sobota, 21 listopada 2015

Wyprawa pod Samotną Górę cz. II, Rozdział 7

Witajcie!
Troszkę wcześniej przesyłam Wam kolejną część opowiadania - jutro wyjeżdżam i nie miałabym możliwości tego zrobić. 
 Dziś mam dla Was dosyć długi rozdział :) Cóż nie dało się inaczej, gdyż udajemy się wraz z kompanią Thorina już do wnętrza Ereboru i pewnych rzeczy nie mogłam, a przede wszystkim nie chciałam pomijać lub ograniczać do zdawkowych kilku zdaniowych opisów. Zwłaszcza, że Erebor jest moją ulubioną lokacją w całej historii i gdybym miała możliwość, mogłabym w nim zamieszkać ;) Stąd więcej opisów i próby przedstawienia jak to krasnoludzkie państwo-miasto mogło wyglądać i funkcjonować.
To tytułem małego wstępu :)

A teraz to, co jest stałym elementem każdego kolejnego posta z rozdziałem "Wyprawy...", czyli ścieżka dźwiękowa. 
Pierwszy utwór to "Blackened Rots" (Adrian von Ziegler) - mroczny, tajemniczy, groźny - jest tłem dla Ereboru w pierwszej części rozdziału.
Drugi to "Skarazula Marazula"  - coś zupełnie przeciwnego do pierwszego utworu.. To wesoły i pogodny kawałek. I idealnie pasuje mi do tańczących krasnoludów ;) 

"Blackened Rots"


"Skarazula Marazula"

Życzę miłej lektury :)

Rozdział 7
Ogień i Śmierć

Pierwsza hałda złota wielkości pagórka pod którym mieszkał sprawiła, że hobbit zdał sobie sprawę jak beznadziejne jest zadanie, którego się podjął. Jak w tych nieprzebranych tonach bogactwa znaleźć Arcyklejnot? Gdyby jeszcze wiedział jak wygląda… Postanowił jednak spróbować. Poszedł jeszcze trochę wzdłuż ściany, a potem zaczął się wspinać na złoty pagórek. Mając w głowie słowa Balina, a także opowieści Bofura o sposobach uśmiercania stosowanych przez smoki, szedł bardzo ostrożnie i cicho, ważąc każdy krok. Nic nie mógł jednak poradzić na to, że skarby usypywały się spod jego stóp, brzęcząc i dzwoniąc raz głośniej, raz ciszej. Hobbit skupiony jednak na poszukiwaniu klejnotu powoli tracił czujność.
- To nie…. To też nie… - odsuwał stopą kolejne klejnoty i nieoszlifowane kamienie. - O to jest całkiem ładne… - podniósł diament wielkości dojrzałego grejpfruta, oszlifowany i oprawiony w koronkę z białego złota. Hobbit obejrzał dokładnie cudeńko po czym odłożył na miejsce skąd go wziął. - ...ale to na pewno też nie jest Arcyklejnot. - mruczał do siebie.
Ostrożnie, by nie zjechać razem z osypującymi się mu spod stóp monetami, biżuterią, surowymi grudkami złota, srebra i innymi skarbami wszedł na szczyt pagórka. Przez nim rozciągało się morze złota.
-Na litość świstaka! Ja te krasnoludy sobie to wyobrażają? - zirytował się podnosząc kolejny kamień. Tym razem był to sporej wielkości, nieoszlifowany szafir. Piękny swoją drogą. I wart pewnie więcej niż całe Bag End. W chwili desperacji Bilbo rzucił niebacznie za siebie ów kamyk. Szmaragd trafił w pozłacają misę, która zadzwoniła, a echo zwielokrotniło odgłos. Hobbit skulił się w sobie, uświadamiając sobie swoją głupotę.
- Ty głupi Bagginsie! - mruknął do siebie. Gdy dźwięk wybrzmiał zapadła cisza. Ale cisza ta miała w sobie coś przerażającego. Bilbo stał nieruchomo instynktownie odczekując odpowiedni czas by w razie czego to, co się obudziło, uznało iż nie ma się czym przejmować i jedynie jakiś przedmiot sam zsunął się robiąc przy okazji trochę hałasu. Minuty wlokły się w nieskończoność. W końcu gdy Bilbowi zdrętwiała jedna stopa, stwierdził, że niebezpieczeństwo minęło. Postąpił więc dalej naprzód. W tym momencie bystre oczy hobbita wyłapały ruch. W oddali, w gęstniejącym mroku grot Ereboru z samego czubka jednej z hałd poczęła schodzić lawina złota. Bilbo znów zamarł. W sumie było to daleko… bardzo daleko. Więc chyba powinien być spokojny. Nagle zabrzęczały monety na sporej hałdzie przed nim. Hobbit spojrzał znów na górę złota w oddali, z której dalej zsuwały się skarby i na tę przed nim. Przetarł oczy ze zdumienia, bo zdało mu się, że cała ta góra jakby uniosła się metr w górę, a potem znów oparła na swoje miejsce. Tymczasem lawina w oddali zeszła już zupełnie i… Bilbo zobaczył jak coś się porusza. Nie wiedział dlaczego od razu uznał to za smoczy ogon, przecież nie widział nigdy smoka. Tak czy inaczej ów ogon uderzał o podłoże w równym rytmie - pac, pac, pac. Hałda się obsunęła i to okazało się, że to co Bilbo zobaczył to był jedynie koniuszek ogona. Teraz pojawiły się kolce, a sam ogon był już grubości pięćdziesięcioletniego drzewa. Ruch ogona bezbłędnie zdradzał irytację właściciela. Zaszurało znów obok hobbita i pojawiły się jakby rogi… zabrzęczały monety, łuskowata skóra zalśniła w mroku. Nagle pojawiło się oko, nakryte jeszcze powieką, a potem kilkanaście metrów przed nimi jak gejzer wystrzeliło powietrze, wyrzucając przed siebie wszystko co zakrywało pysk i nozdrza. Hobbit stał jak sparaliżowany, do momentu kiedy nie zobaczył wystających z pyska ogromnych kłów. W tym momencie smok leniwie poniósł powiekę. Zaraz za nią zsunęła się trzecia błona i żółte oko spojrzało w półmrok. Pionowa źrenica zwężała się i poszerzała dostosowując się do słabego światła. Niczego jednak nie dostrzegła. Smok zaczął się podnosić, jednocześnie nozdrzami węsząc powietrze.
Bilbo zapadł się w dołek nieopodal gdy tylko smocze oko drgnęło. Niewiele myśląc wsunął również na palec pierścień i teraz niewidoczny, pewien że jest bezpieczny martwił się tylko o to, by bestia go nie przydepnęła.
- Gdzie jesteś mały, wstrętny złodziejaszku? - głos smoka rozbrzmiał dudniącym echem wśród krasnoludzkich sal.
Bilbo ani myślał się odezwać.
- Nie ukrywaj się. - Smaug wygrzebał się ze złota i rozejrzał czujnie wokół siebie i znów wciągnął kilka razy powietrze. Bilbo nie mógł widzieć paskudnego uśmiechu jaki pojawił się na pysku Smauga, gdy ten upewnił się o obecności intruza.
