Hobbit "Niezwykła Podróż" - mój screen |
Rozdział 7
Góry Mgliste
Gdy
Thorin obudził się przed świtem, Elainy nie było w komnacie.
Zobaczył ją dopiero na dziedzińcu, gdy z resztą kompanii i
hobbitem wyszli z domu. Stała z Gandalfem, w towarzystwie Elronda i
wpatrywała się w jeden z dziedzińców elfiego pałacu.
Thorin
podszedł do tej trójki wraz z Balinem i Gloinem. Wszyscy trzej
skinęli nieznacznie Elrondowi na powitanie głowami.
-
Witajcie panowie! – rzekł elf. – Mam nadzieję, że sen w moim
domu dał wam nowe siły.
-
Tak. Dziękujemy. – odparł Thorin, spoglądając na Elainę.
-
Muszę niestety, mój Thorinie, pozostać jeszcze w Rivendell kilka
dni. – odezwał się Gandalf.
-
Zostawiasz nas? – zapytał zaskoczony Gloin.
-
Nie, dołączę do was w Górach, jednak wcześniej muszę załatwić
tu pewne sprawy, które nie mogą czekać. – odrzekł czarodziej. –
W połowie przeprawy zróbcie dłuższy postój, póki was nie
dogonię.
Elaina,
kiedy rozmawiali, zabrała swój ekwipunek, który miała już ze
sobą spakowany i podeszła do Bilba. Zaraz też dołączyli do niej
siostrzeńcy Dębowej Tarczy.
-
Dobrze w takim razie. – odparł Thorin. – Zdajesz sobie jednak
sprawę z ryzyka dłuższego obozowania w Mglistych Górach.
-
Jeśli uznasz, że nie jest bezpiecznie, wyruszycie dalej. –
zaproponował czarodziej. – Chyba nie wątpisz, że do was dołączę?
– zapytał krasnoluda.
-
Nie wątpię. – odparł Thorin.
-
W takim razie ruszajcie. Mój przyjaciel – tu spojrzał na Elronda
– przygotował dla was prowiant. – czarodziej wskazał na kilka
pakunków leżących za nim. – Jest przydział dla każdego.
Thorin
skinął lekko ponownie głową, patrząc podejrzliwie na paczki, ale
zawołał kompanów by je zabrali.
Wyszli
więc z Rivendell bez Gandalfa. Wędrowali tedy przez trawiaste
pagórki, usiane kamieniami i gdzieniegdzie naznaczone plamami
zielonych zagajników i gęstych lasków. Cały czas mieli przed sobą
ośnieżone szczyty Gór Mglistych, które zbliżały się z każdym
dniem, potężniejąc i coraz bardziej onieśmielając wędrowców
swym ogromem.
Po
jakimś czasie pagórki zmieniły się w ogromne skalne szczeliny i
granie, na szczytach pokryte rudoszarą trawą i w dole czerniejące
od nagich skał. Wspinali się coraz wyżej i wyżej, aż roślinność
znikła zupełnie. Gdzieniegdzie leżały pryzmy zmarzniętego
śniegu. Pod ich stopami chrzęścił skalny żwir, ujeżdżał spod
stóp, utrudniając marsz.
Wędrowali
teraz szczytami, dotkliwie odczuwając zimno i brak schronienia.
Thorin zabraniał rozpalania dużych ognisk, by nie zwracać na
siebie uwagi złych oczu. Czasem gdy udawało im się znaleźć
osłonięte miejsca, mogli trochę odpocząć od lodowatego wiatru.
Bilbo
bardzo ciężko znosił tę wędrówkę. Tym bardziej, że nie było
przy nim Gandalfa, przy którym czuł się bezpiecznie. Bardzo
dokuczało mu zimno i niemożność pożywienia się ciepłym
gotowanym posiłkiem. Miał już dość sucharów, które otrzymali
od elfów, mimo że były bardzo sycące. Nocami nie sypiał prawie w
ogóle, bo każdy nieznany dźwięk przyprawiał go od dreszcze.
