wtorek, 28 lutego 2017

"Kres drogi" - dalsze losy bohaterów opowiadań "Wyprawa pod Samotną Górę". Pierwszy rozdział.

Dziś zapraszam Was lektury kolejnego opowiadania mojego autorstwa. Jak po tytule posta widać, będzie to kontynuacja wątków z "Wyprawy pod Samotną Górę". Przy publikacji kolejnych rozdziałów, podobnie jak wcześniej, będę też podlinkowywać utwory, które będą swego rodzaju soundtrackiem do tego opowiadania. Rozdziały postaram się publikować w miarę regularnie,w 1-2 tygodniowych odstępach. 

~~~~

Zanim zaczniecie czytać, to małe wprowadzenie, mogące pomóc w "zlokalizowaniu" czasu akcji. 

Mamy rok 3018 TE, czyli rok w którym w Śródziemiu dzieje się bardzo dużo. Frodo wyrusza do Rivendell, powstaje Drużyna Pierścienia, a w końcu zaczyna się Wojna o Pierścień, która jak wiemy zakończy się upadkiem Saurona. Te wszystkie wydarzenia działy się w Eriadorze, okolicach Gór Mglistych i południowej części Rhovanionu. A co wówczas spotkało mieszkańców Mrocznej Puszczy, Samotnej Góry i Dale? Tolkien opisuje bitwę o Erebor w 3019 roku, poniekąd zwycięską. Wcześniej wspomina o tym, że na naradę u Elronda w 3018 roku udało się kilku krasnoludów z Ereboru, ale niezbyt dokładnie opisuje drogę jaką przebyli w tę i z powrotem. 

Moja historia zaczyna się kilka miesięcy wcześniej, na początku tego roku...



Egor Karopa -"Funeral of the King"



Rozdział I
Dain II Żelazna Stopa

Drzwi zamknęły się cicho z głuchym trzaskiem. Elaina przeszła przez komnatę i zatrzymała się splatając przed sobą dłonie. Kroki jej towarzysza również ustały.
- Chciałam ci podziękować... - rzekła cicho i odwróciła się.
Thorin stał z dłońmi założonymi za siebie i przyglądał się jej. Gdy się odezwała, spojrzał na jej twarz.
- Za co? - uniósł lekko brwi.
- Że mnie stamtąd zabrałeś... - szepnęła.
- Jesteś pewna swojego wyboru? - podszedł do niej wolno. - Goście nie byli zachwyceni.
- Tak. - kobieta potrząsnęła głową. - Uroczystości trwały od poranka. Potrzebuję ciszy Thorinie. - spojrzała znów na stojącego przed nią krasnoluda. W odświętnej czarno-złotej szacie wyglądał imponująco.
- Musisz przyzwyczaić do nowej roli. - odparł krasnolud.
- Wystarczy, że jestem twoją żoną. - uśmiechnęła się Elaina, a Thorin podniósł jej dłoń i pocałował.
- Świeżo poślubioną. - spojrzał na nią, opuszczając jej rękę.
- Tak… Nie da się ukryć. - odparła cicho.
Stali tak przez chwilę w milczeniu patrząc na siebie.
- Uwierzyłbyś, gdyby w Shire ktoś ci powiedział, że tak się to wszystko skończy? - odezwała się w końcu Elaina, ale głos jej się załamał – Że osiągniesz swój cel? Że można być tak szczęśliwym? - spojrzała na niego.
Thorin zmarszczył brwi i jednym ruchem przyciągnął ją do siebie.
- Nie musiałbym, bo to był mój cel, dzyskać Erebor, a to co jest teraz naszym udziałem jest tego naturalną konsekwencją. Czyż twoje uczestnictwo w wyprawie i przepowiednia o połączeniu Królestw nie były tego wróżbą? Czyż los sam nie podsunął mi kandydatki? - mruknął, uśmiechając się serdecznie i jednocześnie kciukiem ocierając małą łzę z jej twarzy. - Moja żona nie będzie płakać w dzień zaślubin.
Kobieta zaśmiała się cicho i podniosła oczy na Thorina.
- Nie jest to dobra wróżba dla małżeństwa króla.
- … ani nigdy potem.
Elaina uniosła brwi słysząc to zapewnienie i z czułym uśmiechem pogłaskała Thorina po brodatym policzku. Krasnolud pochylił się do niej i oparł lekko głowę na jej czole.
- Uczyniłaś mnie szczęśliwym. Zawładnęłaś mną, moim serce m jak kiedyś Arcyklejnot… - wyszeptał sunąc dłonią po linii jej kręgosłupa. Elainę przymknęła oczy, ostrożnie kładąc dłonie na piersi Thorina. Krasnolud głębiej wciągnął powietrze, mocniej ją do siebie przyciągając. Na długą chwilę w komnacie zapadła cisza, gdy chłonęli swoją bliskość. Opuszki palców krasnoluda sunęły wolno po szyi i dekolcie Elainy, by w końcu zawrócić ku górze i delikatnie ponieść jej brodę do góry. Pocałunek zaskoczył ich oboje - to jak szybko się znaleźli, bez słów, spojrzeń… to jak szybko się w nim zatracili, tuląc się do siebie jakby z tęsknoty po długiej rozłące.
