Witajcie!
Troszkę wcześniej przesyłam Wam kolejną część opowiadania - jutro wyjeżdżam i nie miałabym możliwości tego zrobić.
Dziś mam dla Was dosyć długi rozdział :) Cóż nie dało się inaczej, gdyż udajemy się wraz z kompanią Thorina już do wnętrza Ereboru i pewnych rzeczy nie mogłam, a przede wszystkim nie chciałam pomijać lub ograniczać do zdawkowych kilku zdaniowych opisów. Zwłaszcza, że Erebor jest moją ulubioną lokacją w całej historii i gdybym miała możliwość, mogłabym w nim zamieszkać ;) Stąd więcej opisów i próby przedstawienia jak to krasnoludzkie państwo-miasto mogło wyglądać i funkcjonować.
To tytułem małego wstępu :)
A teraz to, co jest stałym elementem każdego kolejnego posta z rozdziałem "Wyprawy...", czyli ścieżka dźwiękowa.
Pierwszy utwór to "Blackened Rots" (Adrian von Ziegler) - mroczny, tajemniczy, groźny - jest tłem dla Ereboru w pierwszej części rozdziału.
Drugi to "Skarazula Marazula" - coś zupełnie przeciwnego do pierwszego utworu.. To wesoły i pogodny kawałek. I idealnie pasuje mi do tańczących krasnoludów ;)
"Blackened Rots"
"Skarazula Marazula"
Życzę miłej lektury :)
Rozdział 7
Ogień i Śmierć
Pierwsza
hałda złota wielkości pagórka pod którym mieszkał sprawiła, że
hobbit zdał sobie sprawę jak beznadziejne jest zadanie, którego
się podjął. Jak w tych nieprzebranych tonach bogactwa znaleźć
Arcyklejnot? Gdyby jeszcze wiedział jak wygląda… Postanowił
jednak spróbować. Poszedł jeszcze trochę wzdłuż ściany, a
potem zaczął się wspinać na złoty pagórek. Mając w głowie
słowa Balina, a także opowieści Bofura o sposobach uśmiercania
stosowanych przez smoki, szedł bardzo ostrożnie i cicho, ważąc
każdy krok. Nic nie mógł jednak poradzić na to, że skarby
usypywały się spod jego stóp, brzęcząc i dzwoniąc raz głośniej,
raz ciszej. Hobbit skupiony jednak na poszukiwaniu klejnotu powoli
tracił czujność.
-
To nie…. To też nie… - odsuwał stopą kolejne klejnoty i
nieoszlifowane kamienie. - O to jest całkiem ładne… - podniósł
diament wielkości dojrzałego grejpfruta, oszlifowany i oprawiony w
koronkę z białego złota. Hobbit obejrzał dokładnie cudeńko po
czym odłożył na miejsce skąd go wziął. - ...ale to na pewno też
nie jest Arcyklejnot. - mruczał do siebie.
Ostrożnie,
by nie zjechać razem z osypującymi się mu spod stóp monetami,
biżuterią, surowymi grudkami złota, srebra i innymi skarbami
wszedł na szczyt pagórka. Przez nim rozciągało się morze złota.
-Na
litość świstaka! Ja te krasnoludy sobie to wyobrażają? -
zirytował się podnosząc kolejny kamień. Tym razem był to sporej
wielkości, nieoszlifowany szafir. Piękny swoją drogą. I wart
pewnie więcej niż całe Bag End. W chwili desperacji Bilbo rzucił
niebacznie za siebie ów kamyk. Szmaragd trafił w pozłacają misę,
która zadzwoniła, a echo zwielokrotniło odgłos. Hobbit skulił
się w sobie, uświadamiając sobie swoją głupotę.
-
Ty głupi Bagginsie! - mruknął do siebie. Gdy dźwięk wybrzmiał
zapadła cisza. Ale cisza ta miała w sobie coś przerażającego.
Bilbo stał nieruchomo instynktownie odczekując odpowiedni czas by w
razie czego to, co się obudziło, uznało iż nie ma się czym
przejmować i jedynie jakiś przedmiot sam zsunął się robiąc przy
okazji trochę hałasu. Minuty wlokły się w nieskończoność. W
końcu gdy Bilbowi zdrętwiała jedna stopa, stwierdził, że
niebezpieczeństwo minęło. Postąpił więc dalej naprzód. W tym
momencie bystre oczy hobbita wyłapały ruch. W oddali, w
gęstniejącym mroku grot Ereboru z samego czubka jednej z hałd
poczęła schodzić lawina złota. Bilbo znów zamarł. W sumie było
to daleko… bardzo daleko. Więc chyba powinien być spokojny. Nagle
zabrzęczały monety na sporej hałdzie przed nim. Hobbit spojrzał
znów na górę złota w oddali, z której dalej zsuwały się skarby
i na tę przed nim. Przetarł oczy ze zdumienia, bo zdało mu się,
że cała ta góra jakby uniosła się metr w górę, a potem znów
oparła na swoje miejsce. Tymczasem lawina w oddali zeszła już
zupełnie i… Bilbo zobaczył jak coś się porusza. Nie wiedział
dlaczego od razu uznał to za smoczy ogon, przecież nie widział
nigdy smoka. Tak czy inaczej ów ogon uderzał o podłoże w równym
rytmie - pac, pac, pac. Hałda się obsunęła i to okazało się,
że to co Bilbo zobaczył to był jedynie koniuszek ogona. Teraz
pojawiły się kolce, a sam ogon był już grubości
pięćdziesięcioletniego drzewa. Ruch ogona bezbłędnie zdradzał
irytację właściciela. Zaszurało znów obok hobbita i pojawiły
się jakby rogi… zabrzęczały monety, łuskowata skóra zalśniła
w mroku. Nagle pojawiło się oko, nakryte jeszcze powieką, a potem
kilkanaście metrów przed nimi jak gejzer wystrzeliło powietrze,
wyrzucając przed siebie wszystko co zakrywało pysk i nozdrza.
Hobbit stał jak sparaliżowany, do momentu kiedy nie zobaczył
wystających z pyska ogromnych kłów. W tym momencie smok leniwie
poniósł powiekę. Zaraz za nią zsunęła się trzecia błona i
żółte oko spojrzało w półmrok. Pionowa źrenica zwężała się
i poszerzała dostosowując się do słabego światła. Niczego
jednak nie dostrzegła. Smok zaczął się podnosić, jednocześnie
nozdrzami węsząc powietrze.
Bilbo
zapadł się w dołek nieopodal gdy tylko smocze oko drgnęło.
Niewiele myśląc wsunął również na palec pierścień i teraz
niewidoczny, pewien że jest bezpieczny martwił się tylko o to, by
bestia go nie przydepnęła.
-
Gdzie jesteś mały, wstrętny złodziejaszku? - głos smoka
rozbrzmiał dudniącym echem wśród krasnoludzkich sal.
Bilbo
ani myślał się odezwać.
-
Nie ukrywaj się. - Smaug wygrzebał się ze złota i rozejrzał
czujnie wokół siebie i znów wciągnął kilka razy powietrze.
Bilbo nie mógł widzieć paskudnego uśmiechu jaki pojawił się na
pysku Smauga, gdy ten upewnił się o obecności intruza.