Gdyby był tu Gandalf na pewno wszystko wyglądało by inaczej, Tym
bardziej odczuwał jego nieobecność, że Thorin otwarcie okazywał
swoja niechęć do niego, czego nie robił gdy czarodziej wędrował
z nimi. Nikt nie stawał w jego obronie. Może jedynie poza Elainą i
Balinem, którzy polubili Niziołka bardziej od innych, ale i oni
starali się nie demonstrować tego zbytnio w obecności wodza.
Thorina
denerwowało, że hobbit zdecydował się wyruszyć z nimi, a nie
pozostać w Rivendell. Teraz skutecznie zwalniał marsz i ze względu
na niego postoje były dłuższe i częstsze. Chciał jak najszybciej
minąć Góry Mgliste, bo wiedział o niebezpieczeństwach jakie tu
się kryją, ale dzięki hobbitowi to zadanie było utrudnione.
Thorin
podczas marszu w ogóle niewiele mówił do towarzyszy. Cały czas
myślał o tym co ich czeka na końcu tej wyprawy, o mapie i tym co
mówiły runy. Część jego myśli zajmowały także wydarzenia,
które miały miejsce między nim a Elainą. Myślał o dwóch
mieczach i zastanawiał się dlaczego los postawił ją na jego
drodze. Dlaczego czarodziej wybrał akurat Elainę? Przecież w
Żelaznych Wzgórzach mnóstwo było szlachetnie urodzonych
krasnoludów, którzy wzięli by chętnie udział w jego
przedsięwzięciu mimo odmowy Daina. Czasem przypatrywał się jej,
gdy tego nie widziała. Zastanawiał się czy też rozmyśla o
wieczorze w Rivendell, jednak nie zdobył się by z nią porozmawiać.
Szanował
jednak mimo wszystko wybór Gandalfa co do Elainy. Dawała sobie
doskonale radę w tych nieprzyjaznych krajach. Widział jak rósł
szacunek do niej pośród kompanów i nawet nieufny zabijaka Dwalin
traktował ją cieplej niż na początku. Wszyscy lubili jej
towarzystwo i chętnie zapraszali do swoich rozmów. Czasem ona
dosiadała się do Balina, czasem wiekowy krasnolud trzymając nocną
straż zachęcał młodą krasnoludzicę do rozmów.
Balin,
dla którego Thorin miał ogromne poważanie, od samego początku
traktował dziewczynę z wielką sympatią. Ale dopiero podczas
wędrówki przez Góry Mgliste zaczęli prowadzić ze sobą długie
rozmowy. Wtedy właśnie Elaina bardzo dużo dowiedziała się o
Ereborze i o tragedii jaka spotkała jej towarzyszy. Owszem, po ataku
Smauga wielu z tych co przeżyli, przybyło do Żelaznych Wzgórz i
opowiadali o tym co się wydarzyło, jednak było to dawno temu i
wielu zmarło lub usłyszawszy, że ich książę osiedlił się w
Ered Luin, ruszyło za nim.
Któregoś
wieczoru, gdy poprzedniego dnia stracili już z oczu na dobre dolinę
Imladris, przypadła kolej na Elainę i ona miała nocną straż. Noc
była pogodna. Elaina ćmiła spokojnie fajkę, nucąc pod nosem,
żeby umilić sobie czuwanie. Krasnoludy spały wokół ognia, a
Bilbo tuż obok jej posłania. Ostatnim czuwającym prócz niej był
Balin. Podobnie jak ona palił fajkę i wpatrując się w ogień
słuchał jej cichego głosu.
-
Wiele było takich wieczorów jak ten, w Królestwie po Górą.
Spokojnych nocy, gdzie siedzieliśmy wokół ognia paląc fajki. –
westchnął.
-
Takie wieczory zawsze zapadają w pamięć. Choć gdy trwają nie
wydają się niczym niezwykłym… - podniosła wzrok znad ognia.
