niedziela, 19 marca 2017

"Kres drogi", rozdział 2


Zapraszam do lektury drugiego rozdziału opowiadania :)


Rozdział II
Początek podróży

Dwa kozły galopowały przez zaśnieżone połacie, wznosząc w powietrze kłęby migoczącego, zmrożonego śniegu. Dwójka krasnoludów w futrzanych płaszczach przytulona do szyi zwierząt co chwila pokrzykiwała głośno, poganiając zwierzęta do szybszego biegu. W końcu rudawy kozioł wyprzedził rywala i jako pierwszy wpadł w niewielki sosnowy zagajnik. Krasnolud go dosiadający ujechał jeszcze kilkadziesiąt metrów po czym obejrzał się za siebie - jego towarzyszy na czerniawym wierzchowcu był niedaleko za nim. Spiął więc kozła i skręciwszy w boczną drogę wyjechał znów na ośnieżony step. Dość szybko usłyszał za sobą odgłos racic na zmarzniętej ziemi. Zasadził kozła i zeskoczył na ziemię spoglądając w stronę lasku, skąd nadjeżdżał drugi krasnolud. Tamten widząc, że rywal czeka na niego, już o wiele spokojniej się zatrzymał. Uśmiechnął się i wolno, jakby od niechcenia zeskoczył na ziemię. Śnieg zaskrzypiał po jego nogami, gdy nieśpiesznie szedł do towarzysza.

