Dziś tak jak ostatnio zapraszam nie tylko do czytania, ale i do słuchania.
Pierwszy utwór "Song of Brotherhood" skomponowany przez Adriana Zieglera, to tło muzyczne dla kompanii krasnoludów odpoczywającej w siedzibie Beorna.
Drugi -"Pirate Love Song" autorstwa BrunuhVille - to temat Thorina i Elainy.
"Song of Brotherhood"
"Pirate Love Song"
Zapraszam do lektury :)
Rozdział 3
Czarodziej odchodzi
Rażące
światło przebijało się przez jej powieki i zaczynało ją już to
irytować. Gdzieś wokół słyszała znajome głosy. Elaina
przewróciła się na plecy i otworzyła oczy. Nad sobą miała jakąś
deskę. Nawet ucieszyła się, że od razu ją dostrzegła. Bacząc
by nie walnąć głową, wstała i otrzepała ubranie i włosy ze
słomy.
-
Czemu mnie nie obudzili... - mruknęła do siebie, zakładając
kubrak wyszła z boksu.
Natknęła
się na zaaferowanych Oina, Gloina, Bifura, Bombura. Bofur wyglądał
przez szparę w drzwiach jakby czekał na odpowiedni
moment.
-
Oin, Gloin! Teraz! - rzucił nagle i machnął ręką, a dwa
krasnoludy wybiegły prawie sprintem z chaty na dwór. Elaina uniosła
brwi zdziwiona.
Kili
i Fili stali z boku i też przestępowali z nogi na nogę. Jedynym,
który zachowywał spokój był Thorin, opierający się o drewniany
filar. Ramiona miał założone na piersi, włosy dla wygody spiął
z tyłu rzemieniem w niski koński ogon. Wyglądał inaczej, ale ani
trochę mniej dostojnie.
-
Chodź do nas! Chodź, zaraz wychodzimy! - zawołał Kili.
-
Co tu się dzieje? - zaspana przetarła twarz. Była
zdezorientowana tym czego była świadkiem, a jej zdumienie wzrosło
jeszcze bardziej w momencie, gdy chatę opuścili w podobnym stylu
Bifur i Bofur i Bombur.
-
Nasz czarodziej stwierdził, że lepiej będzie jak gospodarz tego
domu pozna nas po kolei. - odezwał się Fili.
-
Chciał zmniejszyć szok temu Zmiennokształtnemu. - dodał Kili, a z
podwórza dało się słyszeć odgłos wbijania topora w coś
twardego i jakby warkot niedźwiedzia.
-
Z marnym efektem jak słychać… - mruknął Thorin, zmarszczył
czarne brwi i podszedł do niej.
-
Czarodziej chce jak najlepiej… - odparła.
-
Jak zawsze. - Dębowa Tarcza uśmiechnął się z przekąsem nie
spuszczając z z niej stalowo błękitnych oczu.
Dziewczyna
uniosła kąciki ust w uśmiechu. Thorin podniósł dłoń do jej
włosów, a ona powiodła wzrokiem za jego ręką, a potem
uśmiechnęła się szerzej, gdy pokazał jej jeszcze jedną słomkę.
-
Czas na nas. - mruknął Fili widząc, że Elaina z nimi nie wyjdzie
i pociągnął za sobą brata.
-
Chodź Elaino, lepiej mieć to za sobą. - rzekł krasnolud i
dotykając dłonią jej talii. - Pójdę pierwszy. - dodał i powoli
wyszedł na ganek. Krasnoludzica cała spięta nie wiedząc czego ma
się spodziewać, postąpiła za nim.
-
...niewielka grupa? - ryknął Beorn i aż się cały zjeżył
widząc Thorina. Jednak tym razem miast skomentować, fuknął
nozdrzami groźnie i zawarczał obnażając białe zęby. - Ile
jeszcze członków ma ta twoja niewielka grupa?! - wycharczał
Zmiennokształtny do czarodzieja.
Gandalf
obejrzał się za siebie i zaraz uśmiechnął przepraszająco.
-
Jeszcze jednego. Ale to już naprawdę ostatni. - dodał szybko i
obejrzał się raz jeszcze. Zza Thorina wyszła w tym momencie
Elaina. Pokłoniła się powoli i spojrzała w oczy wielkiego
mężczyzny.
Beorn
wyszarpnął gwałtownie topór z pniaka. Wszyscy się cofnęli.
-
Spokojnie… - wybąkał Gandalf, ale Beorn poszedł bez słowa do
szopy i odłożył narzędzie pod ścianę.
-
Skoro już wszyscy wyszli z mojego domu, to niech tam z powrotem
wejdą. - rzekł dudniącym głosem Beorn. - Mam trochę sera i
mleko. - przesunął wzrokiem po całej czternastce krasnoludów. Na
chwilę zatrzymał się przy Elainie. Dziewczyna spuściła oczy,
przez co nie zobaczyła, że usta Zmiennokształtnego uniosły się
delikatnie w uśmiechu.
Kilka
chwil potem przy wielkim stole siedziała cała kompania, każdy z
jednym z dużych drewnianych kubków przed sobą. Gandalf opierał
się o filar przy kominku pykając fajkę. Beorn krążąc wokół
stołu leniwymi ruchami, przywodzącymi na myśl ruchy
niedźwiedzia, rozlewał krasnoludom do kubków mleko.
Elaina
przyglądała się Beornowi z zaciekawieniem. Kiedy spojrzał na nią
swoimi miodowo brązowymi oczami poczuła się trochę nieswojo.
Spuściła wzrok i spojrzała na lewo napotykając inne oczy. Thorin
uśmiechnął się do niej krzepiąco.
-
Kompania zaiste niezwykła… - usłyszała nad sobą niski, gardłowy
głos gospodarza, który spojrzał najpierw na Bilba, a potem znów utkwił wzrok w niej.
Elaina
wzięła do rąk wielki kufel z ciepłym mlekiem z dodatkiem miodu i
upiła trochę, by nie siedzieć bezczynnie. Czuła się jakby
obserwował ją jakiś drapieżnik. Skosztowała też koziego sera z
chlebem. Jak każdy krasnolud wolała mięso, ale była tak głodna, że nie zamierzała wybrzydzać. I wolała nie drażnić gospodarza,
który mimo niechęci okazał gościnność.
Tymczasem
Beorn na chwilę skupił się z innych krasnoludach. Przesuwał
badawczym wzrokiem po kompanii, ale w końcu wrócił do Elainy. Widziała to kątem oka i czuła jego wzrok. Odwróciła się
lekko i spojrzała na niego zdziwiona, ale nie ujrzała wrogości w
jego spojrzeniu, ale ciekawość. Beorn zmarszczył brwi i spojrzał
na Thorina.
-
A więc to ty jesteś Dębowa Tarcza… - bardziej stwierdził niż
zapytał.
Thorin
podniósł oczy na mężczyznę, milcząc.
-
Powiedz, krasnoludzie… dlaczego orkowie tak cię ścigają. I Azog?
Widziałem to ścierwo dzisiaj w nocy. – rzekł powoli.
-
Skąd znasz jego imię? – Thorin zmarszczył brwi.
-
Z dawnych dni… - mruknął groźnie Beorn. – Więził moich
braci… dla rozrywki. - mężczyzna mówiąc to zaczął dolewać
Elainie mleka, a ona dostrzegła na jego nadgarstku kajdany.
-
Jest was więcej? – wypalił Bilbo.
-
Było… - odparł Beorn.
-
Było? – wtrąciła się Elaina.
Beorn
spojrzał na krasnoludzicę.
-
Przez takich jak on, zmiennokształtni kiedyś tak liczni, zniknęli
z tego świata. Został tylko jeden...
Elaina
wbiła wzrok w ser przed nią i zamilkła.
-
Hej, głowa do góry… - mruknął do niej Kili, a ona się lekko
uśmiechnęła.
-
Jeśli chcecie dotrzeć do Góry przed końcem jesieni musicie się
śpieszyć… -Beorn odłożył dzban i oparł się o kominek.
-
Chcemy zdążyć przed Dniem Durina – mruknął Thorin ponuro
niezbyt miłym tonem.
-
I dlatego zamierzamy podążyć ścieżką elfów przez Mroczną
Puszczę. – dorzucił Gandalf piorunując wzrokiem Thorina.
-
Uważajcie zatem… Orkowie i pomioty bestii z dawnych Er znalazły
tam schronienie gromadząc się wokół Czarnoksiężnika
zamieszkującego w Dol Guldur. To nie jest bezpieczny zielony las jak
za dawnych czasów. Nie szedł bym tam za nic. Chyba, że nie miałbym
innego wyboru – rzekł Beorn patrząc na czarodzieja ponuro. – A
co do elfów… to nie liczcie na ciepłe przyjęcie. Elfy Leśne są
o wiele groźniejsze niż ich pobratymcy i mniej roztropne. Nie
lubią gości… - głos Beorna rozbrzmiewał w ciszy.
-
Myślę, że damy dobie radę. – rzucił Gandalf chcąc jakoś
uratować sytuację, bo miny krasnoludów były coraz mniej wesołe.
-
To nie ma znaczenia czarodzieju. – rzekł mu Beorn.
-
Dlaczego to mówisz? – zainteresował się Thorin, który siedział
dalej pod filarem i przed chwilą patrzył zamyślony w podłogę.
-
Bo wszędzie wokoło jest pełno orków. Azog wciąż was ściga i
czeka tylko aż opuścicie moje gospodarstwo. Jesteście piechotą…
- Zmiennokształtny wbił swoje miodowe oczy w krasnoluda – I nie
macie najmniejszych szans dotrzeć żywi do granic Puszczy.
Krasnoludy
milczały wiedząc, że Beorn ma rację. Elaina spojrzała na
Thorina, który miał oblicze jak gradowa chmura. Już miał coś
rzec, ale Beorn odezwał się ponownie.
-
Macie szczęście, że orków nienawidzę bardziej niż krasnoludów,
choć są chciwe i nie liczą się z innymi… - rzekł, patrząc
chłodno na Thorina – Czasem jednak i wśród krasnoludów są
wyjątki… - teraz jego wzrok zatrzymał się na Elainie . - Pomogę
wam dotrzeć do Puszczy. Powiedzcie tylko czego wam trzeba prócz
wierzchowców.
Gandalf
spojrzał zachęcająco na Thorina, a ten chwilę myślał.
-
Przede wszystkim potrzebujemy żywności. Straciliśmy wszystko w
grotach goblinów. - rzekł w końcu.
Beorn
pokiwał głową, co wszyscy odebrali za zgodę.
-
Przydałby się nam też dzień lub dwa odpoczynku. - dodał nagle
Gandalf, a Thorin spojrzał na niego zaskoczony i z rosnącym
gniewem, że podejmuje takie decyzje bez niego.
Beorn
zmarszczył kudłate brwi i zjeżył się.
-
Jeśli ci to oczywiście nie przeszkadza. - dodał asekuracyjnie
czarodziej.
-
Zostańcie. - burknął Zmiennokształtny . - Skoro musicie ...byle
krasnoludy nie plątały mi się pod nogami.
-
Absolutnie nie będą. - zapewnił Gandalf i skinął zadowolony
głową w podziękowaniu.
Gdy
skończyli jeść, a Beorn wrócił do rąbania drewna podwórzu,
Thorin podszedł do czarodzieja.
-
Kto ci dał prawo decydować, gdzie i ile będziemy stawać na
odpoczynek! Każdy dzień jest cenny, a ty…
-
Twoi druhowie są wyczerpani, a czeka was ciężka przeprawa przez
Mroczną Puszczę. Nie będzie to łatwa droga, więc doceń
gościnność Beorna. - rzekł marszcząc brwi czarodziej, po czym
jego rysy złagodniały – Odpocznij Thorinie… to ci dobrze zrobi
i oczyści myśli. Nie wiem kiedy będziecie mieli kolejną okazję
na nocleg w tak bezpiecznym miejscu.
Thorin
spojrzał niechętnie na czarodzieja, ale musiał przyznać mu rację.
Czuł ciągłe napięcie i stres w związku z wyprawą. A kolejne
przeciwności nie pozwalały na spokojne przemyślenie kolejnego
kroku.
-
Niech będzie. - rzekł i odszedł.
Gdy
nadszedł wieczór Beorn gdzieś zniknął. Nikt nie wiedział kiedy
i jak. Gandalf pytany o to zapewnił, że Zmiennokształtny zapewne
udał się na polowanie oraz, że mogą czuć się bezpieczni, gdyż
orkowie nie odważą się wkroczyć na ziemie Beorna. Krasnoludy
wcześniej onieśmielone obecnością wielkoluda, teraz rozluźniły
się. Dom rozbrzmiał więc śpiewami, na początku spokojnymi i
cichymi, ale z czasem głośniejszymi i żwawszymi.
