niedziela, 8 listopada 2015

Wyprawa pod Samotną Górę cz. II, Rozdział 5


Witajcie! 
Oto kolejna, piąta już część mojego fanficka. Dziś jako temat muzyczny do tego fragmentu wybrałam po prostu utwór "The Woodland Realm"  z soundtracku z II części filmu "Hobbit", który słyszymy podczas wydarzeń w Leśnym Królestwie. 

"The Woodland Realm"


Zapraszam zatem do lektury :) 


Rozdział 5
Dawne porachunki

Thorin stał sam przed pustym tronem Thranduila i czekał. Elfy przyprowadziły go od razu tutaj. Minuty wlokły się niemiłosiernie i zdawało się mu, że czeka już całą wieczność. Co jakiś czas rozglądał się wokół siebie, ale pałac był cichy i nieruchomy . Strażnicy w pełnych zbrojach z gwardii przybocznej stali jak kamienne posągi. Tysiące myśli przebiegało teraz przez jego głowę. Kompania, zagrożone powodzenie wyprawy, to że są w pułapce bez wyjścia, że gdzieś zgubili włamywacza… Ale dwie miały zdecydowaną przewagę nad innymi, na równi wyprowadzając z równowagi Thorina. Pierwsza tyczyła się rannej Elainy. Ponad wszystko pragnął by dane mu było zobaczyć ją żywą. Choćby na chwilę, by się upewnił, że jest bezpieczna i nic jej nie zagraża. Druga tyczyła się tego, z którym czekała go za chwilę konfrontacja, a którego szczerze nienawidził. Wiedział, że Thranduil będzie chciał go w najlepszym wypadku upokorzyć i tak łatwo nie wypuści ze swoich rąk.
- Jak pokrętny i nieprzewidywalny jest los każdego z nas. - usłyszał nagle za sobą, a strażnicy stanęli na baczność. - Zgodzisz się ze mną Thorinie?
Krasnolud obejrzał się za siebie.
Thranduil nie zmienił się ani o krzynę od momentu kiedy Thorin widział go po raz ostatni. Kiedy to odmówił pomocy uciekającym , bezdomnym krasnoludom z Ereboru.
- Zaiste. - mruknął Thorin, mierząc wzrokiem elfa.
Thranduil szedł wolno po schodach co jakiś czas popierając się długim berłem. Jasne włosy spływały po plecach i na pierś wyniosłego elfa. W końcu usiadł na swoim tronie i spojrzał na krasnoluda.
- Cóż cię sprowadza w moje skromne progi Thorinie? - rzekł po chwili milczenia, rozkoszując się rosnącą irytacją jaką widział w oczach jeńca. Ten milczał. Thranduil uśmiechnął się nieznacznie wytrzymując wzrok Thorina. - Niech zgadnę.
Thorin zacisnął pięści.
- Zebrałeś kompanię straceńców i ostatnich rodaków i wyruszyłeś by odzyskać to co stracił twój dziadek. Przy okazji planujesz zabić smoka, który zarżnął cały twój naród za jednym machnięciem ogona, a kiedy ci się to powiedzie zasiądziesz na tronie swego dziadka jako Król pod Górą, a potem będziesz się pysznił jak on i patrzył z wysokości Góry na każdą inną rasę jak na żebraków. - Thranduil mówił powoli, sącząc słowa cichym głosem. Doskonale widział, jak każde słowo upokarza i rani dumnego krasnoluda niczym wymyślna tortura.
Rozparł się na tronie i czekał na wybuch gniewu Thorina. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Wstał więc i powoli schodząc do więźnia kontynuował.
- Jednak obaj wiemy, że jest coś co szczególnie pragniesz odzyskać. - Thorin spojrzał spod byka na Thranduila. - Coś co dla twego dziadka było symbolem władzy, darem ziemi. Coś co rozpala twoją wyobraźnię… - elfi król sunął wokół krasnoluda jak zjawa - Wiesz że ja również mam swoją słabość. Wiesz, czego pożądam. Wiesz, bo byłeś świadkiem tego, gdy zaspokojenia tego pragnienia mi odmówiono. Widziałeś jak twój dziadek upokorzył mnie… - Thranduil stanął przed Thorinem , który prychnął z lekkim uśmiechem na samo wspomnienie. Elf puścił to mimo uszu. -… ale ja nie jestem pamiętliwy. I wybaczam twojemu dziadkowi pychę.
Thorin podniósł wzrok na elfa .
- Pomogę ci odzyskać twój dom.
Krasnolud znów prychnął i roześmiał się w głos.
- Doprawdy? - zapytał z ironią – Za jaką cenę?
- Chcę odzyskać to co moje. - Thranduil założył dłonie za siebie. - Pakt między władcami.