- Jesteś tu… - sycząc niskim, dudniącym głosem smok powoli oparł się jedną łapą o ogromną kolumnę i pochylił ku kryjówce hobbita – Słyszę cię… Twój oddech. Twoje małe wystraszone serduszko… - smok zlokalizował już Bilba, mimo że ten był niewidoczny, ale postanowił się nad nim trochę poznęcać. Mógł go po prostu zabić, ale po co pozbawiać się rozrywki. Przelazł więc nad nim, okrążył kilka kolumn i zawrócił, powoli wężowymi ruchami zbliżając się do hobbita.
- No… wyjdź już z ukrycia… przyszedłeś w gości… nie bądź nieśmiały, mały podstępny złodziejaszku. - zachęcał Smaug hipnotyzującym głosem, coraz bardziej poirytowany, że złodziejaszek ani myśli się pokazać. - Czuję twój oddech! Gdzie jesteś! Pokaż się! - warknął prosto na hobbita i to było już za dużo dla niziołka. Zerwał się i ile sił w nóżkach popędził przed siebie na oślep.
- Ha! Ha! Ha! - okrutny śmiech smoka rozbrzmiał wokół i smok podążył za ofiarą.
Bilbo dopadł do jakieś obalonej kolumny i skrył się za nią. Znów zapadła cisza. A potem zza jego kryjówki wyłonił się smoczy łeb wielkości gospody w Bad End. Bilbo zacisnął zęby by nie wrzasnąć.
- Jesteś jakiś niezwykły mój mały złodziejaszku… nie cuchniesz jak krasnolud...- smocze oko wpatrywało się w ścianę przed którą stał hobbit – I masz ze sobą coś złotego… coś co przyniosłeś ze sobą… tutaj… do mnie… coś cennego… - wysyczał Smaug.
Biedny Bilbo, przyciśnięty do ściany, nie wiedząc jak się wykaraskać z kłopotów postanowił, że zdejmie pierścień. Smok zdawał się inteligentny więc może dało by się z nim dogadać. Zwłaszcza, że Bilbo nie był krasnoludem. Zerwał z palca pierścień.
- Ooo jesteś w końcu… - Smaug uśmiechnął się złośliwie prezentując tuż przez twarzą Bilba cały garnitur zębów.
Bilbo przełknął ślinę.
- Po coś tu przylazł złodziejaszku? - smocze oko zmierzyło hobbita od stóp do głów, po czym smok odszedł i usiadł na hałdzie złota.
Bilba aż zatkało. Pierwszy raz bowiem widział bestię w całej okazałości i choć Smaug znajdował się spory kawałek od niego, ciężko mu było objąć go całego wzrokiem. Bilbo próbował się skupić na jakiejś sensownej odpowiedzi jednak poruszający się koniuszek smoczego ogona skutecznie mu w tym przeszkadzał.
- No więc? - ponaglił go Smaug.
- Wybacz śmiałość o Smaugu, ale twój ogrom sprawił, że zaniemówiłem. Żadna z opowieści na twój temat nie oddaje choćby w niewielkiej części twej potęgi.
Smok skrzywił się z niesmakiem.
- Jeśli myślisz, że pochlebstwami ocalisz życie to się mylisz złodziejaszku. Ale… chwileczkę. - smok zniżył łeb – Znasz moje imię, ale ja nie przypominaj sobie byśmy mieli okazję się wcześniej poznać, nawet zapach jest jakiś inny… - smok wciągnął znów powietrze. - Zatem skoroś przylazł tutaj nieproszony i nawet się nie przedstawiłeś złodziejaszku, to sam zapytam. - Smaug podszedł całkiem blisko do Bilba – Kim jesteś i skąd przybyłeś, jeśli wolno mi spytać? - wyrecytował formułkę, a ton jakim to wypowiedział był aż przesadnie uprzejmy.
Bilbo jednego był pewien. Nie zamierzał przestawiać się prawdziwym nazwiskiem. Wziął głęboki oddech.
- Jestem pan Podpagórek.
- Podpagórek?… - powtórzył Smaug, jakby zaciekawiony, więc Bilbo kontynuował.
- Tak, gdyż spod pagórka przybyłem, a moja droga biegła nad i pod górami. Zwą mnie również Mistrzem Zagadek, który jeździł na beczkach.
- Zaiste, piękne imiona. - zasyczał smok. - Ale przejdźmy do konkretów panie Podpagórek.
- Gdzie zgubiłeś swoich krasnoludzkich przyjaciół? Hmmm? - Smaug wbił w Bilba przeszywający wzrok.
- Kkras… noludzkich? Przyjaciół? - powtórzył powoli Bilbo. - Ależ ja tu przyszedłem sam…
- Milcz! - ryknął smok. - Na razie ta rozmowa mnie bawi i dlatego jeszcze żyjesz panie Podpagórek czy jak się tam naprawdę nazywasz! Ale biada ci jeśli stracę cierpliwość! Gdzie się schowały krasnoludy? - głos smoka dudnił tak, ze kamienna posadzka pod stopami Bilba drżała.
Bilbo szybko przekalkulował ryzyko.
- Jesteś w błędzie o wielki złoty smoku, naprawdę… mylisz się… - słowa Bilba zginęły wśród brzęczenia usypujących się monet i gardłowego warkotu smoka.
- Och doprawdy? Pewnie kryją się gdzieś po kątach, czekając na odpowiednią okazję by mnie okraść! - smok oparł przednie łapy o dwa filary i z lekka rozłożył skrzydła.
- Jesteś w błędzie o Smaugu, Największa Plago tej Ery! - zapewnił jeszcze raz Bilbo przekrzykując warkot i syczenie bestii.
Smaug zjeżył kolce na łbie i pochylił się do hobbita.
- Zadziwiająco dobre maniery jak na złodzieja i oszusta posiadasz panie Podpagórek! Ale to ci nie pomoże! Nudzisz mnie swoimi kłamstewkami i rozmowa z tobą zaczyna mnie irytować! - Bilbo poczuł jak nagle od smoka zaczął bić straszny gorąc i dostrzegł, że pierś gada rozpaliła się jak ogromny piec.
- Naprawdę myślisz, że nie oczekiwałem dnia kiedy te robaki znów przypełzną pod Górę by podjąć żałosne próby odebrania mi tego co należy do mnie?!
Bilbo zaczął się cofać, bo Smaug coraz gwałtowniej zaczął rzucać ogonem. Miotał się gniewnie, by w końcu unieść się na łapach, a opadając zawadzić zadem o jedną z gigantycznych kolumn.
Bilbo już tego nie widział, bo stracił równowagę i toczył się teraz z górki łapiąc się wszystkiego co wpadło mu w ręce byle tylko się zatrzymać. Niestety czego tylko dotknął zaraz leciało za nim. Nagle poczuł wstrząs tak silny, że uleciał razem zresztą lawiny w górę, a potem upadł z powrotem na twarde podłoże. W końcu cała lawina złota zatrzymała się na skalnej ścianie, a Bilbo począł się szybko z niej wygrzebywać, rozglądając się za smokiem. Dostrzegł go w oddali, jak szukał go wzrokiem, obok leżała w chmurze pyłu przewrócona kolumna. Bilbo miał jeszcze chwilę więc dalej walczył o to żeby wyleźć z zawału, gdy nagle jego wzrok padł na jaśniejący w mroku przedmiot. Był zrobiony jakby ze skrystalizowanej mglistej poświaty jaśniejącej jak… jak…
- Arcyklejnot. - szepnął cicho i złapał kamień chowając go do kieszeni kamizelki, gdy Smaug skryty był akurat za skalną ścianą. I zrobił to w ostatniej chwili bo Smaug pojawił się znów nagle wypełzając zza ściany.
