niedziela, 25 października 2015

Wyprawa pod Samotną Górę cz. II, Rozdział 3





Dziś tak jak ostatnio zapraszam nie tylko do czytania, ale i do słuchania. 
Pierwszy utwór "Song of Brotherhood" skomponowany przez Adriana Zieglerato tło muzyczne dla kompanii krasnoludów odpoczywającej w siedzibie Beorna. 
Drugi  -"Pirate Love Song" autorstwa BrunuhVille - to temat Thorina i Elainy.


"Song of Brotherhood"


"Pirate Love Song"

Zapraszam do lektury :)


Rozdział 3 
Czarodziej odchodzi

Rażące światło przebijało się przez jej powieki i zaczynało ją już to irytować. Gdzieś wokół słyszała znajome głosy. Elaina przewróciła się na plecy i otworzyła oczy. Nad sobą miała jakąś deskę. Nawet ucieszyła się, że od razu ją dostrzegła. Bacząc by nie walnąć głową, wstała i otrzepała ubranie i włosy ze słomy.
- Czemu mnie nie obudzili... - mruknęła do siebie, zakładając kubrak wyszła z boksu.
Natknęła się na zaaferowanych Oina, Gloina, Bifura, Bombura. Bofur wyglądał przez szparę w drzwiach jakby czekał na odpowiedni moment.
- Oin, Gloin! Teraz! - rzucił nagle i machnął ręką, a dwa krasnoludy wybiegły prawie sprintem z chaty na dwór. Elaina uniosła brwi zdziwiona.
Kili i Fili stali z boku i też przestępowali z nogi na nogę. Jedynym, który zachowywał spokój był Thorin, opierający się o drewniany filar. Ramiona miał założone na piersi, włosy dla wygody spiął z tyłu rzemieniem w niski koński ogon. Wyglądał inaczej, ale ani trochę mniej dostojnie.
- Chodź do nas! Chodź, zaraz wychodzimy! - zawołał Kili.
- Co tu się dzieje? - zaspana przetarła twarz. Była zdezorientowana tym czego była świadkiem, a jej zdumienie wzrosło jeszcze bardziej w momencie, gdy chatę opuścili w podobnym stylu Bifur i Bofur i Bombur.
- Nasz czarodziej stwierdził, że lepiej będzie jak gospodarz tego domu pozna nas po kolei. - odezwał się Fili.
- Chciał zmniejszyć szok temu Zmiennokształtnemu. - dodał Kili, a z podwórza dało się słyszeć odgłos wbijania topora w coś twardego i jakby warkot niedźwiedzia.
- Z marnym efektem jak słychać… - mruknął Thorin, zmarszczył czarne brwi i podszedł do niej.
- Czarodziej chce jak najlepiej… - odparła.
- Jak zawsze. - Dębowa Tarcza uśmiechnął się z przekąsem nie spuszczając z z niej stalowo błękitnych oczu.
Dziewczyna uniosła kąciki ust w uśmiechu. Thorin podniósł dłoń do jej włosów, a ona powiodła wzrokiem za jego ręką, a potem uśmiechnęła się szerzej, gdy pokazał jej jeszcze jedną słomkę.
- Czas na nas. - mruknął Fili widząc, że Elaina z nimi nie wyjdzie i pociągnął za sobą brata.
- Chodź Elaino, lepiej mieć to za sobą. - rzekł krasnolud i dotykając dłonią jej talii. - Pójdę pierwszy. - dodał i powoli wyszedł na ganek. Krasnoludzica cała spięta nie wiedząc czego ma się spodziewać, postąpiła za nim.
- ...niewielka grupa? - ryknął Beorn i aż się cały zjeżył widząc Thorina. Jednak tym razem miast skomentować, fuknął nozdrzami groźnie i zawarczał obnażając białe zęby. - Ile jeszcze członków ma ta twoja niewielka grupa?! - wycharczał Zmiennokształtny do czarodzieja.
Gandalf obejrzał się za siebie i zaraz uśmiechnął przepraszająco.
- Jeszcze jednego. Ale to już naprawdę ostatni. - dodał szybko i obejrzał się raz jeszcze. Zza Thorina wyszła w tym momencie Elaina. Pokłoniła się powoli i spojrzała w oczy wielkiego mężczyzny.
