Witajcie :)
Kolejna niedziela i kolejna, już szósta część opowieści, którą dziś muzycznie ilustrują dwa utwory.
Pierwszy to kompilacja tematów muzycznych dotyczących Miasta na Jeziorze z filmu "Hobbit: Pustkowie Smauga". Jak się nie trudno domyślić będzie tłem dla akcji w Esgaroth ;)
Drugi utwór to "Into the Shadow Realm" który inspirował mnie, gdy opisywałam pustkowia wokół Samotnej Góry.
"Sound of Laketown"
"Into the Shadow Realm"
Życzę wam miłej lektury :)
Rozdział 6
Kres drogi
Mężczyzna
z Miasta na Jeziorze bladym świtem zacumował barkę przy
niewielkiej przystani. Od razu jego uwagę zwróciły pootwierane
beczki, leżące na piachu. Potem dostrzegł ślady prowadzące do
wierzbowych zarośli. Nie czekając, chwycił łuk, nałożył
strzałę i naciągnął.
-
Radzę dobrze wyjść! - krzyknął. - Kimkolwiek jesteście!
Przez
długą chwilę nic się działo. Mężczyzna mierzył nieprzerwanie
w coraz to nowe punkty. Gdy już prawie był pewien, że intruzów
jednak nie ma, nagle krzaki poruszyły się i po kolei pojawiły się
kolejne krasnoludy.
-
Stać! - zawołał znów mężczyzna.
Thorin
uniósł dłoń i wszyscy stanęli.
-
Witaj dobry człowieku! Potrzebujemy kogoś kto przewiezie nas do
Esgaroth. A ty... – Thorin wskazał głową na barkę – ...jak
widzę masz łódź.
-
Nie służy do przewozu pasażerów. - odparł mężczyzna nie
obniżając łuku.
-
A gdybyśmy zapłacili? - wyszedł na przód Balin, unosząc dłonie
w górę by zapewnić o czystości zamiarów.
-
Nie chcę kłopotów! A od was czuć nimi jak od zgniłej ryby. -
odparł mężczyzna – Myślicie, że nie wiem skąd przypływają
te beczki? Uciekliście elfom, a my nie chcemy konfliktu z elfami z
Puszczy. Mamy dość własnych problemów!
-
No właśnie, jeśli nas stąd zabierzesz elfy nas nie znajdą. -
odparł znów Thorin robiąc krok w przód. - Nie będą nas szukać
w mieście...
-
Stój gdzie stoisz! - cięciwa zaskrzypiała złowrogo i Thorin
zamarł.
-
Spokojnie… - odezwał się znów Balin – Po twoim przyodziewku
widać, żeś nie bogaty, ale uczciwie pracujesz, więc pewnie masz
kogoś na utrzymaniu.
Mężczyzna
spojrzał uważnie na Balina.
-
Być może…
-
Dzieci z pewnością ucieszą się jeśli zjedzą coś lepszego niż
rybę. - siwobrody krasnolud spojrzał poczciwie na człowieka.
-
A skąd weźmiecie pieniądze?
-
Jesteśmy kupcami, podróżujemy do Żelaznych Wzgórz. - odezwała
się, stojąca z tyłu Elaina.
-
Doprawdy? - w głosie łucznika słychać było niedowierzanie.
Thorin
obejrzał się za siebie, gromiąc Elainę wzrokiem. Miała nie
zwracać na siebie uwagi. Kobieta jednak spojrzała na niego
pytająco, jakby nie wiedziała o co mu chodzi, ale w jej oczach
widział psotne iskierki. Nie zmienił wyrazu twarzy, ale w środku
miał ochotę przypomnieć jej czym jest rozkaz dowódcy…
powstrzymał uśmiech. Na wszystko przyjdzie pora. Spojrzał znów na
mężczyznę.
-
Nie mamy broni, jedyne co możemy zaofiarować to zapłatę za
przewóz. - zaproponował znów krasnolud.
Mężczyzna
myślał intensywnie przez kilka minut. W końcu opuścił łuk.
-
Niech będzie. Ale pomożecie mi z beczkami. - wskazał na beczki
stojące na pokładzie barki.
Thorin
pokiwał głową, a potem zaczęli wespół z człowiekiem załadunek
beczek. Te które przetrwały spotkanie z krasnoludami w całości,
załadowali na barkę.
-
Ja cię zwą dobry człowieku? - zagadnął mężczyznę Balin, gdy
już odpłynęli od nabrzeża. - Jak długo będziemy płynąć?
-
Jestem Bard. Zwą mnie Łucznikiem. Około dwóch godzin. Jeśli nic
nas nie zatrzyma. - rzekł ciągiem Bard.
-
Bardzo adekwatny przydomek. Bardzo. - uśmiechnał się lekko
krasnolud – Mnie zwą Balin. A co nas może zatrzymać?
-
A choćby kontrola.
-
A co tu kontrolować?
-
A choćby czy nie przewożę kontrabandy. - odrzekł Bard w
skupieniu sterując barką.
-
Ach, tak. Im bardziej zepsuty system zarządzania tym więcej
kontroli.
-
A żebyś wiedział, panie Balinie.
Tymczasem
na drugim końcu barki Dwalin rozmawiał z Thorinem.