- Zabijałem krasnoludy, zarzynałem je jak wilk owce. Kiedy mi tylko przyszła ochota! I w sposób jaki miałem akurat ochotę! Gdzie jest teraz ich król spod Góry? Zdechł! Teraz ja tu rządzę, ja jestem Królem pod Górą! - smok znalazł w końcu wzrokiem hobbita. - Wiem kto cię tu wysłał i po co! Thorin Dębowa Tarcza! Zachciało mu się odzyskać dziedzictwo dziada i pewnie Arcyklejnot! Jeszcze czego! Nic nie dostanie. Jedynie co go tu czeka to śmierć! – żar w piersi smoka płonął coraz bardziej – Co ci obiecał te uzurpator za to, żeś tu przylazł? Że ryzykujesz życie w starciu z potęgą, z którą nie masz żadnej szansy? Złoto? Jesteś głupi, jeśli myślisz że dostaniesz cokolwiek!
Bilbo widząc że smok unosi się na tylnych łapach instynktownie prysnął w pierwszy korytarz jaki napotkał, ale syczący głos Smauga nadal był słyszalny.
- Ale… cóż za pokusa… - Bilbo nadstawił uszu, bo ton smoka się zmienił. Był teraz jakby cichszy, jakby smok coś rozważał.
- A gdyby tak oddać go temu krasnalowi? I patrzeć jak go niszczy… och, cóż by to był za widok. Taak… cóż za przyjemność, przyglądać się jak stacza się w otchłań szaleństwa… - nagle smok znalazł się przed Bilbem, zatoczył koło i wylądował z hukiem na hałdzie złota.
- Zaiste pokusa nie do odparcia...ale ja mam silną wolę. Zachowam tę błyskotkę dla siebie. - Bilbo rozejrzał się wokół siebie szukając drogi ucieczki – A co do ciebie panie złodziejaszku to koniec naszej rozmowy!
Smaug uniósł się na łapach, a jego trzewia rozpaliły się jeszcze bardziej. Bilbo nałożył pierścień i zniknął, nim smok zionął ogniem. Smaug ryknął wściekle i zionął na oślep. Strumień ognia rozbił się o ścianę i rozszedł po bokach, topiąc i paląc wszystko co było w zasięgu pożogi.
Bilbo sprintem przebiegł wzdłuż ściany czując na plecach smoczy ognień i szczupakiem wpadł do jakiegoś korytarza. Błyskawicznie zebrał się z ziemi i wystartował dalej. Sekundę później ogień pochłonął miejsce gdzie leżał hobbit.
Jeszcze przez dłuższy czas Bilbo słyszał za sobą ryk Smauga i huk kolejnych fal ognia.

Elaina wyrwała twarz z dłoni Thorina i odepchnęła jego rękę, zszokowana jego zachowaniem, a także tym dziwnym trzęsieniem ziemi. Wstała i stanęła obok Balina. Kątem oka spojrzał na Dębową Tarczę, który również zerwał się ze skały. Dziwiło ją jego zachowanie. Jak mógł się tak zmienić w tak krótkim czasie? Nie mogła tego pojąć. Mimo wszystko, że nie podobało jej się zachowanie Thorina, że zaczynała się go obawiać, obiecała sobie, że spróbuje go zrozumieć.
- Co to było? Cała Góra się trzęsie! - Z korytarza wybiegli Fili i Kili, byli bladzi jak kreda.
- A jak myślicie? Ta niedorajda hobbit obudził smoka! - warknął Thorin patrząc na Elainę groźnym wzrokiem. Zaczynała go irytować ta kobieta. Lekceważyła jego osobę, kwestionowała jego pozycję…
- Thorinie, może Bilbo potrzebuje pomocy? - zasugerował Dwalin, ale Thorin potrząsnął głową.
- Niech sobie radzi sam! Mógł nie budzić smoka. - rzekł twardo i odwrócił się na pięcie odchodząc od reszty. Elaina zacisnęła powieki, słysząc tak bezlitosny wyrok. Krasnoludy patrzyły po sobie zdezorientowane. Najbardziej zmieszane miny mieli siostrzeńcy Dębowej Tarczy. Nie znali wuja takim. Zawsze był gotów iść choćby na śmierć by ratować towarzysza, ale teraz stał zatwardziały i milczący, jakby nie był sobą.
- Bilbo tam poszedł dla ciebie! - odezwała się nagle Elaina głośno, stając między krasnoludami a Thorinem. - A ty go zostawiasz? Jak ty możesz? - mówiła cicho, ale jej słowa były ostre jak igły.
Thorin na początku milczał. Jej słowa były jakby głosem sumienia, ale… właściwie dlaczego miałbym jej słuchać? Kim właściwie jest by wydawać mi polecenia? Jestem królem, a ona? Była sługą, strażnikiem… Okazałem jej względy, a jej to chyba dało fałszywe poczucie, że jest równa mnie! Władcy Ereboru!
- Za kogo się masz, żeby tak lekko szastać jego życiem! A ile razy on ci uratował życie?! Ile? - Elaina mówiła dalej cichym smutnym głosem, nie będąc świadomą myśli jakie zatruwały właśnie serce Thorina.
Gdy odwrócił się nagle, Elaina przestraszyła się jego twarzy. Rysy mu się wyostrzyły, miał zmarszczone brwi, a na ustach złośliwy, kpiący uśmiech.
- A kim ty jesteś, żeby kwestionować moje słowa i decyzje?
Szybko podszedł do niego Balin i położył dłoń na jego ramieniu.
- Thorinie, uspokój się… Bilbo przecież poszedł tam w twojej sprawie. - przerwał na chwilę patrząc w oczy krasnoluda i zobaczył w nich ten sam dziwny blask, który widział w oczach króla Thora. A więc stało się… przekleństwo dopadło i tego władcę Ereboru… Mimo wszystko Balin nie poddał się, spojrzał jeszcze raz w oczy dawnego wychowanka - Thorin, którego znam i wychowałem nie zostawiłby na śmierć druha. Prawda? - cichy krzepiący głos Balina sprawił, że Thorin otrząsnął się na chwilę. Rozejrzał się wokół siebie jakby widział wszystkich pierwszy raz, a potem znów spojrzał na Balina.
- Tak, masz rację. Jestem mu to winien. Wszyscy jesteśmy! - rzekł swoim normalnym głosem i wyjąwszy miecz wszedł do korytarza.
Wszyscy podążyli za Thorinem.
- Czemu wuj się tak zachowuje? - mruknął Kili do Filego, a ten wzruszył ramionami.
- Cicho dzieci! - rzekł Balin odwracając się do nich. - Zachowajcie ciszę, tu nie jest bezpiecznie. - jego wzrok padł na Elainę. Szła szybko obok Dwalina, milczała patrząc na posadzkę. Balinowi było jej żal.
