niedziela, 18 października 2015

Wyprawa pod Samotną Górę cz. II, Rozdział 2





Zanim zaproszę Was do przeczytania kolejnego rozdziału "Wyprawy pod Samotną Górę" chciałam poinformować was o tym, że od dziś przy każdym kolejnym rozdziale fanficku, będę dodawać utwór (może czasem dwa), którego słuchałam przy pisaniu i który inspirował mnie przy tworzeniu klimatu, przestawienia konkretnych postaci lub miejsc. Myślę, że to będzie ciekawe doświadczenie i pomoże wam bardziej poczuć to co chciałam przekazać, a na koniec powstanie nam taki mały soundtrack ;) Jestem również ciekawa Waszej opinii na temat takiego uatrakcyjnienia opowiadania :) 



A więc dziś mam dla Was "Wolf Blood" - utwór jest skomponowany Adriana von Zieglera.




Zapraszam do lektury :)

Rozdział 2
Niedźwiedź i odpoczynek w gawrze

Elaina aż podskoczyła, wyrwana z płytkiego snu. Ciszę nocy ponownie przeciął dźwięk tak przerażający, że aż dostała gęsiej skórki. Thorin, który leżał obok niej drzemiąc, poderwał się zaskoczony. Krasnoludzica wstała otrzepując swój płaszcz. Po chwili znów usłyszeli ten ryk.
Elaina nadstawiła uszu. Nie był to na pewno warg, bo jego wycie poznałaby wszędzie. Spojrzała po towarzyszach, którzy także zerwali się z ziemi. Rozglądali się wokół siebie ze strachem. Kiedy pierwszy szok minął wszyscy spojrzeli na Gandalfa, który jako jedyny zdawał się nie być zaskoczony tym dziwnym odgłosem.
- Co to było?! – zapytał Thorin, zakładając płaszcz. Pod skórą czuł, że Gandalf aż za dobrze wie co się tu dzieje.
Zawtórowali mu towarzysze, przyciszonymi, ale stanowczymi głosami domagając się wyjaśnień.
- Gandalfie?! Co to za nowe diabelstwo?!
- Chcemy wiedzieć?!
- Uciekliśmy wargom, prosto w łapy kolejnego stwora?!
- Co to za bestia?!
Gandalf widząc, że jednak nie uda mu się uniknąć wyjaśnień podniósł ręce do góry by uciszyć krasnoludy. Już otworzył usta, ale ciszę przerwał kolejny niepokojący dźwięk. Na szczęście dobiegający z większej odległości niż ryk, jaki słyszeli kilka minut wcześniej, ale tym razem wszyscy od razu rozpoznali zwierzę, które je wydało.
- Wargowie! – krasnoludy znów się zatrwożyły.
- Tak szybko nas dogonili?! – zapytał Bilbo spanikowany.
- No jak widać! – warknął Thorin.
- Co teraz? – zapytał Dori.
- Jak to co? – odburknął Gloin – Wyślemy włamywacza na zwiad! – wypchnął hobbita w stronę grupy skalnych ostańców, zanim Gandalf zdołał go powstrzymać.
- Dobry pomysł panie Gloin! – podchwycił Thorin. – Idź na górę i sprawdź czy ich nie widać. Ale wracaj mi tu prędko, żebym nie musiał po ciebie nikogo wysyłać! – nakazał i wskazał wzrokiem Bilbowi ścieżynkę pomiędzy skałami, prowadzącą na niewielkie wzgórze.
Bilbo przez chwilę stał zaskoczony, ale zebrał się w sobie i ruszył dziarskich krokiem pomiędzy skały. „Ja wam jeszcze pokażę…”, mruknął do siebie i zaczął szybko wspinać się na pagórek.
Tymczasem krasnoludy, które zostały na dole zaczęły między sobą radzić co teraz mają robić i gdzie się udać. Pewnym było, że nie umkną pościgowi Azoga, poruszając się pieszo. Gandalf przysłuchiwał się tym dysputom w milczeniu, kiedy ponownie rozległo się wycie, teraz już niebezpiecznie blisko i po kilku sekundach zza skał wypadł przerażony Bilbo.
- No i co?
- Co tam widziałeś? – zapytała Elaina.
- S…są… są na wz… Wzgórzach! – wysapał.
- No to na co czekamy! Trzeba stąd uciekać! – krzyknął Bofur.
- Tak! Trzeba uciekać, ale muszę…. Musze wam coś powiedzieć… - rzekł Bilbo, przekrzykując gromadę.