-
Jesteś tu… - sycząc niskim, dudniącym głosem smok powoli oparł
się jedną łapą o ogromną kolumnę i pochylił ku kryjówce
hobbita – Słyszę cię… Twój oddech. Twoje małe wystraszone
serduszko… - smok zlokalizował już Bilba, mimo że ten był
niewidoczny, ale postanowił się nad nim trochę poznęcać. Mógł
go po prostu zabić, ale po co pozbawiać się rozrywki. Przelazł
więc nad nim, okrążył kilka kolumn i zawrócił, powoli wężowymi
ruchami zbliżając się do hobbita.
-
No… wyjdź już z ukrycia… przyszedłeś w gości… nie bądź
nieśmiały, mały podstępny złodziejaszku. - zachęcał Smaug
hipnotyzującym głosem, coraz bardziej poirytowany, że
złodziejaszek ani myśli się pokazać. - Czuję twój oddech! Gdzie
jesteś! Pokaż się! - warknął prosto na hobbita i to było już
za dużo dla niziołka. Zerwał się i ile sił w nóżkach popędził
przed siebie na oślep.
-
Ha! Ha! Ha! - okrutny śmiech smoka rozbrzmiał wokół i smok
podążył za ofiarą.
Bilbo
dopadł do jakieś obalonej kolumny i skrył się za nią. Znów
zapadła cisza. A potem zza jego kryjówki wyłonił się smoczy łeb
wielkości gospody w Bad End. Bilbo zacisnął zęby by nie wrzasnąć.
-
Jesteś jakiś niezwykły mój mały złodziejaszku… nie cuchniesz
jak krasnolud...- smocze oko wpatrywało się w ścianę przed którą
stał hobbit – I masz ze sobą coś złotego… coś co przyniosłeś
ze sobą… tutaj… do mnie… coś cennego… - wysyczał Smaug.
Biedny
Bilbo, przyciśnięty do ściany, nie wiedząc jak się wykaraskać z
kłopotów postanowił, że zdejmie pierścień. Smok zdawał się
inteligentny więc może dało by się z nim dogadać. Zwłaszcza, że
Bilbo nie był krasnoludem. Zerwał z palca pierścień.
-
Ooo jesteś w końcu… - Smaug uśmiechnął się złośliwie
prezentując tuż przez twarzą Bilba cały garnitur zębów.
Bilbo
przełknął ślinę.
-
Po coś tu przylazł złodziejaszku? - smocze oko zmierzyło hobbita
od stóp do głów, po czym smok odszedł i usiadł na hałdzie
złota.
Bilba
aż zatkało. Pierwszy raz bowiem widział bestię w całej
okazałości i choć Smaug znajdował się spory kawałek od niego,
ciężko mu było objąć go całego wzrokiem. Bilbo próbował się
skupić na jakiejś sensownej odpowiedzi jednak poruszający się
koniuszek smoczego ogona skutecznie mu w tym przeszkadzał.
-
No więc? - ponaglił go Smaug.
-
Wybacz śmiałość o Smaugu, ale twój ogrom sprawił, że
zaniemówiłem. Żadna z opowieści na twój temat nie oddaje choćby
w niewielkiej części twej potęgi.
Smok
skrzywił się z niesmakiem.
-
Jeśli myślisz, że pochlebstwami ocalisz życie to się mylisz
złodziejaszku. Ale… chwileczkę. - smok zniżył łeb – Znasz
moje imię, ale ja nie przypominaj sobie byśmy mieli okazję się
wcześniej poznać, nawet zapach jest jakiś inny… - smok wciągnął
znów powietrze. - Zatem skoroś przylazł tutaj nieproszony i nawet
się nie przedstawiłeś złodziejaszku, to sam zapytam. - Smaug
podszedł całkiem blisko do Bilba – Kim jesteś i skąd przybyłeś,
jeśli wolno mi spytać? - wyrecytował formułkę, a ton jakim to
wypowiedział był aż przesadnie uprzejmy.
Bilbo
jednego był pewien. Nie zamierzał przestawiać się prawdziwym
nazwiskiem. Wziął głęboki oddech.
-
Jestem pan Podpagórek.
-
Podpagórek?… - powtórzył Smaug, jakby zaciekawiony, więc Bilbo
kontynuował.
-
Tak, gdyż spod pagórka przybyłem, a moja droga biegła nad i pod
górami. Zwą mnie również Mistrzem Zagadek, który jeździł na
beczkach.
-
Zaiste, piękne imiona. - zasyczał smok. - Ale przejdźmy do
konkretów panie Podpagórek.
-
Gdzie zgubiłeś swoich krasnoludzkich przyjaciół? Hmmm? - Smaug
wbił w Bilba przeszywający wzrok.
-
Kkras… noludzkich? Przyjaciół? - powtórzył powoli Bilbo. - Ależ
ja tu przyszedłem sam…
-
Milcz! - ryknął smok. - Na razie ta rozmowa mnie bawi i dlatego
jeszcze żyjesz panie Podpagórek czy jak się tam naprawdę
nazywasz! Ale biada ci jeśli stracę cierpliwość! Gdzie się
schowały krasnoludy? - głos smoka dudnił tak, ze kamienna posadzka
pod stopami Bilba drżała.
Bilbo
szybko przekalkulował ryzyko.
-
Jesteś w błędzie o wielki złoty smoku, naprawdę… mylisz się…
- słowa Bilba zginęły wśród brzęczenia usypujących się monet
i gardłowego warkotu smoka.
-
Och doprawdy? Pewnie kryją się gdzieś po kątach, czekając na
odpowiednią okazję by mnie okraść! - smok oparł przednie łapy o
dwa filary i z lekka rozłożył skrzydła.
-
Jesteś w błędzie o Smaugu, Największa Plago tej Ery! - zapewnił
jeszcze raz Bilbo przekrzykując warkot i syczenie bestii.
Smaug
zjeżył kolce na łbie i pochylił się do hobbita.
-
Zadziwiająco dobre maniery jak na złodzieja i oszusta posiadasz
panie Podpagórek! Ale to ci nie pomoże! Nudzisz mnie swoimi
kłamstewkami i rozmowa z tobą zaczyna mnie irytować! - Bilbo
poczuł jak nagle od smoka zaczął bić straszny gorąc i dostrzegł,
że pierś gada rozpaliła się jak ogromny piec.
-
Naprawdę myślisz, że nie oczekiwałem dnia kiedy te robaki znów
przypełzną pod Górę by podjąć żałosne próby odebrania mi
tego co należy do mnie?!
Bilbo
zaczął się cofać, bo Smaug coraz gwałtowniej zaczął rzucać
ogonem. Miotał się gniewnie, by w końcu unieść się na łapach,
a opadając zawadzić zadem o jedną z gigantycznych kolumn.
Bilbo
już tego nie widział, bo stracił równowagę i toczył się teraz
z górki łapiąc się wszystkiego co wpadło mu w ręce byle tylko
się zatrzymać. Niestety czego tylko dotknął zaraz leciało za
nim. Nagle poczuł wstrząs tak silny, że uleciał razem zresztą
lawiny w górę, a potem upadł z powrotem na twarde podłoże. W
końcu cała lawina złota zatrzymała się na skalnej ścianie, a
Bilbo począł się szybko z niej wygrzebywać, rozglądając się za
smokiem. Dostrzegł go w oddali, jak szukał go wzrokiem, obok leżała
w chmurze pyłu przewrócona kolumna. Bilbo miał jeszcze chwilę
więc dalej walczył o to żeby wyleźć z zawału, gdy nagle jego
wzrok padł na jaśniejący w mroku przedmiot. Był zrobiony jakby ze
skrystalizowanej mglistej poświaty jaśniejącej jak… jak…
-
Arcyklejnot. - szepnął cicho i złapał kamień chowając go do
kieszeni kamizelki, gdy Smaug skryty był akurat za skalną ścianą.