Beorn wyszarpnął gwałtownie topór z pniaka. Wszyscy się cofnęli.
- Spokojnie… - wybąkał Gandalf, ale Beorn poszedł bez słowa do szopy i odłożył narzędzie pod ścianę.
- Skoro już wszyscy wyszli z mojego domu, to niech tam z powrotem wejdą. - rzekł dudniącym głosem Beorn. - Mam trochę sera i mleko. - przesunął wzrokiem po całej czternastce krasnoludów. Na chwilę zatrzymał się przy Elainie. Dziewczyna spuściła oczy, przez co nie zobaczyła, że usta Zmiennokształtnego uniosły się delikatnie w uśmiechu.
Kilka chwil potem przy wielkim stole siedziała cała kompania, każdy z jednym z dużych drewnianych kubków przed sobą. Gandalf opierał się o filar przy kominku pykając fajkę. Beorn krążąc wokół stołu leniwymi ruchami, przywodzącymi na myśl ruchy niedźwiedzia, rozlewał krasnoludom do kubków mleko.
Elaina przyglądała się Beornowi z zaciekawieniem. Kiedy spojrzał na nią swoimi miodowo brązowymi oczami poczuła się trochę nieswojo. Spuściła wzrok i spojrzała na lewo napotykając inne oczy. Thorin uśmiechnął się do niej krzepiąco.
- Kompania zaiste niezwykła… - usłyszała nad sobą niski, gardłowy głos gospodarza, który spojrzał najpierw na Bilba, a potem znów utkwił wzrok w niej.
Elaina wzięła do rąk wielki kufel z ciepłym mlekiem z dodatkiem miodu i upiła trochę, by nie siedzieć bezczynnie. Czuła się jakby obserwował ją jakiś drapieżnik. Skosztowała też koziego sera z chlebem. Jak każdy krasnolud wolała mięso, ale była tak głodna, że nie zamierzała wybrzydzać. I wolała nie drażnić gospodarza, który mimo niechęci okazał gościnność.
Tymczasem Beorn na chwilę skupił się z innych krasnoludach. Przesuwał badawczym wzrokiem po kompanii, ale w końcu wrócił do Elainy. Widziała to kątem oka i czuła jego wzrok. Odwróciła się lekko i spojrzała na niego zdziwiona, ale nie ujrzała wrogości w jego spojrzeniu, ale ciekawość. Beorn zmarszczył brwi i spojrzał na Thorina.
- A więc to ty jesteś Dębowa Tarcza… - bardziej stwierdził niż zapytał.
Thorin podniósł oczy na mężczyznę, milcząc.
- Powiedz, krasnoludzie… dlaczego orkowie tak cię ścigają. I Azog? Widziałem to ścierwo dzisiaj w nocy. – rzekł powoli.
- Skąd znasz jego imię? – Thorin zmarszczył brwi.
- Z dawnych dni… - mruknął groźnie Beorn. – Więził moich braci… dla rozrywki. - mężczyzna mówiąc to zaczął dolewać Elainie mleka, a ona dostrzegła na jego nadgarstku kajdany.
- Jest was więcej? – wypalił Bilbo.
- Było… - odparł Beorn.
- Było? – wtrąciła się Elaina.
Beorn spojrzał na krasnoludzicę.
- Przez takich jak on, zmiennokształtni kiedyś tak liczni, zniknęli z tego świata. Został tylko jeden...
Elaina wbiła wzrok w ser przed nią i zamilkła.
- Hej, głowa do góry… - mruknął do niej Kili, a ona się lekko uśmiechnęła.
- Jeśli chcecie dotrzeć do Góry przed końcem jesieni musicie się śpieszyć… -Beorn odłożył dzban i oparł się o kominek.
- Chcemy zdążyć przed Dniem Durina – mruknął Thorin ponuro niezbyt miłym tonem.
- I dlatego zamierzamy podążyć ścieżką elfów przez Mroczną Puszczę. – dorzucił Gandalf piorunując wzrokiem Thorina.
