Pod ziemią i w powietrzu
-
Wstawać! – doszła ich krótka komenda Thorina, który zerwał się
z posłania. Elaina i Bilbo dostrzegli teraz to co on. W podłodze
zaczęły pojawiać się rysy.
–
WSTAWAĆ!
– ryknął Thorin. Krasnoludy podskoczyły jak oparzone, ale było
z późno. Zapadnie otwarły się i wszyscy wpadli do pułapki pod
jaskinią.
Spadali
w dół stromym kamiennym tunelem przez dłuższy czas. W końcu
tunel się skończył i wylądowali w czymś w rodzaju klatki. Zaraz
do ich uszu dobiegły wrzaski i zobaczyli setki goblinów, które
wyłoniły się z ciemności. Mimo silnego oporu zostali wywleczeni z
pułapki. Potworów było zbyt wiele. Na jednego jeńca przypadało
kilkunastu z tych, którzy przybyli po swoje ofiary.
Gobliny
powlekły ich swoimi ścieżkami do wielkiej groty wykutej w środku
góry. Było tam całkiem jasno gdyż wszędzie paliły się kaganki
i pochodnie. Zobaczyli coś w rodzaju wielkiego tronu, zrobionego z
byle desek i kawałków skały. Siedział na nim król goblinów.
Wielka poczwara, gruba i szkaradna z wielkim wolem pod szyją, które
dyndało przy każdym ruchu.
Na
ścianach groty roiło się o setek goblinów wrzeszczących na widok
jeńców.
Tylko
cud mógł ich uratować.
Strażnicy
doprowadzili swe ofiary przed oblicze króla a broń, którą im
odebrali rzucili obok na ziemię. Król zlazł po grzbietach swych
poddanych z tronu.
-
Któż to śmiał wkroczyć do mego królestwa? – zacharczał. –
Szpiedzy? Złodzieje?
-
Krasnoludy! Wasza podstępność! – odrzekł mu jeden ze
strażników.
-
Krasnoludy? – zdziwił się władca.
-
Byli we frontowym przedsionku. – wyjaśnił dalej goblin.
-
No to przeszukajcie ich! Na co czekacie! – rozkazał król.
Gobliny
zaczęły szarpać członków kompanii Thorina, wygrzebując z ich
kieszeni, połów i innych skrytek różne rzeczy i rzucały te fanty
pod tron.
-
Po co tutaj przyszliście? – zapytał krasnoludy, ale wszyscy
milczeli – Skoro nie chcą mówić, to będą cienko śpiewać!
Dajcie łamacz kości! Najpierw najmłodszy! – wybrał sobie ofiarę
Wielki Goblin, a Ori zamarł , ale zaraz oprzytomniał wywleczony na
środek przez Gobliny.
Thorin zaczął się przepychać do przodu by
ratować chłopaka.
T
ymczasem
Wielki Goblin spostrzegł Elainę, mimo że starała się nie
podnosić wzroku i nie zwracać na siebie uwagi. Goblin na początku
tylko się przyglądał, bo nie był pewien czy widzi krasnoludzką
kobietę czy nie brodatego krasnoluda.
–
A
kto ty jesteś? – wskazał na nią berłem z baraniej czaszki.
Powszechnie wiadomo, że Gobliny wolno myślą i słabo kojarzą
fakty, więc zajęło mu dobrą chwilę nim pojął co widzą jego
ślepia.
-
No, oczom nie wierzę! Ty jesteś krasnoludzicą! – wykrzyknął. –
A to heca! W takim razie dołączysz do swego młodego przyjaciela.
Dawać ją! – zaśmiał się.
Krasnoludy
patrzyły ze zgrozą jak Elaina dołączyła do Oriego.
-
Stój! – przez zgiełk przebił się głos Dębowej Tarczy.
Wrzeszczące gobliny zamilkły. Krasnolud przedzierał się przez
swoich towarzyszy by stanąć przed Wielkim Goblinem.
-
Proszę! Proszę! Proszę! Kogóż ja tutaj widzę? – rzekł
zaskoczony król. – Thorin, syn Thraina, syna Throra. – w jego
głosie zaczęła dźwięczeć kpina – Potężny władca! Król pod
Górą! – ukłonił się przed Thorinem szyderczo.
Thorin
wepchnął szybko Elainę i Oriego ponownie pomiędzy towarzyszy.
Jego twarz była nieruchoma i malowały się na niej tylko dwie
emocje: duma i narastająca wściekłość.
-
Och byłbym zapomniał! – wykrzyknął teatralnie Wielki Goblin –
Żadnej Góry już nie masz! I królem też nie jesteś! Co najwyżej
królem kowali! Czyli jesteś właściwie nikim! – Gobliny się
roześmiały. Teraz już Thorin miał w oczach tylko żądzę mordu
na tym potworze depczącym honor i dumę jego rodu.
-
Słyszałem, że ktoś wyznaczył niezłą cenę za twoją głowę!