-
Nie możemy ominąć Esgaroth? Będą problemy, czuję to. Poza tym ,
lepiej żeby nikt nie wiedział, gdzie się udajemy. Ludziom nie
można ufać.
-
Nie mamy wyjścia Dwalin. Nie mamy broni, zapasów. - odparł Thorin
– Minął bym to śmierdzące rybą miasto, ale nie skażę was na
śmierć z głodu. Musimy zabrać podstawowe rzeczy. Nie wiadomo ile
przyjdzie nam spędzić czasu w Ereborze, nim smok sczeźnie. A tam
nic nie ma… Erebor to grób… - westchnął.
-
To trzeba przycisnąć tego człowieka, niech załatwi nam łódź,
żarcie i wyprowadzi z miasta.
-
Z tym się zgadzam.- Thorin spojrzał ponuro na Barda, a potem na
Gloina, który liczył srebro na zapłatę – Starczy?
-
Jest akurat, ale to wszystko co mamy. - Gloin był wyraźnie
niezadowolony z perspektywy dzielenia się pieniędzmi.
Thorin
kiwnął głową i rozejrzał się po łodzi. Puste beczki oddzielały
krasnoludy od człowieka, który rozmawiał dalej z Balinem.
-
No mości krasnoludy! - zawołał nagle – Do beczek!
-
Co?! - odezwał się Oin.
-
Ani mi się śni! - fuknął Bofur.
-
Nie wejdę więcej do żadnej beczki! - mruknęła Elaina do Bilba z
wyrzutem.
Thorin
podszedł do Barda.
-
Na co mamy włazić do beczek?
-
Inaczej nie wejdziecie do miasta, bo nie macie zgody Władcy, a to
spora przeszkoda. A i dajcie pieniądze!
-
Umawialiśmy się inaczej! - w głosie Thorina zabrzmiały gniewne
nuty. - Jeśli chcesz nas oszukać….
-
Szybko, bo zaraz dostrzegą nas z wież strażniczych! - ponaglił go
Bard, nie zwracając uwagi na jego słowa.
-
Gloin! Srebro! - Thorin nie miał wyjścia. - Wszyscy włazić do
beczek! Migiem! - rzekł i sam wlazł do pierwszej z brzegu. Reszta
uczyniła podobnie, marudząc przy tym okropnie.
- Ani słowa!
Zbliżamy się! - rzucił Bard i wszyscy ucichli, słuchając jedynie
pluskania wody odbijającej się od burt barki. Zaraz też ktoś
zaczął nawoływać, na co Bard odpowiedział i barka gwałtownie
skręciła. Beczki przesunęły się z lekka.
- Niech to! Chce
nas powyrzucać z burtę? - syknął Dwalin.
- Miejmy nadzieję,
że nie. - odezwał się z drugiej beczki Thorin.
Bard
kopnął mocno beczkę z Thorinem, by go uciszyć. Potem barka
uderzyła lekko o coś i zakołysała się, gdy mężczyzna zszedł
na keję. Krasnoludy
poczęły szeptać między sobą, ale
nagle zaskrzypiał żuraw i usłyszeli jakby szurania, a chwilę
potem pierwsze ryby spadły Thorinowi i reszcie na głowy.
Gdy beczki były
pełne, Bard skinął głową rybakowi, wcisnął mu do ręki kilka
monet i wskoczył na barkę, odbijając od brzegu.
Mgła
która okrywała jezioro, całkiem zasłaniała zbudowane na palach
na wodzie miasto. Miasto! Bard uśmiechnął się gorzko. Raczej
podupadającą osadę, gdzie
bieda i głód tak samo dokuczały jak wieczna wilgoć. Nagle
z mgły wyłoniły się pierwsze budynki, a między nimi szeroki na
kilka metrów kanał. Bard skorygował lekko sterem kurs i wpłynął
między
dwie strażnice.
- No Bardzie, długo
cię nie było! - odezwał się celnik. - Masz coś do kontroli?
- Mgła jest dziś
wyjątkowo gęsta, musiałem płynąć wolniej.– Bard westchnął
na swoim losem. - Tylko te ryby. - wskazał głową na beczki.
- Eeee! - mężczyzna
machnął ręką - Płyń! Nie będę się babrał w tym smrodzie! -
skrzywił się, a Bard odepchnął się drągiem od dna i barka
ruszyła.
- Śmierdzą, ale
są jadalne! - odparł.
-
Rzygam już rybami! - zawołał za nim strażnik ze śmiechem.
Bard
machnął mu dłonią i skierował się ku dzielnicy gdzie mieszkał.
Główny
kanał miasta prowadził prosto na okazały budynek, największy w
całym mieście, ale wcale nie bardzie estetyczny czy czystszy od
innych. Był to ratusz i jednocześnie siedziba Władcy Miasta
na Jeziorze.
Bard skręcił sterem i przed
ratuszem odbił w prawo do biedniejszej dzielnicy. Tam zatrzymał
barkę w jednej z „uliczek” i rozejrzawszy się wokół uważnie
zaczął przewracać beczki.
- Co za smród! -
syknął Gloin.