- Odłóżmy to jeszcze… - cichy szept, gdzieś pomiędzy pieszczotami doszedł do uszu Thorina i był jak mgliste złudzenie, majak, który zsyła umysł.
- Proszę… - drugi raz nie mogło mu się wydawać. Podniósł powieki i spojrzał na żonę.
Elaina patrzyła na niego lekko się uśmiechając. Potem delikatnie wyswobodziła się z jego ramion i podeszła do stolika. Lekkie zgrzytnięcie wyciąganego z szyjki butelki kryształowego korka otrzeźwiło Thorina. Podszedł do stolika i stanął obok krasnoludzicy, Na stole stały piękne lane w całości złote kielichy.
- Pozwól. - wziął z dłoni Elainy karafkę i nalał do obu lekkiego wina. Podał jej kielich i uniósł swój w toaście. Elaina odwzajemniła gest i upiła odrobinę po czym lekko się skrzywiła.
-Wino od elfów. - mruknęła i zakołysała kielichem, a płyn zmoczył ścianki kielicha. Thorin poczuł w powietrzu woń alkoholu, która zaraz zniknęła. Elaina odłożyła swój jeszcze nie opróżniony kielich.
- Prawda. - dopił do końca. Sięgnął znów po karafkę, ale nalał tylko pół. Nie zamierzał się upić. Wino z Leśnego Królestwa było lekkie i łatwo odurzało, gdyż było o wiele mocniejsze niż rodzime trunki. Przez chwilę Thorin zastanawiał się, jakim sposobem to wino się znalazło w jego komnacie, w końcu jednak porzucił te myśl. Jego myśli szybko wróciły do świeżo poślubionej małżonki.
- Wyjdźmy na zewnątrz. - wskazał głową na spory wyrzeźbiony w skale taras.
- Dobry pomysł. - Elaina uśmiechnęła się i poszła przodem. Idąc podniosła dłonie do włosów upiętych nad karkiem i wyjęła po kolei kilka szpilek, trzymających fryzurę. Włosy spadły ciemną kaskadą na plecy kobiety.
Thorin patrzył za nią, a dłońmi rozwiązywał nieśpiesznie troki odświętnego kubraka, który pił go cały dzień. Musiał się go w końcu pozbyć. Zdjął kaftan i odłożył go na stołek. Koszula napięła się na jego plecach, gdy idąc na taras, wyciągnął ramiona przed siebie, przeciągając się w końcu swobodnie.
Elaina siedziała na rzeźbionym drewnianym krześle i patrzyła w noc. Minął ją i podszedł do balustrady. Oparł się o nią, podobnie jak jego towarzyszka milczął. Wieczór był spokojny. Byłby też cichy, gdyby nie odgłosy uczty weselnej dochodzące z wnętrza Góry. Krasnolud uśmiechnął się zadowolony. Nie było co oszukiwać, czekał na ten dzień bardzo długo.
Elaina tymczasem powiodła wzrokiem z Thorinem i teraz, gdy stał przy balustradzie przyglądała mu się z przyjemnością. Uśmiechem skwitowała fakt, iż nie miał już na sobie kaftana. Przypomniało jej się też, jak wspomniał podczas uczty weselnej jak bardzo jest niewygodny. Wstała i podeszła do Thorina. Choć jeszcze kilka minut temu prosiła w zwłokę , teraz nie chciała czekać. Usłyszał jej kroki i odwrócił się, jednocześnie czując jej dłonie sunące po talii. Uśmiechnął się rozumiejąc jej intencje, a jedno spojrzenie w jej oczy utwierdziło go w nich. Wziął Elainę na ręce i wrócił do komnaty kierując się prosto do alkowy.

* * *

Tłum zebranych na uroczystości rozstępował się. Powoli. Stopniowo. Jak we śnie. Wszyscy skłaniali głowy. Prześlizgnęła wzrokiem po kilku twarzach. Nikt się nie uśmiechał. Unikali jej spojrzenia. Pamiętała dokładnie ostatnią tak wielką uroczystość, choć w swej naturze zupełnie przeciwną do tej. Uścisk ramienia króla, odgłos jego kroków obok siebie, jego słowa, jego śmiech, nawet zapach – ciepłą, głęboką korzenną woń zakończoną ostrymi nutami świerku. Pamiętała gwar, radość, muzykę. Teraz w salach dudniła cisza. Nawet młoty w kuźniach umilkły. Teraz wszyscy odwracali głowy. Ale ona czuła dla nich coś na kształt wdzięczności. Nigdy nie lubiła występować publicznie i rzadko to robiła. Tę rolę pozostawiła królowi Góry. Ona zawsze była z tyłu, za nim, była jego ucieczką, jego spokojem, jego azylem. Dziś jednak musiała stanąć przed ludem Ereboru. Dziś nie było nikogo, kto by ją wyręczył w tym obowiązku, bo odszedł ten, który był królem pod Górą. A razem z nim wszyscy, których kochała. Była więc wdzięczna zebranym, że odwracali wzrok, gdy szła ubrana w czarną prostą suknię bez ozdób. Że nie patrzyli na bladą twarz, na zaczerwienione, opuchnięte oczy. Ostatni rząd się w końcu rozstąpił i zobaczyła ich. Pięciu krasnoludów. Na pięciu kamiennych sarkofagach. Cztery otaczały jeden – najbardziej okazały. Jak za swego życia, tak i teraz Kili, Fili, Thurin i Fhror trwali u boku swego wuja i ojca. Leżeli nieruchomo, z orężem w dłoniach, ułożeni w pośmiertne pozy, wciąż strzegąc króla.