Tylko za nią! – zaczął z innej beczki Wielki Goblin. – Bez
całej reszty! Może wiesz o kogo chodzi… - podpuszczał Thorina
dalej władca goblinów. – O twego dawnego wroga! – krasnolud już
ledwo panował na sobą, ale tylko oczy mówiły jak bardzo jest
wściekły – Blady ork, na grzbiecie białego warga! – dokończył
goblin.
-
Azog został pokonany! – odezwał się w końcu Thorin. – Zginął
na polu bitwy, dawno temu!
-
I sądzisz, że jego plugawe dni przeminęły? Czy tak? –
uśmiechnął się podstępnie goblin po czym zwrócił się do
jednego ze swych sługusów – Przekaż wieść blademu orkowi.
Niech wie, że mam coś dla niego!
Gobliny
nie porzuciły zamiaru poddania torturom swych ofiar. Torturowanie
więźniów było dla nich jedyną rozrywką i za nic by z niej nie
zrezygnowały. Elaina został znów wywleczona na środek i patrzyła
z przerażeniem jak potwory niosą maszyny do tortur. Król goblinów,
stwierdził, że kobiety krasnoludzkie są tak rzadkie, że to jej w
pierwszej kolejności cierpienie i śmierć zaboli krasnoludy
najbardziej.
Thorin
patrzył na Elainę, nie mogąc jej pomóc, szarpiąc się z
trzymającymi go goblinami. Sam został odciągnięty na bok jako
cenny jeniec.
Czekając
na machiny kilku goblinów zainteresowało się bronią odebraną
krasnoludom. Gdy dwóch z nich podniosło Artakst i Orkrist wrzasnęli
z przerażeniem jakby, ktoś miał im zaraz uciąć głowy tymi
mieczami. Rzucili jej na stertę broni i uciekli. Wywołało to
popłoch wśród ich pobratymców.
-
Ja znam te miecze! – wrzasnął Wielki Goblin – To Pogromcy
Goblinów! Siekacze! – w tym momencie gobliny rzuciły się na
jeńców okładając ich czym popadnie – Ostrza, które ścięły
tysiące głów! Brać ich! Ściąć im głowy! – wrzeszczał król.
Krasnoludy
broniły się jak mogły, ale nie dawały rady takiej liczbie
przeciwników. Wszyscy zostali powaleni na ziemię. Elaina o mało
nie została raniona kamiennym nożem, ale Thorin w porę odepchnął
goblina. Ten obalił krasnoluda i zamachnął się by poderżnąć mu
gardło.
Nagle
pieczarę rozświetliło białe bardzo jasne światło i podmuch
jakby huraganu przewrócił wszystkich. Król goblinów nie utrzymał
się na swym tronie i spadł w przepaść.
Powoli
światło kaganków znów jaśniało. Wszyscy wracali do siebie po
uderzeniu fali białego światła.
-
Walczcie! WALCZCIE! – doszedł krasnoludy potężny głos.
W
tym momencie krasnoludy rozpoznały głos Gandalfa i w ich serca na
powrót wróciła odwaga i nadzieja, że wyrwą się z łap goblinów.
Zerwały się z ziemi wyrywając się goblinom i łapiąc za odebraną
im broń. Czarodziej w tym czasie odpierał ataki potworów, które
widząc co się dzieje nie zamierzały pozwolić uciec swym ofiarom.
-
Za mną! – usłyszeli znów Gandalfa i pomknęli jednym z
chwiejnych wiszących mostów za czarodziejem.
Gobliny
popędziły za nimi, atakując kompanię Thorina. Krasnoludy nie były
im dłużne, cięły mieczami, rąbały toporami, wypuszczały
strzały w tłum napierających ze wszystkich stron goblinów.
Gandalf
swą magią torował im drogę oczyszczając ją z potworów
pojawiających przed nimi. W końcu gdy byli na ostatnim moście
zobaczyli skalną ścianę a w niej korytarz.
-
Do tego chodnika! – zawołał Gandalf i w tym momencie deski mostku
przed nimi wyleciały w powietrze wyrwane wielkim cielskiem króla
goblinów. Poczwara zamachnęła się swym kościstym berłem i o
mało nie strąciła w przepaść czarodzieja.
-
Nie uciekniecie przede mną! – wykrzyknął Wielki Goblin. – No i
co teraz zrobisz, magiku? – zakpił z Gandalfa. Był to błąd,
który miał kosztować go życie.
Czarodziej
zamachnął się Glamdringiem i rozpłatał brzuch poczwary a
następnie jej gardło. Jednak wyrywając deski goblin uszkodził
konstrukcję i teraz upadając zerwał liny. Most razem z
krasnoludami zaczął spadać w przepaść. Na szczęście po chwili
uderzyli o pochyłą skałę, i teraz już zsuwali się z ogromną
prędkością w dół. W końcu gruchnęli o dno pieczary przywaleni
stosem belek i desek. Pierwszy wygrzebał się Gandalf i pomagał
wyłazić reszcie gdy usłyszał wrzask Filego.