-
Erebor… było tam tak wiele takich wieczorów. Moja droga, gdybyś
mogła zobaczyć nasze królewstwo w tamtych dniach. Dumne,
wspaniałe, silne jak Góra. Dziś juz takiego nie znajdziesz. –
westchnął Balin, kręcąc siwą głową.
-
Mieszkańcy Dal przysyłali do nas swoich rzemieślników na nauki.
Nasze wyroby trafiały do najznamienitszych rodów elfów i ludzi.
Władcy Esgaroth zamawiali u nas zbroje i oręż dla swych synów.
Byliśmy poważani. A kiedy król Thror znalazł Arcyklejnot, Serce
Góry, nawet potężny król elfów z Mrocznej Puszczy, Thranduil,
odwiedził nasze Królestwo, by okazać nam szacunek. Król Thror był
całkiem pewny ciągłości swojej władzy. Thrain był w sile wieku,
a Thorin stał u progu dojrzałości. Razem ze swoim bratem Frerinem,
dawali ojcu i dziadkowi powody do dumy i pewność jeśli chodziło o
przyszłość królestwa. – tu Balin spojrzał na śpiącego
Thorina. – On zawsze podchodził poważnie do każdego zadania.
Dostał dowództwo nad Strażą Głównej Bramy, więc spędzał tam
całe dnie. Pierwszy był na murach kiedy smok zaatakował. To dzięki
niemu przeżyłem atak tej przeklętej poczwary. Wciągnął mnie za
filar, gdy Smaug zionął ogniem na mur nad Główna Bramą, paląc
żywcem wszystkich, którzy tam byli. A to był jedynie przedsmak
grozy jaką dla nas szykował.
-
Dlaczego Frerina nie ma z nami? – zapytała Elaina.
-
Frerin zginął w bitwie o Azanulbizar, wiele lat temu. Spalono go
tam, jak i wielu innych… – Balinowi załamał się głos.
-
Moich braci również… - szepnęła Elaina.
Zamilkli
oboje wpatrując się w małe ognisko. Elaina zamyśliła się
głęboko. Poczuła słabą więź z Thorinem, gdy usłyszała, że
oboje stracili rodzeństwo tamtego strasznego dnia. Patrząc w ogień
zobaczyła swego ojca i braci wyruszających wraz z innymi
wojownikami po wodzą Naina, by wesprzeć dawnych sojuszników w
zemście i odebrać to co należało kiedyś do krasnoludów. Była
wtedy małą dziewczynką. Ulubioną siostrzyczką swych braci. I
nagle znów poczuła ten ciężar w piersi, jak wtedy gdy ujrzała
wracającego z wyprawy wojennej ojca. Samego. Przygarbionego i
załamanego. Prowadził jedynie kozła, z przytroczoną do boku
bronią swych poległych synów.
Bilbo
chrząknął przez sen i to wyrwało Elainę z zamyślenia. Zamrugała
szybko. Jej wzrok powędrował znad ognia na sylwetkę Dębowej
Tarczy. Futro na kaftanie unosiło wolno z każdym oddechem Thorina.
Elaina zawiesiła na nim wzrok na kilka oddechów wolnych oddechów
krasnoluda, zaciągając się fajką.
-
On poświęca się całkiem tym, których kocha, prawda?– rzekła w
końcu Elaina, wypuszczając kółko z dymu.
-
Tak, moja Elaino. Pamiętam jak spotkałem go kiedyś na murach nad
Główną Bramą. – starzec patrzył na Thorina pogrążonego we
śnie – Był strapiony. Zapytałem go o powód. Odparł, że król
stracił już zainteresowanie dworem. Że widział już kilka razy,
jak dziadek spędza godziny wśród hałd złota i skarbów zamiast
podejmować decyzje w sprawach Ereboru. Istotnie, król Thror zbyt
mocno pokochał złoto. Dręczyła go chyba choroba umysłu. Thorin
bał się, że jego czeka to samo. Że chciwość też go dopadnie.
Że skarb stanie się dla niego droższy niż dobro ukochanej
ojczyzny.