- Wygrałam!
- No powiedzmy. - mruknął Thorin nie spuszczając oczu z Elainy. Uśmiechał się lekko i wyciągnął do niej ramiona. Ona jednak zamiast odpowiedzieć tym samym chwyciła trochę śniegu i cisnęła ze śmiechem w Dębową Tarczę. Krasnolud zasłonił się przedramieniem i cały śnieg rozprysnął się na nim. Elaina śmiała się głośno, biegnąc przez zaspy, ale Thorin ją dogonił i objął od tyłu w pasie.
- Zakład był o to, że cię nie złapię. - szepnął jej go ucha niskim głosem, a ona lekko się szarpnęła. - Wygrałem. Już cię nie wypuszczę. - dodał i odwrócił zręcznie Elainę do siebie. - Teraz nagroda. - mruknął i odgarnął z czoła towarzyszki kosmyki włosów. Elaina się uśmiechnęła wciąż podejmując niezbyt gwałtowne próby uwolnienia się, ale gdy Thorin ją pocałował, poddała mu się od razu. Kilka minut trwała ta czuła chwila, bo obojgu ciężko było się od siebie oderwać.
- Gdyby nie mróz, nie poprzestałbym na tym… - szepnął Thorin między pocałunkami, a Elaina spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się, ponownie wpijając się w jego usta.
- Nie wątpię… - wymruczała, czując jego dłonie sunące po jej ciele otulonym w płaszcz.
Oboje mieli w pamięci ostatnią noc i z niecierpliwością czekali na kolejną.
Nagle doszedł ich uszu dźwięk rogu. Przeciągły, niski, trochę tęskny. Odbił się od drzew i skał i zanikł.
Rozejrzeli się wokół siebie, ale nikogo nie dostrzegli. Chwilę potem róg znów się odezwał, teraz bliżej. Thorin uśmiechnął się.
- To Fili. - spojrzał na Elainę. - Oznajmiają się strażom.
- Wrócił z Żelaznych Wzgórz. - kobieta klasnęła w dłonie. - Nareszcie!
Thorin podniósł jedną brew, a Elaina gdy to zobaczyła roześmiała się.
- Nie było go tak długo, prawie rok. Kili będzie szczęśliwy. A ja się stęskniłam za nim, jak za bratem. Chodźmy! - pociągnęła Thorina za rękę. - Może dogonimy ich, nim dotrą do bram.
Chwilę potem galopowali drogą ku traktowi prowadzącemu z Żelaznych Wzgórz do Ereboru. Gdy wyjechali z lasku na niewielkie łyse wzniesienie, jak na dłoni zobaczyli grupę krasnoludów sunących ku Górze. Na ich czele jechał krasnolud o płowej, jasnej czuprynie. Na skos przed tors miał przewieszony róg.
- To Fili! - wskazał dłonią Thorin.
- Masz rację! - odparła krasnoludzica i oboje zjechali stokiem ku wędrowcom. Ci szybko ich dojrzeli. Zaraz też Thorin został rozpoznany przez siostrzeńca.
- Wuju! - zawołał Fili, zdziwiony niespodziewanym spotkaniem - Co tu robisz? - spojrzał na krasnoluda za Thorinem, a gdy ten zsunął kaptur, zaraz szeroki uśmiech wypłynął na usta Filego. Skłonił się wpierw z szacunkiem królowi, a potem znów spojrzał na krasnoludzicę.
- Witaj Elaino! - Fili przyłożył dłoń do serca i skinął głową. - Służy ci życie w Ereborze, wręcz promieniejesz siostro.
- Jestem tu po prostu szczęśliwa. - odparła Elaina i strzeliła oczami ku Thorinowi, który uśmiechnął się lekko.
- Nie mitrężmy czasu. Zimno jak w norze goblinów! - rzucił.
- Racja! Będzie jeszcze czas by rozmawiać, poza ty śpieszno mi by zobaczyć tego smarkacza! - zachichotał Fili, a Elaina cicho parsknęła pod nosem powstrzymując śmiech.
Thorin nawrócił kozła i pierw stępa, potem kłusem ruszyli ku domowi.
- Zdziwisz się siostrzeńcze, bo smarkacz już na smarkacza nie wygląda. - rzekł po chwili milczenia.
- Hmmm? - mruknął Fili, z ciekawością patrząc na wuja.
Thorin tylko się uśmiechnął pod nosem i niby od niechcenia pogładził swoją brodę.
- Ha! Nie może być! - zawołał Fili – Wyhodował sobie szczeniak brodę? - klasnął dłonią o udo.
- Przyszedł jego czas. - odparł król, potwierdzając skinięciem głowy. - Szybko poszło. - dodał.
- Czekał na to odkąd wyrósł z powijaków! - Fili był naprawdę dumny. - Dobrze się stało, bo bałem się, że coś z nim nie tak. Poza tym jakby to wyglądało? Dowódca gwardii -gołowąs? - zachichotał, a Thorin przewrócił oczami.
- Czasem wystarczy wykazać się cierpliwością i poczekać, a jeśli jest nam przeznaczone coś, to los nas tym obdaruje, nie raz zaskakując nas momentem, który sobie obierze. - rzekła Elaina patrząc na rosnący masyw Góry przed nimi.
- Słusznie. - kiwnął głową Thorin.- Fili zadmij w róg, niech otwierają bramy.
Fili przerzucił pas przez ramię i przytknął ustnik do warg. Chwilę potem do straży na bramach dobiegł głos rogu.
Kili, który kręcił się po blankach doglądając swoich ludzi wraz z Dwalinem, momentalnie odwrócił się i podszedł do muru.
- Na mą brodę!  - Kili ostatnio bardzo lubił ten zwrot i nadużywał go mocno, co z lekka poczynało już irytować otoczenie – Nie zdawało mi się! Mój braciszek raczył wrócić do domu! - zawołał.
Dołączył do niego Dwalin, zaintrygowany tym co powiedział Kili.
- Podobnie jak ta dwójka. - westchnął po chwili i przeniósł szybko wzrok z Filego na Thorina i Elainę, mierząc ich karcącym wzrokiem.
Nigdy nie ukrywał, że niezbyt podobały mu się samotne wycieczki Thorina z małżonką poza Górę, ale każda próba wyperswadowania tego królowi, kończyła się niepowodzeniem. Dwalin był w stanie jeszcze zrozumieć te wycieczki, gdy dogrzewało słońce. Wszak nawet krasnoludom nie obce jest smakowanie miłości na łonie przyrody, ale gdy ziemię ściął mróz i spadł śnieg… niepotrzebne ryzyko. Ale Thorin czuł się bardzo pewnie na terenach otaczających Górę, przez co te małe wyprawy z żoną uważał za bezpieczne – oczywistym było, że nigdy nie naraziłby jej na najmniejsze chociaż niebezpieczeństwo. Dwalin zdawał sobie sprawę, że na terenach wokół Góry można spotkać co najwyżej ludzi z Dale i czasem elfy, ale wiedział, też że wypadki się zdarzają i nie trzeba do tego watahy orków.
Uniósł tymczasem rękę ku górze, na powitanie. Fili dostrzegł go i odpowiedział tym samym. Łysy krasnolud rozejrzał się wokół w poszukiwaniu Kilego, ale już go nie było. Krasnolud zapewne już był na dole, dyrygując strażą. Dwalin zszedł więc nieśpiesznie na dół. Gdy dotarł na miejsce kozły były już odprowadzane do stajni, a bracia ściskali się jak dwa młode niedźwiedzie. Thorin stał z boku i wraz z Elainą przyglądali się z uśmiechem tej scenie.
- A niech mnie! Wuj mówił prawdę! - doszło do uszu Dwalina i nawet nie musiał patrzeć by wiedzieć o co idzie.
Kili wyprostował się dumnie wypinając pierś do przodu, ale starszy brat chwycił go ponownie, tym razem w pasie i obrócił się z nim kilka razy. Kili wyrwał się mu jednak i chwilę się na żarty przepychali.
- Dość! - wtrącił się w końcu Thorin – Zważcie na swoją pozycję, to nie miejsce na takie popisy. - skarcił ich lekko.
Młodym krasnoludom nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Thorin od zawsze budził w nich szacunek.
- Słusznie wuju. - rzekł aż nazbyt poważnie Fili, co Thorin znając chłopaków od dziecka, od razu uznał za podejrzane. I w tym wypadku przeczucie go nie myliło, bo Fili w jednym susie znalazł się przy Elainie, podniósł ją do góry i podobnie jak wcześniej z Kilim, okręcił się kilkakrotnie.
- Fili! Puszczaj! - wesoły głos Elainy odbił się od ścian – Puszczaj! W tej chwili!
Thorin zrobił krok, ale powstrzymał go Dwalin dłonią położoną na ramieniu. Thorin przyłożył tylko dłoń do czoła i głęboko westchnął.
- Nie zmienisz ich. - mruknął Dwalin do przyjaciela. - Oni nawet w naszym wieku będą wyczyniać dzikie harce.
- Co znaczy w „naszym wieku?” - Thorin udał oburzonego.
- A jak myślisz? Te siwe włosy to nie oznaka młodości, bracie. - burknął Dwalin wskazując na srebrne pasma na skroniach króla.
- Ja w przeciwieństwie do ciebie nadal je mam. - odgryzł się Thorin i spojrzał, w kierunku siostrzeńców i żony. Fili odstawił właśnie Elainę na ziemię, po czym ucałował ją w oba policzki i mocno uściskał.
- Tęskniłem za wami! - spojrzał po bliskich. - Dobrze wrócić do domu.
Wszyscy odpowiedzieli mu śmiechem.
- Dość stania na progu. - rzekł Thorin – Poślij swoich krasnoludów wpierw do gospody, zanim udadzą się do domów. Niech się najedzą i napiją. 
Fili skinął głową i odszedł na chwilę by zamienić słowo z jednym z towarzyszy podróży. Kilka minut później grupa ochoczo udała się do najbliższego szynku.
- Fili zapewne masz wiele do opowiedzenia. Ale historii lepiej się słucha, gdy półmisek pełny, a obok stoi puchar z napitkiem. Wszyscy ogrzejemy się przy ogniu w sali biesiadnej. - rzekł król, gdy krasnolud wrócił.
Zaproszenie zostało przyjęte z ochotą przez wszystkich i nieśpiesznym krokiem udali się na posiłek.
Gdy szli korytarzami, Thorin z przyjemnością co chwila spoglądał na uroczo zaróżowione policzki Elainy. Po raz kolejny również odniósł wrażenie, że rysy kobiety złagodniały. W duchu przyznał też rację Filemu. Elaina promieniała blaskiem, ale od środka, jakby ktoś pod jej skórą rozpalił jakiś ciepły promień.