-
Gandalfie! Patrz! – pokazywał w górę. – Nie damy im rady!
Czarodziej
spojrzał tam i zamarł. Po stromej skale biegły na nich setki
goblinów. Był świadomy, że siły ich wszystkich były już na
wyczerpaniu.
-
Tylko jedno nas może uratować! Słońce! – krzyknął pomagając
kolejnemu krasnoludowi wydostać się z zawału. – Za mną!
Ruszyli
wszyscy za Gandalfem.
Elaina,
która wyszła ostatnia spod sterty desek postanowiła osłaniać
towarzyszy i zamarudziła chwilę wypuszczając szybko strzały w
kierunku wroga. Kiedy zobaczyła, że to na marne, wyjęła Artaksta
i pozbawiwszy życia kilku goblinów, którzy pierwsi zbiegli ze
ściany, pognała za resztą. Na szczęście widziała ostatniego
Bombura, który z racji tuszy wlókł się na szarym końcu i
słyszała wołania Gandalfa, wiec mimo znacznej odległości z
łatwością znalazła drogę za nimi.
Nagle
oślepił ich blask zachodzącego słońca i znaleźli się na
zewnątrz. Ale nie zatrzymywali się ani na chwile, chcąc jak
najdalej za sobą zostawić gobliny. Wiedzieli, że gdy zajdzie
słońce podążą za nimi ich setki. Biegli więc dalej na złamanie
karku w dół zbocza, zagłębiając się coraz bardziej w las.
Gandalf liczył na prędce krasnoludy, czy aby wszystkie wyszły cało
z przygody z goblinami.
-
Pięć, sześć! Siedem! Osiem! Bifur, Bofur to dziesięć ! –
sapnął rozglądając się za resztą. – Kili, Fili! To dwanaście!
I Bombur! Trzynaście! – odetchnął z ulgą, ale tylko na chwile.
– A gdzie jest Bilbo? I Elaina? – zawołał z niepokojem, ale
odpowiedziała mu cisza – Gdzie są jest nasi towarzysze? Gdzie oni
są?!
Krasnoludy
rozglądały się wokół siebie w poszukiwaniu zaginionych, ale
nigdzie ich nie było.
-
Do licha, musieli teraz się zgubić? – krzyknął Dwalin.
-
Myślałem, że Elaina biegnie za tobą Dori razem z Niziołkiem!
-
Nie zwalajcie winy na mnie! – odparł Dori patrząc przepraszająco
na Gandalfa.
-
Kto ich widział ostatni? – zapytał łagodniej czarodziej.
-
Hobbit chyba wymknął się kiedy nas dorwali…
-
Co się stało później? Mówcie! – dopytywał się Gandalf.
-
Powiem ci co się stało! – warknął Thorin. – Hobbit
wykorzystał pierwszą lepszą okazję i uciekł. Nasz pan Baggins
myślał tylko o powrocie do fajki i wygodnego fotela, odkąd minął
tylko drzwi. A Elaina… Widać znamię tchórza ciąży na
wszystkich krasnoludach z Żelaznych Wzgórz bez wyjątku! – rzekł
z goryczą krasnolud - Nie sądzę, żebyśmy ich jeszcze kiedyś
zobaczyli! Pewnie są już daleko!
Fili
i Kili popatrzyli po sobie ze smutkiem, że stracili dobrą
towarzyszkę.
-
Nie nazywaj tchórzami moich rodaków! Zdechlibyście wszyscy pod
Khazad Dum, gdyby nie my! – warknęła do Elaina, która nagle
wyszła z zarośli i znalazła się przed Thorinem.
W
dłoni miała jeszcze obnażony miecz oblepiony krwią goblinów.
Dyszała ciężko zmęczona szaloną ucieczką. Jej twarde, zimne
oczy krasnoluda z Żelaznych Wzgórz płonęły gniewem i oburzeniem
na to co usłyszała przed chwilą. Nie pomyślałaby nawet, że po
tym wszystkim co przeszła razem z drużyną, usłyszy takie słowa.
Zaprzeczenie wszystkiego co Thorin mówił jej wcześniej. Wyglądała
jakby chciała się rzucić na niego. I prawda była taka, że ledwo
trzymała emocje na wodzy. Thorin cofnął się pół kroku
zaskoczony jej niespodziewanym pojawieniem się, ale nie zmienił
zaciętego wyrazu twarzy.
Dwalin
podejrzewając jakie ma zamiary Elaina, stanął obok wodza, chcąc
osłonić go przed ewentualnym ciosem. Elaina ścisnęła dłoń na
rękojeści Artaksta. Atmosfera stała się napięta. Krasnoludy z
Ereboru przysunęły się do swego króla.