- Co? – Thorin spojrzał na Bilba podejrzliwie.
- Ja…Ja widziałem coś jeszcze... – wydusił z siebie hobbit.
- Co widziałeś? – zapytał stanowczym tonem Thorin.
Elaina spojrzała na Bilba, który nadal próbował wyrównać oddech po szybkim biegu.
- Widziałem…
- Czy to przypominało niedźwiedzia? – przerwał mu Gandalf, a krasnoludy spojrzały na niego.
- Tak… - Bilbo patrzy na Gandalfa zdziwiony, że ten trafił za pierwszym razem odgadując rodzaj zwierzęcia. – Tak, to był niedźwiedź, ale o wiele większy niż normalne zwierze. I jakiś taki… przerażający…
- Co?
- Wielki niedźwiedź?
- Gandalfie? Co to ma znaczyć? Ty wiesz co to jest prawda? – Thorin patrzył twardym wzrokiem na czarodzieja.
- Jeśli chcemy uciec Azogowi musimy kierować się na wschód. Za lasem znajdziemy dom… - rzekł czarodziej.
- Nie zmieniaj tematu! – warknął Thorin – Pytałem cię…
- Wiem o co pytałeś Thorinie! – odparł spokojnym, ale lodowatym tonem czarodziej. - Ta bestia to gospodarz tego domu. – przez chwilę panowała cisza, zanim do krasnoludów dotarła sprzeczność zdań, które wypowiedział czarodziej.
- Gandalfie to nie pora na żarty! – oburzył się Balin.
- Nie żartuję! – odrzekł Gandalf. – To nasza jedyna szansa.
- Jedyna szansa? – odezwał się Bilbo.
- Tak… ta bestia… ona włada tą krainą… i ona może nas uratować przed orkami. – zawiesił głos na chwilę po czym dodał woląc być szczerym z towarzyszami – Może nas uratować przez Azogiem, albo nas zabije.
Thorin spojrzał na czarodzieja wściekły, ale kiwnął głową, zgadzając się z Gandalfem. Musieli podjąć ryzyko.
- Gdzie ten dom? – spojrzał pytająco na niego.
- Chodźcie szybko! – zawołał Gandalf, obrócił się na pięcie i pomknął w leśne ostępy. – Nie baczcie na hałas, on i tak już wie, ze tu jesteśmy!
Krasnoludy pobiegły za nim co sił w nogach.
Po dłuższym czasie szybkiego biegu, siły zaczęły opuszczać starszych członków kompanii. Gandalf jednak nie zwolnił ani na chwilę.
- Fili! Kili! Pomóżcie Balinowi i Oinowi! – rozkazał Thorin i młode krasnoludy odebrały od Oina i Balina broń by było im łatwiej biec.
Elaina spojrzała na Bilba, który biegł nieopodal niej.
- Jak tam panie Baggins? – uśmiechnęła się.
- Doo… dobrze… - wysapał hobbit.
- Może cię ponieść? – zaśmiał się Bofur biegnący za nimi.
Bilbo spojrzał oburzony na krasnoluda.
- Nieee… to zbyt… eczne. Taki bieg… to dla… mnie pestka! – odrzekł sapiąc.
Elaina uśmiechnęła się, zwinnie wymijając krzak głogu.
Wybiegli z lasu na wolną przestrzeń stepu porośniętego trawą i żółtym kwieciem. Przez nimi w oddali majaczyły wysokie wzgórza i w tamtą stronę prowadził ich Gandalf. Wtem za ich plecami rozległo się wycie, a zaraz potem znajomy ryk przechodzący w warkot i skomlenie warga, które urwało się nagle w potworny sposób, zdejmując grozą krasnoludy.
- Nie oszczędzajcie nóg! - wrzasnął Gandalf i przyśpieszył.
Krasnoludom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Groza śmierci jaka spotkała warga z rąk bestii była wystarczającą motywacja dla wszystkich. Bofur nie zastanawiając się wiele chwycił Bilba i wrzucił go sobie na plecy, co specjalnie go nie spowolniło.
Elaina tymczasem spoglądała co chwila na Thorina, który skupiony patrzył przed siebie pokonując kolejne metry. Lekko kulał na nogę, a ramię, które ucierpiało po uderzeniu maczugą Azoga trzymał bliżej ciała amortyzując je tym samych od wstrząsów. Widziała, że wciąż sprawiało mu ból.

