Witajcie!
Proponuję dziś podczas czytania odsłuchać dwa poniższe utwory.
Pierwszy - "Twisted" - inspirował mnie, gdy opisywałam kompanię Thorina w Mrocznej Puszczy i spotkanie z pająkami. Moim zdaniem ta muzyka idealnie oddaje szybkie, przebiegające po gałęziach i lepkich sieciach pająki, a także duszny i mroczny klimat Puszczy.
Co do drugiego utworu to gdy zabierałam się do opisywania Thranduila, szukałam muzyki. która pomoże mi oddać dostojeństwo i powagę tego elfiego władcy. Trafiłam w końcu na fanvideo gdzie tłem muzycznym jest piosenka Enyi "Athair ar Neamh" i to było to. Utwór idelanie oddaje według mnie klimat ukrytego w ciemnej Puszczy tejamniczego królestwa elfów, charakter jego mieszkańców jak i samego elfiego władcy, Thranduila.
"Twisted"
"King Thranduil"
Zapraszam do lektury! :)
Mroczna Puszcza
Kiedy
później Elaina wspominała etapy podróży do Ereboru, Mroczna
Puszcza bez wątpienia wydawała się najbardziej koszmarnym jej
fragmentem.
Las
tak gęsto zarośnięty ogromnymi drzewami, że nie wpuszczał pod
pokrywę liści więcej światła niż można doświadczyć w
pochmurny jesienny dzień. Wokół nie było żadnego poszycia
leśnego, żadnej zieleni, wszędzie tylko ogromne, dziwnie
powyginane korzenie starych drzew. I ta wszechogarniająca duchota,
ciągły brak świeżego powietrza. Wszystko to sprawiało, że
Elaina kilka razy bała się, że zemdleje, a kiedy patrzyła po
towarzyszach również widziała na ich twarzach to samo zmęczenie.
Czasem zdawało im się, że słyszą głosy, że gdzieś widać
ogniska, innym razem zapadała zupełna cisza. Grobowa. Nie było
wiatru, nie skrzypnęła ani jednak gałązka. Cisza jak w koszmarnym
śnie.
Co
jakiś czas ogarniał a ich mgła. Dziwna mgła, choć oni sami nie
wiedzieli jak to nazywać, bo zapach tego oparu był dziwny,
powodował zawroty głowy, czasem majaki. Elaina kilka razy widziała
dwóch lub nawet trzech hobbitów, ścieżka nagle rozwidlała się
na trzy rozgałęzienia, gdy faktycznie było jedno. Najczęściej
wtedy brali się za ręce i szli powoli, krok za krokiem ścieżką
elfów. Byle dalej, byle naprzód. Co jakiś czas słychać było
pytania o to ile drogi im zostało, czy można się zatrzymać na
kolację, albo choć odsapnąć.
Thorin
zabraniał postojów innych niż te konieczne. Zresztą sam nie
wiedział jaka jest pora dnia. Nie wiedział, nie umiał określić
jak długo już idą… Chciał jak najszybciej wyprowadzić
towarzyszy z tego koszmarnego lasu. Co jakiś czas oglądał się za
siebie i szybko przeliczał kompanię.
-
Thorin stój! - Dwalin szarpnął go nagle za kubrak i pociągnął
do siebie.
Dębowa
Tarcza w ostatniej chwili się cofnął. Ścieżka kończyła się.
Kończyła wpadając do pokaźnych rozmiarów przepaści, która
rozciągała się przed nim. Jej kolejny fragment znajdował się na
przeciwległym krańcu.
-
I co teraz? - mruknął Dwalin.
-
Czemu stoimy? - zapytał któryś krasnolud.
-
Zgubiliśmy się? - padło w końcu pytanie, którego Thorin nie
chciał usłyszeć.
-
Cisza! - warknął rozdrażniony. - Ścieżka jest po drugiej
stronie. Albo musimy znaleźć przejście, albo powinniśmy wrócić
do miejsca gdzie ścieżka się rozwidlała.
-
Ale nie było takiego miejsca!
-
Poszliśmy w złą stronę?
-
No pięknie! I co teraz?
-
Spokój! Siadajcie! Nie rozchodzić się! - kolejna komenda Thorina
przywołała krasnoludy do porządku. Wszyscy w milczeniu patrzyli na
krasnoluda. Minuty mijały, a Thorin nic nie mówił. Oparł głowę
na mieczu i zastanawiał się. Ale czuł spojrzenia towarzyszy. I to
go niepomiernie irytowało. Nie wiedział co dalej. Nie miał
pojęcia. Za to miał dość.
Elaina
patrzyła na Thorina zmartwiona. Westchnęła cicho nie mogąc pomóc
Thorinowi choć bardzo chciała. Doskonale zdawała sobie sprawę, że
ciężar odpowiedzialności za towarzyszy i powodzenie wyprawy w tej
chwili wyjątkowo mocno przygniata krasnoluda do ziemi. Odetchnęła
jeszcze raz i i zaczęła rozglądać się wokół siebie szukając
wzrokiem choćby śladu drugiej ścieżki. Nagle ktoś szarpnął ją
za ramię.
-
Elaino, patrz! - Bilbo wskazywał palcem w górę. Gdzieś wysoko,
widać było przez opary i mgłę pokrywę liści, które migotały
jak miedziane opiłki, skrząc się od promieni słońca, które
musiały padać na las.
-
Słońce… Bilbo… to nasza szansa! - szepnęła. - Musimy określić
gdzie jesteśmy! Thorinie! - zawołała – Bilbo ma pomysł jak nas
stąd wyciągnąć!
-
Wy… wyciągnąć? Nie…. - Bilbo zaskoczony nadinterpretacją
Elainy zaczął znów ją ciągnąć za rękaw.