- Uważajcie zatem… Orkowie i pomioty bestii z dawnych Er znalazły tam schronienie gromadząc się wokół Czarnoksiężnika zamieszkującego w Dol Guldur. To nie jest bezpieczny zielony las jak za dawnych czasów. Nie szedł bym tam za nic. Chyba, że nie miałbym innego wyboru – rzekł Beorn patrząc na czarodzieja ponuro. – A co do elfów… to nie liczcie na ciepłe przyjęcie. Elfy Leśne są o wiele groźniejsze niż ich pobratymcy i mniej roztropne. Nie lubią gości… - głos Beorna rozbrzmiewał w ciszy.
- Myślę, że damy dobie radę. – rzucił Gandalf chcąc jakoś uratować sytuację, bo miny krasnoludów były coraz mniej wesołe.
- To nie ma znaczenia czarodzieju. – rzekł mu Beorn.
- Dlaczego to mówisz? – zainteresował się Thorin, który siedział dalej pod filarem i przed chwilą patrzył zamyślony w podłogę.
- Bo wszędzie wokoło jest pełno orków. Azog wciąż was ściga i czeka tylko aż opuścicie moje gospodarstwo. Jesteście piechotą… - Zmiennokształtny wbił swoje miodowe oczy w krasnoluda – I nie macie najmniejszych szans dotrzeć żywi do granic Puszczy.
Krasnoludy milczały wiedząc, że Beorn ma rację. Elaina spojrzała na Thorina, który miał oblicze jak gradowa chmura. Już miał coś rzec, ale Beorn odezwał się ponownie.
- Macie szczęście, że orków nienawidzę bardziej niż krasnoludów, choć są chciwe i nie liczą się z innymi… - rzekł, patrząc chłodno na Thorina – Czasem jednak i wśród krasnoludów są wyjątki… - teraz jego wzrok zatrzymał się na Elainie . - Pomogę wam dotrzeć do Puszczy. Powiedzcie tylko czego wam trzeba prócz wierzchowców.
Gandalf spojrzał zachęcająco na Thorina, a ten chwilę myślał.
- Przede wszystkim potrzebujemy żywności. Straciliśmy wszystko w grotach goblinów. - rzekł w końcu.
Beorn pokiwał głową, co wszyscy odebrali za zgodę.
- Przydałby się nam też dzień lub dwa odpoczynku. - dodał nagle Gandalf, a Thorin spojrzał na niego zaskoczony i z rosnącym gniewem, że podejmuje takie decyzje bez niego.
Beorn zmarszczył kudłate brwi i zjeżył się.
- Jeśli ci to oczywiście nie przeszkadza. - dodał asekuracyjnie czarodziej.
- Zostańcie. - burknął Zmiennokształtny . - Skoro musicie ...byle krasnoludy nie plątały mi się pod nogami.
- Absolutnie nie będą. - zapewnił Gandalf i skinął zadowolony głową w podziękowaniu.
Gdy skończyli jeść, a Beorn wrócił do rąbania drewna podwórzu, Thorin podszedł do czarodzieja.
- Kto ci dał prawo decydować, gdzie i ile będziemy stawać na odpoczynek! Każdy dzień jest cenny, a ty…
- Twoi druhowie są wyczerpani, a czeka was ciężka przeprawa przez Mroczną Puszczę. Nie będzie to łatwa droga, więc doceń gościnność Beorna. - rzekł marszcząc brwi czarodziej, po czym jego rysy złagodniały – Odpocznij Thorinie… to ci dobrze zrobi i oczyści myśli. Nie wiem kiedy będziecie mieli kolejną okazję na nocleg w tak bezpiecznym miejscu.
Thorin spojrzał niechętnie na czarodzieja, ale musiał przyznać mu rację. Czuł ciągłe napięcie i stres w związku z wyprawą. A kolejne przeciwności nie pozwalały na spokojne przemyślenie kolejnego kroku.
- Niech będzie. - rzekł i odszedł.
