Dziś zapraszam Was lektury kolejnego opowiadania mojego autorstwa. Jak po tytule posta widać, będzie to kontynuacja wątków z "Wyprawy pod Samotną Górę". Przy publikacji kolejnych rozdziałów, podobnie jak wcześniej, będę też podlinkowywać utwory, które będą swego rodzaju soundtrackiem do tego opowiadania. Rozdziały postaram się publikować w miarę regularnie,w 1-2 tygodniowych odstępach.
~~~~
Zanim zaczniecie czytać, to małe wprowadzenie, mogące pomóc w "zlokalizowaniu" czasu akcji.
Mamy rok 3018 TE, czyli rok w którym w Śródziemiu dzieje się bardzo dużo. Frodo wyrusza do Rivendell, powstaje Drużyna Pierścienia, a w końcu zaczyna się Wojna o Pierścień, która jak wiemy zakończy się upadkiem Saurona. Te wszystkie wydarzenia działy się w Eriadorze, okolicach Gór Mglistych i południowej części Rhovanionu. A co wówczas spotkało mieszkańców Mrocznej Puszczy, Samotnej Góry i Dale? Tolkien opisuje bitwę o Erebor w 3019 roku, poniekąd zwycięską. Wcześniej wspomina o tym, że na naradę u Elronda w 3018 roku udało się kilku krasnoludów z Ereboru, ale niezbyt dokładnie opisuje drogę jaką przebyli w tę i z powrotem.
Moja historia zaczyna się kilka miesięcy wcześniej, na początku tego roku...
Egor Karopa -"Funeral of the King"
Rozdział I
Dain
II Żelazna Stopa
Drzwi
zamknęły się cicho z głuchym trzaskiem. Elaina przeszła przez
komnatę i zatrzymała się splatając przed sobą dłonie. Kroki jej
towarzysza również ustały.
-
Chciałam ci podziękować... - rzekła cicho i odwróciła się.
Thorin
stał z dłońmi założonymi za siebie i przyglądał się jej. Gdy
się odezwała, spojrzał na jej twarz.
-
Za co? - uniósł lekko brwi.
-
Że mnie stamtąd zabrałeś... - szepnęła.
-
Jesteś pewna swojego wyboru? - podszedł do niej wolno. - Goście
nie byli zachwyceni.
-
Tak. - kobieta potrząsnęła głową. - Uroczystości trwały od
poranka. Potrzebuję ciszy Thorinie. - spojrzała znów na stojącego
przed nią krasnoluda. W odświętnej czarno-złotej szacie wyglądał
imponująco.
-
Musisz przyzwyczaić do nowej roli. - odparł krasnolud.
-
Wystarczy, że jestem twoją żoną. - uśmiechnęła się Elaina,
a Thorin podniósł jej dłoń i pocałował.
-
Świeżo poślubioną. - spojrzał na nią, opuszczając jej rękę.
-
Tak… Nie da się ukryć. - odparła cicho.
Stali
tak przez chwilę w milczeniu patrząc na siebie.
-
Uwierzyłbyś, gdyby w Shire ktoś ci powiedział, że tak się to
wszystko skończy? - odezwała się w końcu Elaina, ale głos jej
się załamał – Że osiągniesz swój cel? Że można być tak
szczęśliwym? - spojrzała na niego.
Thorin
zmarszczył brwi i jednym ruchem przyciągnął ją do siebie.
-
Nie musiałbym, bo to był mój cel, dzyskać Erebor, a to co jest
teraz naszym udziałem jest tego naturalną konsekwencją. Czyż
twoje uczestnictwo w wyprawie i przepowiednia o połączeniu Królestw
nie były tego wróżbą? Czyż los sam nie podsunął mi kandydatki?
- mruknął, uśmiechając się serdecznie i jednocześnie kciukiem
ocierając małą łzę z jej twarzy. - Moja żona nie będzie płakać
w dzień zaślubin.
Kobieta
zaśmiała się cicho i podniosła oczy na Thorina.
-
Nie jest to dobra wróżba dla małżeństwa króla.
-
… ani nigdy potem.
Elaina
uniosła brwi słysząc to zapewnienie i z czułym uśmiechem
pogłaskała Thorina po brodatym policzku. Krasnolud pochylił się
do niej i oparł lekko głowę na jej czole.
-
Uczyniłaś mnie szczęśliwym. Zawładnęłaś mną, moim serce m
jak kiedyś Arcyklejnot… - wyszeptał sunąc dłonią po linii jej
kręgosłupa. Elainę przymknęła oczy, ostrożnie kładąc dłonie
na piersi Thorina. Krasnolud głębiej wciągnął powietrze, mocniej
ją do siebie przyciągając. Na długą chwilę w komnacie zapadła
cisza, gdy chłonęli swoją bliskość. Opuszki palców krasnoluda
sunęły wolno po szyi i dekolcie Elainy, by w końcu zawrócić ku
górze i delikatnie ponieść jej brodę do góry. Pocałunek
zaskoczył ich oboje - to jak szybko się znaleźli, bez słów,
spojrzeń… to jak szybko się w nim zatracili, tuląc się do
siebie jakby z tęsknoty po długiej rozłące.