- Mam nadzieję, ze
to wszystko warte jest tego… - Kili i Fili wstali i poczęli
strzepywać resztki ryb z ubrań.
-
Bifur, dawaj tę rybę! - Bofur zerwał rybi
łeb
z toporka wystającego z czoła brata i
cisnął w wodę.
-
Będę tym śmierdziała
do śmierci! - żachnęła się Elaina, wstając z ziemi i starając
się nie poślizgnąć na rybach. Obok
niej Bilbo nerwowo czyścił marynarkę. Thorin
przeliczył szybko kompanów.
- A teraz szybko za
mną! - Bard poprowadził krasnoludy przez chybotliwą kładkę nad
kanałem. Zatrzymali się za jakąś szopą.
– Ja wejdę od
frontu, wy tylnym wejściem! - człowiek wskazał do tyłu za róg
domu, a sam szybko wbiegł po schodach na piętro.
-
Ruszamy! - rzekł ponuro Thorin i zawrócił, a za nim cała
kompania. Za domem znaleźli coś jakby drabinę, ale brakowało
kilku szczebli. - Włazić
po kolei! Bilbo ty pierwszy!
Bilbo
spojrzał spode łba na krasnoluda, oburzony,
że znów traktuje się go jak królika doświadczalnego, ale zaczął
powoli włazić na drabinę. Nim doszedł do połowy, klapa nad jego
głową otworzyła się i zobaczyli w niej Barda.
-
No raz! Raz! - chwycił
ręce hobbita i wciągnął go do domu.
- Elaina teraz ty,
Kili Fili! Za nią! - nakazał Thorin i krasnoludy poczęły wspinać
się po drabinie.
Elaina,
gdy znalazła się w domu, rozejrzała się szybko wokół. Było tu
bardzo ubogo i ciasno, ale jakoś tak przytulnie. Otrzepała jeszcze
raz ubranie i zobaczyła, że patrzą na nią trzy
pary wielkich, zdziwionych oczu.
-
Tato…. Czemu w naszym domu są krasnoludy? - właścicielka jednej
pary oczu,
wyższa dziewczyna, spojrzała
na
ojca, który zamykał klapę. Chłopak,
chyba młodszy od dziewczyny mierzył całą kompanię z lekkim
przestrachem.
-
Sigrid
przynieś jakieś koce! Bain nie stój tak, sprawdź czy nikt się
nie kręci pod domem! Tilda, do kuchni! - zakomenderował Bard, a
dzieci
rozeszły się po domu.
Jakiś czas później
krasnoludy posilały się cienką zupą z ryby. Koców nie było na
tyle by mogli okryć się wszyscy więc część siedziała pod nimi,
a reszta kompanii wokół kominka.
Elaina wstała i
podeszła do Thorina, który wyglądał dyskretnie przez okno. Nagle
zmarszczył brwi.
- Co tam jest? -
zainteresowała się.
- Patrz! - szepnął
i wskazał jej palcem drewnianą wieżę, przesuwając ją przed
siebie. W międzyczasie podeszli do nich Bilbo i Balin.
-
A niech mnie… to przecież krasnoludzka kusza… i… - Elaina
zakryła sobie usta dłonią. W oddali za wieżą na które
zamontowana kusza,
gdy mgła się odsunęła pojawił się zarys Samotnej Góry. Mimo,
że jeszcze oddalony co najmniej dzień drogi, imponował swoją
potęgą.
-
Nie widziałem jej od… - szepnął Thorin, poruszony. Balin
położył mu dłoń na ramieniu, a Elaina i Bilbo spuścili głowy.
- Odkąd smok
napadł na Erebor…. - rzekł Balin.
- Mości
krasnoludzie, nad czym tak rozmyślasz? - Bard od dłuższego czasu
przyglądał się tej czwórce.
- Nad drogą, która
jest przed nami. - odparł Thorin wymijająco. - Do Żelaznych Wzgórz
jeszcze daleko, a trzeba minąć terytorium smoka.
Bard
pokiwał
głową, ale czuł,
że coś jest nie tak, widział ukradkowe spojrzenia krasnoludów,
słyszał jak szepczą między sobą. Podejrzewał,
że nie mówią mu wszystkiego, ale krasnoludy takie były, skryte i
nie skłonne do wylewności. Postanowił
więc na razie nie roztrząsać kwestii szczerości krasnoludów.
- Muszę wyjść,
żeby poszukać dla was łodzi...– Bard wstał, zdejmując z
wieszaka kapotę. - Nie wychodźcie, żeby was nikt nie zauważył.
Wrócę jak najszybciej się da.
Przyszedł
wieczór, a Barda dalej nie było. Dzieci siedziały
w jednym kącie izby, krasnoludy w drugim. Rozmowy
toczyły się bardzo cicho, a jedna i druga grupa łypała na siebie
podejrzliwie. Thorin i Dwalin i Balin siedzieli razem i dyskutowali
szeptem. Elaina, Fili, Kili i Bilbo grzali się obok kominka.
Krasnoludzica
dorzuciła do ognia szczapę drewna i obejrzała się na dzieci.
Najmniejsza dziewczynka siedziała otulona szczelnie kocem. Elaina
westchnęła po czym podeszła do dzieci. Krasnoludy
od razu spojrzały za nią.