- Twoje? Tam nie ma nic twojego, elfie! - warknął krasnolud. - Targujesz się ze mną jakby chodziło o wóz z urobkiem, a nie przyszłość mojego narodu! Manipulujesz moimi uczuciami, pragnieniami odzyskania domu, bo myślisz że ci ulegnę. Jesteś żałosny! Wielki władca elfów! Chcesz zawierać pakty? Ty, który bez zastanowienia je złamałeś? Nigdy nie miałeś honoru! I teraz też co go nie przybyło! - Thorin przestał się hamować – Żadnego honoru, żadnej litości dla cierpienia moich ludzi, którzy byli paleni żywcem w swoich domach! Potem odwróciłeś się od nas wtedy gdy przyszliśmy błagać cię o schronienie. Nie chcę twojej pomocy, bo znów zdradzisz, tak jak zdradziłeś wiele lat temu!
- Myślisz że nie wiem co znaczy płonąć żywcem? - elf pochylił się do Thorina – Poznałem okrucieństwo i grozę smoczego ognia! Widziałem dziesiątki smoków na północy!- oczy elfa zapłonęły – Thor sam sprowadził na siebie tragedię, która go spotkała! Wiele razy napominałem go, że chciwość go zgubi! - Thranduil wszedł na podwyższenie – I miałem racje! A teraz widzę, że jesteś taki jak on. Chciwy i pyszny! Nie umiesz docenić ani zrozumieć rad tych, którzy są mądrzejsi od ciebie po stokroć! Nie chcesz mojej pomocy? Twój wybór! Gnij w moich lochach i sto lat, dla mnie to jak jeden dzień! Jestem cierpliwy! - Thranduil mierzył Thorina gniewnym spojrzeniem. - Ale nie opuścisz tego miejsca, póki nie zrozumiesz błędów jakie popełnił Thror i jakie ty chcesz powtórzyć! - zamilkł na chwilę, po czym uśmiechnął się jadowicie - Jeden z twoich kompanów już poniósł konsekwencje twojej chciwości i egoizmu. - Thorin zamarł, a Thranduil z satysfakcją kontynuował widząc, że jego słowa dotknęły krasnoluda – W swej łaskawości pozwoliłem go… a raczej ją ratować. Naprawiam efekt twojej pychy! Bo ty nie potrafiłeś nawet jej ochronić! Zabrać go! - skinął na gwardzistów, a ci chwycili Thorina.
- Żyje?! - krzyknął jeszcze, gdy elfy go wyprowadzały.
Odpowiedziała mu tylko cisza i zimne mściwe spojrzenie Thranduila. Thorin, wściekły i pełen obaw o życie Elainy stawiał opór gdy prowadzono go do lochów. Kilka razy dostał cios drzewcem, ale niewiele to dało. Dopiero gdy otworzyli kratę, jeden z elfów, jasnowłosy uderzył Thorin mocno w tył głowy.
Krasnolud poczuł ból i osunął się w ciemność.

Elaina uniosła brwi i dalej patrzyła kpiąco na Taurielę.
- Elfich uprzejmości ciąg dalszy. - mruknęła – Czego chce wasz król? - zapytała patrząc na elfy.
Tauriela nie odpowiedziała tylko skinęła na strażników. Ci wyprowadzili Elainę z celi, ale ona wyrwała ramiona gwałtownie.
- Ręce precz! Pójdę sama! - fuknęła na elfy jak rozjuszony ryś. Strażnicy spojrzeli pytająco na Taurielę, a ta skinęła głową.
- Dobrze, ale żadnych sztuczek!
- A czy ja wyglądam na wędrownego czarodzieja? - mruknęła pod nosem Elaina.
Tauriela nie zareagowała na zaczepkę i szli dalej w milczeniu. Po kilkunastu minutach wspinaczki krętymi schodami elfy i krasnolud opuścili więzienie i skierowali się do części pałacu zajmowanej przez władcę Leśnego Królestwa. Mijali kolejne sale i korytarze. W końcu weszli do okrągłej komnaty, gdzie na środku stała delikatna fontanna z białego marmuru tryskająca wodą. Sala otoczona była arkadą wspartą na kolumienkach rzeźbionych na kształt roślinnych łodyg zwieńczonych kielichami kwiatów. Elfy wycofały się z komnaty, a Tauriela stanęła przy drzwiach. Elaina, spojrzała pytająco na elfkę, bo były same.
- Czekaj. - rzuciła zdawkowo Tauriela.
Krasnoludzica westchnęła i rozejrzała się z uwagą wokół siebie. Po chwili stwierdziła, że elfia architektura nie podoba jej się ani trochę. Za dużo ornamentów, wszystko jakieś takie kruche. Nie to co podziemne krasnoludzkie miasta - solidne, imponujące rozmachem i wielkością.
