Witajcie :)
Dziś ponownie będzie dłuższy rozdział opowiadania i tak już chyba zostanie do końca, bo akcja nam przyśpiesza i będzie się dziać dużo :)
No to jak zwykle lecimy z muzyką.
Dziś mam dla Was jeden utwór. Jest to "Ironfoot" skomponowany przez Howarda Shore'a, jak się zaraz przekonacie bardzo adekwatny do dzisiejszego rozdziału ;)
Zapraszam do lektury :)
Rozdział 8
Drogi się rozchodzą
Kolejne
dni nie różniły się specjalnie jeden od drugiego. Był rozkaz
Thorina, by pilnować bram do Góry. Pełnili więc warty kolejno,
zmieniając się co kilka godzin, a gdy tego nie robili szukali
Arcyklejnotu. Ci zaś którzy nie robili ani jednego ani drugiego,
zajmowali się porządkowaniem najbliższego otoczenia.
Elaina
rzadko widywała Thorina, bo gdy tylko wstawał świt, krasnolud
znikał w skarbcu lub błądził samotnie po Ereborze. Nie szukała
go, zajęta własnymi obowiązkami.
Tego
dnia skończyła swoją wartę i wraz z Bilbem i Balinem sprzątała
koszary. Zajęcie było wyjątkowo przygnębiające, zwłaszcza kiedy
musieli wynosić wypalone szczątki zbroi.
Nagle
Bilbo usiadł na stołku, przerywając pracę.
-
I na co my to robimy? - mruknął.
-
Bilbo? - Elaina wróciła do rzeczywistości oderwana od swoich
myśli.
-
Męczymy się, a on doprowadzi i tak to miejsce do ruiny. - fuknął
hobbit.
-
Bilbo… o czym ty mówisz? - krasnoludzica wyprostowała się.
-
Ten Arcyklejnot to jakaś obsesja! Ledwo wstał od razu popędził do
skarbca. Byłem tam, widziałem jak przekopuje te hałdy złota…
Balinie, ona miał jakiś taki wzrok…
Balin
spuścił głowę.
-
Wtedy na uczcie miałem nadzieję…. - szepnął.
-
Balinie o czym ty mówisz? - krasnoludzica podeszła do starca.
-
Nie widziałaś moja droga? Na pewno zauważyłaś zmianę w
zachowaniu Thorina. Rozbiegany, mętny wzrok, obsesja na punkcie
złota. Widziałem to samo u jego dziadka… - Balinowi drżał głos.
-
Balin, on był tamtego wieczoru normalny! - szepnęła zatrwożona
Elaina. - Wiem, bo z nim byłam, rozmawialiśmy! Nie wspomniał
słowem o… - nagle uświadomiła sobie, że się myli.
Balin
domyślił się gdy nagle zamilkła.
-
To smocza choroba…
-
Balinie… a Arcyklejnot? - zapytał Bilbo – Może to jest
lekarstwo na tę chorobę… czy Thorin by się otrząsnął, gdyby
Arcyklejnot się znalazł?
-
Obawiam się, że to pogorszyło by tylko sytuację Bilbo… - Balin
spuścił głowę. - Jest jednak nadzieja… - rzekł spoglądając
na Elainę. - ...w tobie moja droga. Bądź przy Thorinie. Odniosłem
wrażenie, że twoja obecność sprawiła, iż zapomniał o skarbie
Throra.
Elaina
pokiwała głową. Zamierzała zrobić wszystko, by uchronić Thorina
przez stoczeniem się w otchłań szaleństwa.
Gdy
tylko skończyła pracę poszła do skarbca. Wcześniej nie miała
okazji w nim być więc, łuna jaką zobaczyła już na schodach,
sprawiła, że przyśpieszyła. Zbiegła po schodach i nagle stanęła
jak wryta… krasnoludzka natura odezwała się w niej z całą mocą.
-
O Mahalu… - zdołała jedynie szepnąć i jak zahipnotyzowana
patrzyła na mieniące się skarby. Morze złota rozciągnęło się
przed nią i ginęło w mroku podziemi Ereboru.
-
Witaj moja droga! - głos Thorina wyrwał ją z transu. Spojrzała na
niego i potrząsnęła głową, chcąc się otrząsnąć z uroku.
Zamknęła oczy i próbowała się skupić. Thorin! Do niego tu
przyszłam! pomyślała.
-
Spójrz… oto skarb mego dziadka, moje dziedzictwo… - rzekł
Thorin podchodząc do niej. Podniósł z ziemi garść monet i
wypuścił je, a one upadając brzęczały dźwięcznie,
hipnotyzująco.
-
Thorinie, odpocznij trochę… spędzasz tu całe godziny. -
powiedziała powoli z trudem odwracając uwagę od mieniących się
monet.
Krasnolud
zmarszczył brwi.
-
Nie mogę, jestem zajęty. - rzekł, a w jego głosie Elaina
usłyszała rozdrażnienie.
-
Jesteś taki blady… - podeszła do niego bliżej.
-
Nie jestem! - warknął tak nagle, że się przestraszyła.
-
Proszę… - nie dała za wygraną. Thorin spojrzał na nią i
dziewczyna poczuła jak na żołądek zaciska jej się w małą
kulkę. Wzrok Thorina błądził, a wyraz twarzy stał się ostry,
groźny. Z ledwością go poznawała.
-
Thorinie! - nagle usłyszeli głos Dwalina, który stał dwa poziomy
wyżej. - Szybko na Głównę Bramę! Są kłopoty!
Thorinowi
nie trzeba było teraz dwa razy powtarzać. Pobiegł czym prędzej po
schodach, a za nim Elaina.
-
Co się dzieje? - warknął na Dwalina. - Mam nadzieję, że masz
ważny powód by mi przerywać….
-
Ludzie z Esgaroth, przybyli do Dale. - odparł wchodząc w słowo
Thorinowi Dwalin – Bard… pamiętasz, czeka pod bramą. Niestety
nie są sami.
Thorin
spojrzał pytająco na Dwalina.
-
Sam zaraz zobaczysz.
Przyśpieszyli
i kilka minut później Thorin podszedł powoli do blanek. Wyjrzał
ostrożnie, po czym cofnął się. Faktycznie pod Bramą stał Bard,
ten sam, który pomógł im dostać się do Esgaroth i w którego
domu gościli. Potem spojrzał na ruiny Dale i aż się zatrząsł z
wściekłości. Na murach widać było doskonale elfie warty. Thorin
nie był głupi, by myśleć, że Thranduil przysłał jedynie
oddział. Elfi król przybył tu osobiście. Zapewne z całym
wojskiem.
-
Czego chcesz? - zawołał Thorin do Barda.
-
Dlaczego król pod Górą, zamknął się w niej jak w twierdzy,
jakby obawiał się rabusiów? - odparł Bard.
-
Może się ich spodziewam? - Thorin podszedł do muru.
-
Zatem mylisz się. Przybyłem jedynie po pomoc. Zejdź do mnie,
porozmawiajmy Thorinie Dębowa Tarczo.
Thorin
po chwili wahania skinął głową. Gdy zszedł na dół Bard już
czekał na niego przy szparze w murze.
-
O jaką to pomoc się upominasz wespół z elfią armią? - zaczął
Thorin wskazując dłonią na Dale.
-
Upominam się o to co nam się należy. O pomoc, którą obiecałeś
nim wyruszyliście do Góry.
-
Naprawdę myślałeś, że cokolwiek wam oddam?! - odrzekł od razu
Thorin z kpiącym uśmiechem.
-
Thorinie! Dałeś słowo! Poza tym to sprawiedliwa rekompensata za
utracone domy, dobytek i szansa by żyć znów normalnie. - Bard był
coraz bardziej zdenerwowany. Nie zamierzał korzyć się przed dumnym
i aroganckim krasnoludem.