- Stać. Dalej pójdę sam! - zatrzymał ich głos Thorina, który biegł na przedzie. - Gdyby coś mi się stało, uciekajcie! I nie ważcie się po mnie wracać.
To rzekłszy zniknął w ciemnościach korytarza. Biegnąć coraz głębiej do wnętrza Góry, Thorin czuł coraz silniejsze powiewy, suchego gorącego powietrza. Nagle korytarz się skończył…
Krasnolud aż otworzył usta na widok niezmierzonego morza złota jakie się przed nim rozciągało. Podszedł do schodów i zszedł nimi w dół zapatrzony na skarb. W tym momencie coś go uderzyło tak mocno, że o mało nie upadł. Otrząsnął się i już miał zadać cios mieczem, gdy…
- Thorin! - wysapał hobbit – Tam…. Jest…. Smok… - Bilbo wskazał ręką za siebie – Wielki, jak jak… ogromny! I zie… zie…. - zaczął kaszleć – Zieje ogniem!
Nim skończył zdanie usłyszeli świst i ogłuszający szum, a potem pojawił się Smaug, który węsząc podążał na niziołkiem.
- TY!!!! - zaryczał gdy tylko dostrzegł Thorina.
- Chodu panie Baggins! - Thorin chwycił niziołka za kołnierz i rzucił za siebie w kolejny korytarz, a potem sam pobiegł za nim.
- Wolniej! Ja nie mam już siły! Mało mnie nie dopadł! - jęczał hobbit – Błagam, chwilę… muszę odsapnąć!
Thorin przewrócił oczami. Weszli już tak daleko w głąb skalnego chodnika, ze smok nie mógł im zagrozić, więc krasnolud zatrzymał się.
- Dobrze, masz dwie minuty. - mruknął krasnolud patrząc na hobbita. - A tak przy okazji… znalazłeś Arcyklejnot?
Hobbit zamarł, ale szybko się ogarnął.
- Tam gdzie szukałem nim dopadł mnie Smaug nie znalazłem. - rzekł nie patrząc na Thorina, który wciąż świdrował go wzrokiem – I szczerze powiem, że nie wiem czy i za miesiąc bym go znalazł. Tu trzeba by przekopać każdą górę złota…
- Może i tak… - odparł powoli Thorin.
Bilbo uśmiechnął się przepraszająco.
- A może i nie… - wzrok krasnoluda stwardniał. - Nie oszukałbyś mnie panie Baggins, prawda? - Thorin zrobił krok w stronę Bilba.
- Ależ skąd! - zapewnił Bilbo cofając się jednak w obawie przez Thorinem. Nie sprawiał wrażenia panującego nad sobą.
- Koniec przerwy. - mruknął krasnolud, odwrócił się na pięcie i pobiegł dalej korytarzem. Chodnik zaczął łagodnie podnosić się ku górze, aż znów wypoziomował się i stanęli przed trzema nowymi korytarzami, kolejno prowadzącymi w dół, prosto i w górę. Thorin przez chwilę zastanawiał się w którą stronę iść.
- Ten.. do kopalń… ten… taaak na Główną Bramę… a ten… skrót do Zachodniej Strażnicy. Tędy panie Baggins, tylko żywo! - rzucił i pobiegł tym, prowadzącym w górę, oglądając się za sapiącym hobbitem. Kilka minut później usłyszeli jakby szepty, a potem coraz głośniejsze głosy kompanii.
- Jak będą tak gadać to Smaug wytropi nas jak kot myszy! - warknął poirytowany Thorin i skręcił w lewo.
- Uciszcie się! - syknął do krasnoludów, które siedział na rogiem - Słychać was na pół mili! - zatrzymał się i oparł o ścianę, uspokajając oddech.
- Znalazłeś hobbita Thorinie! Co za szczęście! - ucieszył się Balin.
- Nasz włamywacz! - odezwało się kilka głosów z kompanii.
- Widziałeś smoka? - dopytywali się hobbita siostrzeńcy Thorina.
Bilbo pochylił się opierając na kolanach, bo dostał zadyszki. Nagle poczuł jak ktoś głaszcze go po plecach. Podniósł głowę i zobaczył uśmiechniętą twarz Elainy.
- Jestem cały, byle smok nie da rady Bagginsowi z Bag End. - rzekł dumnie, chcąc uspokoić towarzyszy.
- Ciesze się, że żyjesz Bilbo. - szepnęła krasnoludzica.
Hobbit uśmiechnął się do Elainy, ale mina mu zrzedła kiedy spojrzał na Thorina, który patrzył na nich gniewnie. W końcu odwrócił wzrok na innych.
- Musimy zabić smoka. Nie ma wyjścia. Albo on albo my. Mam nawet pomysł jak to zrobić. Pamiętasz te ogromne zbiorniki retencyjne w kuźniach, Balinie?
- Tak… woda pewnie tam jest dalej. - odparł siwy krasnolud.
- Mhm… - mruknął Thorin drapiąc się po brodzie. - Zbiorniki były na bieżąco uzupełniane przez wody podziemne, a nadmiar spływał kanałami do rzeki Bystrej. Przez to rezerwuary zawsze były napełnione.
- Rzeka dalej płynie… jeśli….
- Jeśli ta gadzina nie uszkodziła dopływów… - Thorin usmiechnął się do Balina – to może się nam udać. Utopimy to smocze ścierwo! Balin, Dwalin poprowadzicie każdy swoją grupę. Jak pójdę z trzecią Lepiej jak się rozdzielimy. Będziemy mieli większe szanse dotrzeć do kuźni. - krasnolud spojrzał tutaj z troską na Elainę. Dziewczyna tym razem nie odwróciła wzroku, bo wrócił dawny Thorin. Uniosła leciutko kąciki ust w uśmiechu.
- Bofur, Bombur i Bifur, idziecie ze mną – odezwał się zaraz Dwalin organizując swoją grupę.
- W takim razie ze mną pójdą Oin, Gloin, Nori Dori i Ori – dodał Balin.
- Dobrze więc. - mruknął Thorin – Moja grupa za mną! Elaina, Bilbo, Fili i Kili szybko, ale cicho! - Thorin przyłożył palec do ust i szybkim krokiem wszystkie trzy grupy zeszły do rozstajów korytarzy.
- Drużyna mistrzów! - zachichotał Kili do Elainy idąc za Filim i Bilbem.
- Tak… - uśmiechnęła się lekko Elaina, patrząc na plecy Thorina przed sobą. Teraz gdy przemawiał zdawał się być znów normalny, to jak patrzył na nią, jak lekko się uśmiechnął. Miała ochotę podejść i go objąć, ale nie było czasu. Gdy zginie smok, będzie czas żeby sobie wszystko wyjaśnić… tak. Wtedy na pewno usiądzie z Thorinem i porozmawia.
