A więc dziś mam dla Was "Wolf Blood" - utwór jest skomponowany Adriana von Zieglera.
Zapraszam do lektury :)
Rozdział 2
Niedźwiedź i odpoczynek w gawrze
Elaina aż podskoczyła, wyrwana z płytkiego snu. Ciszę nocy ponownie przeciął dźwięk tak przerażający, że aż dostała gęsiej skórki. Thorin, który leżał obok niej drzemiąc, poderwał się zaskoczony. Krasnoludzica wstała otrzepując swój płaszcz. Po chwili znów usłyszeli ten ryk.
Elaina
nadstawiła uszu. Nie był to na pewno warg, bo jego wycie poznałaby
wszędzie. Spojrzała po towarzyszach, którzy także zerwali się z
ziemi. Rozglądali się wokół siebie ze strachem. Kiedy pierwszy
szok minął wszyscy spojrzeli na Gandalfa, który jako jedyny zdawał
się nie być zaskoczony tym dziwnym odgłosem.
-
Co to było?! – zapytał Thorin, zakładając płaszcz. Pod skórą
czuł, że Gandalf aż za dobrze wie co się tu dzieje.
Zawtórowali
mu towarzysze, przyciszonymi, ale stanowczymi głosami domagając się
wyjaśnień.
-
Gandalfie?! Co to za nowe diabelstwo?!
-
Chcemy wiedzieć?!
-
Uciekliśmy wargom, prosto w łapy kolejnego stwora?!
-
Co to za bestia?!
Gandalf
widząc, że jednak nie uda mu się uniknąć wyjaśnień podniósł
ręce do góry by uciszyć krasnoludy. Już otworzył usta, ale
ciszę przerwał kolejny niepokojący dźwięk. Na szczęście
dobiegający z większej odległości niż ryk, jaki słyszeli kilka
minut wcześniej, ale tym razem wszyscy od razu rozpoznali zwierzę,
które je wydało.
-
Wargowie! – krasnoludy znów się zatrwożyły.
-
Tak szybko nas dogonili?! – zapytał Bilbo spanikowany.
-
No jak widać! – warknął Thorin.
-
Co teraz? – zapytał Dori.
-
Jak to co? – odburknął Gloin – Wyślemy włamywacza na zwiad! –
wypchnął hobbita w stronę grupy skalnych ostańców, zanim
Gandalf zdołał go powstrzymać.
-
Dobry pomysł panie Gloin! – podchwycił Thorin. – Idź na górę
i sprawdź czy ich nie widać. Ale wracaj mi tu prędko, żebym nie
musiał po ciebie nikogo wysyłać! – nakazał i wskazał wzrokiem
Bilbowi ścieżynkę pomiędzy skałami, prowadzącą na niewielkie
wzgórze.
Bilbo
przez chwilę stał zaskoczony, ale zebrał się w sobie i ruszył
dziarskich krokiem pomiędzy skały. „Ja wam jeszcze pokażę…”,
mruknął do siebie i zaczął szybko wspinać się na pagórek.
Tymczasem
krasnoludy, które zostały na dole zaczęły między sobą radzić
co teraz mają robić i gdzie się udać. Pewnym było, że nie umkną
pościgowi Azoga, poruszając się pieszo. Gandalf przysłuchiwał
się tym dysputom w milczeniu, kiedy ponownie rozległo się wycie,
teraz już niebezpiecznie blisko i po kilku sekundach zza skał
wypadł przerażony Bilbo.
-
No i co?
-
Co tam widziałeś? – zapytała Elaina.
-
S…są… są na wz… Wzgórzach! – wysapał.
-
No to na co czekamy! Trzeba stąd uciekać! – krzyknął Bofur.
-
Tak! Trzeba uciekać, ale muszę…. Musze wam coś powiedzieć… -
rzekł Bilbo, przekrzykując gromadę.
-
Co? – Thorin spojrzał na Bilba podejrzliwie.
-
Ja…Ja widziałem coś jeszcze... – wydusił z siebie hobbit.
-
Co widziałeś? – zapytał stanowczym tonem Thorin.
Elaina
spojrzała na Bilba, który nadal próbował wyrównać oddech po
szybkim biegu.
-
Widziałem…
-
Czy to przypominało niedźwiedzia? – przerwał mu Gandalf, a
krasnoludy spojrzały na niego.
-
Tak… - Bilbo patrzy na Gandalfa zdziwiony, że ten trafił za
pierwszym razem odgadując rodzaj zwierzęcia. – Tak, to był
niedźwiedź, ale o wiele większy niż normalne zwierze. I jakiś
taki… przerażający…
-
Co?
