Zapraszam do lektury drugiego rozdziału opowiadania :)
Rozdział
II
Początek podróży
Dwa kozły galopowały przez
zaśnieżone połacie, wznosząc w powietrze kłęby migoczącego,
zmrożonego śniegu. Dwójka krasnoludów w futrzanych płaszczach
przytulona do szyi zwierząt co chwila pokrzykiwała głośno,
poganiając zwierzęta do szybszego biegu. W końcu rudawy kozioł
wyprzedził rywala i jako pierwszy wpadł w niewielki sosnowy
zagajnik. Krasnolud go dosiadający ujechał jeszcze kilkadziesiąt
metrów po czym obejrzał się za siebie - jego towarzyszy na
czerniawym wierzchowcu był niedaleko za nim. Spiął więc kozła i
skręciwszy w boczną drogę wyjechał znów na ośnieżony step.
Dość szybko usłyszał za sobą odgłos racic na zmarzniętej
ziemi. Zasadził kozła i zeskoczył na ziemię spoglądając w
stronę lasku, skąd nadjeżdżał drugi krasnolud. Tamten widząc,
że rywal czeka na niego, już o wiele spokojniej się zatrzymał.
Uśmiechnął się i wolno, jakby od niechcenia zeskoczył na ziemię.
Śnieg zaskrzypiał po jego nogami, gdy nieśpiesznie szedł do
towarzysza.
- Wygrałam!
- No powiedzmy. - mruknął Thorin nie
spuszczając oczu z Elainy. Uśmiechał się lekko i wyciągnął do
niej ramiona. Ona jednak zamiast odpowiedzieć tym samym chwyciła
trochę śniegu i cisnęła ze śmiechem w Dębową Tarczę.
Krasnolud zasłonił się przedramieniem i cały śnieg rozprysnął
się na nim. Elaina śmiała się głośno, biegnąc przez zaspy, ale
Thorin ją dogonił i objął od tyłu w pasie.
- Zakład był o to, że cię nie
złapię. - szepnął jej go ucha niskim głosem, a ona lekko się
szarpnęła. - Wygrałem. Już cię nie wypuszczę. - dodał i
odwrócił zręcznie Elainę do siebie. - Teraz nagroda. - mruknął
i odgarnął z czoła towarzyszki kosmyki włosów. Elaina się
uśmiechnęła wciąż podejmując niezbyt gwałtowne próby
uwolnienia się, ale gdy Thorin ją pocałował, poddała mu się od
razu. Kilka minut trwała ta czuła chwila, bo obojgu ciężko było
się od siebie oderwać.
- Gdyby nie mróz, nie poprzestałbym
na tym… - szepnął Thorin między pocałunkami, a Elaina spojrzała
mu w oczy i uśmiechnęła się, ponownie wpijając się w jego usta.
- Nie wątpię… - wymruczała,
czując jego dłonie sunące po jej ciele otulonym w płaszcz.
Oboje mieli w pamięci ostatnią noc i
z niecierpliwością czekali na kolejną.
Nagle doszedł ich uszu dźwięk rogu.
Przeciągły, niski, trochę tęskny. Odbił się od drzew i skał i
zanikł.
Rozejrzeli się wokół siebie, ale
nikogo nie dostrzegli. Chwilę potem róg znów się odezwał, teraz
bliżej. Thorin uśmiechnął się.
- To Fili. - spojrzał na Elainę. -
Oznajmiają się strażom.
- Wrócił z Żelaznych Wzgórz. -
kobieta klasnęła w dłonie. - Nareszcie!
Thorin podniósł jedną brew, a
Elaina gdy to zobaczyła roześmiała się.
- Nie było go tak długo, prawie rok.
Kili będzie szczęśliwy. A ja się stęskniłam za nim, jak za
bratem. Chodźmy! - pociągnęła Thorina za rękę. - Może dogonimy
ich, nim dotrą do bram.
Chwilę potem galopowali drogą ku
traktowi prowadzącemu z Żelaznych Wzgórz do Ereboru. Gdy wyjechali
z lasku na niewielkie łyse wzniesienie, jak na dłoni zobaczyli
grupę krasnoludów sunących ku Górze. Na ich czele jechał
krasnolud o płowej, jasnej czuprynie. Na skos przed tors miał
przewieszony róg.
- To Fili! - wskazał dłonią Thorin.
- Masz rację! - odparła
krasnoludzica i oboje zjechali stokiem ku wędrowcom. Ci szybko ich
dojrzeli. Zaraz też Thorin został rozpoznany przez siostrzeńca.
- Wuju! - zawołał Fili, zdziwiony
niespodziewanym spotkaniem - Co tu robisz? - spojrzał na krasnoluda
za Thorinem, a gdy ten zsunął kaptur, zaraz szeroki uśmiech
wypłynął na usta Filego. Skłonił się wpierw z szacunkiem
królowi, a potem znów spojrzał na krasnoludzicę.
- Witaj Elaino! - Fili przyłożył
dłoń do serca i skinął głową. - Służy ci życie w Ereborze, wręcz promieniejesz siostro.
- Jestem tu po prostu szczęśliwa. -
odparła Elaina i strzeliła oczami ku Thorinowi, który uśmiechnął
się lekko.
- Nie mitrężmy czasu. Zimno jak w
norze goblinów! - rzucił.
- Racja! Będzie jeszcze czas by
rozmawiać, poza ty śpieszno mi by zobaczyć tego smarkacza! -
zachichotał Fili, a Elaina cicho parsknęła pod nosem powstrzymując
śmiech.
Thorin nawrócił kozła i pierw
stępa, potem kłusem ruszyli ku domowi.
- Zdziwisz się siostrzeńcze, bo
smarkacz już na smarkacza nie wygląda. - rzekł po chwili
milczenia.
- Hmmm? - mruknął Fili, z
ciekawością patrząc na wuja.
Thorin tylko się uśmiechnął pod
nosem i niby od niechcenia pogładził swoją brodę.
- Ha! Nie może być! - zawołał Fili
– Wyhodował sobie szczeniak brodę? - klasnął dłonią o udo.
- Przyszedł jego czas. - odparł
król, potwierdzając skinięciem głowy. - Szybko poszło. - dodał.
- Czekał na to odkąd wyrósł z
powijaków! - Fili był naprawdę dumny. - Dobrze się stało, bo
bałem się, że coś z nim nie tak. Poza tym jakby to wyglądało?