-
...I wtedy żeśmy tę podgniłą cebulę rzucili prosto w tamtych.
I, niech mnie licho porwie, ale gdybym chciał trafić to prędzej
Durin by się znów obudził niż bym trafił! A tu… idealnie,
prosto w potylicę…. Następny raz kiedy tak szybko uciekałem, to
było wczoraj, przez tym niedźwiedziem… - opowiadał Bofur tym co
akurat nie śpiewali, i co chwila przerywały mu wybuchy śmiechu.
Był doskonałym gawędziarzem.
-
Cicho tam! Gubię rytm! - wrzasnął w końcu Oin, jeden ze
śpiewających krasnoludów.
-
Bo jesteś głuchy jak pień! - odpowiedział mu Gloin, siedzący
obok Bofura.
Wszyscy
się roześmiali. Łącznie z Bilbem, który przywykł już do
specyficznego humoru krasnoludów.
Elaina
siedząc na trawie przed domem Beorna nie zwracała uwagi na to co
działo się w domu. Patrzyła w gwiazdy i wsłuchiwała się w noc.
Mimo zapewnień Gandalfa wolała być czujna - nawyk z czasów gdy
jako strażnik patrolowała okolice Żelaznych Wzgórz. Dobry nawyk
pozostawania zawsze czujnym, nawet gdy miejsce jest bezpieczne nie
raz uratował jej życie. Odgarnęła włosy do tyłu. Miał do niej
dołączyć Kili, ale jakoś się nie pojawiał. Nie specjalnie
żałowała, choć lubiła go bardzo. Jej palce dotknęły trzech
blizn, zaczynających się kolejno od czoła, kości policzkowej i
żuchwy, a kończących się na wysokości ucha. Pamiątka po wargu
i jego jeźdźcu. Efekt niedoświadczenia, lekceważenia przeciwnika
i brawury. Brawury, której mało nie przypłaciła życiem, tak jak
kilku krasnoludów z jej oddziału patrolującego wtedy okolice
Żelaznych Wzgórz. Thorin zarzucił jej, że ryzykowała życiem na
klifie… ileż razy nim ryzykowała wcześniej! Zabijała wargów i
orków bez litości jako strażnik. I nauczyła się ich sposobów
walki, tego jak podchodzą przeciwnika, jak planują (prymitywnie, bo
prymitywnie, ale jednak) strategię ataku. I była w tym dobra. Tak dobra, że uczyniono ją dowódcą oddziału. Ta
myśl przywołała lawinę kolejnych wspomnień. O Żelaznych Wzgórzach,
królestwie krasnoludów na wschodzie, gdzie wykuwano najlepszą
broń. Topory, które nie pękały, miecze które nie łamały się,
bełty zdolne przebić każdy pancerz. Uśmiechnęła się na
wspomnienie zbroi jakie miała okazje nosić. Lżejsze i bardziej
wytrzymałe robiły tylko elfy. Jednak ich kunsztu, co krasnoludzica
musiała z niechęcią przyznać nie dało się prześcignąć
krasnoludzkim mistrzom kowalstwa i płatnerstwa. Dalej przyszedł
jej na myśl ojciec. Tęskniła za nim. Jedyna bliska jej osoba jaką
miała na tym świecie. Czasem żałowała, że go zostawiła. Czy
był zdrowy? Czy niczego mu nie brakowało? Czy… żył jeszcze?
Przetarła twarz dłońmi.
-
Może mój ojciec patrzy na te same gwiazdy… - powiedziała trochę do siebie, trochę do
siedzącego obok czarodzieja. - I zastanawia się gdzie jest jego
jedyne żyjące dziecko… - ostatnie słowa wypowiedziała łamiącym
się głosem, a po jej policzkach spłynęły dwie łzy.
-
Żałujesz moja droga, że wyruszyłaś w tę podróż? - zapytał
ostrożnie Gandalf, zaciągając się fajką.
-
Nie. - odparła natychmiast. - Choć tęsknię za nim. Ale dużo…
dużo się nauczyłam… a i krasnoludy bardzo zacne. Co do
jednego… - uśmiechnęła się do Gandalfa.