Gandalf
widząc na co się zanosi, dotknął delikatnie ramienia dziewczyny.
-
Moja droga, Thorin nie zapanował nad swym gniewem. – rzekł
spokojnym tonem – Nikt, a zwłaszcza on, nie umniejsza zasługom
twego narodu. – wbił twardy wzrok w Thorina.
Dziewczyna
rozluźniła się. Spojrzała jeszcze raz na krasnoluda i podeszła
bardzo blisko do niego, tak, że prawie dotykali się piersiami i
spojrzała w twarz Thorina.
-
Nigdy nie nazywaj mnie tchórzem. Ani moich rodaków. - rzekła cicho
głosem pełnym żalu i odeszła.
Krasnoludy
patrzyły za przechodzącą dziewczyną. A ona podeszła do
pierwszego głazu, usiadła na skale i oparła się na elfickim
mieczu starając się złapać oddech po ucieczce.
-
Thorinie, waż słowa, bo zbyt pochopnie oceniasz swoich towarzyszy!
– rzekł cicho do krasnoluda Gandalf – A Bilbo na pewno wkrótce
do nas dołączy.
-
Jestem tutaj! – odezwał się nagle znajomy głos i gdy wszyscy się
obrócili ujrzeli Bilba.
Pojawił
się z nikąd.
-
Bilbo Baggins! Jeszcze nigdy czyjś widok tak mnie nie ucieszył! –
wykrzyknął czarodziej.
Thorin
był zaskoczony jeszcze bardziej niż przed chwilą, gdy zobaczył
Elainę. Nagle został gwałtownie odsunięty przez przepychającą
się dziewczynę, która podbiegła do hobbita i przytuliła go z
całej siły.
-
Bilbo, przyjacielu! Dobrze że jesteś! – powiedziała i pocałowała
go w czoło.
-
Bilbo! Naprawdę wróciłeś! – bąknął Fili, nie wierząc
własnym oczom.
-
Jak u licha wymknąłeś się goblinom? – dołączył do niego
Kili.
Bilbo
zrobił zmieszaną minę i milczał. Bystre oczy Gandalfa dostrzegły,
że nie chce o tym mówić.
-
A czy to ważne? – roześmiał się czarodziej, chcąc uciąć
temat.
-
Właśnie! Żyjesz i jesteś w jednym kawałku… – Elaina była
uradowana.
-
Tak, ważne. Chcę wiedzieć, dlaczego wróciłeś? – przerwał
jej ponurym tonem Thorin.
Bilbo
przez chwilę zastanawiał się do czego dąży Thorin. Ale w końcu
postanowił odpowiedzieć najprościej. Postanowił powiedzieć
prawdę,
-
Wiem, że mi nie ufasz. – spojrzał na Thorina. – Że nigdy we
mnie nie wierzyłeś i nie chciałeś mnie w swojej kompanii. Masz
rację, nie nadaję się. Dlatego często wspominam Bag End. I brak
mi moich książek. I fotela. Tam jest moje miejsce. W moim domu. –
mina krasnoluda wskazywała, że wspominanie fotela i książek nie
było dobrym pomysłem. Thorin zacisnął wargi i milczał. – I
dlatego wróciłem, bo… bo… wy go nie macie! Domu. – Bilbo
zamilkł.
-
A my chcemy i pomożemy wam go odzyskać. – odezwała się nagle
Elaina, patrząc na Dębową Tarczę.
Thorin
przeniósł wzrok z hobbita na dziewczynę.
-
Myślę, że Bilbo sądzi podobnie. – uśmiechnęła Elaina się do
hobbita, a on skinął głową.
W
zrok
Thorina już całkowicie złagodniał, gdy patrzył na tę dwójkę.
Czuł, że się pomylił, że bardzo niesprawiedliwie ich ocenił.
Na
twarzy Elainy nie było już w ogóle śladu gniewu i urazy sprzed
kilkunastu chwil kiedy to nazwał ją tchórzem. Stała teraz i
patrzyła na niego przyjaźnie.
Thorin
popatrzył jej w oczy i szybko opuścił wzrok, jakby chciał
przeprosić. Zaraz potem jednak znów na nią spojrzał swoim
normalnym twardym spojrzeniem, które jednak nie było już litym
głazem. Na głazie pojawiły się rysy.
Mowa
Bilba i deklaracja Elainy poruszyła do głębi krasnoludy.
Przypomniała im, że mimo nowego domu w Błękitnych Górach ciągle
są wygnańcami, uciekinierami, bez ojczyzny. Kilku westchnęło
ciężko jakby na ich barki wrócił dawny ciężar.
Nagle
usłyszeli dziki krzyk orków i ryk stada wargów.
-
No to wpadliśmy! – ocknął się Thorin.
-
Uciekać! – ryknął Gandalf i już po chwili cała szesnastka
biegła w dół zbocza co sił w nogach czując na plecach oddech
wilków.
Szybko
okazało się, że są w ślepej uliczce. Dotarli na skraj klifu. Nie
było drogi powrotu bo wargi w sekundzie znalazły się przy nich.
Jeden z nich przeskoczył nad Elainą i Bilbem i zagrodził im drogę.
Dziewczyna zamachnęła się mieczem i podcięła ścięgna w
przednich łapach zwierza, a kiedy ten runął przed nią, odrąbała
mu łeb.
W
tym samym momencie usłyszeli rozkaz Gandalfa by wspinać się na
drzewa. Wszyscy ślepo ufali czarodziejowi i wietrzyli w tym nadzieję
na ratunek, więc każdy zaczął się wspinać. Elaina podrzuciła
hobbita by złapał pierwszą gałąź i zaczęła włazić za nim.
Z prędkością błyskawicy wszyscy znaleźli się w koronach sosen,
ale wargi nie miały wcale zamiaru zrezygnować z polowania. Otoczyli
po kilka każde z drzew i podskakiwały obłamując kolejne konary.
-
Trzymać się bracia! – krzyknął Thorin do kompanów.
Nagle
z mroku wyłonił się ogromny biały warg z wielkich rozmiarów
jeźdźcem na grzbiecie. Był to blady ork o którym kiedyś
opowiadał Balin. Śmiertelny wróg Thorina, o którym ten myślał,
że zginął. Elaina przeniosła wzrok na drzewo z którego
usłyszała przed chwilą pełen otuchy krzyk wodza. W świetle
zobaczyła jego bladą twarz kiedy patrzył na żywego Azoga.
-
To nie możliwe… Azog! – szepnął zrezygnowany Thorin. Wyglądał
jakby jego najgorszy koszmar senny stał się jawą. I usłyszał
bulgoczący głos orka, który zwracał się do kompanów w swoim
plugawym języku.
-
Czujecie to? Taki smród wydaje strach! – wycharczał ork.
Niedowierzanie
w oczach Thorina powoli zamieniało się w dziką żądzę mordu. I
wtedy Azog zwrócił się bezpośrednio do swojego wroga.
-
Pamiętam twojego ojca jak był przesiąknięty tym smrodem w
ostatnich chwilach swojego parszywego życia, Thorinie synu Thraina.
– ostatnie trzy słowa wypowiedział bardzo wyraźnie.
-
To nie możliwe… - wyszeptał znów krasnolud. Te słowa otworzyły
w nim nie zagojoną ranę, która znów przepełniła jego duszę i
oczy takim bólem i ciemnością, że na chwilę stracił panowanie
nad sobą, Zrobił krok do przodu po gałęzi, ale Balin go
powstrzymał. Jedyne o czym teraz myślał to stanąć do walki z
bladym orkiem i dokończyć dzieło, które kiedyś zaczął. Znów
był na polach Morii, znów widział jak Azog unosi odrąbaną głowę
jego dziadka. Znów poczuł smak porażki. Usłyszał krzyk Gandalfa
i się opamiętał.
-
Ten jest mój! – zawarczał wielki ork wskazując na króla
krasnoludów. – Resztę zabijcie!
Na
te słowa wargi znów przystąpiły do ataku, ale teraz jeszcze
bardziej wściekłe i zawzięte. Skakały po pniach. Łamały konary.
Aż w końcu jedno z drzew przechyliło się i poleciało na kolejne
łamiąc je. Krasnoludy przeskoczyły na ocalałą sosnę, ale ona
też się zachwiała i uderzyła w kolejną. Stało się tak ze
wszystkimi drzewami na których siedziały krasnoludy. W końcu cała
szesnastka znalazła się na jednym, ostatnim drzewie, które stało
na skraju klifu. Doszedł ich pełen tryumfu śmiech Azoga.
W
tym momencie Gandalf w magiczny sposób zapalił jedną szyszkę i
rzucił niczym zapalający pocisk między wargów. Suche gałęzie
sosen błyskawicznie zajęły się ogniem. Zaraz też odpalił kilka
kolejnych i rzucił je towarzyszom. Ci zapalili od nich kolejne i
ciskali w wilki płonącymi pociskami. Od szyszek zajęły się
wysuszone konary połamanych sosen, leżących u stóp krasnoludów.
Po chwili od wroga oddzielał ich mur ognia.
Azog
widząc że się mu wymykają wydał z siebie wściekły ryk.
Poparzeni wargowie zaczęli uciekać i przez chwilę w głowach
naszych przyjaciół zaświtała myśl że są uratowani. Jednak myśl
ta umknęła, gdy uszu ich doszedł skrzypienie łamiącego się pnia
i chrobot korzeni wyrywanych z ziemi. Ostania sosna przechylała się
w stronę przepaści.
Oriemu
gałąź wysmyknęła się z ramion i zaczął spadać, ale w
ostatnich chwili złapał za nogi brata.
