niedziela, 1 listopada 2015

Wyprawa pod Samotną Górę cz. II, Rozdział 4



Witajcie!
Proponuję dziś podczas czytania odsłuchać dwa poniższe utwory. 

Pierwszy - "Twisted" - inspirował mnie, gdy opisywałam kompanię Thorina w Mrocznej Puszczy i spotkanie z pająkami. Moim zdaniem ta muzyka idealnie oddaje szybkie, przebiegające po gałęziach i lepkich sieciach pająki, a także duszny i mroczny klimat Puszczy.

Co do drugiego utworu to gdy zabierałam się do opisywania Thranduila, szukałam muzyki. która pomoże mi oddać dostojeństwo i powagę tego elfiego władcy. Trafiłam w końcu na fanvideo gdzie tłem muzycznym jest piosenka Enyi "Athair ar Neamh" i to było to. Utwór idelanie oddaje według mnie klimat ukrytego w ciemnej Puszczy tejamniczego królestwa elfów, charakter jego mieszkańców jak i samego elfiego władcy, Thranduila. 

"Twisted"


"King Thranduil"


Zapraszam do lektury! :)


Rozdział 4
Mroczna Puszcza


Kiedy później Elaina wspominała etapy podróży do Ereboru, Mroczna Puszcza bez wątpienia wydawała się najbardziej koszmarnym jej fragmentem.
Las tak gęsto zarośnięty ogromnymi drzewami, że nie wpuszczał pod pokrywę liści więcej światła niż można doświadczyć w pochmurny jesienny dzień. Wokół nie było żadnego poszycia leśnego, żadnej zieleni, wszędzie tylko ogromne, dziwnie powyginane korzenie starych drzew. I ta wszechogarniająca duchota, ciągły brak świeżego powietrza. Wszystko to sprawiało, że Elaina kilka razy bała się, że zemdleje, a kiedy patrzyła po towarzyszach również widziała na ich twarzach to samo zmęczenie. Czasem zdawało im się, że słyszą głosy, że gdzieś widać ogniska, innym razem zapadała zupełna cisza. Grobowa. Nie było wiatru, nie skrzypnęła ani jednak gałązka. Cisza jak w koszmarnym śnie.
Co jakiś czas ogarniał a ich mgła. Dziwna mgła, choć oni sami nie wiedzieli jak to nazywać, bo zapach tego oparu był dziwny, powodował zawroty głowy, czasem majaki. Elaina kilka razy widziała dwóch lub nawet trzech hobbitów, ścieżka nagle rozwidlała się na trzy rozgałęzienia, gdy faktycznie było jedno. Najczęściej wtedy brali się za ręce i szli powoli, krok za krokiem ścieżką elfów. Byle dalej, byle naprzód. Co jakiś czas słychać było pytania o to ile drogi im zostało, czy można się zatrzymać na kolację, albo choć odsapnąć.
Thorin zabraniał postojów innych niż te konieczne. Zresztą sam nie wiedział jaka jest pora dnia. Nie wiedział, nie umiał określić jak długo już idą… Chciał jak najszybciej wyprowadzić towarzyszy z tego koszmarnego lasu. Co jakiś czas oglądał się za siebie i szybko przeliczał kompanię.
- Thorin stój! - Dwalin szarpnął go nagle za kubrak i pociągnął do siebie.
Dębowa Tarcza w ostatniej chwili się cofnął. Ścieżka kończyła się. Kończyła wpadając do pokaźnych rozmiarów przepaści, która rozciągała się przed nim. Jej kolejny fragment znajdował się na przeciwległym krańcu.
- I co teraz? - mruknął Dwalin.
- Czemu stoimy? - zapytał któryś krasnolud.
- Zgubiliśmy się? - padło w końcu pytanie, którego Thorin nie chciał usłyszeć.
- Cisza! - warknął rozdrażniony. - Ścieżka jest po drugiej stronie. Albo musimy znaleźć przejście, albo powinniśmy wrócić do miejsca gdzie ścieżka się rozwidlała.
- Ale nie było takiego miejsca!
- Poszliśmy w złą stronę?
- No pięknie! I co teraz?
- Spokój! Siadajcie! Nie rozchodzić się! - kolejna komenda Thorina przywołała krasnoludy do porządku. Wszyscy w milczeniu patrzyli na krasnoluda. Minuty mijały, a Thorin nic nie mówił. Oparł głowę na mieczu i zastanawiał się. Ale czuł spojrzenia towarzyszy. I to go niepomiernie irytowało. Nie wiedział co dalej. Nie miał pojęcia. Za to miał dość.
Elaina patrzyła na Thorina zmartwiona. Westchnęła cicho nie mogąc pomóc Thorinowi choć bardzo chciała. Doskonale zdawała sobie sprawę, że ciężar odpowiedzialności za towarzyszy i powodzenie wyprawy w tej chwili wyjątkowo mocno przygniata krasnoluda do ziemi. Odetchnęła jeszcze raz i i zaczęła rozglądać się wokół siebie szukając wzrokiem choćby śladu drugiej ścieżki. Nagle ktoś szarpnął ją za ramię.
- Elaino, patrz! - Bilbo wskazywał palcem w górę. Gdzieś wysoko, widać było przez opary i mgłę pokrywę liści, które migotały jak miedziane opiłki, skrząc się od promieni słońca, które musiały padać na las.
