niedziela, 15 listopada 2015

Wyprawa pod Samotną Górę cz. II, Rozdział 6


Witajcie :)
Kolejna niedziela i kolejna, już szósta część opowieści, którą dziś muzycznie ilustrują dwa utwory. 
Pierwszy to kompilacja tematów muzycznych dotyczących Miasta na Jeziorze z filmu "Hobbit: Pustkowie Smauga". Jak się nie trudno domyślić będzie tłem dla akcji w Esgaroth ;)
Drugi utwór to "Into the Shadow Realm" który inspirował mnie, gdy opisywałam pustkowia wokół Samotnej Góry. 

"Sound of Laketown"

"Into the Shadow Realm"

Życzę wam miłej lektury :)
Rozdział 6
Kres drogi


Mężczyzna z Miasta na Jeziorze bladym świtem zacumował barkę przy niewielkiej przystani. Od razu jego uwagę zwróciły pootwierane beczki, leżące na piachu. Potem dostrzegł ślady prowadzące do wierzbowych zarośli. Nie czekając, chwycił łuk, nałożył strzałę i naciągnął.
- Radzę dobrze wyjść! - krzyknął. - Kimkolwiek jesteście!
Przez długą chwilę nic się działo. Mężczyzna mierzył nieprzerwanie w coraz to nowe punkty. Gdy już prawie był pewien, że intruzów jednak nie ma, nagle krzaki poruszyły się i po kolei pojawiły się kolejne krasnoludy.
- Stać! - zawołał znów mężczyzna.
Thorin uniósł dłoń i wszyscy stanęli.
- Witaj dobry człowieku! Potrzebujemy kogoś kto przewiezie nas do Esgaroth. A ty... – Thorin wskazał głową na barkę – ...jak widzę masz łódź.
- Nie służy do przewozu pasażerów. - odparł mężczyzna nie obniżając łuku.
- A gdybyśmy zapłacili? - wyszedł na przód Balin, unosząc dłonie w górę by zapewnić o czystości zamiarów.
- Nie chcę kłopotów! A od was czuć nimi jak od zgniłej ryby. - odparł mężczyzna – Myślicie, że nie wiem skąd przypływają te beczki? Uciekliście elfom, a my nie chcemy konfliktu z elfami z Puszczy. Mamy dość własnych problemów!
- No właśnie, jeśli nas stąd zabierzesz elfy nas nie znajdą. - odparł znów Thorin robiąc krok w przód. - Nie będą nas szukać w mieście...
- Stój gdzie stoisz! - cięciwa zaskrzypiała złowrogo i Thorin zamarł.
- Spokojnie… - odezwał się znów Balin – Po twoim przyodziewku widać, żeś nie bogaty, ale uczciwie pracujesz, więc pewnie masz kogoś na utrzymaniu.
Mężczyzna spojrzał uważnie na Balina.
- Być może…
- Dzieci z pewnością ucieszą się jeśli zjedzą coś lepszego niż rybę. - siwobrody krasnolud spojrzał poczciwie na człowieka.
- A skąd weźmiecie pieniądze?
- Jesteśmy kupcami, podróżujemy do Żelaznych Wzgórz. - odezwała się, stojąca z tyłu Elaina.
- Doprawdy? - w głosie łucznika słychać było niedowierzanie.
Thorin obejrzał się za siebie, gromiąc Elainę wzrokiem. Miała nie zwracać na siebie uwagi. Kobieta jednak spojrzała na niego pytająco, jakby nie wiedziała o co mu chodzi, ale w jej oczach widział psotne iskierki. Nie zmienił wyrazu twarzy, ale w środku miał ochotę przypomnieć jej czym jest rozkaz dowódcy… powstrzymał uśmiech. Na wszystko przyjdzie pora. Spojrzał znów na mężczyznę.
- Nie mamy broni, jedyne co możemy zaofiarować to zapłatę za przewóz. - zaproponował znów krasnolud.
Mężczyzna myślał intensywnie przez kilka minut. W końcu opuścił łuk.
- Niech będzie. Ale pomożecie mi z beczkami. - wskazał na beczki stojące na pokładzie barki.
Thorin pokiwał głową, a potem zaczęli wespół z człowiekiem załadunek beczek. Te które przetrwały spotkanie z krasnoludami w całości, załadowali na barkę.
- Ja cię zwą dobry człowieku? - zagadnął mężczyznę Balin, gdy już odpłynęli od nabrzeża. - Jak długo będziemy płynąć?
- Jestem Bard. Zwą mnie Łucznikiem. Około dwóch godzin. Jeśli nic nas nie zatrzyma. - rzekł ciągiem Bard.
- Bardzo adekwatny przydomek. Bardzo. - uśmiechnał się lekko krasnolud – Mnie zwą Balin. A co nas może zatrzymać?
- A choćby kontrola.
- A co tu kontrolować?