Kilka tygodni później…
Thorin wziął ciężką ceremonialną koronę i ostrożnie nałożył ją sobie na głowę. Chwilę patrzył w taflę lustra. W zwierciadle za nim przemknęła postać Elainy. Kobieta w uroczystych szatach podeszła jeszcze do puzderka by zabrać sznur szafirów.
Thorin poprawił tunikę i bogaty płaszcz obszyty futrem, ale po chwili znów wrócił wzrokiem do żony. Właśnie zapięła naszyjnik i odwróciła się do niego. Mimo statusu jaki posiadała będąc jego żoną, nadal pozostała skromną. Ten naszyjnik był jedyną ozdobą jaką miała na sobie. Suknia choć szyta z najprzedniejszych tkanin również nie raziła oczu zbytnim przepychem. Ale to dobrze, pomyślał Thorin. Oprawa nie powinna przyćmiewać klejnotu, a jedynie podkreślać jego urodę. I tak właśnie było. Elaina jak zwykle przy takich okazjach, gdy musieli pojawić się oficjalnie wyglądała pięknie.
- Wasza wysokość wyjątkowo się dziś grzebie. - rzekła z uśmiechem podchodząc do niego, czym wyrwała go z jego rozmyślań.
- Nie dłużej niż zazwyczaj. - odparł Thorin, patrząc jak kobieta poprawia płaszcz na jego ramionach. - Dziękuję najdroższa. - wziął jej dłoń, gdy skończyła i ucałował.
Elaina uśmiechnęła się lekko.
- Chodźmy już Thorinie, czekają na nas.
Krasnolud przyciągnął ją do siebie nagle i pocałował.
- Jestem królem pod Górą, elfy mogą jeszcze chwilę poczekać. - mruknął, odrywając na chwilę usta od jej warg.
- Owszem, ale miej na względzie pogorszenie stosunków między królestwami… - odparła Elaina z lekkim uśmiechem.
- Nie sądzę…
Rozległo się natarczywe pukanie.
- Wuju! - głos Kilego wybrzmiał zaraz po uderzeniach w drzwi. - Thranduil czeka.
Elaina uniosła brwi i ramiona w geście bezradności.
- Widzisz? Musimy iść.
- Żebym nie mógł okazać żonie uczuć, bo jakiś elf czeka. - pokręcił głową Thorin.
- Chodź, chodź. - Elaina wskazała drzwi.
Kilkanaście minut później cała trójka weszła do sali herbowej. Thorin usiadł na tronie i przybrał maskę jaką zwykł pokazywać obcym i poddanym. Ponure, władcze spojrzenie stalowo błękitnych źrenic spoczęło na elfim władcy. Thorin skinął głową w geście powitania. Delikatny, płynny ruch głowy elfa był odpowiedzią.
- Witaj Thranduilu. Raduję się, że zechciałeś nas odwiedzić. - rzekł uprzejmie.
- Mnie również cieszy ta wizyta. - odparł elf głosem niezbyt przekonującym, iż faktycznie tak było.
Elaina uśmiechnęła się lekko. Oboje z Thorinem, choć za sobą nie przepadali byli do siebie bardzo podobni.
- Witaj pani Elaino. - elf zwrócił się do krasnoludzicy. - Cieszę się, że mogę oglądać cię w dobrym zdrowiu.
Elaina skłoniła głowę i uśmiechnęła się krótko.
A więc Erebor będzie miał następcę”, głos elfa rozbrzmiał w głowie kobiety.
Twarz Thranduila nie zmieniła się ani o jotę, gdy zszokowana Elaina spojrzała w niebieskie oczy elfa. Kobieta spuściła wzrok.
- Zatem powiedz mi Thranduilu, jak się ma sprawa z orkami, które ponoć grasują wokół Puszczy? Miałeś je tępić, by nie napadały na karawany… - głos Thorin rozbrzmiał w sali.
Skąd wiesz?”, spytała Elaina podnosząc wzrok na elfa.
- Moi ludzie sprawują się dobrze, watahy cofnęły się znów ku południu i Górom Mglistym. Nie zaprzątałbym sobie jednak głowy takimi błahostkami Thorinie…
Bo je wyczuwam. Jak każdego w tej sali”, głos elfa znów wdarł się do świadomości Elainy, która odruchowo przesunęła dłonie na podbrzusze.
Naprawdę masz mnie za takiego bezdusznego potwora, krasnoludzie? Jestem elfem, dzieckiem światła, nie krzywdzę bezbronnych istot”, Thranduil minimalnie zmarszczył brwi. „Niech potomek króla pod Górą będzie zdrowy, podobnie jak jego matka.” dodał po chwili.
Dziękuję ci, Thranduilu” odparła krasnoludzica, a elf odwrócił wzrok i skupił go na Thorinie.
Gdy nastał wieczór i wszyscy udali się do swych komnat, a elfi goście byli już w drodze do Leśnego Królestwa, Elaina siedziała w sypialni na stołku, czesała swoje włosy i rozmyślała na słowami elfa. Nie była dokładnie pewna ile trwał już jej stan. Odłożyła szczotkę i podeszła do zwierciadła w którym przeglądał się rano Thorin. Wygładziła materiał na brzuchu i spojrzała krytycznie. Delikatny wzgórek był już całkiem widoczny. Nagle usłyszała kroki, puściła szybko suknię i wzięła znów do ręki szczotkę.
Thorin wszedł do sypialni i zmarszczył brwi.
- W czymś ci przerwałem? - spytał przechodząc obok i rozsznurowując troki koszuli, którą zaraz zdjął.
- Nie… - odparła z wahaniem Elaina.
Krasnolud uśmiechnął się krótko i usiadł na brzegu łóżka. Chwilę potem położył się na plecach i przymknął oczy. Kobieta wiedziała, że dzisiejszy dzień go zmęczył. Poczuła nagle przemożną chęć przytulenia się do niego, wyznania tego co taiła już od prawie trzech miesięcy. Wstała więc i zniknęła za parawanem. Zdjęła suknię i ozdoby i kilka chwil później w długiej, lekko dopasowanej i przymarszczonej pod biustem koszuli podeszła do łózka. Usiadła ostrożnie i położyła się obok męża. Thorin poruszył się i z uśmiechem przyciągnął ją do siebie, przewracając się na bok. Elaina położyła dłonie na jego piersi i uśmiechnęła się lekko.
- Co mówi ten uśmiech? - szepnął Thorin, dotykając dłonią jej policzka.
Elaina wyswobodziła się z jego ramion i wstała. Stojąc bokiem znów wygładziła materiał na brzuchu, który ukryty jedynie pod cienką koszulą zdał się Elainie większy niż w sukni. Ustawiła się tak, że oświetlał ją akurat ciepły blask płonącego w kominku ognia, co jeszcze lepiej pokreśliło jej kształt.
Uśmiechnęła się do Thorina, który wiódł za nią wzrokiem, gdy tylko wstała. Wcześniej jego zmęczony, trochę podszyty namiętnością wzrok, teraz się wyostrzył, gdy spoczął na zaokrąglonym brzuchu Elainy. Krasnolud wstał gwałtownie marszcząc brwi i podszedł do niej powoli.
- Czy…. - zaczął niskim gardłowym głosem, ale ona mi przerwała.
- Będę miała dziecko. - rzekła cicho krasnoludzica.
Krasnolud uśmiechnął się szeroko i wziął żonę w ramiona.
- Będę miał potomka! Książę! Z mojej krwi! - śmiał się obracając się w kółko razem z nią. - Syn!
Elaina uśmiechnęła się w duchu, na myśl, że Thorin od razu odrzucił możliwość iż to będzie dziewczynka. Ale nie zamierzała psuć mu radości.
- Jesteś moim największym skarbem, moim szczęściem Elaino. - szepnął jej do ucha, gdy już ponownie stała na ziemi. Krasnolud położył ostrożnie dłoń na brzuchu żony. Elaina pogładziła go czule po policzku i musnęła wargami jego usta.