Przez dłuższy czas szli w ciszy, pokonując kolejne korytarze, potem mosty i galerie. Cisza aż dzwoniła w uszach. Wszyscy czuli narastającą wokół nich grozę. Wszędzie była śmierć. W porzuconych przedmiotach, w przewróconych meblach, w pustych wypalonych jak blaszane formy zbrojach porozwalanych tam, gdzie akurat tych, co je nosili dosięgnął smoczy ogień. Thorin milczał, sam jakoś dawał radę znieść tę grozę i makabrę na jaką musieli patrzeć. Obejrzał się na towarzyszy. Chłopcy szli z minami tak poważnymi jakich u nich jeszcze nie widział. Zdało mu się, że Kili pociągnął nosem. Hobbita nie mógł rozgryźć. Bilbo szedł z nieodgadnioną miną i raczej nie rozglądał się na boki. W końcu spojrzał na Elainę. Była blada jak płótno. Widać, że było jej ciężko. Strzelała oczami na boki. Thorina zabolało serce na jej widok. Gdy mijali jakąś komnatę Elaina zatrzymała się jak wryta.
- Elaina! - syknął Dębowa Tarcza, a reszta grupy obejrzała się.
Dziewczyna stała patrząc ze zgrozą na coś w komnacie.
- Stać! - szepnął – Wszyscy pod ścianę i ani słowa! - dodał po czym wrócił do krasnoludzicy. Gdy stanął przed nią nawet na niego nie zareagowała, a po jej twarzy płynęły ciężkie duże łzy. Pierwszy raz widział Elainę płaczącą. Objął ją szybko i bez słowa, a ona wtuliła się w jego pierś. Spojrzał za jej wzrokiem i zrozumiał. Komnata była pełna ciał. Ale nie zwęglonych. Te krasnoludy umarły same, powoli, w strachu, może z głodu, może udusiły się dymem. Od razu dostrzegł zwłoki krasnoludzicy, która trzymała w martwych ramionach niemowlę. Wysuszonymi kośćmi dłoni chroniła główkę dziecka. Oboje leżeli jakby właśnie zasnęli, ale wysuszone tkanki na czaszkach i puste oczodoły nadawały im iście makabryczny wygląd. Thorin zacisnął szczękę i pocałował głowę Elainy.
- Chodź, nie patrz… - dodał po chwili, zabierając ją jak najszybciej od wejścia do komnaty. Potem postawił ją pod ścianą i podniósł jej twarz za podbródek.
- Spójrz na mnie! - Elaina nadal łkała. - Spójrz! Elaina! - podniosła na niego oczy. - Nie umrzemy tak! Rozumiesz? Nie pozwolę na to! - dziewczyna chwyciła się jego słów jak tonący ostatniej deski ratunku i pokiwała szybko głową. - Weź się w garść i chodźmy, nie ma czasu do stracenia! - dodał i uśmiechnął się krzepiąco. Miał nadzieję, że jego uśmiech był przekonujący.
Dalsza droga minęła szybko. Gdy byli już przy kuźniach, Thorin dostrzegł na sąsiednim moście ruch. Grupa Balina była kompletna. Nim zdążył pomyśleć górnym mostem nadbiegli Dwalin i reszta. Ich miny mówiły wszystko.
- Szybko! - krzyknął Thorin i wszyscy pognali do kuźni. Szczęściem były one odgrodzone od reszty ogromnymi lanymi z żelaza filarami. To mogło powstrzymać smoka na jakiś czas, dając im czas na przygotowanie pułapki.
- Uciekajcie! Uciekajcie! - nagle odezwał się głos i wszyscy spojrzeli za siebie. Smaug szedł powoli po ścianie, przywodząc na myśl ogromnego pająka – Ja was i tak znajdę! - syczał idąc w ich kierunku.
- Do kadzi! - rzucił Thorin już nie patrząc na smoka, do Balina i Dwalina, którzy właśnie dobiegli.
- Natknęliśmy się na niego w połowie drogi! - rzekł przepraszająco Gloin.
- Nie ważne. Do roboty! Bombur ty z braćmi biegnij na górę! - Thorin wskazał skalną półkę, obok której wisiała przeciwwaga do jednej z maszynerii w kuźni. Grube jak pień liny trzymały ją by się nie huśtała. - Na moją komendę pociągniecie za dźwignię, tam jest tylko jedna, ona poluzuje przeciwwagę! Jasne?
Krasnoludy pokiwały głowami.
- To na górę!
- Elaina, Kili, Fili i ty Dwalin idziecie na drugą stronę kadzi i gdy smok wpadnie otworzycie dodatkowe śluzy! Tylko nie ryzykujcie specjalnie! Gdyby sytuacja wymykała się spod kontroli macie uciekać!
- Rozkaz! - odparł Dwalin i kiwnął na swoją grupę. Zaraz też zniknęli w półmroku.
- Reszta za mną! - zawołał Thorin i zobaczył smoka tuż za kratami. - Szybko! Uciekać! Rzucił tylko okiem na tych, którzy już pobiegli na swojej stanowiska, ale nie dostrzegł żadnego z nich. W tym momencie usłyszał huk i poczuł zbliżającą się pożogę. Wszyscy schowali się za kamiennymi blokami w ostatniej chwili. Zaraz też smok walnął z całej siły w kraty, a te wygięły się w łuk. Thorin i reszta biegli szybko na ostanie stanowisko, gdzie zwalniano ogromne zbrojone pokrywy do rezerwuarów z wodą. Ziemia znów się zatrzęsła i pierwszy kolumna pękła. Smok zionął ogniem jeszcze raz i naparł na rozgrzane żelazne belki całym ciałem, a te pękły i wygięły się robiąc mu przejście. Smoczy ognień rozpalił ogromne piece i w kuźni zrobiło się jasno.
Thorin, który dotarł ze swoją grupą do stanowiska, rozejrzał się jeszcze czy wszyscy są na miejscach. Byli. Spojrzał na smoka, który przelazł już cały i warcząc szedł powoli jak zakradający się kot, ku nim.
- Nigdy nie sądziłem, że będę musiał tak długo czekać na ciebie ty oślizgły gadzie! - krzyknął Thorin – Wleczesz ten swój śmierdzący zad tutaj całą wieczność!
Smok słysząc tak zuchwałe słowa nastroszył kolce na łbie, a w jego piersi zapłonął ognień, rozgrzewając smocze łuski do białości.
- Zaraz się ciebie pozbędę…. - wysyczał Smaug włażąc na jeden z pieców, a potem nie spuszczając z oczu znienawidzonego krasnoluda zbliżył się do gigantycznych kadzi z wodą. - Usmażę cię jak setki twoich rodaków, a reszta… - spojrzał po innych krasnoludach – będę ścigał po Ereborze, póki nie popadną w szaleństwo!
- Teraz Bombur! - krzyknął nagle Thorin, a smok zmrużył ślepia nie rozumiejąc co się dzieje. Gdy usłyszał nadlatujący ogromny skalny blok było już za późno. Przeciwwaga walnęła smoka z całą mocą spadającego kilkuset tonowego skalnego bloku, spychając smoka do rezerwuaru. Zaskoczony smok próbował jeszcze wyleźć, ale łapy ślizgały mu się po brzegach kamiennych kadzi. Próbował zionąć ogniem, ale woda skutecznie gasiła jego wewnętrzny żar.
- Dwalin! - ryknął Thorin i smoka uderzył ogromny wodospad lodowatej wody. Smok zniknął pod powierzchnią.