- A choćby czy nie przewożę kontrabandy. - odrzekł Bard w skupieniu sterując barką.
- Ach, tak. Im bardziej zepsuty system zarządzania tym więcej kontroli.
- A żebyś wiedział, panie Balinie.
Tymczasem na drugim końcu barki Dwalin rozmawiał z Thorinem.
- Nie możemy ominąć Esgaroth? Będą problemy, czuję to. Poza tym , lepiej żeby nikt nie wiedział, gdzie się udajemy. Ludziom nie można ufać.
- Nie mamy wyjścia Dwalin. Nie mamy broni, zapasów. - odparł Thorin – Minął bym to śmierdzące rybą miasto, ale nie skażę was na śmierć z głodu. Musimy zabrać podstawowe rzeczy. Nie wiadomo ile przyjdzie nam spędzić czasu w Ereborze, nim smok sczeźnie. A tam nic nie ma… Erebor to grób… - westchnął.
- To trzeba przycisnąć tego człowieka, niech załatwi nam łódź, żarcie i wyprowadzi z miasta.
- Z tym się zgadzam.- Thorin spojrzał ponuro na Barda, a potem na Gloina, który liczył srebro na zapłatę – Starczy?
- Jest akurat, ale to wszystko co mamy. - Gloin był wyraźnie niezadowolony z perspektywy dzielenia się pieniędzmi.
Thorin kiwnął głową i rozejrzał się po łodzi. Puste beczki oddzielały krasnoludy od człowieka, który rozmawiał dalej z Balinem.
- No mości krasnoludy! - zawołał nagle – Do beczek!
- Co?! - odezwał się Oin.
- Ani mi się śni! - fuknął Bofur.
- Nie wejdę więcej do żadnej beczki! - mruknęła Elaina do Bilba z wyrzutem.
Thorin podszedł do Barda.
- Na co mamy włazić do beczek?
- Inaczej nie wejdziecie do miasta, bo nie macie zgody Władcy, a to spora przeszkoda. A i dajcie pieniądze!
- Umawialiśmy się inaczej! - w głosie Thorina zabrzmiały gniewne nuty. - Jeśli chcesz nas oszukać….
- Szybko, bo zaraz dostrzegą nas z wież strażniczych! - ponaglił go Bard, nie zwracając uwagi na jego słowa.
- Gloin! Srebro! - Thorin nie miał wyjścia. - Wszyscy włazić do beczek! Migiem! - rzekł i sam wlazł do pierwszej z brzegu. Reszta uczyniła podobnie, marudząc przy tym okropnie.
- Ani słowa! Zbliżamy się! - rzucił Bard i wszyscy ucichli, słuchając jedynie pluskania wody odbijającej się od burt barki. Zaraz też ktoś zaczął nawoływać, na co Bard odpowiedział i barka gwałtownie skręciła. Beczki przesunęły się z lekka.
- Niech to! Chce nas powyrzucać z burtę? - syknął Dwalin.
- Miejmy nadzieję, że nie. - odezwał się z drugiej beczki Thorin.
Bard kopnął mocno beczkę z Thorinem, by go uciszyć. Potem barka uderzyła lekko o coś i zakołysała się, gdy mężczyzna zszedł na keję. Krasnoludy poczęły szeptać między sobą, ale nagle zaskrzypiał żuraw i usłyszeli jakby szurania, a chwilę potem pierwsze ryby spadły Thorinowi i reszcie na głowy.
Gdy beczki były pełne, Bard skinął głową rybakowi, wcisnął mu do ręki kilka monet i wskoczył na barkę, odbijając od brzegu.
Mgła która okrywała jezioro, całkiem zasłaniała zbudowane na palach na wodzie miasto. Miasto! Bard uśmiechnął się gorzko. Raczej podupadającą osadę, gdzie bieda i głód tak samo dokuczały jak wieczna wilgoć. Nagle z mgły wyłoniły się pierwsze budynki, a między nimi szeroki na kilka metrów kanał. Bard skorygował lekko sterem kurs i wpłynął między dwie strażnice.
- No Bardzie, długo cię nie było! - odezwał się celnik. - Masz coś do kontroli?
- Mgła jest dziś wyjątkowo gęsta, musiałem płynąć wolniej.– Bard westchnął na swoim losem. - Tylko te ryby. - wskazał głową na beczki.
- Eeee! - mężczyzna machnął ręką - Płyń! Nie będę się babrał w tym smrodzie! - skrzywił się, a Bard odepchnął się drągiem od dna i barka ruszyła.
- Śmierdzą, ale są jadalne! - odparł.
- Rzygam już rybami! - zawołał za nim strażnik ze śmiechem.