* * *

Syn Daina, jeszcze wzburzony tym co wydarzyło się u bram Ereboru szybkim, zamaszystym krokiem zmierzał do komnat Elainy. Gdy tam dotarł zapukał głośno, trochę zbyt gwałtownie. I prawdopodobnie to spowodowało, że drzwi się otworzyły.
Młody krasnolud cofnął się lekko i skłonił z szacunkiem.
- Mój ojciec cię wzywa, pani. - rzekł podnosząc wzrok.
Kobieta milczała przez chwilę. Lekko przekrzywiła głowę.
- Jest to dziwne, bo zaledwie godzinę temu z nim rozmawiałam. - odparła w końcu spokojnym głosem. - Czy coś się stało?
Thorin milczał. Dain nie zakazał mu wspominać o wizycie sługi Saurona, ale i nie nakazał Elainy o tym informować. Thorin zatem postanowił zostawić kwestię poinformowania o tym Elainy Dainowi.
- Mój ojciec chce się z tobą pani jeszcze raz rozmówić.
Dostrzegł jak jej brwi minimalnie uniosły się w górę, a w oczach pojawił się błysk tryumfu. Uniósł lekko kącik ust i szybko podkręcił wąsa, by nie zauważyła tego uśmieszku.
- Czy zatem pójdziesz ze mną pani?
- Pójdę. - odparła cicho Elaina i minęła rudego krasnoluda, który po zamknięciu drzwi szybko do niej dołączył.
Idąc korytarzami, Thorin przyglądał się dyskretnie Elainie. Wcześniej rzadko miał ku temu okazję. Prawda, widywał ją, gdy bywał w Ereborze jako wysłannik ojca do Thorina, ale bardzo rzadko. Młody krasnolud pamiętał dokładnie te zaledwie kilka razy, gdy pani Elaina stawała u boku swego męża i towarzyszyła mu, nie jako ozdoba, ale jako przyjaciel i cichy dyskretny, doradca. Thorin wiedział, że Dębowa Tarcza bardzo liczył się ze zdaniem żony - Dain sarkał na to początkowo, ale potem przyzwyczaił się i nawet zdawało się młodemu krasnoludowi, że ojciec zazdrości kuzynowi tak roztropnej żony.
Spojrzał jeszcze raz na Elainę, ale w tym momencie ona spojrzała na niego. Ostre spojrzenie spod zmarszczonych brwi lekko spłoszyło krasnoluda, ale szybko wróciła mu pewność siebie i uśmiechnął się uprzejmie. Elaina odwróciła głowę. Duma, w tej pozytywnej formie, była kolejną cechą z której ją znano.
- Czemu skręcasz... Thorinie? - Elaina zatrzymała się nagle. Chwila zawahania minęła nim wypowiedziała imię syna Żelaznej Stopy. - Sala audiencyjna jest tam. - wskazała wzrokiem szeroki i wysoki korytarz.
- Mój ojciec chce rozmawiać z tobą na osobności pani. - rudy krasnolud zrobił krok w jej kierunku. - Jeśli wypowiadanie mego imienia sprawia ci przykrość, ze względu na śmierć króla, nie używaj go… - rzekł cicho, starając się jakoś ułatwić jej zmaganie się z rzeczywistością.
- Nie, nie trzeba. To boli, prawda, ale nie jesteś nim, Thorinie, a ja powinnam… powinnam… żyć dalej. - wzięła głęboki oddech by odegnać rosnące wzruszenie.
- Wedle życzenia pani. - kiwnął głową – Pozwól zatem, ojciec czeka w swojej komnacie.
Elaina skierowała więc swe kroki w kierunku komnat Daina, nie zważając na jego syna. Nie potrzebowała przewodnika, bo znała doskonale drogę. Drogę, która kiedyś prowadziła ją do komnat Thorina, którą przemierzała wiele wiele razy, niosąc dobre i złe wieści, a czasem idąc po prostu by zobaczyć ukochanego. Łatwo poddała się wyobraźni, która podsunęła jej obrazy czekającego nań jak zwykle Thorina. Jakież to było kojące i przyjemne uczucie. A jednak równie ulotne, bo gdy tylko stanęła przed drzwiami, a syn Daina pchnął skrzydło, uderzyła ją znów rzeczywistość. Elaina cicho westchnęła i postąpiła naprzód. Pomieszczenie, choć niewiele w nim było rzeczy nowego króla, miało już zupełnie inną atmosferę, co ostatecznie pogrzebało złudne wizje podświadomości Elainy.
Dain stał przy wyjściu na taras, a gdy ich usłyszał, odwrócił się i podszedł do krasnoludzicy.
- Pójdź moja droga. Usiądź. - wskazał miejsce na rzeźbionym krześle.
- O czym chciałeś rozmawiać? - Elaina usiadła i wbiła swoje hebanowe oczy w Daina. Żelazna Stopa spojrzał na syna i wskazał głową na drzwi.
- Zostaw nas. - nakazał stanowczo. 
Thorin pokłonił się z szacunkiem i opuścił komnatę.
Dain jeszcze chwilę milczał. W końcu westchnął.
- Mieliśmy dziś pod murami… gości. - mruknął. - Przeklęte sługi największego Zła jakie istniało na tym świecie.
Elaina zmarszczyła brwi i pochyliła się naprzód.
- Możesz jaśniej? Skąd ta pewność?
- Ten co stał na ich czele, sam to oznajmił. - rzekł Dain z ponurą miną i zaraz dodał, uprzedzając kolejne pytania kobiety - Dlaczego uwierzyłem? Gdybyś ich widziała, słyszała i czuła tę grozę, wszechogarniającą panikę… to nie były istoty z tego świata, to nie byli ludzie, czy elfy… prędzej jakieś demony w cielesnej postaci.- Dain przetarł czoło i oczy - Szukali niejakiego Bagginsa. - Dain spojrzał uważniej na Elainę. - Nie poznałem nigdy osobiście, ale czy nie tak zwał się wasz dawny druh? Ten włamywacz, hobbit, którego Thorin wcielił do kompanii?
- Tak, tak się nazywał. - odparła wolno krasnoludzica. - Ale czego od niego chcieli? Bilbo był statecznym, spokojnym hobbitem, cóż by go mogło łączyć z takimi istotami.
- Z nimi nie, ale szukali dla swego pana Pierścienia…
- Przecież to legenda, mit… poza tym pytam ponownie: skąd Bilbo miałby w posiadaniu tak potężny artefakt. To tylko zwykły hobbit…
Dain wzruszył ramionami i wstał. Milcząc spacerował po komnacie.
- Zwykły czy nie ma poważny problem, ale zostawmy to teraz. Należy ostrzec Thranduila, iż w okolicy pojawili się wysłańcy Mordoru. - rzekł w końcu.
- Słusznie. - odparła Elaina. - Ale… jeśli nie chcesz mówić o Bilbie, po co nie wezwałeś?
- Chciałaś opuścić na jakiś czas Erebor. - Dain spojrzał uważnie na krasnoludzicę – Dołączysz do drużyny, które uda się do elfów.
Elaina już otwarła usta, ale Dain ją ubiegł.
- Nie będzie to nie wiadomo jak daleka podróż, ale na pewno będzie bezpieczniejsza niż ta którą planowałaś.
- Powinniśmy ostrzec Bilba. - rzuciła przez zęby Elaina, niezadowolona.
- To nie jest nasza rola w tym wszystkim. - odparł twardo Dain.
- A jaka ona jest? Chcesz ostrzegać elfy, a odmawiasz pomocy komuś, bez kogo Thorin nie odzyskał by Ereboru. Bez kogo nie był byś teraz królem pod Górą. - rzuciła ostro.
Dain zacisną usta. Krzaczaste brwi i wąs nastroszyły mu się groźnie. Elaina zdawała sobie sprawę, że ryzykuje gniew Daina, ale nie zamierzała odpuścić. Teraz chodziło już o coś więcej niż samotną wyprawę, by uciec od wspomnień i rzeczywistości.
- Nic nie powiesz? - wbiła w Daina swoje ciemno brązowe oczy.
- Jeśli hobbit mieszka u elfów w Ukrytej Dolinie jest bezpieczny. A jeśli go tam nie ma… to Aule raczy wiedzieć gdzie może być. Nie mam środków i krasnoludów, by urządzać wyprawę poszukiwawczo-ratunkową dla jakiegoś hobbita, choćbym nie wiem co mu zawdzięczał!
- Dainie… - odezwała się krasnoludzica, ale król wstał gwałtownie z krzesła.
- Nie! Nie będę narażał królestwa na gniew Saurona! Obawiam, że zbliża się wojna i na tym należy się skupić. Wokół mnóstwo orków, pałętają się wszędzie jak wszy na grzbiecie kundla! Napadają na osady i kupców! Trakt między Ereborem a Żelaznymi Wzgórzami nie jest już bezpieczny! - Dain nie spuszczał wzroku z coraz bardziej pobladłej Elainy – Sauron rozpuścił swoje hordy z Mordoru, by siać zamęt i zniszczenie. Grupa, na którą natknęli się twoi synowie i ich ojciec też nie była bandą łazęg, spuszczoną ze smyczy, by napadać bezbronnych farmerów. Sauron szuka sojuszników. Wysyła swoje plugawe sługi na wschód i na południe, na pustkowia Rhun do Easterlingów. I jeśli patrzy na wschód, to zapewne również spogląda na Górę. - Dain zamilkł, a potem podszedł do patrzącej pustym wzrokiem w przestrzeń Elainy. - Nie, moja droga. Nie poświęcę dziedzictwa twego męża dla jakiegoś hobbita. I on też by tego nie zrobił.
- Bilbo, on ma na imię Bilbo. - odparła cicho Elaina.
Dain spojrzał lekko zdziwiony na kobietę, potem odchrząknął i położył jej dłoń na ramieniu mijając ją wolno. - Powiadomiłem już Gloina i jego syna. Będą twoimi towarzyszami. Ruszacie z najbliższą karawaną do Leśnego Królestwa.