Najpierw zbliżyła się do Kilego i Filego, których grobowce stały z lewej strony – spuściwszy oczy przeszła obok ich matki i skłoniła głowę. Dis stała nieruchomo, w milczeniu patrząc na swoje martwe dzieci. Już nawet nie płakała.
Elaina minęła ją i poszła dalej. Gdy zatrzymała się przy ciele starszego syna wyciągnęła dłoń i dotknęła policzka krasnoluda. Zimna, stężała skóra Thurina sprawiła, że cofnęła dłoń przerażona. Zmrużyła oczy, nadal mając skądś siłę na to, by nie płakać. Opanowała dygotanie dłoni odstępując od Thurina i spojrzała na młodszego syna. Fhror wyglądał jakby spał. Jego nie dotknęła. Nie chciała czuć znów tego śmiertelnego chłodu. Stała i patrzyła bezradnie na synów, a ręce mimowoli poczęły się jej trząść. To było silniejsze od niej. Zdołała dotykając dla równowagi sarkofagu syna ominąć go, by podejść do ostatniego, najbardziej okazałego grobowca.
Droga do niego zdawała się być dla niej wiecznością. Nie przybliżał się ani trochę choć stawiała krok za krokiem, wciąż tak samo odległy, podobnie jak postać na nim spoczywająca. Dopiero teraz poczuła ciężar ostatnich dni, ciężar wiadomości o śmierci najbliższych i to jak wiele energii ją pozbawiły. Zachwiała się, ale podtrzymał ją Dwalin. Podprowadził do sarkofagu i odsunął się taktownie pozostawiając ją sam na sam z umarłym.
Elaina podniosła powoli wzrok na Thorina i wbiła wzrok w jego zamknięte powieki. Długie włosy intensywnie już posrebrzone siwizną, otaczały głowę krasnoluda. Po jej policzkach popłynęły łzy, gdy z czułością ostatni raz pogładziła głowę Thorina. Cicho szeptała mu znów, tak jak zawsze, gdy zasypiał obok niej. Nikt jej nie przerywał. Wszyscy patrzyli milcząc i pochylając głowy w niemym wyrazie szacunku dla cierpiącej kobiety. W końcu, gdy padły z jej ust ostatnie słowa pożegnania, zwróciła się ku zebranym. Usłyszała obok siebie kroki. Podniosła wzrok. Dain zatrzymał się nieopodal ze strapioną miną i zmarszczonymi brwiami. Na jego skroniach lśniła korona Ereboru.
Prócz kilku członków kompanii, którzy byli obecni nadal w Samotnej Górze, w grotach grobowych zebrali się mieszkańcy Ereboru.
Chwilę zabrało Elainie nim opanowała się na tyle, by wydobyć z siebie głos.
- Król powrócił do swych gór, do swych skał. - rzekła w końcu niezbyt głośno, ale echo ogromnej jaskini zwielokrotniło jej głos. - Niech odejdzie w ziemi głąb, niechaj śpi tam wiecznym snem… - przerwała na chwilę, znów poczuła jak coś ściska jej krtań – Pod kamieniem, w mroku grot... Wszystkim królestwom niech będzie wiadome… Król Umarł!
Elainie ostatnie słowa z ledwością przeszły przez gardło.
- Niech żyje król! - odezwał się niespodziewanie donośnym głosem Dwalin i jednocześnie z nim mnóstwo innych głosów. Wszyscy oddali pokłon nowemu władcy.
Dain pokłonił się lekko poddanym, ale nie spuszczał oczu z Elainy, która mimo wszystko również skłoniła się przed nim. Serce bardzo go bolało, gdy patrzył na jej rozpacz i tragedię. Za jednym razem straciła całą rodzinę. Thorina, jego synów oraz Kilego i Filego, z którymi była zżyta jak z braćmi. Nie było nikogo, kto by jej został prócz niego. Żelazna Stopa westchnął. Niespełna siedemdziesiąt siedem lat minęło odkąd się pobrali z Thorinem. Siedemdziesiąt sześć od narodzin starszego z synów Thorina i siedemdziesiąt od przyjścia na świat młodszego z braci. Do tego jeszcze siostrzeńcy Thorina. Dis szlochała cicho przy sarkofagu Kilego. Tyle cierpienia, tyle bólu. Spojrzał na znów Elainę. To już nie była ta sama kobieta, którą pamiętał.