I zrobił to w ostatniej chwili bo Smaug pojawił się znów nagle
wypełzając zza ściany.
-
Zabijałem krasnoludy, zarzynałem je jak wilk owce. Kiedy mi tylko
przyszła ochota! I w sposób jaki miałem akurat ochotę! Gdzie jest
teraz ich król spod Góry? Zdechł! Teraz ja tu rządzę, ja jestem
Królem pod Górą! - smok znalazł w końcu wzrokiem hobbita. - Wiem
kto cię tu wysłał i po co! Thorin Dębowa Tarcza! Zachciało mu
się odzyskać dziedzictwo dziada i pewnie Arcyklejnot! Jeszcze
czego! Nic nie dostanie. Jedynie co go tu czeka to śmierć! – żar
w piersi smoka płonął coraz bardziej – Co ci obiecał te
uzurpator za to, żeś tu przylazł? Że ryzykujesz życie w starciu
z potęgą, z którą nie masz żadnej szansy? Złoto? Jesteś głupi,
jeśli myślisz że dostaniesz cokolwiek!
Bilbo
widząc że smok unosi się na tylnych łapach instynktownie prysnął
w pierwszy korytarz jaki napotkał, ale syczący głos Smauga nadal
był słyszalny.
-
Ale… cóż za pokusa… - Bilbo nadstawił uszu, bo ton smoka się
zmienił. Był teraz jakby cichszy, jakby smok coś rozważał.
-
A gdyby tak oddać go temu krasnalowi? I patrzeć jak go niszczy…
och, cóż by to był za widok. Taak… cóż za przyjemność,
przyglądać się jak stacza się w otchłań szaleństwa… - nagle
smok znalazł się przed Bilbem, zatoczył koło i wylądował z
hukiem na hałdzie złota.
-
Zaiste pokusa nie do odparcia...ale ja mam silną wolę. Zachowam tę
błyskotkę dla siebie. - Bilbo rozejrzał się wokół siebie
szukając drogi ucieczki – A co do ciebie panie złodziejaszku to
koniec naszej rozmowy!
Smaug
uniósł się na łapach, a jego trzewia rozpaliły się jeszcze
bardziej. Bilbo nałożył pierścień i zniknął, nim smok zionął
ogniem. Smaug ryknął wściekle i zionął na oślep. Strumień
ognia rozbił się o ścianę i rozszedł po bokach, topiąc i paląc
wszystko co było w zasięgu pożogi.
Bilbo
sprintem przebiegł wzdłuż ściany czując na plecach smoczy ognień
i szczupakiem wpadł do jakiegoś korytarza. Błyskawicznie zebrał
się z ziemi i wystartował dalej. Sekundę później ogień
pochłonął miejsce gdzie leżał hobbit.
Jeszcze
przez dłuższy czas Bilbo słyszał za sobą ryk Smauga i huk
kolejnych fal ognia.
Elaina
wyrwała twarz z dłoni Thorina i odepchnęła jego rękę,
zszokowana jego zachowaniem, a także tym dziwnym trzęsieniem ziemi.
Wstała i stanęła obok Balina. Kątem oka spojrzał na Dębową
Tarczę, który również zerwał się ze skały. Dziwiło ją jego
zachowanie. Jak mógł się tak zmienić w tak krótkim czasie? Nie
mogła tego pojąć. Mimo wszystko, że nie podobało jej się
zachowanie Thorina, że zaczynała się go obawiać, obiecała sobie,
że spróbuje go zrozumieć.
-
Co to było? Cała Góra się trzęsie! - Z korytarza wybiegli Fili i
Kili, byli bladzi jak kreda.
-
A jak myślicie? Ta niedorajda hobbit obudził smoka! - warknął
Thorin patrząc na Elainę groźnym wzrokiem. Zaczynała go irytować
ta kobieta. Lekceważyła jego osobę, kwestionowała jego pozycję…
-
Thorinie, może Bilbo potrzebuje pomocy? - zasugerował Dwalin, ale
Thorin potrząsnął głową.
-
Niech sobie radzi sam! Mógł nie budzić smoka. - rzekł twardo i
odwrócił się na pięcie odchodząc od reszty. Elaina zacisnęła
powieki, słysząc tak bezlitosny wyrok. Krasnoludy patrzyły po
sobie zdezorientowane. Najbardziej zmieszane miny mieli siostrzeńcy
Dębowej Tarczy. Nie znali wuja takim. Zawsze był gotów iść
choćby na śmierć by ratować towarzysza, ale teraz stał
zatwardziały i milczący, jakby nie był sobą.
-
Bilbo tam poszedł dla ciebie! - odezwała się nagle Elaina głośno,
stając między krasnoludami a Thorinem. - A ty go zostawiasz? Jak ty
możesz? - mówiła cicho, ale jej słowa były ostre jak igły.
Thorin
na początku milczał. Jej słowa były jakby głosem sumienia, ale…
właściwie dlaczego miałbym jej słuchać? Kim właściwie
jest by wydawać mi polecenia? Jestem królem, a ona? Była sługą,
strażnikiem… Okazałem jej względy, a jej to chyba dało fałszywe
poczucie, że jest równa mnie! Władcy Ereboru!
-
Za kogo się masz, żeby tak lekko szastać jego życiem! A ile razy
on ci uratował życie?! Ile? - Elaina mówiła dalej cichym smutnym
głosem, nie będąc świadomą myśli jakie zatruwały właśnie
serce Thorina.
Gdy
odwrócił się nagle, Elaina przestraszyła się jego twarzy. Rysy
mu się wyostrzyły, miał zmarszczone brwi, a na ustach złośliwy,
kpiący uśmiech.
-
A kim ty jesteś, żeby kwestionować moje słowa i decyzje?
Szybko
podszedł do niego Balin i położył dłoń na jego ramieniu.
-
Thorinie, uspokój się… Bilbo przecież poszedł tam w twojej
sprawie. - przerwał na chwilę patrząc w oczy krasnoluda i zobaczył
w nich ten sam dziwny blask, który widział w oczach króla Thora. A
więc stało się… przekleństwo dopadło i tego władcę Ereboru…
Mimo wszystko Balin nie poddał się, spojrzał jeszcze raz w oczy
dawnego wychowanka - Thorin, którego znam i wychowałem nie
zostawiłby na śmierć druha. Prawda? - cichy krzepiący głos
Balina sprawił, że Thorin otrząsnął się na chwilę. Rozejrzał
się wokół siebie jakby widział wszystkich pierwszy raz, a potem
znów spojrzał na Balina.
-
Tak, masz rację. Jestem mu to winien. Wszyscy jesteśmy! - rzekł
swoim normalnym głosem i wyjąwszy miecz wszedł do korytarza.
Wszyscy
podążyli za Thorinem.
-
Czemu wuj się tak zachowuje? - mruknął Kili do Filego, a ten
wzruszył ramionami.
-
Cicho dzieci! - rzekł Balin odwracając się do nich. - Zachowajcie
ciszę, tu nie jest bezpiecznie. - jego wzrok padł na Elainę. Szła
szybko obok Dwalina, milczała patrząc na posadzkę. Balinowi było
jej żal.