-
Co mu odpowiedziałeś?
-
Rzekłem, że przyszłość jest zakryta i nie wiemy czy okaże się
dobra czy zła, póki nie nadejdzie. Król Thror był szczęśliwy
wśród swych skarbów, bo one były namacalnym dowodem potęgi jego
królestwa. To dawało mu siłę i dumę. – Balin znów spojrzał z
ojcowską czułością na Thorina - Myślę, że pamięć o potędze
Ereboru daje siłę teraz Thorinowi. Choć go to dużo kosztuje.
Dręczy się, myśli, ciągle analizuje. Widzę to. Zmienił się
bardzo od czasów Ereboru.
Elaina
podniosła pytający wzrok znak tańczącego ognia.
-
O tak, zmienił się. Kiedyś był jak Fili i Kili. Nim dostał
dowództwo Głównej Bramy, wyprawiał się często na zwiady poza
Erebor razem z Frerinem i Dwalinem. Uwielbiał podchodzenie oddziałów
Thranduila, polowania na wargów, biesiady. Jednak los brutalnie go
doświadczył. Z dnia na dzień stracił wszystko. To zmieniło jego
postrzeganie świata. Kiedy zginął Thror i Frerin, a ojciec jego
wyruszył by odzyskać dziedzictwo i przepadł bez wieści, Thorin
musiał stanąć na czele swego narodu. I to było dla nas
błogosławieństwo w tym paśmie klęsk. Znalazł nam nowy dom w
Ered Luin. Ciężko harował, jak każdy z nas, żebyśmy żyli
godnie. Nie mamy takich bogactw jak w Ereborze, ale mamy dostatek i
spokój. Kiedy wiele lat temu zobaczyłem Thorina na polach
Azanulbizaru, pomyślałem wtedy, że to jest jedyny, za kim pójdę
i dla którego poświęcę życie. Jedyny kogo nazwę królem.
Balin
jeszcze wiele razy opowiadał Elainie o przeszłości. Thorin, gdy
czuwał w czasie nocnych wart, nieraz widział jak siedzieli blisko
siebie i cicho rozmawiali. Czasem też gdy nie mógł spać, słyszał
odgłosy ich cichych rozmów.
Nieraz
pytał o to Balina o to, jednak starzec nigdy nie udzielił mu
dokładnych informacji. Od czasu do czasu tylko zbywał Thorina
słowami o historii ich tułaczki. Thorin wiedział jednak, że nie
robią nic złego, bo za lojalność Balina byłby w stanie oddać
prawą dłoń.
Thorin
myślał często o przepowiedni, o której wspomniała Elaina tamtego
wieczoru w Rivendell. Kilka razy wspomniał Balinowi rozmowie z
Elainą o przepowiedni. Dyskutowali na ten temat rozważając jej
znaczenie, ale nawet staremu przyjacielowi Thorin, nie powiedział o
tym, co się dokładnie stało na dziedzińcu przed domem Elronda.
Im
wyżej wchodzili tym pogoda stawała się coraz bardziej
nieprzewidywalna. Pewnego dnia kiedy byli w połowie drogi przez
łańcuch górski, rozpętała się ogromna burza. Chmury zasłoniły
niebo i było prawie całkiem ciemno. Wiatr dął akurat na ścianę
wzdłuż, której szli. Do tego stalowa broń przyciągała pioruny i
co nuż słyszeli huk na swoimi głowami i musieli kulić się by
przeczekać lawiny spadających odłamków skalnych. Thorin zatrzymał
kompanię, a sam udał się do przodu w celu rozpoznania dalszej
drogi. Nie mieli ze sobą kucyków i każdy niósł na sobie
niezbędny ekwipunek, co utrudniało marsz. Ścieżka była zaś
bardzo wąska z jednej strony ograniczona skałą, z drugiej ziała
niezmierzona przepaść.
-
Szukamy schronienia! – krzyknął Thorin przez burzę. Wędrowanie
w taką pogodę było skrajnie niebezpieczne.