Kompania
stała przysłuchując się rozmowie, każdy milczał patrząc na
Thorina. W Elainie wszystko się gotowało. Nie rozumiała jego
zatwardziałości.
-
Cóż miałem czynić? Inaczej nie opuścilibyśmy Miasta na
Jeziorze. - Thorin patrzył Bardowi w oczy – Dziwi cię moje
postępowanie? Ale wiedz, że byłem gotowy na każdy podstęp, by
dotrzeć do Góry. Co do twoich ludzi, niech cieszą się z tego, że
ocalili życie. To aż zbyt hojny dar losu!
Krasnoludy
słuchały tej wymiany zdań z niezbyt wyraźnymi minami. Jednak
żaden nie śmiał odezwać się słowem. Thorin był teraz królem i
winni byli mu posłuch, czy zgadzali się z jego wolą czy nie. Inną
kwestią było, że przynajmniej w czterech krasnoludach i jednym
hobbicie krew burzyła się z gniewu na tak bezlitosne postępowanie
Thorina.
-
Czyli nie zamierzasz dotrzymać słowa? - Bard zacisnął palce na
skale. Musiał się upewnić, co do stanowiska Thorina. - Skażesz
wielu na śmierć gorszą od smoczego ognia, na śmierć z głodu!
Nie wspomnę już o tym że dążysz do wojny! Mało ci zła i
potworności, które wyrządził smok? Co na to twoje sumienie?
Thorin
spuścił głowę, ale bynajmniej nie w akcie pokory czy nagłego
nawrócenia.
-
Wyraziłem swoją wolę i jest to wola Króla spod Góry! Zabieraj
się stąd, bo inaczej zginiesz! - krzyknął.
Bard
nie zamierzał sprawdzać prawdziwości tej deklaracji. Odwrócił
się i szybkim krokiem zdradzającym wzburzenie wrócił do konia i
odjechał.
Thorin
spojrzał po kompanach. Odwracali głowy, nagle jego wzrok napotkał
parę ciemnobrązowych oczu. Te oczy coś mu przypominały, jakieś
uczucia. Zmarszczył brwi. Czy naprawdę ta kobieta była kiedyś
czymś ważniejszym i cenniejszym od jego dziedzictwa?
-
Thorinie, przemyśl swoje słowa. - odezwała się Elaina. - Nie
postępujesz rozważnie… Oni stracili wszystko….
-
Milcz! To nie jest twoja sprawa! - warknął Thorin. Elaina zacisnęła
wargi i nie odezwała się więcej.
-
Wujku, Elaina ma rację… Ci ludzie przeżyli koszmar, nie mają
domów, krewnych… - odezwał się zaraz Kili i wyszedł do Thorina,
kładąc Elainie dłoń na ramieniu.
-
Wy mówicie mi co oni przeżyli? - żachnął się Thorin patrząc na
siostrzeńca i kobietę – Doskonale wiem! Myślicie, że możecie
mnie pouczać? - krasnolud patrzył zły na kompanię. - Wracać do
roboty i pilnować bram! Dzień i noc obserwować Dale! - rzekł
patrząc teraz tylko na Elainę, - Na co czekacie?! - dodał po
chwili.
-
Pakujesz nas w wojnę, ale chyba mamy marne szanse, nie sądzisz? Tam
stoi cała armia elfów! - odezwał się nagle hobbit, wzburzony nie
tylko postępowaniem Thorina wobec ludzi, ale i Elainy. - A nas jest…
raz, dwa… sześć…. dziesięć, piętnastu? - krasnolud spojrzał
na hobbita.
-
Panie Baggins, doskonale wiem w co nas pakuję. - rzekł z chłodno.
- Erebor to twierdza, której nikt prócz smoka nigdy nie złamał i
nawet w takiej ilości możemy bronić się wiele dni. - Thorin
podszedł blisko do hobbita - A na przyszłość pamiętaj panie
Baggins, by nie kwestionować moich decyzji.
Bilbo
zmarszczył brwi i przełknął kolejne słowa cisnące mu się na
język. Odwrócił się na pięcie i odszedł. Zaraz za nim podążyła
Elaina, a potem reszta krasnoludów.
Thorin
gdy został sam wszedł na mury i oparł dłonie na blankach patrząc
za oddalającą się postacią. Ponad Bramą krążyło mnóstwo
czarnych jak smoła kruków, które teraz gdy smok zginął, mogły
wrócić do swoich dawnych siedzib. Jeden sfrunął i usiadł przed
krasnoludem. Ten wyciągnął dłoń i kruk wskoczył na nią lekko.
Thorin przesunął upierścienioną dłonią po śliskich piórach, a
na jego twarzy wypłynął podstępny uśmiech.
-
Leć… do Daina, do Żelaznych Wzgórz... - szepnął do ptaka –
Przekaż, żeśmy w niebezpieczeństwie, że Thorin syn Thraina, Król
pod Górą wzywa go, by wypełnił obowiązek obrony Ereboru. Leć! -
kruk schylił głowę, jakby składał ukłon, potem zerwał się z
ręki krasnoluda i skierował się na wschód by zaraz niknąć na
niebie.
Tymczasem
Bard dotarł do Dale i gdy tylko przekroczył pierścień murów,
natknął się na Thranduila, który ledwo dostrzegł człowieka
bezbłędnie odgadł, że ten wraca z niczym.
-
I co? Negocjacje się udały? - spytał jednak ze złośliwą
przekorą.
-
Nie. Thorin złamał słowo. - odparł Bard zsiadając z konia.
-
A nie mówiłem? - elf patrzył na człowieka z dumnie. - Z
krasnoludami nie warto się układać…
-
Chciałem uniknąć zbrojnego konfliktu… kolejnych ofiar…
-
…bo ich nie obchodzi czyjś los, a dociera do nich jedynie argument
stali. - zakończył Thranduil całkiem ignorując to co rzekł Bard.
-
Nie możecie wszczynać wojny! - zawołał Bard.
-
Bardzie, potomku Giriona Władcy Dale, jesteś z nami czy przeciw
nam? - Thranduil zszedł wolno po stopniach – Jesteś ze swoimi
ludźmi czy przeciw nim? Tak łatwo skreślasz naszą sprawę, bo
krasnolud nie chciał pokojowych rozwiązań? - stanął przy Bardzie
– Krasnoludy nie dały nam wyboru… - rzekł elf spoglądając na
szeregi uzbrojonych po zęby wojowników Leśnego Królestwa.
Bard
westchnął.
Cisza
jaka panowała w sali tronowej paradoksalnie była bardziej
ogłuszająca niż ryk smoka. I jeszcze ta ciemność ziejąca z
zimnych pustych sal. Coś w niej było, coś niepokojącego. Coś
czaiło się w cieniu. Jakiś nienazwany lęk, przejmujący serca i
umysły grozą. Ale Thorin zdawał się tego nie zauważać. Chodził
coraz bardziej wściekły. Był blady, a cienie pod oczami i ziemista
cera pogłębiały jeszcze straszny widok jakim było jego oblicze,
zmienione przez smoczą chorobę. Który już dzień z rzędu szukali
Arcyklejnotu? Ile czasu minęło odkąd Smaug zginął? Nie pamiętał.
