Witajcie!
Oto kolejna, piąta już część mojego fanficka. Dziś jako temat muzyczny do tego fragmentu wybrałam po prostu utwór "The Woodland Realm" z soundtracku z II części filmu "Hobbit", który słyszymy podczas wydarzeń w Leśnym Królestwie.
"The Woodland Realm"
Zapraszam zatem do lektury :)
Rozdział 5
Dawne porachunki
Thorin
stał sam przed pustym tronem Thranduila i czekał. Elfy
przyprowadziły go od razu tutaj. Minuty wlokły się niemiłosiernie
i zdawało się mu, że czeka już całą wieczność. Co jakiś czas
rozglądał się wokół siebie, ale pałac był cichy i nieruchomy
. Strażnicy w pełnych zbrojach z gwardii przybocznej stali jak
kamienne posągi. Tysiące myśli przebiegało teraz przez jego
głowę. Kompania, zagrożone powodzenie wyprawy, to że są w
pułapce bez wyjścia, że gdzieś zgubili włamywacza… Ale dwie
miały zdecydowaną przewagę nad innymi, na równi wyprowadzając z
równowagi Thorina. Pierwsza tyczyła się rannej Elainy. Ponad
wszystko pragnął by dane mu było zobaczyć ją żywą. Choćby na
chwilę, by się upewnił, że jest bezpieczna i nic jej nie zagraża.
Druga tyczyła się tego, z którym czekała go za chwilę
konfrontacja, a którego szczerze nienawidził. Wiedział, że
Thranduil będzie chciał go w najlepszym wypadku upokorzyć i tak
łatwo nie wypuści ze swoich rąk.
-
Jak pokrętny i nieprzewidywalny jest los każdego z nas. - usłyszał
nagle za sobą, a strażnicy stanęli na baczność. - Zgodzisz się
ze mną Thorinie?
Krasnolud
obejrzał się za siebie.
Thranduil
nie zmienił się ani o krzynę od momentu kiedy Thorin widział go
po raz ostatni. Kiedy to odmówił pomocy uciekającym , bezdomnym
krasnoludom z Ereboru.
-
Zaiste. - mruknął Thorin, mierząc wzrokiem elfa.
Thranduil
szedł wolno po schodach co jakiś czas popierając się długim
berłem. Jasne włosy spływały po plecach i na pierś wyniosłego
elfa. W końcu usiadł na swoim tronie i spojrzał na krasnoluda.
-
Cóż cię sprowadza w moje skromne progi Thorinie? - rzekł po
chwili milczenia, rozkoszując się rosnącą irytacją jaką widział
w oczach jeńca. Ten milczał. Thranduil uśmiechnął się
nieznacznie wytrzymując wzrok Thorina. - Niech zgadnę.
Thorin
zacisnął pięści.
-
Zebrałeś kompanię straceńców i ostatnich rodaków i wyruszyłeś
by odzyskać to co stracił twój dziadek. Przy okazji planujesz
zabić smoka, który zarżnął cały twój naród za jednym
machnięciem ogona, a kiedy ci się to powiedzie zasiądziesz na
tronie swego dziadka jako Król pod Górą, a potem będziesz się
pysznił jak on i patrzył z wysokości Góry na każdą inną rasę
jak na żebraków. - Thranduil mówił powoli, sącząc słowa cichym
głosem. Doskonale widział, jak każde słowo upokarza i rani
dumnego krasnoluda niczym wymyślna tortura.
Rozparł
się na tronie i czekał na wybuch gniewu Thorina. Nic takiego jednak
nie nastąpiło. Wstał więc i powoli schodząc do więźnia
kontynuował.
-
Jednak obaj wiemy, że jest coś co szczególnie pragniesz odzyskać.
- Thorin spojrzał spod byka na Thranduila. - Coś co dla twego
dziadka było symbolem władzy, darem ziemi. Coś co rozpala twoją
wyobraźnię… - elfi król sunął wokół krasnoluda jak zjawa -
Wiesz że ja również mam swoją słabość. Wiesz, czego pożądam.
Wiesz, bo byłeś świadkiem tego, gdy zaspokojenia tego pragnienia
mi odmówiono. Widziałeś jak twój dziadek upokorzył mnie… -
Thranduil stanął przed Thorinem , który prychnął z lekkim
uśmiechem na samo wspomnienie. Elf puścił to mimo uszu. -… ale
ja nie jestem pamiętliwy. I wybaczam twojemu dziadkowi pychę.
Thorin
podniósł wzrok na elfa .
-
Pomogę ci odzyskać twój dom.
Krasnolud
znów prychnął i roześmiał się w głos.
-
Doprawdy? - zapytał z ironią – Za jaką cenę?
-
Chcę odzyskać to co moje. - Thranduil założył dłonie za siebie.
- Pakt między władcami.
-
Twoje? Tam nie ma nic twojego, elfie! - warknął krasnolud. -
Targujesz się ze mną jakby chodziło o wóz z urobkiem, a nie
przyszłość mojego narodu! Manipulujesz moimi uczuciami,
pragnieniami odzyskania domu, bo myślisz że ci ulegnę. Jesteś
żałosny! Wielki władca elfów! Chcesz zawierać pakty? Ty, który
bez zastanowienia je złamałeś? Nigdy nie miałeś honoru! I teraz
też co go nie przybyło! - Thorin przestał się hamować –
Żadnego honoru, żadnej litości dla cierpienia moich ludzi, którzy
byli paleni żywcem w swoich domach! Potem odwróciłeś się od nas
wtedy gdy przyszliśmy błagać cię o schronienie. Nie chcę twojej
pomocy, bo znów zdradzisz, tak jak zdradziłeś wiele lat temu!
-
Myślisz że nie wiem co znaczy płonąć żywcem? - elf pochylił
się do Thorina – Poznałem okrucieństwo i grozę smoczego ognia!
Widziałem dziesiątki smoków na północy!- oczy elfa zapłonęły
– Thor sam sprowadził na siebie tragedię, która go spotkała!
Wiele razy napominałem go, że chciwość go zgubi! - Thranduil
wszedł na podwyższenie – I miałem racje! A teraz widzę, że
jesteś taki jak on. Chciwy i pyszny! Nie umiesz docenić ani
zrozumieć rad tych, którzy są mądrzejsi od ciebie po stokroć!
Nie chcesz mojej pomocy? Twój wybór! Gnij w moich lochach i sto
lat, dla mnie to jak jeden dzień! Jestem cierpliwy! - Thranduil
mierzył Thorina gniewnym spojrzeniem. - Ale nie opuścisz tego
miejsca, póki nie zrozumiesz błędów jakie popełnił Thror i
jakie ty chcesz powtórzyć! - zamilkł na chwilę, po czym
uśmiechnął się jadowicie - Jeden z twoich kompanów już poniósł
konsekwencje twojej chciwości i egoizmu. - Thorin zamarł, a
Thranduil z satysfakcją kontynuował widząc, że jego słowa
dotknęły krasnoluda – W swej łaskawości pozwoliłem go… a
raczej ją ratować. Naprawiam efekt twojej pychy! Bo ty nie
potrafiłeś nawet jej ochronić! Zabrać go! - skinął na
gwardzistów, a ci chwycili Thorina.
-
Żyje?! - krzyknął jeszcze, gdy elfy go wyprowadzały.
Odpowiedziała
mu tylko cisza i zimne mściwe spojrzenie Thranduila. Thorin,
wściekły i pełen obaw o życie Elainy stawiał opór gdy
prowadzono go do lochów. Kilka razy dostał cios drzewcem, ale
niewiele to dało. Dopiero gdy otworzyli kratę, jeden z elfów,
jasnowłosy uderzył Thorin mocno w tył głowy.
Krasnolud
poczuł ból i osunął się w ciemność.
Elaina
uniosła brwi i dalej patrzyła kpiąco na Taurielę.
-
Elfich uprzejmości ciąg dalszy. - mruknęła – Czego chce wasz
król? - zapytała patrząc na elfy.
Tauriela
nie odpowiedziała tylko skinęła na strażników. Ci wyprowadzili
Elainę z celi, ale ona wyrwała ramiona gwałtownie.
-
Ręce precz! Pójdę sama! - fuknęła na elfy jak rozjuszony ryś.
Strażnicy spojrzeli pytająco na Taurielę, a ta skinęła głową.
-
Dobrze, ale żadnych sztuczek!
-
A czy ja wyglądam na wędrownego czarodzieja? - mruknęła pod nosem
Elaina.
Tauriela
nie zareagowała na zaczepkę i szli dalej w milczeniu. Po kilkunastu
minutach wspinaczki krętymi schodami elfy i krasnolud opuścili
więzienie i skierowali się do części pałacu zajmowanej przez
władcę Leśnego Królestwa. Mijali kolejne sale i korytarze. W
końcu weszli do okrągłej komnaty, gdzie na środku stała
delikatna fontanna z białego marmuru tryskająca wodą. Sala
otoczona była arkadą wspartą na kolumienkach rzeźbionych na
kształt roślinnych łodyg zwieńczonych kielichami kwiatów. Elfy
wycofały się z komnaty, a Tauriela stanęła przy drzwiach. Elaina,
spojrzała pytająco na elfkę, bo były same.
-
Czekaj. - rzuciła zdawkowo Tauriela.
Krasnoludzica
westchnęła i rozejrzała się z uwagą wokół siebie. Po chwili
stwierdziła, że elfia architektura nie podoba jej się ani trochę.
Za dużo ornamentów, wszystko jakieś takie kruche. Nie to co
podziemne krasnoludzkie miasta - solidne, imponujące rozmachem i
wielkością.
Podeszła
do fontanny i zanurzyła w niej palce zdrowej ręki. Woda była
przyjemnie chłodna. Podniosła dłoń i patrzyła jak krople skapują
powoli z opuszek palców. Ranne ramię trzymała przy sobie, zgięte
w łokciu. Elfka nie reagowała więc, Elaina ostrożnie podeszła
do tarasu, z którego rozciągał się widok na Puszczę. Wspięła
się po niskich stopniach. Za Puszczą w oddali dostrzegła górujący
nad okolicą szczyt. Rozpoznała go od razu. Cel wędrówki. Samotna
Góra… już tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Patrzyła na
Górę jak zahipnotyzowana opierając się zdrową dłonią o
kolumnę.
Thranduil
wszedł do komnaty. Gdy wracał z sali tronowej, gdzie rozmawiał z
Thorinem, powiadomiono go o tym, że Tauriela przyprowadziła
krasnoludzicę.
Jego
wzrok od razu padł na niską postać na tarasie. Zmrużył lekko
oczy szybko lustrując krasnoluda. Wyczuwał w aurze postaci wiele
uczuć. Bezsilność, gniew, smutek, ale i nadzieję… i… coś
silniejszego, wznioślejszego jakby… nie… uniósł lekko brwi
zaskoczony. Przybrał jednak zwykły wyraz twarzy i postanowił się
ujawnić, dość już wyczytał z aury krasnoluda. Zauważył przy
drzwiach Taurielę i gestem nakazał jej wyjść.
-
Zdolność regeneracji krasnoludów zawsze mnie zaskakiwała...-
odezwał się Thranduil, gdy Tauriela opuściła komnatę. Elaina
odwróciła się gwałtownie.
-
Mój kapitan twierdził, że słaniasz się na nogach. Jego relacja z
tego co widzę mocno mija się z prawdą. - Thranduil minął
fontannę - Nie podał mi twego imienia, więc….
Elaina
zaskoczona milczała, patrząc na Thranduila, który szedł powoli w
jej kierunku dłońmi założonymi za siebie. Nigdy wcześniej go nie
widziała i porównała go do razu podświadomie do Elronda z
Rivendell, jedynego elfiego władcy, którego miała okazję poznać.
Elrond był ciepły i jasny jak sierpniowe popołudnie. Serdeczny i
uprzejmy. Ten elf był zupełną jego przeciwnością. Jasne, prawie
białe włosy, spływające na ramiona elfiego mężczyzny i oczy w
odcieniu zimnego błękitu, które patrzyły na nią uważnie spod
czarnych grubych brwi, przywodziły jej na myśl zimowy, wczesny
poranek, który choć piękny, szczypie mrozem i kłuje w oczy
oślepiającą bielą śniegu.
-
Ogłuchłaś? - niski głos elfa znów przerwał ciszę.
-
Wręcz przeciwnie. - spojrzała odważnie w oczy elfa. - Słucham
cię panie z wielką uwagą. - odparła bez cienia zmieszania.
-
Zatem? Poznam imię tej, która wędruje Thorinem i jego kompanią? -
usłyszała w słowach Thranduila cień kpiny.
-
Elaina. - odparła oglądając się za elfem, który minął ją.
-
Elaina. - powtórzył elf, zatrzymując się i spoglądając na
Samotną Górę w oddali. - Czyżby zaczęło Thorinowi brakować
wojowników, że zdecydował się ryzykować życiem kobiety?
-
Nie sądzę. To był mój wybór…
-
Dobrowolna ofiara. Co za szlachetność. - Thranduil uśmiechnął
się kpiąco.
-
Ofiara?
-
Naprawdę, nie zdajesz sobie sprawy, co czeka was na końcu tej
drogi? - Thranduil spojrzał na nią. - Smok nie zna litości dla
tych, którzy wejdą do Góry.
-
Masz panie dar przewidywania, że wieszczysz nam klęskę?
-
Nie, ja po prostu umiem ważyć
ryzyko. W przeciwieństwie do Thorina. - rzekł odwracając
wzrok od Ereboru i spoglądając na nią.
-
Nie wątpię, pewnego dnia postawiłeś na szali życie rodaków
Thorina i wyszło ci, że nie jest nic warte… - wtrąciła
krasnoludzica. - że nie warto się dla nich narażać… za duże
ryzyko.
Elf
spiorunował wzrokiem Elainę.
-
Widziałeś kiedyś smoka, młody krasnoludzie? - Thranduil pochylił
się do niej. - Pytam czy widziałeś?! Bo ja poznałem je aż za
dobrze! Walczyłem z nimi! - nagle na twarzy elfa pojawiła się
okropna, blizna zachodząca przez szyję od prawego policzka aż na
oczodół i czoło. Elaina cofnęła się zaskoczona i przerażona.
-
Smoki to wcielenie okrucieństwa, chciwości i śmierci, którą
niosą z sobą gdziekolwiek tylko się pojawią! - kontynuował
Thranduil, blizna powoli się zasklepiła – Nigdy nie naraziłbym
swoich na gniew jednego z nich. Więc nie oceniaj moich decyzji tak
pochopnie i stronniczo!
Elaina
milczała, Thranduil zaś znów spojrzał w stronę Góry.
-
Thorin doświadczył tej grozy, a jednak prowadzi was prosto w jej
paszczę dla zaspokojenia własnej chciwości. Naraża życie
krewnych, przyjaciół, kobiety… -- elf uśmiechnął się
nieprzyjemnie - To bardzo egoistyczne z jego strony, nie sądzisz? I
głupie. Przecież jesteście coraz rzadsze…
Elaina
zacisnęła pięści. Poczuła się jak klacz na targowisku.
-
Nie sądziłam, że tak leży ci na sercu przetrwanie rasy
krasnoludów, wasza wysokość. - fuknęła.
-
Bynajmniej. - Thranduil spoważniał.
-
Skąd więc zainteresowanie mną?
Brwi
elfa lekko się zmarszczyły.
-
Jesteś czymś nieoczekiwanym, elementem układanki, który nie
pasuje mi do reszty, a przez to wyjątkowo mnie intryguje. - rzekł
cicho.
Tego
było Elainie za wiele. Pokręciła głową z niedowierzaniem. Jak
można być tak aroganckim?
-
Jestem dla ciebie rzadkim okazem? Elementem? - powiedziała wolno -
Po to mnie tu wezwałeś, królu Thranduilu? By popatrzeć? Obejrzeć
dziwowisko! Ot, krasnoludzka kobieta! - zrobiła krok w jego stronę
- Patrzysz na mnie z góry, gardzisz mną i moimi braćmi, bo pragną
odzyskać dom! Kwestionujesz słuszność powodów dla których
przystałam do Thorina! Straszysz, że zginę! Otóż nie boję się,
choć żaden wojownik nie miał lekkiej śmierci. A i ja jej łatwo
nie ulegnę! - Elaina patrzyła na Thranduila z ogniem w oczach -
Wolę umrzeć za miesiąc, za dzień, niż żyć całą kolejną Erę
bez dobroci i współczucia w sercu! Nazywasz Thorina egoistą i
zarzucasz że jego intencje są złe? Jak możesz? Tobie nigdy nie
odebrano królestwa, domu! A on poświęca się dla swojego narodu,
by mogli wrócić do ojczyzny! To nie egoizm. To szlachetność! -
Elaina zamilkła na chwilę, po czym dodała już cicho - Żal mi cię
panie… jesteś jak okruch lodu, nie masz w sobie ani krztyny
współczucia i życzliwości!
Twarz
Thranduila była cała spięta po słowach Elainy. Elf odwrócił na
chwilę głowę i odetchnął głęboko by się uspokoić.
-
Charakterna jesteś Elaino! - mruknął po czym pochylił się do
niej – Powinienem cię kazać wybatożyć za te zuchwałe słowa!
Ale długie życie, które mi tak zręcznie wypomniałaś, nauczyło
mnie cierpliwości i spokoju. Zamiast cię karać wyprostuję trochę
twoje wyobrażenie o Thorinie. Potraktuj to jako radę i zapamiętaj
na przyszłość. Jedyne co interesuje Thorina to skarb, który
zagarnął smok. Złoto krasnoludów. - Elaina otwarła usta, ale
Thranduil zgromił ją wzrokiem. Jego głos był zimny i oschły -
Milcz! Myślisz, że go poznałaś? Jesteś naiwna! Ja znam go dłużej
niż ty i znałem jego dziadka! Widziałem jak Throra trawi choroba i
Thorina czeka to samo. I nie licz, że go uratujesz przed tym! Znam
twoje myśli lepiej niż ci się zdaje! I wiem co łączy cię z
Thorinem. Łatwo się domyślić. - Thranduil się wyprostował i
spojrzał z góry na Elainę. - Zachowaj romantyczne wyobrażenia dla
siebie i ciesz się nimi póki możesz, bo gdy tylko Thorin
przekroczy prócz Ereboru, puści w niepamięć wszystko co było
wcześniej! Pragnienie złota zagłuszy wszystkie inne!
-
Mylisz się, Thorin nie jest swoim dziadkiem! - warknęła Elaina.
-
Ostrzegłem cię. Na tym koniec. Straż! - do komnaty weszło dwóch
elfów. - Zabrać krasnoluda do lochów! - rzucił rozkaz i powoli
podszedł do fontanny. Elaina zaś została wyprowadzona i kilka
minut później wrzucona do swojej celi.
Ogłuszony
Thorin po kilkunastu minutach od tego kiedy elfy zamknęły za nim
kraty, drgnął. Głowa go bolała jakby ktoś go… chwila…
-
Przeklęte elfy… - szepnął okraszając te słowa jeszcze paroma
przekleństwami w khuzdul. - Moja głowa…
Zmacał
miejsce gdzie go uderzono. Na palcach poczuł ciepłą, lepką maź.
Spróbował się podnieść, ale nie dał rady. Cela zahuśtała się
jak platforma górnicza w szybie kopalnianym… Thorin otworzył
szerzej oczy. Szyb… usłyszał znajome dźwięki i głosy. Obejrzał
się za siebie. Ojciec i dziadek szli wolno korytarzem, o czymś
rozmawiali. Wyciągnął dłoń do nich, w gardle coś go ścisnęło.
Synu, czemu stoisz. Już dawno
miałeś udać się na Główną Bramę. Wizytacja kopalni na dziś
zakończona… surowy ton
ojca, kiedyś tak przez Thorina znielubiany, teraz sprawił, że
krasnolud poczuł łzy pod powiekami.
-
Tak ojcze, już idę… - szepnął. - Tylko…
Nie
poganiaj mego wnuka Thrainie, skoro chce poprzebywac wśród
bogactwa… odezwał się tym
razem Thror, przecież to nasze
przeznaczenie, złoto… nasze dziedzictwo…. Nasza choroba… głos
dziadka zaczął się zmieniać. Przybrał dziwny, obcy ton,
chrapliwie sącząc dalej słowa... I
ciebie to czeka! Złoto, bogactwo ponad wszelką miarę! Złoto!
Złoto… Tylko to się liczy…
-
Odejdź!
- jęknął krasnolud do majaków. - Nie!
Jęki
więźnia zaciekawiły strażników.
-
Ci z grupy zwiadowczej chyba mu za mocno przyłożyli… - mruknął
jeden, patrząc na Thorina.
-
E tam… będziesz się litował nad krasnoludem? - dodał drugi. -
Chodź, zaraz kończymy wartę. Nie zamierzam gapić się na tego
śmierdzącego karła. Dla mnie może tu nawet zdechnąć. - elf
odszedł, a jego towarzysz podążył za nim.
Złudzenie
minęło i Thorin świadomością powrócił do celi. To co zobaczył,
przeraziło go. Otworzył oczy i znów cela zawirowała jak szalona.
Nie miał już siły na złorzeczenie elfom, Thranduilowi, całemu
światu… przymknął powieki i leżał bez ruchu. Wszystko było
mu obojętne. Czuł się bezradny, samotny i przegrany. Jak miał
pokonać swoje przeznaczenie? Dobrze widział, co działo się z
dziadkiem wiele lat temu w Ereborze, a nawet po wygnaniu przez smoka.
Dziadek nigdy nie przestał myśleć o odzyskaniu bogactwa. Nigdy.
Nawet przez bitwą o Khazad-Dum
mówił tylko o tym. Thorin zacisnął pięści. Ale czy owo
bogactwo nie uczyniło ich potężnymi? Czy
nie dało dziadkowi siły i poczucia iż lepszy jest od innych? Czy
dzięki niezliczonym tonom złota i klejnotów jakie dała im Góra,
krasnoludy z Ereboru nie stały się potężne? Potężniejsze od
ludzi, elfów… Czy owo bogactwo zalegające w salach Ereboru, nie
uczyni i jego potężnym i godnym szacunku? Będą go podziwiać,
oddawać hołd… nawet to ścierwo Thranduil. Jeszcze
do mnie przypełzniesz elfia gnido… Będziesz się płaszczył, a
ja ci te twoje kamyki rzucę w twarz!…
Thorin odpłynął w sen pełen dziwnych i niepokojących myśli,
które oplatały jego serce coraz mocniej, jak lepka pajęcza sieć…
Bilbo
tymczasem nie marnował czasu. Gdy Elainę elfy wyprowadzilły z
celi, udał się do reszty kompanii. Gdy wyszedł z korytarza
prowadzącego do jej celi, skręcił w prawo i podążył szybko do
miejsca gdzie umieszczono resztę krasnoludów. Bilbo, mimo że
niewidoczny, skradał się ostrożnie korytarzami elfich lochów. Gdy
w końcu dotarł do właściwej celi, przycupnął przy ścianie i
szybko obrzucił wzrokiem towarzyszy. Brakowało Thorina. Będzie
musiał urządzić sobie jeszcze
jeden spacer po lochach tego nadętego elfa. Jego uwagę zwróciło
jednak, że krasnoludy zazwyczaj rozgadane i hałaśliwe, siedzą
dziwnie spokojnie i w milczeniu.
-
Panie Balinie! - zawołał rozejrzawszy się wcześniej czy nikt nie
nadchodzi i pojawił się nagle. Siwy krasnolud drgnął. - Pa-nie!
Ba-li-nie! - powtórzy nieco wyraźnie.
-
Czy mnie oczy mylą? Bilbo! Ty żyjesz przyjacielu! - zawołał, a to
już zwróciło uwagę reszty krasnoludów. Wszyscy poderwali
podeszli do krat.
-
Cicho! CI- CHO! - Bilbo podniósł obie ręce, bo krasnoludy zaczęły
hałasować.
-
Myśleliśmy, że nie żyjesz! Że cię…
-
… Pająki zjadły? - uśmiechnął się Bilbo – Pani Elaina
powiedziała zupełnie tak samo.
Radosny
nastrój z odnalezienia hobbita pękł nagle.
-
Nie żartuj panie Baggins z tak poważnego tematu. -rzekł ponurym
tonem Dwalin.
Bilbo
zgłupiał.
-
Co?
-
Ze śmierci nie wolno żartować. - odezwał się Gloin.
-
A ktoś umarł? - Bilbo patrzył przestraszony na strapione
krasnoludy. - O nie! Tho- Thorin? - głos mu się załamał.
-
Nie Thorin, głupiutki hobbicie. - odezwał się znów Dwalin. -
Obawiamy się, że pani Elaina...
Hobbit
przez chwilę stał i łączył fakty.
-
Aaa…. Dobrze. - nagle potrząsnął głową – Znaczy nie dobrze!
Pani Elaina żyje! Ruda elfka ją uzdrowiła! Sam widziałem.
Ulga
pojawiła się na twarzach krasnoludów.
-
Słyszałeś Kili? - Fili szturchnął brata,a ten uśmiechnął się
promiennie,
-
Uściskałbym cię niziołku, gdyby nie te kraty! - zawołał
uradowany Bofur.
-
Bilbo skąd się tu wziąłeś? - zapytał nagle Balin.
-
Szedłem za wami cały czas. A jak wiadomo hobbity jeśli chcą
potrafią stać się niewidoczne, więc…. Więc mnie nie widzieli,
bo nie chciałem by mnie zobaczyli. - zaplątał się Bilbo. - Co
więcej wiem jak was stąd wyciągnąć.
-
Ale brakuje jeszcze Thorina. - zauważył Balin -Thranduil umieścił
go w innej części lochów.
-
O to się nie martwcie, znajdę i jego. - zapewnił Bilbo, po czym
odszedł w jeden z korytarzy i zniknął.
Trochę
mu zajęło odnalezienie ostatniego krasnoluda. Lochy były
kombinacją korytarzy, schodów i tuneli. Kilka razy zgubił się,
ale w konsekwencji wyszło mu to na dobre, bo wtedy przez zupełny
przypadek trafił na celę w końcu korytarza. Nikogo w tej części
lochów nie było, więc wiele się nie zastanawiając, wiedziony
ciekawością hobbit podszedł bliżej i…
-
A niech mnie! - sapnął widząc leżącego Thorina.
Pierwsze
co zrobił to szarpnął odruchowo kraty.
-
Głupiś Bilbo, to więzienie, tu wszystko jest zamknięte… -
mruknął do siebie. - Panie Thorinie! Thorinie! - zawołał kilka
razy, ale krasnolud nie zareagował. Bilbo zaczął intensywnie
myśleć, a patrząc na Thorina tupał stopą rozdrażniony.
-
Moja głowa… a żeby ci chędożony elfie statek za morze zatonął!
Nie tup! - nagle spod kłębowiska Thorinowych włosów odezwał się
poirytowany głos.
-
Już nie tupię! Już przestaję! - zawołał hobbit, a krasnolud
otworzył słabo oczy. - Thorinie ocknij się!
-
Włamywacz… znów mam omamy… - jęknął znów krasnolud
starając się podnieść.
-
Jakie znów omamy! Ja tu jestem we własnej osobie! - hobbit kręcił
się w miejscu pod kratą celi. - Dziewczyna gada, że wariuje, bo
się odezwałem o jajkach na bekonie, ten zaś że ma omamy. Na co mi
było, teraz się muszę użerać z krasnoludami…
Thorin
powoli usiadł opierając o ścianę. Świat już nie wirował, za to
bolała go mocno głowa.
-
To ty, panie Baggins czy to twój duch? - rzekł powoli macając tył
głowy, gdzie go uderzono.
-
Ja! - syknął Bilbo. - Jesteś cały Thorinie? Marnie wyglądasz! -
dopytywał się hobbit.
-
Dostałem w głowę, ogłuszyli mnie… - odparł Thorin. - Niech
mnie, Panie Baggins, a już myślałem, żeś tym razem przepadł na
dobre! - powiedział ponuro, jakby w ogóle nie ciesząc się z
widoku hobbita.
Ten
jednak podbudowany tym, że jednak pokonał tyle trudności i
odnalazł wszystkie krasnoludy, a teraz niewątpliwie od niego
zależał ich los, zmarszczył brwi.
-
Pani Elaina i reszta się zmartwią… - mruknął.
-Widziałeś
ją? - krasnolud spojrzał momentalnie na Bilba.
-
Oczywiście, że widziałem, nawet rozmawialiśmy! - rzekł Bilbo.
-
Czyli żyje…. - szepnął z ulgą.
-
Żyje, żyje! Ale było z nią kiepsko. - wypalił hobbit – Ale
elfka ją uleczyła! - dodał szybko widząc ponurą minę Thorina.
-
Chociaż na tyle te elfy się przydały. - mruknął – A reszta?
Gdzie chłopaki?
-
Są umieszczeni w innych
celach, ale wszyscy są cali. A tak w ogóle oczekiwałem
weselszego powitania! - mruknął zrzędliwie hobbit - Choćby
dlatego, że zamierzam pana i całą pana kompanię wyciągnąć z
tych kłopotów w któreście się znów wpakowali. Wszyscy niedługo
opuścicie Leśne Królestwo.
-
Panie Baggins, jeśli to jest żart…. - Thorin
spojrzał uważnie
hobbita.
-
To nie żart! - zirytował się się hobbit – zresztą sam się
przekonasz wkrótce. Mam plan jak was wyciągnąć z tym lochów i
jak uciec elfom. Zanim was wszystkich po kolei znalazłem, pozwoliłem
sobie na mały rekonesans i wiem, że elfy co jakiś czas spławiają
beczki rzeką. To nasza szansa! - zakończył tryumfalnie hobbit.
-
Po raz kolejny ci zaufam, panie Baggins. - Thorin klepnął hobbita
po ramieniu przez kraty.
-
Jutro elfy będą miały jakieś święto, wykorzystamy ten moment
jak będą się bawić na uczcie. Przyjdę po ciebie jutro po
zachodzie słońca. Bądź gotowy Thorinie.
-
Będę czekał. - uśmiechnął się lekko krasnolud, widząc jak
Baggins wczuł się w rolę oswobodziciela. - Panie Baggins?
Hobbit
już miał odejść, ale odwrócił się słysząc Thorina.
-
Dziękuje. Po raz kolejny. - rzekł poważnie do hobbita.
-
Nie ma za co. - odparł skromnie hobbit, po czym zniknął Thorinowi
z oczu.
Krasnolud
usiadł na ziemi i schował twarz w dłoniach. Ulga pomieszana z
radością wypełniała mu serce. Jakby ktoś zdjął mu z ramion
wielki ciężar. Te godziny, kiedy myślał, że już więcej nie
zobaczy Elainy żywej, jeszcze silniej uświadomiły mu jak bardzo
jest dla niego ważna.
Beczka
kołysała się na wodzie leniwie. Co jakiś lekko się obracając
wokół własnej osi, lub kładąc się na bok. Za nią kolejne
rzędem, niczym pisklęta za matką, powoli sunęły wraz z nurtem.
-
Dziesięć… - mężczyzna w płowej kapocie bosakiem skierował w
stronę niewielkiej zatoczki kolejną beczkę, a ta niesiona nurtem w
końcu zaryła o żwirowy brzeg. - Jednenaście… - wyławiający
beczki już nawet nie patrzył. Wiedział, że beczka zaraz dołączy
do pozostałych leżących na brzegu. Szuranie żwiru zaraz też go o
tym przekonało.
Kilkanaście
minut później wszystkie piętnaście pękatych dębowych beczek
leżało bezpiecznie na brzegu. Mężczyzna wziął swój łuk, który
leżał na kamieniu, wsiadł na barkę i odbił od brzegu. Zawsze
rano wracał po to co przypłynęło z elfiego królestwa. Dziś było
już późno, żeby ładować beczki, a okolica gdzie się znajdował
punkt odbioru nie należała do zbytnio uczęszczanych, więc
człowiek wolał wrócić do domu.
Jakiś
czas później, gdy po barce nie było już śladu, ciszę przerwało
chrupnięcie drewna i z beczki wylazł Bilbo. Powstrzymując odruch
wymiotny, na czworakach podszedł do najbliższej beczki i uwolnił
pierwszego krasnoluda. Trafił się Bofur. Biedak był w takim
stanie, że żal było patrzeć. Wypełzł na żwir, a potem
znieruchomiał.
-
Moja głowa… - jęknął.
Niektóre
krasnoludy próbowały same się uwolnić. I tak Dwalin wręcz
rozwalił beczkę, a potem biegnąc wężykiem zniknął w krzakach,
skąd za chwilę dało się słyszeć charakterystyczne odgłosy.
Kolejny
swoją beczkę opuścił Thorin. Wyszedł, stanął na chwilę na
nogach… po czym upadł na wznak i tak już został.
Bilbo
podszedł do kolejne już beczki i wyciągnął przykrywkę.
-
Bilbo… zhabije cie! - bełkotliwy głos Elainy rozbrzmiał w ciszy
nocy. Krasnoludzica wyczołgała się, rozprostowując obolałe
kończyny. Potem mętnym wzrokiem rozejrzała się i dojrzawszy coś
co zdawało jej się być Thorinem, skierowała się w tamtą stronę.
Jednak podróż w beczce tak skutecznie zwichrowała jej błędnik,
że potknęła się i upadła na piach po dwóch krokach.
Fili i Kili również zaraz po
wyjściu zarzucili Bilba obietnicami śmierci w męczarniach, co
sponiewierany tak jak krasnoludy hobbit puścił mimo uszu.
Biedne
krasnoludy leżały na piachu z dobrą godzinę. Potem jeden po
drugim, wzajemnie sobie pomagając, usiadły pod wierzbami
porastającymi brzeg rzeki. Udało im się rozpalić malutkie
ognisko, przy którym choć trochę mogli się ogrzać.
Elaina
siedziała obok Thorina, oparta o jego ramię i zamkniętymi oczami,
po prostu pierwszy raz świadomie chłonęła jego obecność. Thorin
co jakiś czas mocniej ją obejmował. W tym uścisku było wszystko
czego nie miał czasu jej powiedzieć, ale ona podświadomie to
odczytała. Żal, rozpacz, potem nadzieja i ogromna radość. Tak jak
wtedy, gdy zobaczył ją pośród towarzyszy w pałacu Thranduila.
Podczas
ucieczki nie wymienili ze sobą ani słowa. Nie było czasu. Dopiero
teraz, gdy siedzieli razem, zastanawiali się nad słowami, ale każde
zdawało im się banalne, płytkie, nie oddające sensu. Thorin w
końcu uniósł brodę Elainy i lekko pocałował jej usta, a ona to
odwzajemniła.
-
Bałem się, że cię stracę... - szepnął Thorin jej do ucha
przerywając pocałunek.
-
Wiem. - odparła cicho Elaina i oparła głowę na piersi Thorina. -
Zawsze już będę przy tobie...
Widok
tych dwojga wlał w serce kompanii trochę radości i spokoju. Te
chwilę jednak bezceremonialnie przerwał Balin, odchrząkując
znacząco. Thorin kiwnął głową, a Balin usiadł obok.
-
Musimy się naradzić, Thorinie. - Dębowa Tarcza pokiwał głową.
-
Czy ktoś z nas ma jakiekolwiek pojęcie gdzie jesteśmy? - zapytał
Dwalin – Panie Baggins?
Bilbo
zaskoczony spojrzał na krasnoluda.
-
Skąd mam wiedzieć? - odparł włamywacz.
-
O ile mnie pamięć nie myli panie Baggins, nim dopadły nas pająki
wlazłeś na drzewo by się rozejrzeć. - zauważył dość szorstko
Thorin.
-
Ale to nie ma żadnego odniesienia…
-
Dobrze, dajmy na chwilę spokój hobbitowi. – Balin uprzedził
siarczystą ripostę brata, który już otworzył usta.
-
Zanim wyleźliśmy z beczek, słyszałem człowieka. - wtrącił się
Gloin.
-
Ja też… - dodał Dwalin.
-
I ja, choć myślałem, że mi się zdaje! - dorzucił swoje Kili.
-
I ja go też słyszałem. - rzekł Thorin. - Musimy być blisko
Miasta na Jeziorze. A wiecie co to oznacza...- spojrzał na
towarzyszy. - Jesteśmy prawie u celu. Nie mamy czasu na
obchodzenie Jeziora. Trzeba przepłynąć je i wylądować na jego
północnym brzegu. Kiedyś była tam przystań...
-
Nadal jest. Zniszczona, ale jest. - odezwała się cicho Elaina,
wchodząc w słowo Thorinowi. - Użyliśmy jej gdy podróżowałam z
czarodziejem z Żelaznych Wzgórz.
-
Kiedyś ludzie z Dale używali jej do przeprawiania się do Esgaroth.
- zauważył Balin.
-
Użyjemy jej zatem. Dalej trzeba będzie się wspinać. Najpierw do
Góry, potem do miejsca wskazanego na mapie Thora. I będziemy się
modlić, żeby smok nas nie wyczuł - rzekł ponuro Thorin. - Reszta
należy do naszego włamywacza.
Wszyscy
spojrzeli na Bilba, a hobbit poczuł jak zimny pot oblewa mu czoło.
Do tej pory jakoś nie odczuwał odpowiedzialności jaką nałożono
na niego w tej wyprawie. Wiedział, że ma coś otworzyć, coś
znaleźć, ale nie odbierał tego jakoś realnej przyszłości… do
teraz. Znów poczuł to przerażenie, kiedy w jego domu w Shire,
Bofur opisał mu jakże dokładnie skutki spotkania ze smokiem. Jak
bardzo żałował, że nie ma przy nim teraz Gandalfa. Przy nim czuł
się jakoś spokojniejszy Przełknął jednak głośno ślinę i
wyprostował się, by dodać sobie pewności i powagi.
-
Jak się umawialiśmy, panie Thorinie. - zapewnił krasnoluda.
-
Nie waż się zerwać umowy. - rzekł groźnie Thorin i jeszcze przez
chwilę mierzył go uważnym spojrzeniem.
-
Bez obaw. - Bilbo pokiwał głową nerwowo.
-
Musimy opuścić jak najszybciej to miejsce. Nie wierzę, że Azog
przestał nas ścigać. To tylko kwestia czasu kiedy znów nas
dopadnie… chyba że wcześniej dotrzemy do Góry.
-
odezwała się znów Elaina kładąc dłoń na ramieniu Thorina, by
odwrócić jego uwagę od Bilba. Thorin odchrząknął.
-
Elaina ma słuszność. Nie ma co zwklekać. Naszą szansą jest ten
człowiek, którego słyszeliśmy. Na pewno tu wróci. A wtedy
użyjemy dyplomacji, żeby go przekonać by zabrał nas na łódź.
________________
Historia napisana jest na motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.
Tym razem oprócz powagi było trochę śmiechu.
OdpowiedzUsuńKtóry fragment Cię rozbawił? :)
UsuńNie pamiętam dokładnie. Na pewno rozmowa Bilba z Thorinem.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to jak przedstawiłaś hobbita.