Thorin
nagle usłyszał za sobą krzyk. Odwrócił się szybko i zobaczył
jak Bilbo ześlizguje się po urwisku. W ostatnim momencie chwycił
go Kili i o mało sam nie stracił równowagi. Na szczęście
towarzysze chwycili go za pelerynę.
-
Ratunku! – jęczał hobbit, a mokre kamienie uciekały mu spod
palców.
-
Łapcie go! – wrzasnął Thorin.
Bofur
i Elaina skoczyli by ratować Niziołka.
-
Daj mi rękę! – krzyczał Bofur, ale Bilbo sparaliżowany strachem
nie reagował. Nagle ujechała mu jedna dłoń i puścił się
urwiska. Thorin skoczył na występ skalny i podtrzymał hobbita sam
wisząc na jednej ręce. Podrzucił się w górę, gdy hobbit był
już na półce, ale druga dłoń nie znalazła oparcia i Thorin o
mało nie runął w przepaść. W ostatniej chwili chwycił go
Dwalin, który rzucił się zaraz, gdy zobaczył, że Thorin wisi nad
otchłanią.
-
Thorin, no właźże tu! – ciągnął go Dwalin. Wspólnym
wysiłkiem w końcu krasnolud znalazł się bezpiecznie na skalnej
półce.
-
Myślałem, że będzie po nim! – rzekł Dwalin.
-
To kwestia czasu! – syknął rozgniewany Thorin – Przepadnie
wcześniej czy później, bo nikt nie będzie się za nim ciągle
oglądał! – spojrzał na hobbita z mieszanką pogardy i
wściekłości. – Źle, że z nami poszedł! Tylko naraża nas
wszystkich!
Elaina
na tak ostre słowa krasnoluda, pierwszy raz pożałowała, że jest
w drużynie Thorina. Była wściekła na niego, że tak pomiatał
Niziołkiem. Ale nie był to czas i miejsce na kłótnie. Nie
wiedziała wtedy jeszcze, że Thorinowi bardzo łatwo przychodziło
rzucanie niesprawiedliwych osądów, zwłaszcza gdy coś szło nie
mojego myśli, albo gdy był zły.
Thorin
dostrzegł jej gniewne spojrzenie, którym go mierzyła. Nie odezwał
się jednak słowem. Odwrócił się od Elainy świadomie, by nie
patrzeć na jej oczy, rzucające mu pełne wyrzutu spojrzenia i
dostrzegł dziurę w skale. Podszedł bliżej i okazało się że to
chyba jaskinia.
-
Dwalin, za mną! – zawołał drugiego krasnoluda i wszedł do jamy.
-
Nada się na kryjówkę! – orzekł zadowolony Dwalin.
-
Lepiej się rozejrzyjmy. – polecił mu Thorin i zaczął badać
jaskinię.
Po
oględzinach stwierdzili jednak, że nie ma żadnego zagrożenia i
można tu bezpiecznie przeczekać burzę. Zawołali resztę.
Krasnoludy były zadowolone, że pierwszy raz od dłuższego czasu
będą mogły spać w suchym i w miarę ciepłym miejscu.
-
No dobrze! Trzeba rozpalić ognisko! – zarządził Gloin, ale
Thorin go powstrzymał. Nadal chciał zachować obecność ich w
górach w tajemnicy.
-
Nie! Żadnego ognia! Nie w tym miejscu! Prześpijcie się, ruszamy z
samego rana. – i to rzekłszy, udał się na upatrzone miejsce by
samemu odpocząć.
-
Mieliśmy w górach spotkać się z Gandalfem! – zatrzymał go
Balin – Taki był przecież plan.
-
Tu nie jest bezpiecznie. Plan się zmienił. Elaina, trzymasz straż!
– rzucił krótko Thorin i odszedł.