-
Stać. Dalej pójdę sam! - zatrzymał ich głos Thorina, który
biegł na przedzie. - Gdyby coś mi się stało, uciekajcie! I nie
ważcie się po mnie wracać.
To
rzekłszy zniknął w ciemnościach korytarza. Biegnąć coraz
głębiej do wnętrza Góry, Thorin czuł coraz silniejsze powiewy,
suchego gorącego powietrza. Nagle korytarz się skończył…
Krasnolud
aż otworzył usta na widok niezmierzonego morza złota jakie się
przed nim rozciągało. Podszedł do schodów i zszedł nimi w dół
zapatrzony na skarb. W tym momencie coś go uderzyło tak mocno, że
o mało nie upadł. Otrząsnął się i już miał zadać cios
mieczem, gdy…
-
Thorin! - wysapał hobbit – Tam…. Jest…. Smok… - Bilbo
wskazał ręką za siebie – Wielki, jak jak… ogromny! I zie…
zie…. - zaczął kaszleć – Zieje ogniem!
Nim
skończył zdanie usłyszeli świst i ogłuszający szum, a potem
pojawił się Smaug, który węsząc podążał na niziołkiem.
-
TY!!!! - zaryczał gdy tylko dostrzegł Thorina.
-
Chodu panie Baggins! - Thorin chwycił niziołka za kołnierz i
rzucił za siebie w kolejny korytarz, a potem sam pobiegł za nim.
-
Wolniej! Ja nie mam już siły! Mało mnie nie dopadł! - jęczał
hobbit – Błagam, chwilę… muszę odsapnąć!
Thorin
przewrócił oczami. Weszli już tak daleko w głąb skalnego
chodnika, ze smok nie mógł im zagrozić, więc krasnolud zatrzymał
się.
-
Dobrze, masz dwie minuty. - mruknął krasnolud patrząc na hobbita.
- A tak przy okazji… znalazłeś Arcyklejnot?
Hobbit
zamarł, ale szybko się ogarnął.
-
Tam gdzie szukałem nim dopadł mnie Smaug nie znalazłem. - rzekł
nie patrząc na Thorina, który wciąż świdrował go wzrokiem – I
szczerze powiem, że nie wiem czy i za miesiąc bym go znalazł. Tu
trzeba by przekopać każdą górę złota…
-
Może i tak… - odparł powoli Thorin.
Bilbo
uśmiechnął się przepraszająco.
-
A może i nie… - wzrok krasnoluda stwardniał. - Nie oszukałbyś
mnie panie Baggins, prawda? - Thorin zrobił krok w stronę Bilba.
-
Ależ skąd! - zapewnił Bilbo cofając się jednak w obawie przez
Thorinem. Nie sprawiał wrażenia panującego nad sobą.
-
Koniec przerwy. - mruknął krasnolud, odwrócił się na pięcie i
pobiegł dalej korytarzem. Chodnik zaczął łagodnie podnosić się
ku górze, aż znów wypoziomował się i stanęli przed trzema
nowymi korytarzami, kolejno prowadzącymi w dół, prosto i w górę.
Thorin przez chwilę zastanawiał się w którą stronę iść.
-
Ten.. do kopalń… ten… taaak na Główną Bramę… a ten…
skrót do Zachodniej Strażnicy. Tędy panie Baggins, tylko żywo! -
rzucił i pobiegł tym, prowadzącym w górę, oglądając się za
sapiącym hobbitem. Kilka minut później usłyszeli jakby szepty, a
potem coraz głośniejsze głosy kompanii.
-
Jak będą tak gadać to Smaug wytropi nas jak kot myszy! - warknął
poirytowany Thorin i skręcił w lewo.
-
Uciszcie się! - syknął do krasnoludów, które siedział na rogiem
- Słychać was na pół mili! - zatrzymał się i oparł o ścianę,
uspokajając oddech.
-
Znalazłeś hobbita Thorinie! Co za szczęście! - ucieszył się
Balin.
-
Nasz włamywacz! - odezwało się kilka głosów z kompanii.
-
Widziałeś smoka? - dopytywali się hobbita siostrzeńcy Thorina.
Bilbo
pochylił się opierając na kolanach, bo dostał zadyszki. Nagle
poczuł jak ktoś głaszcze go po plecach. Podniósł głowę i
zobaczył uśmiechniętą twarz Elainy.
-
Jestem cały, byle smok nie da rady Bagginsowi z Bag End. - rzekł
dumnie, chcąc uspokoić towarzyszy.
-
Ciesze się, że żyjesz Bilbo. - szepnęła krasnoludzica.
Hobbit
uśmiechnął się do Elainy, ale mina mu zrzedła kiedy spojrzał na
Thorina, który patrzył na nich gniewnie. W końcu odwrócił wzrok
na innych.
-
Musimy zabić smoka. Nie ma wyjścia. Albo on albo my. Mam nawet
pomysł jak to zrobić. Pamiętasz te ogromne zbiorniki retencyjne w
kuźniach, Balinie?
-
Tak… woda pewnie tam jest dalej. - odparł siwy krasnolud.
-
Mhm… - mruknął Thorin drapiąc się po brodzie. - Zbiorniki były
na bieżąco uzupełniane przez wody podziemne, a nadmiar spływał
kanałami do rzeki Bystrej. Przez to rezerwuary zawsze były
napełnione.
-
Rzeka dalej płynie… jeśli….
-
Jeśli ta gadzina nie uszkodziła dopływów… - Thorin usmiechnął
się do Balina – to może się nam udać. Utopimy to smocze
ścierwo! Balin, Dwalin poprowadzicie każdy swoją grupę. Jak pójdę
z trzecią Lepiej jak się rozdzielimy. Będziemy mieli większe
szanse dotrzeć do kuźni. - krasnolud spojrzał tutaj z troską na
Elainę. Dziewczyna tym razem nie odwróciła wzroku, bo wrócił
dawny Thorin. Uniosła leciutko kąciki ust w uśmiechu.
-
Bofur, Bombur i Bifur, idziecie ze mną – odezwał się zaraz
Dwalin organizując swoją grupę.
-
W takim razie ze mną pójdą Oin, Gloin, Nori Dori i Ori – dodał
Balin.
-
Dobrze więc. - mruknął Thorin – Moja grupa za mną! Elaina,
Bilbo, Fili i Kili szybko, ale cicho! - Thorin przyłożył palec do
ust i szybkim krokiem wszystkie trzy grupy zeszły do rozstajów
korytarzy.
-
Drużyna mistrzów! - zachichotał Kili do Elainy idąc za Filim i
Bilbem.
-
Tak… - uśmiechnęła się lekko Elaina, patrząc na plecy Thorina
przed sobą. Teraz gdy przemawiał zdawał się być znów normalny,
to jak patrzył na nią, jak lekko się uśmiechnął. Miała ochotę
podejść i go objąć, ale nie było czasu. Gdy zginie smok, będzie
czas żeby sobie wszystko wyjaśnić… tak. Wtedy na pewno usiądzie
z Thorinem i porozmawia.
Przez
dłuższy czas szli w ciszy, pokonując kolejne korytarze, potem
mosty i galerie. Cisza aż dzwoniła w uszach. Wszyscy czuli
narastającą wokół nich grozę. Wszędzie była śmierć. W
porzuconych przedmiotach, w przewróconych meblach, w pustych
wypalonych jak blaszane formy zbrojach porozwalanych tam, gdzie
akurat tych, co je nosili dosięgnął smoczy ogień. Thorin milczał,
sam jakoś dawał radę znieść tę grozę i makabrę na jaką
musieli patrzeć. Obejrzał się na towarzyszy. Chłopcy szli z
minami tak poważnymi jakich u nich jeszcze nie widział. Zdało mu
się, że Kili pociągnął nosem. Hobbita nie mógł rozgryźć.
