sobota, 22 sierpnia 2015

Południca.

Po tak długiej przerwie pierwszy post. Mam nadzieję, że przerwa jaka oddzielać będzie ten od kolejnego będzie o wiele krótsza od poprzedniej. 
~~~
Ostatnie upały oraz pobyt na wsi, a co za tym idzie możliwość beztroskiego spacerowania boso po polnych drogach i rżyskach w słoneczne dnie oraz krótka piosenka "A night to remember" z trailera do gry "Wiedźmin: Dziki Gon", dały inspirację do takiej oto króciutkiej formy literackiej.


A teraz zapraszam do czytania.

Słonko grzało tak pięknie. Niebo tak błękitne aż oślepiało jaskrawością. Kwiatki chabrów i rumianku łaskotały jej łydki, kłosy szumiały. Słonko grzało. Było tak ciepło, upalnie. Ale szła dalej, powoli, lekko. Skowronek gdzieś zakwilił na błękicie nieba, spojrzała w górę wyciągnęła dłoń, Lubiła skowronki, och jak lubiła, zawsze ich słuchała na polu. Ale skowronek umilkł, za to usłyszała za sobą wołanie. Pewnie Matuś woła by wracała. Słonko pewnie zaraz najwyżej stanie, a na polu niebezpiecznie… starsi zawsze ostrzegali przez różnymi lichami co na polu czyhają. Znów wołanie… „Tak, już idę Matuś, idę, ale jeszcze tam pójdę…. Tam zawsze takie piękne maki rosły. Jeszcze chwila, tam, za krzewem dzikiego bzu. Och, są jakie piękne… a tu struga, nogi zmoczę i pójdę, może matuś nie będzie krzyczeć. Ale co to? Gdy zbliża dłoń do maków te więdną, tlą się i zmieniają w popiół… a struga? Struga wrze, kipi, gdy zamoczy nóżkę. I znów wołanie. Wołanie? Nie…. To krzyk.
Biegnie. Lekko, ledwo dotykając stopami ziemi. Patrzy w dół. Jej stopy nie dotykają ziemi. Leci, szybko bardzo szybko. Lniana sukienka furczy w gorących powiewach. Wianek na głowie rozsiewa upajający duszący zapach. A ona leci, nagle wznosi się w górę i zaczyna się kręcić w kółko, szybko, coraz szybciej, jak fryga, obraca się wnosząc tumany kurzu spośród łanów pszenicy.
I coś ją łapie, silnie trzyma w miejscu. Nie może się już obracać, a tak ją to bawiło. Wściekła spogląda w dół, cios spada na nią błyskawicznie, a następujący po nim ryk zagłusza wszystko w okolicy. Spina się w sobie i rozbłyska rażącym jak słonce światłem, ale kolejne ciosy spadają dalej, Kręci się, miota. Szuka dłońmi napastnika, ale jest za szybki. Jej szpony tną powietrze. Kolejne ciosy. Srebro rani ją i parzy. Kolejny ryk, kolejne próby wyrwania się z tego kręgu, który ją trzyma.
źródło: http://www.windowscentral.com/sites/wpcentral.com/files/styles/larger/public/field/image/2015/05/witcher-3-noonwraith.jpg?itok=4PSh10TT
Wiedźmin składa palce po raz kolejny w znak Yrden. Wycie upiora słychać w całej okolicy. Cios, unik, obrót, cios i kolejny. Błyskawicznie… i odruchowo, a jednak całkiem świadomie wiedźmin wykonuje kolejne sekwencje. Wyuczone przez wiele lat na morderczych machinach w Kaer Morhen.

Srebro pali, tak bardzo rani i piecze. „Matuś, czemuście na mnie wiedźmaka posłali?… com ja winna temu, że Maćko na polu zasnął? Spał tom co ucałowała… A Janek? Nie chciałam mu zrobić krzywdy, ale… och Matuś…”

Słonko gaśnie.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)