- Już po nim! Uciekajcie! - Thorin machnął rękami do wszystkich na stanowiskach i krasnoludy poczęły uciekać co sił w nogach.
Nic się nie działo, gdy zbiegali na najniższy poziom kuźni, jak również wtedy, gdy Thorin skierował ich do Wielkiej Sali. W sercach wszystkich jęła żarzyć się malutkim płomyczkiem iskierka nadziei, że bestia została pokonana. I wtedy woda w kadzi zabulgotała i wytrysnęła wraz ulatującym w górę smokiem wysoko w górę. Krasnoludy zamarły w przerażeniu. Smok miotał się jak oszalały, rozwalał ogonem i skrzydłami wszystko co było w jego zasięgu, rozładowując wściekłość. Dopiero gdy jego wzrok przypadkiem padł na kompanię stojącą pod ścianą, ryknął wściekle i ruszył na krasnoludy. Szczęściem lodowata woda na tyle wychłodziła cielsko gada, że ten nie mógł jeszcze zionąć ogniem.
- Uciekać! - krasnoludy rzuciły się do ucieczki. Cała kompania wbiegła do krótkiego chodnika i nagle znaleźli się w ogromnej sali, której ściany ozdobione były sztandarami i malowidłami.
- Wy podłe skarlałe robaki! - złorzeczył Smaug i biegł za nimi. Krasnoludy myślały, że gruba na kilkadziesiąt metrów granitowa ściana zatrzyma bestię - pomyliły się. Smaug bez problemu przebił się do Wielkiej Sali, a gdy się tam znalazł spojrzał na pierzchające krasnoludy.
- To wszystko przez ciebie! - Smaug dostrzegł Bilba i świsnął czubkiem ogona w jego kierunku. Kolce na ogonie zahaczyły o jeden z filarów, gruchocząc go doszczętnie. - Myślałeś, że mnie przechytrzysz! Ha! Głupimi zagadkami! Myślisz, że nie wiem skąd przybyłeś ty który pływałeś na beczce?! Ludzie z miasta na Jeziorze zawarli spisek z Dębową Tarczą i tymi śmierdzącymi krasnoludami! Co wy sobie myśleliście? Że pokonacie mnie? Mnie!? - ryczał smok wściekle zamiatając ogonem. - Myśleliście, że razem dokonacie zemsty? Zemsty?! Ja wam pokażę zemstę! - Smaug zakręcił się i pobiegł w stronę Głównej Bramy Ereboru.
- O nie! - Bilbo podniósł się z ziemi. - On ich zabije! Spali miasto!
Krasnoludy patrzyły ze zgrozą za Smaugiem i dochodziło do nich co narobiły. Elaina zakryła twarz dłońmi. Usłyszała tupot stóp. Bilbo biegł za smokiem, nie wiele myśląc podążyła za nim, podobnie uczynili Kili i Fili.
Ziemia zatrzęsła im się pod nogami, gdy Smaug wyrwał wielką dziurę w skale i wyleciał w nocne niebo. Bilbo pierwszy dopadł wyjścia i po wyrwanych głazach wybiegł w noc.
Księżyc świecił jasno i na tle nieba doskonale rysowała się sylwetka smoka. A po chwili dostrzegł, jak pierś smoka rozpala się coraz jaśniejszym złowrogim blaskiem.
Po chwili cała kompania dołączyła do czwórki, która już była na zewnątrz i przyglądała się jak smok nadlatuje nad Esgaroth. Nagle usłyszeli ciche, ale przyprawiające o drżenie serca bicie dzwonu. A zaraz potem zobaczyli pierwszy strumień ognia uderzający w miasto.
- Co myśmy zrobili… - szeptał w kółko Bilbo, poruszony tragedią rozgrywającą się na jego oczach. - Trzeba tam iść, pomóc tym ludziom...
Obok niego Elaina zaciskała z bezsilności pięści. Reszta krasnoludów milczała zdjęta grozą ponurego widowiska, a także strachem, co będzie jak smok powróci by zemścić się na nich.
- Nigdzie nie idziemy. - ostatni dołączył do kompanii Thorin. Bilbo obejrzał się wstrząśnięty. Thorin stanął obok Elainy i z zaciętym wyrazem twarzy obserwował śmierć Miasta na Jeziorze. Tak naprawdę, dużo kosztowało go przyglądanie się po raz kolejny atakowi smoka. Doskonale pamiętał jak bestia niszczyła Dale na równi z Ereborem, to zionąć ogniem na wrota Samotnej Góry to powracając nad Dale, paląc i burząc wszystko w zasięgu strumienia ognia i smoczych szponów. I właśnie dlatego nie zamierzał ryzykować życiem swoich ludzi.
- Thorinie, obawiam się, że niewiele tu wskóramy… Smoka nie da się pokonać ani przepędzić… musimy stąd odejść. I pogodzić się z losem. - odezwał się tym razem cicho Balin, nie odrywając wzroku od bestii latającej nad Jeziorem.
Thorin milczał.
- Thorinie?… - Balin spojrzał na wychowanka.
- Za nic Balinie. - odrzekł twardo. - Rozumiesz? Prędzej tu umrę niż się poddam!
- Zatem zostaniemy z tobą. - Balin westchnął ciężko.
Krasnoludy kiwnęły głowami. Thorin kiwnął głową w niemym podziękowaniu, a potem położył dłoń na ramieniu Elainy. Dziewczyna przykryła ją swoją i znów spojrzała na sylwetkę smoka w oddali. Zmarszczyła nagle brwi, bo smok niespodziewanie wzleciał w górę. Było w tym chaotycznym manewrze coś dziwnego.
- Patrzcie! - nagle krzyknął Dwalin, ale wszyscy dostrzegli to co on.
Thorin zmrużył oczy, przeszedł szybko między krasnoludami i wspiął się na wielki granitowy blok, żeby lepiej widzieć.
- Widzieliście? - zaaferowany Bofur rozejrzał się po innych.
- Patrzcie! - krzyknął znów Dwalin – Spada!
Elaina poczuła jak serce zaczyna jej szybciej bić. Nawet z tej odległości było widać jak Smaug bezwładnie leciał w dół. Jak wielkie skrzydła gruchnęły o wodę i w górę uniósł się kłąb dymu i ognia z płonącego miasta. Jeszcze przez chwilę stali bez ruchu, jakby czekając czy bestia nie podniesie się, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Nie żyje… - pierwszy odezwał się Fili.
- Nie żyje! - krzyknął Dwalin i objął mocno Bifura, który stał obok niego, a zaraz reszta poczęła czynić to samo ściskając się i ciesząc z nieoczekiwanego zrządzenia losu. Elaina uwolniwszy się od rozradowanego Kilego, podeszła do Thorina, który milczący nadal patrzył na płonące Esgaroth.
- Thorin? Nie cieszysz się? - zapytała patrząc na niego, a on po chwili odwrócił głowę w jej stronę. Elaina zmarszczyła brwi lekko.
- Ludzie mogli zrobić to wiele lat temu. Gdyby wtedy strzelali celniej nie doszło by do tego wszystkiego. - spojrzenie i głos krasnoluda były jakieś dziwne. Zniknęła całkiem zwykła czułość z jaką zawsze na nią spoglądał. - Erebor jest mój.