Dowódca gwardii -gołowąs? - zachichotał, a Thorin przewrócił
oczami.
- Czasem wystarczy wykazać się
cierpliwością i poczekać, a jeśli jest nam przeznaczone coś, to
los nas tym obdaruje, nie raz zaskakując nas momentem, który sobie
obierze. - rzekła Elaina patrząc na rosnący masyw Góry przed
nimi.
- Słusznie. - kiwnął głową
Thorin.- Fili zadmij w róg, niech otwierają bramy.
Fili przerzucił pas przez ramię i
przytknął ustnik do warg. Chwilę potem do straży na bramach
dobiegł głos rogu.
Kili, który kręcił się po blankach
doglądając swoich ludzi wraz z Dwalinem, momentalnie odwrócił się i
podszedł do muru.
- Na mą brodę! - Kili ostatnio bardzo lubił ten zwrot i nadużywał go mocno, co z
lekka poczynało już irytować otoczenie – Nie zdawało mi się! Mój braciszek raczył
wrócić do domu! - zawołał.
Dołączył do niego Dwalin,
zaintrygowany tym co powiedział Kili.
- Podobnie jak ta dwójka. - westchnął po chwili i przeniósł
szybko wzrok z Filego na Thorina i Elainę, mierząc ich karcącym
wzrokiem.
Nigdy nie ukrywał, że niezbyt
podobały mu się samotne wycieczki Thorina z małżonką poza Górę,
ale każda próba wyperswadowania tego królowi, kończyła się
niepowodzeniem. Dwalin był w stanie jeszcze zrozumieć te wycieczki, gdy dogrzewało słońce. Wszak nawet krasnoludom nie obce jest
smakowanie miłości na łonie przyrody, ale gdy ziemię ściął
mróz i spadł śnieg… niepotrzebne ryzyko. Ale Thorin czuł się
bardzo pewnie na terenach otaczających Górę, przez co te małe
wyprawy z żoną uważał za bezpieczne – oczywistym było, że nigdy nie naraziłby jej
na najmniejsze chociaż niebezpieczeństwo. Dwalin zdawał sobie
sprawę, że na terenach wokół Góry można spotkać co najwyżej
ludzi z Dale i czasem elfy, ale wiedział, też że wypadki się
zdarzają i nie trzeba do tego watahy orków.
Uniósł tymczasem rękę ku górze,
na powitanie. Fili dostrzegł go i odpowiedział tym samym. Łysy
krasnolud rozejrzał się wokół w poszukiwaniu Kilego, ale już go
nie było. Krasnolud zapewne już był na dole, dyrygując strażą.
Dwalin zszedł więc nieśpiesznie na dół. Gdy dotarł na miejsce
kozły były już odprowadzane do stajni, a bracia ściskali się jak
dwa młode niedźwiedzie. Thorin stał z boku i wraz z Elainą
przyglądali się z uśmiechem tej scenie.
- A niech mnie! Wuj mówił prawdę! -
doszło do uszu Dwalina i nawet nie musiał patrzeć by wiedzieć o
co idzie.
Kili wyprostował się dumnie
wypinając pierś do przodu, ale starszy brat chwycił go ponownie,
tym razem w pasie i obrócił się z nim kilka razy. Kili wyrwał się
mu jednak i chwilę się na żarty przepychali.
- Dość! - wtrącił się w końcu
Thorin – Zważcie na swoją pozycję, to nie miejsce na takie
popisy. - skarcił ich lekko.
Młodym krasnoludom nie trzeba było
tego dwa razy powtarzać. Thorin od zawsze budził w nich szacunek.
- Słusznie wuju. - rzekł aż nazbyt
poważnie Fili, co Thorin znając chłopaków od dziecka, od razu
uznał za podejrzane. I w tym wypadku przeczucie go nie myliło, bo
Fili w jednym susie znalazł się przy Elainie, podniósł ją do
góry i podobnie jak wcześniej z Kilim, okręcił się kilkakrotnie.
- Fili! Puszczaj! - wesoły głos
Elainy odbił się od ścian – Puszczaj! W tej chwili!
Thorin zrobił krok, ale powstrzymał
go Dwalin dłonią położoną na ramieniu. Thorin przyłożył tylko
dłoń do czoła i głęboko westchnął.
- Nie zmienisz ich. - mruknął Dwalin
do przyjaciela. - Oni nawet w naszym wieku będą wyczyniać dzikie
harce.
- Co znaczy w „naszym wieku?” -
Thorin udał oburzonego.
- A jak myślisz? Te siwe włosy to
nie oznaka młodości, bracie. - burknął Dwalin wskazując na srebrne pasma na skroniach króla.
- Ja w przeciwieństwie do ciebie
nadal je mam. - odgryzł się Thorin i spojrzał, w kierunku
siostrzeńców i żony. Fili odstawił właśnie Elainę na ziemię,
po czym ucałował ją w oba policzki i mocno uściskał.
- Tęskniłem za wami! - spojrzał po
bliskich. - Dobrze wrócić do domu.
Wszyscy odpowiedzieli mu śmiechem.
- Dość stania na progu. - rzekł Thorin – Poślij swoich krasnoludów wpierw do gospody, zanim
udadzą się do domów. Niech się najedzą i napiją.
Fili skinął głową i odszedł na chwilę by zamienić słowo z jednym z towarzyszy podróży. Kilka minut później grupa ochoczo udała się do najbliższego szynku.
Fili skinął głową i odszedł na chwilę by zamienić słowo z jednym z towarzyszy podróży. Kilka minut później grupa ochoczo udała się do najbliższego szynku.
- Fili zapewne masz wiele do
opowiedzenia. Ale historii lepiej się słucha, gdy półmisek pełny,
a obok stoi puchar z napitkiem. Wszyscy ogrzejemy się przy ogniu w
sali biesiadnej. - rzekł król, gdy krasnolud wrócił.
Zaproszenie zostało przyjęte z
ochotą przez wszystkich i nieśpiesznym krokiem udali się na
posiłek.
Gdy szli korytarzami, Thorin z
przyjemnością co chwila spoglądał na uroczo zaróżowione
policzki Elainy. Po raz kolejny również odniósł wrażenie, że
rysy kobiety złagodniały. W duchu przyznał też rację Filemu.