-
Jestem Elaina – ukłoniła
się grzecznie - Wybaczcie,
że zajęliśmy miejsce przy kominku. Śmiało podejdźcie, nikt wam
nic nie zrobi. - powiedziała do najstarszej dziewczyny i
wyciągnęła rękę do najmłodszej z rodzeństwa. - Jak masz na
imię?
Dziewczynka
spojrzała najpierw na rodzeństwo, a kiedy jej siostra
skinęła głową wstała i podała rączkę Elainie.
- Tilda. -
powiedziała nieśmiało. Była niewiele niższa od Elainy.
- Chodź, tam jest
cieplej. - Elaina zaprowadziła dziewczynkę i posadziła obok Bilba.
- Jesteście
prawdziwymi krasnoludami? - zapytała niezbyt rozważnie Tilda.
- Tilda! - żachnęła
się Sigrid.
- Nic się nie
stało. - Balin uśmiechnął się z miną dobrego wujka.
- A co w nas jest
nieprawdziwego? - zdziwiła się Elaina.
- On. Nie ma brody.
- wskazała na Bilba i krasnoludy zaczęły chichotać. Nawet Thorin
uśmiechnął się pod wąsem.
- Nie jestem
krasnoludem moje dziecko. - oburzył się hobbit, prostując się
dumnie.
- A czym? -
dopytywała się Tilda, troche ośmielona.
Fili i Kili
parsknęli śmiechem.
- Czym, czym?! Ona
się pyta CZYM jestem? Jakby był jakimś stołkiem, albo nie wiem…
Hobbitem jestem młoda damo! - sapnął Bilbo.
- Ahhaaa…. -
Tilda rozdziawiła buzię, oglądając Bilba od stóp do głów nie
speszona rechoczącymi krasnoludami. - Nigdy nie widziałam hobbita.
- dodała.
- Bo hobbici nie
opuszczają swoim domów. - odparł Bilbo trochę spokojniej.
- A ty opuściłeś.
- Tak, bo…
obiecałem, że pomogę… komuś… - Bilbo się zaciął i spojrzał
na Thorina. - wrócić do domu.
Elaina uśmiechnęła
się lekko do Bilba. Thorin spoważniał, ale widać było, że jest
wzruszony.
Nagle usłyszeli
gwałtowne, głośnie tupanie po schodach, a zaraz potem walenie w
drzwi, które mało nie rozpadły się od uderzeń. Wszyscy zerwali
się na równe nogi.
- Uciekaj malutka!
- Elaina posłała Tildę do rodzeństwa.
-
W imieniu Władcy otwierać! - doszedł ich głos zza drzwi. Bain
patrzył to na Sigrid, to na krasnoludy nie wiedząc co robić.
Zdawało się jakby czas najpierw zwolnił, a potem gdy drzwi zostały
wyważone, gwałtownie przyśpieszył i wszystko
potoczyło
się teraz
bardzo
szybko. Do
domu wpadli uzbrojeni po zęby strażnicy. Krasnoludy, zaskoczone,
nawet nie miały jak się bronić. Zostały wyprowadzone na zewnątrz.
Dokądś
je prowadzono, ale nikt nie powiedział, gdzie. Ci z mieszkańców,
którzy byli świadkami tego dziwnego pochodu, poczęli iść za
nimi.
Szedł
więc
za
nimi tłumek gapiów, zaciekawionych niecodziennym widokiem. Co jakiś
czas dało się słyszeć jak ktoś szepce o krasnoludach, o jakiejś
przepowiedni, o skarbie z Góry.
Gdy dotarli na
miejsce, drzwi ratusza się otworzyły i wyszedł do nich Władca.
Człowiek ów był jednak całkowitym zaprzeczeniem wszystkiego co
się z bycie jakimkolwiek władcą kojarzy. Rzadkie tłuste włoski
sterczały mu z łysiejącej czaszki, podobnie jak krzywo obcięty
płowy wąsik pod pękatym, czerwonym nosem. Ubiór również nie
przedstawiał się lepiej. Poplamione koronkowe rękawy wstające
spod dubletu, tak opiętego na wielkim brzuszysku, że zdawał się
za chwilę pęknąć, nosiły ślady chyba wszystkich posiłków
jakie ów jegomość spożywał w ciągu ostatnich dwóch tygodni.
- Kim jesteście?
Złodzieje? Bandyci? - małe świńskie oczka przesuwały się po
krasnoludach. - W moim mieście? Wszystkich was każę powiesić, a
ciebie… - wskazał paluchem na Thorina.
- Hamuj się! -
warknął nagle Dwalin, zazwyczaj milczący. - Gdybyś wiedział kogo
masz przed sobą, błagałbyś o przebaczenie! – To Thorin! Syn
Thraina, syna Throra! Król pod Górą! - Thorin spojrzał na
Dwalina i pokręcił głową, ale Dwalin powiedział już dość.
Władca
spojrzał uważniej na Thorina, który wyszedł przed grupę. Chcąc
nie chcąc musiał ciągnąć to co zaczął Dwalin.