Podeszła do fontanny i zanurzyła w niej palce zdrowej ręki. Woda była przyjemnie chłodna. Podniosła dłoń i patrzyła jak krople skapują powoli z opuszek palców. Ranne ramię trzymała przy sobie, zgięte w łokciu. Elfka nie reagowała więc, Elaina ostrożnie podeszła do tarasu, z którego rozciągał się widok na Puszczę. Wspięła się po niskich stopniach. Za Puszczą w oddali dostrzegła górujący nad okolicą szczyt. Rozpoznała go od razu. Cel wędrówki. Samotna Góra… już tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Patrzyła na Górę jak zahipnotyzowana opierając się zdrową dłonią o kolumnę.
Thranduil wszedł do komnaty. Gdy wracał z sali tronowej, gdzie rozmawiał z Thorinem, powiadomiono go o tym, że Tauriela przyprowadziła krasnoludzicę.
Jego wzrok od razu padł na niską postać na tarasie. Zmrużył lekko oczy szybko lustrując krasnoluda. Wyczuwał w aurze postaci wiele uczuć. Bezsilność, gniew, smutek, ale i nadzieję… i… coś silniejszego, wznioślejszego jakby… nie… uniósł lekko brwi zaskoczony. Przybrał jednak zwykły wyraz twarzy i postanowił się ujawnić, dość już wyczytał z aury krasnoluda. Zauważył przy drzwiach Taurielę i gestem nakazał jej wyjść.
- Zdolność regeneracji krasnoludów zawsze mnie zaskakiwała...- odezwał się Thranduil, gdy Tauriela opuściła komnatę. Elaina odwróciła się gwałtownie.
- Mój kapitan twierdził, że słaniasz się na nogach. Jego relacja z tego co widzę mocno mija się z prawdą. - Thranduil minął fontannę - Nie podał mi twego imienia, więc….
Elaina zaskoczona milczała, patrząc na Thranduila, który szedł powoli w jej kierunku dłońmi założonymi za siebie. Nigdy wcześniej go nie widziała i porównała go do razu podświadomie do Elronda z Rivendell, jedynego elfiego władcy, którego miała okazję poznać. Elrond był ciepły i jasny jak sierpniowe popołudnie. Serdeczny i uprzejmy. Ten elf był zupełną jego przeciwnością. Jasne, prawie białe włosy, spływające na ramiona elfiego mężczyzny i oczy w odcieniu zimnego błękitu, które patrzyły na nią uważnie spod czarnych grubych brwi, przywodziły jej na myśl zimowy, wczesny poranek, który choć piękny, szczypie mrozem i kłuje w oczy oślepiającą bielą śniegu.
- Ogłuchłaś? - niski głos elfa znów przerwał ciszę.
- Wręcz przeciwnie. - spojrzała odważnie w oczy elfa. - Słucham cię panie z wielką uwagą. - odparła bez cienia zmieszania.
- Zatem? Poznam imię tej, która wędruje Thorinem i jego kompanią? - usłyszała w słowach Thranduila cień kpiny.
- Elaina. - odparła oglądając się za elfem, który minął ją.
- Elaina. - powtórzył elf, zatrzymując się i spoglądając na Samotną Górę w oddali. - Czyżby zaczęło Thorinowi brakować wojowników, że zdecydował się ryzykować życiem kobiety?
- Nie sądzę. To był mój wybór…
- Dobrowolna ofiara. Co za szlachetność. - Thranduil uśmiechnął się kpiąco.
- Ofiara?
- Naprawdę, nie zdajesz sobie sprawy, co czeka was na końcu tej drogi? - Thranduil spojrzał na nią. - Smok nie zna litości dla tych, którzy wejdą do Góry.
- Masz panie dar przewidywania, że wieszczysz nam klęskę?
- Nie, ja po prostu umiem ważyć ryzyko. W przeciwieństwie do Thorina. - rzekł odwracając wzrok od Ereboru i spoglądając na nią.
- Nie wątpię, pewnego dnia postawiłeś na szali życie rodaków Thorina i wyszło ci, że nie jest nic warte… - wtrąciła krasnoludzica. - że nie warto się dla nich narażać… za duże ryzyko.
Elf spiorunował wzrokiem Elainę.
- Widziałeś kiedyś smoka, młody krasnoludzie? - Thranduil pochylił się do niej. - Pytam czy widziałeś?! Bo ja poznałem je aż za dobrze! Walczyłem z nimi! - nagle na twarzy elfa pojawiła się okropna, blizna zachodząca przez szyję od prawego policzka aż na oczodół i czoło. Elaina cofnęła się zaskoczona i przerażona.
- Smoki to wcielenie okrucieństwa, chciwości i śmierci, którą niosą z sobą gdziekolwiek tylko się pojawią! - kontynuował Thranduil, blizna powoli się zasklepiła – Nigdy nie naraziłbym swoich na gniew jednego z nich. Więc nie oceniaj moich decyzji tak pochopnie i stronniczo!
Elaina milczała, Thranduil zaś znów spojrzał w stronę Góry.