-
Och cicho! Bilbo chodź! - mruknęła i zaczęła go przepychać
między krasnoludami.
-
O co chodzi? - rozdrażniony Thorin spojrzał spod byka na hobbita i
krasnoludzicę. Fakt iż się zgubili sprawił, że znów ogarnęło
go widmo niepowodzenia wyprawy, a to sprawiało, że był drażliwszy
i bardziej nieprzyjemny niż zwykle. Thorin spojrzał chłodno na
hobbita i czekał.
Bilbo
zaś zająknął się, westchnął i przeczesał w zakłopotaniu
włosy.
-
Gdybyśmy wspięli na drzewo… - Thorin uniósł brwi, a Bilbo już
wiedział, że irytacja krasnoluda wzrasta – No więc można by
wejść na drzewo…
-
Och Bilbo… - mruknęła Elaina – Hobbit wlezie na drzewo, ponad
pokrywę liści. Może uda mu się zobaczyć, w którą stronę
powinniśmy iść dalej. - dokończyła szybko za niziołka Elaina.
-
Ja wlezę? - Bilbo spojrzał na krasnoludzicę zaskoczony.
-
Niezły pomysł. - wtrącił się Balin, co podchwycili inni.
Thorin
skinął powoli głową, co oznaczało aprobatę, a gdy spojrzał na
Elainę jego wzrok na chwilę złagodniał.
-
No panie Baggins, na drzewo. Masz dowolność, wybierz sobie. -
polecił Dwalin opierając się na toporze.
-
Ale dlaczego ciągle ja?
-
Bo jesteś włamywaczem! - odparł mu Kili
-
A włamywacze są najsprawniejsi.- dorzucił Fili.
-
I stworzeni do trudnych misji .– podsumował Kili.
Bilbo
jeszcze przez chwilę stał, licząc że może ktoś się zlituje,
ale nic takiego nie nastąpiło. Wziął się więc w garść i
obrzucił spojrzeniem najbliższe drzewa. W sumie każde się
nadawało do wspinaczki. Wiek i ich ilość w miejscu gdzie rosły
spowodowały że można było się po nich wspinać jak po drabinie.
Hobbit podszedł więc do najbliższego korzenia i rozpoczął
wspinaczkę. Dość szybko pokonywał kolejne metry w górę. Po
kilku minutach nie słyszał już nawet pokrzykujących do niego z
dołu krasnoludów, a coraz więcej świeżego powietrza dopingowało
do jeszcze szybszego wspinania. Kiedy nagle wyłonił się ponad
pokrywę liści, aż zakaszlał przy pierwszych wdechach. Zachodzące
słońce poraziło go i zamknął oczy, a gdy już przyzwyczaił się
do ostrego światła, aż zaniemówił z wrażenia. Przed nim i za
nim rozciągało się miedziano – złote szumiące morze liści.
-
Jest… Jest! Rzeka! - krzyknął nagle bo w oddali dostrzegł
migoczącą wodę. - Słyszycie?! - krzyknął w dół, ale nikt mu
nie odpowiedział. - Thorin! Balin! Znalazłem! - krzyknął jeszcze
raz, ale znów odpowiedziała mu cisza. Jakieś dziwne uczucie
ogarnęło serce hobbita i postanowił wracać na dół. Gdy tylko
zszedł niżej, mało nie jęknął z przerażenia. Cały las był
osnuty pajęczyną. A na dole… Zatkał sobie usta dłonią.
Wielkie, czarne pałąkowate odnóża trzymające na sobie obły
włochaty odwłok szybciutko przemknęły nieopodal. Za jednym
potwornym pająkiem podążyło pięć kolejnych.
-
Zniknąć! Muszę zniknąć! Nie mogą mnie zobaczyć! - Bilbo
zaczął obmacywać kieszenie kamizelki, w momencie kiedy udało mu
się znaleźć pierścień stracił równowagę i runął w dół.
Lecąc w ostatnim momencie założył go na palec.
-
Są tacy tłuściutcy… zjemy
ich… - głosy otaczały go
zewsząd, gdy walnął o pajęczą sieć zawieszoną między
konarami. - Co to? Kto to?
- dopiero teraz uświadomił sobie, że słyszy głosy pająków.
Zamarł na chwilę by drgania pajęczyny nie wskazały jego miejsca.
- Zjemy ich…. Ostatni…
walczył, dziwny… lżejszy od innych, jakiś taki suchy. Zawieś go
tam. Niech dojrzeje. Jutro uczta. A tego nie możemy teraz? Jest taki
tłusty. - Bilbo spojrzał w
górę i aż jęknął. Ponad nim dwa wielkie pająki zawieszały
kokony na gałęziach, tak jak się wiesza pęta kiełbasek do
uwędzenia. Bilbowi w tym momencie kiełbasa obrzydła do końca
życia. Jednocześnie poczuł w sercu taki gniew i wściekłość, że
wyciągnął swój mały elfi miecz i pierwszemu przechodzącemu nad
nim pająkowi wraził ostrze w miejsce gdzie łączą się wszystkie
odnóża. Ni to gwizd, no to pisk przeciął gęste, duszne powietrze
Puszczy, a obrzydliwa śmierdząca posoka polała się w miejsce
gdzie jeszcze przed chwilą leżał hobbit.
Bilbo
tymczasem biegł po gałęziach w kierunku wiszących kokonów. Każdy
którego dosięgnął odcinał i biegł dalej. Przy okazji okaleczał
tyle pająków ile mu się udało. Zdezorientowane bestie nie
wiedziały co robić, atakowały każde miejsce gdzie wyczuły jakiś
ruch, niestety często trafiały na swoich pobratymców. Całkiem
zapomniały o swoim łupie.
Tymczasem
na dole, krasnoludy powoli wygrzebywały się z pajęczych sieci.
Pierwszy wygrzebał się Dwalin.
-
Niech przeklęty będzie ten las i te gadziny, czymkolwiek są! -
klął po nosem, co jakiś czas wtrącając siarczyste słowa w
khuzdul.
Wściekły
rzucił się do Thorina, a gdy jego uwolnił obaj zaczęli oswobadzać
resztę. Każdy z krasnoludów otrzepywał się z lepkich strzępków
i łapał za swoją broń.
Thorin
uwolnił z Kilim Filego i rozejrzał się po drużynie. Byli
wszyscy, prócz niziołka…
-
Gdzie Baggins? - krzyknął, a reszta zaczęła się rozglądać
wokół.
-
Ostatni raz widziałem go jak właził na drzewo! - odparł mu Gloin,
a reszta potwierdziła.
-
Uważajcie! Za wami! - ryknął Dwalin i krasnoludy odwróciły się
jak jeden mąż. Dwa pająki przebierając kończynami zaatakowały
kompanię. Na szczęście krasnoludy szybko otrząsnęły się z
szoku jakim było tkwienie w pajęczych kokonach. Oin dobył swój
bojowy młot i zamachnął się paskudnie roztrzaskując chitynowy
pancerz ma grzbiecie pierwszego pająka. Ten upadł, nie mogąc się
poruszyć, zginął za chwilę gdy Gloin wbił mu w łeb swój topór.
Następnemu najpierw Kili wespół z Filim, Bofurem, Bifurem i
Balinem odrąbali w stawie odnóża, a został dobity przez Dwalina.
Na chwilę dane im było odsapnąć i gdy trójka najmłodszych na
chwilę odłączyła się od reszty, by szukać Bilba zostali
zaatakowani przez kolejne dwie bestie. Te były jednak mniejsze i
szybsze od swoich martwych braci. Otoczyły Elainę, Kilego i Filego,
atakując ich żądłami z morderczą prędkością. Reszta kompani
gdy chciała im się rzucić na ratunek została otoczona przed
kolejne dwa wielkie pająki. Thorin zdołał jedynie raz wystrzeli
strzałę. Celował w odwłok tego który atakował akurat Elainę,
niestety pająk w ostatnim momencie uniknął strzały, jednocześnie
wykonując ruch żądłem w stronę krasnoludzicy. Stracił jednak
równowagę i żądło jedynie drasnęło Elainę. To jednak
wystarczyło i dziewczyna upadła błyskawicznie porażona toksyną.
Widząc
to Fili trzasnął na odlew rozchwianego pająka przez szczęki, a
potem jeszcze raz w łeb. Pająk padł, a krasnolud pośpieszył na
pomoc bratu. We dwóch łatwiej im poszło z jednym pająkiem.
-
Zostań przy niej! - Fili rzucił komendę i pobiegł pomóc reszcie
w walce z ostatnim wielkim pająkiem.
Kili
ukląkł przy Elainie i już wiedział, że jest źle. Skóra
dziewczyny była biała, oczodoły posiniały, a wszelkie żyłki i
tętnice zaczęły być widoczne jakby ktoś narysował jej węglem.
Usłyszał krzyk za sobą i obejrzał się trafiając akurat na
moment gdy sześciu krasnoludów rozerwało na kawałki potwora.
-
Wujku! Szybko! – Kili nie czekał dłużej. - Elaina… obudź się!
Wstawaj! - poklepał dziewczynę po pokrytych delikatnym zarostem
policzkach.
Thorin
w mgnieniu oka znalazł się przy siostrzeńcu i gdy tylko zobaczył
twarz dziewczyny odrzucił miecz i upadł przy niej na kolana.
-
Elaina! Oin! Szybko! - Thorin spojrzał na medyka, a stary krasnolud
zaraz ukląkł przy dziewczynie. Podniósł powieki, ale gałki
oczne były odwrócone, tak że nie nie widać było źrenic.
-
Pająk ją drasnął żądłem! - rzucił Fili dostrzegając rozdarte
ubranie na ramieniu Elainy. Oin szybko odsunął materiał. Ostre
jak brzytwa żądło rozcięło lekko wierzchnią warstwę skóry,
tak że rana nawet mocno nie krwawiła. Oin dotknął skóry na szyi
w poszukiwaniu pulsu.
-
Ona umiera panie Thorinie…
-
Nie. - głos Thorina, nie był głosem sprzeciwu. On stwierdzał
fakt. - Ratuj ją.
-
Toksyna jest zbyt silna. Nie mam takich….
Świst
strzały zagłuszył słowa Oina. Wszyscy zerwali się na nogi gotowi
do kolejnej walki.
Dopiero
teraz zauważyli, że wokół nich na konarach i korzeniach stoi
blisko dwie dzięsiątki elfów.
-
Odłóżcie broń! - elf o jasnych włosach zeskoczył zwinnie na
ściółkę, a za nim pięciu jego towarzyszy. Krasnoludy zbiły się
w grupkę wokół leżącej Elainy. Za nimi zeskoczyła kolejna
grupa elfów.
-
Odłożcie broń! - elfka o rudych włosach powtórzyła polecenie.
Jednocześnie jej wzrok padł na leżące między krasnoludami ciało.
- Mają rannego Legolasie. - powiedziała do niego po elficku, a ten
uśmiechnął się nieprzyjemnie.
-
Bron na ziemię! - zrobił krok w stronę krasnoludów, a te jak
jeden mąż przyjęły pozycję do walki. Wzrok elfa padł na broń
którą Thorin miał w dłoniach.