Elaina promieniała blaskiem, ale od środka, jakby ktoś pod jej
skórą rozpalił jakiś ciepły promień.
Kilka tygodni później…
Thorin wziął ciężką ceremonialną
koronę i ostrożnie nałożył ją sobie na głowę. Chwilę patrzył
w taflę lustra. W zwierciadle za nim przemknęła postać Elainy.
Kobieta w uroczystych szatach podeszła jeszcze do puzderka by zabrać
sznur szafirów.
Thorin poprawił tunikę i bogaty
płaszcz obszyty futrem, ale po chwili znów wrócił wzrokiem do
żony. Właśnie zapięła naszyjnik i odwróciła się do niego.
Mimo statusu jaki posiadała będąc jego żoną, nadal pozostała
skromną. Ten naszyjnik był jedyną ozdobą jaką miała na sobie.
Suknia choć szyta z najprzedniejszych tkanin również nie raziła
oczu zbytnim przepychem. Ale to dobrze, pomyślał Thorin. Oprawa nie
powinna przyćmiewać klejnotu, a jedynie podkreślać jego urodę. I
tak właśnie było. Elaina jak zwykle przy takich okazjach, gdy
musieli pojawić się oficjalnie wyglądała pięknie.
- Wasza wysokość wyjątkowo się
dziś grzebie. - rzekła z uśmiechem podchodząc do niego, czym
wyrwała go z jego rozmyślań.
- Nie dłużej niż zazwyczaj. -
odparł Thorin, patrząc jak kobieta poprawia płaszcz na jego
ramionach. - Dziękuję najdroższa. - wziął jej dłoń, gdy
skończyła i ucałował.
Elaina uśmiechnęła się lekko.
- Chodźmy już Thorinie, czekają na
nas.
Krasnolud przyciągnął ją do siebie
nagle i pocałował.
- Jestem królem pod Górą, elfy mogą
jeszcze chwilę poczekać. - mruknął, odrywając na chwilę usta od
jej warg.
- Owszem, ale miej na względzie
pogorszenie stosunków między królestwami… - odparła Elaina z
lekkim uśmiechem.
- Nie sądzę…
Rozległo się natarczywe pukanie.
- Wuju! - głos Kilego wybrzmiał
zaraz po uderzeniach w drzwi. - Thranduil czeka.
Elaina uniosła brwi i ramiona w
geście bezradności.
- Widzisz? Musimy iść.
- Żebym nie mógł okazać żonie
uczuć, bo jakiś elf czeka. - pokręcił głową Thorin.
- Chodź, chodź. - Elaina wskazała
drzwi.
Kilkanaście minut później cała
trójka weszła do sali herbowej. Thorin usiadł na tronie i przybrał
maskę jaką zwykł pokazywać obcym i poddanym. Ponure, władcze
spojrzenie stalowo błękitnych źrenic spoczęło na elfim władcy.
Thorin skinął głową w geście powitania. Delikatny, płynny ruch
głowy elfa był odpowiedzią.
- Witaj Thranduilu. Raduję się, że
zechciałeś nas odwiedzić. - rzekł uprzejmie.
- Mnie również cieszy ta wizyta. -
odparł elf głosem niezbyt przekonującym, iż faktycznie tak było.
Elaina uśmiechnęła się lekko.
Oboje z Thorinem, choć za sobą nie przepadali byli do siebie bardzo
podobni.
- Witaj pani Elaino. - elf zwrócił
się do krasnoludzicy. - Cieszę się, że mogę oglądać cię w
dobrym zdrowiu.
Elaina skłoniła głowę i
uśmiechnęła się krótko.
„A więc Erebor będzie miał
następcę”, głos elfa rozbrzmiał w głowie kobiety.
Twarz Thranduila nie zmieniła się
ani o jotę, gdy zszokowana Elaina spojrzała w niebieskie oczy elfa.
Kobieta spuściła wzrok.
- Zatem powiedz mi Thranduilu, jak się
ma sprawa z orkami, które ponoć grasują wokół Puszczy? Miałeś
je tępić, by nie napadały na karawany… - głos Thorin rozbrzmiał
w sali.
„Skąd wiesz?”, spytała Elaina
podnosząc wzrok na elfa.
- Moi ludzie sprawują się dobrze,
watahy cofnęły się znów ku południu i Górom Mglistym. Nie
zaprzątałbym sobie jednak głowy takimi błahostkami Thorinie…
„Bo je wyczuwam. Jak każdego w tej
sali”, głos elfa znów wdarł się do świadomości Elainy, która
odruchowo przesunęła dłonie na podbrzusze.
„Naprawdę masz mnie za takiego
bezdusznego potwora, krasnoludzie? Jestem elfem, dzieckiem światła,
nie krzywdzę bezbronnych istot”, Thranduil minimalnie zmarszczył
brwi. „Niech potomek króla pod Górą będzie zdrowy, podobnie jak
jego matka.” dodał po chwili.
„Dziękuję ci, Thranduilu”
odparła krasnoludzica, a elf odwrócił wzrok i skupił go na
Thorinie.
Gdy nastał wieczór i wszyscy udali
się do swych komnat, a elfi goście byli już w drodze do Leśnego
Królestwa, Elaina siedziała w sypialni na stołku, czesała swoje
włosy i rozmyślała na słowami elfa. Nie była dokładnie pewna
ile trwał już jej stan. Odłożyła szczotkę i podeszła do
zwierciadła w którym przeglądał się rano Thorin. Wygładziła
materiał na brzuchu i spojrzała krytycznie. Delikatny wzgórek był
już całkiem widoczny. Nagle usłyszała kroki, puściła szybko
suknię i wzięła znów do ręki szczotkę.
Thorin wszedł do sypialni i
zmarszczył brwi.
- W czymś ci przerwałem? - spytał
przechodząc obok i rozsznurowując troki koszuli, którą zaraz
zdjął.
- Nie… - odparła z wahaniem Elaina.
Krasnolud uśmiechnął się krótko i
usiadł na brzegu łóżka. Chwilę potem położył się na plecach
i przymknął oczy. Kobieta wiedziała, że dzisiejszy dzień go
zmęczył. Poczuła nagle przemożną chęć przytulenia się do
niego, wyznania tego co taiła już od prawie trzech miesięcy.