-
Panie Gandalfie! – krzyknął zrozpaczony Dori, bo czuł, że i on
za chwilę spadnie w przepaść, ale Gandalf w ostanie chwili
wyciągnął do niego laskę i krasnolud się jej chwycił.
Thorin
patrzył w otchłań pod sobą zawieszony na pniu. Słyszał
przerażający krzyki towarzyszy. Wiedział, że sosna długo nie
wytrzyma. Wyprawa się zakończyła. Wszyscy zginą. Postanowił
więc, że sam zginie próbując pomścić śmierć dziada i ojca
oraz swoich towarzyszy. Nie liczył na to, że nawet jeśli zabije
Azoga to przetrwa. Nie dałby rady tylu orkom i wargom naraz.
Spojrzał
na Azoga i ten dostrzegł w we wzroku krasnoluda wyzwanie. Thorin
mierzył go morderczym spojrzeniem. Powoli wstał, wyciągnął
Orkrist i trzymając równowagę powoli zszedł z pnia na ziemię.
Ruszył na spotkanie swojego przeznaczenia. Nie spuszczał wzroku z
Azoga ani na ułamek sekundy. Jak zahipnotyzowany minął Bilba i
Elainę. Krasnoludy patrzyły z przerażeniem jak ich król idzie na
pewną śmierć, nie mogąc mu pomóc w walce.
Elaina
i Bilbo będąc najbliżej, z mozołem wspięli się na konar i
patrzyli za Thorinem, który teraz już biegł i znalazł się w
połowie drogi. Płonące drzewa osmalały mu twarz i przypalały
falujące włosy, ale on się nie zatrzymał
-
Na Durina! Co on robi? Przecież zginie! – wyszeptała Elaina.
Azog
rozłożył ręce jak na powitanie starego druha, ale było w tym coś
przerażającego. Nagle, gdy Thorin znalazł się wystarczająco
blisko biały warg skulił się i skoczył prosto na Thorina. Zanim
krasnolud zdążył zareagować potężne uderzenie przednich łap
wilka powaliło go na ziemię i zabrało powietrze z płuc. Ale
podniósł się by stanąć do walki. Nie mógł jednak się równać
takiej sile.
Azog
rozpędził warga i nim król uniósł miecz uderzył go w pierś
maczugą, powalając na ziemię. Tym razem Thorin nie miał już siły
wstać.
-
Nie! – krzyknął zrozpaczony Balin.
To
wyrwało Elainę z przerażającego transu. Ruszyła w stronę
rannego Thorina, a Bilbo podążył za nią. Po drodze wyjęli swoje
elfickie miecze. Artakst błysnął złowieszczo w dłoni Elainy.
Dziewczyna
spostrzegła jak warg rozdziawia paszcze i zaciska kły na ciele
wodza i usłyszała jego krzyk pełen bólu. Myślała, że Azog go
ogłuszył, ale Thorin wciąż był przytomny. To kazało jej biec co
sił w nogach, ale odległość zdawała się wcale nie zmniejszać.
Gdzieś za sobą usłyszały krzyk, chyba Dwalina.
W
tym momencie Thorin zamachnął się ostatkiem sił i zranił wilka.
Warg uniósł krasnoluda i cisnął nim jak kawałkiem mięsa
kilkanaście metrów dalej. Thorin upadł ciężko na skałę.
-
Przynieś mi łeb tego krasnoluda! – wysyczał Azog do jednego ze
swoim sługusów, a ten zeskoczył z warga i ruszył w stronę
Thorina z obnażonym mieczem. Ten widząc zbliżająca się śmierć
jeszcze ostatkiem sił próbował sięgnąć miecza, ale leżał on
za daleko. Ork przymierzył ostrze do szyi Thorina i uniósł je do
góry. W tym momencie został powalony na ziemię z dzikim wrzaskiem
przez Bilba.
Thorin
spojrzał do góry i dostrzegł jak Bilbo szlachtuje jego niedoszłego
kata, tymczasem Elaina stanęła z obnażonym Artakstem pomiędzy
nimi, a Azogiem. Blady ork stał zaskoczony rozwojem wypadków.
Jeden
z jego siepaczy odważył się podejść do Elainy, ale krasnoludzica
jednym szybkim ciosem odrąbała łeb orka. Usłyszała cichy jęk za
sobą i szybko spojrzała za siebie, ale Thorin stracił w tym
momencie przytomność.
Bilbo
szybko stanął obok Elainy zasłaniając ciało Thorina.
-
Zabić ich! – krzyknął Azog i byłyby to ostanie chwile tej
trójki, gdyby nie przyszły im z pomocą inne krasnoludy, które
zdołały wspiąć się na skraj klifu. Kili, Fili i Dwalin. Rzucili
się z pomagierów Azoga. Zaraz też dołączyli do nich Elaina i
Bilbo.
Korzystając
z okazji, że Thorin został sam, Azog chciał dokończyć dzieła i
ruszył w stronę nieprzytomnego krasnoluda. Jednak znów weszła mu
w drogę Elaina, która nie oddalała się od bezwładnego Thorina.