Kucyk potrząsnął łbem, a uprząż którą zapinał Gloin zadzwoniła dźwięcznie, ponownie wypadając mu z rąk.
- Stój spokojnie narwany koniu! Zaraza! Gimli, chodź no tu! - sapnął krasnolud, czekając na syna.
Gimli dociągnął popręg siodła i klepnąwszy w bark swojego wierzchowca podszedł do ojca.
- Co ci tam znów psuje nerwy, ojcze? Odsuń się i pozwól mi działać. - rzekł widząc nadal nie zapiętą uprząż.
- Działaj, działaj! - mruknął i odszedł w kierunku Elainy, która sama w pewnym oddaleniu przygotowywała wierzchowca.
- No pani Elaino, przed nami znów wyprawa! - zaczął dość raźno.
- Tak, Gloinie, choć kompania znacznie mniejsza. - odparła poprawiając siodło.
Gloin się zmieszał, ale nie stracił rezonu.
- Tak, wszak nie ma z nami czarodzieja i włamywacz już nam też nie potrzebny. - dodał. Elaina milczała przez chwilę, a stary krasnolud spuścił głowę.
- Czarodziej, jak to dobrze wiemy, że on zwykł się pojawiać w najmniej spodziewanych momentach i miejscach, więc kto wie… - odezwała się w końcu krasnoludzica i nieznacznie uśmiechnęła.
- Prawda, prawda! - zaśmiał się Gloin i obejrzał za siebie. Gimli skończył właśnie dopinać uprząż.
Elaina spojrzała również w tamtym kierunku.
- Chyba wszystko gotowe.
- Na to wygląda! - kiwnął głową Gloin. - Niech mnie! Nie pamiętam kiedy ostatnio jechałem na kucyku.
Elaina się uśmiechnęła.
- Czyżbyś miał jakieś uwagi?
- Tak, nie są tak skoczne jak nasze kozły. A poza tym śmierdzą.
- Ja uważam, że są bardzo pocieszne. - mruknęła, czochrając kucyka po kudłatej grzywie. - Nie mitrężmy czasu, nim nadejdzie wieczór musimy minąć Jezioro.
- Racja, pani Elaino. Gimli na kucyka! - machnął dłonią na młodszego krasnoluda i sam wgramolił się na swojego wierzchowca.
Krasnoludzica puściła przodem towarzyszy i gdy opuścili małą zagrodę z tyłu domu kupieckiego, również dosiadła kucyka. Na ulicy przed budynkiem stała grupa krasnoludów, którzy głośno rozmawiali o czekającej ich drodze. Kilku poprawiało jeszcze juki i sprawdzało towar na wozach. Elaina dołączyła do Gloina i Gimliego i chwilę potem karawana kupiecka ruszyła. Jakiś czas zajęło im przeciskanie się przez wąskie uliczki Dale, ale w końcu dotarli do zachodniej bramy miasta, zwanej Elfią, gdyż właśnie tędy zawsze przybywały karawany kupców z Leśnego Królestwa. Krasnoludy wolnym nieśpiesznym tempem minęły wartowników i niezatrzymywane przez nikogo, żegnane przyjacielskimi pozdrowieniami opuściły miasto Dale. Trzymając się rzeki Celduiny kierowały się na południe w kierunku Długiego Jeziora. 
Przed nimi rozciągały się z pokryte kępami drzew i krzaków przestrzenie ciągnące się aż do dolin wokół Jeziora, gdzie pokryte drzewami, zmieniały się niezbyt gęste lasy, przedmurze wielkiej Puszczy.
Od śmierci smoka minęło wiele, wiele lat i przyroda, nie niszczona już przez smoczy ogień znów zagarnęła dla siebie te tereny, śmierć i popiół zastępując pełną życia zielenią, z roku na rok coraz bujniejszą. Elaina pamiętała, że w pierwszych latach po bitwie wychodząc na wzgórza przed Ereborem, dało się zobaczyć Jezioro. Teraz, by dostrzec jego wody musieli ujechać kilkanaście mil.
Dziś Jezioro migotało w zimowym słońcu jakby posypane drobniutkimi oszlifowanymi diamentami. Z wysokich stoków widać je było jak na dłoni. Wzrok Elainy powędrował od razu tam, gdzie kiedyś było Esgaroth. Teraz to miejsce znaczyło kilka poczerniałych, grubych drewnianych kikutów – ostatnie resztki z pali, na których wzniesiono niegdyś całe miasto. Groza miejsca, które stało się dla Smauga i wielu ludzi mogiłą, skutecznie odstraszała wszystkich ciekawskich. Nikt nigdy nie odważył się szukać czegokolwiek co zatonęło wraz z miastem. Nadal dało się odczuć tutaj działanie złej mocy. Elfy nazwały to miejsce Near Gorgoroth, Miejsce Grozy.
Powiał wiatr, a z nim doleciały do uszu Elainy, odgłosy miasta, stukot pomostów, szum sieci, pokrzykiwania flisaków. Krasnoludzica wpatrywała się w kikuty jakby zobaczyła ducha. Wiatr marszczył taflę wody i zdało się Elainie, że widzi złoty blask smoczych łusek. Potrząsnęła głową - woda się znów wygładziła, kryjąc to co być może jeszcze w niej leżało. Elaina mruknęła do siebie kilka słów w khuzgul, jednocześnie rozglądając się dyskretnie wokół, czy ktoś inny prócz niej to słyszał, ale nic na to nie wskazywało. Gloin jadący obok palił fajkę, Gimli zaś gawędził z jednym z kupców.
Droga, którą podróżowali odbijała z lekka znów w głąb lądu, jakby umyślnie trzymając podróżnych z daleka od paskudnego miejsca. Kilka chwil później szczątki Esgaroth znikły znów za ścianą lasu i nie mieli już ich ujrzeć.
Znając trasę prowadzący do Leśnego Królewstwa, Elaina wiedziała, że gdy wyjadą z lasu w oddali na horyzoncie ich oczom ukaże się ciemna linia Mrocznej Puszczy. I choć będzie się zdawało, że dzieli ich od celu niewielki dystans, w rzeczywistości podróżować będą jeszcze kilka godzin. I tak w istocie było. Wielki las czernił horyzont, nie zbliżając się pozornie ani o krzynę, choć oni nadal posuwali się w jego kierunku. Połowę drogi wyznaczało miejsce ujścia do Jeziora wód Leśnej Rzeki, której wody miały im towarzyszyć już do końca podróży.