Wiedział jedynie, że nie było żadnego efektu! Było nie możliwe
by Arcyklejnot przepadł! Co chwila spoglądał na tron, na przeorane
szponami smoka miejsce, gdzie kiedyś ponad głową króla lśniło
Serce Góry. Przetarł twarz dłońmi. To go drażniło. Spędzało
sen z powiek. Nie potrafił już myśleć o niczym innym. Zagrożenie
ze strony elfów i ludzi dodatkowo jeszcze skupiło jego uwagę na
złocie Ereboru. I myśl czy kruk przekazał wiadomość Dainowi…
czy kuzyn przybędzie? Musi! Inaczej wszystko przepadnie! Thorin
usiadł i zaraz wstał… był niespokojny, rozdrażniony… Zacisnął
pięści. Wcześniej jeszcze rozmawiał o zapasach, przygotowaniach
do odparcia ataku. Przewidział tę sytuację, gdy Smaug zginął,
ale nie sądził, że ludzie z miasta na jeziorze tak szybko się
zorganizują i przyjdą pod Górę. I że pod Górę przypełznie
Thranduil. Uśmiechnął się kpiąco pod nosem. Och jaka wielka
szkoda, że nie posiadał choć jednej ósmej wojsk dziadka.
Rozpędziłby tych żebraków w kilka minut. Sam, bez Daina, a tak
musiał czekać. Głupcy… Poprawił bogaty płaszcz na
ramionach i usiadł znów na ozdobnym kamiennym tronie gładząc
brodę… To moje złoto, mój skarb. Ja jestem królem pod Górą
i nikt nie ma prawa do złota… jest moje… moje… Ci
złodzieje nie dostaną nawet jednej monety z mojego skarbu….
Złodzieje. Nagle Thorin
zamarł. Nie może być… A jednak to
logiczne… Ale któż by się ośmielił… zabrać… ukraść…
zdradzić?! Thorin spojrzał w
stronę gdzie znajdowała się kompania czyli skarbiec i
Brama. Taak, to
pewne… wśród nich musi być zdrajca… ale kto? Kto śmiałby
podnieść rękę na taką świętość jak Klejnot Ereboru?
-
Thorinie? - czyjś głos wyrwał wyrwał go z zamyślenia. Podniósł
oczy. To tylko ona… Ona! Krasnolud
spojrzał spod byka na Elainę.
-
Czego chcesz? Czemu nie wykonujesz tego co do ciebie należy? Kto
pilnuje Bramy?! - zapytał gniewnie, stopniowo podnosząc głos.
Zauważył, że się zawahała.
-
Nie martw się. Brama jest dobrze strzeżona. - odparła Elaina,
lekko zmieszana - Wybacz, że zajmuję twój czas… ale chciałam
porozmawiać. - przyjęła pokorny ton. Ostatnimi czasy nie sposób
było się porozumieć z Thorinem, miała więc nadzieję, że jeśli
zacznie spokojnie będzie mogła liczyć na dłuższą rozmowę.
-
Mów zatem. - machnął dłonią w geście zezwolenia, opierając się
jednocześnie o tron.
Zachowanie
Thorina ją speszyło. Jak miała rozmawiać z tym wyniosłym władcą
o sprawach, które ją dręczyły, a dotyczyły się też ich obojga.
Chociaż nie…. Tamtego Thorina już nie było. Zacisnęła zęby i
porzuciła pomysł poruszania tematu ich uczucia. Przynajmniej teraz.
Skupiła się na drugiej sprawie, którą przyszła omówić w
imieniu reszty kompanii. Sama zgłosiła się na ochotnika, mając
nadzieję, że coś więcej wskóra, mimo tego jak została
potraktowana na Bramie dziś rano.
-
Nie uważasz, że powinniśmy podzielić się z tymi, którzy
przeżyli atak smoka chociaż naszą żywnością? - zaczęła
spokojnie ignorując miarowe, aroganckie postukiwanie thorinowych
palców o granitowe boki tronu. - Mamy jej aż nadto.
-
Nie uważam. - odparł krótko.
-
Ale oni głodują…. Są tam na pewno dzieci, starcy… - zaczęła.
-
Nie. - powtórzył Thorin, a w jego głosie pojawiły się gniewne
nuty.
-
Nawet przez wzgląd na to, że kiedyś to twoi ludzie byli w podobnej
sytuacji, nie ulitujesz się nad nimi? - Elaina zaryzykowała
wspomnienie najbardziej bolesnych dla Thorina przeżyć.
-
Czy nad nami ktoś się litował? - Thorin wstał – Nie zaznaliśmy
od nikogo pomocy, prócz innych krasnoludów! Ani ludzie ani elfy nam
nie pomogli! Ale teraz gdy przypełzli pod Górę, ja im pokażę!
Zemszczę się! Nikt nie będzie okradał Króla Pod Górą! -
podniósł głos i Elaina odniosła wrażenie, że słyszy w głosie
Thorina głos smoka.
-
Nikt nie chce cię okraść… ale powinniśmy im pomóc. Stracili
wszystko… jest zimno... - Elaina w przeciwieństwie do krasnoluda
mówiła spokojnie.
Okraść…
Doprawdy? I kto to mówi...
-
A ja nie straciłem? - warknął Thorin – Powinni się cieszyć, że
żyją, a nie zawracać głowę mnie! Nie zmierzam dzielić się z
nikim tym co należy do mnie! Do mnie! Rozumiesz?! To jest moje! I
tylko moje!
Wcześniej
jeszcze nie chciała być szorstka, ale teraz miała dość.
Wyprostowała się i zrobiła krok w stronę krasnoluda.
-
Na Durina! Otrzeźwiej Thorinie! Ta Góra odebrała ci rozum! Ten
skarb! Zmieniłeś się! Nie widzisz tego? Nie poznaję cie! -
patrzyła na niego z dezaprobatą - Złoto i ten kamień naprawdę
są ważniejsze dla ciebie niż honor i sumienie?!
-
A dla ciebie? - zapytał nagle Thorin. Zszedł do niej i począł
odchodzić ją dokoła. Elaina zamilkła nie rozumiejąc. - Co byś
zrobiła dla złota? Dla Arcyklejnotu? Dziwne, że nie możemy go
odnaleźć, nie sądzisz?…
-
Zaraz… Ty mnie oskarżasz? Mnie?! - szepnęła, ale wszystko się w
niej gotowało - Jesteś potworem! Bezlitosnym egoistycznym potworem!
Z zatrutym sercem! Jak… jak…. Smaug! - warknęła wściekła. -
Oto kim się stałeś!
-
Milcz! Jak śmiesz! - huknął na nią, aż echo poniosło.
Krasnoludy patrzyły na siebie z gniewem, ale w końcu wzrok kobiety
zmiękł. Przecież zrobiłaby dla Thorina wszystko. Był dla niej
całym życiem.
-
Czemu jesteś taki ślepy? Skąd te podejrzenia? Nigdy bym cię nie
oszukała… Ja martwię o ciebie, bo… bo cię kocham Thorinie… -
szepnęła podchodząc do niego – I… nie czuję już tego samego
od ciebie… Co się zmieniło? - wyciągnęła rękę łagodnie,
dotknęła jego twarzy i przez chwilę zdało jej się, że widzi w
jego oczach czułość. On jednak odsunął gwałtownie jej dłoń,
ściskając silnie w nadgarstku.
-
Chyba się zapominasz krasnoludzie! - rzekł cicho, chrapliwym tonem.
Elaina wyszarpnęła rękę z jego uścisku. - Kim jesteś by równać
się do mnie, strażniku?! - syknął pogardliwie.
Elaina
spojrzała z smutkiem na Thorina, który w koronie i w bogatym
zdobnym płaszczu, ale zgarbiony i zatruty przez smoczą chorobę
stał przed nią. Coś w niej pękło. W tym momencie uświadomiła
sobie, że nie ma tutaj już czego szukać. Thorin nie widział
swojego szaleństwa i nie słuchał rad innych. Poczuła znów
narastający gniew. Wszelkie sentymenty ją opuściły. Serce bolało
ją strasznie po tym co usłyszała, ale nie zamierzała żebrać o
jego uczucia. Była zbyt dumna. Także, by pokazać jak ją zranił.