Gdy lud rozszedł się po ceremonii pogrzebowej, a kamieniarze zajęci byli opieczętowywaniem sarkofagów, Dain zbliżył się do Elainy. Stała w milczeniu, przyglądając się z daleka pracy rzemieślników, ale gdy go dostrzegła wyprostowała się dumnie.
- Wasza wysokość… - pokłoniła się zgrabnie.
- Daj spokój, daj spokój. Kto jak kto, ale ty nie musisz mi się kłaniać.
Spojrzała na niego lekko marszcząc brwi. Zawsze tak robiła, gdy coś ją zaskakiwało bądź była czymś poruszona. Dain przypomniał sobie, że Thorin nie raz wspominał jak bardzo go to rozczulało.
- Zatem witaj Dainie. - odparła bezbarwnym głosem i obrzuciła spojrzeniem ostatni raz sarkofagi i odeszła wolno w kierunku korytarza. Podążył za nią. Długo szli w milczeniu. Dain przyglądał się jej ukradkiem. Zdawała się być spokojna, ale gdy patrzył jak kurczowo zaciska dłonie, a te mimo wszystko się trzęsą, jak szybko oddycha, powstrzymując płacz zrozumiał, że stwarza jedynie pozory. Dopiero teraz zaczął pojmować rozmiar cierpienia jakiego doznawała. Zatrzymał ją i objął. Zdecydowanym ruchem, bez zbędnych podchodów. Poczuł jak stężała w jego ramionach, ale po chwili wtuliła się w jego rudą brodę.
- Nie poznaję cię, moja droga… - szepnął cicho, gdy zaniosła się płaczem.
- Mało kto mnie poznaje… - szepnęła – Słyszę ich ciche pytania. Kto to jest? Kim się stała? - mówiła powoli jakby obojętnie, łkając. - A ja… ja jestem już tylko smutkiem. Niczym więcej.
- Kobietom z królewskiego rodu widać widać nie jest pisane dożyć szczęśliwie swoich dni u boku męża. Podobny los spotkał Dis, a teraz ciebie. - Dain położył jej dłonie na ramionach i delikatnie odsunął, by spojrzeć jej w twarz - Ale pamiętaj, że narodziliśmy się ze skał i jak skały jesteśmy twardzi. Każdy z nas. Ty też. Dowiodłaś tego wiele razy. Podniosłaś się po odejściu z Ereboru i gdy zginął Rain i tym razem też się podniesiesz moja Elaino. Dlatego Thorin cię wybrał, bo wiedział, że nigdy się nie poddasz.
- Nie poddam się? Ja już się poddałam Dainie, bo czy dano mi inną możliwość? Czy miałam możliwość walczyć o nich? Czy dane mi było podjąć choć próbę? A nawet gdyby? Czy dałabym radę? Nie. Straciłam wszystko. Jestem sama. Żałuję jedynie, że porzuciłam dawne życie, że odwiesiłam miecz, że pozwoliłam by moje serce zmiękło. Dawniej, gdyby to stało się dawniej, byłabym tam z nimi.
- I zginęłabyś jak oni.
- Tak. - odparła zdecydowanie.
Dain spojrzał na nią ze smutkiem, ale i niepokojem. W tym jednym słowie powiedziała wszystko. Dain spuścił głowę.
- Na każdego z nas przyjdzie pora, by wstąpić do Sal Mandosa, widać twoja jeszcze nie nadeszła.
Elaina milczała. Po dłuższej chwili spojrzała na Daina.
- Gdy zobaczyłam Thorina, gdy ich przynieśli, wiesz jaka była pierwsza moja myśl? - wyszeptała drżącym głosem.
Dain patrzył na nią wyczekująco.
- Zazdrość.
- Elaino… - krasnolud spojrzał uważniej, zaskoczony.
- Pozazdrościłam mu, że nie będzie czuł już ani rozpaczy, ani smutku, że nic nie zakłóci jego snu, żadna troska. A zaraz potem poczułam złość, że ja będę musiała wszystko przeżywać to za nas oboje, bo zabrał ze sobą naszych synów.
Dain spuścił wzrok, nie wiedząc co odpowiedzieć.
- Nie sil się by nie pocieszać Dainie. Nie masz takiego obowiązku. - przerwała ciszę Elaina.
- Mam Elaino. Thorin by tego chciał.
Cicho prychnęła, a Dain zrezygnował z dalszych prób ciągnięcia rozmowy.
- Nadal możesz zostać w komnatach, które zajmowałaś. Nie obawiaj się, że pozbawię cię należnego ci tutaj miejsca. - zapewnił i ujął jej dłoń. - Nie będę zajmował ci dłużej czasu, kuzynko. - pochylił się do jej dłoni. Elaina poczuła jego szorstkie wąsy i pocałunek. Pozwoliła mu okazać szacunek w ten właśnie sposób i nie cofnęła dłoni.