-
Wielki niedźwiedź?
-
Gandalfie? Co to ma znaczyć? Ty wiesz co to jest prawda? – Thorin
patrzył twardym wzrokiem na czarodzieja.
-
Jeśli chcemy uciec Azogowi musimy kierować się na wschód. Za
lasem znajdziemy dom… - rzekł czarodziej.
-
Nie zmieniaj tematu! – warknął Thorin – Pytałem cię…
-
Wiem o co pytałeś Thorinie! – odparł spokojnym, ale lodowatym
tonem czarodziej. - Ta bestia to gospodarz tego domu. – przez
chwilę panowała cisza, zanim do krasnoludów dotarła sprzeczność
zdań, które wypowiedział czarodziej.
-
Gandalfie to nie pora na żarty! – oburzył się Balin.
-
Nie żartuję! – odrzekł Gandalf. – To nasza jedyna szansa.
-
Jedyna szansa? – odezwał się Bilbo.
-
Tak… ta bestia… ona włada tą krainą… i ona może nas
uratować przed orkami. – zawiesił głos na chwilę po czym dodał
woląc być szczerym z towarzyszami – Może nas uratować przez
Azogiem, albo nas zabije.
Thorin
spojrzał na czarodzieja wściekły, ale kiwnął głową, zgadzając
się z Gandalfem. Musieli podjąć ryzyko.
-
Gdzie ten dom? – spojrzał pytająco na niego.
-
Chodźcie szybko! – zawołał Gandalf, obrócił się na pięcie i
pomknął w leśne ostępy. – Nie baczcie na hałas, on i tak już
wie, ze tu jesteśmy!
Krasnoludy
pobiegły za nim co sił w nogach.
Po
dłuższym czasie szybkiego biegu, siły zaczęły opuszczać
starszych członków kompanii. Gandalf jednak nie zwolnił ani na
chwilę.
-
Fili! Kili! Pomóżcie Balinowi i Oinowi! – rozkazał Thorin i
młode krasnoludy odebrały od Oina i Balina broń by było im
łatwiej biec.
Elaina
spojrzała na Bilba, który biegł nieopodal niej.
-
Jak tam panie Baggins? – uśmiechnęła się.
-
Doo… dobrze… - wysapał hobbit.
-
Może cię ponieść? – zaśmiał się Bofur biegnący za nimi.
Bilbo
spojrzał oburzony na krasnoluda.
-
Nieee… to zbyt… eczne. Taki bieg… to dla… mnie pestka! –
odrzekł sapiąc.
Elaina
uśmiechnęła się, zwinnie wymijając krzak głogu.
Wybiegli
z lasu na wolną przestrzeń stepu porośniętego trawą i żółtym
kwieciem. Przez nimi w oddali majaczyły wysokie wzgórza i w tamtą
stronę prowadził ich Gandalf. Wtem za ich plecami rozległo się
wycie, a zaraz potem znajomy ryk przechodzący w warkot i skomlenie
warga, które urwało się nagle w potworny sposób, zdejmując grozą
krasnoludy.
-
Nie oszczędzajcie nóg! - wrzasnął Gandalf i przyśpieszył.
Krasnoludom
nie trzeba było dwa razy powtarzać. Groza śmierci jaka spotkała
warga z rąk bestii była wystarczającą motywacja dla wszystkich.
Bofur nie zastanawiając się wiele chwycił Bilba i wrzucił go
sobie na plecy, co specjalnie go nie spowolniło.
Elaina
tymczasem spoglądała co chwila na Thorina, który skupiony patrzył
przed siebie pokonując kolejne metry. Lekko kulał na nogę, a
ramię, które ucierpiało po uderzeniu maczugą Azoga trzymał
bliżej ciała amortyzując je tym samych od wstrząsów. Widziała,
że wciąż sprawiało mu ból.
Wbiegli
w niewielki bukowy zagajnik, przez którego prześwity widać było
dom ogrodzony wysokim, porośniętym roślinnością murem z wielką
bramą pośrodku, otwartą na oścież. Poczuli ulgę, że są już
tak blisko i że wkrótce, być może będą bezpieczni i to trochę
uśpiło ich czujność, bo zwolnili. Wtem usłyszeli ryk i jak jeden
mąż wszyscy obrócili się za siebie. Niedźwiedź wielkości szopy
na narzędzia gnał za nimi obnażając swe wielkie kły. Biegnąc
wyrywał z ziemi pazurami darń, która leciała na boki.