Bard machnął mu dłonią i skierował się ku dzielnicy gdzie mieszkał. Główny kanał miasta prowadził prosto na okazały budynek, największy w całym mieście, ale wcale nie bardzie estetyczny czy czystszy od innych. Był to ratusz i jednocześnie siedziba Władcy Miasta na Jeziorze. Bard skręcił sterem i przed ratuszem odbił w prawo do biedniejszej dzielnicy. Tam zatrzymał barkę w jednej z „uliczek” i rozejrzawszy się wokół uważnie zaczął przewracać beczki.
- Co za smród! - syknął Gloin.
- Mam nadzieję, ze to wszystko warte jest tego… - Kili i Fili wstali i poczęli strzepywać resztki ryb z ubrań.
- Bifur, dawaj tę rybę! - Bofur zerwał rybi łeb z toporka wystającego z czoła brata i cisnął w wodę.
- Będę tym śmierdziała do śmierci! - żachnęła się Elaina, wstając z ziemi i starając się nie poślizgnąć na rybach. Obok niej Bilbo nerwowo czyścił marynarkę. Thorin przeliczył szybko kompanów.
- A teraz szybko za mną! - Bard poprowadził krasnoludy przez chybotliwą kładkę nad kanałem. Zatrzymali się za jakąś szopą.
– Ja wejdę od frontu, wy tylnym wejściem! - człowiek wskazał do tyłu za róg domu, a sam szybko wbiegł po schodach na piętro.
- Ruszamy! - rzekł ponuro Thorin i zawrócił, a za nim cała kompania. Za domem znaleźli coś jakby drabinę, ale brakowało kilku szczebli. - Włazić po kolei! Bilbo ty pierwszy!
Bilbo spojrzał spode łba na krasnoluda, oburzony, że znów traktuje się go jak królika doświadczalnego, ale zaczął powoli włazić na drabinę. Nim doszedł do połowy, klapa nad jego głową otworzyła się i zobaczyli w niej Barda.
- No raz! Raz! - chwycił ręce hobbita i wciągnął go do domu.
- Elaina teraz ty, Kili Fili! Za nią! - nakazał Thorin i krasnoludy poczęły wspinać się po drabinie.
Elaina, gdy znalazła się w domu, rozejrzała się szybko wokół. Było tu bardzo ubogo i ciasno, ale jakoś tak przytulnie. Otrzepała jeszcze raz ubranie i zobaczyła, że patrzą na nią trzy pary wielkich, zdziwionych oczu.
- Tato…. Czemu w naszym domu są krasnoludy? - właścicielka jednej pary oczu, wyższa dziewczyna, spojrzała na ojca, który zamykał klapę. Chłopak, chyba młodszy od dziewczyny mierzył całą kompanię z lekkim przestrachem.
- Sigrid przynieś jakieś koce! Bain nie stój tak, sprawdź czy nikt się nie kręci pod domem! Tilda, do kuchni! - zakomenderował Bard, a dzieci rozeszły się po domu.
Jakiś czas później krasnoludy posilały się cienką zupą z ryby. Koców nie było na tyle by mogli okryć się wszyscy więc część siedziała pod nimi, a reszta kompanii wokół kominka.
Elaina wstała i podeszła do Thorina, który wyglądał dyskretnie przez okno. Nagle zmarszczył brwi.
- Co tam jest? - zainteresowała się.
- Patrz! - szepnął i wskazał jej palcem drewnianą wieżę, przesuwając ją przed siebie. W międzyczasie podeszli do nich Bilbo i Balin.
- A niech mnie… to przecież krasnoludzka kusza… i… - Elaina zakryła sobie usta dłonią. W oddali za wieżą na które zamontowana kusza, gdy mgła się odsunęła pojawił się zarys Samotnej Góry. Mimo, że jeszcze oddalony co najmniej dzień drogi, imponował swoją potęgą.
- Nie widziałem jej od… - szepnął Thorin, poruszony. Balin położył mu dłoń na ramieniu, a Elaina i Bilbo spuścili głowy.
- Odkąd smok napadł na Erebor…. - rzekł Balin.
- Mości krasnoludzie, nad czym tak rozmyślasz? - Bard od dłuższego czasu przyglądał się tej czwórce.
- Nad drogą, która jest przed nami. - odparł Thorin wymijająco. - Do Żelaznych Wzgórz jeszcze daleko, a trzeba minąć terytorium smoka.
Bard pokiwał głową, ale czuł, że coś jest nie tak, widział ukradkowe spojrzenia krasnoludów, słyszał jak szepczą między sobą. Podejrzewał, że nie mówią mu wszystkiego, ale krasnoludy takie były, skryte i nie skłonne do wylewności. Postanowił więc na razie nie roztrząsać kwestii szczerości krasnoludów.
- Muszę wyjść, żeby poszukać dla was łodzi...– Bard wstał, zdejmując z wieszaka kapotę. - Nie wychodźcie, żeby was nikt nie zauważył. Wrócę jak najszybciej się da.

Przyszedł wieczór, a Barda dalej nie było. Dzieci siedziały w jednym kącie izby, krasnoludy w drugim. Rozmowy toczyły się bardzo cicho, a jedna i druga grupa łypała na siebie podejrzliwie. Thorin i Dwalin i Balin siedzieli razem i dyskutowali szeptem. Elaina, Fili, Kili i Bilbo grzali się obok kominka. Krasnoludzica dorzuciła do ognia szczapę drewna i obejrzała się na dzieci. Najmniejsza dziewczynka siedziała otulona szczelnie kocem. Elaina westchnęła po czym podeszła do dzieci. Krasnoludy od razu spojrzały za nią.
- Jestem Elaina – ukłoniła się grzecznie - Wybaczcie, że zajęliśmy miejsce przy kominku. Śmiało podejdźcie, nikt wam nic nie zrobi. - powiedziała do najstarszej dziewczyny i wyciągnęła rękę do najmłodszej z rodzeństwa. - Jak masz na imię?
Dziewczynka spojrzała najpierw na rodzeństwo, a kiedy jej siostra skinęła głową wstała i podała rączkę Elainie.
- Tilda. - powiedziała nieśmiało. Była niewiele niższa od Elainy.
- Chodź, tam jest cieplej. - Elaina zaprowadziła dziewczynkę i posadziła obok Bilba.
- Jesteście prawdziwymi krasnoludami? - zapytała niezbyt rozważnie Tilda.
- Tilda! - żachnęła się Sigrid.
- Nic się nie stało. - Balin uśmiechnął się z miną dobrego wujka.
- A co w nas jest nieprawdziwego? - zdziwiła się Elaina.
- On. Nie ma brody. - wskazała na Bilba i krasnoludy zaczęły chichotać. Nawet Thorin uśmiechnął się pod wąsem.
- Nie jestem krasnoludem moje dziecko. - oburzył się hobbit, prostując się dumnie.
- A czym? - dopytywała się Tilda, troche ośmielona.
Fili i Kili parsknęli śmiechem.
- Czym, czym?! Ona się pyta CZYM jestem? Jakby był jakimś stołkiem, albo nie wiem… Hobbitem jestem młoda damo! - sapnął Bilbo.
- Ahhaaa…. - Tilda rozdziawiła buzię, oglądając Bilba od stóp do głów nie speszona rechoczącymi krasnoludami. - Nigdy nie widziałam hobbita. - dodała.
- Bo hobbici nie opuszczają swoim domów. - odparł Bilbo trochę spokojniej.
- A ty opuściłeś.
- Tak, bo… obiecałem, że pomogę… komuś… - Bilbo się zaciął i spojrzał na Thorina. - wrócić do domu.
Elaina uśmiechnęła się lekko do Bilba. Thorin spoważniał, ale widać było, że jest wzruszony.
Nagle usłyszeli gwałtowne, głośnie tupanie po schodach, a zaraz potem walenie w drzwi, które mało nie rozpadły się od uderzeń. Wszyscy zerwali się na równe nogi.
- Uciekaj malutka! - Elaina posłała Tildę do rodzeństwa.
- W imieniu Władcy otwierać! - doszedł ich głos zza drzwi. Bain patrzył to na Sigrid, to na krasnoludy nie wiedząc co robić. Zdawało się jakby czas najpierw zwolnił, a potem gdy drzwi zostały wyważone, gwałtownie przyśpieszył i wszystko potoczyło się teraz bardzo szybko. Do domu wpadli uzbrojeni po zęby strażnicy. Krasnoludy, zaskoczone, nawet nie miały jak się bronić. Zostały wyprowadzone na zewnątrz. Dokądś je prowadzono, ale nikt nie powiedział, gdzie. Ci z mieszkańców, którzy byli świadkami tego dziwnego pochodu, poczęli iść za nimi. Szedł więc za nimi tłumek gapiów, zaciekawionych niecodziennym widokiem. Co jakiś czas dało się słyszeć jak ktoś szepce o krasnoludach, o jakiejś przepowiedni, o skarbie z Góry.
Gdy dotarli na miejsce, drzwi ratusza się otworzyły i wyszedł do nich Władca. Człowiek ów był jednak całkowitym zaprzeczeniem wszystkiego co się z bycie jakimkolwiek władcą kojarzy. Rzadkie tłuste włoski sterczały mu z łysiejącej czaszki, podobnie jak krzywo obcięty płowy wąsik pod pękatym, czerwonym nosem. Ubiór również nie przedstawiał się lepiej. Poplamione koronkowe rękawy wstające spod dubletu, tak opiętego na wielkim brzuszysku, że zdawał się za chwilę pęknąć, nosiły ślady chyba wszystkich posiłków jakie ów jegomość spożywał w ciągu ostatnich dwóch tygodni.
- Kim jesteście? Złodzieje? Bandyci? - małe świńskie oczka przesuwały się po krasnoludach. - W moim mieście? Wszystkich was każę powiesić, a ciebie… - wskazał paluchem na Thorina.
- Hamuj się! - warknął nagle Dwalin, zazwyczaj milczący. - Gdybyś wiedział kogo masz przed sobą, błagałbyś o przebaczenie! – To Thorin! Syn Thraina, syna Throra! Król pod Górą! - Thorin spojrzał na Dwalina i pokręcił głową, ale Dwalin powiedział już dość.
Władca spojrzał uważniej na Thorina, który wyszedł przed grupę. Chcąc nie chcąc musiał ciągnąć to co zaczął Dwalin.
- Witajcie mieszkańcy Esgaroth! Prawdą jest to co rzekł mój druh! Przybywamy by odzyskać to co zostało nam zabrane i zabić smoka! - Thorin przemówił doniosłym głosem. Spotkało się to z pomrukiem aprobaty wśród zebranych. - Zwracam się, do ciebie Władco, byś udzielił nam pomocy na tym ostatnim odcinku drogi…
- Stać! - nagle z tłumu wyszedł Bard. Był rozgniewany. - Nie możecie im pomóc! - spojrzał błagalnie na Władce - To zbyt duże ryzyko!
- Bardzie, ty chyba w tej kwestii powinieneś mieć najmniej do powiedzenia. - odezwał się Władca. - O ile mnie pamięć nie myli, to twój przodek, Girion, władca Dale nie zdołał zabić smoka! Jakim więc prawem odmawiasz dokonania zemsty i naprawienia tego co twój pradziad spartaczył, tym krasnoludom?
Thorin spojrzał na Barda i wszelkie śladowe ilości sympatii do tego człowieka, uleciały w tym momencie z niego. Zacisnął pięści.
- Pomóżcie nam, a obiecuję, że przywrócę świetność Esgaroth! Znów będzie perłą tego jeziora, oprawną w złoto, które popłynie z Ereboru! - patrzył satysfakcją na Barda. Wiedział, że wspomnienie złota przekona Władcę.
Bard spuścił głowę i podszedł powoli do krasnoluda.
- Widziałeś co uczynił smok z Dale i twoim domem. A z chciwości skazujesz nas na ten sam los. - spojrzał krasnoludowi w oczy. - Nie masz prawa, by wejść do Góry!
- Właśnie ja jedyny mam prawo tam wejść. - odparł twardo Thorin, a zaraz odwrócił się do Władcy. - Zatem, wspomożesz mnie, Władco Esgaroth?
Władca uśmiechnął się lekko i podkręcił cieniutkie wąsiki.
- Cóż mogę rzec… Witaj wasza wysokość! - ton jego głosu był tak przymilny, że aż mdliło. Pokłonił się tak nisko jak wielki brzuch pozwalał i zaprosił krasnoludy i hobbita do ratusza. Zostawili na zewnątrz rozradowany tłum, który zaślepiony wizją krasnoludzkiego złota tańczył i śpiewał jakby smok już został pokonany. Jedynie Bard stał milczący, ze zgrozą w oczach, starając się uspokoić. Odwrócił się na pięcie i odszedł do domu.