-
Odłóżmy to jeszcze… - cichy szept, gdzieś pomiędzy
pieszczotami doszedł do uszu Thorina i był jak mgliste złudzenie,
majak, który zsyła umysł.
-
Proszę… - drugi raz nie mogło mu się wydawać. Podniósł
powieki i spojrzał na żonę.
Elaina
patrzyła na niego lekko się uśmiechając. Potem delikatnie
wyswobodziła się z jego ramion i podeszła do stolika. Lekkie
zgrzytnięcie wyciąganego z szyjki butelki kryształowego korka
otrzeźwiło Thorina. Podszedł do stolika i stanął obok
krasnoludzicy, Na stole stały piękne lane w całości złote
kielichy.
-
Pozwól. - wziął z dłoni Elainy karafkę i nalał do obu lekkiego
wina. Podał jej kielich i uniósł swój w toaście. Elaina
odwzajemniła gest i upiła odrobinę po czym lekko się skrzywiła.
-Wino
od elfów. - mruknęła i zakołysała kielichem, a płyn zmoczył
ścianki kielicha. Thorin poczuł w powietrzu woń alkoholu, która
zaraz zniknęła. Elaina odłożyła swój jeszcze nie opróżniony
kielich.
-
Prawda. - dopił do końca. Sięgnął znów po karafkę, ale nalał
tylko pół. Nie zamierzał się upić. Wino z Leśnego Królestwa
było lekkie i łatwo odurzało, gdyż było o wiele mocniejsze niż
rodzime trunki. Przez chwilę Thorin zastanawiał się, jakim
sposobem to wino się znalazło w jego komnacie, w końcu jednak
porzucił te myśl. Jego myśli szybko wróciły do świeżo
poślubionej małżonki.
-
Wyjdźmy na zewnątrz. - wskazał głową na spory wyrzeźbiony w
skale taras.
-
Dobry pomysł. - Elaina uśmiechnęła się i poszła przodem. Idąc
podniosła dłonie do włosów upiętych nad karkiem i wyjęła po
kolei kilka szpilek, trzymających fryzurę. Włosy spadły ciemną
kaskadą na plecy kobiety.
Thorin
patrzył za nią, a dłońmi rozwiązywał nieśpiesznie troki
odświętnego kubraka, który pił go cały dzień. Musiał się go w
końcu pozbyć. Zdjął kaftan i odłożył go na stołek. Koszula
napięła się na jego plecach, gdy idąc na taras, wyciągnął
ramiona przed siebie, przeciągając się w końcu swobodnie.
Elaina
siedziała na rzeźbionym drewnianym krześle i patrzyła w noc.
Minął ją i podszedł do balustrady. Oparł się o nią, podobnie
jak jego towarzyszka milczął. Wieczór był spokojny. Byłby też
cichy, gdyby nie odgłosy uczty weselnej dochodzące z wnętrza Góry.
Krasnolud uśmiechnął się zadowolony. Nie było co oszukiwać,
czekał na ten dzień bardzo długo.
Elaina
tymczasem powiodła wzrokiem z Thorinem i teraz, gdy stał przy
balustradzie przyglądała mu się z przyjemnością. Uśmiechem
skwitowała fakt, iż nie miał już na sobie kaftana. Przypomniało
jej się też, jak wspomniał podczas uczty weselnej jak bardzo jest
niewygodny. Wstała i podeszła do Thorina. Choć jeszcze kilka minut
temu prosiła w zwłokę , teraz nie chciała czekać. Usłyszał jej
kroki i odwrócił się, jednocześnie czując jej dłonie sunące po
talii. Uśmiechnął się rozumiejąc jej intencje, a jedno
spojrzenie w jej oczy utwierdziło go w nich. Wziął Elainę na ręce
i wrócił do komnaty kierując się prosto do alkowy.
*
* *
Tłum
zebranych na uroczystości rozstępował się. Powoli. Stopniowo. Jak
we śnie. Wszyscy skłaniali głowy. Prześlizgnęła wzrokiem po
kilku twarzach. Nikt się nie uśmiechał. Unikali jej spojrzenia.
Pamiętała dokładnie ostatnią tak wielką uroczystość, choć w
swej naturze zupełnie przeciwną do tej. Uścisk ramienia króla,
odgłos jego kroków obok siebie, jego słowa, jego śmiech, nawet
zapach – ciepłą, głęboką korzenną woń zakończoną ostrymi
nutami świerku. Pamiętała gwar, radość, muzykę. Teraz w salach
dudniła cisza. Nawet młoty w kuźniach umilkły. Teraz wszyscy
odwracali głowy. Ale ona czuła dla nich coś na kształt
wdzięczności. Nigdy nie lubiła występować publicznie i rzadko to
robiła. Tę rolę pozostawiła królowi Góry. Ona zawsze była z
tyłu, za nim, była jego ucieczką, jego spokojem, jego azylem. Dziś
jednak musiała stanąć przed ludem Ereboru. Dziś nie było nikogo,
kto by ją wyręczył w tym obowiązku, bo odszedł ten, który był
królem pod Górą. A razem z nim wszyscy, których kochała. Była
więc wdzięczna zebranym, że odwracali wzrok, gdy szła ubrana w
czarną prostą suknię bez ozdób. Że nie patrzyli na bladą twarz,
na zaczerwienione, opuchnięte oczy. Ostatni rząd się w końcu
rozstąpił i zobaczyła ich. Pięciu krasnoludów. Na pięciu
kamiennych sarkofagach. Cztery otaczały jeden – najbardziej
okazały. Jak za swego życia, tak i teraz Kili, Fili, Thurin i Fhror
trwali u boku swego wuja i ojca. Leżeli nieruchomo, z orężem w
dłoniach, ułożeni w pośmiertne pozy, wciąż strzegąc króla.