-
Szybko! Do domu! – wrzasnął Gandalf również przerażony
widokiem bestii.
Kompania
pognała w stronę zabudowań, w kilka sekund pokonała niewielką
łączkę i wpadła na teren ogrodu okalającego dom. Dopadli do
wielkich drzwi i zaczęli je szarpać. Drzwi nagle się otwarły i
wszyscy wpadli do środka. Obejrzeli się za siebie. Bestia właśnie
mijała bramę rycząc wściekle. Pozbierali się błyskawicznie z
ziemi i rzucili do wrót by je zamknąć. Zrobili to w ostatnim
momencie, zakładając na nie wielką belkę i zatrzaskując je
niedźwiedziowi przed nosem, który uderzył w nie z takim impetem,
że mało nie wypadły z zawiasów, a krasnoludy upadły na ziemię.
Niedźwiedź jeszcze kilka razy uderzał we wrota z ogłuszającym
rykiem, a one trzeszczały, jednak nie ustąpiły.
Ostatni
raz zaryczał wściekle, tak ze aż wszystkim w uszach zadzwoniło po
czym odszedł warcząc wściekle, pozostawiając intruzów w domu.
Gandalf
odetchnął z ulgą. Wszyscy spojrzeli na niego z wyrzutem.
-
Co to było?!
-
To jest nasz gospodarz?
-
Ta bestia?!
Wołały
krasnoludy jeden przez drugiego.
-
Tak. Nazywa się Beorn. – odrzekł im Gandalf.
-
To ma imię?! – oburzył się Dwalin.
-
Tak, mości Dwalinie. – czarodziej spojrzał na niego. – Teraz
widzieliście go w postaci wielkiego niedźwiedzia, ale kiedy indziej
staje się potężnej budowy mężczyzną.
-
Pewnie jest przeklęty albo co! – zawołał Dori.
-
W żadnym wypadku! – oburzył się czarodziej. – Słyszeliście
kiedyś o Zmiennokształtnych? – spojrzał po zebranych - Nie? No
to będziecie mieli okazję poznać jednego z nich. I radzę być
uprzejmym, - popatrzył w szczególności na Thorina - bo on
krasnoludów zwyczajnie nie cierpi…– uciął temat Gandalf i
rozejrzał się po domu.
Stali
w przedsionku. Naprzeciw było kilka boksów pełnych słomy w której
gdzieniegdzie spały kozy i owce. Spojrzeli dalej i dostrzegli
ogromny stół otoczony równie dużym ławami i krzesłami. Na stole
stały drewniane kubki wielkości małych beczułek na wino. Mimo, że
wszystko tu było schludne choć proste i jakieś takie swojskie, to
nie wzbudziło w nich zaufania. Jak wielkiej postury musiał być
gospodarz skoro używał sprzętów takich rozmiarów? Jaką siłą
musiał on dysponować, by przynieść tu głazy na kominek wielkości
wozu? Krasnoludy zbiły się grupkę, nie bardzo wiedząc o robić. Z
pomocą przybył im Gandalf.
-
Zostaniemy tu. Azog nas nie dopadnie. Beorn już o to zadba…. No,
na co czekacie? Rozgośćcie się. – ponaglił ich i sam wszedł do
pierwszego boksu.
-
Ruszać się! – rzekł Thorin i ruszył szukać sobie miejsca, ale
zatrzymał go Dwalin. Reszta krasnoludów rozeszła się po
największym boksie i każdy z nich mościł sobie posłanie na
stertach słomy, która zalegała tu w dużej ilości. Bilbo wybrał
górkę słomy w pobliżu Gandalfa i właśnie układał się na niej
jak na wygodnym fotelu. Elaina zajęła sobie miejsce w kątku pod
ścianą boksu nieopodal Kilego i Filego, którym wrócił już humor
i przechwalali się tym czego dokazali na klifie walcząc z orkami.
-
To co? Dziś znów śpimy razem? – zawołał nagle radośnie Kili
do dziewczyny.
-
Nie razem Kili. Obok siebie. – odparła mu chłodno Elaina.
-
Ty byś nawet nie wiedział co robić z kobietą, braciszku! –
zawołał Fili i mrugnął łobuzersko do Elainy, która wywróciła
oczami i zajęła się przygotowywaniem sobie posłania.
-
A ty niby wiesz? – oburzył się Kili.
-
A wiem! – odparował Fili i wypiął dumnie pierś. – Zresztą ja
nie muszę nic robić bo one same…
-
Wystarczy! – huknął Thorin i obaj młodzieńcy zaraz spokornieli.