Gdy nadszedł wieczór Beorn gdzieś zniknął. Nikt nie wiedział kiedy i jak. Gandalf pytany o to zapewnił, że Zmiennokształtny zapewne udał się na polowanie oraz, że mogą czuć się bezpieczni, gdyż orkowie nie odważą się wkroczyć na ziemie Beorna. Krasnoludy wcześniej onieśmielone obecnością wielkoluda, teraz rozluźniły się. Dom rozbrzmiał więc śpiewami, na początku spokojnymi i cichymi, ale z czasem głośniejszymi i żwawszymi.
- ...I wtedy żeśmy tę podgniłą cebulę rzucili prosto w tamtych. I, niech mnie licho porwie, ale gdybym chciał trafić to prędzej Durin by się znów obudził niż bym trafił! A tu… idealnie, prosto w potylicę…. Następny raz kiedy tak szybko uciekałem, to było wczoraj, przez tym niedźwiedziem… - opowiadał Bofur tym co akurat nie śpiewali, i co chwila przerywały mu wybuchy śmiechu. Był doskonałym gawędziarzem.
- Cicho tam! Gubię rytm! - wrzasnął w końcu Oin, jeden ze śpiewających krasnoludów.
- Bo jesteś głuchy jak pień! - odpowiedział mu Gloin, siedzący obok Bofura.
Wszyscy się roześmiali. Łącznie z Bilbem, który przywykł już do specyficznego humoru krasnoludów.
Elaina siedząc na trawie przed domem Beorna nie zwracała uwagi na to co działo się w domu. Patrzyła w gwiazdy i wsłuchiwała się w noc. Mimo zapewnień Gandalfa wolała być czujna - nawyk z czasów gdy jako strażnik patrolowała okolice Żelaznych Wzgórz. Dobry nawyk pozostawania zawsze czujnym, nawet gdy miejsce jest bezpieczne nie raz uratował jej życie. Odgarnęła włosy do tyłu. Miał do niej dołączyć Kili, ale jakoś się nie pojawiał. Nie specjalnie żałowała, choć lubiła go bardzo. Jej palce dotknęły trzech blizn, zaczynających się kolejno od czoła, kości policzkowej i żuchwy, a kończących się na wysokości ucha. Pamiątka po wargu i jego jeźdźcu. Efekt niedoświadczenia, lekceważenia przeciwnika i brawury. Brawury, której mało nie przypłaciła życiem, tak jak kilku krasnoludów z jej oddziału patrolującego wtedy okolice Żelaznych Wzgórz. Thorin zarzucił jej, że ryzykowała życiem na klifie… ileż razy nim ryzykowała wcześniej! Zabijała wargów i orków bez litości jako strażnik. I nauczyła się ich sposobów walki, tego jak podchodzą przeciwnika, jak planują (prymitywnie, bo prymitywnie, ale jednak) strategię ataku. I była w tym dobra. Tak dobra, że uczyniono ją dowódcą oddziału. Ta myśl przywołała lawinę kolejnych wspomnień. O Żelaznych Wzgórzach, królestwie krasnoludów na wschodzie, gdzie wykuwano najlepszą broń. Topory, które nie pękały, miecze które nie łamały się, bełty zdolne przebić każdy pancerz. Uśmiechnęła się na wspomnienie zbroi jakie miała okazje nosić. Lżejsze i bardziej wytrzymałe robiły tylko elfy. Jednak ich kunsztu, co krasnoludzica musiała z niechęcią przyznać nie dało się prześcignąć krasnoludzkim mistrzom kowalstwa i płatnerstwa. Dalej przyszedł jej na myśl ojciec. Tęskniła za nim. Jedyna bliska jej osoba jaką miała na tym świecie. Czasem żałowała, że go zostawiła. Czy był zdrowy? Czy niczego mu nie brakowało? Czy… żył jeszcze? Przetarła twarz dłońmi.
- Może mój ojciec patrzy na te same gwiazdy… - powiedziała trochę do siebie, trochę do siedzącego obok czarodzieja. - I zastanawia się gdzie jest jego jedyne żyjące dziecko… - ostatnie słowa wypowiedziała łamiącym się głosem, a po jej policzkach spłynęły dwie łzy.
- Żałujesz moja droga, że wyruszyłaś w tę podróż? - zapytał ostrożnie Gandalf, zaciągając się fajką.
- Nie. - odparła natychmiast. - Choć tęsknię za nim. Ale dużo… dużo się nauczyłam… a i krasnoludy bardzo zacne. Co do jednego… - uśmiechnęła się do Gandalfa.