-
Skąd masz ten miecz?! - warknął we wspólnej mowie, ale Thorin nie
odezwał się ani słowem - Zabić ich! - elfy napięły łuki, a
rudowłosa elfka podbiegła lekko do Legolasa. - Nie nadwyrężajcie
mojej cierpliwości! - uniósł dłoń do góry, by dać rozkaz do
strzału.
-
Rzucić broń! - rozkazał Thorin, z niechęcią rzucając Orcrista
na ziemię przed elfa, który zaraz go podniósł.
-
Przeszukać ich! - elfy zaczęły szarpać krasnoludy, czego efektem
była całkiem pokaźna kolekcja broni.
-
Panie, jest drugi miecz! - jeden z elfów zauważył przy ciele
Elainy Artraksta.
-
Złodziejskie nasienie! - warknął Legolas. - Skąd macie te miecze?
- podszedł bliżej do Thorina.
-
Przeznaczenie . - odparł Thorin, uśmiechając się do elfa z
pogardą.
-
Świetnie! - mruknął Legolas. - Taurielo, weź go! - Legolas
zwrócił się do rudej elfki - Należy ci się za poświęcenie w
służbie królowi.
Tauriela
skinęła głową, ale przyklękła przy Elainie.
-
Wasz towarzysz umiera. - spojrzała na krasnoludy i zatrzymała wzrok
na Kilim. - To twój brat?
Kili,
który od chwili gdy zobaczył Taurielę, nie mógł oderwać od nie
wzroku, pokiwał głową.
-
Tak jakby… - wybąkał.
-
Ruszajcie! Jesteście teraz we władzy króla Thranduila i to on
zdecyduje o waszej przyszłości! - oznajmił Legolas i elfy otoczyły
krasnoludy.
-
Legolasie, musimy zabrać rannego. - Tauriela wskazała głową na
ciało.
-
Zabrać tego dogorywającego, bo go tu zostawię na pożarcie
pająkom! - polecił krasnoludom Legolas.
Krasnoludy
podniosły Elainę i poszły za elfami.
-
Ja mogę go uleczyć…. - Tauriel szepnęła do dowódcy w
sindarinie., gdy szli przez Puszczę – Jego ukąsił pająk. Mam
przy sobie trochę athelasu, jeśli mu podam mu, zwalczy jad.
-
Rób co chcesz. Ale nie powinnaś się nad nim litować. To wróg. -
odparł niechętnie Legolas patrząc z pogardą na grupę
krasnoludów.
Tauriela
wyjęła z małej kaletki trochę suszonych listków i zwinnym ,
lekkim krokiem podbiegła do Kilego.
-
Mam lekarstwo, pomogę mu. - rzekła we wspólnej mowie, a Kili
spojrzał na Thorina.
-
Skąd mam wiedzieć, że chcesz pomóc? - warknął Thorin.
-
Nie masz wyjścia krasnoludzie. - odparła zimno Tauriela.
Thorin
skinął wolno głową, a Tauriela podeszła do Elainy i wsypała
odrobinę listków do ust krasnoludzicy. Potem przez chwilę
patrzyła na jej twarz, ale nie było żadnej reakcji.
Krasnoludy
również przyglądały się z niecierpliwością. Tauriela szybko
przemknęła wzrokiem po twarzach więźniów i troska i smutek
jakie zobaczyła w ich spojrzeniach zadziwiły ją. Najbardziej
zaintrygował ją jednak czarnowłosy krasnolud, który pozwolił
podać lek. Patrzył na nieprzytomnego towarzysza tak, jakby od tego
czy ten otworzy oczy zależało jego życie. Ogromna nadzieja na
chwilę odsunęła groźny i ponury wyraz twarzy Thorina, by po
kilku sekundach zniknąć ustępując miejsca gniewowi. Krasnolud
odwrócił głowę i zacisnął pięści.
-
To twój syn, tak? - Tauriela wciąż patrzyła na Thorina, a ten
spojrzał na nią jak rażony piorunem. Podobnie reszta krasnoludów.
-
Co? - syknął Thorin.
-
Elfy jednak są głupie! - wypalił w khuzdul
Dwalin i zaśmiał się
tubalnie , a z nim reszta kompanii.
-
Spokój! - Jeden ze strażników szturchnął go mocno.
-
To nie mój syn. - odparł Thorin, kręcąc z niedowierzaniem głową,
że elfy nie rozpoznały w Elainie kobiety.
-
Co najwyżej mogłaby być jego córką. - prychnął Gloin już we
wspólnej mowie.
Tauriela
zmarszczyła brwi i jeszcze raz spojrzała na nieprzytomnego
krasnoluda. Teraz faktycznie dostrzegła łagodniejsze rysy i skórę
gładszą i delikatniejszą niż u reszty. Krasnoludzka kobieta była
też drobniejsza od swoich towarzyszy.
-
Nie wiedziałaś, że krasnoludzkie kobiety są tak brzydkie, że
łatwo jej pomylić z mężczyznami? - rzucił zgryźliwie po elficku
Legolas, przysłuchujący się całej rozmowie.
-
Ale on… ona nie jest brzydka! - odparła w sindarinie Tauriela. -
To przez tę brodę. Zmyliła mnie.
Legolas
pokręcił głową z niedowierzaniem.
Jakiś
czas później las przerzedził się i zobaczyli przed sobą bramę
pośród drzew. I prowadzący do niej most przerzucony nad rwącą
rzeką.
W
powietrzu rozległ się dźwięku rogu i wrota otwarły się przed
przybyszami, by gdy tylko ostatni przekroczy próg Leśnego Królestwa
zamknąć się z głuchym trzaskiem.