Wyprostowała się i spojrzała z godnością na Thorina.
-
Twoje oskarżenia obrażają mnie, bo zawsze byłam wobec ciebie
lojalna. - powiedziała – W tej sytuacji nic więcej dla ciebie
zrobić już nie mogę, wasza wysokość. Moje zadanie w kompanii
dobiegło końca. Niech cię Durin wspiera we władaniu królestwem,
które odzyskałeś. - pokłoniła się nisko krasnoludzkim
zwyczajem, po czym odwróciła się od niego i ruszyła w stronę
wyjścia z sali.
-
Nie zwolniłem cię ze służby! Zatrzymaj się! - Thorin zaczął
iść w jej stronę. Słowa Elainy rozgniewały go jeszcze bardziej -
Jak śmiesz sprzeciwiać się swojemu królowi! - ryknął.
Elaina
stanęła na te słowa i powoli odwróciła się. Thorin również się
zatrzymał, bo mimo zaćmionego umysłu, dostrzegł że coś się
zmieniło w krasnoludzie, który stał przed nim. W chodzie, w
sposobie jaki odwróciła się do niego. Elaina spojrzała na
Thorina. A ten cofnął się o krok. Rysy Elainy nabrały ostrości,
a oczy były zimne i obce. Już nie stała przed nim spokojna,
opanowana Elaina. Teraz widział po prostu żołnierza, twardego
krasnoludzkiego wojownika, który bez emocji wykonuje rozkazy. Nigdy
jej takiej wcześniej nie widział.
-
Nie jesteś moim królem, panie. - odparła krasnoludzica – Jestem
krasnoludem z Żelaznych Wzgórz i teraz jedynie Dainowi jestem winna
lojalność.
To
rzekłszy czym prędzej odeszła wąską promenadą biegnącą
środkiem pomiędzy ogromnymi kamiennymi, zbrojnymi w topory
posągami.
-
Zatem jesteś zdrajcą! - ryknął za nią Thorin, gdy była już w
znacznej odległości, a echo poniosło jego słowa chyba do
najgłębszych kopalń Ereboru – Wynoś się! Nim każę cię
stracić! Słyszysz?!
Elaina
doskonale słyszała. Była
tak roztrzęsiona, że ledwo trzymała się na nogach. Uszła
zataczając się jakiś odcinek po czym, ale gdy tylko zeszła na
niższy poziom upadła na kolana i zagryzła wargi. Walczyła ze
sobą, żeby nie okazać emocji. Uderzyła kilka razy z wściekłością
pięścią o kamienną posadzkę, aż zdarła skórę na palcach... i
rozpłakała się. To było ponad jej siły. To już nie był jej
Thorin. Jakiś zimny, bezduszny potwór zajął miejsce czułego,
troskliwego krasnoluda. Czuła tak rozdzierający ból, jakby ktoś
wyrwał jej serce. Obiecała sobie, że więcej nie okaże słabości.
To co czuła do Thorina, jakkolwiek wciąż silne i głębokie musi
schować, zapomnieć. Żadnych sentymentów, miłostek. Żadnych
uczuć, zbędnych słów. Jedynie tak uda jej się to wszystko
przetrwać… Bolało ją jednak, że nie umiała pomóc Thorinowi i
nie potrafiła przebić się przez twardą skorupę chciwości i
szaleństwa jaka powstała wokół niego. Co więcej bała się go.
Bała się, że w szaleństwie będzie chciał kogoś skrzywdzić, a
ona nie będzie umiała go powstrzymać… tego jej sumienie by nie
zniosło. Nie umiała zgodzić się z ani jedną decyzją jaką
podjął Thorin jako Król pod Górą. Łzy płynęły jej po
policzkach z bezsilności i żalu. Płakała na sobą, nad tym, że
musi zostawić tego, komu byłaby w stanie oddać swoje życie.
Płakała nad samym Thorinem. I przeklinała Erebor wraz z jego
złotem.
W
takim stanie znalazł ją Dwalin, który kręcił się zawsze
ostatnimi czasy nie daleko Thorina.
-
Wstań… - mruknął i pomógł jej się podnieść. - Twoich łez
nie zniosę. - otarł jej policzki szorstkim ruchem dłoni, choć
widać było że jest przejęty.
-
Słyszałeś?… - zająknęła się.
-
Aż za dobrze.
Elaina
spuściła głowę. Zapewne Dwalin słyszał również, to że
wypowiedziała posłuszeństwo Thorinowi jako dowódcy kompanii.
-
To twój wybór. - mruknął - I choć w obecnej sytuacji ciężki do
zaakceptowania to uważam, że podjęłaś słuszną decyzję. On sam
was zniszczył, nie ma w tym twojej winy… I wiedz, że ja ci nie
będę miał za złe, jeśli zdecydujesz się nas opuścić. - zawsze
oszczędny w słowach Dwalin tym razem zaskoczył Elainę.
-
Nie wspominaj o tym nikomu, proszę… do momentu, aż… ja…. -
Elainie ścisnęło się gardło. Świadomość, że musi opuścić
przyjaciół była ciężka do zniesienia.
Dwalin
pokiwał głową. Nagle pojawili się Balin i Bilbo. Musieli być w
pobliżu. Zapewne czekali na nią, w nadziei że uda jej się coś
zdziałać. Dziewczyna szybko otarła łzy, ale nie dało się ukryć,
że płakała. Balin tylko zmarszczył brwi i pokręcił ze smutkiem
głową.
-
A więc nawet twoje słowa już do niego nie docierają. - Balin
westchnął.
-
Oskarżył mnie o kradzież Arcyklejnotu… - Elaina spojrzała
beznamiętnie na siwego krasnoluda.
Bilbo
drgnął i spojrzał na Elainę zaskoczony, jakby nie dosłyszał.
-
Możesz powtórzyć?! - hobbit był święcie oburzony.
-
Dobrze słyszałeś hobbicie! - odezwał się zamiast Elainy Dwalin.
-
To już zaszło za daleko... - Balin spojrzał z niepokojem na brata,
a ten pokiwał głową.
-
Ogłupiał do reszty! - oburzał się dalej hobbit, ignorując
resztę. - Nie wierzyłem, że krasnoludom może tak odbić na
punkcie złota! - trzy krasnoludy zmierzyły hobbita wzrokiem pełnym
dezaprobaty.
-
Chodźmy stąd. - odezwała się Elaina. - Nie chcę tu dłużej być.
- to powiedziawszy, nie czekając poszła do koszar.
Wyraz
twarzy Elainy, gdy weszła do wspólnej izby nie dawał wiele miejsca
na dywagacje, jak poszła rozmowa. Kobieta od razy skierowała się
do swojej kwatery, ale po drodze podszedł do niej Kili i mocno ją
przytulił.
-
Dzięki… - mruknęła i wolno oswobodziła się z ramion
krasnoluda, po czym zniknęła w swojej izbie. Kili jednak nie
odpuścił, nie zamierzał zostawiać jej samej. Za nimi poszedł
Fili z kwaterką wina.
-
Napij się Elaino… - Fili podał jej antałek gdy już byli sami.
-
Nie chcę! - kobieta odsunęła naczynie gwałtownie. - Muszę mieć
jasny umysł Fili, żeby potem wiedzieć, że to nie były urojenia…
Żeby dobrze zapamiętać, że… nazwał… mnie zdrajcą… -
wydusiła, a bracia popatrzeli na siebie ze smutkiem.
-
Zostaw ją… - mruknął Kili marszcząc brwi. - Wuj oszalał… -
szepnął do brata i objął Elainę. - Niech szlag trafi tę Górę…
- burknął na koniec.