Zszedł ze skały, ignorując Elainę.
- Wracamy do Góry! - rzucił rozkazującym tonem - Trzeba się przygotować! Nie pozwolę by choć moneta opuściła Erebor. - przeszedł między nimi. - Na co czekacie! To rozkaz! - huknął na nich Dębowa Tarcza, gdy się ociągali.
Krasnoludy i hobbit popatrzyli po sobie zadziwieni nagłą zmianą w zachowaniu Thorina, ale wykonali polecenie.
Gdy weszli do Góry Thorin zaczął rozdzielać zadania.
- Bifur, Bofur, Bombur, Dori, Nori i Ori zaczynacie łatać tę wyrwę! - wskazał dłonią na dziurę, którą Smaug zrobił opuszczając Erebor.
- Kili, Fili, Balin i Dwalin razem ze mną do skarbca! Musimy znaleźć Arcyklejnot! Tylko wam ufam! - krasnoludy spojrzały skonsternowane po sobie, słysząc ostatnie zdanie Thorina. - Reszta… - machnął niedbale na Bilba, Oina, Gloina i Elainę – znajdźcie miejsce na nocleg i przeszukajcie dawne spichlerze. Może coś przetrwało i nadaje się do spożycia. - Balin wskaż im drogę a potem zaraz wracaj.
Wszyscy kiwnęli głowami i powoli udali się do wyznaczonych obowiązków.
Elaina szła milcząca, poruszona zachowaniem Thorina niosąc pochodnię. Już nawet nie wobec nie samej, ale ogólnie. Miała nadzieję, że wcześniejsze nieprzyjemne zachowania były nic nie znaczącymi epizodami. Jej nadzieja jednak gasła z sekundy na sekundę. Thorin zmienił się, wręcz nie do poznania. Na gorsze. Był coraz bardziej odpychający i nieprzyjemny.
Gdy doszli do spichlerzy zastali zamknięte na głucho wrota. Balin obejrzał dokładnie odrzwia.
- Niestety obawiam się, że są zamknięte od środka… - wszyscy spuścili głowy, domyślając się co mogą znaleźć wewnątrz. - Wrócimy tu…. kiedy indziej – rzekł drżącym głosem - Ten jest skreślony. Idziemy do następnego.
- Pewnie mieli nadzieję, że przetrwają… - rzekł cicho Gloin patrząc na zamknięty spichlerz.
Dwie następne spiżarnie również były zamknięte od środka, dopiero czwarta z kolei dała jako taką nadzieję. Tu wielka antaba była założona na żelaznych uchwytach, skutecznie zabezpieczając drzwi. Jakby ktoś dosłownie wczoraj zamknął pełen spichlerz. Być może żywność również była nienaruszona.
- Bilbo odsuń się! Tu trzeba siły krasnoludów! - zakomenderował Balin i razem z Elainą, Oinem i Gloinem podnieśli belkę i rzucili ją na bok. Echo poniosło huk w głąb Góry.
- No… to zobaczmy co tu mamy… - Balin i Gloin pchnęli wrota.
Zawiasy zaskrzypiały.
- Dajcie światło! - Bilbo podał pochodnię i Balin wszedł do środka, a za nim reszta. Spichlerz pełen był różnego rodzaju beczułek i beczek. W końcu stały kosze, a w nich jakieś zgniłe i wysuszone resztki.
- No… to trafiliśmy na skład wina… o chyba nie tylko. - Balin odwrócił wzrok od beczek leżących jednak na drugiej pod ścianą i odkurzył dłonią runy na beczkach stojących obok niego. - Ogórki… kiszone w liściach dębu.
- A tu jest suszone solone mięso! - zawołała Elaina, która zainteresowała się skrzynkami po drugiej stronie składu. Podważyła wieko. Całkiem przyjemny zapach bez śladu stęchlizny wypełnił pomieszczenie.
- Sporo tego. - zauważył Bilbo, zaglądając jej przez ramię.
- I nieźle smakuje. - mruknęła krasnoludzica żując twardy kawałek.
- Thorin będzie zadowolony. Mamy żywność na miesiąc, a jeśli jeszcze jakieś spichlerze przetrwały nienaruszone to i na dłużej. - uśmiechnął się z ulgą Balin. - Weźcie skrzynkę mięsa, beczkę kiszonek i wino. Dziś zjesz coś krasnoludzkiego panie Baggins.
Udali się wszyscy do koszar, gdzie miała być ich tymczasowa siedziba. Balin polecił im zostać wskazując mniej więcej gdzie można by znaleźć jakieś naczynia, a sam poszedł do skarbca.
Kiedy nadszedł wieczór, cała kompania zebrała się w koszarach. W największej izbie postawiono stół i miski z jedzeniem oraz beczkę wina.
- Gdzie Thorin? - zapytał Bilbo, siadając do stołu. Wszyscy spojrzeli na tych, którzy przyszli ze skarbca.
- Thorin został. Szuka dalej Arcyklejnotu. - rzekł z ociąganiem Dwalin.
Zapadła niezręczna cisza.
- No! Jedzmy! Pijmy! Jest co świętować! - powiedział w końcu z udawaną beztroską Balin i pierwszy polał wino.
Wszyscy podnieśli kielichy w górę.
- Za śmierć smoka! Za Erebor! - powiedział cicho Balin, a reszta spełniła toast. -
Wino okazało się nadzwyczaj smaczne i szybko atmosfera rozluźniła się, choć oczy krasnoludów uciekały w stronę pustego miejska i kielicha. Bofur tymczasem pogrywał na flecie. Muzyka była tłem do rozmów, póki Bofur nie zaczął grać melodii bardzo starego tańca, który znały wszystkie krasnoludy z drobnymi różnicami w krokach, które gdy przyszło go tańczyć szybko dopasowywano. Najpierw Gloin zaczął bębnić w rytm palcami o blat, potem Dwalin zaczął przytupywać nogą coraz szybciej, w miarę jak muzyka przyśpieszała. Fili i Kili spojrzeli po sobie i długo nie czekając skoczyli na środek sali. Stanęli obok siebie i chwycili się za ręce.
- Od początku Bofur! - zawołał Fili.
Elaina, która znała ten taniec z uczt u Daina niewiele myśląc dołączyła do siostrzeńców Thorina, a za nią Ori. Teraz gdy było ich więcej stanęli w kole. Bofur zaczął grać od początku. Krasnoludy zrobiły dwa kroki w lewo i wyrzuciły prawe nogi w przód, potem dwa kroki w prawo i znów uniosły nogi. Gdy powtórzyli to dwa razy, każdy zrobił dwa kroki do przodu i zaklaskał w dłonie, a wracając na miejsce na obwodzie koło przytupnął zawadiacko. Muzyka przyśpieszała i zwalniała, a wraz z nią tańczący. Starsi patrzyli z uśmiechem na młodzież, wybijając rytm czym popadło, od czasu do czasu pokrzykując do rytmu.
Elaina śmiała się do Filiego, gdy schodzili się w kole, kilka razy wpadł na nią Kili, pchnięty przez Oriego, gdy muzyka nagle zwalniała. Wszyscy doskonale się bawili.