- Słońce… Bilbo… to nasza szansa! - szepnęła. - Musimy określić gdzie jesteśmy! Thorinie! - zawołała – Bilbo ma pomysł jak nas stąd wyciągnąć!
- Wy… wyciągnąć? Nie…. - Bilbo zaskoczony nadinterpretacją Elainy zaczął znów ją ciągnąć za rękaw.
- Och cicho! Bilbo chodź! - mruknęła i zaczęła go przepychać między krasnoludami.
- O co chodzi? - rozdrażniony Thorin spojrzał spod byka na hobbita i krasnoludzicę. Fakt iż się zgubili sprawił, że znów ogarnęło go widmo niepowodzenia wyprawy, a to sprawiało, że był drażliwszy i bardziej nieprzyjemny niż zwykle. Thorin spojrzał chłodno na hobbita i czekał.
Bilbo zaś zająknął się, westchnął i przeczesał w zakłopotaniu włosy.
- Gdybyśmy wspięli na drzewo… - Thorin uniósł brwi, a Bilbo już wiedział, że irytacja krasnoluda wzrasta – No więc można by wejść na drzewo…
- Och Bilbo… - mruknęła Elaina – Hobbit wlezie na drzewo, ponad pokrywę liści. Może uda mu się zobaczyć, w którą stronę powinniśmy iść dalej. - dokończyła szybko za niziołka Elaina.
- Ja wlezę? - Bilbo spojrzał na krasnoludzicę zaskoczony.
- Niezły pomysł. - wtrącił się Balin, co podchwycili inni.
Thorin skinął powoli głową, co oznaczało aprobatę, a gdy spojrzał na Elainę jego wzrok na chwilę złagodniał.
- No panie Baggins, na drzewo. Masz dowolność, wybierz sobie. - polecił Dwalin opierając się na toporze.
- Ale dlaczego ciągle ja?
- Bo jesteś włamywaczem! - odparł mu Kili
- A włamywacze są najsprawniejsi.- dorzucił Fili.
- I stworzeni do trudnych misji .– podsumował Kili.
Bilbo jeszcze przez chwilę stał, licząc że może ktoś się zlituje, ale nic takiego nie nastąpiło. Wziął się więc w garść i obrzucił spojrzeniem najbliższe drzewa. W sumie każde się nadawało do wspinaczki. Wiek i ich ilość w miejscu gdzie rosły spowodowały że można było się po nich wspinać jak po drabinie. Hobbit podszedł więc do najbliższego korzenia i rozpoczął wspinaczkę. Dość szybko pokonywał kolejne metry w górę. Po kilku minutach nie słyszał już nawet pokrzykujących do niego z dołu krasnoludów, a coraz więcej świeżego powietrza dopingowało do jeszcze szybszego wspinania. Kiedy nagle wyłonił się ponad pokrywę liści, aż zakaszlał przy pierwszych wdechach. Zachodzące słońce poraziło go i zamknął oczy, a gdy już przyzwyczaił się do ostrego światła, aż zaniemówił z wrażenia. Przed nim i za nim rozciągało się miedziano – złote szumiące morze liści.
- Jest… Jest! Rzeka! - krzyknął nagle bo w oddali dostrzegł migoczącą wodę. - Słyszycie?! - krzyknął w dół, ale nikt mu nie odpowiedział. - Thorin! Balin! Znalazłem! - krzyknął jeszcze raz, ale znów odpowiedziała mu cisza. Jakieś dziwne uczucie ogarnęło serce hobbita i postanowił wracać na dół. Gdy tylko zszedł niżej, mało nie jęknął z przerażenia. Cały las był osnuty pajęczyną. A na dole… Zatkał sobie usta dłonią. Wielkie, czarne pałąkowate odnóża trzymające na sobie obły włochaty odwłok szybciutko przemknęły nieopodal. Za jednym potwornym pająkiem podążyło pięć kolejnych.
- Zniknąć! Muszę zniknąć! Nie mogą mnie zobaczyć! - Bilbo zaczął obmacywać kieszenie kamizelki, w momencie kiedy udało mu się znaleźć pierścień stracił równowagę i runął w dół. Lecąc w ostatnim momencie założył go na palec.
- Są tacy tłuściutcy… zjemy ich… - głosy otaczały go zewsząd, gdy walnął o pajęczą sieć zawieszoną między konarami. - Co to? Kto to? - dopiero teraz uświadomił sobie, że słyszy głosy pająków. Zamarł na chwilę by drgania pajęczyny nie wskazały jego miejsca. - Zjemy ich…. Ostatni… walczył, dziwny… lżejszy od innych, jakiś taki suchy. Zawieś go tam. Niech dojrzeje. Jutro uczta. A tego nie możemy teraz? Jest taki tłusty. - Bilbo spojrzał w górę i aż jęknął. Ponad nim dwa wielkie pająki zawieszały kokony na gałęziach, tak jak się wiesza pęta kiełbasek do uwędzenia. Bilbowi w tym momencie kiełbasa obrzydła do końca życia. Jednocześnie poczuł w sercu taki gniew i wściekłość, że wyciągnął swój mały elfi miecz i pierwszemu przechodzącemu nad nim pająkowi wraził ostrze w miejsce gdzie łączą się wszystkie odnóża. Ni to gwizd, no to pisk przeciął gęste, duszne powietrze Puszczy, a obrzydliwa śmierdząca posoka polała się w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą leżał hobbit.
Bilbo tymczasem biegł po gałęziach w kierunku wiszących kokonów. Każdy którego dosięgnął odcinał i biegł dalej. Przy okazji okaleczał tyle pająków ile mu się udało. Zdezorientowane bestie nie wiedziały co robić, atakowały każde miejsce gdzie wyczuły jakiś ruch, niestety często trafiały na swoich pobratymców. Całkiem zapomniały o swoim łupie.
Tymczasem na dole, krasnoludy powoli wygrzebywały się z pajęczych sieci. Pierwszy wygrzebał się Dwalin.
- Niech przeklęty będzie ten las i te gadziny, czymkolwiek są! - klął po nosem, co jakiś czas wtrącając siarczyste słowa w khuzdul.
Wściekły rzucił się do Thorina, a gdy jego uwolnił obaj zaczęli oswobadzać resztę. Każdy z krasnoludów otrzepywał się z lepkich strzępków i łapał za swoją broń.
Thorin uwolnił z Kilim Filego i rozejrzał się po drużynie. Byli wszyscy, prócz niziołka…
- Gdzie Baggins? - krzyknął, a reszta zaczęła się rozglądać wokół.
- Ostatni raz widziałem go jak właził na drzewo! - odparł mu Gloin, a reszta potwierdziła.
- Uważajcie! Za wami! - ryknął Dwalin i krasnoludy odwróciły się jak jeden mąż. Dwa pająki przebierając kończynami zaatakowały kompanię. Na szczęście krasnoludy szybko otrząsnęły się z szoku jakim było tkwienie w pajęczych kokonach. Oin dobył swój bojowy młot i zamachnął się paskudnie roztrzaskując chitynowy pancerz ma grzbiecie pierwszego pająka. Ten upadł, nie mogąc się poruszyć, zginął za chwilę gdy Gloin wbił mu w łeb swój topór. Następnemu najpierw Kili wespół z Filim, Bofurem, Bifurem i Balinem odrąbali w stawie odnóża, a został dobity przez Dwalina. Na chwilę dane im było odsapnąć i gdy trójka najmłodszych na chwilę odłączyła się od reszty, by szukać Bilba zostali zaatakowani przez kolejne dwie bestie. Te były jednak mniejsze i szybsze od swoich martwych braci. Otoczyły Elainę, Kilego i Filego, atakując ich żądłami z morderczą prędkością. Reszta kompani gdy chciała im się rzucić na ratunek została otoczona przed kolejne dwa wielkie pająki. Thorin zdołał jedynie raz wystrzeli strzałę. Celował w odwłok tego który atakował akurat Elainę, niestety pająk w ostatnim momencie uniknął strzały, jednocześnie wykonując ruch żądłem w stronę krasnoludzicy. Stracił jednak równowagę i żądło jedynie drasnęło Elainę. To jednak wystarczyło i dziewczyna upadła błyskawicznie porażona toksyną.
Widząc to Fili trzasnął na odlew rozchwianego pająka przez szczęki, a potem jeszcze raz w łeb. Pająk padł, a krasnolud pośpieszył na pomoc bratu. We dwóch łatwiej im poszło z jednym pająkiem.
- Zostań przy niej! - Fili rzucił komendę i pobiegł pomóc reszcie w walce z ostatnim wielkim pająkiem.
Kili ukląkł przy Elainie i już wiedział, że jest źle. Skóra dziewczyny była biała, oczodoły posiniały, a wszelkie żyłki i tętnice zaczęły być widoczne jakby ktoś narysował jej węglem. Usłyszał krzyk za sobą i obejrzał się trafiając akurat na moment gdy sześciu krasnoludów rozerwało na kawałki potwora.
- Wujku! Szybko! – Kili nie czekał dłużej. - Elaina… obudź się! Wstawaj! - poklepał dziewczynę po pokrytych delikatnym zarostem policzkach.
Thorin w mgnieniu oka znalazł się przy siostrzeńcu i gdy tylko zobaczył twarz dziewczyny odrzucił miecz i upadł przy niej na kolana.
- Elaina! Oin! Szybko! - Thorin spojrzał na medyka, a stary krasnolud zaraz ukląkł przy dziewczynie. Podniósł powieki, ale gałki oczne były odwrócone, tak że nie nie widać było źrenic.
- Pająk ją drasnął żądłem! - rzucił Fili dostrzegając rozdarte ubranie na ramieniu Elainy. Oin szybko odsunął materiał. Ostre jak brzytwa żądło rozcięło lekko wierzchnią warstwę skóry, tak że rana nawet mocno nie krwawiła. Oin dotknął skóry na szyi w poszukiwaniu pulsu.
- Ona umiera panie Thorinie…
- Nie. - głos Thorina, nie był głosem sprzeciwu. On stwierdzał fakt. - Ratuj ją.
- Toksyna jest zbyt silna. Nie mam takich….
Świst strzały zagłuszył słowa Oina. Wszyscy zerwali się na nogi gotowi do kolejnej walki.
Dopiero teraz zauważyli, że wokół nich na konarach i korzeniach stoi blisko dwie dzięsiątki elfów.
- Odłóżcie broń! - elf o jasnych włosach zeskoczył zwinnie na ściółkę, a za nim pięciu jego towarzyszy. Krasnoludy zbiły się w grupkę wokół leżącej Elainy. Za nimi zeskoczyła kolejna grupa elfów.
- Odłożcie broń! - elfka o rudych włosach powtórzyła polecenie. Jednocześnie jej wzrok padł na leżące między krasnoludami ciało. - Mają rannego Legolasie. - powiedziała do niego po elficku, a ten uśmiechnął się nieprzyjemnie.
- Bron na ziemię! - zrobił krok w stronę krasnoludów, a te jak jeden mąż przyjęły pozycję do walki. Wzrok elfa padł na broń którą Thorin miał w dłoniach.
- Skąd masz ten miecz?! - warknął we wspólnej mowie, ale Thorin nie odezwał się ani słowem - Zabić ich! - elfy napięły łuki, a rudowłosa elfka podbiegła lekko do Legolasa. - Nie nadwyrężajcie mojej cierpliwości! - uniósł dłoń do góry, by dać rozkaz do strzału.
- Rzucić broń! - rozkazał Thorin, z niechęcią rzucając Orcrista na ziemię przed elfa, który zaraz go podniósł.
- Przeszukać ich! - elfy zaczęły szarpać krasnoludy, czego efektem była całkiem pokaźna kolekcja broni.
- Panie, jest drugi miecz! - jeden z elfów zauważył przy ciele Elainy Artraksta.
- Złodziejskie nasienie! - warknął Legolas. - Skąd macie te miecze? - podszedł bliżej do Thorina.
- Przeznaczenie . - odparł Thorin, uśmiechając się do elfa z pogardą.
- Świetnie! - mruknął Legolas. - Taurielo, weź go! - Legolas zwrócił się do rudej elfki - Należy ci się za poświęcenie w służbie królowi.
Tauriela skinęła głową, ale przyklękła przy Elainie.
- Wasz towarzysz umiera. - spojrzała na krasnoludy i zatrzymała wzrok na Kilim. - To twój brat?
Kili, który od chwili gdy zobaczył Taurielę, nie mógł oderwać od nie wzroku, pokiwał głową.
- Tak jakby… - wybąkał.
- Ruszajcie! Jesteście teraz we władzy króla Thranduila i to on zdecyduje o waszej przyszłości! - oznajmił Legolas i elfy otoczyły krasnoludy.
- Legolasie, musimy zabrać rannego. - Tauriela wskazała głową na ciało.
- Zabrać tego dogorywającego, bo go tu zostawię na pożarcie pająkom! - polecił krasnoludom Legolas.
Krasnoludy podniosły Elainę i poszły za elfami.
- Ja mogę go uleczyć…. - Tauriel szepnęła do dowódcy w sindarinie., gdy szli przez Puszczę – Jego ukąsił pająk. Mam przy sobie trochę athelasu, jeśli mu podam mu, zwalczy jad.
- Rób co chcesz. Ale nie powinnaś się nad nim litować. To wróg. - odparł niechętnie Legolas patrząc z pogardą na grupę krasnoludów.
Tauriela wyjęła z małej kaletki trochę suszonych listków i zwinnym , lekkim krokiem podbiegła do Kilego.
- Mam lekarstwo, pomogę mu. - rzekła we wspólnej mowie, a Kili spojrzał na Thorina.
- Skąd mam wiedzieć, że chcesz pomóc? - warknął Thorin.
- Nie masz wyjścia krasnoludzie. - odparła zimno Tauriela.
Thorin skinął wolno głową, a Tauriela podeszła do Elainy i wsypała odrobinę listków do ust krasnoludzicy. Potem przez chwilę patrzyła na jej twarz, ale nie było żadnej reakcji.
Krasnoludy również przyglądały się z niecierpliwością. Tauriela szybko przemknęła wzrokiem po twarzach więźniów i troska i smutek jakie zobaczyła w ich spojrzeniach zadziwiły ją. Najbardziej zaintrygował ją jednak czarnowłosy krasnolud, który pozwolił podać lek. Patrzył na nieprzytomnego towarzysza tak, jakby od tego czy ten otworzy oczy zależało jego życie. Ogromna nadzieja na chwilę odsunęła groźny i ponury wyraz twarzy Thorina, by po kilku sekundach zniknąć ustępując miejsca gniewowi. Krasnolud odwrócił głowę i zacisnął pięści.
- To twój syn, tak? - Tauriela wciąż patrzyła na Thorina, a ten spojrzał na nią jak rażony piorunem. Podobnie reszta krasnoludów.
- Co? - syknął Thorin.
- Elfy jednak są głupie! - wypalił w khuzdul Dwalin i zaśmiał się tubalnie , a z nim reszta kompanii.
- Spokój! - Jeden ze strażników szturchnął go mocno.
- To nie mój syn. - odparł Thorin, kręcąc z niedowierzaniem głową, że elfy nie rozpoznały w Elainie kobiety.
- Co najwyżej mogłaby być jego córką. - prychnął Gloin już we wspólnej mowie.
Tauriela zmarszczyła brwi i jeszcze raz spojrzała na nieprzytomnego krasnoluda. Teraz faktycznie dostrzegła łagodniejsze rysy i skórę gładszą i delikatniejszą niż u reszty. Krasnoludzka kobieta była też drobniejsza od swoich towarzyszy.
- Nie wiedziałaś, że krasnoludzkie kobiety są tak brzydkie, że łatwo jej pomylić z mężczyznami? - rzucił zgryźliwie po elficku Legolas, przysłuchujący się całej rozmowie.
- Ale on… ona nie jest brzydka! - odparła w sindarinie Tauriela. - To przez tę brodę. Zmyliła mnie.
Legolas pokręcił głową z niedowierzaniem.
Jakiś czas później las przerzedził się i zobaczyli przed sobą bramę pośród drzew. I prowadzący do niej most przerzucony nad rwącą rzeką.
W powietrzu rozległ się dźwięku rogu i wrota otwarły się przed przybyszami, by gdy tylko ostatni przekroczy próg Leśnego Królestwa zamknąć się z głuchym trzaskiem.