- Thorin doświadczył tej grozy, a jednak prowadzi was prosto w jej paszczę dla zaspokojenia własnej chciwości. Naraża życie krewnych, przyjaciół, kobiety… -- elf uśmiechnął się nieprzyjemnie - To bardzo egoistyczne z jego strony, nie sądzisz? I głupie. Przecież jesteście coraz rzadsze…
Elaina zacisnęła pięści. Poczuła się jak klacz na targowisku.
- Nie sądziłam, że tak leży ci na sercu przetrwanie rasy krasnoludów, wasza wysokość. - fuknęła.
- Bynajmniej. - Thranduil spoważniał.
- Skąd więc zainteresowanie mną?
Brwi elfa lekko się zmarszczyły.
- Jesteś czymś nieoczekiwanym, elementem układanki, który nie pasuje mi do reszty, a przez to wyjątkowo mnie intryguje. - rzekł cicho.
Tego było Elainie za wiele. Pokręciła głową z niedowierzaniem. Jak można być tak aroganckim?
- Jestem dla ciebie rzadkim okazem? Elementem? - powiedziała wolno - Po to mnie tu wezwałeś, królu Thranduilu? By popatrzeć? Obejrzeć dziwowisko! Ot, krasnoludzka kobieta! - zrobiła krok w jego stronę - Patrzysz na mnie z góry, gardzisz mną i moimi braćmi, bo pragną odzyskać dom! Kwestionujesz słuszność powodów dla których przystałam do Thorina! Straszysz, że zginę! Otóż nie boję się, choć żaden wojownik nie miał lekkiej śmierci. A i ja jej łatwo nie ulegnę! - Elaina patrzyła na Thranduila z ogniem w oczach - Wolę umrzeć za miesiąc, za dzień, niż żyć całą kolejną Erę bez dobroci i współczucia w sercu! Nazywasz Thorina egoistą i zarzucasz że jego intencje są złe? Jak możesz? Tobie nigdy nie odebrano królestwa, domu! A on poświęca się dla swojego narodu, by mogli wrócić do ojczyzny! To nie egoizm. To szlachetność! - Elaina zamilkła na chwilę, po czym dodała już cicho - Żal mi cię panie… jesteś jak okruch lodu, nie masz w sobie ani krztyny współczucia i życzliwości!
Twarz Thranduila była cała spięta po słowach Elainy. Elf odwrócił na chwilę głowę i odetchnął głęboko by się uspokoić.
- Charakterna jesteś Elaino! - mruknął po czym pochylił się do niej – Powinienem cię kazać wybatożyć za te zuchwałe słowa! Ale długie życie, które mi tak zręcznie wypomniałaś, nauczyło mnie cierpliwości i spokoju. Zamiast cię karać wyprostuję trochę twoje wyobrażenie o Thorinie. Potraktuj to jako radę i zapamiętaj na przyszłość. Jedyne co interesuje Thorina to skarb, który zagarnął smok. Złoto krasnoludów. - Elaina otwarła usta, ale Thranduil zgromił ją wzrokiem. Jego głos był zimny i oschły - Milcz! Myślisz, że go poznałaś? Jesteś naiwna! Ja znam go dłużej niż ty i znałem jego dziadka! Widziałem jak Throra trawi choroba i Thorina czeka to samo. I nie licz, że go uratujesz przed tym! Znam twoje myśli lepiej niż ci się zdaje! I wiem co łączy cię z Thorinem. Łatwo się domyślić. - Thranduil się wyprostował i spojrzał z góry na Elainę. - Zachowaj romantyczne wyobrażenia dla siebie i ciesz się nimi póki możesz, bo gdy tylko Thorin przekroczy prócz Ereboru, puści w niepamięć wszystko co było wcześniej! Pragnienie złota zagłuszy wszystkie inne!
- Mylisz się, Thorin nie jest swoim dziadkiem! - warknęła Elaina.
- Ostrzegłem cię. Na tym koniec. Straż! - do komnaty weszło dwóch elfów. - Zabrać krasnoluda do lochów! - rzucił rozkaz i powoli podszedł do fontanny. Elaina zaś została wyprowadzona i kilka minut później wrzucona do swojej celi.

Ogłuszony Thorin po kilkunastu minutach od tego kiedy elfy zamknęły za nim kraty, drgnął. Głowa go bolała jakby ktoś go… chwila…
- Przeklęte elfy… - szepnął okraszając te słowa jeszcze paroma przekleństwami w khuzdul. - Moja głowa…
Zmacał miejsce gdzie go uderzono. Na palcach poczuł ciepłą, lepką maź. Spróbował się podnieść, ale nie dał rady. Cela zahuśtała się jak platforma górnicza w szybie kopalnianym… Thorin otworzył szerzej oczy. Szyb… usłyszał znajome dźwięki i głosy. Obejrzał się za siebie. Ojciec i dziadek szli wolno korytarzem, o czymś rozmawiali. Wyciągnął dłoń do nich, w gardle coś go ścisnęło. Synu, czemu stoisz. Już dawno miałeś udać się na Główną Bramę. Wizytacja kopalni na dziś zakończona… surowy ton ojca, kiedyś tak przez Thorina znielubiany, teraz sprawił, że krasnolud poczuł łzy pod powiekami.