Łódź sunęła powoli po tafli jeziora. Krasnoludy wiosłowały w milczeniu, ostrożnie jakby w obawie, że nawet plusk wioseł może zbudzić bestię śpiącą w Górze przed nimi. Gdy wypływali z Esgaroth zostali pożegnani iście po królewsku. Dostali nowe szaty i broń, a także trochę zapasów. W oddali majaczyła już stara przystań. Dwa kamienne krasnoludy, jeden pozbawiony głowy i połowy korpusu, pochylały się nad zrujnowanym nabrzeżem. Thorin westchnął. Każdy krok bliżej Góry, każdy kolejny znajomy widok wzbudzał wspomnienia, które dawno temu schował głęboko w sercu, by nie sprawiały bólu. Spojrzał po kompanach. Milczeli. Nie dziwił się. Siostrzeńcy, bo oto doświadczali tego o czym słyszeli jedynie z opowieści i na własne oczy widzieli to czego byli dziedzicami. Balin i Dwalin, bo tak jak jemu w sercach ożywały wspomnienia młodości i dawnych spokojnych dni. Reszta, bo mieli przed sobą mityczną utraconą ojczyznę krasnoludów, o której we wszystkich Siedmiu Królestwach Krasnoludów krążyły legendy. Thorin spojrzał na Elainę i Bilba. Ona wpatrzona w przystań, pogrążona była w myślach. Dębowa Tarcza podejrzewał, że wspomina drogę, którą odbyła tędy z Żelaznych Wzgórz, a jeśli wspomina Wzgórza to i pewnie znów ojca i dom. Gdy się to wszystko skończy, sprowadzę do Ereboru jej ojca… A Bilbo… krasnolud zmarszczył brwi. Znów pojawiły się w jego sercu wątpliwości co do użyteczności hobbita, jako włamywacza.
- Szybko! Do cum! - Thorina z rozmyślań wyrwał głos Dwalina. Siostrzeńcy chwycili liny i zarzucili je na ocalałe kamienne pachoły i dociągnęli łódź do brzegu.
- Raz! Dwa! Zabierać zapasy i wyskakiwać! - rzucił Thorin i gdy wszyscy zeszli na nabrzeże sam opuścił łódź.
Przyszło im się wspinać po pokrytych odłamkami skalnymi, piargiem albo miałkich piachem płytkich wąwozach. Podejścia w gruncie rzeczy nie były strome, ale długotrwała wędrówka nawet pod lekką górkę dawała się we znaki wszystkich. By odciążyć starszych, młodsi wzięli ich broń. Thorin szedł pierwszy trochę oddalony od reszty. Co jakiś czas oglądał się za siebie, ale chęć wejścia do Góry, gnała go naprzód. Co jakiś czas kładł dłoń na piersi, by wyczuć sztywny kwadrat pergaminu mapy dziadka i kanciasty klucz. Pustkowie, które go otaczało, skutecznie wprawiało Thorina w przygnębienie. Kiedyś wszędzie tutaj był piękny sosnowy las. Obecnie, nie dostrzegł ani jednego choćby sosnowego kikuta. Martwa ziemia. Przez las prowadziła droga co jakiś czas oznaczona kamieniami milowymi i tylko te się zachowały. W szczątkowej niekiedy postaci, ale jednak. To pozwalało Thorinowi jako tako trzymać kierunek.
Szli już dosyć długo i słońce znacznie już przemierzyło swoją zwyczajną drogę po niebie, gdy ich oczom ukazało się zrujnowane Dale. Zniszczone przez smoczy ogień, a także przez ząb czasu budynki, wieżyczki, mury, bramy, mosty dawały upiorne wrażenie. Martwe miasto. Wszystko martwe. Tam, gdzie niegdyś kwitło życie, dziś hulała śmierć na lodowatych podmuchach listopadowego wiatru. Kompania w milczeniu minęła Dale. Udali się w kierunku zbocza Góry, gdzie według mapy powinno było znajdować się tajemne wejście.
Bilbo w oddali dostrzegł Główną Bramę Ereboru, która mimo że gigantycznych rozmiarów, przy Górze była wielkości mysiej dziury. Hobbit nie mógł się nadziwić kunsztowi krasnoludów, które górską skałę obrabiały wedle uznania nadając jej cudowne kształty, a gdy obeszli masyw i dostrzegł ogromnego, wykutego w skale krasnoludzkiego wojownika dzierżącego topór, wewnątrz którego znajdowały się schody uznał, że nie ma drugiej takiej rasy, dla której kamienie i skały przyjmują kształty wedle jej woli, jakby to była miękka glina.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi i w kompanii dawało się już wyczuć delikatną nerwowość. Nadal wspinali się po schodach, a jeszcze mieli przed sobą nie wiadomo jak długie poszukiwania miejsca, gdzie są ukryte drzwi. Thorin poganiał krasnoludy, by nie zwalniały, samemu biegnąc na przedzie i pokonując po dwa stopnie naraz. Nagle schody się skończyły wyprowadzając ich na ślepą skalną półkę.
- To już? - odezwała się Elaina łapiąc powietrze.
- Nie ma dalej drogi. - odezwał się Kili, który wszedł na półkę zaraz za nią.
Thorin wyciągnął zza pazuchy mapę i począł ją analizować.
- Nie ma innej możliwości. To musi być to miejsce. - rzekł twardo po kilku minutach i spojrzał na niebo. Słońce powoli obniżało się ku horyzontowi.
- Siadajcie, musimy poczekać. Panie Baggins zachowaj czujność! - rzekł do hobbita.
Krasnoludy posiadały na skałach. Postanowili zjeść to co zostało im z zapasów, które przynieśli z Esgaroth i tak na skromnym posiłku upłynął im czas do zachodu.
Czerwono złote światło ostatnich promieni dnia zabarwiło wszystko na rdzawy kolor. Piętnaście par oczu wpatrywało się w skalną ścianę bez jednego mrugnięcia. Z sekundy na sekundę robiło się coraz ciemniej, a nic nie ukazywało się ich oczom. Bilbo szczególnie wpatrywał się w ścianę, czując się poniekąd odpowiedzialnym za odnalezienie drzwi.
- Przecież to właściwy dzień… - mruknął Thorin - … właściwe miejsce… Czemu nic się nie dzieje?
Wszyscy milczeli, a w sercach ich, tak jak zachodzące słońce gasła nadzieja. Elaina spuściła głowę, a potem podeszła do Thorina i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Nie mogłeś się tak pomylić, poczekajmy jeszcze… - szepnęła, a w tym momencie słońce, skryło się za horyzontem i okrył ich cień.
- Widać mogłem. - rzekł Dębowa Tarcza chrapliwie i począł się odwracać.
- Thorinie! Nie poddawaj się! Tak szybko zwątpiłeś? - zawołał hobbit odbiegając od skały i zastawiając mu drogę. Gdy tylko wypowiedział te słowa, zza chmury wychylił się księżyc. Okrągła, jasna tarcza rozświetliła nowym, białym światłem Górę, a na skale zamigotał jakby malowany srebrem zarys drzwi z okuciami i dziurką na klucz.
- Patrzcie! - krzyknął Bilbo i zaraz zatkał sobie usta dłonią. Thorin spojrzał i niewysłowiona ulga pojawiła się na jego obliczu. Podszedł do drzwi, zdejmując z szyi rzemień. Wsunął klucz w otwór i przekręcił. Dało się słyszeć kilka głuchych kliknięć i zaległa cisza.
Thorin pchnął ciężkie skalne drzwi i cofnął się, jakby nie wierząc w to co uczynił. Ciemny, cichy korytarz stał przed nimi otworem, oświetlony bladym światłem księżyca. Wszyscy zamarli, zdając sobie sprawę z doniosłości chwili. Thorin w końcu zrobił pierwszy krok i wszedł do środka. Przesuwał palcami po zimnej, surowo obciosanej skalnej ścianie. Za nim postąpił Balin. Elaina usłyszała, jak staruszek cicho łka i jej również ścisnęło się gardło.
Fili i Kili przestępowali z nogi na nogę. Oni znali utraconą ojczyznę jedynie z opowieści wuja.
- Erebor… - szepnął Thorin i obejrzał się za siebie z uśmiechem. Pierwszym naprawdę radosnym uśmiechem jaki było dane widzieć kompanii. Spojrzał na Balina i uściskał go serdecznie i w następnej kolejności siostrzeńców.
- Chodźcie, chodźcie… jesteśmy w domu. - powiedział do chłopaków i wprowadził ich do Góry. Za nimi poszli Balin i Dwalin. Powoli postępowali coraz dalej. Głos Thorina drżał ze wzruszenia i radości.
- Och, znam ten korytarz… poznaję… i tamto rozwidlenie… - spojrzał na rozchodzący się chodnik – Balin, pamiętasz?
Balin tylko kiwał głową, nie mogąc wydusić słowa. Co chwila pociągał jednak nosem.
- Znów będzie jak dawniej… Komnaty pełne złotego blasku… - szeptał Thorin.
Reszta kompanii była nie mniej wzruszona. Mimo że większość tu nigdy nie była. Elaina puściła ich przodem. To był ich dom i mieli pierwszeństwo. Krasnoludzica przekroczyła „próg” jako ostatnio i rozejrzała się wokół siebie i nad wejściem dostrzegła płaskorzeźbę.
- „Oto siódme Królestwo Plemienia Durina. Niechaj Serce Góry zjednoczy wszystkie krasnoludy w obronie tego Domu.” - przeczytała cicho, ale wszyscy odwrócili się w jej kierunku.
- Tron króla… - szepnęła i spuściła głowę.
- I Arcyklejnot ponad nim. - dokończył Thorin, który znalazł się nagle obok niej. Dziewczyna drgnęła. Owładnęło nią dziwne nieprzyjemne uczucie, jakby lodowa dłoń zacisnęła się na jej wnętrznościach. Tron… króla. Króla… Króla pod Górą… podniosła wzrok na Thorina, a ten wydał jej się nagle odległy jakby stał teraz na szczycie Caradhras, bo uświadomiła sobie jakie jest przeznaczenie Thorina. Teraz tutaj, bardziej niż wcześniej ta myśl świdrowała jej umysł. Król pod Górą. Król Plemienia Durina. Władca wszystkich Krasnoludów. A ona…. Zwykły strażnik… Ledwie córka dalekiego kuzyna Daina… żadne pokrewieństwo… poczuła się nikim przy Thorinie i cała jej euforia, którą odczuwała gdy wcześniej myślała o nim, zniknęła, pozostawiając pustkę. Cofnęła się powoli. Thorin nawet tego nie zauważył.
- No panie Baggins, czas byś wypełnił resztę swojego zobowiązania. - odwrócił się do hobbita, który również wzruszony podniosłą chwilą milczał. Słowa Dębowej Tarczy natychmiast przywróciły go do rzeczywistości.
- Znaczy… co? - spojrzał zaskoczony na Thorina, a potem na resztę.
- Odnajdziesz dla mnie Arcyklejnot. - rzekł Thorin twardym, nieprzyjemnym głosem. Elaina która wycofała się za Noriego i Bombura, zmarszczyła brwi. Nigdy wcześniej nie przemawiał takim tonem. Tak władczym, wyniosłym i rozkazującym.
- Co? Skąd? Nawet nie wiem jak wygląda… - jąkał się hobbit.
- Spokojnie, znajdziesz go. Jest jedyny w swoim rodzaju, wierz mi Bilbo. Gdy go zobaczysz będziesz pewien, że to on. - wyjaśnił cierpliwe Balin.
- Ale nie wiem gdzie mam iść…. - pisnął Bilbo.
- Balin wskaże ci drogę! - odparł nieprzyjemnie Thorin. - Balin ruszajcie, nie ma czasu do stracenia! - wskazał głową korytarz.
Starszy krasnolud bez słowa poszedł z Bilbem w kierunku korytarza prowadzącego do Dolnych Sal.
- Nie martw się. Dasz sobie radę. Smok pewnie padł, ale… na wszelki wypadek, nie rób za dużego hałasu. - rzekł szybko Balin – I… uważaj na siebie, przyjacielu.
To rzekłszy klepnął hobbita po plecach i zostawił go samego.
Bilbo westchnął raz i drugi. Potem jeszcze raz, wytarł spocone dłonie o odzienie i powoli poszedł w kierunku wskazanym przez Balina.
Jakiś czas szedł ciemnym chodnikiem, aż w końcu poczuł jakby powiem powietrza i wyszedł na coś w rodzaju tarasu, od którego odchodziły kamienne rzeźbione schody. Bilbo nie zwrócił jednak uwagi na schody, ale na to co zobaczył przed sobą. Rozdziawił buzię i aż potrząsnął głową, bo myślał, że mu się zdawało. Ogromna sala, wsparta na nieliczonych wykutych z górskiej skały kolumnach była zasypana hałdami złota i klejnotów. Bilbo nie spodziewał się nawet, że tyle złota istnieje na świecie… Po chwili, kiedy minął pierwszy szok hobbit powoli, cichutko zszedł ze schodów.

- Elaina? - krasnoludzica drgnęła. Stała na skalnej półce patrząc na krainę przed sobą. Krainę jałową i pustą, groźną i zimną – choć zniszczoną przez ogień. Patrzyła na pozostałości po spalonych drzewach, które pomimo tylu lat jeszcze sterczały ponurymi kikutami spomiędzy skał, wczepione w nie korzeniami jak powykrzywianymi przez paraliż kończynami.
- Elaina! - powiał wiatr. Suchy, duszny, nie przynoszący żadnego świeżego powietrza. Tylko zapach suchej ziemi. Dziewczyna odwróciła się.
- Co z tobą? - Bofur patrzył na nią z troską. Poczuła też na sobie spojrzenie Balina i siostrzeńców Thorina. Dębowa Tarcza dalej był w środku.
- Nic Bofurze. - uśmiechnęła się lekko i wyminęła krasnoluda. Usiadła obok Filego i po chwili znów zapadła w ponure myśli. Czuła jak wokół niej unosi się zapach śmierci. Nie, nie swąd gnicia czy inny typowy kojarzony z umieraniem. Ten zapach unosił się z całej Góry, każdy kamień nim cuchnął. Znała ten zapach… Powietrze wokół Góry jakby przesiąknęło strachem tych, którzy tu zginęli od smoczego ognia… Do tego jeszcze ten smród… jakby wyschniętej zatęchłej krwi… gdy weszła do korytarza od razu ją uderzył.
- Niech ten hobbit się pośpieszy. - Thorin wyszedł na zewnątrz.
Nikt mu nie odpowiedział.
- Kiedy włamywacz przyniesie mi Arcyklejnot nikt ani nic nie będzie kwestionować, kto jest Królem pod Górą. - mruczał pod nosem.
- Zapominasz Thorinie… - odezwał się Balin cicho, ignorując dziwne nuty w głosie Thorina -… o smoku. Musimy zabić smoka. Potem będzie czas…
- Wiem, wiem! - odparł szorstko Thorin, a jego wzrok padł na milczącą Elainę i jego stwardniały wzrok na chwilę zmiękł, a oblicze się mu rozpogodziło. Dziewczyna podniosła na niego oczy, ale zaraz je opuściła i odwróciła głowę. Thorin zmarszczył brwi, bo w jej spojrzeniu dostrzegł niechęć.
- Kili! Fili! Idźcie do środka! - rzucił rozkaz – Nasłuchujcie czy hobbit nie wraca.
Krasnoludy wstały i bez słowa wykonały polecenie wuja. Thorin zajął miejsce Kilego przy Elainie.
- Chciałbym, żebyś zobaczyła Erebor w środku. - rzekł zmienionym, obcym głosem Dębowa Tarcza - Kiedy będzie po wszystkim osobiście cię oprowadzę. - uśmiechnął się do Elainy, ale ona nie znalazła w tym uśmiechu nic z dawnego Thorina.
- Dziękuję. - odparła zdawkowo krasnoludzica, ale tak naprawdę bała się tego. Bała się tego co w środku znajdą, a on mówił o tym jakby nic się nie stało, jakby w środku dalej kwitło życie, a nie śmierć…
Thorin zdawał się nie widzieć zmiany w zachowaniu Elainy. Dopiero gdy objął ją ramieniem i poczuł, jak sztywnieje pod jego dotykiem, uświadomił sobie, że coś jest nie tak. Szorstkim, brutalnym ruchem odwrócił jej twarz do siebie.
Nagle ziemia zatrzęsła się i jakiś ni to grzmot ni to ryk doszedł ich z trzewi Góry.



________________
Historia napisana jest na  motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.



5 komentarzy:

  1. Już nie mogę się doczekać końca. Chociaż właściwie już wiadomo jak ta historia się skończy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do końca wbrew pozorom jeszcze daleko. Choć masz rację - zakończenie jest do przewidzenia, po to ta historia powstała. A może jednak wszyscy zginą... kto wie ;)

      Usuń
    2. Jak to? Przecież zakończy się słowami: żyli długo i szczęśliwie ;D

      Usuń
    3. A z resztą teraz nie rozmyślajmy o końcu historii. Czeka nas akcja w środku Góry :D

      Usuń
  2. No cóż, zakończenie jest smutne ale macie rację, do końca jeszcze kawałek. :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)