Srebrny
kielich zadzwonił odłożony na kamienny misternie rzeźbiony
stolik. Widok jaki rozciągał się z tarasu pałacu zaparł by dech
w piersi każdemu. Jednak osoba, która go w tej chwili podziwiała,
patrzyła nań marszcząc czarne gęste brwi. Zza chmur wyszło
słońce i miedziane morze liści okrywających Mroczną Puszczę
rozjarzyło się jak płynny metal, mieniąc się słonecznymi
błyskami jak drobinkami złota. Thranduil przymknął oczy porażony
tym blaskiem. Pamiętał doskonale jak jego las miast miedzią mienił
się każdym odcieniem zieleni. Jakby każde drzewo miało liście z
najczystszych szmaragdów, przy których kamyczki wydobywane przez
krasnoludy z Ereboru były niczym więcej jak mętnymi szkiełkami.
A ów blask był niczym przy zielonych oczach jego królowej…
królowej, która dała mu syna. A potem odeszła.
-
Panie?… - głos sługi wyrwał Thranduila z zadumy.
Odsunął
od siebie szybko żal, który nagle pojawił się w jego sercu,
przetarł długimi smukłymi palcami jasnobłękitne oczy i
wyprostował się.
-
Czego chcesz? - odparł niskim, głębokim głosem.
-
Twój syn i kapitan straży przyprowadzili krasnoludy, które
znaleźli w lesie.
Thranduil
przekrzywił delikatnie głowę, zaskoczony. Potem przymknął oczy i
wsłuchał się w swój pałac, który został zbudowany z lasu, żył
jak Puszcza, kwitł i zasypiał wraz z nim, zgodnie z porami roku.
Czarne brwi delikatnie się zmarszczyły, poza tym twarz elfa
pozostała nieruchoma.
-
Uwięzić ich w lochach. - rzekł cicho. - Tego który dowodzi
umieścić osobno. Z dala od reszty.
Sługa
skinął głową i wycofał się.
-
A więc zapragnąłeś odzyskać swoje dziedzictwo Thorinie, synu
Thraina. - wyszeptał Thranduil, a jego szept przybrał postać szumu
liści i z powiewem wiatru uniósł się do bram. - Przeznaczenie
znów sprawiło, że twój los zależy ode mnie. - uniósł kąciki
ust w uśmiechu. - Znów będziesz mnie prosił o pomoc… będziesz
mnie błagał…
Kilka
minut później strażnik dotarł do oddziału, który pojmał
krasnoludy. Elf podszedł do Legolasa i powiedział mu kilka zdać po
cichu.
-
Rozdzielić ich! - warknął Legolas wskazując dłonią gdzie mają
być zabrane krasnoludy, - Ty idziesz z nami! - wskazał na
Thorina, który w głowie usłyszał przed chwilą słowa władcy
Leśnego Królestwa. Gniew się w nim gotował, ale mimo to nie
stracił nad sobą panowania. Jeszcze nie teraz. Spojrzał na leżącą
na ziemi Elainę i zdało mu się dziewczyna się poruszyła. Zrobił
krok w jej stronę, ale elfy go zatrzymały i popchnęły w
przeciwnym kierunku.
-
Dwalin, zajmij się nią! - zawołał, jeszcze i znikł im z oczu.
-
Wujku! - Kili wyrwał się ale zaraz wylądował na ziemi,
odepchnięty przez strażników.
-
Thorin! Gdzie go zabieracie? - krasnoludy protestowały
systematycznie spychanie w kierunku lochów.
-
Milczeć! Ruszać się! - Legolas z pogardą patrzyła na
krasnoludy.
-
Na dół! Jazda! - reszta elfów również nie hamowała się w
okazywaniu niechęci dla więźniów.
Dwalin
nie czekając wziął na ręce Elainę. Nie możliwym było bowiem
niesienie jej w kilku na ramionach jak wcześniej. Dziewczyna ku jego
zdumieniu i uldze poruszyła się, zaczęła też otwierać oczy.
-
Gdzie…. Co… Moja ręka…. - jęknęła z bólem.
-
Spokojnie, krasnoludzie. - mruknął Dwalin.
Gdy
doszli do elfich lochów Tauriela podeszła do Dwalina wraz z kilkoma
wojownikami i wskazała osobny korytarz.
-
Ruszaj!
Dwalin
ani drgnął. Tauriela skinęła na jednego z elfów, a ten drzewcem
włóczni zdzielił Dwalina pod kolanem. Krasnolud syknął i ugiął
nogę, ale nie klęknął.
-
Ruszaj! - powtórzyła twardo, patrząc na dyszącego z bólu i
wściekłości Dwalina. - Następnym razem złamią ci kolano.
Elaina
wszystko co działo się wokół niej odczuwała jak w jakimś
koszmarnym śnie. Nie wiedziała gdzie jest. Nie pamiętała czemu
całe ciało boli ją, a ręka płonie jakby ktoś położył jej na
niej rozżarzone węgle.
-
Boli… Czemu… tato… pomóż... - wyjęczała w khuzdul.
Dwalin
spojrzał na dziewczynę i zacisnął szczęki. Jak bardzo musiała
cierpieć, skoro wzywała ojca? Bez słowa poszedł korytarzem
wskazanym przez rudowłosą elfkę. Po chwili doszli do osobnej dużej
celi.
-
Połóż ją na ziemi. - poleciła, a Dwalin wykonał polecenie z
nieufnością patrząc na elfy.
-
A teraz wychodź! - Tauriela minęła krasnoluda i podeszła do
Elainy.
-
Nie zostawię jej! - warknął Dwalin.
-
Zabrać go! - strażnicy rzucili się na Dwalina i wywlekli go z
celi. Silny krasnolud przysporzył im nie lada trudności, ale w
końcu został zamknięty w celi z innymi. Jeszcze długo słuchać
było jak Dwalin przeklina ich w krasnoludzkim języku, a potem jak
wali w kraty, wściekły.