- Tak ojcze, już idę… - szepnął. - Tylko…
Nie poganiaj mego wnuka Thrainie, skoro chce poprzebywac wśród bogactwa… odezwał się tym razem Thror, przecież to nasze przeznaczenie, złoto… nasze dziedzictwo…. Nasza choroba… głos dziadka zaczął się zmieniać. Przybrał dziwny, obcy ton, chrapliwie sącząc dalej słowa... I ciebie to czeka! Złoto, bogactwo ponad wszelką miarę! Złoto! Złoto… Tylko to się liczy…
- Odejdź! - jęknął krasnolud do majaków. - Nie!
Jęki więźnia zaciekawiły strażników.
- Ci z grupy zwiadowczej chyba mu za mocno przyłożyli… - mruknął jeden, patrząc na Thorina.
- E tam… będziesz się litował nad krasnoludem? - dodał drugi. - Chodź, zaraz kończymy wartę. Nie zamierzam gapić się na tego śmierdzącego karła. Dla mnie może tu nawet zdechnąć. - elf odszedł, a jego towarzysz podążył za nim.
Złudzenie minęło i Thorin świadomością powrócił do celi. To co zobaczył, przeraziło go. Otworzył oczy i znów cela zawirowała jak szalona. Nie miał już siły na złorzeczenie elfom, Thranduilowi, całemu światu… przymknął powieki i leżał bez ruchu. Wszystko było mu obojętne. Czuł się bezradny, samotny i przegrany. Jak miał pokonać swoje przeznaczenie? Dobrze widział, co działo się z dziadkiem wiele lat temu w Ereborze, a nawet po wygnaniu przez smoka. Dziadek nigdy nie przestał myśleć o odzyskaniu bogactwa. Nigdy. Nawet przez bitwą o Khazad-Dum mówił tylko o tym. Thorin zacisnął pięści. Ale czy owo bogactwo nie uczyniło ich potężnymi? Czy nie dało dziadkowi siły i poczucia iż lepszy jest od innych? Czy dzięki niezliczonym tonom złota i klejnotów jakie dała im Góra, krasnoludy z Ereboru nie stały się potężne? Potężniejsze od ludzi, elfów… Czy owo bogactwo zalegające w salach Ereboru, nie uczyni i jego potężnym i godnym szacunku? Będą go podziwiać, oddawać hołd… nawet to ścierwo Thranduil. Jeszcze do mnie przypełzniesz elfia gnido… Będziesz się płaszczył, a ja ci te twoje kamyki rzucę w twarz!… Thorin odpłynął w sen pełen dziwnych i niepokojących myśli, które oplatały jego serce coraz mocniej, jak lepka pajęcza sieć…

Bilbo tymczasem nie marnował czasu. Gdy Elainę elfy wyprowadzilły z celi, udał się do reszty kompanii. Gdy wyszedł z korytarza prowadzącego do jej celi, skręcił w prawo i podążył szybko do miejsca gdzie umieszczono resztę krasnoludów. Bilbo, mimo że niewidoczny, skradał się ostrożnie korytarzami elfich lochów. Gdy w końcu dotarł do właściwej celi, przycupnął przy ścianie i szybko obrzucił wzrokiem towarzyszy. Brakowało Thorina. Będzie musiał urządzić sobie jeszcze jeden spacer po lochach tego nadętego elfa. Jego uwagę zwróciło jednak, że krasnoludy zazwyczaj rozgadane i hałaśliwe, siedzą dziwnie spokojnie i w milczeniu.
- Panie Balinie! - zawołał rozejrzawszy się wcześniej czy nikt nie nadchodzi i pojawił się nagle. Siwy krasnolud drgnął. - Pa-nie! Ba-li-nie! - powtórzy nieco wyraźnie.
- Czy mnie oczy mylą? Bilbo! Ty żyjesz przyjacielu! - zawołał, a to już zwróciło uwagę reszty krasnoludów. Wszyscy poderwali podeszli do krat.
- Cicho! CI- CHO! - Bilbo podniósł obie ręce, bo krasnoludy zaczęły hałasować.
- Myśleliśmy, że nie żyjesz! Że cię…
- … Pająki zjadły? - uśmiechnął się Bilbo – Pani Elaina powiedziała zupełnie tak samo.
Radosny nastrój z odnalezienia hobbita pękł nagle.
- Nie żartuj panie Baggins z tak poważnego tematu. -rzekł ponurym tonem Dwalin.
Bilbo zgłupiał.
- Co?
- Ze śmierci nie wolno żartować. - odezwał się Gloin.
- A ktoś umarł? - Bilbo patrzył przestraszony na strapione krasnoludy. - O nie! Tho- Thorin? - głos mu się załamał.
- Nie Thorin, głupiutki hobbicie. - odezwał się znów Dwalin. - Obawiamy się, że pani Elaina...
Hobbit przez chwilę stał i łączył fakty.
- Aaa…. Dobrze. - nagle potrząsnął głową – Znaczy nie dobrze! Pani Elaina żyje! Ruda elfka ją uzdrowiła! Sam widziałem.
Ulga pojawiła się na twarzach krasnoludów.
- Słyszałeś Kili? - Fili szturchnął brata,a ten uśmiechnął się promiennie,
- Uściskałbym cię niziołku, gdyby nie te kraty! - zawołał uradowany Bofur.
- Bilbo skąd się tu wziąłeś? - zapytał nagle Balin.
- Szedłem za wami cały czas. A jak wiadomo hobbity jeśli chcą potrafią stać się niewidoczne, więc…. Więc mnie nie widzieli, bo nie chciałem by mnie zobaczyli. - zaplątał się Bilbo. - Co więcej wiem jak was stąd wyciągnąć.
- Ale brakuje jeszcze Thorina. - zauważył Balin -Thranduil umieścił go w innej części lochów.
- O to się nie martwcie, znajdę i jego. - zapewnił Bilbo, po czym odszedł w jeden z korytarzy i zniknął.
Trochę mu zajęło odnalezienie ostatniego krasnoluda. Lochy były kombinacją korytarzy, schodów i tuneli. Kilka razy zgubił się, ale w konsekwencji wyszło mu to na dobre, bo wtedy przez zupełny przypadek trafił na celę w końcu korytarza. Nikogo w tej części lochów nie było, więc wiele się nie zastanawiając, wiedziony ciekawością hobbit podszedł bliżej i…
- A niech mnie! - sapnął widząc leżącego Thorina.
Pierwsze co zrobił to szarpnął odruchowo kraty.
- Głupiś Bilbo, to więzienie, tu wszystko jest zamknięte… - mruknął do siebie. - Panie Thorinie! Thorinie! - zawołał kilka razy, ale krasnolud nie zareagował. Bilbo zaczął intensywnie myśleć, a patrząc na Thorina tupał stopą rozdrażniony.
- Moja głowa… a żeby ci chędożony elfie statek za morze zatonął! Nie tup! - nagle spod kłębowiska Thorinowych włosów odezwał się poirytowany głos.
- Już nie tupię! Już przestaję! - zawołał hobbit, a krasnolud otworzył słabo oczy. - Thorinie ocknij się!
- Włamywacz… znów mam omamy… - jęknął znów krasnolud starając się podnieść.
- Jakie znów omamy! Ja tu jestem we własnej osobie! - hobbit kręcił się w miejscu pod kratą celi. - Dziewczyna gada, że wariuje, bo się odezwałem o jajkach na bekonie, ten zaś że ma omamy. Na co mi było, teraz się muszę użerać z krasnoludami…
Thorin powoli usiadł opierając o ścianę. Świat już nie wirował, za to bolała go mocno głowa.
- To ty, panie Baggins czy to twój duch? - rzekł powoli macając tył głowy, gdzie go uderzono.
- Ja! - syknął Bilbo. - Jesteś cały Thorinie? Marnie wyglądasz! - dopytywał się hobbit.
- Dostałem w głowę, ogłuszyli mnie… - odparł Thorin. - Niech mnie, Panie Baggins, a już myślałem, żeś tym razem przepadł na dobre! - powiedział ponuro, jakby w ogóle nie ciesząc się z widoku hobbita.
Ten jednak podbudowany tym, że jednak pokonał tyle trudności i odnalazł wszystkie krasnoludy, a teraz niewątpliwie od niego zależał ich los, zmarszczył brwi.
- Pani Elaina i reszta się zmartwią… - mruknął.
-Widziałeś ją? - krasnolud spojrzał momentalnie na Bilba.
- Oczywiście, że widziałem, nawet rozmawialiśmy! - rzekł Bilbo.
- Czyli żyje…. - szepnął z ulgą.
- Żyje, żyje! Ale było z nią kiepsko. - wypalił hobbit – Ale elfka ją uleczyła! - dodał szybko widząc ponurą minę Thorina.
- Chociaż na tyle te elfy się przydały. - mruknął – A reszta? Gdzie chłopaki?
- Są umieszczeni w innych celach, ale wszyscy są cali. A tak w ogóle oczekiwałem weselszego powitania! - mruknął zrzędliwie hobbit - Choćby dlatego, że zamierzam pana i całą pana kompanię wyciągnąć z tych kłopotów w któreście się znów wpakowali. Wszyscy niedługo opuścicie Leśne Królestwo.
- Panie Baggins, jeśli to jest żart…. - Thorin spojrzał uważnie hobbita.
- To nie żart! - zirytował się się hobbit – zresztą sam się przekonasz wkrótce. Mam plan jak was wyciągnąć z tym lochów i jak uciec elfom. Zanim was wszystkich po kolei znalazłem, pozwoliłem sobie na mały rekonesans i wiem, że elfy co jakiś czas spławiają beczki rzeką. To nasza szansa! - zakończył tryumfalnie hobbit.
- Po raz kolejny ci zaufam, panie Baggins. - Thorin klepnął hobbita po ramieniu przez kraty.
- Jutro elfy będą miały jakieś święto, wykorzystamy ten moment jak będą się bawić na uczcie. Przyjdę po ciebie jutro po zachodzie słońca. Bądź gotowy Thorinie.
- Będę czekał. - uśmiechnął się lekko krasnolud, widząc jak Baggins wczuł się w rolę oswobodziciela. - Panie Baggins?
Hobbit już miał odejść, ale odwrócił się słysząc Thorina.
- Dziękuje. Po raz kolejny. - rzekł poważnie do hobbita.
- Nie ma za co. - odparł skromnie hobbit, po czym zniknął Thorinowi z oczu.
Krasnolud usiadł na ziemi i schował twarz w dłoniach. Ulga pomieszana z radością wypełniała mu serce. Jakby ktoś zdjął mu z ramion wielki ciężar. Te godziny, kiedy myślał, że już więcej nie zobaczy Elainy żywej, jeszcze silniej uświadomiły mu jak bardzo jest dla niego ważna.

Beczka kołysała się na wodzie leniwie. Co jakiś lekko się obracając wokół własnej osi, lub kładąc się na bok. Za nią kolejne rzędem, niczym pisklęta za matką, powoli sunęły wraz z nurtem.
- Dziesięć… - mężczyzna w płowej kapocie bosakiem skierował w stronę niewielkiej zatoczki kolejną beczkę, a ta niesiona nurtem w końcu zaryła o żwirowy brzeg. - Jednenaście… - wyławiający beczki już nawet nie patrzył. Wiedział, że beczka zaraz dołączy do pozostałych leżących na brzegu. Szuranie żwiru zaraz też go o tym przekonało.
Kilkanaście minut później wszystkie piętnaście pękatych dębowych beczek leżało bezpiecznie na brzegu. Mężczyzna wziął swój łuk, który leżał na kamieniu, wsiadł na barkę i odbił od brzegu. Zawsze rano wracał po to co przypłynęło z elfiego królestwa. Dziś było już późno, żeby ładować beczki, a okolica gdzie się znajdował punkt odbioru nie należała do zbytnio uczęszczanych, więc człowiek wolał wrócić do domu.
Jakiś czas później, gdy po barce nie było już śladu, ciszę przerwało chrupnięcie drewna i z beczki wylazł Bilbo. Powstrzymując odruch wymiotny, na czworakach podszedł do najbliższej beczki i uwolnił pierwszego krasnoluda. Trafił się Bofur. Biedak był w takim stanie, że żal było patrzeć. Wypełzł na żwir, a potem znieruchomiał.
- Moja głowa… - jęknął.
Niektóre krasnoludy próbowały same się uwolnić. I tak Dwalin wręcz rozwalił beczkę, a potem biegnąc wężykiem zniknął w krzakach, skąd za chwilę dało się słyszeć charakterystyczne odgłosy.
Kolejny swoją beczkę opuścił Thorin. Wyszedł, stanął na chwilę na nogach… po czym upadł na wznak i tak już został.
Bilbo podszedł do kolejne już beczki i wyciągnął przykrywkę.
- Bilbo… zhabije cie! - bełkotliwy głos Elainy rozbrzmiał w ciszy nocy. Krasnoludzica wyczołgała się, rozprostowując obolałe kończyny. Potem mętnym wzrokiem rozejrzała się i dojrzawszy coś co zdawało jej się być Thorinem, skierowała się w tamtą stronę. Jednak podróż w beczce tak skutecznie zwichrowała jej błędnik, że potknęła się i upadła na piach po dwóch krokach. Fili i Kili również zaraz po wyjściu zarzucili Bilba obietnicami śmierci w męczarniach, co sponiewierany tak jak krasnoludy hobbit puścił mimo uszu.
Biedne krasnoludy leżały na piachu z dobrą godzinę. Potem jeden po drugim, wzajemnie sobie pomagając, usiadły pod wierzbami porastającymi brzeg rzeki. Udało im się rozpalić malutkie ognisko, przy którym choć trochę mogli się ogrzać.
Elaina siedziała obok Thorina, oparta o jego ramię i zamkniętymi oczami, po prostu pierwszy raz świadomie chłonęła jego obecność. Thorin co jakiś czas mocniej ją obejmował. W tym uścisku było wszystko czego nie miał czasu jej powiedzieć, ale ona podświadomie to odczytała. Żal, rozpacz, potem nadzieja i ogromna radość. Tak jak wtedy, gdy zobaczył ją pośród towarzyszy w pałacu Thranduila.