Wbiegli w niewielki bukowy zagajnik, przez którego prześwity widać było dom ogrodzony wysokim, porośniętym roślinnością murem z wielką bramą pośrodku, otwartą na oścież. Poczuli ulgę, że są już tak blisko i że wkrótce, być może będą bezpieczni i to trochę uśpiło ich czujność, bo zwolnili. Wtem usłyszeli ryk i jak jeden mąż wszyscy obrócili się za siebie. Niedźwiedź wielkości szopy na narzędzia gnał za nimi obnażając swe wielkie kły. Biegnąc wyrywał z ziemi pazurami darń, która leciała na boki.
- Szybko! Do domu! – wrzasnął Gandalf również przerażony widokiem bestii.
Kompania pognała w stronę zabudowań, w kilka sekund pokonała niewielką łączkę i wpadła na teren ogrodu okalającego dom. Dopadli do wielkich drzwi i zaczęli je szarpać. Drzwi nagle się otwarły i wszyscy wpadli do środka. Obejrzeli się za siebie. Bestia właśnie mijała bramę rycząc wściekle. Pozbierali się błyskawicznie z ziemi i rzucili do wrót by je zamknąć. Zrobili to w ostatnim momencie, zakładając na nie wielką belkę i zatrzaskując je niedźwiedziowi przed nosem, który uderzył w nie z takim impetem, że mało nie wypadły z zawiasów, a krasnoludy upadły na ziemię. Niedźwiedź jeszcze kilka razy uderzał we wrota z ogłuszającym rykiem, a one trzeszczały, jednak nie ustąpiły.
Ostatni raz zaryczał wściekle, tak ze aż wszystkim w uszach zadzwoniło po czym odszedł warcząc wściekle, pozostawiając intruzów w domu.
Gandalf odetchnął z ulgą. Wszyscy spojrzeli na niego z wyrzutem.
- Co to było?!
- To jest nasz gospodarz?
- Ta bestia?!
Wołały krasnoludy jeden przez drugiego.
- Tak. Nazywa się Beorn. – odrzekł im Gandalf.
- To ma imię?! – oburzył się Dwalin.
- Tak, mości Dwalinie. – czarodziej spojrzał na niego. – Teraz widzieliście go w postaci wielkiego niedźwiedzia, ale kiedy indziej staje się potężnej budowy mężczyzną.
- Pewnie jest przeklęty albo co! – zawołał Dori.
- W żadnym wypadku! – oburzył się czarodziej. – Słyszeliście kiedyś o Zmiennokształtnych? – spojrzał po zebranych - Nie? No to będziecie mieli okazję poznać jednego z nich. I radzę być uprzejmym, - popatrzył w szczególności na Thorina - bo on krasnoludów zwyczajnie nie cierpi…– uciął temat Gandalf i rozejrzał się po domu.
Stali w przedsionku. Naprzeciw było kilka boksów pełnych słomy w której gdzieniegdzie spały kozy i owce. Spojrzeli dalej i dostrzegli ogromny stół otoczony równie dużym ławami i krzesłami. Na stole stały drewniane kubki wielkości małych beczułek na wino. Mimo, że wszystko tu było schludne choć proste i jakieś takie swojskie, to nie wzbudziło w nich zaufania. Jak wielkiej postury musiał być gospodarz skoro używał sprzętów takich rozmiarów? Jaką siłą musiał on dysponować, by przynieść tu głazy na kominek wielkości wozu? Krasnoludy zbiły się grupkę, nie bardzo wiedząc o robić. Z pomocą przybył im Gandalf.
- Zostaniemy tu. Azog nas nie dopadnie. Beorn już o to zadba…. No, na co czekacie? Rozgośćcie się. – ponaglił ich i sam wszedł do pierwszego boksu.
- Ruszać się! – rzekł Thorin i ruszył szukać sobie miejsca, ale zatrzymał go Dwalin. Reszta krasnoludów rozeszła się po największym boksie i każdy z nich mościł sobie posłanie na stertach słomy, która zalegała tu w dużej ilości. Bilbo wybrał górkę słomy w pobliżu Gandalfa i właśnie układał się na niej jak na wygodnym fotelu. Elaina zajęła sobie miejsce w kątku pod ścianą boksu nieopodal Kilego i Filego, którym wrócił już humor i przechwalali się tym czego dokazali na klifie walcząc z orkami.
- To co? Dziś znów śpimy razem? – zawołał nagle radośnie Kili do dziewczyny.
- Nie razem Kili. Obok siebie. – odparła mu chłodno Elaina.