-
No chodź, chodź! A utnę ci drugą rękę i głowę też, ty
wstrętna gadzino! – warknęła, zastawiając mu drogę do Thorina.
Biały
warg wydał z siebie dudniący charkot, szczerząc kły.
-
Zginiesz razem z nim przeklęty krasnoludzie! - wycharczał Azog i
zamachnął się maczugą.
Elaina
uchyliła się przed ciosem. Maczuga uderzyła z głuchym łoskotem o
skały. Krasnoludzica wykonała obrót i zamachnęła się Artakstem.
Elfickie ostrze przeorało czubkiem ramię orka, zadając mu
powierzchowną ranę. Azog zawył, a czarna posoka zaczęła spływać
po jego ciele, plamiąc białe futro jego wierzchowca.
-
Ty nędzy pomiocie! Będziesz jeszcze błagać o śmierć! –
zawołał wściekły ork i znów zamierzył się na dziewczynę.
Jednak nim zdążył zadać cios usłyszał na swoją głową
piskliwy krzyk i uderzyły go ogromne szpony zwalając z warga na
ziemię. Zobaczył oddalającego się ogromnych rozmiarów orła.
Zaraz tez pojawiły się kolejny i kolejny. Chwytały orków i
rzucały nimi o skały. Wargi rozpierzchły się, ale i one chwytane
szponami ptaków ginęły rozbite o skały albo zrzucone z klifu.
Orły oczyściły pole walki. Został sam blady ork i kilku jego
towarzyszy.
Jeden
z orłów podleciał do ciała Thorina i chwytając delikatnie w
ogromne szpony uniósł w powietrze. To samo zaraz spotkało Elainę,
Bilba, Kilego, Filego i Dwalina. Z powietrza widzieli, że ich
towarzysze także lecą na orłach i żadnego nie ma już na sośnie.
Jedynie Gandalf tam pozostał, ale skoczył w przepaść i wylądował
na grzbiecie największego z ptaków. Odlatując, słyszeli za sobą
wściekłe wycie Azoga.
Lecieli
wysoko na górami, przy wschodzie słońca. Cisza łagodziła
dramatyczne przeżycia nocy. Tylko gdy patrzyli na orła lecącego
przed nimi i widzieli nieruchome ciało Thorina, lód mroził znów
ich serca.
-
Thorinie! – wrzasnęła Elaina i zaraz za nią odezwał się Fili.
Król
nie reagował. To jeszcze bardziej przygnębiło krasnoludy.
W
końcu wylecieli do doliny, w dole której płynęła rzeka. Nurt
okrążał sterczącą w górę samotną skałę. Orły zaczęły
krążyć wokół niej i krasnoludy domyśliły się że tu kończy
się podniebna podróż.
Ptak,
który niósł Thorina obniżył lot i delikatnie położył
krasnoluda na skale. Kolejny wysadził Gandalfa, a dwa następne
Elainę i Bilba.
Gandalf
podbiegł do Thorina, wołając jego imię, ale ten wciąż nie
reagował. Pochylił się na nim i przyłożywszy mu dłoń do czoła,
szeptał jakieś tajemne zaklęcia. Elaina przyklęknęła przy
Thorinie. Bilbo stał nieopodal zaglądając im przez ramię. W tym
czasie inne orły wysadzały swoich pasażerów na skałę.
Czarodziej
odsunął powoli dłoń. Oczy Thorina otwarły się, jakby obudził
się z przydługiego snu. Gandalf i Elaina uśmiechnęli się z ulgą.
-
Niziołek? Elaina?… – wyszeptał Thorin, ale ją zobaczył nad
sobą i westchnął cicho.
-
Są cali. Oboje są tutaj. Bezpieczni. – odparł Gandalf kładąc
dłoń na ramieniu krasnoludzicy i wskazując głową na hobbita.
Thorin
próbował sam powoli wstawać. Elaina wraz z Kilim i Filim wsparli
go i podnieśli z ziemi. Kiedy Thorin stanął pewnie na nogach
odsunęła się, wciąż patrząc na niego. Z nieopisaną ulgą
przyjęła fakt, że przeżył. Wyglądało także na to, że wielkim
szczęściem nie doznał ciężkich obrażeń. Bilbo stał obok niej
i przyglądał się także w milczeniu. Kiedy Thorin wstawał,
wyrwało mu się westchnienie ulgi. Widać było, że bał się o
krasnoluda.
-
Wy! – odezwał się nagle Thorin wcale nie miły głosem. – Co wy
oboje wyprawiacie?
Elaina
poczuła najpierw zaskoczenie, a potem wzbierający w niej gniew.
Bilbo skurczył się w sobie i radość znikła z jego oblicza.
Gandalf
dostrzegł reakcję Elainy, która patrzyła teraz na Thorina
wzrokiem pełnym wrogości. Reszta kompanii spoglądała na Thorina
zdziwiona.