Bilbo szedł z nieodgadnioną miną i raczej nie rozglądał się na
boki. W końcu spojrzał na Elainę. Była blada jak płótno. Widać,
że było jej ciężko. Strzelała oczami na boki. Thorina zabolało
serce na jej widok. Gdy mijali jakąś komnatę Elaina zatrzymała
się jak wryta.
-
Elaina! - syknął Dębowa Tarcza, a reszta grupy obejrzała się.
Dziewczyna
stała patrząc ze zgrozą na coś w komnacie.
-
Stać! - szepnął – Wszyscy pod ścianę i ani słowa! - dodał po
czym wrócił do krasnoludzicy. Gdy stanął przed nią nawet na
niego nie zareagowała, a po jej twarzy płynęły ciężkie duże
łzy. Pierwszy raz widział Elainę płaczącą. Objął ją szybko i
bez słowa, a ona wtuliła się w jego pierś. Spojrzał za jej
wzrokiem i zrozumiał. Komnata była pełna ciał. Ale nie
zwęglonych. Te krasnoludy umarły same, powoli, w strachu, może z
głodu, może udusiły się dymem. Od razu dostrzegł zwłoki
krasnoludzicy, która trzymała w martwych ramionach niemowlę.
Wysuszonymi kośćmi dłoni chroniła główkę dziecka. Oboje
leżeli jakby właśnie zasnęli, ale wysuszone tkanki na czaszkach i
puste oczodoły nadawały im iście makabryczny wygląd. Thorin
zacisnął szczękę i pocałował głowę Elainy.
-
Chodź, nie patrz… - dodał po chwili, zabierając ją jak
najszybciej od wejścia do komnaty. Potem postawił ją pod ścianą
i podniósł jej twarz za podbródek.
-
Spójrz na mnie! - Elaina nadal łkała. - Spójrz! Elaina! -
podniosła na niego oczy. - Nie umrzemy tak! Rozumiesz? Nie pozwolę
na to! - dziewczyna chwyciła się jego słów jak tonący ostatniej
deski ratunku i pokiwała szybko głową. - Weź się w garść i
chodźmy, nie ma czasu do stracenia! - dodał i uśmiechnął się
krzepiąco. Miał nadzieję, że jego uśmiech był przekonujący.
Dalsza
droga minęła szybko. Gdy byli już przy kuźniach, Thorin dostrzegł
na sąsiednim moście ruch. Grupa Balina była kompletna. Nim zdążył
pomyśleć górnym mostem nadbiegli Dwalin i reszta. Ich miny mówiły
wszystko.
-
Szybko! - krzyknął Thorin i wszyscy pognali do kuźni. Szczęściem
były one odgrodzone od reszty ogromnymi lanymi z żelaza filarami.
To mogło powstrzymać smoka na jakiś czas, dając im czas na
przygotowanie pułapki.
-
Uciekajcie! Uciekajcie! - nagle odezwał się głos i wszyscy
spojrzeli za siebie. Smaug szedł powoli po ścianie, przywodząc na
myśl ogromnego pająka – Ja was i tak znajdę! - syczał idąc w
ich kierunku.
-
Do kadzi! - rzucił Thorin już nie patrząc na smoka, do Balina i
Dwalina, którzy właśnie dobiegli.
-
Natknęliśmy się na niego w połowie drogi! - rzekł przepraszająco
Gloin.
-
Nie ważne. Do roboty! Bombur ty z braćmi biegnij na górę! -
Thorin wskazał skalną półkę, obok której wisiała przeciwwaga
do jednej z maszynerii w kuźni. Grube jak pień liny trzymały ją
by się nie huśtała. - Na moją komendę pociągniecie za dźwignię,
tam jest tylko jedna, ona poluzuje przeciwwagę! Jasne?
Krasnoludy
pokiwały głowami.
-
To na górę!
-
Elaina, Kili, Fili i ty Dwalin idziecie na drugą stronę kadzi i gdy
smok wpadnie otworzycie dodatkowe śluzy! Tylko nie ryzykujcie
specjalnie! Gdyby sytuacja wymykała się spod kontroli macie
uciekać!
-
Rozkaz! - odparł Dwalin i kiwnął na swoją grupę. Zaraz też
zniknęli w półmroku.
-
Reszta za mną! - zawołał Thorin i zobaczył smoka tuż za kratami.
- Szybko! Uciekać! Rzucił tylko okiem na tych, którzy już
pobiegli na swojej stanowiska, ale nie dostrzegł żadnego z nich. W
tym momencie usłyszał huk i poczuł zbliżającą się pożogę.
Wszyscy schowali się za kamiennymi blokami w ostatniej chwili. Zaraz
też smok walnął z całej siły w kraty, a te wygięły się w łuk.
Thorin i reszta biegli szybko na ostanie stanowisko, gdzie zwalniano
ogromne zbrojone pokrywy do rezerwuarów z wodą. Ziemia znów się
zatrzęsła i pierwszy kolumna pękła. Smok zionął ogniem jeszcze
raz i naparł na rozgrzane żelazne belki całym ciałem, a te pękły
i wygięły się robiąc mu przejście. Smoczy ognień rozpalił
ogromne piece i w kuźni zrobiło się jasno.
Thorin,
który dotarł ze swoją grupą do stanowiska, rozejrzał się
jeszcze czy wszyscy są na miejscach. Byli. Spojrzał na smoka, który
przelazł już cały i warcząc szedł powoli jak zakradający się
kot, ku nim.
-
Nigdy nie sądziłem, że będę musiał tak długo czekać na ciebie
ty oślizgły gadzie! - krzyknął Thorin – Wleczesz ten swój
śmierdzący zad tutaj całą wieczność!
Smok
słysząc tak zuchwałe słowa nastroszył kolce na łbie, a w jego
piersi zapłonął ognień, rozgrzewając smocze łuski do białości.
-
Zaraz się ciebie pozbędę…. - wysyczał Smaug włażąc na jeden
z pieców, a potem nie spuszczając z oczu znienawidzonego krasnoluda
zbliżył się do gigantycznych kadzi z wodą. - Usmażę cię jak
setki twoich rodaków, a reszta… - spojrzał po innych krasnoludach
– będę ścigał po Ereborze, póki nie popadną w szaleństwo!
-
Teraz Bombur! - krzyknął nagle Thorin, a smok zmrużył ślepia nie
rozumiejąc co się dzieje. Gdy usłyszał nadlatujący ogromny
skalny blok było już za późno. Przeciwwaga walnęła smoka z całą
mocą spadającego kilkuset tonowego skalnego bloku, spychając smoka
do rezerwuaru. Zaskoczony smok próbował jeszcze wyleźć, ale łapy
ślizgały mu się po brzegach kamiennych kadzi. Próbował zionąć
ogniem, ale woda skutecznie gasiła jego wewnętrzny żar.
-
Dwalin! - ryknął Thorin i smoka uderzył ogromny wodospad lodowatej
wody. Smok zniknął pod powierzchnią.
-
Już po nim! Uciekajcie! - Thorin machnął rękami do wszystkich na
stanowiskach i krasnoludy poczęły uciekać co sił w nogach.