- Prawda. Nawet nie wiesz jak cieszy mnie, że tak szybko znaleźliście wspólny język . Co do Raina jestem pewien, że ma się dobrze, moja droga. - Starzec pogładził długą brodę. - Otrzyj łzy, nie jestem w stanie znieść jak płaczesz. - dodał troskliwym tonem.
Dłuższą chwilę znów milczeli. Noc była spokojna, cicha, czasem odezwał się świerszcz, czasem zahukała sowa. Łatwo było zapomnieć dlaczego i po co się tu znaleźli i gdzie wkrótce znów wyruszą.
- Los każdemu zapisuje co innego, ale…. Myślałaś już co zrobisz gdy Thorin osiągnie to co zaplanował? - odezwał się znów Gandalf.
Elaina wzruszyła lekko ramionami.
- A co mam robić? Wrócę do domu. - westchnęła. Słabo jednak zamaskowała żal na taką okoliczność.
- Może przyjdzie ci podjąć się kolejnego zadania. Thorin będzie potrzebował wiernych towarzyszy by podnieść Erebor z ruiny. Poza tym nie sądzę by wypuścił cię tak szybko, moja droga. Jesteś dla niego kimś więcej niż towarzyszem podróży.
Elaina zagryzła wargę, myśląc nad słowami czarodzieja.
- Zauważyłam. - mruknęła. Dla mnie również on jest kimś więcej… dodała w myślach.
- No cóż, noc już późna, a ja jestem już stary i w kościach mnie już łupie... - rzekł Gandalf iwstał. - Dobranoc moja droga.
- Dobranoc Gandalfie. Posiedzę jeszcze. Kili miał mi dotrzymać towarzystwa, może jeszcze przyjdzie.
- Warto poczekać, noc jeszcze młoda Elaino, może przyjdzie.
Czarodziej otrzepał szatę, zabrał kapelusz i ruszył ku domowi. Gdy był tuż tuż, drzwi otworzyły się, ale zamiast Kilego wyszedł z nich Thorin. Gdy zobaczył czarodzieja lekko się zmieszał.
- Nocny spacer Thorinie? - zagadnął Gandalf krasnoluda.
- Tak, muszę odetchnąć świeżym powietrzem. - rzekł, a odnalazłszy wzrokiem Elainę, uśmiechnął się nieznacznie.
- Zatem udanego spaceru. Thorinie. - Gandalf wszedł do domu i zamknął za sobą drzwi uśmiechając się enigmatycznie. Thorin zaś ruszył powoli do Elainy.
Krasnoludzica siedziała opierając się na dłoniach i patrzyła w niebo, nucąc sobie jakąś piosenkę.
- Złóż przy mnie głowę, zaśpiewam ci kołysankę, Zaśpiewam ci do snu, zaśpiewam ci na drogę w którą ruszasz…
Nagle za jej plecami zaskrzypiała deska.
- Czemu się skradasz Kili? - mruknęła karcąco, przerywając śpiewanie – Słyszę cię odkąd wylazłeś z domu. Nie śpieszyło ci się…
- Śpieszyło się, pani Elaino. - odezwał się Thorin. - Mój siostrzeniec śpi za to w najlepsze. - dodał po chwili.
Elaina odwróciła się gwałtownie. Thorin podszedł i stanął z założonymi za siebie dłońmi. Poczuła jak serce zaczyna jej trzepotać w piersi.
Thorin postanowił, że nie pozwoli by tę noc spędzili osobno. Jej ciepło i obecność dawały mu spokój, chciał być blisko niej. Odkąd ją zobaczył w domku hobbita i potem gdy pierwszy raz miał ją w ramionach pragnąłby to się powtórzyło. Nie umiał wytłumaczyć, dlaczego ta kobieta tak na niego działała. Może była to spełniająca się przepowiednia...Zresztą mało go w tym momencie obchodziło. Liczyło się tylko to co czuł i ona.
- Trudno. - odparła w końcu Elaina wzruszając ramionami.
- Cóż to za piosenka, którą śpiewałaś? - zapytał Thorin schodząc ze schodka i siadając obok Elainy.