-
Prawda. Nawet nie wiesz jak cieszy mnie, że tak szybko znaleźliście
wspólny język . Co do Raina jestem pewien, że ma się dobrze,
moja droga. - Starzec pogładził długą brodę. - Otrzyj łzy, nie
jestem w stanie znieść jak płaczesz. - dodał troskliwym tonem.
Dłuższą
chwilę znów milczeli. Noc była spokojna, cicha, czasem odezwał
się świerszcz, czasem zahukała sowa. Łatwo było zapomnieć
dlaczego i po co się tu znaleźli i gdzie wkrótce znów wyruszą.
-
Los każdemu zapisuje co innego, ale…. Myślałaś już co zrobisz
gdy Thorin osiągnie to co zaplanował? - odezwał się znów
Gandalf.
Elaina
wzruszyła lekko ramionami.
-
A co mam robić? Wrócę do domu. - westchnęła. Słabo jednak
zamaskowała żal na taką okoliczność.
-
Może przyjdzie ci podjąć się kolejnego zadania. Thorin będzie
potrzebował wiernych towarzyszy by podnieść Erebor z ruiny. Poza
tym nie sądzę by wypuścił cię tak szybko, moja droga. Jesteś
dla niego kimś więcej niż towarzyszem podróży.
Elaina
zagryzła wargę, myśląc nad słowami czarodzieja.
-
Zauważyłam. - mruknęła. Dla
mnie również on jest kimś więcej…
dodała w myślach.
-
No cóż, noc już późna, a ja jestem już stary i w kościach
mnie już łupie... - rzekł Gandalf iwstał. - Dobranoc moja droga.
-
Dobranoc Gandalfie. Posiedzę jeszcze. Kili miał mi dotrzymać
towarzystwa, może jeszcze przyjdzie.
-
Warto poczekać, noc jeszcze młoda Elaino, może przyjdzie.
Czarodziej
otrzepał szatę, zabrał kapelusz i ruszył ku domowi. Gdy był tuż tuż, drzwi otworzyły się, ale zamiast Kilego wyszedł z nich
Thorin. Gdy zobaczył czarodzieja lekko się zmieszał.
-
Nocny spacer Thorinie? - zagadnął Gandalf krasnoluda.
-
Tak, muszę odetchnąć świeżym powietrzem. - rzekł, a odnalazłszy
wzrokiem Elainę, uśmiechnął się nieznacznie.
-
Zatem udanego spaceru. Thorinie. - Gandalf wszedł do domu i zamknął
za sobą drzwi uśmiechając się enigmatycznie. Thorin zaś ruszył
powoli do Elainy.
Krasnoludzica
siedziała opierając się na dłoniach i patrzyła w niebo, nucąc
sobie jakąś piosenkę.
-
Złóż przy mnie głowę,
zaśpiewam ci kołysankę, Zaśpiewam ci do snu, zaśpiewam ci na
drogę w którą ruszasz…
Nagle
za jej plecami zaskrzypiała deska.
-
Czemu się skradasz Kili? - mruknęła karcąco, przerywając
śpiewanie – Słyszę cię odkąd wylazłeś z domu. Nie śpieszyło
ci się…
-
Śpieszyło się, pani Elaino. - odezwał się Thorin. - Mój
siostrzeniec śpi za to w najlepsze. - dodał po chwili.
Elaina
odwróciła się gwałtownie. Thorin podszedł i stanął z
założonymi za siebie dłońmi. Poczuła jak serce zaczyna jej
trzepotać w piersi.
Thorin
postanowił, że nie pozwoli by tę noc spędzili osobno. Jej ciepło
i obecność dawały mu spokój, chciał być blisko niej. Odkąd ją
zobaczył w domku hobbita i potem gdy pierwszy raz miał ją w ramionach pragnąłby
to się powtórzyło. Nie umiał wytłumaczyć, dlaczego ta kobieta
tak na niego działała. Może była to spełniająca się
przepowiednia...Zresztą mało go w tym momencie obchodziło. Liczyło
się tylko to co czuł i ona.
-
Trudno. - odparła w końcu Elaina wzruszając ramionami.
-
Cóż to za piosenka, którą śpiewałaś? - zapytał Thorin
schodząc ze schodka i siadając obok Elainy.
-
A, to?… Ojciec mi to śpiewał, a wcześniej matka… taka tam
kołysanka. - odparła krótko.
-
Bardzo piękna melodia. - uśmiechnął się spoglądając na nią
szybko. Siedziała ze spuszczoną głową. Znał już tę pozę.
Zastanawiał się jedynie dlaczego zawsze gdy są sami ona jest
zmieszana, a przynajmniej sprawia takie wrażenie.
Elaina
co chwila odganiała coraz śmielsze myśli o Thorinie, było to
jednak bezsensowne bo one pojawiały się cały czas… Odkąd
posmakowała jego pocałunku w Rivendell, nie umiała o nim
zapomnieć. Spojrzała na Thorina, a on minimalnie się uśmiechnął.
I w tym uśmiechu i spojrzeniu krasnoluda dostrzegła odbicie ognia,
który w niej się rozpalał.
-
Przejdźmy się Elaino. - Thorin wstał, a ona kiwnęła głową.
Poszli
w kierunku niewielkiego zagajnika. Czuła na sobie jego wzrok, ale ignorowała to.
-
Jeśli wolno spytać, o czym rozmawialiście z czarodziejem? -
zapytał w końcu przerywając ciszę Thorin.
-
Wolno, to żadna tajemnica. O moim domu, o ojcu… - powiedziała
bardzo cicho.
-
Rozumiem. - Thorin spojrzał na nią zasmucony. Pierwszy raz z taką
mocą doszło do niego ile Elaina poświęciła, by dołączyć do
kompanii. Zastanawiał się co jej więcej odrzec, ale nie umiał
znaleźć słów. Wszak nie mógł zapewnić jej, że ojca znów
ujrzy. Nie był naiwny żeby, choćby pomijając smoka, lekceważyć
powagę niebezpieczeństw jakie jeszcze ich czekają.
-
Twój ojciec jest zapewne dumny z ciebie. - rzekł w końcu. - Ja
byłbym na jego miejscu. - dodał po chwili ciszej.
Elaina
spojrzała na niego z wdzięcznością.
-
Wszystko co umiem zawdzięczam jemu.
-
Zatem to doskonały wojownik i bardzo mądry krasnolud. - Thorin
zatrzymał się i uśmiechnął do Elainy.
Spojrzała
na niego zaskoczona, a jemu momentalnie zmiękło serce gdy spojrzał
w jej hebanowe oczy. Zaraz znalazł się przy niej. Objął ją ręką
w pasie.
-
Elaina … - wyszeptał prawie bezgłośnie, dotykając jej policzka
z czułością - Nigdy nie czułem czegoś takiego… takiego...
-
Ognia… - dokończyła przesuwając dłoń po jego szyi aż na kark.
-
Tak… - mruknął i przesunął delikatnie opuszkami po bliznach na
jej twarzy, wsunął palce w jej włosy. Ich teraz usta prawie się
dotykały. Po chwili Elaina poczuła znajome łaskotanie wąsów i
ułamek sekundy później czuły namiętny pocałunek. Odwzajemniła
pieszczotę z nie mniejszym ogniem. Zaraz też poczuła że dłonie
Thorina zaczynają błądzić po jej ciele. Wiedziała co to oznacza,
ale nie była na to gotowa. Zwolniła tempo pocałunku i odsunęła
dłonie krasnoluda.
-
Nie… - szepnęła.
Thorin
spojrzał na nią zaskoczony.
-
Wybacz mi, nie chciałem cię urazić. - rzekł cicho i odsunął się.
-
Nie uraziłeś Thorinie. - uśmiechnęła się – ale ja… ja tak
nie umiem… od razu, po prostu… - plątała się.
Krasnolud,
zmarszczył brwi. Zrobiło mu się głupio, że nie umiał nad sobą
zapanować. Że zachował się na chłystek, który pierwszy raz jest
z kobietą. Skłonił lekko głowę.
-
Mimo wszystko nie powinienem. - podniósł na nią wzrok.
Uniosła
leciutko kąciki w uśmiechu i delikatnie wzięła go za rękę.
-
Na wszystko przyjdzie czas. - szepnęła i przylgnęła do niego
nieśmiało, a on objął ją z czułością i pocałował jej włosy.