Nic
się nie działo, gdy zbiegali na najniższy poziom kuźni, jak
również wtedy, gdy Thorin skierował ich do Wielkiej Sali. W
sercach wszystkich jęła żarzyć się malutkim płomyczkiem
iskierka nadziei, że bestia została pokonana. I wtedy woda w kadzi
zabulgotała i wytrysnęła wraz ulatującym w górę smokiem wysoko
w górę. Krasnoludy zamarły w przerażeniu. Smok miotał się jak
oszalały, rozwalał ogonem i skrzydłami wszystko co było w jego
zasięgu, rozładowując wściekłość. Dopiero gdy jego wzrok
przypadkiem padł na kompanię stojącą pod ścianą, ryknął
wściekle i ruszył na krasnoludy. Szczęściem lodowata woda na tyle
wychłodziła cielsko gada, że ten nie mógł jeszcze zionąć
ogniem.
-
Uciekać! - krasnoludy rzuciły się do ucieczki. Cała kompania
wbiegła do krótkiego chodnika i nagle znaleźli się w ogromnej
sali, której ściany ozdobione były sztandarami i malowidłami.
-
Wy podłe skarlałe robaki! - złorzeczył Smaug i biegł za nimi.
Krasnoludy myślały, że gruba na kilkadziesiąt metrów granitowa
ściana zatrzyma bestię - pomyliły się. Smaug bez problemu przebił
się do Wielkiej Sali, a gdy się tam znalazł spojrzał na
pierzchające krasnoludy.
-
To wszystko przez ciebie! - Smaug dostrzegł Bilba i świsnął
czubkiem ogona w jego kierunku. Kolce na ogonie zahaczyły o jeden z
filarów, gruchocząc go doszczętnie. - Myślałeś, że mnie
przechytrzysz! Ha! Głupimi zagadkami! Myślisz, że nie wiem skąd
przybyłeś ty który pływałeś na beczce?! Ludzie z miasta na
Jeziorze zawarli spisek z Dębową Tarczą i tymi śmierdzącymi
krasnoludami! Co wy sobie myśleliście? Że pokonacie mnie? Mnie!? -
ryczał smok wściekle zamiatając ogonem. - Myśleliście, że razem
dokonacie zemsty? Zemsty?! Ja wam pokażę zemstę! - Smaug zakręcił
się i pobiegł w stronę Głównej Bramy Ereboru.
-
O nie! - Bilbo podniósł się z ziemi. - On ich zabije! Spali
miasto!
Krasnoludy
patrzyły ze zgrozą za Smaugiem i dochodziło do nich co narobiły.
Elaina zakryła twarz dłońmi. Usłyszała tupot stóp. Bilbo biegł
za smokiem, nie wiele myśląc podążyła za nim, podobnie uczynili
Kili i Fili.
Ziemia
zatrzęsła im się pod nogami, gdy Smaug wyrwał wielką dziurę w
skale i wyleciał w nocne niebo. Bilbo pierwszy dopadł wyjścia i po
wyrwanych głazach wybiegł w noc.
Księżyc
świecił jasno i na tle nieba doskonale rysowała się sylwetka
smoka. A po chwili dostrzegł, jak pierś smoka rozpala się coraz
jaśniejszym złowrogim blaskiem.
Po
chwili cała kompania dołączyła do czwórki, która już była na
zewnątrz i przyglądała się jak smok nadlatuje nad Esgaroth. Nagle
usłyszeli ciche, ale przyprawiające o drżenie serca bicie dzwonu.
A zaraz potem zobaczyli pierwszy strumień ognia uderzający w
miasto.
-
Co myśmy zrobili… - szeptał w kółko Bilbo, poruszony tragedią
rozgrywającą się na jego oczach. - Trzeba tam iść, pomóc tym
ludziom...
Obok
niego Elaina zaciskała z bezsilności pięści. Reszta krasnoludów
milczała zdjęta grozą ponurego widowiska, a także strachem, co
będzie jak smok powróci by zemścić się na nich.
-
Nigdzie nie idziemy. - ostatni dołączył do kompanii Thorin. Bilbo
obejrzał się wstrząśnięty. Thorin stanął obok Elainy i z
zaciętym wyrazem twarzy obserwował śmierć Miasta na Jeziorze. Tak
naprawdę, dużo kosztowało go przyglądanie się po raz kolejny
atakowi smoka. Doskonale pamiętał jak bestia niszczyła Dale na
równi z Ereborem, to zionąć ogniem na wrota Samotnej Góry to
powracając nad Dale, paląc i burząc wszystko w zasięgu strumienia
ognia i smoczych szponów. I właśnie dlatego nie zamierzał
ryzykować życiem swoich ludzi.
-
Thorinie, obawiam się, że niewiele tu wskóramy… Smoka nie da się
pokonać ani przepędzić… musimy stąd odejść. I pogodzić się
z losem. - odezwał się tym razem cicho Balin, nie odrywając wzroku
od bestii latającej nad Jeziorem.
Thorin
milczał.
-
Thorinie?… - Balin spojrzał na wychowanka.
-
Za nic Balinie. - odrzekł twardo. - Rozumiesz? Prędzej tu umrę niż
się poddam!
-
Zatem zostaniemy z tobą. - Balin westchnął ciężko.
Krasnoludy
kiwnęły głowami. Thorin kiwnął głową w niemym podziękowaniu,
a potem położył dłoń na ramieniu Elainy. Dziewczyna przykryła
ją swoją i znów spojrzała na sylwetkę smoka w oddali.
Zmarszczyła nagle brwi, bo smok niespodziewanie wzleciał w górę.
Było w tym chaotycznym manewrze coś dziwnego.
-
Patrzcie! - nagle krzyknął Dwalin, ale wszyscy dostrzegli to co on.
Thorin
zmrużył oczy, przeszedł szybko między krasnoludami i wspiął się
na wielki granitowy blok, żeby lepiej widzieć.
-
Widzieliście? - zaaferowany Bofur rozejrzał się po innych.
-
Patrzcie! - krzyknął znów Dwalin – Spada!
Elaina
poczuła jak serce zaczyna jej szybciej bić. Nawet z tej odległości
było widać jak Smaug bezwładnie leciał w dół. Jak wielkie
skrzydła gruchnęły o wodę i w górę uniósł się kłąb dymu i
ognia z płonącego miasta. Jeszcze przez chwilę stali bez ruchu,
jakby czekając czy bestia nie podniesie się, ale nic takiego nie
nastąpiło.
-
Nie żyje… - pierwszy odezwał się Fili.
-
Nie żyje! - krzyknął Dwalin i objął mocno Bifura, który stał
obok niego, a zaraz reszta poczęła czynić to samo ściskając się
i ciesząc z nieoczekiwanego zrządzenia losu. Elaina uwolniwszy się
od rozradowanego Kilego, podeszła do Thorina, który milczący nadal
patrzył na płonące Esgaroth.
-
Thorin? Nie cieszysz się? - zapytała patrząc na niego, a on po
chwili odwrócił głowę w jej stronę. Elaina zmarszczyła brwi
lekko.
-
Ludzie mogli zrobić to wiele lat temu. Gdyby wtedy strzelali celniej
nie doszło by do tego wszystkiego. - spojrzenie i głos krasnoluda
były jakieś dziwne. Zniknęła całkiem zwykła czułość z jaką
zawsze na nią spoglądał. - Erebor jest mój.