Kiedy
wszyscy ułożyli się na ziemi, zaraz posnęli twardym snem. Byli
tak zmęczeni, że nawet ryk burzy na zewnątrz, a tym bardziej ciche
nucenie Elainy, czyszczącej Artaksta ich nie niepokoiło. Wpadła
jej w ucho melancholijna melodia zasłyszana jeszcze w chatce hobbita
i nuciła ją nieraz cichutko podczas nocnych wart, gdy nikt jej nie
słyszał. Teraz jednak była podsłuchiwana. Thorin nie spał i
słuchał jej spokojnego głosu. W końcu usiadł na swoim posłaniu.
Trzy
małe kaganki tliły się, by rozproszyć gęste ciemności jaskini,
dlatego Elaina od razu dostrzegła ruch.
-
Obudziłam cię? – zapytała cicho, ale głos w ciszy tego
górskiego grobowca zdał się głośniejszy.
-Nie.
– odpadł.
Elaina
poprawiła się na swoim legowisku i wróciła do czyszczenia
Artaksta. Ciągle miała w pamięci zachowanie Thorina przed
jaskinią, więc nie miała ochoty z nim rozmawiać. Poza tym od
wydarzeń w Rivendell unikała go, nie chcąc by się powtórzyły.
Była już pewna rodzaju uczuć krasnoluda. I choć często, z
czułością wspominała każdą z chwil spędzonych z Thorinem,
kiedy dawał jej dowody, że mu na niej zależy, nie czuła się tą,
która byłaby warta jego uczuć. Była jedynie zwykłym, prostym
krasnoludem, żołnierzem - zwiadowcą, który nigdy nie wynosił się
poza swój stan i znał swoje miejsce w szeregu. Poza tym nigdy nie
czuła powołania do roli, jaką miały kobiety krasnoludów, skryte
w podziemnych miastach. I dlatego też wybrała sobie życie takie, a
nie inne. Mężczyźni zawsze byli dla niej tylko towarzyszami broni.
Kiedy szary czarodziej przybył do jej ojca i opowiedział o
wyprawie, którą organizuje Thorin Dębowa Tarcza i poprosił, by
dołączyła do kompanii, była pewna, że na to czekała całe
życie, odkąd tylko wzięła pierwszy raz miecz do ręki. Brała pod
uwagę, że może zginąć na tej wyprawie, ale nie mogła przepuścić
takiej przygody. Jednak to, co wydarzyło się pomiędzy nią, a
Dębową Tarczą odkąd go poznała wykraczało daleko poza granice
jej przewidywań i rozsądku. Wszystkiego się spodziewała, ale nie,
że zostanie obdarzona tego rodzaju względami przez właśnie tego
krasnoluda. Wręcz słyszała nad sobą chichot losu.
Thorin
przez chwilę patrzył na zamyśloną krasnoludzicę. Kolczuga
zazgrzytała o pas, kiedy wstawał. Elaina podniosła wzrok.
Krasnolud szedł w jej stronę, omijając ostrożnie śpiących
towarzyszy. Westchnęła tylko i ponownie zajęła się mieczem.
Podniosła go i przyjrzała się klindze w poszukiwaniu zabrudzeń.
Idealnie gładka stal ostrza lśniła przepięknie w słabym świetle
kaganków.
Thorin
przysiadł obok. Długa lwia grzywa czarnych włosów zafalowała na
jego ramionach.
-
Czemu już nie rozmawiamy, pani Elaino? – zapytał - Moje
zachowanie w Ukrytej Dolinie było nie na miejscu, jednak
przeprosiłem cię.
Elaina
przez chwilę milczała. Nie wiedziała jak i co mu odpowiedzieć.
Postanowiła więc, że zapyta go o hobbita.
-
Nie mogę pojąć czemu poniżasz niziołka. – rzekła – Cóż ci
uczynił, że zasłużył na takie traktowanie. Nie widzisz jak on
przeżywa tę przeprawę? Po co dodatkowo go gnębić?
-
Nie jest jednym z nas i nie nadaje się na taką wyprawę. Sama
widziałaś… naraża resztę. – odrzekł twardo Thorin.