Wstała więc i zniknęła za parawanem. Zdjęła suknię i ozdoby i
kilka chwil później w długiej, lekko dopasowanej i przymarszczonej
pod biustem koszuli podeszła do łózka. Usiadła ostrożnie i
położyła się obok męża. Thorin poruszył się i z uśmiechem
przyciągnął ją do siebie, przewracając się na bok. Elaina
położyła dłonie na jego piersi i uśmiechnęła się lekko.
- Co mówi ten uśmiech? - szepnął
Thorin, dotykając dłonią jej policzka.
Elaina wyswobodziła się z jego
ramion i wstała. Stojąc bokiem znów wygładziła materiał na
brzuchu, który ukryty jedynie pod cienką koszulą zdał się
Elainie większy niż w sukni. Ustawiła się tak, że oświetlał ją
akurat ciepły blask płonącego w kominku ognia, co jeszcze lepiej
pokreśliło jej kształt.
Uśmiechnęła się do Thorina, który
wiódł za nią wzrokiem, gdy tylko wstała. Wcześniej jego
zmęczony, trochę podszyty namiętnością wzrok, teraz się
wyostrzył, gdy spoczął na zaokrąglonym brzuchu Elainy. Krasnolud
wstał gwałtownie marszcząc brwi i podszedł do niej powoli.
- Czy…. - zaczął niskim gardłowym
głosem, ale ona mi przerwała.
- Będę miała dziecko. - rzekła
cicho krasnoludzica.
Krasnolud uśmiechnął się szeroko i
wziął żonę w ramiona.
- Będę miał potomka! Książę! Z
mojej krwi! - śmiał się obracając się w kółko razem z nią. -
Syn!
Elaina uśmiechnęła się w duchu, na
myśl, że Thorin od razu odrzucił możliwość iż to będzie
dziewczynka. Ale nie zamierzała psuć mu radości.
- Jesteś moim największym skarbem,
moim szczęściem Elaino. - szepnął jej do ucha, gdy już ponownie
stała na ziemi. Krasnolud położył ostrożnie dłoń na brzuchu
żony. Elaina pogładziła go czule po policzku i musnęła wargami
jego usta.
* * *
Syn Daina, jeszcze wzburzony tym co
wydarzyło się u bram Ereboru szybkim, zamaszystym krokiem zmierzał
do komnat Elainy. Gdy tam dotarł zapukał głośno, trochę zbyt
gwałtownie. I prawdopodobnie to spowodowało, że drzwi się
otworzyły.
Młody krasnolud cofnął się lekko i
skłonił z szacunkiem.
- Mój ojciec cię wzywa, pani. - rzekł
podnosząc wzrok.
Kobieta milczała przez chwilę. Lekko
przekrzywiła głowę.
- Jest to dziwne, bo zaledwie godzinę
temu z nim rozmawiałam. - odparła w końcu spokojnym głosem. - Czy
coś się stało?
Thorin milczał. Dain nie zakazał mu
wspominać o wizycie sługi Saurona, ale i nie nakazał Elainy o tym
informować. Thorin zatem postanowił zostawić kwestię
poinformowania o tym Elainy Dainowi.
- Mój ojciec chce się z tobą pani
jeszcze raz rozmówić.
Dostrzegł jak jej brwi minimalnie
uniosły się w górę, a w oczach pojawił się błysk tryumfu.
Uniósł lekko kącik ust i szybko podkręcił wąsa, by nie
zauważyła tego uśmieszku.
- Czy zatem pójdziesz ze mną pani?
- Pójdę. - odparła cicho Elaina i
minęła rudego krasnoluda, który po zamknięciu drzwi szybko do
niej dołączył.
Idąc korytarzami, Thorin przyglądał
się dyskretnie Elainie. Wcześniej rzadko miał ku temu okazję.
Prawda, widywał ją, gdy bywał w Ereborze jako wysłannik ojca do
Thorina, ale bardzo rzadko. Młody krasnolud pamiętał dokładnie te
zaledwie kilka razy, gdy pani Elaina stawała u boku swego męża i
towarzyszyła mu, nie jako ozdoba, ale jako przyjaciel i cichy
dyskretny, doradca. Thorin wiedział, że Dębowa Tarcza bardzo
liczył się ze zdaniem żony - Dain sarkał na to początkowo, ale
potem przyzwyczaił się i nawet zdawało się młodemu krasnoludowi,
że ojciec zazdrości kuzynowi tak roztropnej żony.
Spojrzał jeszcze raz na Elainę, ale w
tym momencie ona spojrzała na niego. Ostre spojrzenie spod
zmarszczonych brwi lekko spłoszyło krasnoluda, ale szybko wróciła
mu pewność siebie i uśmiechnął się uprzejmie. Elaina odwróciła
głowę. Duma, w tej pozytywnej formie, była kolejną cechą z
której ją znano.
- Czemu skręcasz... Thorinie? - Elaina
zatrzymała się nagle. Chwila zawahania minęła nim wypowiedziała
imię syna Żelaznej Stopy. - Sala audiencyjna jest tam. - wskazała
wzrokiem szeroki i wysoki korytarz.
- Mój ojciec chce rozmawiać z tobą na
osobności pani. - rudy krasnolud zrobił krok w jej kierunku. -
Jeśli wypowiadanie mego imienia sprawia ci przykrość, ze względu
na śmierć króla, nie używaj go… - rzekł cicho, starając się
jakoś ułatwić jej zmaganie się z rzeczywistością.
- Nie, nie trzeba. To boli, prawda, ale
nie jesteś nim, Thorinie, a ja powinnam… powinnam… żyć dalej.
- wzięła głęboki oddech by odegnać rosnące wzruszenie.
- Wedle życzenia pani. - kiwnął głową
– Pozwól zatem, ojciec czeka w swojej komnacie.
Elaina skierowała więc swe kroki w
kierunku komnat Daina, nie zważając na jego syna. Nie potrzebowała
przewodnika, bo znała doskonale drogę. Drogę, która kiedyś
prowadziła ją do komnat Thorina, którą przemierzała wiele wiele
razy, niosąc dobre i złe wieści, a czasem idąc po prostu by
zobaczyć ukochanego. Łatwo poddała się wyobraźni, która
podsunęła jej obrazy czekającego nań jak zwykle Thorina. Jakież
to było kojące i przyjemne uczucie. A jednak równie ulotne, bo gdy
tylko stanęła przed drzwiami, a syn Daina pchnął skrzydło,
uderzyła ją znów rzeczywistość. Elaina cicho westchnęła i
postąpiła naprzód. Pomieszczenie, choć niewiele w nim było
rzeczy nowego króla, miało już zupełnie inną atmosferę, co
ostatecznie pogrzebało złudne wizje podświadomości Elainy.