Krasnoludzica
siedziała nieruchomo, a w jej głowie pojawiały się setki myśli.
Jak odejść, kiedy, czy im powiedzieć? Nie umiała… Raz jeden
odsunie od siebie odpowiedzialność. Niech Dwalin to zrobi. Nagle
poczuła, że żołądek skręca jej się jeszcze bardziej.
Przypomniała sobie słowa Thranduila. Przeklęty elf… ale miał
rację. Ostrzegał. Ale jak miała uwierzyć. Thorin ją kochał, ona
to wiedziała, była pewna… do dzisiaj… Położyła powoli głowę
na ramieniu Kilego, myśląc intensywnie. We wspólnej izbie
krasnoludy rozmawiały po cichu. Słyszała głosy Balina, Dwalina,
Gloina, Bofura… słyszała, ale nie rozróżniała słów.
Przymknęła oczy...
Obudziła
się kilka godzin później. Chyba była już noc. Nawet nie
wiedziała kiedy zasnęła. Przetarła twarz i rozejrzała się
wokół. Wszyscy spali. Myśl, żeby odjeść właśnie teraz
pojawiła się nagle i Elaina wiedziała, że jeśli nie zrobi tego w
tym momencie, to potem nie będzie miała okazji. To był dobry
moment. Spojrzała na Kilego i Filego i zacisnęła wargi. Byli dla
niej jak bracia.
-
Bądźcie zdrowi! Może się kiedyś jeszcze spotkamy! - szepnęła,
wzięła płaszcz i wyszła z kwatery. Szła cicho, nie wiedziała
gdzie jest Thorin, a był ostatnią osobą, na którą chciała się
natknąć. Bała się co mógłby zrobić… co ona mogłaby zrobić
w obronie swojego życia… Udała się prosto do magazynu w
koszarach. Zgromadzili tam wszystko co było potrzebne. Zapasy,
sporo broni, zbroje i odzienie. Wybrała kolczugę, potem karwasze,
nałokietniki, potem wzięła miecz, dwa lekkie topory, łuk i
kołczan pełen strzał. Broń do jakiej była przyzwyczajona.
Następnie udała się do spiżarni i zabrała trochę jedzenia, linę
i wyszła z koszar. Po cichu udała się do Głównej Bramy.
Będąc
na miejscu rozejrzała się za czymś do czego mogłaby przywiązać
linę. Wystający, zakrzywiony pręt zdał się do tego idealny.
Zaczęła szybko wiązać węzeł.
-
Elaino? - odwróciła się szybko za siebie.
Hobbit.
Przewróciła oczami. Bilbo zauważył zmianę w zachowaniu Elainy.
Była oschła i groźna.
-
Na co ci broń? I to… to wszystko. - wskazał na pancerz, który
miała na sobie.
-
Czemu nie śpisz panie Baggins? - zapytała niezbyt miło i wróciła
do liny.
-
Mówi się, że będzie bitwa… a ty odchodzisz? Nie możesz...-
Bilbo podszedł do niej.
-
Mogę i właśnie to robię. - mruknęła i wlazła na mur. - Odsuń
się!
-
A Thorin? A kompania? - niziołek podszedł do niej.
Prychnęła
cicho.
-
Jeszcze pytasz? Thorin nie potrzebuje już czternastego krasnoluda.
Ma to czego pragnął, a i ja wywiązałam się z zobowiązań. Co do
kompanii, żałuję, ale i tak byśmy się rozstali. Jeśli chodzi o
bitwę dadzą sobie radę, Durin ich ochroni... – westchnęła.
-
Do diaska z tymi krasnoludami! - żachnął się Bilbo – Nie znam
innych tak upartych istot! Thorin cię kocha, pani Elaino! Mimo
wszystko, jestem tego pewien! - dodał żarliwie przyciszonym głosem.
Krasnoludzica
roześmiała się nieprzyjemnie.
-
Thorin nie kocha niczego prócz złota. Dał to wszystkim dobrze do
zrozumienia. - rzekła chłodno Elaina – A mnie… nie sądzę, by
kiedykolwiek kochał. Czas mnie nagli panie Baggins. Dziękuję za
wspólne wędrowanie. Bądź zdrowy i uważaj na siebie. Uściskaj
ode mnie Kilego i Filego. - to rzekłszy, nie dając hobbitowi czasu
na reakcję spuściła się w dół po linie i zniknęła mu z oczu.
Bilbo
rozdarty nie wiedział co ma począć. Czy biec do krasnoludów i
powiadomić ich o odejściu Elainy, czy zostać tu i wołać ją, a
może pójść za nią? Biedny aż uderzył ze złości pięścią w
kamień, czego zaraz pożałował.
-
Wszystko się komplikuje… ała!…. - potrząsał obitą dłonią.
Po
kilkunastu minutach miotania się w miejscu postanowił, że lepiej
będzie jak powiadomi resztę o odejściu Elainy.
Świt
przyniósł ze sobą przeraźliwy chłód. Lodowaty wiatr wdzierał
się do krasnoludzkiego miasta, hulając po opuszczonych salach i
korytarzach. Wył przy tym dziwnie,. Słychać było jakby głosy,
nawoływania, a otchłani odzywały się jakby kilofy i młoty.
Dwalin
wyszedł szybko z koszar, gdzie panował w tej chwili taki gwar, iż
nie mógł usłyszeć własnych myśli. Krasnoludy już wiedziały,
że Elaina odeszła. Powiadomił ich o tym Bilbo w środku nocy, ale
dopiero teraz Dwalin poinformował kompanów, co spowodowało taką
decyzję krasnoludzicy. Nie zamierzał nic ukrywać, bo postępowanie
Thorina od dłuższego czasu mu się nie podobało. Wcześniej nie
odzywał się, bo nikt nie ucierpiał, ale teraz gdy Thorin zaczął
okazywać wrogość wobec tych, który nie raz dawali mu dowody
lojalności i przyjaźni, było jasnym nie wkrótce jego obłęd
doprowadzi do jakiejś tragedii. Zwłaszcza, że wróg był u bram, a
Thorin nie raczył nawet wydać rozkazów, by zacząć przygotowywać
się do obrony Góry.
Dwalin
zbiegł po schodach do skarbca, ale ku swemu zdziwieniu nie znalazł
tam Thorina, pobiegł więc do sali tronowej, ale i tam było pusto.
-
Znajdę cię, choćbyś się ukrył w mysiej dziurze… - mruczał
groźnie pod nosem, zastanawiając się gdzie może być Dębowa
Tarcza.
W
końcu postanowił udać się sali herbowej, gdzie stał ogromny
posąg Thora. Charakterystycznym dla tej sali było również to, że
posadzką było zastygłe szczerze złoto, wypolerowane do takiego
błysku, że odbijała się w niej jak w zwierciadle cała sala, aż
po sklepienie.
-
Thorin! - krzyknął krasnolud, ale już w tym momencie zauważył
postać Dębowej Tarczy, który snuł się po sali.
Ogrom
pomieszczenia sprawiał, że krasnoludy były niczym mrówki, a
rozpalone pochodnie jeszcze potęgowały złoty blask lustrzanej
posadzki. Thorin nie zwrócił uwagi na Dwalina. Stał nieruchomo,
zgarbiony, z koroną dziadka na głowie w pysznej zbroi pod
płaszczem. Patrzył na swoje odbicie.
-
Thorin! - Dwalin podszedł do niego i szarpnął go za ramię.
Krasnolud podniósł na niego mętny wzrok.
-
Jeśli się pośpieszymy, zdążymy przenieść złoto do niższych
sal… ich da się bronić…. Nawet jeśli… Taak… nie będziemy
się narażać. Resztę zrobi za nas Dain…
-
Dain? Wezwałeś Daina? - zapytał Dwalin zdziwiony.
-
Myśleliście, że będę czekał bezczynnie aż te elfie ścierwa
zdobędą Górę? O nie… posmakują krasnoludzkiej stali…
poświęcę całą armię Żelaznych Wzgórz by bronić skarbu.
-
Thorin! Co ty opowiadasz?! Złoto ci obchodzi bardziej niż twoi
bracia?! - krzyknął Dwalin.
-
Ten skarb jest wart więcej niż wszystko inne... wart jest każdego
poświęcenia… A i tak to będzie za mało… - Thorin uśmiechnął
się dziwnie.
-
Nie jest nic warte! Jest przyczyną twego upadku! - odparł Dwalin, a
Dębowa Tarcza spojrzał na niego z gniewem. - Snujesz się po tych
salach jak upiór, przesiadujesz w tej wielkiej sali, w koronie na
głowie, ale nie widzisz, że jesteś teraz jedynie żałosnym
cieniem dawnych władców… Prowadzisz nas wszystkich do zguby,
miast do chwały. - Dwalin pokręcił wolno głową zrezygnowany -
Nawet ją odepchnąłeś. I to sposób najgorszy z możliwych. Ją,
która pierwsza położyłaby głowę pod topór zamiast ciebie.
Pozwoliłeś by odeszła...
-
Śmiesz mi zwracać uwagę?! - krzyknął Thorin - Ty? Jakbym był
jakimś zwykłym krasnoludem… Jestem teraz twoim królem! A ona
była zdrajcą! Nie zapominaj!
-
Ty zawsze byłeś moim królem, naszym królem, szkoda tylko, że nie
widzisz kim się stałeś teraz… sam zdradziłeś. Siebie, ją, nas
wszystkich…
-
Wynoś się! WYNOŚ! - ryknął Thorin dobywając miecz, ale zatoczył
się i upadł.
Dwalin
nie podszedł do niego.
-
Gdy pod Górę podejdą elfy, będziemy gotowi. Nikt z nas nie będzie
patrzył jak nasi bracia giną za nas. - rzekł i odszedł
zostawiając Thorina samego.
Słońce
powoli różowiło horyzont na wschodzie. Zachód był jeszcze wciąż
czarny, nakrapiany srebrnymi gwiazdami. Szła szybko nie odwracając
się za siebie. Była już w drodze kilkanaście godzin. Jakiś czas
temu trafiła na dawny trakt, łączący niegdyś Erebor i Żelazne
Wzgórza. Martwe jałowe okolice Samotnej Góry zmieniły się w
pagórki pokryte sosnowymi zagajnikami i zmrożoną przez chłód
nadchodzącej zimy, żółtawą trawą. Elainie przypominała się
podróż sprzed kilku miesięcy, gdy wraz z czarodziejem wędrowała
w przeciwnym kierunku, do Bag End, gdzie miała dołączyć do
kompanii Thorina… Krasnoludzica westchnęła i poprawiła płaszcz
otulając się szczelniej kapturem. Znów to samo. Każda myśli
wcześniej czy później sprowadzała się do Thorina... Odegnała z
trudem te natrętne myśli. Skupiła się za to na samym wspomnieniu
podróży, pierwszym spotkaniu z Bilbem, Filim, Kilim… uśmiechnęła
się do siebie, a zaraz potem spoważniała... Gdy wyruszała z
Żelaznych Wzgórz zdawała sobie sprawę, że oto zaczyna się
przygoda jej życia i że być może nie będzie jej dane wrócić do
domu, a jeśli wróci, to wróci odmieniona. Nie sądziła jednak, że
do tego stopnia. Jeszcze kilka dni temu widziała świat i przyszłość
w jasnych barwach, a teraz czuła się jak te kamienne posągi, które
widziała w Ereborze. Zimna, z sercem stwardniałym w kamień.
Zacisnęła pięści i przyśpieszyła kroku. Gdy tylko dotrze do
Żelaznych Wzgórz, najpierw przywita się z ojcem, a potem…
Nagły,
przeciągły dźwięk rogu, przerwał wczesnoporanną ciszę. Elaina
przystanęła i zaczęła nasłuchiwać.
-
Niech to… - mruknęła do siebie – Przysięgłabym, że to… -
róg znów się odezwał, a Elainie serce zaczęło bić jak
oszalałe. Puściła się biegiem przed siebie w kierunku, skąd
dochodził dźwięk. Droga prowadziła na lekkie wzniesienie i Elaina
pamiętała, że za nim jest dolina, a potem już tylko stepy, aż do
samych Żelaznych Wzgórz.
Krasnoludzica
wbiegła na pagórek i rzuciła się na ziemię. Wolała się nie
ujawniać, dopóki nie upewni się z kim ma do czynienia. Szybko
przekonała się, że nie musi się obawiać, bo traktem
przecinającym dolinę wędrowała armia. Krasnoludzka armia. Jedyna
w swoim rodzaju. Jedyna taka, na widok której Elainie zawsze miękło
serce i rozsadzała ją duma.
-
Dain… - szepnęła Elaina – Ale… co on tu robi? - zapytała
samą siebie i odpowiedź sama jej się nasunęła, – Mogłam się
domyślić. Thorin… Idą na odsiecz Ereborowi! Czy nigdy się nie
uwolnię od tej przeklętej Góry? - mruknęła wściekła.
Nie
była wstanie ominąć wojsk. Poza tym, jako wojownik nie mogła tak
po prostu opuścić braci idących na wojnę… A kompania?
Przecież ich zostawiłam… też byli mi braćmi… Bilbo miał
rację. Elaina zawstydziła się
przed sobą, że zostawiła
przyjaciół bez pożegnania, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia ze
swojej strony. W tym dziwnym zrządzeniu losu dostrzegła możliwość
naprawienia swoich błędów. Spojrzała
znów w dolinę
i uśmiechnęła się sama do
siebie.
Krasnoludy
maszerowały w równym jak od linijki w szyku, po sześciu w rzędzie.
Najpierw hufce ciężkiej piechoty, potem kusznicy i machiny wojenne.
Elaina rozpoznała te konstrukcje i uśmiechnęła się szeroko.
Efekt genialnej krasnoludzkiej myśli militarnej. Balisty - ogromne
kusze bojowe, siejące spustoszenie w szeregach wroga. Wśród
zgrzytu pancerzy, skrzypienia kół i odgłosu równego kroku
krasnoludzkich zastępów słychać było meczenie. A więc i
oddziały kawalerii.
-
Król Dain nie zostawiłby swoich ulubieńców. - uśmiechnęła się
i w tym momencie dostrzegła dwa potężne górskie kozły z
ogromnymi rogami zawiniętymi po bokach, które lekkim galopem
podążały wzdłuż kolumny wojska. Rozpoznała w nich przednią
straż. Za nimi Elaina dostrzegła Daina. Władca Żelaznych Wzgórz
kłusował sobie na bojowym rumaku, którym w tym przypadku był
knur. Ponad nim lekko wzlatujac raz po raz frunął czarny jak smoła
duży kruk. Za Dainem podążało kolejnych dwóch jeźdźców i w
miarę jak zbliżali się, Elaina rozpoznała najpierw pierwszego z
towarzyszy władcy.
Był
nim Fenrir, jeden z dwóch dowódców armii Żelaznych Wzgórz.
Krasnolud dał ostrogi kozłowi i dogonił Daina, odsłaniając
jednocześnie drugiego z jeźdźców… Elaina zmrużyła oczy.
Zbroja drugiego krasnoluda była znajoma. Kirys i naramienniki w
charakterystycznym kształcie. I hełm… bawiła się tym hełmem,
gdy była dzieckiem… Wstała bez namysłu i zaczęła szybko
schodzić po lekkim stoku. Oczywiście natychmiast została
dostrzeżona. Przednia straż migiem znalazła się przy niej.