- A, to?… Ojciec mi to śpiewał, a wcześniej matka… taka tam kołysanka. - odparła krótko.
- Bardzo piękna melodia. - uśmiechnął się spoglądając na nią szybko. Siedziała ze spuszczoną głową. Znał już tę pozę. Zastanawiał się jedynie dlaczego zawsze gdy są sami ona jest zmieszana, a przynajmniej sprawia takie wrażenie.
Elaina co chwila odganiała coraz śmielsze myśli o Thorinie, było to jednak bezsensowne bo one pojawiały się cały czas… Odkąd posmakowała jego pocałunku w Rivendell, nie umiała o nim zapomnieć. Spojrzała na Thorina, a on minimalnie się uśmiechnął. I w tym uśmiechu i spojrzeniu krasnoluda dostrzegła odbicie ognia, który w niej się rozpalał.
- Przejdźmy się Elaino. - Thorin wstał, a ona kiwnęła głową.
Poszli w kierunku niewielkiego zagajnika. Czuła na sobie jego wzrok, ale ignorowała to.
- Jeśli wolno spytać, o czym rozmawialiście z czarodziejem? - zapytał w końcu przerywając ciszę Thorin.
- Wolno, to żadna tajemnica. O moim domu, o ojcu… - powiedziała bardzo cicho.
- Rozumiem. - Thorin spojrzał na nią zasmucony. Pierwszy raz z taką mocą doszło do niego ile Elaina poświęciła, by dołączyć do kompanii. Zastanawiał się co jej więcej odrzec, ale nie umiał znaleźć słów. Wszak nie mógł zapewnić jej, że ojca znów ujrzy. Nie był naiwny żeby, choćby pomijając smoka, lekceważyć powagę niebezpieczeństw jakie jeszcze ich czekają.
- Twój ojciec jest zapewne dumny z ciebie. - rzekł w końcu. - Ja byłbym na jego miejscu. - dodał po chwili ciszej.
Elaina spojrzała na niego z wdzięcznością.
- Wszystko co umiem zawdzięczam jemu.
- Zatem to doskonały wojownik i bardzo mądry krasnolud. - Thorin zatrzymał się i uśmiechnął do Elainy.
Spojrzała na niego zaskoczona, a jemu momentalnie zmiękło serce gdy spojrzał w jej hebanowe oczy. Zaraz znalazł się przy niej. Objął ją ręką w pasie.
- Elaina … - wyszeptał prawie bezgłośnie, dotykając jej policzka z czułością - Nigdy nie czułem czegoś takiego… takiego...
- Ognia… - dokończyła przesuwając dłoń po jego szyi aż na kark.
- Tak… - mruknął i przesunął delikatnie opuszkami po bliznach na jej twarzy, wsunął palce w jej włosy. Ich teraz usta prawie się dotykały. Po chwili Elaina poczuła znajome łaskotanie wąsów i ułamek sekundy później czuły namiętny pocałunek. Odwzajemniła pieszczotę z nie mniejszym ogniem. Zaraz też poczuła że dłonie Thorina zaczynają błądzić po jej ciele. Wiedziała co to oznacza, ale nie była na to gotowa. Zwolniła tempo pocałunku i odsunęła dłonie krasnoluda.
- Nie… - szepnęła.
Thorin spojrzał na nią zaskoczony.
- Wybacz mi, nie chciałem cię urazić. - rzekł cicho i odsunął się.
- Nie uraziłeś Thorinie. - uśmiechnęła się – ale ja… ja tak nie umiem… od razu, po prostu… - plątała się.
Krasnolud, zmarszczył brwi. Zrobiło mu się głupio, że nie umiał nad sobą zapanować. Że zachował się na chłystek, który pierwszy raz jest z kobietą. Skłonił lekko głowę.
- Mimo wszystko nie powinienem. - podniósł na nią wzrok.
Uniosła leciutko kąciki w uśmiechu i delikatnie wzięła go za rękę.