Tymczasem
Tauriela pochyliła się nad krasnoludzką kobietą i dotknęła jej
czoła. Było gorące, a krople potu sączyły się z jej skóry.
Czas tego krasnoluda się kończył. Athelas musiał tylko spowolnić
działanie jadu.
-
Wyjść! - rozkazała strażnikom. - Nikt nie ma do niej wstępu! -
Tauriela czym prędzej wybiegła z celi zatrzaskując za sobą kratę.
Skręciła w kolejny korytarz i zniknęła w mroku. Szybko i zwinnie
pokonywała kolejne schody, aż wpadła do swojej komnaty w pałacu.
Prędko zabrała z niej większą kaletkę i bukłak z wodą i
pobiegła z powrotem do lochów.
-
A gdzie ci się tak śpieszy, Taurielo?
Elfka
zatrzymała się momentalnie.
-
Do obowiązków mój panie. - pokłoniła się nisko Thraduilowi,
który niczym duch wyłonił się z korytarza. Miał na głowie
koronę z gałązek czerwonego klonu i bluszczu.
-
Czy aby na pewno? Nie przypominam sobie, by leczenie umierających
więźniów było w zakresie obowiązków mojego kapitana straży. -
elfi król podszedł bliżej, zaskakując ją tym jak szybko doszły
do niego wieści.
-
Ten jest wyjątkowy panie.
-
Ach tak… - twarz Thranduila nie zdradzała żadnych emocji. - A dla
kogo? - spojrzał pytająco na elfkę.
-
Ona nic nie zrobiła, nie musi umierać. - wypaliła Tauriela.
-
Ona? - błękitne oczy spojrzały uważniej na Taurielę, a brwi
uniosły się delikatnie. - Czyli to ona? - nieprzyjemny uśmiech
zagościł na twarzy Thranduila. - Zatem idź. Ratuj niewinne życie.
- rzekł łaskawie - Gdyby ci się udało… chcę wiedzieć. - jego
ton nabrał groźnych tonów. - I czekam na raport.
-
Oczywiście mój panie, będzie jak chcesz. - elfka pokłoniła się
i odeszła czym prędzej udając się do krasnoludzicy.
Tauriela
przybiegła do celi Elainy i czym prędzej zajęła się
przygotowywanie silnej odtrutki na toksynę pająka. Stan
krasnoludzicy odkąd ją zostawiła kilkanaście minut temu,
pogorszył się drastycznie. Elaina trzęsła się w gorączce, była
cała mokra, jakby ktoś przed chwilą polał ją wodą. Jęki
cierpienia jakiego doznawała jeżyły włosy na głowie.
-
Przeklęte pomioty Ungolianty, a żeby was tak wszystkie ziemia
pochłonęła! - mruczała elfka co chwila spoglądając na gasnącą
kobietę. Palce Taurieli błyskawicznie kruszyły potrzebne zioła. W
końcu elfka podzieliła mieszankę, na dwie części. Pierwszą
zalała elfią wodą i zamieszała kilka razy. Usiadła przy głowie
krasnoludzicy i zaczęła poić ją miksturą, nie zrażając się,
że duża część się ulewa – specjalnie zrobiła więcej
lekarstwa. Gdy napoiła Elainę, wzięła swój nóż i jednym
płynnym ruchem rozcięła ranę po żądle, czemu towarzyszył
jeszcze bardziej przeraźliwy jęk umierającej. Zasypała to drugą
częścią ziół i przyłożyła do rany obie dłonie. Przymknęła
oczy i z jej ust zaczęła płynąć cicha litania zaklęć. Ramię
zaczęło pulsować jej pod palcami. W końcu dostrzegła, że z rany
zaczyna płynąć czarna krew. Zmobilizowała się więc jeszcze
bardziej i głośniej zaczęła mówić zaklęcia uzdrawiające. Jad
uciekał z ciała Elainy z każdą sekundą. W końcu uszło go tyle,
że Elaina przestała odczuwać przeraźliwy ból i zapadła cisza.
Co jakiś czas tylko jej ciało sztywniało w spazmatycznych
odruchach.
-
Dobrze… walcz krasnoludzie! - szepnęła Tauriela w sindarinie
jeszcze bardziej żarliwie. - Walcz z tym!
Kilka
minut później Elaina całkiem się uspokoiła. Otworzyła słabo
oczy.
-
Gdzie ja jestem…. - wyszeptała niewyraźnie. - Co ja tu robię…
Tauriela
odsunęła się od niej, ale tylko po to by wziąć bandaże.
Najpierw oczyściła ranę z resztek ziół i zaczęła owijać
ramię.
-
Jesteś w Leśnym Królestwie. - odparła Tauriela.
-
El.. Elfy? - Elaina otworzyła szerzej oczy i podniosła głowę.
Nawet w Żelaznych Wzgórzach opowiadano o elfim władcy z Mrocznej Puszczy. -
Gdzie reszta?… Gdzie są?
-
Wszyscy są tutaj, mój król nakazał was uwięzić. - wyjaśniła
elfka.
-
Thorin… - Elaina znów się podniosła, ale Tauriela dłonią
popchnęła ją znów na ziemię. - Gdzie jest? Muszę go zobaczyć!
I resztę! Kili! Fili! Dwalin!…- zawołała słabo.
-
Cicho bądź! Och jesteś taka uparta. Przed chwilą byłaś krok o
śmierci. Leż spokojnie! - mruknęła elfka kończąc opatrywanie. -
Jutro, najdalej za dwa dni, będziesz sprawna. Ręka gdy się zagoi
nie będzie nosiła śladu po jadzie. - Tauriela wstała zgrabnie z
kolan – A to dla ciebie ważne, prawda? Bo jesteś wojowniczką.
Jak ja.