-
Stój! - pierwszy krasnolud, który do niej dotarł skierował w jej
stronę włócznię. Elaina uniosła ręce.
-
Chwała niech będzie królowi Dainowi! - odparła.
-
Kim jesteś? - drugi ze strażników patrzył na nią podejrzliwie.
Dain
zatrzymał swojego rumaka i podobnie uczynili obaj krasnoludowie mu
towarzyszący. Cała trójka przyglądała się przybyszowi.
Dziewczyna
zdjęła kaptur i po chwili usłyszała odgłos kopyt na zmarzniętej
ziemi. Spojrzała w tamtym kierunku. Drugi z krasnoludów galopem
zbliżał się do nich. Elaina poczuła jak ściska się jej gardło.
Teraz już była pewna.
-
Ojcze! - zawołała.
-
Odejść! Z drogi! - starszy krasnolud odwołał straż i zsiadł z
rumaka. Imponująca siwa broda zapleciona była w trzy grube
warkocze.. Stary krasnolud bez słowa podszedł i zamknął swoją
córkę w żelaznym uścisku.
-
Na Durina, myślałem, że cię już nie zobaczę, klejnocie mój
najdroższy!
-
Tak za tobą tęskniłam! - Elaina wtuliła się w ojca.
-
Rain, kuzynie, a co to? - nagle za nimi pojawił się Dain. - Kogo
tam tak ściskasz?
-
Królu, moja córka.. pamiętasz? - Rain pokłonił się lekko.
-
Aaa mała Elainka. - Dain uśmiechnął się do krasnoludzicy – A
skąd droga prowadzi, młoda damo? - Dain pozostał na swojej świni,
która co jakiś czas głośno chrumkała.
Elaina
pokłoniła się nisko.
-
Wracam z Ereboru, wasza wysokość. - odparła zgodnie z prawdą.
-
A to ciekawy zbieg okoliczności, bo my właśnie się tam udajemy. -
rzekł Żelazna Stopa spoglądając na dziewczynę uważnie. Elaina
czuła, że przygląda się jej i modliła się by nie zaczął
wypytywać…
-
Ponoć mają tam kłopoty. Jakieś elfie tałatajstwo chce się
dobrać Thorinowi do tyłka? Prawda to? - czarny kruk wylądował na
ramieniu Daina - Czy ten kruk mnie okpił i idziemy prosto w smoczą
paszczę? - kruk zaskrzeczał wyraźnie oburzony. Elaina zaklęła w
myślach, ale spojrzała śmiało na Daina.
-
Prawda, mój panie.
-
Zatem… co tu robisz? - król zmarszczył krzaczaste brwi – Wiem
doskonale w jakim celu opuściłaś Żelazne Wzgórza. Dlaczego
zostawiłaś teraz mojego kuzyna? Byłaś przecież pod jego
rozkazami.
Rain
spojrzał na córkę, podobnie jak Dain oczekując odpowiedzi.
-
Thorin… - Elaina wykrztusiła i zamilkła na chwilę – Król pod
Górą po śmierci smoka nie widział już we mnie pożytku, więc
odeszłam z zamiarem powrotu do ojczyzny.
Zapadła
cisza.
-
Co on na głowę upadł? Jak to nie widział pożytku?! W dobry
żołnierzu nie widział? Już ja mu wybiję z głowy to zrzędzenie!
- wybuchł nagle Dain. Knur zachrumkał zaczepnie jakby popierając
swojego jeźdźca. Dain wciągnął kilka razy gwałtownie powietrze.
- Cóż, ale ja to nie on! - stwierdził w końcu spokojniej,
podkręcając rudego wąsa. - Umiem docenić dobrego wojownika! A
takich mi teraz potrzeba, więc nie chcę słyszeć o powrocie do
domu, młoda damo! - patrzył na Elainę.
-
Tak jest, wasza wysokość. - odparła Elaina.
-
Bosmar! Jeźdźcie no po luzaka! - zawołał do jednego ze strażników
Dain, a ten od razu wykonał rozkaz.
-
Rain nie mam serca rozdzielać rodziny, więc Elainka dołączy do
hufca kawalerii dowodzonego przez ciebie. - Żelazna Stopa był
wyraźnie zadowolony. - No czuję, że nieźle się tam zabawimy!
-
Wedle twojej woli, kuzynie! – siwy krasnolud skinął głową i
spojrzał z aprobatą na córkę.
Elaina
uśmiechnęła się do najpierw do ojca, a potem do króla.
-
I to chcę widzieć cały czas! - zawołał Dain uśmiechając się
do kobiety.
W
tym czasie Bosmar przyprowadził rumaka. Elaina szybko poprzypinała
broń do siodła i wsiadła na kozła. To samo uczynił jej ojciec.
-
No nie ma na co czekać! - Dain zawrócił rumaka i knur potruchtał
z górki, a za nim na kozłach Elaina i jej ojciec. Ereborski kruk
znów frunął ponad Dainem.
-
No co też można znaleźć przy drodze! - zawołał Fenrir,
rozpoznając córkę Raina. - Kto by pomyślał!
-
Ano widzisz! - Rain uśmiechnął się. - Mahal świadkiem, bałem
się, że i ona mi przepadła.
-
Ci co mają w żyłach krew Durina, nie dadzą się ani łatwo
złamać, ani pokonać. - odparł Fenrir, na co Rain przytaknął.
Potem wymienili jeszcze kilka słów i generał podążył za królem.
-
Ojcze… jak się czujesz? - zapytała z troską Elaina, gdy zostali
sami – Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś zobaczę cię w pełnym
rynsztunku. Byłeś słaby, gdy udawałam się na wyprawę…
-
Obowiązkiem krasnoludów jest bronić każdego z królestw. - odparł
surowym tonem Rain – Poza tym jestem za stary na dzikie, szalone
wyprawy. Bitwa to co innego. - rzekł krasnolud.
-
O tak, to naprawdę spora różnica... - mruknęła ironicznie.
-
Nie pyskuj starszym. - Rain zmarszczył brwi pod hełmem. - Co ty
masz w ogóle na sobie? - spojrzał krytycznie na córkę i lekkie
opancerzenie jakie zabrała z Ereboru. - Staniemy obozem, dostaniesz
porządną zbroję!
-
Ojcze…
-
Ani słowa! - Rain nie zamierzał odpuścić czując znów, jak mu
się zdawało, pełnię władzy rodzicielskiej nad córką.
-
Nie potrzebuję pełnego pancerza! - przewróciła oczami – Będę
wdzięczna za porządne blachy na ręce i hełm. Wiesz, że zawsze
stawiałam na szybkość… - uśmiechnęła się do ojca. Tak bardzo
cieszyła się, że go widzi w dobrym zdrowiu. Jednak wizja bitwy z
wojskami Thranduila sprawiała, że bała się o ojca. Wiedziała
jednak, że jakiekolwiek próby odwodzenia go od udziału w walce,
będą dla niego obrazą. Pozostawało jej być dobrej myśli i
wierzyć, że oboje wyjdą z tej awanturki cało.
-
Opowiedz no ojcu jakąś anegdotkę z tej wyprawy! Doprawdy nie
sądziłem, że się uda Dębowej Tarczy odzyskać Erebor. - Rain
gładził swoją brodę kołysząc się w siodle.
-
Anegdotkę… - zamyśliła się. Akurat w obecnej sytuacji nie
pamiętała zbyt wielu „anegdotek”. Na szybko więc wspomniała
jak wpadli w łapy trollom. Widziała po ojcu, że jest z niej dumny.