- Na wszystko przyjdzie czas. - szepnęła i przylgnęła do niego nieśmiało, a on objął ją z czułością i pocałował jej włosy. Czuł w sercu taką radość i siłę, że ona jest przy nim, że w końcu przyznała się do swoich uczuć względem niego, że rzucił by się nawet na smoka. W końcu zaczął widzieć coś więcej poza mgłą okrywającą przyszłość po odzyskaniu Ereboru.

Od kilku godzin gnali na beornowych koniach przez puste stepy mając w oddali po lewej wielkie masywy Gór Mglistych, a po prawej i przed sobą sięgającą po horyzont ciemnozieloną Puszczę. Gandalf prowadził, a zaraz zanim podążał Thorin i o koński łeb za nim Elaina. Dalej za nimi Bilbo i reszta kompanii.
Elaina, kiedy na drugi dzień po nocnej rozmowie z Thorinem była zajęta pakowaniem żywności od Beorna, którą ten nadzwyczaj hojnie się podzielił, podszedł do niej Thorin. Przez chwilę przyglądał się temu co robi, po czym spojrzał na horyzont.
- Chcę żebyś była blisko, Elaino. Trzymaj się mnie, żebym w razie czego, nie musiał się za tobą oglądać. Nie wiadomo co nas spotka zanim dotrzemy do Puszczy… Słyszałaś co mówił Zmiennokształtny… – rzekł cicho do niej.
- Umiem o siebie zadbać… – wbiła wzrok w pasek torby, który właśnie dociągała.
Thorin dotknął jej ramienia i odwrócił do siebie.
- Zauważyłem. Jednak będę spokojniejszy gdy będziesz blisko. Nie chcę byś znów się narażała tak jak na klifie…
- To ty się naraziłeś na niebezpieczeństwo, nie ja. - zauważyła Elaina - Ja tylko ratowałam razem z Bilbem twoją cenną skórę, Thorinie.
- Za słowa, które ta gadzina tam wycharczała drogo zapłaci, poza tym to była sprawa honoru. – Thorin zmarszczył brwi.
- Tak samo, jak dla mnie sprawą honoru było ruszenie ci na pomoc. – odparła Elaina wytrzymując surowe teraz, spojrzenie jego błękitnych oczu.
- Czemu jesteś taka uparta? – mruknął groźnie Thorin.
Elaina westchnęła, to samo pytanie mogła zadać Thorinowi.
- Dobrze, niech będzie. – spojrzała na niego, nie miała ochoty się sprzeczać.Thorin kiwnął głową i dotknął dłonią jej policzka.
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, po czym Elaina wróciła do dopinania sakwy przy siodle. Kątem oka widziała, że Thorin jeszcze kilka sekund się jej przypatruje, po czym odchodzi. Usłyszała zaraz też jego zwykły surowy ton, którym ponaglał Kilego i Filego by pośpieszyli się z siodłaniem koni.

Słonce zniknęło zasłonięte przez nadciągające ze wschodu ciemne chmury. W oddali widać było na niebie mgliste smugi, które spływały z obłoków ku ziemi niosąc deszcz.
Zsiedli z koni i spojrzeli przed siebie. Na ponurą, ciemną ścianę Puszczy.
- Coś jest nie tak z tym lasem… - mruknęła Elaina do Kilego, a ten kiwnął głową gapiąc się na zwyrodniałe pnie i dziwne porosty na gałęziach.
- Gandalfie ten las wygląda na chory… - zawtórował jej Bilbo.
Gandalf nie odpowiedział, tylko podszedł bez słowa do ściany lasu i zaczął się przyglądać powyginanym gałęziom.
- I ani śladu orków… - mruknął hobbit w przestrzeń.
- Co nie znaczy, że ich tu nie ma… - odrzekł mu Thorin, zsiadając z kuca i podchodząc do Elainy.
- Ścieżka elfów! – usłyszeli głos Gandalfa, który laską i nogą odsuwał zeschnięte liście z gruntu przed sobą odsłaniając kamienny bruk. Czarodziej wszedł w las i pozostając w zasięgu ich wzroku dalej rozglądał się badawczo wokół siebie.
- Nie podoba mi się tutaj… - marudził dalej Bilbo.
- Minąłbym tę Puszcze z wielką ochotą gdybym miał czas panie Baggins. – odezwał się Thorin poirytowany gadaniem hobbita, a widząc zdziwiony wzrok niziołka, dodał. – Ale nie mam go na tyle by nadkładać 100 mil drogi na północ, albo 200 na południe.