Najpierw
zbliżyła się do Kilego i Filego, których grobowce stały z lewej
strony – spuściwszy oczy przeszła obok ich matki i skłoniła
głowę. Dis stała nieruchomo, w milczeniu patrząc na swoje martwe
dzieci. Już nawet nie płakała.
Elaina
minęła ją i poszła dalej. Gdy zatrzymała się przy ciele
starszego syna wyciągnęła dłoń i dotknęła policzka krasnoluda.
Zimna, stężała skóra Thurina sprawiła, że cofnęła dłoń
przerażona. Zmrużyła oczy, nadal mając skądś siłę na to, by
nie płakać. Opanowała dygotanie dłoni odstępując od Thurina i
spojrzała na młodszego syna. Fhror wyglądał jakby spał. Jego nie
dotknęła. Nie chciała czuć znów tego śmiertelnego chłodu.
Stała i patrzyła bezradnie na synów, a ręce mimowoli poczęły
się jej trząść. To było silniejsze od niej. Zdołała dotykając
dla równowagi sarkofagu syna ominąć go, by podejść do
ostatniego, najbardziej okazałego grobowca.
Droga
do niego zdawała się być dla niej wiecznością. Nie przybliżał
się ani trochę choć stawiała krok za krokiem, wciąż tak samo
odległy, podobnie jak postać na nim spoczywająca. Dopiero teraz
poczuła ciężar ostatnich dni, ciężar wiadomości o śmierci
najbliższych i to jak wiele energii ją pozbawiły. Zachwiała się,
ale podtrzymał ją Dwalin. Podprowadził do sarkofagu i odsunął
się taktownie pozostawiając ją sam na sam z umarłym.
Elaina
podniosła powoli wzrok na Thorina i wbiła wzrok w jego zamknięte
powieki. Długie włosy intensywnie już posrebrzone siwizną,
otaczały głowę krasnoluda. Po jej policzkach popłynęły łzy,
gdy z czułością ostatni raz pogładziła głowę Thorina. Cicho
szeptała mu znów, tak jak zawsze, gdy zasypiał obok niej. Nikt
jej nie przerywał. Wszyscy patrzyli milcząc i pochylając głowy w
niemym wyrazie szacunku dla cierpiącej kobiety. W końcu, gdy padły
z jej ust ostatnie słowa pożegnania, zwróciła się ku zebranym.
Usłyszała obok siebie kroki. Podniosła wzrok. Dain zatrzymał się
nieopodal ze strapioną miną i zmarszczonymi brwiami. Na jego
skroniach lśniła korona Ereboru.
Prócz
kilku członków kompanii, którzy byli obecni nadal w Samotnej
Górze, w grotach grobowych zebrali się mieszkańcy Ereboru.
Chwilę
zabrało Elainie nim opanowała się na tyle, by wydobyć z siebie
głos.
-
Król powrócił do swych gór, do swych skał. - rzekła w końcu
niezbyt głośno, ale echo ogromnej jaskini zwielokrotniło jej głos.
- Niech odejdzie w ziemi głąb, niechaj śpi tam wiecznym snem… -
przerwała na chwilę, znów poczuła jak coś ściska jej krtań –
Pod kamieniem, w mroku grot... Wszystkim królestwom niech będzie
wiadome… Król Umarł!
Elainie
ostatnie słowa z ledwością przeszły przez gardło.
-
Niech żyje król! - odezwał się niespodziewanie donośnym głosem
Dwalin i jednocześnie z nim mnóstwo innych głosów. Wszyscy oddali
pokłon nowemu władcy.
Dain
pokłonił się lekko poddanym, ale nie spuszczał oczu z Elainy,
która mimo wszystko również skłoniła się przed nim. Serce
bardzo go bolało, gdy patrzył na jej rozpacz i tragedię. Za jednym
razem straciła całą rodzinę. Thorina, jego synów oraz Kilego i
Filego, z którymi była zżyta jak z braćmi. Nie było nikogo, kto
by jej został prócz niego. Żelazna Stopa westchnął. Niespełna
siedemdziesiąt siedem lat minęło odkąd się pobrali z Thorinem.
Siedemdziesiąt sześć od narodzin starszego z synów Thorina i
siedemdziesiąt od przyjścia na świat młodszego z braci. Do tego
jeszcze siostrzeńcy Thorina. Dis szlochała cicho przy sarkofagu
Kilego. Tyle cierpienia, tyle bólu. Spojrzał na znów Elainę. To
już nie była ta sama kobieta, którą pamiętał.