- Dziękuję Dainie.
To rzekłszy odwróciła się i odeszła do swoich komnat, gdzie, gdy tylko zamknęły drzwi osunęła się na podłogę i gorzko zapłakała.

Dain spacerował po komnacie. Była to komnata zajmowana przez kolejnych królów Góry. Zaledwie kilka dni temu ostatnie z rzeczy Thorina zostały stąd zabrane. Część z nich, te cenne, umieszczono w skarbcu, te osobiste oddano wdowie. Reszta została wedle zwyczaju spalona.
Rozległo się pukanie do drzwi. Dain, oderwany od ponurych myśli chwilę, patrzył niezbyt przytomnie w potężne skrzydła. Znów rozległo się pukanie. Tym razem bardziej donośne, trochę natarczywe.
- Wejść! - zawołał Dain, a drzwi zaraz się uchyliły i pojawił się w nich pierworodny Daina.
- Ojcze, Dwalin przegrupowuje Gwardię Ereboru, część krasnoludów zapewne zapragnie przejść do zwykłej służby. Naturalnym będzie, że ich miejsca zajmą nasi…
- Oczywiście Thorinie. - Dain podszedł do syna. - Oczywiście. Widzę, że wziąłeś sobie do serca moje słowa…
- Staram się ojcze opanować ten chaos. Straciliśmy władcę, dowódcę gwardii i jazdy. Nie ma nikogo kto zastąpiłby Filego i Kilego. Poza tym obawiam się, że wojownicy mogą krzywo patrzeć, jeśli dowódcą którejś formacji zostanie ktoś z Żelaznych Wzgórz… byli bardzo przywiązani do siostrzeńców króla.
- To prawda. Na razie na dowódcę gwardii dam nominację Dwalinowi. To stary wojownik i ma posłuch wśród wojska.- rzekł strapiony Dain. - Będzie umiał utrzymać w ryzach gwardię, a to uspokoi resztę.
- Roztropnie czynisz ojcze. - zgodził się Thorin. Po chwili jednak pochylił głowę i podrapał się pod rudej czuprynie, zaplecionej w trzy ciasne warkocze idące od czoła do karku w równych od siebie odstępach.
- Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć Thorinie?
- Chodziłem po karczmach, tu i w Dale. Ludzie gadają o grozie idącej ze Wschodu, jakimś dziwnym pierwotnym lęku sprzed wielu Er. - młody krasnolud patrzył na ojca. Nie wiedział jak interpretować posłyszane wieści, miał mieszane uczucia. - Chodzą słuchy, że coś niedobrego narasta wokół nas….
Dain zmarszczył brwi i począł ponownie wędrować po komnacie. Thorin czekał, ale jego niecierpliwa natura nie pozwoliła mu na to zbyt długo.
- Ojcze? Nic nie powiesz?
- A co mam rzec?
- Czy wierzyć plotkom? O czym one mówią?
Dain zatrzymał się.
- Zatem wierz im, bo to prawda. Smaug, który wyniszczył naród Ereboru, był jedynie zapowiedzią grozy o jakiej szepczą teraz po karczmach. Słyszałem jak pewien czarodziej ostrzegał przed nią króla Mrocznej Puszczy, pamiętam to dobrze, choć minęło wiele dziesiątek lat. Dożyliśmy trudnych czasów mój chłopcze i prośmy naszego Stwórcę, by nie dał nam wyginąć.
Thorin westchnął. Nie spodziewał się takich słów, w jego głowie pojawiło się mnóstwo pytań, ale nie śmiał ich zadać. Ojciec miał na głowie wystarczająco dużo trosk. Odkąd przybyli do Ereboru na władcę Żelaznych Wzgórz spadły nowe obowiązki w związku ze śmiercią kuzyna. Syn zaś starał się wspierać ojca jak najlepiej umiał.
- Coś jeszcze chciałeś mi powiedzieć synu? - Dain spojrzał na Thorina.
- Nie. Wrócę do swych obowiązków, ojcze. - młody krasnolud skłonił się z szacunkiem.
- Thorinie? - odezwał się niespodziewanie Dain, gdy ten już był przy drzwiach.
Krasnolud odwrócił się.
- Dowiedz się o samopoczucie pani Elainy i ciotki Dis. Sprawdź czy czegoś im nie trzeba.
Rudowłosy skinął głową i wyszedł.

Elaina siedziała na niewielkim, wykutym w skale balkonie, który przylegał do jej osobistych komnat. Widać z niego było całą dolinę rzeki Bystrej, Dale, ale także spory taras należący do komnat króla. W pomieszczeniach paliło się światło, co dawało Elainie bardzo złudne wrażenie, że wydarzenia ostatnich dni nie miały miejsca, a były jedynie złym snem. Kolejny raz przyłapała się na tym, że czeka aż na tarasie pojawi się Thorin. Potrząsnęła głową i przetarła twarz dłońmi. Dobiegło ją pukanie do drzwi. Nieśpiesznie wróciła do komnaty i podeszła do drzwi.
- Kto tam?