Dain stał przy wyjściu na taras, a gdy
ich usłyszał, odwrócił się i podszedł do krasnoludzicy.
- Pójdź moja droga. Usiądź. - wskazał
miejsce na rzeźbionym krześle.
- O czym chciałeś rozmawiać? - Elaina
usiadła i wbiła swoje hebanowe oczy w Daina. Żelazna Stopa
spojrzał na syna i wskazał głową na drzwi.
- Zostaw nas. - nakazał stanowczo.
Thorin pokłonił się z szacunkiem i opuścił komnatę.
Thorin pokłonił się z szacunkiem i opuścił komnatę.
Dain jeszcze chwilę milczał. W końcu
westchnął.
- Mieliśmy dziś pod murami… gości. -
mruknął. - Przeklęte sługi największego Zła jakie istniało na
tym świecie.
Elaina zmarszczyła brwi i pochyliła się
naprzód.
- Możesz jaśniej? Skąd ta pewność?
- Ten co stał na ich czele, sam to
oznajmił. - rzekł Dain z ponurą miną i zaraz dodał, uprzedzając
kolejne pytania kobiety - Dlaczego uwierzyłem? Gdybyś ich widziała,
słyszała i czuła tę grozę, wszechogarniającą panikę… to nie
były istoty z tego świata, to nie byli ludzie, czy elfy… prędzej
jakieś demony w cielesnej postaci.- Dain przetarł czoło i oczy -
Szukali niejakiego Bagginsa. - Dain spojrzał uważniej na Elainę. -
Nie poznałem nigdy osobiście, ale czy nie tak zwał się wasz dawny
druh? Ten włamywacz, hobbit, którego Thorin wcielił do kompanii?
- Tak, tak się nazywał. - odparła
wolno krasnoludzica. - Ale czego od niego chcieli? Bilbo był
statecznym, spokojnym hobbitem, cóż by go mogło łączyć z takimi
istotami.
- Z nimi nie, ale szukali dla swego pana
Pierścienia…
- Przecież to legenda, mit… poza tym
pytam ponownie: skąd Bilbo miałby w posiadaniu tak potężny
artefakt. To tylko zwykły hobbit…
Dain wzruszył ramionami i wstał.
Milcząc spacerował po komnacie.
- Zwykły czy nie ma poważny problem,
ale zostawmy to teraz. Należy ostrzec Thranduila, iż w okolicy
pojawili się wysłańcy Mordoru. - rzekł w końcu.
- Słusznie. - odparła Elaina. - Ale…
jeśli nie chcesz mówić o Bilbie, po co nie wezwałeś?
- Chciałaś opuścić na jakiś czas
Erebor. - Dain spojrzał uważnie na krasnoludzicę – Dołączysz
do drużyny, które uda się do elfów.
Elaina już otwarła usta, ale Dain ją
ubiegł.
- Nie będzie to nie wiadomo jak daleka
podróż, ale na pewno będzie bezpieczniejsza niż ta którą
planowałaś.
- Powinniśmy ostrzec Bilba. - rzuciła
przez zęby Elaina, niezadowolona.
- To nie jest nasza rola w tym wszystkim.
- odparł twardo Dain.
- A jaka ona jest? Chcesz ostrzegać
elfy, a odmawiasz pomocy komuś, bez kogo Thorin nie odzyskał by
Ereboru. Bez kogo nie był byś teraz królem pod Górą. - rzuciła
ostro.
Dain zacisną usta. Krzaczaste brwi i wąs
nastroszyły mu się groźnie. Elaina zdawała sobie sprawę, że
ryzykuje gniew Daina, ale nie zamierzała odpuścić. Teraz chodziło
już o coś więcej niż samotną wyprawę, by uciec od wspomnień i
rzeczywistości.
- Nic nie powiesz? - wbiła w Daina swoje
ciemno brązowe oczy.
- Jeśli hobbit mieszka u elfów w
Ukrytej Dolinie jest bezpieczny. A jeśli go tam nie ma… to Aule
raczy wiedzieć gdzie może być. Nie mam środków i krasnoludów,
by urządzać wyprawę poszukiwawczo-ratunkową dla jakiegoś
hobbita, choćbym nie wiem co mu zawdzięczał!
- Dainie… - odezwała się
krasnoludzica, ale król wstał gwałtownie z krzesła.
- Nie! Nie będę narażał królestwa na
gniew Saurona! Obawiam, że zbliża się wojna i na tym należy się
skupić. Wokół mnóstwo orków, pałętają się wszędzie jak wszy
na grzbiecie kundla! Napadają na osady i kupców! Trakt między
Ereborem a Żelaznymi Wzgórzami nie jest już bezpieczny! - Dain nie
spuszczał wzroku z coraz bardziej pobladłej Elainy – Sauron
rozpuścił swoje hordy z Mordoru, by siać zamęt i zniszczenie.
Grupa, na którą natknęli się twoi synowie i ich ojciec też nie
była bandą łazęg, spuszczoną ze smyczy, by napadać bezbronnych
farmerów. Sauron szuka sojuszników. Wysyła swoje plugawe sługi na
wschód i na południe, na pustkowia Rhun do Easterlingów. I jeśli
patrzy na wschód, to zapewne również spogląda na Górę. - Dain
zamilkł, a potem podszedł do patrzącej pustym wzrokiem w
przestrzeń Elainy. - Nie, moja droga. Nie poświęcę dziedzictwa
twego męża dla jakiegoś hobbita. I on też by tego nie zrobił.
- Bilbo, on ma na imię Bilbo. - odparła
cicho Elaina.
Dain spojrzał lekko zdziwiony na
kobietę, potem odchrząknął i położył jej dłoń na ramieniu
mijając ją wolno. - Powiadomiłem już Gloina i jego syna. Będą
twoimi towarzyszami. Ruszacie z najbliższą karawaną do Leśnego
Królestwa.