Gdy
lud rozszedł się po ceremonii pogrzebowej, a kamieniarze zajęci
byli opieczętowywaniem sarkofagów, Dain zbliżył się do Elainy.
Stała w milczeniu, przyglądając się z daleka pracy rzemieślników,
ale gdy go dostrzegła wyprostowała się dumnie.
-
Wasza wysokość… - pokłoniła się zgrabnie.
-
Daj spokój, daj spokój. Kto jak kto, ale ty nie musisz mi się
kłaniać.
Spojrzała
na niego lekko marszcząc brwi. Zawsze tak robiła, gdy coś ją
zaskakiwało bądź była czymś poruszona. Dain przypomniał sobie,
że Thorin nie raz wspominał jak bardzo go to rozczulało.
-
Zatem witaj Dainie. - odparła bezbarwnym głosem i obrzuciła
spojrzeniem ostatni raz sarkofagi i odeszła wolno w kierunku
korytarza. Podążył za nią. Długo szli w milczeniu. Dain
przyglądał się jej ukradkiem. Zdawała się być spokojna, ale gdy
patrzył jak kurczowo zaciska dłonie, a te mimo wszystko się
trzęsą, jak szybko oddycha, powstrzymując płacz zrozumiał, że
stwarza jedynie pozory. Dopiero teraz zaczął pojmować rozmiar
cierpienia jakiego doznawała. Zatrzymał ją i objął. Zdecydowanym
ruchem, bez zbędnych podchodów. Poczuł jak stężała w jego
ramionach, ale po chwili wtuliła się w jego rudą brodę.
-
Nie poznaję cię, moja droga… - szepnął cicho, gdy zaniosła
się płaczem.
-
Mało kto mnie poznaje… - szepnęła – Słyszę ich ciche
pytania. Kto to jest? Kim się stała? - mówiła powoli jakby
obojętnie, łkając. - A ja… ja jestem już tylko smutkiem. Niczym
więcej.
-
Kobietom z królewskiego rodu widać widać nie jest pisane dożyć
szczęśliwie swoich dni u boku męża. Podobny los spotkał Dis, a
teraz ciebie. - Dain położył jej dłonie na ramionach i delikatnie
odsunął, by spojrzeć jej w twarz - Ale pamiętaj, że narodziliśmy
się ze skał i jak skały jesteśmy twardzi. Każdy z nas. Ty też.
Dowiodłaś tego wiele razy. Podniosłaś się po odejściu z Ereboru
i gdy zginął Rain i tym razem też się podniesiesz moja Elaino.
Dlatego Thorin cię wybrał, bo wiedział, że nigdy się nie
poddasz.
-
Nie poddam się? Ja już się poddałam Dainie, bo czy dano mi inną
możliwość? Czy miałam możliwość walczyć o nich? Czy dane mi
było podjąć choć próbę? A nawet gdyby? Czy dałabym radę? Nie.
Straciłam wszystko. Jestem sama. Żałuję jedynie, że porzuciłam
dawne życie, że odwiesiłam miecz, że pozwoliłam by moje serce
zmiękło. Dawniej, gdyby to stało się dawniej, byłabym tam z
nimi.
-
I zginęłabyś jak oni.
-
Tak. - odparła zdecydowanie.
Dain
spojrzał na nią ze smutkiem, ale i niepokojem. W tym jednym słowie
powiedziała wszystko. Dain spuścił głowę.
-
Na każdego z nas przyjdzie pora, by wstąpić do Sal Mandosa, widać
twoja jeszcze nie nadeszła.
Elaina
milczała. Po dłuższej chwili spojrzała na Daina.
-
Gdy zobaczyłam Thorina, gdy ich przynieśli, wiesz jaka była
pierwsza moja myśl? - wyszeptała drżącym głosem.
Dain
patrzył na nią wyczekująco.
-
Zazdrość.
-
Elaino… - krasnolud spojrzał uważniej, zaskoczony.
-
Pozazdrościłam mu, że nie będzie czuł już ani rozpaczy, ani
smutku, że nic nie zakłóci jego snu, żadna troska. A zaraz potem
poczułam złość, że ja będę musiała wszystko przeżywać to za
nas oboje, bo zabrał ze sobą naszych synów.
Dain
spuścił wzrok, nie wiedząc co odpowiedzieć.
-
Nie sil się by nie pocieszać Dainie. Nie masz takiego obowiązku. -
przerwała ciszę Elaina.
-
Mam Elaino. Thorin by tego chciał.
Cicho
prychnęła, a Dain zrezygnował z dalszych prób ciągnięcia
rozmowy.
-
Nadal możesz zostać w komnatach, które zajmowałaś. Nie obawiaj
się, że pozbawię cię należnego ci tutaj miejsca. - zapewnił i
ujął jej dłoń. - Nie będę zajmował ci dłużej czasu, kuzynko.
- pochylił się do jej dłoni. Elaina poczuła jego szorstkie wąsy
i pocałunek. Pozwoliła mu okazać szacunek w ten właśnie sposób
i nie cofnęła dłoni.
-
Dziękuję Dainie.
To
rzekłszy odwróciła się i odeszła do swoich komnat, gdzie, gdy
tylko zamknęły drzwi osunęła się na podłogę i gorzko
zapłakała.