Zszedł
ze skały, ignorując Elainę.
-
Wracamy do Góry! - rzucił rozkazującym tonem - Trzeba się
przygotować! Nie pozwolę by choć moneta opuściła Erebor. -
przeszedł między nimi. - Na co czekacie! To rozkaz! - huknął na
nich Dębowa Tarcza, gdy się ociągali.
Krasnoludy
i hobbit popatrzyli po sobie zadziwieni nagłą zmianą w zachowaniu
Thorina, ale wykonali polecenie.
Gdy
weszli do Góry Thorin zaczął rozdzielać zadania.
-
Bifur, Bofur, Bombur, Dori, Nori i Ori zaczynacie łatać tę wyrwę!
- wskazał dłonią na dziurę, którą Smaug zrobił opuszczając
Erebor.
-
Kili, Fili, Balin i Dwalin razem ze mną do skarbca! Musimy znaleźć
Arcyklejnot! Tylko wam ufam! - krasnoludy spojrzały skonsternowane
po sobie, słysząc ostatnie zdanie Thorina. - Reszta… - machnął
niedbale na Bilba, Oina, Gloina i Elainę – znajdźcie miejsce na
nocleg i przeszukajcie dawne spichlerze. Może coś przetrwało i
nadaje się do spożycia. - Balin wskaż im drogę a potem zaraz
wracaj.
Wszyscy
kiwnęli głowami i powoli udali się do wyznaczonych obowiązków.
Elaina
szła milcząca, poruszona zachowaniem Thorina niosąc pochodnię.
Już nawet nie wobec nie samej, ale ogólnie. Miała nadzieję, że
wcześniejsze nieprzyjemne zachowania były nic nie znaczącymi
epizodami. Jej nadzieja jednak gasła z sekundy na sekundę. Thorin
zmienił się, wręcz nie do poznania. Na gorsze. Był coraz bardziej
odpychający i nieprzyjemny.
Gdy
doszli do spichlerzy zastali zamknięte na głucho wrota. Balin
obejrzał dokładnie odrzwia.
-
Niestety obawiam się, że są zamknięte od środka… - wszyscy
spuścili głowy, domyślając się co mogą znaleźć wewnątrz. -
Wrócimy tu…. kiedy indziej – rzekł drżącym głosem - Ten jest
skreślony. Idziemy do następnego.
-
Pewnie mieli nadzieję, że przetrwają… - rzekł cicho Gloin
patrząc na zamknięty spichlerz.
Dwie
następne spiżarnie również były zamknięte od środka, dopiero
czwarta z kolei dała jako taką nadzieję. Tu wielka antaba była
założona na żelaznych uchwytach, skutecznie zabezpieczając drzwi.
Jakby ktoś dosłownie wczoraj zamknął pełen spichlerz. Być może
żywność również była nienaruszona.
-
Bilbo odsuń się! Tu trzeba siły krasnoludów! - zakomenderował
Balin i razem z Elainą, Oinem i Gloinem podnieśli belkę i rzucili
ją na bok. Echo poniosło huk w głąb Góry.
-
No… to zobaczmy co tu mamy… - Balin i Gloin pchnęli wrota.
Zawiasy
zaskrzypiały.
-
Dajcie światło! - Bilbo podał pochodnię i Balin wszedł do
środka, a za nim reszta. Spichlerz pełen był różnego rodzaju
beczułek i beczek. W końcu stały kosze, a w nich jakieś zgniłe i
wysuszone resztki.
-
No… to trafiliśmy na skład wina… o chyba nie tylko. - Balin
odwrócił wzrok od beczek leżących jednak na drugiej pod ścianą
i odkurzył dłonią runy na beczkach stojących obok niego. -
Ogórki… kiszone w liściach dębu.
-
A tu jest suszone solone mięso! - zawołała Elaina, która
zainteresowała się skrzynkami po drugiej stronie składu. Podważyła
wieko. Całkiem przyjemny zapach bez śladu stęchlizny wypełnił
pomieszczenie.
-
Sporo tego. - zauważył Bilbo, zaglądając jej przez ramię.
-
I nieźle smakuje. - mruknęła krasnoludzica żując twardy kawałek.
-
Thorin będzie zadowolony. Mamy żywność na miesiąc, a jeśli
jeszcze jakieś spichlerze przetrwały nienaruszone to i na dłużej.
- uśmiechnął się z ulgą Balin. - Weźcie skrzynkę mięsa,
beczkę kiszonek i wino. Dziś zjesz coś krasnoludzkiego panie
Baggins.
Udali
się wszyscy do koszar, gdzie miała być ich tymczasowa siedziba.
Balin polecił im zostać wskazując mniej więcej gdzie można by
znaleźć jakieś naczynia, a sam poszedł do skarbca.
Kiedy
nadszedł wieczór, cała kompania zebrała się w koszarach. W
największej izbie postawiono stół i miski z jedzeniem oraz beczkę
wina.
-
Gdzie Thorin? - zapytał Bilbo, siadając do stołu. Wszyscy
spojrzeli na tych, którzy przyszli ze skarbca.
-
Thorin został. Szuka dalej Arcyklejnotu. - rzekł z ociąganiem
Dwalin.
Zapadła
niezręczna cisza.
-
No! Jedzmy! Pijmy! Jest co świętować! - powiedział w końcu z
udawaną beztroską Balin i pierwszy polał wino.
Wszyscy
podnieśli kielichy w górę.
-
Za śmierć smoka! Za Erebor! - powiedział cicho Balin, a reszta
spełniła toast. -
Wino
okazało się nadzwyczaj smaczne i szybko atmosfera rozluźniła się,
choć oczy krasnoludów uciekały w stronę pustego miejska i
kielicha. Bofur tymczasem pogrywał na flecie. Muzyka była tłem do
rozmów, póki Bofur nie zaczął grać melodii bardzo starego tańca,
który znały wszystkie krasnoludy z drobnymi różnicami w krokach,
które gdy przyszło go tańczyć szybko dopasowywano. Najpierw Gloin
zaczął bębnić w rytm palcami o blat, potem Dwalin zaczął
przytupywać nogą coraz szybciej, w miarę jak muzyka przyśpieszała.
Fili i Kili spojrzeli po sobie i długo nie czekając skoczyli na
środek sali. Stanęli obok siebie i chwycili się za ręce.
-
Od początku Bofur! - zawołał Fili.
Elaina,
która znała ten taniec z uczt u Daina niewiele myśląc dołączyła
do siostrzeńców Thorina, a za nią Ori. Teraz gdy było ich więcej
stanęli w kole. Bofur zaczął grać od początku. Krasnoludy
zrobiły dwa kroki w lewo i wyrzuciły prawe nogi w przód, potem
dwa kroki w prawo i znów uniosły nogi. Gdy powtórzyli to dwa razy,
każdy zrobił dwa kroki do przodu i zaklaskał w dłonie, a wracając
na miejsce na obwodzie koło przytupnął zawadiacko. Muzyka
przyśpieszała i zwalniała, a wraz z nią tańczący. Starsi
patrzyli z uśmiechem na młodzież, wybijając rytm czym popadło,
od czasu do czasu pokrzykując do rytmu.
Elaina
śmiała się do Filiego, gdy schodzili się w kole, kilka razy wpadł
na nią Kili, pchnięty przez Oriego, gdy muzyka nagle zwalniała.
Wszyscy doskonale się bawili.