Kucyk potrząsnął łbem, a uprząż
którą zapinał Gloin zadzwoniła dźwięcznie, ponownie wypadając
mu z rąk.
- Stój spokojnie narwany koniu! Zaraza!
Gimli, chodź no tu! - sapnął krasnolud, czekając na syna.
Gimli dociągnął popręg siodła i
klepnąwszy w bark swojego wierzchowca podszedł do ojca.
- Co ci tam znów psuje nerwy, ojcze?
Odsuń się i pozwól mi działać. - rzekł widząc nadal nie
zapiętą uprząż.
- Działaj, działaj! - mruknął i
odszedł w kierunku Elainy, która sama w pewnym oddaleniu
przygotowywała wierzchowca.
- No pani Elaino, przed nami znów
wyprawa! - zaczął dość raźno.
- Tak, Gloinie, choć kompania znacznie
mniejsza. - odparła poprawiając siodło.
Gloin się zmieszał, ale nie stracił
rezonu.
- Tak, wszak nie ma z nami czarodzieja i
włamywacz już nam też nie potrzebny. - dodał. Elaina milczała
przez chwilę, a stary krasnolud spuścił głowę.
- Czarodziej, jak to dobrze wiemy, że on zwykł
się pojawiać w najmniej spodziewanych momentach i miejscach, więc
kto wie… - odezwała się w końcu krasnoludzica i nieznacznie
uśmiechnęła.
- Prawda, prawda! - zaśmiał się Gloin
i obejrzał za siebie. Gimli skończył właśnie dopinać uprząż.
Elaina spojrzała również w tamtym
kierunku.
- Chyba wszystko gotowe.
- Na to wygląda! - kiwnął głową
Gloin. - Niech mnie! Nie pamiętam kiedy ostatnio jechałem na
kucyku.
Elaina się uśmiechnęła.
- Czyżbyś miał jakieś uwagi?
- Tak, nie są tak skoczne jak nasze
kozły. A poza tym śmierdzą.
- Ja uważam, że są bardzo pocieszne. -
mruknęła, czochrając kucyka po kudłatej grzywie. - Nie mitrężmy
czasu, nim nadejdzie wieczór musimy minąć Jezioro.
- Racja, pani Elaino. Gimli na kucyka! -
machnął dłonią na młodszego krasnoluda i sam wgramolił się na
swojego wierzchowca.
Krasnoludzica puściła przodem
towarzyszy i gdy opuścili małą zagrodę z tyłu domu kupieckiego,
również dosiadła kucyka. Na ulicy przed budynkiem stała grupa
krasnoludów, którzy głośno rozmawiali o czekającej ich drodze.
Kilku poprawiało jeszcze juki i sprawdzało towar na wozach. Elaina
dołączyła do Gloina i Gimliego i chwilę potem karawana kupiecka
ruszyła. Jakiś czas zajęło im przeciskanie się przez wąskie
uliczki Dale, ale w końcu dotarli do zachodniej bramy miasta, zwanej Elfią, gdyż właśnie tędy zawsze przybywały karawany kupców z
Leśnego Królestwa. Krasnoludy wolnym nieśpiesznym tempem
minęły wartowników i niezatrzymywane przez nikogo, żegnane
przyjacielskimi pozdrowieniami opuściły miasto Dale. Trzymając się
rzeki Celduiny kierowały się na południe w kierunku Długiego
Jeziora.
Przed nimi rozciągały się z pokryte kępami drzew i krzaków przestrzenie ciągnące się aż do dolin wokół Jeziora, gdzie pokryte drzewami, zmieniały się niezbyt gęste lasy, przedmurze wielkiej Puszczy.
Przed nimi rozciągały się z pokryte kępami drzew i krzaków przestrzenie ciągnące się aż do dolin wokół Jeziora, gdzie pokryte drzewami, zmieniały się niezbyt gęste lasy, przedmurze wielkiej Puszczy.
Od śmierci smoka minęło wiele, wiele
lat i przyroda, nie niszczona już przez smoczy ogień znów
zagarnęła dla siebie te tereny, śmierć i popiół zastępując
pełną życia zielenią, z roku na rok coraz bujniejszą. Elaina
pamiętała, że w pierwszych latach po bitwie wychodząc na wzgórza
przed Ereborem, dało się zobaczyć Jezioro. Teraz, by dostrzec jego
wody musieli ujechać kilkanaście mil.
Dziś Jezioro migotało w zimowym słońcu
jakby posypane drobniutkimi oszlifowanymi diamentami. Z wysokich
stoków widać je było jak na dłoni. Wzrok Elainy powędrował od
razu tam, gdzie kiedyś było Esgaroth. Teraz to miejsce znaczyło
kilka poczerniałych, grubych drewnianych kikutów – ostatnie
resztki z pali, na których wzniesiono niegdyś całe miasto. Groza
miejsca, które stało się dla Smauga i wielu ludzi mogiłą,
skutecznie odstraszała wszystkich ciekawskich. Nikt nigdy nie
odważył się szukać czegokolwiek co zatonęło wraz z miastem.
Nadal dało się odczuć tutaj działanie złej mocy. Elfy nazwały
to miejsce Near Gorgoroth, Miejsce
Grozy.
Powiał wiatr, a z nim doleciały do uszu
Elainy, odgłosy miasta, stukot pomostów, szum sieci, pokrzykiwania
flisaków. Krasnoludzica wpatrywała się w kikuty jakby zobaczyła
ducha. Wiatr marszczył taflę wody i zdało się Elainie, że widzi
złoty blask smoczych łusek. Potrząsnęła głową - woda się znów
wygładziła, kryjąc to co być może jeszcze w niej leżało.
Elaina mruknęła do siebie kilka słów w khuzgul,
jednocześnie rozglądając się
dyskretnie wokół, czy ktoś inny prócz niej to słyszał, ale nic
na to nie wskazywało. Gloin jadący obok palił fajkę, Gimli zaś
gawędził z jednym z kupców.
Droga, którą podróżowali odbijała z
lekka znów w głąb lądu, jakby umyślnie trzymając podróżnych z
daleka od paskudnego miejsca. Kilka chwil później szczątki
Esgaroth znikły znów za ścianą lasu i nie mieli już ich ujrzeć.
