać kolejne częśći. Piszę na bierząco i mam już spory zapas tekstu (na ok 4 rodziały) więc nie powinno być przestojów. No chyba, że internet mi wywali, ale to już siła wyższa ;)
Ja również się cieszę. Brakowało mi tego trochę.
OdpowiedzUsuńNo to postaram się żebyście naładowały Thorinowe bateryjki na jak najdłużej :)
UsuńCieszę się.
OdpowiedzUsuń