Elaina podniosła wzrok na Filego i Kilego i uśmiechnęła się pod
nosem, ale uśmiech jej spełzł z twarzy po kilku sekundach.
Czuła
na sobie spojrzenie Thorina, który stał z Dwalinem. W głębi serca
chciała by podszedł do niej tak jak poprzedniej nocy. Ale nic
takiego się jednak nie stało. Wprawiło ją to w przygnębienie i
ogólnie dość podły nastrój.
Droga
do gospodarstwa Beorna zajęła im całe przedpołudnie i teraz
słońce minąwszy zenit zaczynało się powoli obniżać. Kiedy
wszyscy znaleźli sobie miejsca było już blisko wieczora.
Thorin
wybrał sobie posłanie w boksie obok. Głównie dlatego, że w
pierwszym nie było już za bardzo miejsca i nie chciał spać „na
kupie”. Zanim udał się na wybrane przez siebie miejsce,
zastanawiał się czy może i tę noc uda mu się spędzić przy
Elainie, ale Kili i Fili tak „szczelnie” ją otoczyli, że nie
było możliwości, by się tam gdzieś zmieścił. Nie chciał się
też narzucać.
Leżał
teraz oparty o stertę słomy i żuł ździebełko gawędząc z
Dwalinem. Jednak jego myśli były w boksie obok skąd słyszał
śmiech Elainy i dokazywania siostrzeńców.
-
Thorin! – klepnięcie w ramię wyrwało go z zamyślenia. – Ty
zrozumiałeś coś w ogóle z tego co mówiłem?!
Krasnolud
zmarszczył brwi i spojrzał na Dwalina.
-
Ale ci bracie w głowie zawróciła… - Dwalin pokręcił głową. –
Wierzyć mi się nie chciało, jak Balin mówił...
-
O czym ci mówił Balin? – Thorin postanowił się podroczyć z
Dwalinem i udał, że nie wie o co przyjacielowi chodzi. Uśmiechnął
się z lekką ironią unosząc jedną brew.
-
Że już w domu niziołka wpadła ci w oko ta kobieta z Żelaznych
Wzgórz… – mruknął Dwalin, konspiracyjnym szeptem i wskazał
głową na drugi boks.
Thorin
się zaśmiał.
-
Plotkujecie jak stare baby na targu. - wypluł ździebełko i wziął
kolejne. - Balin ma bystre oko, ale trochę zbyt romantyczną duszę.
– odrzekł Dwalinowi. – Ale ma rację w gruncie rzeczy.
-
Tylko nie zapomnij przy niej po co żeśmy się w tę drogę wybrali
Thorinie. – mruknął Dwalin, a Thorin zgromił go wzrokiem.
-
O tym nie zapomnę nigdy Dwalinie! – rzekł poważnie, zamilkł na
chwilę, po czym dodał - Poza tym ona sama jest przypomnieniem tego
co jest naszym celem… co jest moim celem. Odzyskanie naszego
dziedzictwa, domu. Przy niej przypominam sobie jak to było kiedyś.
Przy niej wszystko boli mniej, wracają wspomnienia. Dzięki temu
jeszcze bardziej jestem pewien tego po co tu jesteśmy. Pamiętasz
jak byliśmy młodzi?
-
Ano… - uśmiechnął się Dwalin. - Dałbym wiele za kufel zimnego
korzennego piwa na północnej baszcie, tak jak kiedyś.
-
Albo za choć jedną ucztę w koszarach Straży. Pamiętasz jaką
Gron robił pieczeń z kozicy? - Thorin wymienił imię jednego z
dawnych przyjaciół.
-
Takiego żarcia nie robił nikt. - zaśmiał się Dwalin i obaj
zamilkli, popadając w zadumę na losem przyjaciela. Gron zginął w
Ereborze od smoczego ognia jako jeden z pierwszych.
Thorin
odwrócił głowę i popatrzył na ścianę oddzielającą go od
Elainy.
-
Przysięgam, że Erebor będzie taki jak dawniej. A krasnoludy znów
zapełnią korytarze Góry.
-
Potrzeba będzie wielu naszych braci… - odparł Dwalin.
-
O tak… ale przypomnij sobie stare proroctwo.
Dwalin
się skrzywił i spojrzał uważniej na przyjaciela.
-
Przepowiednię o Połączeniu obu Królestw? Gdy
padnie ognista bestia z północy... I
dawne dziedzictwo odzyska król, spojrzą w dal, na wschód jego
oczy… zaraza, nie pamiętam dalej tego wiersza...