Czuł w sercu taką radość i siłę, że ona jest przy nim, że w
końcu przyznała się do swoich uczuć względem niego, że rzucił
by się nawet na smoka. W końcu zaczął widzieć coś więcej poza
mgłą okrywającą przyszłość po odzyskaniu Ereboru.
Od
kilku godzin gnali na beornowych koniach przez puste stepy mając w
oddali po lewej wielkie masywy Gór Mglistych, a po prawej i przed
sobą sięgającą po horyzont ciemnozieloną Puszczę. Gandalf
prowadził, a zaraz zanim podążał Thorin i o koński łeb za nim
Elaina. Dalej za nimi Bilbo i reszta kompanii.
Elaina,
kiedy na drugi dzień po nocnej rozmowie z Thorinem była zajęta
pakowaniem żywności od Beorna, którą ten nadzwyczaj hojnie się podzielił,
podszedł do niej Thorin. Przez chwilę przyglądał się temu co
robi, po czym spojrzał na horyzont.
-
Chcę żebyś była blisko, Elaino. Trzymaj się mnie, żebym w razie
czego, nie musiał się za tobą oglądać. Nie wiadomo co nas spotka
zanim dotrzemy do Puszczy… Słyszałaś co mówił
Zmiennokształtny… – rzekł cicho do niej.
-
Umiem o siebie zadbać… – wbiła wzrok w pasek torby, który
właśnie dociągała.
Thorin
dotknął jej ramienia i odwrócił do siebie.
-
Zauważyłem. Jednak będę spokojniejszy gdy będziesz blisko. Nie
chcę byś znów się narażała tak jak na klifie…
-
To ty się naraziłeś na niebezpieczeństwo, nie ja. - zauważyła
Elaina - Ja tylko ratowałam razem z Bilbem twoją cenną skórę,
Thorinie.
-
Za słowa, które ta gadzina tam wycharczała drogo zapłaci, poza
tym to była sprawa honoru. – Thorin zmarszczył brwi.
-
Tak samo, jak dla mnie sprawą honoru było ruszenie ci na pomoc. –
odparła Elaina wytrzymując surowe teraz, spojrzenie jego błękitnych
oczu.
-
Czemu jesteś taka uparta? – mruknął groźnie Thorin.
Elaina
westchnęła, to samo pytanie mogła zadać Thorinowi.
-
Dobrze, niech będzie. – spojrzała na niego, nie miała ochoty
się sprzeczać.Thorin kiwnął głową i dotknął dłonią jej
policzka.
Przez
chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, po czym Elaina wróciła do
dopinania sakwy przy siodle. Kątem oka widziała, że Thorin jeszcze
kilka sekund się jej przypatruje, po czym odchodzi. Usłyszała
zaraz też jego zwykły surowy ton, którym ponaglał Kilego i Filego
by pośpieszyli się z siodłaniem koni.
Słonce
zniknęło zasłonięte przez nadciągające ze wschodu ciemne
chmury. W oddali widać było na niebie mgliste smugi, które
spływały z obłoków ku ziemi niosąc deszcz.
Zsiedli
z koni i spojrzeli przed siebie. Na ponurą, ciemną ścianę
Puszczy.
-
Coś jest nie tak z tym lasem… - mruknęła Elaina do Kilego, a ten
kiwnął głową gapiąc się na zwyrodniałe pnie i dziwne porosty
na gałęziach.
-
Gandalfie ten las wygląda na chory… - zawtórował jej Bilbo.
Gandalf
nie odpowiedział, tylko podszedł bez słowa do ściany lasu i
zaczął się przyglądać powyginanym gałęziom.
-
I ani śladu orków… - mruknął hobbit w przestrzeń.
-
Co nie znaczy, że ich tu nie ma… - odrzekł mu Thorin, zsiadając
z kuca i podchodząc do Elainy.
-
Ścieżka elfów! – usłyszeli głos Gandalfa, który laską i
nogą odsuwał zeschnięte liście z gruntu przed sobą odsłaniając
kamienny bruk. Czarodziej wszedł w las i pozostając w zasięgu ich
wzroku dalej rozglądał się badawczo wokół siebie.
-
Nie podoba mi się tutaj… - marudził dalej Bilbo.
-
Minąłbym tę Puszcze z wielką ochotą gdybym miał czas panie
Baggins. – odezwał się Thorin poirytowany gadaniem hobbita, a
widząc zdziwiony wzrok niziołka, dodał. – Ale nie mam go na tyle
by nadkładać 100 mil drogi na północ, albo 200 na południe.