Gdy dotarli do ujścia, zatrzymali się na krótki postój. Na łąkach i plażach przy jeziorze stały wozy i namiociki tych, którzy byli tu wcześniej, i podróżowali do Dale i Ereboru, bądź w przeciwną stronę. Drogą posuwały się wozy prowadzone przez elfów, którzy nawet siedząc na koźle, zdawali się jakby wykuci z marmuru, wyniośli i piękni.
Gloin zeskoczył ciężko na ziemię i wyprostował plecy krzywiąc się. Gimli, młodszy i sprawniejszy nawet się nie skrzywił. Od razu za to podszedł, by przytrzymać kuca Elainy. Krasnoludzica uśmiechnęła się i zeszła na ziemię. Jej również nie dokuczały bóle pleców. Czuła się wciąż dobrze, wszak sto osiemdziesiąt siedem lat to nie było bardzo dużo. Ot wiek średni.
- Dziękuję Gimli. - uśmiechnęła się do chłopaka i wzięła od niego wodze. - Sama napoję kucyka.
- Pójdę z tobą. Ojcze, idziemy napoić kuce. - rzucił Gimli do Gloina, który skinął głową i poszedł do jednego z towarzyszących im kupców. Zaraz też kilku z nich wzięło swoje kuce i wiadra i podążyli za Elainą i Gimlim.
Elaina idąc do wodopoju rozejrzała się wokół. Dokładnie pamiętała to miejsce. To kilkadziesiąt metrów dalej w górę rzeki rozbiły się beczki, którymi uciekli sprzed nosa Thranduilowi. Odwróciła się za siebie. Pogodne, bezchmurne niebo sprawiało, że widać było stąd doskonale masyw Samotnej Góry. Wyglądał identycznie jak wiele lat temu, gdy wypłynęli stad wraz z Bardem do Miasta na Jeziorze. Elaina znów spojrzała przez siebie. Poprawiła pasy na piersi, na których zawieszony miała Artakst.
- Wiesz pani, że chciałem uczestniczyć w wyprawie do Ereboru? - odezwał się niespodziewanie Gimli, wyglądając zza grzbietu swego kucyka.
Elaina spojrzała zaciekawiona na krasnoluda.
- Nie wiedziałam.
- Ojciec pewnie nie wspominał, ale mało brakło abym wędrował z wami. - rzekł lekko zawiedzionym głosem – Ale matka uparła się, że jestem za młody.
- Matka z pewnością bała się o ciebie. - rzekła Elaina. - I miała rację. Nie zliczę ile razy otarłam się o śmierć podczas tych kilku miesięcy. Nie wliczając w to smoka.
- Ominęła mnie przygoda życia… - westchnął Gimli. - Chciałbym, dokonać rzeczy tak chwalebnych jak mój ojciec.
Chwilę panowała cisza, przerywana przez miarowe uderzenia fal o brzeg.
- Jeszcze wszystko przed tobą. Jesteś odważny i waleczny. Myślę, że jeszcze świat usłyszy o Gimlim, synu Gloina.
Krasnolud pogładził brodę, która była już całkiem pokaźnych rozmiarów i kolorze miedzi. Elaina widziała, że rozważa jej słowa.
- Kto wie, co czeka nas na końcu tej drogi? - odezwała się ponownie - Nie jedziemy handlować z elfami. Może wizyta w pałacu Thranduila będzie początkiem czegoś nowego dla ciebie? Czegoś co zmieni twoje życie. Żyjemy w ciekawych czasach, a ciekawe czasy są zawsze pretekstem do odbywania niezwykłych podróży.
- Może masz pani rację. - westchnął Gimli.
- Mam rację. - uśmiechnęła się kobieta. Kucyk podniósł głowę znak wody i otrzepał łeb, a potem rozejrzał się bystrym wzrokiem wokół.
Elaina wzięła wierzchowca i odeszła z nim w kierunku taboru.
- Pani Elaino, ruszamy, gdy napoją konie. - Gloin podszedł do niej i poprawiając płaszcz. W dłoni miał antałek. - Miodu?
- Chętnie. - wzięła naczynie i napiła się kilka łyków. Trunek przyjemnie grzał przełyk. Elaina wytarła usta wierzchem dłoni.
- Nigdy nie zapomnę tego miejsca. - Gloin wskazał na plażę. - Moment, gdy wypełzłem na plażę był najgorszym w mym życiu.
- Ja również nie wspominam tej chwili dobrze… - Elaina uśmiechnęła się lekko. - Ale trzeba przyznać, że beczki uratowały nam życie. Nawet Thorin w końcu to przyznał… kilka lat temu. - dodała i znów napiła się miodu.
- Ano, Thorin nie przyznawał się, ale myślę, iż wiedział, że hobbit uratował tę wyprawę. Miał głowę na karku ten niziołek. - rzekł się Gloin i położył dłoń na ramieniu Elainy. - Chciałbym go jeszcze zobaczyć, naszego starego dobrego włamywacza. - cicho dodał Gloin i spoważniał.
- Też bym chętnie zobaczył raz jeszcze tego hobbita. Miałby teraz...- wtrącił Gimli, który podszedł do nich wraz ze swoim kucem. - ...sto dwadzieścia osiem lat. Te hobbity żyją tak długo?
- Nie mam pojęcia, ale cztery lata temu wyglądał całkiem raźno. - westchnęła Elaina, podając miód Gimlemu.
Ona bała się ponownego spotkania z Bilbem. Było by bolesne, zarówno dla niej i dla niego. Z Thorinem łączyła Bilba przyjaźń, a synów Elainy hobbit polubił, gdy bawił w Ereborze kilka lat temu i wiedziała, że cieszył się ich szacunkiem, który zyskał po opowieściach jakie słyszeli od najmłodszych lat od ojca o odważnym hobbicie. A teraz musiałaby mu powiedzieć, że wszyscy nie żyją. Może więc i dobrze, że Dain zabronił jej podróży do Rivendell.