- To ja, Kamienny Hełm. Mój ojciec pyta czy niczego pani nie trzeba.
Elaina oparła się o drzwi. Syn Daina od pogrzebu regularnie dwa razy dziennie pojawiał się u jej drzwi, zawsze z tym samym pytaniem. Ona jednak ani razu mu nie otworzyła.
- Podziękuj ojcu za troskę, ale nic mi nie trzeba więcej ponad to co mam.
- Przekażę te słowa Dainowi.
Odgłos kroków oddalił się i Elaina znów została sama. Zastygła w bezruchu patrząc pustym wzrokiem w przestrzeń. Po chwili się ocknęła i ponownie wyszła na taras. Księżyc jasno dziś świecił i był wyjątkowo duży, dlatego na horyzoncie dało się dostrzec zarysy dalekich wzgórz. Elainie przyszły na myśl dni kiedy kompanią wędrowali przez dzikie krainy. I nagle poczuła coś czego nie czuła od bardzo dawna. Nie wiedzieć czemu właśnie teraz obudziła się w niej tęsknota za przestrzenią, za wędrówką. Znów zapragnęła usłyszeć szum drzew i rzek, zobaczyć Mroczną Puszczę i Góry Mgliste. I znów czuć ciężar miecza przy boku. Przypomniała jej się wizyta hobbita, którą złożył jej i Thorinowi kilka lat temu. Gdy odchodził, mówił iż osiądzie na stałe w Rivendell. W sercu Elainy zapalił się mały ognik nadziei. Pierwszy raz od wielu dni zobaczyła w tej pełnej rozpaczy ciemności jakieś światełko.

Ciemne ciężkie chmury pojawiły się horyzoncie od strony Wschodu, mocno kontrastując z błękitem zimowego nieba. W Dale poczęto pokazywać je sobie z murów i wież, a prędkość z jaką się zbliżały zasiała w sercach ludzi strach, wszak żywe były wciąż jeszcze opowieści o smoku i wielkiej bitwie, która rozegrała się po murami miasta prawie osiem dekad temu.
Król Brand, syn Baina, syna Barda również dostrzegł ciemniejący szybko horyzont. Wpatrywał się w niego z rosnącym niepokojem, po czym nakazał, by zadęto w trąby, by ostrzec Erebor. Chwilę później król wyszedł na mur, który wznosił się kilkudziesięciometrową ścianą nad doliną rzeki Bystrej. Spojrzał na równinę przed Bramą Ereboru i prowadzącą ku niej drogę, po czym podniósł oczy ponownie na niebo, które już do połowy zakrywały ciężkie obłoki. W końcu zasłoniły one słońce, dusząc jego blask i pogrążyły całe miasto i Górę w cieniu. Patrząc na sunący po stokach cień, Brand nie zauważył skąd, na drodze przecinającej równinę, pojawiło się czterech czarnych jeźdźców, którzy niczym czarne ptaszyska mknęli ku miastu krasnoludów. Nawet na murach Dale dało się słyszeć wizg jaki wydawały czarne peleryny, którym okryci byli przybysze. Jadący na czele grupy, zatrzymał się pod bramą i zdjął kaptur. Reszta stała za nim, nadal okryta, ze spuszczonymi głowami. Brand patrzył w napięciu, czekając na rozwój wydarzeń.
- Czy oczy mnie nie mylą, wyszedł do niego sam król Góry...- mruknął po chwili do siebie Brand i zmrużył oczy. Faktycznie. Na blankach pojawił się krasnolud o ognistorudej, długiej brodzie.
Nagle Brand usłyszał głos w swojej głowie. Głos, którego natury nie mógł kwestionować.
- Srag glizdu nakhizish agh bugash obzidan...(wszystko obróci się w pył i zapomnienie…)
Człowiek zachwiał się, jakby coś odebrało mu dech, chwycił się murów.
- Panie! - podbiegł do niego jeden ze strażników, stojący nieopodal, ale Brand nadal słyszał w swojej głowie nienawistny głos. Był tylko on i słowa w jakimś dziwnym języku, z których biła groza, które sprawiały, że cierpiał. Ponad wszystko pragnął ich nie słyszeć, ale wciąż i wciąż dudniły mu w głowie. W końcu król osunął się w ciemność.

- Ale dlaczego? - Dain nie mógł zrozumieć. - Gdzie pójdziesz? Z kim?
- Chcę odwiedzić starego przyjaciel Dainie. Włamywacz, hobbit, który wędrował z nami przebywa w Rivendell. A ja… Potrzebuję złapać powietrze Dainie, zbyt wiele rzeczy tutaj przypomina mi Thorina i chłopców, a to boli. Zbyt mocno. - odparła wolno Elaina, wbijając wzrok w Żelazną Stopę.
Dain, gdy Thorin powiadomił go, że Elaina chce się z nim widzieć, nie spodziewał się, że usłyszy iż Elaina pragnie na jakiś czas odejść z Ereboru. Nigdy, przenigdy by się tego nie spodziewał.