Dain
spacerował po komnacie. Była to komnata zajmowana przez kolejnych
królów Góry. Zaledwie kilka dni temu ostatnie z rzeczy Thorina
zostały stąd zabrane. Część z nich, te cenne, umieszczono w
skarbcu, te osobiste oddano wdowie. Reszta została wedle zwyczaju
spalona.
Rozległo
się pukanie do drzwi. Dain, oderwany od ponurych myśli chwilę,
patrzył niezbyt przytomnie w potężne skrzydła. Znów rozległo
się pukanie. Tym razem bardziej donośne, trochę natarczywe.
-
Wejść! - zawołał Dain, a drzwi zaraz się uchyliły i pojawił
się w nich pierworodny Daina.
-
Ojcze, Dwalin przegrupowuje Gwardię Ereboru, część krasnoludów zapewne zapragnie przejść do zwykłej służby. Naturalnym będzie, że ich
miejsca zajmą nasi…
-
Oczywiście Thorinie. - Dain podszedł do syna. - Oczywiście. Widzę,
że wziąłeś sobie do serca moje słowa…
-
Staram się ojcze opanować ten chaos. Straciliśmy władcę, dowódcę
gwardii i jazdy. Nie ma nikogo kto zastąpiłby Filego i Kilego. Poza
tym obawiam się, że wojownicy mogą krzywo patrzeć, jeśli dowódcą
którejś formacji zostanie ktoś z Żelaznych Wzgórz… byli bardzo
przywiązani do siostrzeńców króla.
-
To prawda. Na razie na dowódcę gwardii dam nominację Dwalinowi. To
stary wojownik i ma posłuch wśród wojska.- rzekł strapiony Dain.
- Będzie umiał utrzymać w ryzach gwardię, a to uspokoi resztę.
-
Roztropnie czynisz ojcze. - zgodził się Thorin. Po chwili jednak
pochylił głowę i podrapał się pod rudej czuprynie, zaplecionej w
trzy ciasne warkocze idące od czoła do karku w równych od siebie
odstępach.
-
Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć Thorinie?
-
Chodziłem po karczmach, tu i w Dale. Ludzie gadają o grozie idącej
ze Wschodu, jakimś dziwnym pierwotnym lęku sprzed wielu Er. - młody
krasnolud patrzył na ojca. Nie wiedział jak interpretować
posłyszane wieści, miał mieszane uczucia. - Chodzą słuchy, że
coś niedobrego narasta wokół nas….
Dain
zmarszczył brwi i począł ponownie wędrować po komnacie. Thorin
czekał, ale jego niecierpliwa natura nie pozwoliła mu na to zbyt
długo.
-
Ojcze? Nic nie powiesz?
-
A co mam rzec?
-
Czy wierzyć plotkom? O czym one mówią?
Dain
zatrzymał się.
-
Zatem wierz im, bo to prawda. Smaug, który wyniszczył naród
Ereboru, był jedynie zapowiedzią grozy o jakiej szepczą teraz po
karczmach. Słyszałem jak pewien czarodziej ostrzegał przed nią
króla Mrocznej Puszczy, pamiętam to dobrze, choć minęło wiele
dziesiątek lat. Dożyliśmy trudnych czasów mój chłopcze i prośmy
naszego Stwórcę, by nie dał nam wyginąć.
Thorin
westchnął. Nie spodziewał się takich słów, w jego głowie
pojawiło się mnóstwo pytań, ale nie śmiał ich zadać. Ojciec
miał na głowie wystarczająco dużo trosk. Odkąd przybyli do
Ereboru na władcę Żelaznych Wzgórz spadły nowe obowiązki w
związku ze śmiercią kuzyna. Syn zaś starał się wspierać ojca
jak najlepiej umiał.
-
Coś jeszcze chciałeś mi powiedzieć synu? - Dain spojrzał na
Thorina.
-
Nie. Wrócę do swych obowiązków, ojcze. - młody krasnolud skłonił
się z szacunkiem.
-
Thorinie? - odezwał się niespodziewanie Dain, gdy ten już był
przy drzwiach.
Krasnolud
odwrócił się.
-
Dowiedz się o samopoczucie pani Elainy i ciotki Dis. Sprawdź czy
czegoś im nie trzeba.
Rudowłosy
skinął głową i wyszedł.
Elaina
siedziała na niewielkim, wykutym w skale balkonie, który przylegał
do jej osobistych komnat. Widać z niego było całą dolinę rzeki
Bystrej, Dale, ale także spory taras należący do komnat króla. W
pomieszczeniach paliło się światło, co dawało Elainie bardzo
złudne wrażenie, że wydarzenia ostatnich dni nie miały miejsca, a
były jedynie złym snem. Kolejny raz przyłapała się na tym, że
czeka aż na tarasie pojawi się Thorin. Potrząsnęła głową i
przetarła twarz dłońmi. Dobiegło ją pukanie do drzwi.
Nieśpiesznie wróciła do komnaty i podeszła do drzwi.
-
Kto tam?
-
To ja, Kamienny Hełm. Mój ojciec pyta czy niczego pani nie trzeba.