-
Witajcie
mieszkańcy Esgaroth! Prawdą jest to co rzekł mój druh! Przybywamy
by odzyskać to co zostało nam zabrane i zabić smoka! - Thorin
przemówił doniosłym głosem. Spotkało
się to z pomrukiem aprobaty wśród zebranych. - Zwracam się, do
ciebie Władco, byś udzielił nam pomocy na tym ostatnim odcinku
drogi…
- Stać! - nagle z
tłumu wyszedł Bard. Był rozgniewany. - Nie możecie im pomóc! -
spojrzał błagalnie na Władce - To zbyt duże ryzyko!
-
Bardzie,
ty chyba w tej kwestii powinieneś mieć najmniej do powiedzenia. -
odezwał się Władca. - O ile mnie pamięć nie myli, to twój
przodek, Girion, władca Dale nie zdołał zabić smoka! Jakim więc
prawem odmawiasz dokonania zemsty i naprawienia tego co twój
pradziad spartaczył, tym krasnoludom?
Thorin
spojrzał na Barda i wszelkie śladowe ilości sympatii do tego
człowieka, uleciały w tym momencie z niego. Zacisnął pięści.
-
Pomóżcie
nam, a obiecuję, że przywrócę świetność Esgaroth! Znów będzie
perłą tego jeziora, oprawną w złoto, które popłynie z Ereboru!
- patrzył
satysfakcją
na Barda. Wiedział,
że wspomnienie złota przekona Władcę.
Bard
spuścił głowę i
podszedł
powoli do krasnoluda.
- Widziałeś co
uczynił smok z Dale i twoim domem. A z chciwości skazujesz nas na
ten sam los. - spojrzał krasnoludowi w oczy. - Nie masz prawa, by
wejść do Góry!
- Właśnie ja
jedyny mam prawo tam wejść. - odparł twardo Thorin, a zaraz
odwrócił się do Władcy. - Zatem, wspomożesz mnie, Władco
Esgaroth?
Władca uśmiechnął
się lekko i podkręcił cieniutkie wąsiki.
-
Cóż mogę rzec… Witaj wasza wysokość! - ton jego głosu był
tak przymilny, że aż mdliło. Pokłonił
się tak nisko jak wielki brzuch pozwalał i zaprosił krasnoludy i
hobbita do ratusza. Zostawili na zewnątrz rozradowany tłum, który
zaślepiony wizją krasnoludzkiego złota tańczył i śpiewał jakby
smok już został pokonany. Jedynie
Bard stał milczący, ze zgrozą w oczach, starając się uspokoić.
Odwrócił się na pięcie i odszedł do domu.
Łódź
sunęła powoli po tafli jeziora. Krasnoludy wiosłowały w
milczeniu, ostrożnie
jakby w obawie, że nawet
plusk wioseł może zbudzić bestię śpiącą w Górze przed nimi.
Gdy wypływali z Esgaroth zostali pożegnani iście po królewsku.
Dostali nowe szaty i broń, a także trochę zapasów. W oddali
majaczyła już stara przystań. Dwa
kamienne krasnoludy, jeden pozbawiony głowy i połowy korpusu,
pochylały się nad zrujnowanym nabrzeżem. Thorin westchnął. Każdy
krok bliżej Góry, każdy kolejny znajomy widok wzbudzał
wspomnienia, które dawno temu schował głęboko w sercu, by nie
sprawiały bólu. Spojrzał po kompanach. Milczeli. Nie dziwił się.
Siostrzeńcy, bo oto doświadczali tego o czym słyszeli jedynie z
opowieści i
na własne oczy widzieli to czego byli dziedzicami. Balin i Dwalin,
bo tak jak jemu w sercach ożywały wspomnienia młodości i dawnych
spokojnych dni. Reszta, bo mieli przed sobą mityczną utraconą
ojczyznę krasnoludów, o której we wszystkich Siedmiu Królestwach
Krasnoludów
krążyły legendy. Thorin spojrzał na Elainę i Bilba. Ona
wpatrzona w przystań, pogrążona była w myślach. Dębowa Tarcza
podejrzewał, że wspomina drogę, którą odbyła tędy z Żelaznych
Wzgórz, a jeśli wspomina Wzgórza to i pewnie znów ojca i dom. Gdy
się to wszystko skończy, sprowadzę do Ereboru jej ojca… A Bilbo…
krasnolud zmarszczył brwi. Znów pojawiły się w jego sercu
wątpliwości co do użyteczności hobbita, jako włamywacza.
- Szybko! Do cum! -
Thorina z rozmyślań wyrwał głos Dwalina. Siostrzeńcy chwycili
liny i zarzucili je na ocalałe kamienne pachoły i dociągnęli łódź
do brzegu.
- Raz! Dwa!
Zabierać zapasy i wyskakiwać! - rzucił Thorin i gdy wszyscy zeszli
na nabrzeże sam opuścił łódź.
Przyszło im się
wspinać po pokrytych odłamkami skalnymi, piargiem albo miałkich
piachem płytkich wąwozach. Podejścia w gruncie rzeczy nie były
strome, ale długotrwała wędrówka nawet pod lekką górkę dawała
się we znaki wszystkich. By odciążyć starszych, młodsi wzięli
ich broń. Thorin szedł pierwszy trochę oddalony od reszty. Co
jakiś czas oglądał się za siebie, ale chęć wejścia do Góry,
gnała go naprzód. Co jakiś czas kładł dłoń na piersi, by
wyczuć sztywny kwadrat pergaminu mapy dziadka i kanciasty klucz.