Srebrny kielich zadzwonił odłożony na kamienny misternie rzeźbiony stolik. Widok jaki rozciągał się z tarasu pałacu zaparł by dech w piersi każdemu. Jednak osoba, która go w tej chwili podziwiała, patrzyła nań marszcząc czarne gęste brwi. Zza chmur wyszło słońce i miedziane morze liści okrywających Mroczną Puszczę rozjarzyło się jak płynny metal, mieniąc się słonecznymi błyskami jak drobinkami złota. Thranduil przymknął oczy porażony tym blaskiem. Pamiętał doskonale jak jego las miast miedzią mienił się każdym odcieniem zieleni. Jakby każde drzewo miało liście z najczystszych szmaragdów, przy których kamyczki wydobywane przez krasnoludy z Ereboru były niczym więcej jak mętnymi szkiełkami. A ów blask był niczym przy zielonych oczach jego królowej… królowej, która dała mu syna. A potem odeszła.
- Panie?… - głos sługi wyrwał Thranduila z zadumy.
Odsunął od siebie szybko żal, który nagle pojawił się w jego sercu, przetarł długimi smukłymi palcami jasnobłękitne oczy i wyprostował się.
- Czego chcesz? - odparł niskim, głębokim głosem.
- Twój syn i kapitan straży przyprowadzili krasnoludy, które znaleźli w lesie.
Thranduil przekrzywił delikatnie głowę, zaskoczony. Potem przymknął oczy i wsłuchał się w swój pałac, który został zbudowany z lasu, żył jak Puszcza, kwitł i zasypiał wraz z nim, zgodnie z porami roku. Czarne brwi delikatnie się zmarszczyły, poza tym twarz elfa pozostała nieruchoma.
- Uwięzić ich w lochach. - rzekł cicho. - Tego który dowodzi umieścić osobno. Z dala od reszty.
Sługa skinął głową i wycofał się.
- A więc zapragnąłeś odzyskać swoje dziedzictwo Thorinie, synu Thraina. - wyszeptał Thranduil, a jego szept przybrał postać szumu liści i z powiewem wiatru uniósł się do bram. - Przeznaczenie znów sprawiło, że twój los zależy ode mnie. - uniósł kąciki ust w uśmiechu. - Znów będziesz mnie prosił o pomoc… będziesz mnie błagał…