Podczas ucieczki nie wymienili ze sobą ani słowa. Nie było czasu. Dopiero teraz, gdy siedzieli razem, zastanawiali się nad słowami, ale każde zdawało im się banalne, płytkie, nie oddające sensu. Thorin w końcu uniósł brodę Elainy i lekko pocałował jej usta, a ona to odwzajemniła.
- Bałem się, że cię stracę... - szepnął Thorin jej do ucha przerywając pocałunek.
- Wiem. - odparła cicho Elaina i oparła głowę na piersi Thorina. - Zawsze już będę przy tobie...
Widok tych dwojga wlał w serce kompanii trochę radości i spokoju. Te chwilę jednak bezceremonialnie przerwał Balin, odchrząkując znacząco. Thorin kiwnął głową, a Balin usiadł obok.
- Musimy się naradzić, Thorinie. - Dębowa Tarcza pokiwał głową.
- Czy ktoś z nas ma jakiekolwiek pojęcie gdzie jesteśmy? - zapytał Dwalin – Panie Baggins?
Bilbo zaskoczony spojrzał na krasnoluda.
- Skąd mam wiedzieć? - odparł włamywacz.
- O ile mnie pamięć nie myli panie Baggins, nim dopadły nas pająki wlazłeś na drzewo by się rozejrzeć. - zauważył dość szorstko Thorin.
- Ale to nie ma żadnego odniesienia…
- Dobrze, dajmy na chwilę spokój hobbitowi. – Balin uprzedził siarczystą ripostę brata, który już otworzył usta.
- Zanim wyleźliśmy z beczek, słyszałem człowieka. - wtrącił się Gloin.
- Ja też… - dodał Dwalin.
- I ja, choć myślałem, że mi się zdaje! - dorzucił swoje Kili.
- I ja go też słyszałem. - rzekł Thorin. - Musimy być blisko Miasta na Jeziorze. A wiecie co to oznacza...- spojrzał na towarzyszy. - Jesteśmy prawie u celu. Nie mamy czasu na obchodzenie Jeziora. Trzeba przepłynąć je i wylądować na jego północnym brzegu. Kiedyś była tam przystań...
- Nadal jest. Zniszczona, ale jest. - odezwała się cicho Elaina, wchodząc w słowo Thorinowi. - Użyliśmy jej gdy podróżowałam z czarodziejem z Żelaznych Wzgórz.
- Kiedyś ludzie z Dale używali jej do przeprawiania się do Esgaroth. - zauważył Balin.
- Użyjemy jej zatem. Dalej trzeba będzie się wspinać. Najpierw do Góry, potem do miejsca wskazanego na mapie Thora. I będziemy się modlić, żeby smok nas nie wyczuł - rzekł ponuro Thorin. - Reszta należy do naszego włamywacza.
Wszyscy spojrzeli na Bilba, a hobbit poczuł jak zimny pot oblewa mu czoło. Do tej pory jakoś nie odczuwał odpowiedzialności jaką nałożono na niego w tej wyprawie. Wiedział, że ma coś otworzyć, coś znaleźć, ale nie odbierał tego jakoś realnej przyszłości… do teraz. Znów poczuł to przerażenie, kiedy w jego domu w Shire, Bofur opisał mu jakże dokładnie skutki spotkania ze smokiem. Jak bardzo żałował, że nie ma przy nim teraz Gandalfa. Przy nim czuł się jakoś spokojniejszy Przełknął jednak głośno ślinę i wyprostował się, by dodać sobie pewności i powagi.
- Jak się umawialiśmy, panie Thorinie. - zapewnił krasnoluda.
- Nie waż się zerwać umowy. - rzekł groźnie Thorin i jeszcze przez chwilę mierzył go uważnym spojrzeniem.
- Bez obaw. - Bilbo pokiwał głową nerwowo.
- Musimy opuścić jak najszybciej to miejsce. Nie wierzę, że Azog przestał nas ścigać. To tylko kwestia czasu kiedy znów nas dopadnie… chyba że wcześniej dotrzemy do Góry.
- odezwała się znów Elaina kładąc dłoń na ramieniu Thorina, by odwrócić jego uwagę od Bilba. Thorin odchrząknął.
- Elaina ma słuszność. Nie ma co zwklekać. Naszą szansą jest ten człowiek, którego słyszeliśmy. Na pewno tu wróci. A wtedy użyjemy dyplomacji, żeby go przekonać by zabrał nas na łódź.

________________
Historia napisana jest na  motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.





3 komentarze:

  1. Tym razem oprócz powagi było trochę śmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie pamiętam dokładnie. Na pewno rozmowa Bilba z Thorinem.
    Podoba mi się to jak przedstawiłaś hobbita.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)