Pustkowie, które go otaczało, skutecznie wprawiało Thorina w
przygnębienie. Kiedyś wszędzie tutaj był piękny sosnowy las.
Obecnie, nie dostrzegł ani jednego choćby sosnowego kikuta. Martwa
ziemia. Przez las prowadziła droga co jakiś czas oznaczona
kamieniami milowymi i tylko te się zachowały. W szczątkowej
niekiedy postaci, ale jednak. To pozwalało Thorinowi jako tako
trzymać kierunek.
Szli już dosyć
długo i słońce znacznie już przemierzyło swoją zwyczajną drogę
po niebie, gdy ich oczom ukazało się zrujnowane Dale. Zniszczone
przez smoczy ogień, a także przez ząb czasu budynki, wieżyczki,
mury, bramy, mosty dawały upiorne wrażenie. Martwe miasto. Wszystko
martwe. Tam, gdzie niegdyś kwitło życie, dziś hulała śmierć na
lodowatych podmuchach listopadowego wiatru. Kompania w milczeniu
minęła Dale. Udali się w kierunku zbocza Góry, gdzie według mapy
powinno było znajdować się tajemne wejście.
Bilbo w oddali
dostrzegł Główną Bramę Ereboru, która mimo że gigantycznych
rozmiarów, przy Górze była wielkości mysiej dziury. Hobbit nie
mógł się nadziwić kunsztowi krasnoludów, które górską skałę
obrabiały wedle uznania nadając jej cudowne kształty, a gdy
obeszli masyw i dostrzegł ogromnego, wykutego w skale
krasnoludzkiego wojownika dzierżącego topór, wewnątrz którego
znajdowały się schody uznał, że nie ma drugiej takiej rasy, dla
której kamienie i skały przyjmują kształty wedle jej woli, jakby
to była miękka glina.
Słońce powoli
chyliło się ku zachodowi i w kompanii dawało się już wyczuć
delikatną nerwowość. Nadal wspinali się po schodach, a jeszcze
mieli przed sobą nie wiadomo jak długie poszukiwania miejsca, gdzie
są ukryte drzwi. Thorin poganiał krasnoludy, by nie zwalniały,
samemu biegnąc na przedzie i pokonując po dwa stopnie naraz. Nagle
schody się skończyły wyprowadzając ich na ślepą skalną półkę.
- To już? -
odezwała się Elaina łapiąc powietrze.
- Nie ma dalej
drogi. - odezwał się Kili, który wszedł na półkę zaraz za nią.
Thorin wyciągnął
zza pazuchy mapę i począł ją analizować.
- Nie ma innej
możliwości. To musi być to miejsce. - rzekł twardo po kilku
minutach i spojrzał na niebo. Słońce powoli obniżało się ku
horyzontowi.
- Siadajcie, musimy
poczekać. Panie Baggins zachowaj czujność! - rzekł do hobbita.
Krasnoludy
posiadały na skałach. Postanowili zjeść to co zostało im z
zapasów, które przynieśli z Esgaroth i tak na skromnym posiłku
upłynął im czas do zachodu.
Czerwono złote
światło ostatnich promieni dnia zabarwiło wszystko na rdzawy
kolor. Piętnaście par oczu wpatrywało się w skalną ścianę bez
jednego mrugnięcia. Z sekundy na sekundę robiło się coraz
ciemniej, a nic nie ukazywało się ich oczom. Bilbo szczególnie
wpatrywał się w ścianę, czując się poniekąd odpowiedzialnym za
odnalezienie drzwi.
- Przecież to
właściwy dzień… - mruknął Thorin - … właściwe miejsce…
Czemu nic się nie dzieje?
Wszyscy milczeli, a
w sercach ich, tak jak zachodzące słońce gasła nadzieja. Elaina
spuściła głowę, a potem podeszła do Thorina i położyła mu
dłoń na ramieniu.
- Nie mogłeś się
tak pomylić, poczekajmy jeszcze… - szepnęła, a w tym momencie
słońce, skryło się za horyzontem i okrył ich cień.
- Widać mogłem. -
rzekł Dębowa Tarcza chrapliwie i począł się odwracać.
- Thorinie! Nie
poddawaj się! Tak szybko zwątpiłeś? - zawołał hobbit odbiegając
od skały i zastawiając mu drogę. Gdy tylko wypowiedział te słowa,
zza chmury wychylił się księżyc. Okrągła, jasna tarcza
rozświetliła nowym, białym światłem Górę, a na skale zamigotał
jakby malowany srebrem zarys drzwi z okuciami i dziurką na klucz.
- Patrzcie! -
krzyknął Bilbo i zaraz zatkał sobie usta dłonią. Thorin spojrzał
i niewysłowiona ulga pojawiła się na jego obliczu. Podszedł do
drzwi, zdejmując z szyi rzemień. Wsunął klucz w otwór i
przekręcił. Dało się słyszeć kilka głuchych kliknięć i
zaległa cisza.