Znając trasę prowadzący do Leśnego
Królewstwa, Elaina wiedziała, że gdy wyjadą z lasu w oddali na
horyzoncie ich oczom ukaże się ciemna linia Mrocznej Puszczy. I
choć będzie się zdawało, że dzieli ich od celu niewielki dystans, w rzeczywistości podróżować będą jeszcze kilka godzin. I tak w
istocie było. Wielki las czernił horyzont, nie zbliżając się
pozornie ani o krzynę, choć oni nadal posuwali się w jego
kierunku. Połowę drogi wyznaczało miejsce ujścia do Jeziora wód
Leśnej Rzeki, której wody miały im towarzyszyć już do końca
podróży.
Gdy dotarli do ujścia, zatrzymali się
na krótki postój. Na łąkach i plażach przy
jeziorze stały wozy i namiociki tych, którzy byli tu wcześniej, i
podróżowali do Dale i Ereboru, bądź w przeciwną stronę. Drogą
posuwały się wozy prowadzone przez elfów, którzy nawet siedząc
na koźle, zdawali się jakby wykuci z marmuru, wyniośli i piękni.
Gloin zeskoczył ciężko na ziemię i
wyprostował plecy krzywiąc się. Gimli, młodszy i sprawniejszy
nawet się nie skrzywił. Od razu za to podszedł, by przytrzymać
kuca Elainy. Krasnoludzica uśmiechnęła się i zeszła na ziemię.
Jej również nie dokuczały bóle pleców. Czuła się wciąż
dobrze, wszak sto osiemdziesiąt siedem lat to nie było bardzo dużo.
Ot wiek średni.
- Dziękuję Gimli. - uśmiechnęła się
do chłopaka i wzięła od niego wodze. - Sama napoję kucyka.
- Pójdę z tobą. Ojcze, idziemy napoić
kuce. - rzucił Gimli do Gloina, który skinął głową i poszedł
do jednego z towarzyszących im kupców. Zaraz też kilku z nich
wzięło swoje kuce i wiadra i podążyli za Elainą i Gimlim.
Elaina idąc do wodopoju rozejrzała się
wokół. Dokładnie pamiętała to miejsce. To kilkadziesiąt metrów
dalej w górę rzeki rozbiły się beczki, którymi uciekli sprzed
nosa Thranduilowi. Odwróciła się za siebie. Pogodne, bezchmurne
niebo sprawiało, że widać było stąd doskonale masyw Samotnej
Góry. Wyglądał identycznie jak wiele lat temu, gdy wypłynęli
stad wraz z Bardem do Miasta na Jeziorze. Elaina znów spojrzała
przez siebie. Poprawiła pasy na piersi, na których zawieszony miała
Artakst.
- Wiesz pani, że chciałem uczestniczyć
w wyprawie do Ereboru? - odezwał się niespodziewanie Gimli,
wyglądając zza grzbietu swego kucyka.
Elaina spojrzała zaciekawiona na
krasnoluda.
- Nie wiedziałam.
- Ojciec pewnie nie wspominał, ale mało
brakło abym wędrował z wami. - rzekł lekko zawiedzionym głosem –
Ale matka uparła się, że jestem za młody.
- Matka z pewnością bała się o
ciebie. - rzekła Elaina. - I miała rację. Nie zliczę ile razy
otarłam się o śmierć podczas tych kilku miesięcy. Nie wliczając
w to smoka.
- Ominęła mnie przygoda życia… -
westchnął Gimli. - Chciałbym, dokonać rzeczy tak chwalebnych jak
mój ojciec.
Chwilę panowała cisza, przerywana przez
miarowe uderzenia fal o brzeg.
- Jeszcze wszystko przed tobą. Jesteś
odważny i waleczny. Myślę, że jeszcze świat usłyszy o Gimlim,
synu Gloina.
Krasnolud pogładził brodę, która była
już całkiem pokaźnych rozmiarów i kolorze miedzi. Elaina
widziała, że rozważa jej słowa.
- Kto wie, co czeka nas na końcu tej
drogi? - odezwała się ponownie - Nie jedziemy handlować z elfami.
Może wizyta w pałacu Thranduila będzie początkiem czegoś nowego
dla ciebie? Czegoś co zmieni twoje życie. Żyjemy w ciekawych
czasach, a ciekawe czasy są zawsze pretekstem do odbywania
niezwykłych podróży.
- Może masz pani rację. - westchnął
Gimli.
- Mam rację. - uśmiechnęła się
kobieta. Kucyk podniósł głowę znak wody i otrzepał łeb, a potem
rozejrzał się bystrym wzrokiem wokół.
Elaina wzięła wierzchowca i odeszła z
nim w kierunku taboru.
- Pani Elaino, ruszamy, gdy napoją
konie. - Gloin podszedł do niej i poprawiając płaszcz. W dłoni
miał antałek. - Miodu?
- Chętnie. - wzięła naczynie i napiła
się kilka łyków. Trunek przyjemnie grzał przełyk. Elaina wytarła
usta wierzchem dłoni.
- Nigdy nie zapomnę tego miejsca. -
Gloin wskazał na plażę. - Moment, gdy wypełzłem na plażę był
najgorszym w mym życiu.
- Ja również nie wspominam tej chwili
dobrze… - Elaina uśmiechnęła się lekko. - Ale trzeba przyznać,
że beczki uratowały nam życie. Nawet Thorin w końcu to przyznał…
kilka lat temu. - dodała i znów napiła się miodu.
- Ano, Thorin nie przyznawał się, ale myślę, iż wiedział, że hobbit uratował tę wyprawę. Miał głowę na karku
ten niziołek. - rzekł się Gloin i położył dłoń na ramieniu
Elainy. - Chciałbym go jeszcze zobaczyć, naszego starego dobrego
włamywacza. - cicho dodał Gloin i spoważniał.
- Też bym chętnie zobaczył raz jeszcze
tego hobbita. Miałby teraz...- wtrącił Gimli, który podszedł do
nich wraz ze swoim kucem. - ...sto dwadzieścia osiem lat. Te hobbity żyją
tak długo?
- Nie mam pojęcia, ale cztery lata temu
wyglądał całkiem raźno. - westchnęła Elaina, podając miód
Gimlemu.