Elaina
rozglądała się po okolicy czujnie, ale nic jej nie zaniepokoiło
do momentu aż zobaczyła, około milę od nich na niewielkim pagórku
wielkiego niedźwiedzia, który węszył powietrze nosem uniesionym
wysoko w górę. Bestia rozejrzała się ze swojego pagórka, jakby
czegoś szukając, aż jej wzrok padł na grupkę krasnoludów.
Usiadła tedy na skale i jęła wpatrywać się w nich uparcie.
Dwalin
również dostrzegł Beorna i rzekł o tym Thorinowi, który z
niechęcią spojrzał na bestię.
-
Musi być pewny, że się nas pozbędzie stąd. – mruknął ponuro.
-
To też Thorinie! – usłyszeli nagle głos Gandalfa, który nagle
zaraz znalazł się za nimi. – Wypuśćcie kuce. Niech widzi ze
puszczacie je wolno. – rzekł czarodziej, a krasnoludy poczęły
odpinać juki i swoje rzeczy od grzbietów wierzchowców. - Mojego
zostawcie. Muszę was opuścić… - oznajmił gładko czarodziej, co
wywołało burzę krzyków i protestów wśród krasnoludów. Ponad
gwar przebił się tylko głos Thorina, jednocześnie uciszając
resztę kompanii.
-
Jak to? - krasnolud podszedł do czarodzieja . - Zostawiasz nas?
Gandalf
strapił się i przymknął oczy. W głowie miał to co usłyszał od
Beorna, nim wyjechali.
-
Pamiętam czasy, gdy Zło rządziło w tej krainie, a teraz czuję,
że znów podnosi łeb. W Dol Guldur coś się obudziło. Orkowie
będą ścigać krasnoludy póki ich wszystkich nie dopadną i nie
zabiją, a zła moc Dol Guldur dodaje im chyżości. Wiesz Gandalfie
co mam na myśli…
-
Wróg został pokonany. Nie ma już powrotu.
-
A jednak zła moc ożywa w twierdzy Czarnoksiężnika – rzekł
Beorn cicho.
-
Czarnoksiężnik został pokonany, a jego ciało uwięzione na wieki
spoczęło w czeluściach Gór Angmaru…
-
Jeśli zostanę z wami, narażę was i waszą misję na stokroć
większe niebezpieczeństwo niż te trudności, którym będziecie i
tak musieli stawić czoło. - odezwał się Gandalf.
Thorin
wściekły zacisnął dłoń na łuku który miał w ręku.
Enigmatyczność Gandalfa doprowadzała go do szału.
-
Nie martw się Thorinie. Nie opuszczam was na zawsze. Spotkamy się
pod Samotną Górą nim dzień Durina się skończy. A tymczasem…
Bywajcie! I pamiętajcie! Za nic nie zbaczajcie ze ścieżki, bo
nigdy jej już nie znajdziecie. - To rzekłszy Gandalf wsiadł na
swojego konia i odjechał, pozostawiając zdezorientowaną kompanię
pod ścianą Mrocznej Puszczy.
-
Ruszamy! - ciszę przerwał rozkaz Thorina, który przepchnął się
między kompanami do miejsca gdzie zaczynała się ścieżka.
Krasnolud
przez chwilę jeszcze stał, a potem wkroczył do Mrocznej Puszczy, a
za nim reszta krasnoludów i hobbit.
_________________________
Historia napisana jest na motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.
_________________________
Historia napisana jest na motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.
Tak się cieszę, że tu trafiłam. Jestem po prostu oczarowana Tobą Dorotko :) Świetny fanfik. Czy jest jakaś szansa na przeczytanie poprzedniej wersji? Z chęcią przeżyłabym wraz z Elainą i Thorinem ich pierwszy pocałunek w Rivendell i cała przygodę od chatki Bilba :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitaj Moemi, miło mi Cię gościć na moim blogu. Cieszę się, że tu trafiłaś. No i że podoba Ci się mój fanfick :) Oczywiście nie ma problemu, prześlę ci pierwszą część, potrzebuję tylko twojego adresu email. Wyślij go na annazgryfu@gmail.com ;)
Usuń