Po
chwili westchnął. Obejrzał się na towarzyszy, ale wszyscy wciąż
spali. Postanowił skorzystać z okazji i w końcu porozmawiać z
Elainą.
-
Rzekłem w Rivendell, że nie zamierzam wypełniać przepowiedni,
póki smok żyje. Jednak moja wola nie ma tu nic do rzeczy, bo ta
przepowiednia już się wypełnia. Odkąd wyruszyliśmy.
-
Proroctwo o Dwóch Królestwach nie wypełni się póki król
krasnoludów nie odzyska dziedzictwa, a ognista bestia nie zginie. –
rzekła Elaina.
-
Tak. Ale to, że Gandalf ciebie wybrał, jest zapowiedzią, że
dokonają się, rzeczy, o których mówi proroctwo.
-
Dlaczego uważasz, że moja obecność ma nim związek? Gandalf mnie
tu sprowadził, jak sądziłam, by odpędzić pecha od waszej
trzynastki.
-
Tak jest. – odparł Thorin. – Jednak to, że wybrał krasnoluda z
Żelaznych Wzgórz, królestwa na wschodzie, nie jest przypadkiem.
-
Żelazne Wzgórza to drugie Królestwo. – bardziej stwierdziła,
niż zapytała.
-
Tak.
-
Gandalf słowem nigdy nie wspominał, że wiedział o tym proroctwie
… Nie sądziłam, że je zna. Jest w
naszym
języku, w khuzdul.
– spojrzała na Thorina.
-
Nie wiem, czy on je zna pani Elaino. Ale tego czarodzieja stać na
wszystko. – rzekł ponurym tonem. – Choćby prowadząc nas do
Rivendell mimo moich wyraźnych zakazów, pokazał, że ma swoje
ukryte plany.
-
To jednak akurat wyszło ci na dobre, bo wiesz już co ukrywała
mapa. – zauważyła Elaina.
-
To prawda. – przyznał Thorin. - Jednak nawet jeśli czarodziej nie
zna przepowiedni, i wszystko dzieje się z woli przeznaczenia, to tym
bardziej należy sądzić, że nadszedł czas. – zamilkł na chwilę
- To mi daje jeszcze większą nadzieję, że odzyskam Erebor. –
dodał.
-
Życzę ci tego z całego serca Thorinie. – odparła Elaina,
uśmiechając się lekko - Nie wydaje mi się jednak, abym miała
odegrać znaczącą rolę w wypełnieniu jakiejkolwiek przepowiedni.
Thorin
westchnął głęboko i spojrzał na nią. Nie chciał, by myślała,
że przepowiednia miała jakikolwiek wpływ na jego uczucia do niej.
-
Nie sądź, moja pani Elaino, że igram z tobą. Wszystko co mówiłem
i robiłem, robiłem świadomie i szczerze. I tak jest nadal. –
Thorin patrzył na Elainę.
-
Nie myślę tak. Zbyt mocno stąpasz po ziemi, panie. – odpadła,
ale unikała jego wzroku.
Rozmowa
zboczyła na tematy, których nie chciała poruszać.
-
Dlaczego nie chcesz przyjąć tego co chcę ci ofiarować? –
zapytał wprost Thorin. - Czy tak trudno byłoby ci zostać w
Ereborze? – dotknął jej dłoni. - Przy mnie.
Elainie
serce się na chwilę zatrzymało, kiedy Thorin wypowiedział
ostatnie słowa. Zamknęła oczy i odwróciła głowę. Usłyszała w
nich wyznanie, którego się obawiała od momentu kiedy ją
pocałował.
-
Nie myślałam, że będę…., och, nigdy nie było moim zamiarem
wzbudzać w tobie… - wyszeptała, ale zaraz zamilkła, nie chcąc
używać wielkich słów.
Thorin
cofnął dłoń.
-
Mój panie… – zaczęła pewniejszym już głosem – Jesteś
dumnym krasnoludem, synem wielkich królów i żywię do ciebie
ogromny szacunek, za to co robisz i co zrobiłeś dla swojego ludu.