Ona bała się ponownego spotkania z
Bilbem. Było by bolesne, zarówno dla niej i dla niego. Z Thorinem
łączyła Bilba przyjaźń, a synów Elainy hobbit polubił, gdy
bawił w Ereborze kilka lat temu i wiedziała, że cieszył się ich
szacunkiem, który zyskał po opowieściach jakie słyszeli od
najmłodszych lat od ojca o odważnym hobbicie. A teraz musiałaby mu powiedzieć, że wszyscy nie żyją. Może więc i dobrze, że Dain
zabronił jej podróży do Rivendell.
Kilka godzin później, gdy słońce
zaszło karawana dotarła do granic Puszczy. Mieściła się tutaj
niewielka osada, służąca głównie do przeładunku towarów.
Mieszkali tutaj w przeważającej większości ludzie i trochę
krasnoludów.
Kupcy udali się od razu w kierunku rzecznego
portu i magazynów handlowych, a Gloin, Gimli i Elaina odłączyli się i poszli w kierunku miejsca, gdzie
stacjonował oddział elfów, pilnujący by nikt nieproszony nie
przekroczył granicy królestwa Thranduila.
Trójka zbliżających się krasnoludów
od razu zwróciła uwagę wartownika.
- Stać, kto idzie! - ciemnowłosy elf, odziany w lekką zbroję zrobił krok w kierunku przybyszów.
- Jesteśmy poselstwem króla Daina
Żelaznej Stopy do władcy Leśnego Królestwa. - naprzód wyszedł
Gloin i zamachawszy elfowi przed nosem glejtem, przybrał bardzo
poważną minę. Elf wziął rulon od Gloina i przeleciał go
pobieżnie wzrokiem. - Jestem Gloin, to mój syn Gimli, a to pani
Elaina...
Elf nie spuszczał oczu z krasnoludów,
ale gdy Gloin wymienił imię krasnoludzicy, spojrzał na nią.
- Znam cię pani. - rzekł do niej –
kiedyś towarzyszyłem tobie i poprzedniemu władcy krasnoludów do
mego króla.
- Nie pamiętam cię. - odparła szczerze
Elaina, a elf lekko się uśmiechnął.
- Pamięć śmiertelnych bywa zawodna. - rzekł i
zawołał jednego ze swych pobratymców.
Chwilę potem postawniejszy i wyższy elf
podszedł do strażnika, który zatrzymał małą kompanię. Był to
ktoś znaczniejszy, zapewne dowódca oddziału. Szybko zamienił
kilka słów w sindarinie w podwładnym, a potem spojrzał na
krasnoludy, zabierając glejt. Obrzucił też wzrokiem Elainę.
- Pójdźcie za mną. - powiedział
wysoki elf i ruszył pierwszy niejako wskazując im drogę.
Weszli do obozu elfów i przecięli go na
ukos, idąc ku omszałym kamiennym posągom dwóch elfich wojowników.
Po drodze dołączyło do nich sześciu elfów.
- Mocna obstawa. - mruknął Gimli do
ojca, jak u się zdawało dość dyskretnie, ale elfie uszy wyłapały
ten szept.
- Moi ludzie nie są po to, by chronić
siebie czy mnie przed wami, ale żeby chronić was przed lasem. -
wyjaśnił sucho wysoki elf.
Gimli zmarszczył brwi i już miał coś
odpowiedzieć, ale Elaina położyła mu dłoń na ramieniu.
- O jakim niebezpieczeństwie mówisz? -
spojrzała w górę na elfa.
- Mrok ogarnia świat, a las to wyczuwa.
Z jego czeluści powyłaziły bestie, które podobne są do stworów
z dawnych er, które służyły Upadłemu.
Elaina nic nie rzekła. Spojrzała znów
na posągi. Między nimi biegła kamienny dukt. Kobieta powiodła
wzrokiem przed siebie. Ścieżka elfów prowadziła wzdłuż rzeki w głąb lasu i
nikła w ciemnościach.
A już myślałam, że Elaina pojedzie do Rivendell :D Ale coś mi się wydaje, że tam wyruszą... ale jeszcze z jednym elfem ;> By the way Twoja okładka Doroto jest fantastyczna! Wpatrywałam się w nią przez dłuższą chwilkę ;)
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się rozwinięcia wątku ciąży Elainy :)) juz widze jak Thorin lata do ereborskiej kuchni po kiszone ogórki i lody ;P
Hahaha biedny Dwalin. "Miłostki na łonie natury"- genialnie to ujęłaś hehehe :D bardzo mi się ten zwrot spodobał nie wiem dlaczego ;P No a wracając do Dwalina to szkoda, ze on nie ma partnerki. Zrozumialby, ze takie "milostki" sa o wiele fajniejsze niz rzadzenie królestwem ;)))
Co do Rivendell, tak jak pisałam przy poprzednim rozdziale, fabuła tego opowiadania opiera się po części na podróży krasnoludów na naradę do Elronda, wiec w końcu i Elaina się tam znajdzie ;)
OdpowiedzUsuńOkładka, przyznaje jest jedną z moich ulubionych, z tych które zrobiłam.
Dwalin. Z Dwalinem to jest tak, że jego zawsze postrzegałam jako jednostkę oddaną królowi, jego rodzinie i państwu i to stawiajacej na pierwszym miejscu. Nawet w filmie Dwalin zdawał się być kimś w rodzaju takiego przyjaviela bodygarda dla Thorina, zawsze obok, zawsze gotów by wesprzeć krola. W takiej konwencji chce te postać dalej prowadzić, stad raczej nie pojawi się u boku na stałe żadna kobieta.
:)
Jak zwykle mi się podobało i nie mogę się doczekać dalszych części. Szczególny urok miała w sobie rozmowa Elainy i Gimlego. :-) "Myślę, że świat jeszcze o tobie usłyszy". Wspaniałe. Podobają mi się Twoje opisy uczuć i przeżyć. Są takie naturalne.
OdpowiedzUsuń-Dis
Dziękuje Dis :)
UsuńCiekawe ile osób czyta Twoje opowiadania na blogu. Ja uważam, że piszesz fantastycznie i powinno się o Tobie dowiedzieć więcej osób np. na wattpadzie :D
OdpowiedzUsuńHm, nie myślałam nigdy jakoś o "szerszej" publikacji, np na wattpadzie, choć kiedyś tam konto założyłam.
UsuńJeśli chodzi o czytelnictwo tutaj to przyznaję, że posty z opowiadaniami są wśród tych najczęściej odwiedzanych.