Kilka minut później strażnik dotarł do oddziału, który pojmał krasnoludy. Elf podszedł do Legolasa i powiedział mu kilka zdać po cichu.
- Rozdzielić ich! - warknął Legolas wskazując dłonią gdzie mają być zabrane krasnoludy, - Ty idziesz z nami! - wskazał na Thorina, który w głowie usłyszał przed chwilą słowa władcy Leśnego Królestwa. Gniew się w nim gotował, ale mimo to nie stracił nad sobą panowania. Jeszcze nie teraz. Spojrzał na leżącą na ziemi Elainę i zdało mu się dziewczyna się poruszyła. Zrobił krok w jej stronę, ale elfy go zatrzymały i popchnęły w przeciwnym kierunku.
- Dwalin, zajmij się nią! - zawołał, jeszcze i znikł im z oczu.
- Wujku! - Kili wyrwał się ale zaraz wylądował na ziemi, odepchnięty przez strażników.
- Thorin! Gdzie go zabieracie? - krasnoludy protestowały systematycznie spychanie w kierunku lochów.
- Milczeć! Ruszać się! - Legolas z pogardą patrzyła na krasnoludy.
- Na dół! Jazda! - reszta elfów również nie hamowała się w okazywaniu niechęci dla więźniów.
Dwalin nie czekając wziął na ręce Elainę. Nie możliwym było bowiem niesienie jej w kilku na ramionach jak wcześniej. Dziewczyna ku jego zdumieniu i uldze poruszyła się, zaczęła też otwierać oczy.
- Gdzie…. Co… Moja ręka…. - jęknęła z bólem.
- Spokojnie, krasnoludzie. - mruknął Dwalin.
Gdy doszli do elfich lochów Tauriela podeszła do Dwalina wraz z kilkoma wojownikami i wskazała osobny korytarz.
- Ruszaj!
Dwalin ani drgnął. Tauriela skinęła na jednego z elfów, a ten drzewcem włóczni zdzielił Dwalina pod kolanem. Krasnolud syknął i ugiął nogę, ale nie klęknął.
- Ruszaj! - powtórzyła twardo, patrząc na dyszącego z bólu i wściekłości Dwalina. - Następnym razem złamią ci kolano.
Elaina wszystko co działo się wokół niej odczuwała jak w jakimś koszmarnym śnie. Nie wiedziała gdzie jest. Nie pamiętała czemu całe ciało boli ją, a ręka płonie jakby ktoś położył jej na niej rozżarzone węgle.
- Boli… Czemu… tato… pomóż... - wyjęczała w khuzdul.
Dwalin spojrzał na dziewczynę i zacisnął szczęki. Jak bardzo musiała cierpieć, skoro wzywała ojca? Bez słowa poszedł korytarzem wskazanym przez rudowłosą elfkę. Po chwili doszli do osobnej dużej celi.
- Połóż ją na ziemi. - poleciła, a Dwalin wykonał polecenie z nieufnością patrząc na elfy.
- A teraz wychodź! - Tauriela minęła krasnoluda i podeszła do Elainy.
- Nie zostawię jej! - warknął Dwalin.
- Zabrać go! - strażnicy rzucili się na Dwalina i wywlekli go z celi. Silny krasnolud przysporzył im nie lada trudności, ale w końcu został zamknięty w celi z innymi. Jeszcze długo słuchać było jak Dwalin przeklina ich w krasnoludzkim języku, a potem jak wali w kraty, wściekły.
Tymczasem Tauriela pochyliła się nad krasnoludzką kobietą i dotknęła jej czoła. Było gorące, a krople potu sączyły się z jej skóry. Czas tego krasnoluda się kończył. Athelas musiał tylko spowolnić działanie jadu.
- Wyjść! - rozkazała strażnikom. - Nikt nie ma do niej wstępu! - Tauriela czym prędzej wybiegła z celi zatrzaskując za sobą kratę. Skręciła w kolejny korytarz i zniknęła w mroku. Szybko i zwinnie pokonywała kolejne schody, aż wpadła do swojej komnaty w pałacu. Prędko zabrała z niej większą kaletkę i bukłak z wodą i pobiegła z powrotem do lochów.
- A gdzie ci się tak śpieszy, Taurielo?
Elfka zatrzymała się momentalnie.
- Do obowiązków mój panie. - pokłoniła się nisko Thraduilowi, który niczym duch wyłonił się z korytarza. Miał na głowie koronę z gałązek czerwonego klonu i bluszczu.
- Czy aby na pewno? Nie przypominam sobie, by leczenie umierających więźniów było w zakresie obowiązków mojego kapitana straży. - elfi król podszedł bliżej, zaskakując ją tym jak szybko doszły do niego wieści.
- Ten jest wyjątkowy panie.
- Ach tak… - twarz Thranduila nie zdradzała żadnych emocji. - A dla kogo? - spojrzał pytająco na elfkę.
- Ona nic nie zrobiła, nie musi umierać. - wypaliła Tauriela.
- Ona? - błękitne oczy spojrzały uważniej na Taurielę, a brwi uniosły się delikatnie. - Czyli to ona? - nieprzyjemny uśmiech zagościł na twarzy Thranduila. - Zatem idź. Ratuj niewinne życie. - rzekł łaskawie - Gdyby ci się udało… chcę wiedzieć. - jego ton nabrał groźnych tonów. - I czekam na raport.
- Oczywiście mój panie, będzie jak chcesz. - elfka pokłoniła się i odeszła czym prędzej udając się do krasnoludzicy.