Thorin zmęczony i w podłym nastroju wracał do koszar, gdy usłyszał muzykę. Najpierw poczuł gniew, ale w miarę zbliżania się do sali gdzie ucztowały krasnoludy, gniew go opuszczał. Rozpoznawał melodię, melodię, którą sam nie raz grywał, melodię do której nie raz tańczył, podczas dawnych beztroskich dni młodości. Usłyszał klaskanie, a potem tupnięcia i śmiech. Śmiech krasnoludów, który w połączeniu z ciepłym światłem płonących latarni sprawił, że Thorin poczuł, że jest szansa by było jak dawniej. Poczuł też radość. Od tylu lat Erebor nie rozbrzmiewał śmiechem i muzyką krasnoludów. Na chwilę zapomniał o Arcyklejnocie i skarbie, które wcześniej całkiem zaćmiewały mu rozum. Podszedł powoli do wejścia i zajrzał ostrożnie. Na usta wypłynął mu od razu uśmiech. Siostrzeńcy dokazywali jak to było w ich zwyczaju, razem z nimi Ori. Mógł się spodziewać, że to oni tańczą. A razem z nimi Elaina. Pierwszy raz słyszał by śmiała się tak głośno, tak radośnie i beztrosko. Patrzył zafascynowany jak ciemnobrązowe włosy kobiety falują w tańcu, podziwiał to jak się ruszała, łowił jej głos i śmiech. W końcu wyszedł wolno z cienia i stanął opierając się o ścianę, przyglądając się tańczącym.
Elaina odrzuciła na plecy włosy, gdy tańczyli ostatnią zwrotkę, uśmiech wciąż nie schodził jej z ust. Pierwszy raz od dłuższego czasu czuła czystą niczym nieskrępowaną radość. Nagle coś jej mignęło z boku i obejrzała się w tamtym kierunku i serce jej zaczęło bić jak oszalałe. Zobaczyła Thorina, jak stoi z założonymi rękoma na piersi i przygląda się całej scenie z lekkim uśmiechem na ustach. Gdy napotkała jego wzrok, skinął lekko głową, a ona uśmiechnęła się promiennie do krasnoluda. W tym momencie Thorina zauważyli siostrzeńcy, potem Balin i Dwalin. Bofur przestał grać.
- Nie, nie przerywajcie! - Thorin postąpił naprzód.
- Wujku tańczymy od pół godziny i w gardłach nam już zaschło… - rzekł na usprawiedliwienie Kili.
Thorin podszedł do Elainy, po czym objął ją i pocałował przy wszystkich, co zostało przyjęte serdecznym śmiechem.
- Choć Thorinie! Poleję ci! Napijesz się z nami! - zawołał Dwalin, a Thorin i Elaina podeszli do stołu i usiedli. Elaina, na początku troszkę nieufna, coraz bardziej upewniała się, że wszystko co złe zniknęło z zachowania Thorina. Znów był serdeczny, znów patrzył na nią z czułością, która w gestach i spojrzeniu podszyta była namiętnością.
Zaraz dosiedli się siostrzeńcy i gdy wszystkie kielichy znów były pełne wzniesiono kolejne toasty.
Dwalin i Balin przypomnieli sobie jak to dawniej ucztowano i bawiono się w Ereborze. Rozprawiali z Gloinem i Oinem w tym co przeszli i o tym co ich czeka. Balin jednak obserwował Thorina, wciąż szukając oznak smoczej choroby, które jeszcze kilkadziesiąt minut temu pojawiły się u Dębowej Tarczy. Ze zdziwieniem i radością stwierdził, że Thorin zachowuje się normalnie. Jego wzrok był bystry, twarz o surowym, ale pogodnym obliczu, biła szczerą radością, a gdy spoglądał na kobietę u swego boku, Balin widział w jego oczach miłość.
Jakiś czas później, gdy wszyscy zajęli byli rozmową lub śpiewem Thorin wstał i wziąwszy Elainę za rękę wyszedł z koszar.
Poszli na Główną Bramę. Stanęli blisko jednej z dużych stojących pochodni i Thorin objął Elainę. Noc tchnęła już chłodem nadchodzącej zimy.
- Moje życie jest teraz kompletne. - szepnął, odgarniając jej kosmyki z czoła. - Odzyskałem ojczyznę, scheda po przodkach znów jest w rękach krasnoludów. Erebor znów rozkwitnie. Zobaczysz sama… - szepnął, całując ją -… bo już cię nie wypuszczę. Choćby mi Dain rzucił pod Erebor całą swoją armię, nikomu cię nie oddam, moja ukochana.
Elaina uśmiechnęła się do niego i objęła mocno, bo nie umiała znaleźć słów ze szczęścia. Oczy jej się zaszkliły.
- Tak się o ciebie bałam… - wydukała w końcu, a Thorin objął ją, wtulając twarz w jej włosy.
- Gdy dziś zostałem sam w skarbcu, sam się przeraziłem. Byłem sam, sam Elaino. A potem gdy was zobaczyłem - Kilego, Filego, ciebie… tego gołowąsa Oriego też, zrozumiałem, że byłem zaślepiony… Erebor potrzebuje prócz Arcyklejnotu do odrodzenia się życia, energii, nadziei, a wy jesteście tym wszystkim. Dla mnie...
- Pomożemy ci. - szepnęła, gładząc palcami po zaroście na policzku Thorina, a on uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie wątpię, ale na twoją pomoc w odradzaniu się Ereboru liczę szczególnie. - szepnął jej do ucha i musnął ustami jej szyję, a ona spuściła wzrok i lekko się zarumieniła.
Jeszcze jakiś czas siedzieli na Głównej Bramie, a Thorin opowiadał Elainie o beztroskich dniach młodości, o tym jak właśnie tutaj siadywał w ciepłe letnie noce, patrząc na śpiące Dale, na rzekę Bystrą, która mieniła się srebrem wypływając spod Góry. Ale jesienna noc dała się we im w końcu we znaki, szczypiąc zimnem. Wrócili zatem do koszar, gdzie wszyscy już spali. Krasnoludy zostawiły im wolne posłanie, zapewne umyślnie tylko jedno. Elaina zasnęła więc wtulona w Thorina, słuchając jego spokojnego oddechu.


________________
Historia napisana jest na  motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.





4 komentarze:

  1. Ten rozdział szczególnie mi się podobał. Rozmowa Bilba że Smaugiem, zmiany zachodzące w Thorinie i zabawa krasnoludów. Wszystko świetnie razem się połączyło w całość.
    A tak z ciekawości, ile zajęło Ci pisanie tego rozdziału?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... ciężko powiedzieć, bo pisałam go jednocześnie z Mroczną Puszczą :) Ale jeśli rozliczyć to w ośmiogodzinne dniówki to rozdział powstał w około 2 dni zliczając spisanie pierwszej wersji plus poprawki.

      Usuń
  2. Ahahaha! Zmyślne Krasnoludy ;) Cholipka, tak mi szybko minęło czytanie, że mam ochotę na więcej i więcej i więcej ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. 2 dni, to dosyć szybko! Zważywszy na to, że tego tekstu jest dość sporo za każdym razem :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)