Ale ja jestem jedynie prostym żołnierzem. Moim przeznaczeniem jest
miecz. I staram się je wypełniać jak najlepiej potrafię. Takie
jest moje przeznaczenie. A teraz także zobowiązanie, bo moim
mieczem chronię towarzyszy i pomogę ci odzyskać dziedzictwo. I
wypełnię to zobowiązanie, bo tak nakazuje mi honor. Ale potem nie…
-
Wystarczy. – rzekł Thorin i wstał .
Elaina
podniosła smutny wzrok na Thorina. Był rozgniewany. Domyśliła
się, że ubodły go jej słowa. Thorin już nic nie powiedział.
Poszedł do swego legowiska i rzucił się na nie.
-
Po prostu nie jestem ciebie warta, królu Thorinie. - szepnęła
cichutko do siebie. – Ale zawsze stanę obok ciebie do walki i
osłonię cię jeśli będzie trzeba. – ostatnie słowa
wypowiedziała już w myślach. Po jej policzkach spłynęło kilka
łez. Szybko wytarła je wierzchem dłoni. Rozmowa z Thorinem
sprawiła jej wiele przykrości. Zastanawiała się czy nie lepiej
było przemilczeć odpowiedź na jego ostatnie pytanie. Zraniła go
bardzo, ale jej serce też ściskała teraz jakaś niewidzialna dłoń
sprawiając jej prawie fizyczny ból. Dobrze, że nie pozwoliła się
sobie zakochać mocniej.
Noc
dłużyła się Elainie bez snu, ale wiedziała, że do świtu już
blisko. Nagle usłyszała kroki i podniosła wzrok. Zobaczyła
skradającego się Bilba z plecakiem i całym jego ekwipunkiem.
-
Hej! A ty dokąd? – zawołała.
Bilbo
odwrócił się z zawiedziona miną, że został nakryty.
-
Wracam do Rivendell – szepnął.
-
Nie, nie, nie! Ani mi się waż! – poderwała się z miejsca. –
Chcesz teraz zrezygnować? Należysz do drużyny, jesteś naszym
towarzyszem, jednym z nas! – zapewniła szczerze.
-
Nie sądzę! – odparł hobbit. – Źle, że poszedłem z wami,
Thorin miał rację.
Elainę
aż zatrzęsło na wspomnienie o tym co krasnolud mówił o Bilbie.
-
Nie jestem Tuckiem, tylko Bagginsem. Nie wiem co sobie wyobrażałem!
– ciągnął dalej hobbit. Tą argumentację Elaina nie do końca
rozumiała, ale nie chciała pozwolić by Bilbo odszedł.
-
Nie rozumiesz! Nie rozumiesz! – zapierał się Bilbo. – Żaden
krasnolud tego nie zrozumie. Wy wciąż jesteście w drodze!
Włóczycie się po całym Środziemiu! Nie macie na stałe domu! Nie
wiecie gdzie wasze miejsce!
Elainie zrobiło się przykro, bo wiedziała, że hobbit mówi też o niej.
Elainie zrobiło się przykro, bo wiedziała, że hobbit mówi też o niej.
-
Wybacz mi… ja… nie chciałem ich urazić… was… ciebie… -
Bilbo dostrzegł, że zranił Elainę.
-
Rzeczywiście, oni nie wiedzą co to prawdziwy dom. – powiedziała
ze smutkiem patrząc na śpiące krasnoludy. Jej wzrok spoczął na
nieruchomej sylwetce Thorina. Nie wiedziała, że krasnolud nie śpi
i słyszy ich rozmowę.
– Bilbo
mój przyjacielu, życzę ci jak najwięcej szczęścia. Naprawdę!
Może się jeszcze spotkamy… – uściskała hobbita na pożegnanie.
– Co to? – spojrzała na mieczyk hobbita, bo zaczął jarzyć się
błękitem. Artakst także rozbłysnął taką łuną.
_______________
Opowiadanie powstało na na podstawie powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem” oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)