Elaina rozglądała się po okolicy czujnie, ale nic jej nie zaniepokoiło do momentu aż zobaczyła, około milę od nich na niewielkim pagórku wielkiego niedźwiedzia, który węszył powietrze nosem uniesionym wysoko w górę. Bestia rozejrzała się ze swojego pagórka, jakby czegoś szukając, aż jej wzrok padł na grupkę krasnoludów. Usiadła tedy na skale i jęła wpatrywać się w nich uparcie.
Dwalin również dostrzegł Beorna i rzekł o tym Thorinowi, który z niechęcią spojrzał na bestię.
- Musi być pewny, że się nas pozbędzie stąd. – mruknął ponuro.
- To też Thorinie! – usłyszeli nagle głos Gandalfa, który nagle zaraz znalazł się za nimi. – Wypuśćcie kuce. Niech widzi ze puszczacie je wolno. – rzekł czarodziej, a krasnoludy poczęły odpinać juki i swoje rzeczy od grzbietów wierzchowców. - Mojego zostawcie. Muszę was opuścić… - oznajmił gładko czarodziej, co wywołało burzę krzyków i protestów wśród krasnoludów. Ponad gwar przebił się tylko głos Thorina, jednocześnie uciszając resztę kompanii.
- Jak to? - krasnolud podszedł do czarodzieja . - Zostawiasz nas?
Gandalf strapił się i przymknął oczy. W głowie miał to co usłyszał od Beorna, nim wyjechali.
- Pamiętam czasy, gdy Zło rządziło w tej krainie, a teraz czuję, że znów podnosi łeb. W Dol Guldur coś się obudziło. Orkowie będą ścigać krasnoludy póki ich wszystkich nie dopadną i nie zabiją, a zła moc Dol Guldur dodaje im chyżości. Wiesz Gandalfie co mam na myśli…
- Wróg został pokonany. Nie ma już powrotu.
- A jednak zła moc ożywa w twierdzy Czarnoksiężnika – rzekł Beorn cicho.
- Czarnoksiężnik został pokonany, a jego ciało uwięzione na wieki spoczęło w czeluściach Gór Angmaru…
- Jeśli zostanę z wami, narażę was i waszą misję na stokroć większe niebezpieczeństwo niż te trudności, którym będziecie i tak musieli stawić czoło. - odezwał się Gandalf.
Thorin wściekły zacisnął dłoń na łuku który miał w ręku. Enigmatyczność Gandalfa doprowadzała go do szału.
- Nie martw się Thorinie. Nie opuszczam was na zawsze. Spotkamy się pod Samotną Górą nim dzień Durina się skończy. A tymczasem… Bywajcie! I pamiętajcie! Za nic nie zbaczajcie ze ścieżki, bo nigdy jej już nie znajdziecie. - To rzekłszy Gandalf wsiadł na swojego konia i odjechał, pozostawiając zdezorientowaną kompanię pod ścianą Mrocznej Puszczy.
- Ruszamy! - ciszę przerwał rozkaz Thorina, który przepchnął się między kompanami do miejsca gdzie zaczynała się ścieżka.
Krasnolud przez chwilę jeszcze stał, a potem wkroczył do Mrocznej Puszczy, a za nim reszta krasnoludów i hobbit. 

_________________________
Historia napisana jest na  motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.

2 komentarze:

  1. Tak się cieszę, że tu trafiłam. Jestem po prostu oczarowana Tobą Dorotko :) Świetny fanfik. Czy jest jakaś szansa na przeczytanie poprzedniej wersji? Z chęcią przeżyłabym wraz z Elainą i Thorinem ich pierwszy pocałunek w Rivendell i cała przygodę od chatki Bilba :D Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Moemi, miło mi Cię gościć na moim blogu. Cieszę się, że tu trafiłaś. No i że podoba Ci się mój fanfick :) Oczywiście nie ma problemu, prześlę ci pierwszą część, potrzebuję tylko twojego adresu email. Wyślij go na annazgryfu@gmail.com ;)

      Usuń

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)