Thorin
zmęczony i w podłym nastroju wracał do koszar, gdy usłyszał
muzykę. Najpierw poczuł gniew, ale w miarę zbliżania się do sali
gdzie ucztowały krasnoludy, gniew go opuszczał. Rozpoznawał
melodię, melodię, którą sam nie raz grywał, melodię do której
nie raz tańczył, podczas dawnych beztroskich dni młodości.
Usłyszał klaskanie, a potem tupnięcia i śmiech. Śmiech
krasnoludów, który w połączeniu z ciepłym światłem płonących
latarni sprawił, że Thorin poczuł, że jest szansa by było jak
dawniej. Poczuł też radość. Od tylu lat Erebor nie rozbrzmiewał
śmiechem i muzyką krasnoludów. Na chwilę zapomniał o
Arcyklejnocie i skarbie, które wcześniej całkiem zaćmiewały mu
rozum. Podszedł powoli do wejścia i zajrzał ostrożnie. Na usta
wypłynął mu od razu uśmiech. Siostrzeńcy dokazywali jak to było
w ich zwyczaju, razem z nimi Ori. Mógł się spodziewać, że to oni
tańczą. A razem z nimi Elaina. Pierwszy raz słyszał by śmiała
się tak głośno, tak radośnie i beztrosko. Patrzył zafascynowany
jak ciemnobrązowe włosy kobiety falują w tańcu, podziwiał to jak
się ruszała, łowił jej głos i śmiech. W końcu wyszedł wolno
z cienia i stanął opierając się o ścianę, przyglądając się
tańczącym.
Elaina
odrzuciła na plecy włosy, gdy tańczyli ostatnią zwrotkę,
uśmiech wciąż nie schodził jej z ust. Pierwszy raz od dłuższego
czasu czuła czystą niczym nieskrępowaną radość. Nagle coś jej
mignęło z boku i obejrzała się w tamtym kierunku i serce jej
zaczęło bić jak oszalałe. Zobaczyła Thorina, jak stoi z
założonymi rękoma na piersi i przygląda się całej scenie z
lekkim uśmiechem na ustach. Gdy napotkała jego wzrok, skinął
lekko głową, a ona uśmiechnęła się promiennie do krasnoluda. W
tym momencie Thorina zauważyli siostrzeńcy, potem Balin i Dwalin.
Bofur przestał grać.
-
Nie, nie przerywajcie! - Thorin postąpił naprzód.
-
Wujku tańczymy od pół godziny i w gardłach nam już zaschło… -
rzekł na usprawiedliwienie Kili.
Thorin
podszedł do Elainy, po czym objął ją i pocałował przy
wszystkich, co zostało przyjęte serdecznym śmiechem.
-
Choć Thorinie! Poleję ci! Napijesz się z nami! - zawołał Dwalin,
a Thorin i Elaina podeszli do stołu i usiedli. Elaina, na początku
troszkę nieufna, coraz bardziej upewniała się, że wszystko co złe
zniknęło z zachowania Thorina. Znów był serdeczny, znów patrzył
na nią z czułością, która w gestach i spojrzeniu podszyta była
namiętnością.
Zaraz
dosiedli się siostrzeńcy i gdy wszystkie kielichy znów były pełne
wzniesiono kolejne toasty.
Dwalin
i Balin przypomnieli sobie jak to dawniej ucztowano i bawiono się w
Ereborze. Rozprawiali z Gloinem i Oinem w tym co przeszli i o tym co
ich czeka. Balin jednak obserwował Thorina, wciąż szukając oznak
smoczej choroby, które jeszcze kilkadziesiąt minut temu pojawiły
się u Dębowej Tarczy. Ze zdziwieniem i radością stwierdził, że
Thorin zachowuje się normalnie. Jego wzrok był bystry, twarz o
surowym, ale pogodnym obliczu, biła szczerą radością, a gdy
spoglądał na kobietę u swego boku, Balin widział w jego oczach
miłość.
Jakiś
czas później, gdy wszyscy zajęli byli rozmową lub śpiewem Thorin
wstał i wziąwszy Elainę za rękę wyszedł z koszar.
Poszli
na Główną Bramę. Stanęli blisko jednej z dużych stojących
pochodni i Thorin objął Elainę. Noc tchnęła już chłodem
nadchodzącej zimy.
-
Moje życie jest teraz kompletne. - szepnął, odgarniając jej
kosmyki z czoła. - Odzyskałem ojczyznę, scheda po przodkach znów
jest w rękach krasnoludów. Erebor znów rozkwitnie. Zobaczysz sama…
- szepnął, całując ją -… bo już cię nie wypuszczę. Choćby
mi Dain rzucił pod Erebor całą swoją armię, nikomu cię nie
oddam, moja ukochana.
Elaina
uśmiechnęła się do niego i objęła mocno, bo nie umiała znaleźć
słów ze szczęścia. Oczy jej się zaszkliły.
-
Tak się o ciebie bałam… - wydukała w końcu, a Thorin objął
ją, wtulając twarz w jej włosy.
-
Gdy dziś zostałem sam w skarbcu, sam się przeraziłem. Byłem sam,
sam Elaino. A potem gdy was zobaczyłem - Kilego, Filego, ciebie…
tego gołowąsa Oriego też, zrozumiałem, że byłem zaślepiony…
Erebor potrzebuje prócz Arcyklejnotu do odrodzenia się życia,
energii, nadziei, a wy jesteście tym wszystkim. Dla mnie...
-
Pomożemy ci. - szepnęła, gładząc palcami po zaroście na
policzku Thorina, a on uśmiechnął się łobuzersko.
-
Nie wątpię, ale na twoją pomoc w odradzaniu się Ereboru liczę
szczególnie. - szepnął jej do ucha i musnął ustami jej szyję, a
ona spuściła wzrok i lekko się zarumieniła.
Jeszcze
jakiś czas siedzieli na Głównej Bramie, a Thorin opowiadał
Elainie o beztroskich dniach młodości, o tym jak właśnie tutaj
siadywał w ciepłe letnie noce, patrząc na śpiące Dale, na rzekę
Bystrą, która mieniła się srebrem wypływając spod Góry. Ale
jesienna noc dała się we im w końcu we znaki, szczypiąc zimnem.
Wrócili zatem do koszar, gdzie wszyscy już spali. Krasnoludy
zostawiły im wolne posłanie, zapewne umyślnie tylko jedno. Elaina
zasnęła więc wtulona w Thorina, słuchając jego spokojnego
oddechu.
________________
Historia napisana jest na motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.
Ten rozdział szczególnie mi się podobał. Rozmowa Bilba że Smaugiem, zmiany zachodzące w Thorinie i zabawa krasnoludów. Wszystko świetnie razem się połączyło w całość.
OdpowiedzUsuńA tak z ciekawości, ile zajęło Ci pisanie tego rozdziału?
Hmm... ciężko powiedzieć, bo pisałam go jednocześnie z Mroczną Puszczą :) Ale jeśli rozliczyć to w ośmiogodzinne dniówki to rozdział powstał w około 2 dni zliczając spisanie pierwszej wersji plus poprawki.
UsuńAhahaha! Zmyślne Krasnoludy ;) Cholipka, tak mi szybko minęło czytanie, że mam ochotę na więcej i więcej i więcej ^^
OdpowiedzUsuń2 dni, to dosyć szybko! Zważywszy na to, że tego tekstu jest dość sporo za każdym razem :-)
OdpowiedzUsuń