Elaina
oparła się o drzwi. Syn Daina od pogrzebu regularnie dwa razy
dziennie pojawiał się u jej drzwi, zawsze z tym samym pytaniem. Ona
jednak ani razu mu nie otworzyła.
-
Podziękuj ojcu za troskę, ale nic mi nie trzeba więcej ponad to co
mam.
-
Przekażę te słowa Dainowi.
Odgłos
kroków oddalił się i Elaina znów została sama. Zastygła w
bezruchu patrząc pustym wzrokiem w przestrzeń. Po chwili się
ocknęła i ponownie wyszła na taras. Księżyc jasno dziś świecił
i był wyjątkowo duży, dlatego na horyzoncie dało się dostrzec
zarysy dalekich wzgórz. Elainie przyszły na myśl dni kiedy
kompanią wędrowali przez dzikie krainy. I nagle poczuła coś czego
nie czuła od bardzo dawna. Nie wiedzieć czemu właśnie teraz
obudziła się w niej tęsknota za przestrzenią, za wędrówką.
Znów zapragnęła usłyszeć szum drzew i rzek, zobaczyć Mroczną
Puszczę i Góry Mgliste. I znów czuć ciężar miecza przy boku.
Przypomniała jej się wizyta hobbita, którą złożył jej i
Thorinowi kilka lat temu. Gdy odchodził, mówił iż osiądzie na
stałe w Rivendell. W sercu Elainy zapalił się mały ognik nadziei.
Pierwszy raz od wielu dni zobaczyła w tej pełnej rozpaczy ciemności
jakieś światełko.
Ciemne
ciężkie chmury pojawiły się horyzoncie od strony Wschodu, mocno
kontrastując z błękitem zimowego nieba. W Dale poczęto pokazywać
je sobie z murów i wież, a prędkość z jaką się zbliżały
zasiała w sercach ludzi strach, wszak żywe były wciąż jeszcze
opowieści o smoku i wielkiej bitwie, która rozegrała się po
murami miasta prawie osiem dekad temu.
Król
Brand, syn Baina, syna Barda również dostrzegł ciemniejący szybko
horyzont. Wpatrywał się w niego z rosnącym niepokojem, po czym
nakazał, by zadęto w trąby, by ostrzec Erebor. Chwilę później
król wyszedł na mur, który wznosił się kilkudziesięciometrową
ścianą nad doliną rzeki Bystrej. Spojrzał na równinę przed
Bramą Ereboru i prowadzącą ku niej drogę, po czym podniósł oczy
ponownie na niebo, które już do połowy zakrywały ciężkie
obłoki. W końcu zasłoniły one słońce, dusząc jego blask i
pogrążyły całe miasto i Górę w cieniu. Patrząc na sunący po
stokach cień, Brand nie zauważył skąd, na drodze przecinającej
równinę, pojawiło się czterech czarnych jeźdźców, którzy
niczym czarne ptaszyska mknęli ku miastu krasnoludów. Nawet na
murach Dale dało się słyszeć wizg jaki wydawały czarne peleryny,
którym okryci byli przybysze. Jadący na czele grupy, zatrzymał
się pod bramą i zdjął kaptur. Reszta stała za nim, nadal okryta,
ze spuszczonymi głowami. Brand patrzył w napięciu, czekając na
rozwój wydarzeń.
-
Czy oczy mnie nie mylą, wyszedł do niego sam król Góry...-
mruknął po chwili do siebie Brand i zmrużył oczy. Faktycznie. Na
blankach pojawił się krasnolud o ognistorudej, długiej brodzie.
Nagle
Brand usłyszał głos w swojej głowie. Głos, którego natury nie
mógł kwestionować.
-
Srag glizdu nakhizish agh bugash obzidan...(wszystko obróci się w
pył i zapomnienie…)
Człowiek
zachwiał się, jakby coś odebrało mu dech, chwycił się murów.
-
Panie! - podbiegł do niego jeden ze strażników, stojący
nieopodal, ale Brand nadal słyszał w swojej głowie nienawistny
głos. Był tylko on i słowa w jakimś dziwnym języku, z których
biła groza, które sprawiały, że cierpiał. Ponad wszystko pragnął
ich nie słyszeć, ale wciąż i wciąż dudniły mu w głowie. W
końcu król osunął się w ciemność.
-
Ale dlaczego? - Dain nie mógł zrozumieć. - Gdzie pójdziesz? Z
kim?
-
Chcę odwiedzić starego przyjaciel Dainie. Włamywacz, hobbit, który
wędrował z nami przebywa w Rivendell. A ja… Potrzebuję złapać
powietrze Dainie, zbyt wiele rzeczy tutaj przypomina mi Thorina i
chłopców, a to boli. Zbyt mocno. - odparła wolno Elaina, wbijając
wzrok w Żelazną Stopę.
Dain,
gdy Thorin powiadomił go, że Elaina chce się z nim widzieć, nie
spodziewał się, że usłyszy iż Elaina pragnie na jakiś czas
odejść z Ereboru. Nigdy, przenigdy by się tego nie spodziewał.