- Do Błękitnych Gór regularnie wędrują kupcy. Dołączę do którejś karawany i odłączę się w Rivendell. - kontynuowała. - Elf Elrond jest gościnny, przyjął kiedyś pod swój dach czternaście krasnoludów, więc jeden nie przysporzy mu większego zmartwienia.
Dain podrapał się pod brodzie.
- Nie podoba mi się ten pomysł. Teraz nie jest bezpiecznie, a ja nie mogę cię narażać. Zewsząd donoszą mi, że wszędzie coraz więcej orków. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył, gdyby ci się coś stało… Nie mogę się na to zgodzić.
- Ale ja cię nie pytam o zgodę Dainie. - odparła twardo krasnoludzica.
- To źle robisz w takim razie, kuzynko. Bo jakby nie patrzeć, formalnie jestem twoim królem i winna jesteś mi posłuch.
Elaina zacisnęła pięści. Słów, które cisnęły jej się na usta nie śmiała wypowiedzieć. Przełknęła je, po czym spojrzała znów na Daina.
- Ile czasu minęło odkąd Balin udał się do Khazad -Dumu? - zapytała pozornie zmieniając temat.
- Thorin nie popierał tej wyprawy…
- Owszem, ale z pewnością chciałby wiedzieć jakie losy spotkały jego krewniaka. Bo słuch o nim zaginął… Poza tym nadal żyje jego brat. Czyż jako król nie jesteś mu winien jakichkolwiek wieści o bracie?
Dain milczał. Doskonale wiedział do czego zmierza krasnoludzica.
- Zasięgnę języka u elfów. Może dowiem się czegoś.
- Przemyślę to, Elaino. - odparł Dain.
Krasnoludzica uśmiechnęła się krótko, po czym pokłoniła się i odeszła.
Dain patrzył za nią póki nie zniknęła mu z oczu.
- Myślisz, że to chwilowy kaprys ojcze? - Thorin podszedł do Daina.
- Nie sądzę. - mruknął niezadowolony krasnolud.
Rozmowę przerwało wejście strażnika. Pośpiech z jakim się pojawił, miał w sobie coś niepokojącego.
- Przed Bramą stoi posłaniec na czele jeźdźców. Chcą rozmawiać z królem Góry, panie.
- Jaki posłaniec?
Krasnolud milczał przez chwilę, po czym zdjął hełm. Dain i Thorin zobaczyli strach w jego oczach.
- Nazwał się sługą Czarnego Pana, władcy Mordoru.
- Podnieśliście alarm? - spytał Thorin.
- Nie było rozkazu. Ale w Dale odezwały się trąby.
- Niech straż będzie gotowa, ale cicho. - nakazał Dain. - Porozmawiam z nim. Idź przodem.
- Pamiętasz o co pytałeś mnie kilka dni temu? - spojrzał na syna – Oto odpowiedź.
Obaj krasnoludowie w milczeniu udali się na Główną Bramę. Dain wspiął się pod stopniach i ostrożnie podszedł do blanek. Na murach dostrzegł również Dwalina, który już zajął stanowisko dowódcy straży. Król wyjrzał za mur. Istotnie przed bramą na czarnym koniu siedziała tajemnicza postać. Bladość jego cery jaskrawo kontrastowała z włosami. Długie czarne jak skrzydło kruka włosy spływały zaś na ciemny płaszcz, którym okryty był przybysz. Krańce peleryny delikatnie falowały, jakby poruszane tchnieniem wiatru, na krańcach zmieniając w czarną mgłę. Nie był to zwykły człowiek, a krasnoludowi poczęło świtać, kim jest ów przybysz. Dziwiło go tylko, że towarzyszy mu jedynie trzech jeźdźców.
- Czego chcesz? - Dain nie zamierzał przedłużać obecności wysłannika Saurona u bram jego królestwa. Rumak na którym siedział przybysz poruszył się, a z jego nozdrzy buchnęły kłęby pary. Dain spojrzał na kopyta konia i skrzywił się, bo były odrapane, a z ran sączyła się posoka.
- Mój pan przysyła mnie, bym w jego imieniu zaproponował ci sojusz. - głos jaki rozległ się z ust postaci, sprawił, że zebranym zjeżyły się włosy na głowie. Choć postać przemawiała ledwo poruszając ustami, wszyscy ją doskonale słyszeli.
- Sojusz? - Dain nie dowierzał.
- Tak, i jest to bardzo łaskawa propozycja, wkrótce sam się przekonasz krasnoludzie. - odparł posłaniec.
- Twój pan nie daje niczego darmo. Czego chce w zamian?
- Informacji o stworzeniu nazywanym Baggins.
Dain, gdy usłyszał nazwisko włamywacza, który należał do kompanii Thorina zawahał się przez chwilę.
- Nie chcę sojuszu z twoim panem! - odparł po chwili zdecydowanie. - Nie wiem też nic o tym kogo szukasz. Odejdź!
- Pytam po raz kolejny, krasnoludzie. Gdzie jest Baggins? - głos stał się bardziej agresywny.