Kilka godzin później, gdy słońce zaszło karawana dotarła do granic Puszczy. Mieściła się tutaj niewielka osada, służąca głównie do przeładunku towarów. Mieszkali tutaj w przeważającej większości ludzie i trochę krasnoludów.
Kupcy udali się od razu w kierunku rzecznego portu i magazynów handlowych, a Gloin, Gimli i Elaina odłączyli się i poszli w kierunku miejsca, gdzie stacjonował oddział elfów, pilnujący by nikt nieproszony nie przekroczył granicy królestwa Thranduila.
Trójka zbliżających się krasnoludów od razu zwróciła uwagę wartownika.
- Stać, kto idzie! - ciemnowłosy elf, odziany w lekką zbroję zrobił krok w kierunku przybyszów.
- Jesteśmy poselstwem króla Daina Żelaznej Stopy do władcy Leśnego Królestwa. - naprzód wyszedł Gloin i zamachawszy elfowi przed nosem glejtem, przybrał bardzo poważną minę. Elf wziął rulon od Gloina i przeleciał go pobieżnie wzrokiem. - Jestem Gloin, to mój syn Gimli, a to pani Elaina...
Elf nie spuszczał oczu z krasnoludów, ale gdy Gloin wymienił imię krasnoludzicy, spojrzał na nią.
- Znam cię pani. - rzekł do niej – kiedyś towarzyszyłem tobie i poprzedniemu władcy krasnoludów do mego króla.
- Nie pamiętam cię. - odparła szczerze Elaina, a elf lekko się uśmiechnął.
- Pamięć śmiertelnych bywa zawodna. - rzekł i zawołał jednego ze swych pobratymców.
Chwilę potem postawniejszy i wyższy elf podszedł do strażnika, który zatrzymał małą kompanię. Był to ktoś znaczniejszy, zapewne dowódca oddziału. Szybko zamienił kilka słów w sindarinie w podwładnym, a potem spojrzał na krasnoludy, zabierając glejt. Obrzucił też wzrokiem Elainę.
- Pójdźcie za mną. - powiedział wysoki elf i ruszył pierwszy niejako wskazując im drogę.
Weszli do obozu elfów i przecięli go na ukos, idąc ku omszałym kamiennym posągom dwóch elfich wojowników. Po drodze dołączyło do nich sześciu elfów.
- Mocna obstawa. - mruknął Gimli do ojca, jak u się zdawało dość dyskretnie, ale elfie uszy wyłapały ten szept.
- Moi ludzie nie są po to, by chronić siebie czy mnie przed wami, ale żeby chronić was przed lasem. - wyjaśnił sucho wysoki elf.
Gimli zmarszczył brwi i już miał coś odpowiedzieć, ale Elaina położyła mu dłoń na ramieniu.
- O jakim niebezpieczeństwie mówisz? - spojrzała w górę na elfa.
- Mrok ogarnia świat, a las to wyczuwa. Z jego czeluści powyłaziły bestie, które podobne są do stworów z dawnych er, które służyły Upadłemu.
Elaina nic nie rzekła. Spojrzała znów na posągi. Między nimi biegła kamienny dukt. Kobieta powiodła wzrokiem przed siebie. Ścieżka elfów prowadziła wzdłuż rzeki w głąb lasu i nikła w ciemnościach.