Dopytywał się o wiele szczegółów, a ona opowiadała wszystko.
Wszystko prócz tego co dotyczyło relacji jej i Thorina.
Niedługo
potem Dain zarządził by armia zatrzymała się i rozpoczęto
zakładanie obozu. Przed zmrokiem wszystko było gotowe i czekała
ich ostatnia noc nim staną na równinie pod Ereborem. Krasnoludy
siedziały wokół ognisk, sprawdzając ostatni raz broń, zbroje,
stan balist. Dain zaś krążył po obozie, rozmawiając z
żołnierzami i bezpośrednio nadzorując przygotowania oraz
podnosząc morale. Rozmyślał nad tym czego mogą się spodziewać
pod Ereborem. W końcu dotarł do ogniska gdzie siedzieli Elaina i
jej ojciec. Oboje byli zajęci sprawdzaniem broni i rynsztunku. Dain
przewrócił nogą pieniek i usiadł na nim. Przez chwilę patrzył
na Elainę.
-
Jak wyglądała sytuacja kiedy opuszczałaś Erebor? - spytał nagle
podnosząc jeden z toporów i oglądając go dokładnie.
Elaina
zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią.
-
Nie baw się w dyplomatę, moja panno! Mów co widziałaś, muszę
wiedzieć na ile mogę liczyć na pomoc Thorina.
-
Jeśli nic nie zmieniło się przez ten dwa dni to jesteśmy zdani na
siebie. - odparła – Thorin ma jedynie dwunastu towarzyszy. Poza
tym zamknął się w Górze.
-
A to nowość… Thorin kryjący się po norach jak szczur? Nie może
być.
-
Może i jest. - odparła Elaina ponuro. - Nie uwłaczam jego odwadze
wojownika, ale twój kuzyn panie nie myśli już logicznie, nie jest
już tym samym Thorinem jakiego być może pamiętasz. Ma obsesję na
punkcie Arcyklejnotu i złota... tylko to go zajmuje i tylko to się
dla niego liczy…
Dain
zmarszczył czoło i podrapał się po policzku.
-
Niech to warg kopnie… to mamy problem. - strapił się, ale tylko
na chwilę. - Zajmę się kuzynkiem jak przepędzimy to elfie ścierwo
spod Góry… Thranduil jest?
-
Nie widziałam go na własne oczy, ale jestem pewna, że jest tam
osobiście. Nie przepuścił by szansy by upokorzyć znów Thorina. -
Elaina nie kryła niechęci dla elfiego władcy. - Prócz elfów jest
jeszcze garstka ludzi z Miasta na Jeziorze… Twój kuzyn obiecał im
za udzielone wsparcie zapłatę w złocie, jeśli odzyska Górę. -
dodała Elaina.
-
Skoro ci ludzie stoją w jednym rzędzie z elfami, mniemam, że
Thorin ich okpił. - Dain spojrzał na krasnoludzicę, a ona kiwnęła
głową. - Ten krasnolud pragnie swojej zguby czy jak?! - Dain wstał
i zaczął chodzić w tę i z powrotem. - Sam ładuje się w gówno
warga, a potem chce, żeby go z niego wyciągnąć, bo ugrzązł w
nim po szyje i zaczyna mu coś śmierdzieć…
Elaina
i Rain milczeli.
-
Kto był w jego kompanii? - spytał rudy krasnolud. - Ktokolwiek kto
może przemówić temu głupcowi do rozumu!
-
Dwalin, Balin… - wymieniła na jednym tchu. - Jego siostrzeńcy…
-
Dwalin i Balin, nasi druhowie z Azanulbizaru… - odezwał się Rain
patrząc na kuzyna.
-
Zaiste, dobrze będzie ich znów zobaczyć. Czy oni próbowali z nim
rozmawiać?
-
Próbowali… - odparła ponuro. - Nawet Kili i Fili...
-
Ale nie dotarło. - Dain domyślił się i pokręcił głową, coraz
bardziej wzburzony. Elaina
milczała.
Ojciec
przyglądał się jej przez chwilę.
-
Coś cię trapi? - spytał, widząc smutek na twarzy córki.
Dain
również spojrzał na kobietę.
-
Smutne jest to co się z nim stało i jak się zmienił. - odparła
Elaina sprawdzając naciąg łuku. - Jeśli nie otrzeźwieje,
zniszczy wszystko co odzyskał i co ma. - cięciwa brzdęknęła
cicho. - I żadna armia, ani rozmowy mu nie pomogą wasza wysokość.
– spojrzała na Daina - Jeśli sam nie uświadomi sobie co jest
ważne. Kiedyś to wiedział…
Dain
milczał dłuższą chwilę.
-
Cóż, to zmartwienie zostawię sobie na moment, kiedy pozbędziemy
się elfów i ludzi. Na razie mamy na głowie bitwę, a o ile dobrze
pamiętam Thranduil to kawał skurczybyka i nie podda się tak łatwo,
a w międzyczasie porządnie nam dokuczy. Dość na dziś. Ruszamy
przed świtem. Wyśpijcie się.
To
rzekłszy Dain odszedł. Po chwili w obozie dało się słyszeć
rozkazy by udawać się na spoczynek.
________________
Historia napisana jest na motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.
Podoba mi się pomysł z odejściem Elainy. Dzięki temu możemy poznać jej ojca i Daina (który, nawiasem mówiąc jest zabawną postacią).
OdpowiedzUsuńZawsze mi było żal Thorina, który zapadł na tą smoczą chorobę. Mam nadzieję, że wróci do siebie.
Chciałam jakoś rozbudować fabułę, żeby nie skupiać się jedynie na wydarzeniach w Ereborze i tym co znamy z ksiązki i filmu, dlatego zmusiłam Elainkę do małej wycieczki ;)
UsuńDaina bardzo lubię i jakoś mam do niego sentyment, zwłaszcza po tym jak go pokazał PJ w Hobbicie i nawiasem mówiąc zgodziło się to idealnie z moim wyobrażeniem tej postaci, więc prowadzenie jej tutaj jest dla mnie przyjemnością :)
Co do Thorina, to ta choroba jest niesprawiedliwością, bo on dostał już tyle kopów od losu, że należało mu się spokojne rządzenie i życie w Ereborze. Gdyby nie ta choroba nie doszło by do bitwy i jego śmierci. Ale to tylko gdybanie nad koncepcją Tolkiena, której i tak nie zmienimy w oryginale.
Ale od czego są fanficki..... :D
Zgadzam się z Tobą w zupełności! A "wycieczka Elainy" idealnie urozmaiciła Twoje opowiadanie:-)
OdpowiedzUsuńMiałabym prośbę, byś podpisywała swoje komentarze jakiś imieniem/pseudonimem, bo mam tu chyba kilka Anonimowych i się gubię troszkę :)
UsuńTa prośba się tyczy również innych komentujących Anonimowych :)
W porządku. Będę się podpisywać jako -Dis
OdpowiedzUsuńDziękuje :)
UsuńWspaniały odcinek. Z niecierpliwością czekam na kolejną niedzielę :D Świetnie przedstawiłaś rozmowę Elainy o Thorina. O jej, i nawet twardy jak skała Dwalin okazał się uczuciowy ;) O tak i poprzez odejście Elainy z Ereboru super uatrakcyjniłaś opowieść Dorotko :D czekam z utęsknieniem do niedziele :)
OdpowiedzUsuńWitaj Moemi :)
UsuńW kolejnym odcinku będzie się dużo działo :) Po pierwsze bitwa, po drugie... aaa, sama zobaczysz ;)
Wiem, wiem Dorotko i sama nie wiem na co czekam bardziej. Czy na to "po pierwsze", czy na to "po drugie" :D
OdpowiedzUsuń