Elaina
pokiwała lekko głową i przewróciła się na bok. Tauriela w tym
czasie zaczęła zbierać swoje medykamenty.
-
Przyniosę ci dziś coś do jedzenia. - Elaina znów pokiwała głową
i przymknęła oczy. Po chwili usłyszała trzask stalowej kraty i
zapadła cisza. Spróbowała podnieść się trochę, ale szybko
opadła z sił.
Nie
czuła już bólu, ale jedynie ogromne zmęczenie. Umysł jednak
miała trzeźwy. Jej myśli zaraz powróciły do kompanii i Thorina.
Co się z nimi działo? Jak daleko od nie byli? A Thorin? Jedyne
czego teraz potrzebowała to jego obecności. Był tym , kto dałby
jej siłę, teraz kiedy była słaba. Tak bardzo chciała poczuć
jego zapach, delikatne drapanie brody na swoim policzku. Usłyszeć
jego głos… Niski, głęboki szept, tak cudownie uspokajający. Ale
była sama. Nie wiedziała nawet w jakim był stanie, po tym jak
walczyli z pająkami. Postanowiła przywołać jakieś jego
wspomnienie, przypomnieć sobie co robił zanim napadły ich te
bestie. Niestety nie pamiętała wiele od momentu kiedy Bilbo zaczął
wspinać się na drzewo. Bilbo! Jak mogła o nim zapomnieć! Poczuła
nieprzyjemny skurcz w żołądku. Gdzie jest? Czy umknął pająkom?
Czy jest tu razem z nimi? Elfka nic nie wspomniała o kimś kto by
się wyróżniał wyglądem i wzrostem.
Elaina
lekko zacisnęła pięść z żalu.
-
Och Bilbo… - szepnęła.
Nagle
w świetle wejścia do celi znów stanęła rudowłosa elfka i weszła
do środka. Trzymała w dłoniach miskę z jedzeniem. Elaina
spojrzała nieufnie na Taurielę.
-
Czemu mi pomagasz?
-
Nie mogłam patrzeć jak cierpisz... - odparła gładko elfka i
położyła przed Elainą miskę.
-
Już nie cierpię. - Elaina odsunęła niedbale nogą miskę.
-
Ale możesz znów zacząć! - głos elfki nabrał ostrzejszych tonów,
po czym przymknęła oczy i westchnęła – Krasnoludzie, przestań
robić trudności. Na twoim miejscu nie odmawiałabym jedzenia.
-
Nie jesteś na moim miejscu – syknęła Elaina - Czy o moich
kompanów również tak dbacie?
Tauriela
wyczuła ironię, ale zignorowała zaczepkę.
-
Nie martw się o nich. Nie mają gorzej niż ty.
-
Zanieś im lepiej to jedzenie, ja go nie potrzebuję. - Elaina
spojrzała dumnie na elfkę.
-
Nie rozkazuj mi! Zapominasz gdzie jesteś krasnoludzie! - warknęła
Tauriela i wyszła z celi zostawiając miskę z jedzeniem.
Była
zła na siebie. Nie potrzebnie litowała się nad krasnoludami. To
jak potraktowała ją ta brodata krasnoludzka kobieta, po tym jak
uratowała jej życie, potwierdziło tylko to co mówił Legolas.
-
Witaj Taurielo… - usłyszała nagle. Legolas zeskoczył z wyższego
poziomu schodów i wylądował przed nią.
-
Witaj Legolasie, myślałam akurat o tobie. - uśmiechnęła się.
-
Ja o tobie również… - dotknął jej ramienia, a ona zarumieniła
się delikatnie.
-
Idę do króla zdać raport z wyprawy do lasu. - powiedziała
spoglądając na elfa.
-
Wracam od niego. Wcześniej musiałem uporać się z tym
krasnoludem, którego mieliśmy umieścić osobno. Musiałem go
ogłuszyć. Niesamowite ile te karły mają siły. Przeklęta rasa…
- przewrócił oczami. - Mam nadzieję, że tobie poszło łatwiej.
-
Powiedzmy. - skrzywiła się z niesmakiem elfka. - Na mnie już czas,
nie mogę pozwolić by twój ojciec czekał. - dodała i lekkim
zwinnym krokiem skierowała się do komnat Thranduila.
Dostojny
elf spacerował po komnacie, rozmyślając nad tym co dziś się
wydarzyło, gdy weszła Tauriela.
-
Wasza wysokość, przyszłam złożyć raport.
-
Słucham zatem. - rzekł Thranduil spoglądając na elfkę z
wyższością.
-
Pająki rozprzestrzeniają się coraz bardziej. Niedługo podejdą
pod nasze ziemie…
-
Dlaczego więc nie niszczycie ich gniazd? - w głosie króla słychać
było naganę.
-
Niszczymy panie, ale one namnażają się w tak szybkim tempie.
Odnoszę wrażenie, że przychodzą ze Dol Guldur...
-
Stara twierdza jest opuszczona. - rzekł twardo Thranduil.
-
A jednak coś się tam dzieje, czuję to. Obawiam się, że mogą
ucierpieć także inne krainy….
-
Twoje odczucia mnie nie interesują. Podobnie jak inne krainy. -
Thranduil przerwał jej szorstko – Twoim zadaniem jest chronić
naszą ziemie. I tego od ciebie wymagam. Dalej.
Tauriela
lekko zbita z tropu, na chwilę zamilkła.
-
Więźniowie, których przyprowadziliśmy z Puszczy zostali
umieszczeni o osobnych celach. Dowódca jest umieszczony w części
podziemnej. Reszta w kilku osobowych celach na pierwszym poziomie.
-
Dobrze. A jak twoja misja ratunkowa? - Thranduil spojrzał na nią
przelotnie idąc do stolika, gdzie stała kryształowa karafka z
winem.