Tauriela przybiegła do celi Elainy i czym prędzej zajęła się przygotowywanie silnej odtrutki na toksynę pająka. Stan krasnoludzicy odkąd ją zostawiła kilkanaście minut temu, pogorszył się drastycznie. Elaina trzęsła się w gorączce, była cała mokra, jakby ktoś przed chwilą polał ją wodą. Jęki cierpienia jakiego doznawała jeżyły włosy na głowie.
- Przeklęte pomioty Ungolianty, a żeby was tak wszystkie ziemia pochłonęła! - mruczała elfka co chwila spoglądając na gasnącą kobietę. Palce Taurieli błyskawicznie kruszyły potrzebne zioła. W końcu elfka podzieliła mieszankę, na dwie części. Pierwszą zalała elfią wodą i zamieszała kilka razy. Usiadła przy głowie krasnoludzicy i zaczęła poić ją miksturą, nie zrażając się, że duża część się ulewa – specjalnie zrobiła więcej lekarstwa. Gdy napoiła Elainę, wzięła swój nóż i jednym płynnym ruchem rozcięła ranę po żądle, czemu towarzyszył jeszcze bardziej przeraźliwy jęk umierającej. Zasypała to drugą częścią ziół i przyłożyła do rany obie dłonie. Przymknęła oczy i z jej ust zaczęła płynąć cicha litania zaklęć. Ramię zaczęło pulsować jej pod palcami. W końcu dostrzegła, że z rany zaczyna płynąć czarna krew. Zmobilizowała się więc jeszcze bardziej i głośniej zaczęła mówić zaklęcia uzdrawiające. Jad uciekał z ciała Elainy z każdą sekundą. W końcu uszło go tyle, że Elaina przestała odczuwać przeraźliwy ból i zapadła cisza. Co jakiś czas tylko jej ciało sztywniało w spazmatycznych odruchach.
- Dobrze… walcz krasnoludzie! - szepnęła Tauriela w sindarinie jeszcze bardziej żarliwie. - Walcz z tym!
Kilka minut później Elaina całkiem się uspokoiła. Otworzyła słabo oczy.
- Gdzie ja jestem…. - wyszeptała niewyraźnie. - Co ja tu robię…
Tauriela odsunęła się od niej, ale tylko po to by wziąć bandaże. Najpierw oczyściła ranę z resztek ziół i zaczęła owijać ramię.
- Jesteś w Leśnym Królestwie. - odparła Tauriela.
- El.. Elfy? - Elaina otworzyła szerzej oczy i podniosła głowę. Nawet w Żelaznych Wzgórzach opowiadano o elfim władcy z Mrocznej Puszczy. - Gdzie reszta?… Gdzie są?
- Wszyscy są tutaj, mój król nakazał was uwięzić. - wyjaśniła elfka.
- Thorin… - Elaina znów się podniosła, ale Tauriela dłonią popchnęła ją znów na ziemię. - Gdzie jest? Muszę go zobaczyć! I resztę! Kili! Fili! Dwalin!…- zawołała słabo.
- Cicho bądź! Och jesteś taka uparta. Przed chwilą byłaś krok o śmierci. Leż spokojnie! - mruknęła elfka kończąc opatrywanie. - Jutro, najdalej za dwa dni, będziesz sprawna. Ręka gdy się zagoi nie będzie nosiła śladu po jadzie. - Tauriela wstała zgrabnie z kolan – A to dla ciebie ważne, prawda? Bo jesteś wojowniczką. Jak ja.
Elaina pokiwała lekko głową i przewróciła się na bok. Tauriela w tym czasie zaczęła zbierać swoje medykamenty.
- Przyniosę ci dziś coś do jedzenia. - Elaina znów pokiwała głową i przymknęła oczy. Po chwili usłyszała trzask stalowej kraty i zapadła cisza. Spróbowała podnieść się trochę, ale szybko opadła z sił.
Nie czuła już bólu, ale jedynie ogromne zmęczenie. Umysł jednak miała trzeźwy. Jej myśli zaraz powróciły do kompanii i Thorina. Co się z nimi działo? Jak daleko od nie byli? A Thorin? Jedyne czego teraz potrzebowała to jego obecności. Był tym , kto dałby jej siłę, teraz kiedy była słaba. Tak bardzo chciała poczuć jego zapach, delikatne drapanie brody na swoim policzku. Usłyszeć jego głos… Niski, głęboki szept, tak cudownie uspokajający. Ale była sama. Nie wiedziała nawet w jakim był stanie, po tym jak walczyli z pająkami. Postanowiła przywołać jakieś jego wspomnienie, przypomnieć sobie co robił zanim napadły ich te bestie. Niestety nie pamiętała wiele od momentu kiedy Bilbo zaczął wspinać się na drzewo. Bilbo! Jak mogła o nim zapomnieć! Poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku. Gdzie jest? Czy umknął pająkom? Czy jest tu razem z nimi? Elfka nic nie wspomniała o kimś kto by się wyróżniał wyglądem i wzrostem.
Elaina lekko zacisnęła pięść z żalu.
- Och Bilbo… - szepnęła.
Nagle w świetle wejścia do celi znów stanęła rudowłosa elfka i weszła do środka. Trzymała w dłoniach miskę z jedzeniem. Elaina spojrzała nieufnie na Taurielę.
- Czemu mi pomagasz?
- Nie mogłam patrzeć jak cierpisz... - odparła gładko elfka i położyła przed Elainą miskę.
- Już nie cierpię. - Elaina odsunęła niedbale nogą miskę.
- Ale możesz znów zacząć! - głos elfki nabrał ostrzejszych tonów, po czym przymknęła oczy i westchnęła – Krasnoludzie, przestań robić trudności. Na twoim miejscu nie odmawiałabym jedzenia.
- Nie jesteś na moim miejscu – syknęła Elaina - Czy o moich kompanów również tak dbacie?
Tauriela wyczuła ironię, ale zignorowała zaczepkę.
- Nie martw się o nich. Nie mają gorzej niż ty.
- Zanieś im lepiej to jedzenie, ja go nie potrzebuję. - Elaina spojrzała dumnie na elfkę.
- Nie rozkazuj mi! Zapominasz gdzie jesteś krasnoludzie! - warknęła Tauriela i wyszła z celi zostawiając miskę z jedzeniem.
Była zła na siebie. Nie potrzebnie litowała się nad krasnoludami. To jak potraktowała ją ta brodata krasnoludzka kobieta, po tym jak uratowała jej życie, potwierdziło tylko to co mówił Legolas.
- Witaj Taurielo… - usłyszała nagle. Legolas zeskoczył z wyższego poziomu schodów i wylądował przed nią.
- Witaj Legolasie, myślałam akurat o tobie. - uśmiechnęła się.
- Ja o tobie również… - dotknął jej ramienia, a ona zarumieniła się delikatnie.
- Idę do króla zdać raport z wyprawy do lasu. - powiedziała spoglądając na elfa.
- Wracam od niego. Wcześniej musiałem uporać się z tym krasnoludem, którego mieliśmy umieścić osobno. Musiałem go ogłuszyć. Niesamowite ile te karły mają siły. Przeklęta rasa… - przewrócił oczami. - Mam nadzieję, że tobie poszło łatwiej.
- Powiedzmy. - skrzywiła się z niesmakiem elfka. - Na mnie już czas, nie mogę pozwolić by twój ojciec czekał. - dodała i lekkim zwinnym krokiem skierowała się do komnat Thranduila.
Dostojny elf spacerował po komnacie, rozmyślając nad tym co dziś się wydarzyło, gdy weszła Tauriela.
- Wasza wysokość, przyszłam złożyć raport.
- Słucham zatem. - rzekł Thranduil spoglądając na elfkę z wyższością.
- Pająki rozprzestrzeniają się coraz bardziej. Niedługo podejdą pod nasze ziemie…
- Dlaczego więc nie niszczycie ich gniazd? - w głosie króla słychać było naganę.
- Niszczymy panie, ale one namnażają się w tak szybkim tempie. Odnoszę wrażenie, że przychodzą ze Dol Guldur...
- Stara twierdza jest opuszczona. - rzekł twardo Thranduil.
- A jednak coś się tam dzieje, czuję to. Obawiam się, że mogą ucierpieć także inne krainy….
- Twoje odczucia mnie nie interesują. Podobnie jak inne krainy. - Thranduil przerwał jej szorstko – Twoim zadaniem jest chronić naszą ziemie. I tego od ciebie wymagam. Dalej.
Tauriela lekko zbita z tropu, na chwilę zamilkła.
- Więźniowie, których przyprowadziliśmy z Puszczy zostali umieszczeni o osobnych celach. Dowódca jest umieszczony w części podziemnej. Reszta w kilku osobowych celach na pierwszym poziomie.
- Dobrze. A jak twoja misja ratunkowa? - Thranduil spojrzał na nią przelotnie idąc do stolika, gdzie stała kryształowa karafka z winem.
- Zakończona sukcesem.
- Doprawdy... - słowa Thranduila były lekko zabarwione sarkazmem. - Zatem kogo uratowałaś, jestem bardzo ciekaw.
- To krasnoludzka kobieta. Nie znam jej imienia, ale należy do tej dziwnej kompanii.
Elf upił odrobinę wina z eleganckiego kieliszka.
- Kobieta mówisz, to bardzo ciekawe, bo krasnoludzkie kobiety rzadko kiedy opuszczają podziemne miasta.
- To informacja potwierdzona przez same krasnoludy.
- Przyprowadzisz mi tu tę… kobietę. - rzekł Thranduil.
- Nadal jest słaba. Jad pająka wyzuł z niej wszelkie siły. - zauważyła Tauriela ostrożnie.
- Skoro pokonała jad, ma dość sił. - odparł szorstko elf.
Tauriela spojrzała na Thranduila zaskoczona, po czym kiwnęłą powoli głową, pokłoniła się i wyszła.

Elaina tymczasem siedząc samotnie w celi, zaczęła coraz łaskawie spoglądać na pozostawioną przez elfkę miskę. Nie było co ukrywać. By głodna. Bardzo głodna. Tak, że duma powoli zaczynała ją uwierać, aż w końcu odsunęła ją zupełnie i wzięła miskę.
- Elfy… sama zielenina. Jak króliki. O Mahalu… zjadłabym królika… pieczonego… Nie! Uspokój się, kobieto! Nie ma królika! Jest sałata, jesz sałatę! - mamrotała do siebie, widząc zawartość miski, ale powiedziała to tylko w sumie dla zasady, by uspokoić sumienie, po czym łapczywie zaczęła jeść. Gdy zaspokoiła pierwszy głód, odłożyła miskę na bok postanawiając zostawić trochę jedzenia na później. Jednocześnie zaczęła się zastanawiać, kiedy ostatni raz jadła coś w miarę po krasnoludzku normalnego. Zaczęła się cofać w czasie myślami i… okazało się, że ostatni porządny posiłek zjadła w domu hobbita. Aż westchnęła przypominając sobie tamten pamiętny wieczór, a w brzuchu jej zaburczało.
- Co ja bym dała, za porządną pieczeń… - szepnęła znów do siebie łamiącym się głosem. Dawno nie była tak głodna.
- A ja za jajka na bekonie... - nagle odezwał się głos hobbita. Elaina rozejrzała się gwałtownie po celi.
- Na Mahala, wariuję… z głodu tracę zmysły… - szepnęła przerażona krasnoludzica.
- Nieprawda. - głos hobbita nabrał zrzędliwej barwy.
- Odejdź, czymkolwiek jesteś! - zawołała cicho. - To jakieś czary! Ten las jest przeklęty! Tu muszą być jakieś halucynogenne opary!
- Zamilknij na chwilę! - syknął hobbit – Bo za chwilę będzie tu pół straży, a wierz mi jest ich tu mnóstwo!
Elaina zamknęła buzię.
- Bilbo, przecież zostałeś w lesie! Pająki cię pożarły! - nie mogła się powstrzymać.
- Och… tak, miały kilka okazji, ale jak widać… ekhm, słychać, nie udała im się ta sztuczka.
- No właśnie, hobbicie! Co to za sztuczki? Czemu cię nie widzę? - zapytała z wyrzutem w głosie.
- A, to! - zmieszał się hobbit. - Takie tam, niewinne zabawy.
Elaina usłyszała odgłos szurania stóp i nagle obok niej pojawił się hobbit.
- Bilbo! - uśmiechnęła się. - Jesteś! Cały! - obejrzała go szybko od stóp do głów. - Zadziwiasz mnie coraz bardziej!
- Widziałem jak ta elfka cię opatrywała. Wyleczyła cię pani Elaino, bo na mój gust jeszcze chwilę i kompania zmniejszyła by się o jednego krasnoluda. - mruknął Bilbo zmieniając temat - Tego najważniejszego według mnie. - dodał po chwili.
Elaina uśmiechnęła się ciepło do Bilba.
- Dobrze wiesz, że nie jestem najważniejsza.
- Jesteś Elaino. Dla mnie i… dla pana Thorina na pewno.
Krasnoludzica uniosła brwi pytająco.
- Bo jesteś jedynym krasnoludem, który nie traktuje mnie jak zło konieczne. - rzekł z lekkim zakłopotaniem Bilbo. - Co do Thorina, to nie każ mi wyjaśniać… - hobbit zarumienił się. - Ktoś idzie! - syknął nagle. Potem odwrócił się i zniknął.
- Bilbo? Bilbo! - szepnęła Elaina, ale nikt jej już nie odpowiedział.
Oparła głowę o ścianę i czekała. Po chwili zobaczyła rudowłosą elfkę. Przewróciła oczami.
- Zobacz, zjadłam trochę tego waszej króliczego żarcia. - syknęła Elaina – Może jakaś nagroda w ramach motywacji do dalszej współpracy?
- Wstawaj. - poleciła Tauriela Elainie, zupełnie nie reagując na jej słowa. - Idziemy do mojego króla!

________________
Historia napisana jest na  motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.



4 komentarze:

  1. Bardzo mi się podało. Zwłaszcza opis Mrocznej Puszczy i przedstawienie elfów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech tylko elfi król nie zrobi jej krzywdy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nie to ona jest tą osobą, której Thranduil chciałby najbardziej zaszkodzić ;)

      Usuń

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)