Thorin
pchnął ciężkie skalne drzwi i cofnął się, jakby nie wierząc w
to co uczynił. Ciemny, cichy korytarz stał przed nimi otworem,
oświetlony bladym światłem księżyca. Wszyscy zamarli, zdając
sobie sprawę z doniosłości chwili. Thorin w końcu zrobił
pierwszy krok i wszedł do środka. Przesuwał palcami po zimnej,
surowo obciosanej skalnej ścianie. Za nim postąpił Balin. Elaina
usłyszała, jak staruszek cicho łka i jej również ścisnęło się
gardło.
Fili
i Kili przestępowali z nogi na nogę. Oni znali utraconą ojczyznę
jedynie z opowieści wuja.
-
Erebor… - szepnął Thorin i obejrzał się za siebie z uśmiechem.
Pierwszym naprawdę radosnym uśmiechem jaki było dane widzieć
kompanii. Spojrzał na Balina i uściskał go serdecznie i w
następnej kolejności siostrzeńców.
-
Chodźcie, chodźcie… jesteśmy w domu. - powiedział do chłopaków
i wprowadził ich do Góry. Za nimi poszli Balin i Dwalin. Powoli
postępowali coraz dalej. Głos Thorina drżał ze wzruszenia i
radości.
-
Och, znam ten korytarz… poznaję… i tamto rozwidlenie… -
spojrzał na rozchodzący się chodnik – Balin, pamiętasz?
Balin
tylko kiwał głową, nie mogąc wydusić słowa. Co chwila pociągał
jednak nosem.
-
Znów będzie jak dawniej… Komnaty pełne złotego blasku… -
szeptał Thorin.
Reszta
kompanii była nie mniej wzruszona. Mimo że większość tu nigdy
nie była. Elaina puściła ich przodem. To był ich dom i mieli
pierwszeństwo. Krasnoludzica przekroczyła „próg” jako ostatnio
i rozejrzała się wokół siebie i nad wejściem dostrzegła
płaskorzeźbę.
-
„Oto siódme Królestwo Plemienia Durina. Niechaj Serce Góry
zjednoczy wszystkie krasnoludy w obronie tego Domu.” - przeczytała
cicho, ale wszyscy odwrócili się w jej kierunku.
-
Tron króla… - szepnęła i spuściła głowę.
-
I Arcyklejnot ponad nim. - dokończył Thorin, który znalazł się
nagle obok niej. Dziewczyna drgnęła. Owładnęło nią dziwne
nieprzyjemne uczucie, jakby lodowa dłoń zacisnęła się na jej
wnętrznościach. Tron… króla. Króla… Króla pod Górą…
podniosła wzrok na Thorina, a ten wydał jej się nagle odległy
jakby stał teraz na szczycie Caradhras, bo uświadomiła sobie jakie
jest przeznaczenie Thorina. Teraz tutaj, bardziej niż wcześniej ta
myśl świdrowała jej umysł. Król pod Górą. Król Plemienia
Durina. Władca wszystkich Krasnoludów. A ona…. Zwykły strażnik…
Ledwie córka dalekiego kuzyna Daina… żadne pokrewieństwo…
poczuła się nikim przy Thorinie i cała jej euforia, którą
odczuwała gdy wcześniej myślała o nim, zniknęła, pozostawiając
pustkę. Cofnęła się powoli. Thorin nawet tego nie zauważył.
-
No panie Baggins, czas byś wypełnił resztę swojego zobowiązania.
- odwrócił się do hobbita, który również wzruszony podniosłą
chwilą milczał. Słowa Dębowej Tarczy natychmiast przywróciły go
do rzeczywistości.
-
Znaczy… co? - spojrzał zaskoczony na Thorina, a potem na resztę.
-
Odnajdziesz dla mnie Arcyklejnot. - rzekł Thorin twardym,
nieprzyjemnym głosem. Elaina która wycofała się za Noriego i
Bombura, zmarszczyła brwi. Nigdy wcześniej nie przemawiał takim
tonem. Tak władczym, wyniosłym i rozkazującym.
-
Co? Skąd? Nawet nie wiem jak wygląda… - jąkał się hobbit.
-
Spokojnie, znajdziesz go. Jest jedyny w swoim rodzaju, wierz mi
Bilbo. Gdy go zobaczysz będziesz pewien, że to on. - wyjaśnił
cierpliwe Balin.
-
Ale nie wiem gdzie mam iść…. - pisnął Bilbo.
-
Balin wskaże ci drogę! - odparł nieprzyjemnie Thorin. - Balin
ruszajcie, nie ma czasu do stracenia! - wskazał głową korytarz.
Starszy
krasnolud bez słowa poszedł z Bilbem w kierunku korytarza
prowadzącego do Dolnych Sal.
-
Nie martw się. Dasz sobie radę. Smok pewnie padł, ale… na
wszelki wypadek, nie rób za dużego hałasu. - rzekł szybko Balin –
I… uważaj na siebie, przyjacielu.
To
rzekłszy klepnął hobbita po plecach i zostawił go samego.
Bilbo
westchnął raz i drugi. Potem jeszcze raz, wytarł spocone dłonie o
odzienie i powoli poszedł w kierunku wskazanym przez Balina.