6 komentarzy:

  1. A już myślałam, że Elaina pojedzie do Rivendell :D Ale coś mi się wydaje, że tam wyruszą... ale jeszcze z jednym elfem ;> By the way Twoja okładka Doroto jest fantastyczna! Wpatrywałam się w nią przez dłuższą chwilkę ;)
    Nie mogę doczekać się rozwinięcia wątku ciąży Elainy :)) juz widze jak Thorin lata do ereborskiej kuchni po kiszone ogórki i lody ;P
    Hahaha biedny Dwalin. "Miłostki na łonie natury"- genialnie to ujęłaś hehehe :D bardzo mi się ten zwrot spodobał nie wiem dlaczego ;P No a wracając do Dwalina to szkoda, ze on nie ma partnerki. Zrozumialby, ze takie "milostki" sa o wiele fajniejsze niz rzadzenie królestwem ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do Rivendell, tak jak pisałam przy poprzednim rozdziale, fabuła tego opowiadania opiera się po części na podróży krasnoludów na naradę do Elronda, wiec w końcu i Elaina się tam znajdzie ;)

    Okładka, przyznaje jest jedną z moich ulubionych, z tych które zrobiłam.

    Dwalin. Z Dwalinem to jest tak, że jego zawsze postrzegałam jako jednostkę oddaną królowi, jego rodzinie i państwu i to stawiajacej na pierwszym miejscu. Nawet w filmie Dwalin zdawał się być kimś w rodzaju takiego przyjaviela bodygarda dla Thorina, zawsze obok, zawsze gotów by wesprzeć krola. W takiej konwencji chce te postać dalej prowadzić, stad raczej nie pojawi się u boku na stałe żadna kobieta.

    :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle mi się podobało i nie mogę się doczekać dalszych części. Szczególny urok miała w sobie rozmowa Elainy i Gimlego. :-) "Myślę, że świat jeszcze o tobie usłyszy". Wspaniałe. Podobają mi się Twoje opisy uczuć i przeżyć. Są takie naturalne.
    -Dis

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe ile osób czyta Twoje opowiadania na blogu. Ja uważam, że piszesz fantastycznie i powinno się o Tobie dowiedzieć więcej osób np. na wattpadzie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, nie myślałam nigdy jakoś o "szerszej" publikacji, np na wattpadzie, choć kiedyś tam konto założyłam.
      Jeśli chodzi o czytelnictwo tutaj to przyznaję, że posty z opowiadaniami są wśród tych najczęściej odwiedzanych.

      Usuń

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)