- A ja po raz kolejny odpowiadam! Nie wiem. Precz mi stąd sługusie Saurona!
Postać siedziała przez chwilę nieruchomo, po czym nagle podniosła wzrok na Daina, a jej oczy poczęły jarzyć się jak wnętrze pieca hutniczego.
- Zdechł jeden król karłów, upadek czeka następnego… Zbliża się kres waszego istnienia. Nie będziecie w stanie oprzeć się Cieniowi. Nie ukryjecie się… Światło gaśnie… nadchodzi mrok… - zupełnie inny, ohydny, dudniący głos wycharczał słowa we wspólnej mowie, a jego pogłos odbił się od ścian Ereboru.
Thorin postąpił krok na przód przed ojca, czując w sercu ogromny gniew, ale Dain zatrzymał go zdecydowanym ruchem ręki.
- Odejdź! - warknął ponownie, choć jego serce pierwszy raz w życiu zadrżało.
Czarny jeździec bez słowa zawrócił wierzchowca, a za nim reszta. Zebrani na murach patrzyli za odjeżdżającymi póki nie skryła ich mgła nasuwająca się od rzeki.
- Thorin, poślij po panią Elainę. - mruknął cicho Dain patrząc w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą majaczyły sylwetki demonicznych wierzchowców i ich jeźdźców. 




11 komentarzy:

  1. O jej, od czego by tu zacząć :) mam wiele pytań i pewnie nie będziesz mogła na wiele z nich odpowiedzieć żeby nie zdradzać za dużo ze swojej opowieści :)) oczywiście rozumiem to :)
    Czyli kontynuacja historii Elainy będzie miała miejsce po śmierci Thorina i jej synów? () A wstęp to swego rodzaju retrospekcja, wspomnienie i nie poznamy życia Elainy w roli królowej i matki?

    Nie mogłam słuchać tego utworku, który zaproponowałaś, bo za bardzo się wzruszałam i nie mogłam skupić się na detalach w opowieści :P

    Poczytałam trochę o umiejscowieniu Twojej historii (o którym wspomniałaś zaraz na samym początku) to łatwiej mi teraz wszystko sobie wyobrazić i stworzyć jakiś zarys całej "politycznej" sytuacji i skojarzyć fakty. Dzięki :D

    A tak już konkretnie o fabule, to Kochana, dałaś nam porządna dawkę załamań emocjonalnych :P Przynajmniej mnie :P Jestem bardzo zżyta z Elainą i czułam jej cholernie wielki ból, żal, pustkę i to, że właściwie nie chce jej się żyć :(( (przepraszam za wyrażenie). Nie spodziewałam się, że tak smutno się zacznie ale kurcze, mega mi się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiem po kolei na każdy akapit :)
      Plan jest taki, że opowiadanie będzie prowadzone dwu liniowo, że się tak wyrażę, żeby można było zapoznać się też z tym co działo się po zakończeniu II cz. "Wyprawy pod Samotną Górę" i tym co i jak doprowadziło do niewesołych zdarzeń jakie mają miejsce na początku opowiadania.

      Czyli utworek wpasował się idealnie 3:)

      Fajnie, że poczytałaś więcej o Śródziemiu w tym okresie, niż ja napisałam, bo to faktycznie ułatwi zrozumienia co, jak i dlaczego w pewnych momentach :)

      Cieszę się, że ci sie podoba :) Mnie też nie było łatwo opisywać sceny tak smutne dla Elainy.

      Usuń
    2. Przepraszam za dociekliwość, ale czy według Twojej opowieści Thorin wraz z synami zginął w Morii? Kiedy Balin chciał ją ponownie zasiedlić? Wprost nie jest napisane ale jeśli nie chcesz nic zdradzać z fabuły to nie rób tego :D

      Usuń
    3. Nie, nie zginął tam :) Aż tak daleko od domu bym go nie odesłała :)

      Usuń
    4. aha,ok :)czasem nie mogę sobie poradzić z moją ciekawością i dociekliwością xD

      Usuń
  2. Och jej... Czyli jednak nie było " I żyli długo i szczęśliwie". Smutno. Podobał mi się opis uczuć Elainy, aż coś ściskało za serce. Aż się łezka w oku kręci, kiedy pomyśli się o tym, że straciła wszystkich, całą rodzinę. Jestem ciekawa w jaki sposób zginęli Thorin i reszta? Nie mogę się oczywiście doczekać ciągu dalszego. :-)
    -Dis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no.... było dłuuugo i na pewno bardzo szczęśliwie :) A że tak a nie inaczej zaczyna się ta część historii... nie porzucajcie nadziei wy którzy ją czytacie :P :D

      Usuń
  3. Właśnie przeczytałam Twoją zapowiedź Doroto, i już czuję, że jeśli faktycznie "cofniemy się w czasie" aby dowiedzieć się co stało się z Thorinem ( Na co w sumie liczę) to z pewnością skończy się to łzami, w moim przypadku. :-)
    -Dis

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, z pewnością! :-D
    -Dis

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)