Jakiś
czas szedł ciemnym chodnikiem, aż w końcu poczuł jakby powiem
powietrza i wyszedł na coś w rodzaju tarasu, od którego odchodziły
kamienne rzeźbione schody. Bilbo nie zwrócił jednak uwagi na
schody, ale na to co zobaczył przed sobą. Rozdziawił buzię i aż
potrząsnął głową, bo myślał, że mu się zdawało. Ogromna
sala, wsparta na nieliczonych wykutych z górskiej skały kolumnach
była zasypana hałdami złota i klejnotów. Bilbo nie spodziewał
się nawet, że tyle złota istnieje na świecie… Po chwili, kiedy
minął pierwszy szok hobbit powoli, cichutko zszedł ze schodów.
-
Elaina? - krasnoludzica drgnęła. Stała na skalnej półce patrząc
na krainę przed sobą. Krainę jałową i pustą, groźną i zimną
– choć zniszczoną przez ogień. Patrzyła na pozostałości po
spalonych drzewach, które pomimo tylu lat jeszcze sterczały
ponurymi kikutami spomiędzy skał, wczepione w nie korzeniami jak
powykrzywianymi przez paraliż kończynami.
-
Elaina! - powiał wiatr. Suchy, duszny, nie przynoszący żadnego
świeżego powietrza. Tylko zapach suchej ziemi. Dziewczyna odwróciła
się.
-
Co z tobą? - Bofur patrzył na nią z troską. Poczuła też na
sobie spojrzenie Balina i siostrzeńców Thorina. Dębowa Tarcza
dalej był w środku.
-
Nic Bofurze. - uśmiechnęła się lekko i wyminęła krasnoluda.
Usiadła obok Filego i po chwili znów zapadła w ponure myśli.
Czuła jak wokół niej unosi się zapach śmierci. Nie, nie swąd
gnicia czy inny typowy kojarzony z umieraniem. Ten zapach unosił się
z całej Góry, każdy kamień nim cuchnął. Znała ten zapach…
Powietrze wokół Góry jakby przesiąknęło strachem tych, którzy
tu zginęli od smoczego ognia… Do tego jeszcze ten smród… jakby
wyschniętej zatęchłej krwi… gdy weszła do korytarza od razu ją
uderzył.
-
Niech ten hobbit się pośpieszy. - Thorin wyszedł na zewnątrz.
Nikt
mu nie odpowiedział.
-
Kiedy włamywacz przyniesie mi Arcyklejnot nikt ani nic nie będzie
kwestionować, kto jest Królem pod Górą. - mruczał pod nosem.
-
Zapominasz Thorinie… - odezwał się Balin cicho, ignorując dziwne
nuty w głosie Thorina -… o smoku. Musimy zabić smoka. Potem
będzie czas…
-
Wiem, wiem! - odparł szorstko Thorin, a jego wzrok padł na milczącą
Elainę i jego stwardniały wzrok na chwilę zmiękł, a oblicze się
mu rozpogodziło. Dziewczyna podniosła na niego oczy, ale zaraz je
opuściła i odwróciła głowę. Thorin zmarszczył brwi, bo w jej
spojrzeniu dostrzegł niechęć.
-
Kili! Fili! Idźcie do środka! - rzucił rozkaz – Nasłuchujcie
czy hobbit nie wraca.
Krasnoludy
wstały i bez słowa wykonały polecenie wuja. Thorin zajął miejsce
Kilego przy Elainie.
-
Chciałbym, żebyś zobaczyła Erebor w środku. - rzekł zmienionym,
obcym głosem Dębowa Tarcza - Kiedy będzie po wszystkim osobiście
cię oprowadzę. - uśmiechnął się do Elainy, ale ona nie znalazła
w tym uśmiechu nic z dawnego Thorina.
-
Dziękuję. - odparła zdawkowo krasnoludzica, ale tak naprawdę
bała się tego. Bała się tego co w środku znajdą, a on mówił o
tym jakby nic się nie stało, jakby w środku dalej kwitło życie,
a nie śmierć…
Thorin
zdawał się nie widzieć zmiany w zachowaniu Elainy. Dopiero gdy
objął ją ramieniem i poczuł, jak sztywnieje pod jego dotykiem,
uświadomił sobie, że coś jest nie tak. Szorstkim, brutalnym
ruchem odwrócił jej twarz do siebie.
Nagle
ziemia zatrzęsła się i jakiś ni to grzmot ni to ryk doszedł ich
z trzewi Góry.
________________
Historia napisana jest na motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.
Już nie mogę się doczekać końca. Chociaż właściwie już wiadomo jak ta historia się skończy.
OdpowiedzUsuńDo końca wbrew pozorom jeszcze daleko. Choć masz rację - zakończenie jest do przewidzenia, po to ta historia powstała. A może jednak wszyscy zginą... kto wie ;)
UsuńJak to? Przecież zakończy się słowami: żyli długo i szczęśliwie ;D
UsuńA z resztą teraz nie rozmyślajmy o końcu historii. Czeka nas akcja w środku Góry :D
UsuńNo cóż, zakończenie jest smutne ale macie rację, do końca jeszcze kawałek. :-)
OdpowiedzUsuń