-
Do Błękitnych Gór regularnie wędrują kupcy. Dołączę do
którejś karawany i odłączę się w Rivendell. - kontynuowała. -
Elf Elrond jest gościnny, przyjął kiedyś pod swój dach
czternaście krasnoludów, więc jeden nie przysporzy mu większego
zmartwienia.
Dain
podrapał się pod brodzie.
-
Nie podoba mi się ten pomysł. Teraz nie jest bezpiecznie, a ja nie
mogę cię narażać. Zewsząd donoszą mi, że wszędzie coraz
więcej orków. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył, gdyby ci się coś
stało… Nie mogę się na to zgodzić.
-
Ale ja cię nie pytam o zgodę Dainie. - odparła twardo
krasnoludzica.
-
To źle robisz w takim razie, kuzynko. Bo jakby nie patrzeć,
formalnie jestem twoim królem i winna jesteś mi posłuch.
Elaina
zacisnęła pięści. Słów, które cisnęły jej się na usta nie
śmiała wypowiedzieć. Przełknęła je, po czym spojrzała znów na
Daina.
-
Ile czasu minęło odkąd Balin udał się do Khazad -Dumu? -
zapytała pozornie zmieniając temat.
-
Thorin nie popierał tej wyprawy…
-
Owszem, ale z pewnością chciałby wiedzieć jakie losy spotkały
jego krewniaka. Bo słuch o nim zaginął… Poza tym nadal żyje
jego brat. Czyż jako król nie jesteś mu winien jakichkolwiek
wieści o bracie?
Dain
milczał. Doskonale wiedział do czego zmierza krasnoludzica.
-
Zasięgnę języka u elfów. Może dowiem się czegoś.
-
Przemyślę to, Elaino. - odparł Dain.
Krasnoludzica
uśmiechnęła się krótko, po czym pokłoniła się i odeszła.
Dain
patrzył za nią póki nie zniknęła mu z oczu.
-
Myślisz, że to chwilowy kaprys ojcze? - Thorin podszedł do Daina.
-
Nie sądzę. - mruknął niezadowolony krasnolud.
Rozmowę
przerwało wejście strażnika. Pośpiech z jakim się pojawił, miał
w sobie coś niepokojącego.
-
Przed Bramą stoi posłaniec na czele jeźdźców. Chcą rozmawiać z
królem Góry, panie.
-
Jaki posłaniec?
Krasnolud
milczał przez chwilę, po czym zdjął hełm. Dain i Thorin
zobaczyli strach w jego oczach.
-
Nazwał się sługą Czarnego Pana, władcy Mordoru.
-
Podnieśliście alarm? - spytał Thorin.
-
Nie było rozkazu. Ale w Dale odezwały się trąby.
-
Niech straż będzie gotowa, ale cicho. - nakazał Dain. -
Porozmawiam z nim. Idź przodem.
-
Pamiętasz o co pytałeś mnie kilka dni temu? - spojrzał na syna –
Oto odpowiedź.
Obaj
krasnoludowie w milczeniu udali się na Główną Bramę. Dain wspiął
się pod stopniach i ostrożnie podszedł do blanek. Na murach
dostrzegł również Dwalina, który już zajął stanowisko dowódcy
straży. Król wyjrzał za mur. Istotnie przed bramą na czarnym
koniu siedziała tajemnicza postać. Bladość jego cery jaskrawo
kontrastowała z włosami. Długie czarne jak skrzydło kruka włosy
spływały zaś na ciemny płaszcz, którym okryty był przybysz.
Krańce peleryny delikatnie falowały, jakby poruszane tchnieniem
wiatru, na krańcach zmieniając w czarną mgłę. Nie był to zwykły
człowiek, a krasnoludowi poczęło świtać, kim jest ów przybysz.
Dziwiło go tylko, że towarzyszy mu jedynie trzech jeźdźców.
-
Czego chcesz? - Dain nie zamierzał przedłużać obecności
wysłannika Saurona u bram jego królestwa. Rumak na którym siedział
przybysz poruszył się, a z jego nozdrzy buchnęły kłęby pary.
Dain spojrzał na kopyta konia i skrzywił się, bo były odrapane, a
z ran sączyła się posoka.
-
Mój pan przysyła mnie, bym w jego imieniu zaproponował ci sojusz.
- głos jaki rozległ się z ust postaci, sprawił, że zebranym
zjeżyły się włosy na głowie. Choć postać przemawiała ledwo
poruszając ustami, wszyscy ją doskonale słyszeli.
-
Sojusz? - Dain nie dowierzał.
-
Tak, i jest to bardzo łaskawa propozycja, wkrótce sam się
przekonasz krasnoludzie. - odparł posłaniec.
-
Twój pan nie daje niczego darmo. Czego chce w zamian?
-
Informacji o stworzeniu nazywanym Baggins.
Dain,
gdy usłyszał nazwisko włamywacza, który należał do kompanii
Thorina zawahał się przez chwilę.
-
Nie chcę sojuszu z twoim panem! - odparł po chwili zdecydowanie. -
Nie wiem też nic o tym kogo szukasz. Odejdź!
-
Pytam po raz kolejny, krasnoludzie. Gdzie jest Baggins? - głos stał
się bardziej agresywny.