- Ty byś nawet nie wiedział co robić z kobietą, braciszku! – zawołał Fili i mrugnął łobuzersko do Elainy, która wywróciła oczami i zajęła się przygotowywaniem sobie posłania.
- A ty niby wiesz? – oburzył się Kili.
- A wiem! – odparował Fili i wypiął dumnie pierś. – Zresztą ja nie muszę nic robić bo one same…
- Wystarczy! – huknął Thorin i obaj młodzieńcy zaraz spokornieli. Elaina podniosła wzrok na Filego i Kilego i uśmiechnęła się pod nosem, ale uśmiech jej spełzł z twarzy po kilku sekundach.
Czuła na sobie spojrzenie Thorina, który stał z Dwalinem. W głębi serca chciała by podszedł do niej tak jak poprzedniej nocy. Ale nic takiego się jednak nie stało. Wprawiło ją to w przygnębienie i ogólnie dość podły nastrój.
Droga do gospodarstwa Beorna zajęła im całe przedpołudnie i teraz słońce minąwszy zenit zaczynało się powoli obniżać. Kiedy wszyscy znaleźli sobie miejsca było już blisko wieczora.
Thorin wybrał sobie posłanie w boksie obok. Głównie dlatego, że w pierwszym nie było już za bardzo miejsca i nie chciał spać „na kupie”. Zanim udał się na wybrane przez siebie miejsce, zastanawiał się czy może i tę noc uda mu się spędzić przy Elainie, ale Kili i Fili tak „szczelnie” ją otoczyli, że nie było możliwości, by się tam gdzieś zmieścił. Nie chciał się też narzucać.
Leżał teraz oparty o stertę słomy i żuł ździebełko gawędząc z Dwalinem. Jednak jego myśli były w boksie obok skąd słyszał śmiech Elainy i dokazywania siostrzeńców.
- Thorin! – klepnięcie w ramię wyrwało go z zamyślenia. – Ty zrozumiałeś coś w ogóle z tego co mówiłem?!
Krasnolud zmarszczył brwi i spojrzał na Dwalina.
- Ale ci bracie w głowie zawróciła… - Dwalin pokręcił głową. – Wierzyć mi się nie chciało, jak Balin mówił...
- O czym ci mówił Balin? – Thorin postanowił się podroczyć z Dwalinem i udał, że nie wie o co przyjacielowi chodzi. Uśmiechnął się z lekką ironią unosząc jedną brew.
- Że już w domu niziołka wpadła ci w oko ta kobieta z Żelaznych Wzgórz… – mruknął Dwalin, konspiracyjnym szeptem i wskazał głową na drugi boks.
Thorin się zaśmiał.
- Plotkujecie jak stare baby na targu. - wypluł ździebełko i wziął kolejne. - Balin ma bystre oko, ale trochę zbyt romantyczną duszę. – odrzekł Dwalinowi. – Ale ma rację w gruncie rzeczy.
- Tylko nie zapomnij przy niej po co żeśmy się w tę drogę wybrali Thorinie. – mruknął Dwalin, a Thorin zgromił go wzrokiem.
- O tym nie zapomnę nigdy Dwalinie! – rzekł poważnie, zamilkł na chwilę, po czym dodał - Poza tym ona sama jest przypomnieniem tego co jest naszym celem… co jest moim celem. Odzyskanie naszego dziedzictwa, domu. Przy niej przypominam sobie jak to było kiedyś. Przy niej wszystko boli mniej, wracają wspomnienia. Dzięki temu jeszcze bardziej jestem pewien tego po co tu jesteśmy. Pamiętasz jak byliśmy młodzi?
- Ano… - uśmiechnął się Dwalin. - Dałbym wiele za kufel zimnego korzennego piwa na północnej baszcie, tak jak kiedyś.
- Albo za choć jedną ucztę w koszarach Straży. Pamiętasz jaką Gron robił pieczeń z kozicy? - Thorin wymienił imię jednego z dawnych przyjaciół.
- Takiego żarcia nie robił nikt. - zaśmiał się Dwalin i obaj zamilkli, popadając w zadumę na losem przyjaciela. Gron zginął w Ereborze od smoczego ognia jako jeden z pierwszych.
Thorin odwrócił głowę i popatrzył na ścianę oddzielającą go od Elainy.
- Przysięgam, że Erebor będzie taki jak dawniej. A krasnoludy znów zapełnią korytarze Góry.
- Potrzeba będzie wielu naszych braci… - odparł Dwalin.
- O tak… ale przypomnij sobie stare proroctwo.
Dwalin się skrzywił i spojrzał uważniej na przyjaciela.