-
Zakończona sukcesem.
-
Doprawdy... - słowa Thranduila były lekko zabarwione sarkazmem. -
Zatem kogo uratowałaś, jestem bardzo ciekaw.
-
To krasnoludzka kobieta. Nie znam jej imienia, ale należy do tej
dziwnej kompanii.
Elf
upił odrobinę wina z eleganckiego kieliszka.
-
Kobieta mówisz, to bardzo ciekawe, bo krasnoludzkie kobiety rzadko
kiedy opuszczają podziemne miasta.
-
To informacja potwierdzona przez same krasnoludy.
-
Przyprowadzisz mi tu tę… kobietę. - rzekł Thranduil.
-
Nadal jest słaba. Jad pająka wyzuł z niej wszelkie siły. -
zauważyła Tauriela ostrożnie.
-
Skoro pokonała jad, ma dość sił. - odparł szorstko elf.
Tauriela
spojrzała na Thranduila zaskoczona, po czym kiwnęłą powoli głową,
pokłoniła się i wyszła.
Elaina
tymczasem siedząc samotnie w celi, zaczęła coraz łaskawie
spoglądać na pozostawioną przez elfkę miskę. Nie było co
ukrywać. By głodna. Bardzo głodna. Tak, że duma powoli zaczynała
ją uwierać, aż w końcu odsunęła ją zupełnie i wzięła miskę.
-
Elfy… sama zielenina. Jak króliki. O Mahalu… zjadłabym
królika… pieczonego… Nie! Uspokój się, kobieto! Nie ma
królika! Jest sałata, jesz sałatę! - mamrotała do siebie, widząc
zawartość miski, ale powiedziała to tylko w sumie dla zasady, by
uspokoić sumienie, po czym łapczywie zaczęła jeść. Gdy
zaspokoiła pierwszy głód, odłożyła miskę na bok postanawiając
zostawić trochę jedzenia na później. Jednocześnie zaczęła się
zastanawiać, kiedy ostatni raz jadła coś w miarę po krasnoludzku
normalnego. Zaczęła się cofać w czasie myślami i… okazało
się, że ostatni porządny posiłek zjadła w domu hobbita. Aż
westchnęła przypominając sobie tamten pamiętny wieczór, a w
brzuchu jej zaburczało.
-
Co ja bym dała, za porządną pieczeń… - szepnęła znów do
siebie łamiącym się głosem. Dawno nie była tak głodna.
-
A ja za jajka na bekonie... - nagle odezwał się głos hobbita.
Elaina rozejrzała się gwałtownie po celi.
-
Na Mahala, wariuję… z głodu tracę zmysły… - szepnęła
przerażona krasnoludzica.
-
Nieprawda. - głos hobbita nabrał zrzędliwej barwy.
-
Odejdź, czymkolwiek jesteś! - zawołała cicho. - To jakieś czary!
Ten las jest przeklęty! Tu muszą być jakieś halucynogenne opary!
-
Zamilknij na chwilę! - syknął hobbit – Bo za chwilę będzie tu
pół straży, a wierz mi jest ich tu mnóstwo!
Elaina
zamknęła buzię.
-
Bilbo, przecież zostałeś w lesie! Pająki cię pożarły! - nie
mogła się powstrzymać.
-
Och… tak, miały kilka okazji, ale jak widać… ekhm, słychać,
nie udała im się ta sztuczka.
-
No właśnie, hobbicie! Co to za sztuczki? Czemu cię nie widzę? -
zapytała z wyrzutem w głosie.
-
A, to! - zmieszał się hobbit. - Takie tam, niewinne zabawy.
Elaina
usłyszała odgłos szurania stóp i nagle obok niej pojawił się
hobbit.
-
Bilbo! - uśmiechnęła się. - Jesteś! Cały! - obejrzała go
szybko od stóp do głów. - Zadziwiasz mnie coraz bardziej!
-
Widziałem jak ta elfka cię opatrywała. Wyleczyła cię pani
Elaino, bo na mój gust jeszcze chwilę i kompania zmniejszyła by
się o jednego krasnoluda. - mruknął Bilbo zmieniając temat - Tego
najważniejszego według mnie. - dodał po chwili.
Elaina
uśmiechnęła się ciepło do Bilba.
-
Dobrze wiesz, że nie jestem najważniejsza.
-
Jesteś Elaino. Dla mnie i… dla pana Thorina na pewno.
Krasnoludzica
uniosła brwi pytająco.
-
Bo jesteś jedynym krasnoludem, który nie traktuje mnie jak zło
konieczne. - rzekł z lekkim zakłopotaniem Bilbo. - Co do Thorina,
to nie każ mi wyjaśniać… - hobbit zarumienił się. - Ktoś
idzie! - syknął nagle. Potem odwrócił się i zniknął.
-
Bilbo? Bilbo! - szepnęła Elaina, ale nikt jej już nie
odpowiedział.
Oparła
głowę o ścianę i czekała. Po chwili zobaczyła rudowłosą
elfkę. Przewróciła oczami.
-
Zobacz, zjadłam trochę tego waszej króliczego żarcia. - syknęła
Elaina – Może jakaś nagroda w ramach motywacji do dalszej
współpracy?
-
Wstawaj. - poleciła Tauriela Elainie, zupełnie nie reagując na jej
słowa. - Idziemy do mojego króla!
________________
Historia napisana jest na motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.
Bardzo mi się podało. Zwłaszcza opis Mrocznej Puszczy i przedstawienie elfów.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy :)
UsuńNiech tylko elfi król nie zrobi jej krzywdy :(
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie to ona jest tą osobą, której Thranduil chciałby najbardziej zaszkodzić ;)
Usuń