-
A ja po raz kolejny odpowiadam! Nie wiem. Precz mi stąd sługusie
Saurona!
Postać
siedziała przez chwilę nieruchomo, po czym nagle podniosła wzrok
na Daina, a jej oczy poczęły jarzyć się jak wnętrze pieca
hutniczego.
-
Zdechł jeden król karłów, upadek czeka następnego… Zbliża się
kres waszego istnienia. Nie będziecie w stanie oprzeć się
Cieniowi. Nie ukryjecie się… Światło gaśnie… nadchodzi mrok…
- zupełnie inny, ohydny, dudniący głos wycharczał słowa we
wspólnej mowie, a jego pogłos odbił się od ścian Ereboru.
Thorin
postąpił krok na przód przed ojca, czując w sercu ogromny gniew,
ale Dain zatrzymał go zdecydowanym ruchem ręki.
-
Odejdź! - warknął ponownie, choć jego serce pierwszy raz w życiu
zadrżało.
Czarny
jeździec bez słowa zawrócił wierzchowca, a za nim reszta. Zebrani
na murach patrzyli za odjeżdżającymi póki nie skryła ich mgła
nasuwająca się od rzeki.
-
Thorin, poślij po panią Elainę. - mruknął cicho Dain patrząc w
miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą majaczyły sylwetki demonicznych
wierzchowców i ich jeźdźców.
O jej, od czego by tu zacząć :) mam wiele pytań i pewnie nie będziesz mogła na wiele z nich odpowiedzieć żeby nie zdradzać za dużo ze swojej opowieści :)) oczywiście rozumiem to :)
OdpowiedzUsuńCzyli kontynuacja historii Elainy będzie miała miejsce po śmierci Thorina i jej synów? () A wstęp to swego rodzaju retrospekcja, wspomnienie i nie poznamy życia Elainy w roli królowej i matki?
Nie mogłam słuchać tego utworku, który zaproponowałaś, bo za bardzo się wzruszałam i nie mogłam skupić się na detalach w opowieści :P
Poczytałam trochę o umiejscowieniu Twojej historii (o którym wspomniałaś zaraz na samym początku) to łatwiej mi teraz wszystko sobie wyobrazić i stworzyć jakiś zarys całej "politycznej" sytuacji i skojarzyć fakty. Dzięki :D
A tak już konkretnie o fabule, to Kochana, dałaś nam porządna dawkę załamań emocjonalnych :P Przynajmniej mnie :P Jestem bardzo zżyta z Elainą i czułam jej cholernie wielki ból, żal, pustkę i to, że właściwie nie chce jej się żyć :(( (przepraszam za wyrażenie). Nie spodziewałam się, że tak smutno się zacznie ale kurcze, mega mi się podoba :D
Odpowiem po kolei na każdy akapit :)
UsuńPlan jest taki, że opowiadanie będzie prowadzone dwu liniowo, że się tak wyrażę, żeby można było zapoznać się też z tym co działo się po zakończeniu II cz. "Wyprawy pod Samotną Górę" i tym co i jak doprowadziło do niewesołych zdarzeń jakie mają miejsce na początku opowiadania.
Czyli utworek wpasował się idealnie 3:)
Fajnie, że poczytałaś więcej o Śródziemiu w tym okresie, niż ja napisałam, bo to faktycznie ułatwi zrozumienia co, jak i dlaczego w pewnych momentach :)
Cieszę się, że ci sie podoba :) Mnie też nie było łatwo opisywać sceny tak smutne dla Elainy.
Przepraszam za dociekliwość, ale czy według Twojej opowieści Thorin wraz z synami zginął w Morii? Kiedy Balin chciał ją ponownie zasiedlić? Wprost nie jest napisane ale jeśli nie chcesz nic zdradzać z fabuły to nie rób tego :D
UsuńNie, nie zginął tam :) Aż tak daleko od domu bym go nie odesłała :)
Usuńaha,ok :)czasem nie mogę sobie poradzić z moją ciekawością i dociekliwością xD
UsuńOch jej... Czyli jednak nie było " I żyli długo i szczęśliwie". Smutno. Podobał mi się opis uczuć Elainy, aż coś ściskało za serce. Aż się łezka w oku kręci, kiedy pomyśli się o tym, że straciła wszystkich, całą rodzinę. Jestem ciekawa w jaki sposób zginęli Thorin i reszta? Nie mogę się oczywiście doczekać ciągu dalszego. :-)
OdpowiedzUsuń-Dis
Nie no.... było dłuuugo i na pewno bardzo szczęśliwie :) A że tak a nie inaczej zaczyna się ta część historii... nie porzucajcie nadziei wy którzy ją czytacie :P :D
UsuńWłaśnie przeczytałam Twoją zapowiedź Doroto, i już czuję, że jeśli faktycznie "cofniemy się w czasie" aby dowiedzieć się co stało się z Thorinem ( Na co w sumie liczę) to z pewnością skończy się to łzami, w moim przypadku. :-)
OdpowiedzUsuń-Dis
W moim też Dis ;) Dorotka już o to zadba ;D
UsuńOj tam, oj tam ;) :P
UsuńOj, z pewnością! :-D
OdpowiedzUsuń-Dis