- Przepowiednię o Połączeniu obu Królestw? Gdy padnie ognista bestia z północy... I dawne dziedzictwo odzyska król, spojrzą w dal, na wschód jego oczy… zaraza, nie pamiętam dalej tego wiersza...
- …Gdzie są ci, co z nimi swój połączy ród. Gdy ucichnie ostatni dech bestii ognistej, jednym się staną dwa wielkie Królestwa. - dokończył Thorin.
Dwalin bawił się znalezionym kłosikiem, a rozgniótłszy go rzucił przed siebie.
- Uważasz, że ona się już zaczęła wypełniać?
- Owszem. - Thorin odparł powoli - To, że trafiło akurat na nią... - wskazał głową na boks obok -  Myślisz, że w Żelaznych Wzgórzach mało było by chętnych do uczestniczenia w tej wyprawie? Mimo odmowy Daina. Potem te bliźniacze miecze... To się ze sobą jakoś łączy Dwalin. - rzekł Thorin pocierając dłonią brodaty policzek.
Dwalin pokiwał głową.
- Zapomniałeś o najistotniejszym dowodzie – klepnął przyjaciela w ramię – Że aż ręce cię świerzbią jak widzisz tę kobietę. – Dwalin zaśmiał się tubalnie, a Thorin mu zawtórował.
- Prawda. I sam już nie wiem, czy to sprawka jej samej czy przepowiedni.
Dwalin położył dłoń na ramieniu Thorina. 
- Nie zmarnuj tego ci Mahal daje. Ponoć kobiety dają radość. – Dwalin wstał i poszedł na swoje posłanie.
Thorin uśmiechnął się przyjaciela i położył się.
Rozmowy powoli milkły, aż ucichły zupełnie wraz z zachodzącym słońcem. Wszyscy czekali z obawą na przybycie gospodarza, ale nic takiego się nie wydarzyło. Gandalf wyciągnął się na słomie i siedział zamyślony, ale po chwili nasunął kapelusz na oczy i wydawało się, że zapadł w drzemkę. Słychać było tylko chrapanie Gloina.
Thorin leżał na swoim posłaniu i parzył w ciemność. Po chwili zamknął oczy i przywołał w pamięci wydarzenia z klifu. Starał sobie przypomnieć wszystkie szczegóły z tych kilku chwil zanim opuściła go świadomość… najpierw przypomniał sobie zimny dotyk katowskiego miecza na szyi, potem wrzask Bilba rzucającego się na orka. I w końcu postać Elainy, kiedy stojąc pomiędzy nim a orkami odwróciła się na chwilę by na niego spojrzeć. Znów zobaczył jej oczy… pełne były wściekłości, ale ona zaraz znikła i pojawił się strach i rozpacz. Thorin przetarł teraz dłonią twarz. Do jego uszu doszło nagle ciche westchnięcie. Przekręcił głowę w stronę ścianki boksu, zza której dobiegł go tej dźwięk i przez szpary w deskach dostrzegł śpiącą Elainę. Była dosłownie kilkanaście centymetrów od niego. Odsunął słomę, która zastawiała otwór. Kobieta spała z głową opartą na zgiętym ramieniu, drugą ręką trzymając na rękojeści miecza.
- Zawsze jesteś obok Elaino. Zawsze blisko mnie. Czy to nie zastanawiające?... – pomyślał, przesuwając wzrokiem po jej twarzy.
Nagle dosłyszał trzask zamka. Skrzypnęły zawiasy i Thorin dostrzegł w świetle drzwi wielką, barczystą postać, która znikła w ciemności, gdy drzwi się zamknęły. Odruchowo przesunął wolno dłoń na rękojeść Orcrista. Osobnik jednak nie zrobił sobie wiele z obecności nieznajomych, którzy spali w jego domu. Kiedy ów przechodził przez plamę księżycowego światła krasnolud dostrzegł na jego twarzy „jedynie” coś na kształt głębokiego zniesmaczenia i irytacji. Potem wielkolud zniknął mu z oczu i zapadła znów cisza. Thorin spojrzał ponownie na Elainę i jego serce znów ogarnęła fala ciepła. Przez długi czas jeszcze patrzył na śpiącą krasnoludzicę. Aż w końcu ogarnęła go senność i powoli zapadł w sen, w którym widział jej brązowe oczy.

_________________
Historia napisana jest na  motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.



2 komentarze:

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)