-
Chcieliście, żeby was pozabijali?! Życie wam nie miłe? – mówił
dalej groźnie Thorin idąc powoli w ich stronę.
-
Ty! – spojrzał na Niziołka - Od początku mówiłem, że będziesz
tylko dla nas ciężarem! Że nie dasz sobie rady w tej dziczy!
Bilbo
wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. I tu stało się coś,
czego nikt się nie spodziewał. Thorin błyskawicznie wyciągnął
ramiona i objął hobbita.
–
Pomyliłem
się jak nigdy w życiu!– rzekł. – Wybacz mi przyjacielu.
Bilbo
na początku zaskoczony, roześmiał się z ulgą i zawtórowała mu
reszta kompanii.
Thorin
wypuścił z objęć hobbita i zwrócił się ku Elainie. Podszedł
bliżej i cicho tylko do niej rzekł:
-
Wybacz, że w ciebie zwątpiłem. I dziękuję za uratowanie życia…
– przyciągnął ją do siebie i przytulił mocno sprawnym
ramieniem. Druga ręka, po uderzeniu maczugą Azoga, sprawiała mu
ból przy każdym ruchu.
Elaina
była równie zaskoczona jak hobbit, nagłą wylewnością
krasnoluda.
Thorin
odsunął się trochę, by sprawdzić, czy nic jej nie jest po
spotkaniu z orkami. Potem podniósł wzrok na twarz i spojrzał jej w
oczy. Sam nie wiedział kiedy dłoń powędrowała mu do jej skroni.
Dotknął jej włosów, pozlepianych od błota, z igliwiem tu i
ówdzie, przysmalonych przez płomienie, ale teraz złotych we
wschodzącym słońcu. Elaina spojrzała na niego. Miał tak błękitne
oczy, że nie mogła oderwać od nich wzroku.
I
tak jak wcześniej zapanowała wrzawa, tak teraz zapadła głucha
cisza. Krasnoludy i Bilbo patrzyli jak urzeczeni na Thorina i Elainę.
Było między tym dwojgiem coś niezwykłego. Nikt nie śmiał się
odezwać. Gandalf zaś mierzył ich enigmatycznym spojrzeniem.
Thorin
jeszcze raz przyjrzał się jej w poszukiwaniu obrażeń.
-
Mnie nic nie jest, Thorinie.– rzekła cicho – Ale ty, panie… -
spojrzała wymownie na ramię, które Thorin trzymał przy sobie i
wyraźnie oszczędzał.
Dębowa
Tarcza ponownie spojrzał na twarz Elainy. Uśmiechnął i jeszcze
raz ją przytulił. Nagle jego oczy powędrowały ponad nią, na
horyzont. Elaina na jego twarzy zobaczyła zaskoczenie i również
się odwróciła. Gdzieś w oddali, tam gdzie linia horyzontu zmienia
się w mgłę, majaczył niewielki acz wyraźny szczyt.
-
Czy to jest ta góra? – zapytał za nimi hobbit.
-
Erebor… – szepnął Thorin ze wzruszeniem.
-
Tak, Bilbo, to cel naszej wędrówki . – odpowiedziała hobbitowi
Elaina.
-
Ostatnie wielkie królestwo krasnoludów w Środziemiu. – rzekł
Gandalf.
-
Nasz dom. – rzekł Thorin i spojrzał na krasnoludy za sobą, a
potem znów na Elainę.
Tuż
obok przeleciał mały ptaszek ćwierkając i zataczając
akrobatyczne kółka w powietrzu, skierował się na horyzont ku
szczytowi.
-
Ptaki wracają na Erebor. – odezwał się Gloin.
-
Potraktujmy to jako wróżbę. – uśmiechnął się Thorin.
-
Myślę, że to dobry znak. – szepnęła Elaina, spoglądając na
króla.
Po
raz pierwszy, podczas tej wyprawy z jego twarzy znikł całkiem
frasunek, a czoło wygładziło się, nadając obliczu łagodny i
pogodny wygląd. Widok domu, który przez wiele lat istniał jedynie
w jego pamięci, sprawił, że nadzieja odzyskanie go, wstąpiła z
nową siłą w krasnoludzkie serce Thorina.
_______________
Opowiadanie powstało na na podstawie powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem” oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.
Zdjęcia użyte w tekście są moimi screenami z filmu Petera Jacksona "Hobbit: Niezwykła Podróż"
* * *
Jest to ostatni rozdział pierwszej części fanficka "Wyprawa pod Samotną Górę". Pierwszy rozdział części drugiej znajdziecie tutaj :)
Dziękuję za wrzucenie na bloga pierwszej części Twojego opowiadania. Dzięki temu w każdej chwili będę mogła do niego wrócić i przeczytać je sobie. :-)
OdpowiedzUsuń-Dis
:)
Usuń