-
…Gdzie
są ci, co z nimi swój połączy ród. Gdy ucichnie ostatni dech
bestii ognistej, jednym
się staną dwa wielkie Królestwa. - dokończył
Thorin.
Dwalin
bawił się znalezionym kłosikiem, a rozgniótłszy go rzucił przed
siebie.
-
Uważasz, że ona się już zaczęła wypełniać?
-
Owszem. - Thorin odparł powoli - To,
że trafiło akurat na nią... - wskazał głową na boks obok - Myślisz, że w Żelaznych Wzgórzach
mało było by chętnych do uczestniczenia w tej wyprawie? Mimo
odmowy Daina. Potem te bliźniacze miecze... To się ze sobą jakoś łączy Dwalin. - rzekł Thorin pocierając dłonią brodaty policzek.
Dwalin
pokiwał głową.
-
Zapomniałeś o najistotniejszym dowodzie – klepnął przyjaciela w
ramię – Że aż ręce cię świerzbią jak widzisz tę kobietę. –
Dwalin zaśmiał się tubalnie, a Thorin mu zawtórował.
-
Prawda. I sam już nie wiem, czy to sprawka jej samej czy
przepowiedni.
Dwalin położył dłoń na ramieniu Thorina.
- Nie zmarnuj tego ci Mahal daje. Ponoć kobiety dają radość. – Dwalin wstał i poszedł na swoje posłanie.
- Nie zmarnuj tego ci Mahal daje. Ponoć kobiety dają radość. – Dwalin wstał i poszedł na swoje posłanie.
Thorin
uśmiechnął się przyjaciela i położył się.
Rozmowy
powoli milkły, aż ucichły zupełnie wraz z zachodzącym słońcem.
Wszyscy czekali z obawą na przybycie gospodarza, ale nic takiego się
nie wydarzyło. Gandalf wyciągnął się na słomie i siedział
zamyślony, ale po chwili nasunął kapelusz na oczy i wydawało się,
że zapadł w drzemkę. Słychać było tylko chrapanie Gloina.
Thorin
leżał na swoim posłaniu i parzył w ciemność. Po chwili zamknął
oczy i przywołał w pamięci wydarzenia z klifu. Starał sobie
przypomnieć wszystkie szczegóły z tych kilku chwil zanim opuściła
go świadomość… najpierw przypomniał sobie zimny dotyk
katowskiego miecza na szyi, potem wrzask Bilba rzucającego się na
orka. I w końcu postać Elainy, kiedy stojąc pomiędzy nim a orkami
odwróciła się na chwilę by na niego spojrzeć. Znów zobaczył
jej oczy… pełne były wściekłości, ale ona zaraz znikła i
pojawił się strach i rozpacz. Thorin przetarł teraz dłonią
twarz. Do jego uszu doszło nagle ciche westchnięcie. Przekręcił
głowę w stronę ścianki boksu, zza której dobiegł go tej dźwięk
i przez szpary w deskach dostrzegł śpiącą Elainę. Była
dosłownie kilkanaście centymetrów od niego. Odsunął słomę,
która zastawiała otwór. Kobieta spała z głową opartą na
zgiętym ramieniu, drugą ręką trzymając na rękojeści miecza.
-
Zawsze jesteś obok Elaino. Zawsze blisko mnie. Czy to nie
zastanawiające?... – pomyślał, przesuwając wzrokiem po jej
twarzy.
Nagle
dosłyszał trzask zamka. Skrzypnęły zawiasy i Thorin dostrzegł w
świetle drzwi wielką, barczystą postać, która znikła w
ciemności, gdy drzwi się zamknęły. Odruchowo przesunął wolno
dłoń na rękojeść Orcrista. Osobnik jednak nie zrobił sobie
wiele z obecności nieznajomych, którzy spali w jego domu. Kiedy ów
przechodził przez plamę księżycowego światła krasnolud
dostrzegł na jego twarzy „jedynie” coś na kształt głębokiego
zniesmaczenia i irytacji. Potem wielkolud zniknął mu z oczu i
zapadła znów cisza. Thorin spojrzał ponownie na Elainę i jego
serce znów ogarnęła fala ciepła. Przez długi czas jeszcze
patrzył na śpiącą krasnoludzicę. Aż w końcu ogarnęła go
senność i powoli zapadł w sen, w którym widział jej brązowe
oczy.
_________________
Historia napisana jest na motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.
Wspaniałe! Im dalej, tym robi się ciekawiej.
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń