środa, 13 kwietnia 2016

"Wyprawa pod Samotną Górę" cz. I, rozdział 8

Źródło: Pinterest



Rozdział 8

Pod ziemią i w powietrzu

- Wstawać! – doszła ich krótka komenda Thorina, który zerwał się z posłania. Elaina i Bilbo dostrzegli teraz to co on. W podłodze zaczęły pojawiać się rysy.
WSTAWAĆ! – ryknął Thorin. Krasnoludy podskoczyły jak oparzone, ale było z późno. Zapadnie otwarły się i wszyscy wpadli do pułapki pod jaskinią.
Spadali w dół stromym kamiennym tunelem przez dłuższy czas. W końcu tunel się skończył i wylądowali w czymś w rodzaju klatki. Zaraz do ich uszu dobiegły wrzaski i zobaczyli setki goblinów, które wyłoniły się z ciemności. Mimo silnego oporu zostali wywleczeni z pułapki. Potworów było zbyt wiele. Na jednego jeńca przypadało kilkunastu z tych, którzy przybyli po swoje ofiary.
Gobliny powlekły ich swoimi ścieżkami do wielkiej groty wykutej w środku góry. Było tam całkiem jasno gdyż wszędzie paliły się kaganki i pochodnie. Zobaczyli coś w rodzaju wielkiego tronu, zrobionego z byle desek i kawałków skały. Siedział na nim król goblinów. Wielka poczwara, gruba i szkaradna z wielkim wolem pod szyją, które dyndało przy każdym ruchu.
Na ścianach groty roiło się o setek goblinów wrzeszczących na widok jeńców.
Tylko cud mógł ich uratować.
Strażnicy doprowadzili swe ofiary przed oblicze króla a broń, którą im odebrali rzucili obok na ziemię. Król zlazł po grzbietach swych poddanych z tronu.
- Któż to śmiał wkroczyć do mego królestwa? – zacharczał. – Szpiedzy? Złodzieje?
- Krasnoludy! Wasza podstępność! – odrzekł mu jeden ze strażników.
- Krasnoludy? – zdziwił się władca.
- Byli we frontowym przedsionku. – wyjaśnił dalej goblin.
- No to przeszukajcie ich! Na co czekacie! – rozkazał król.
Gobliny zaczęły szarpać członków kompanii Thorina, wygrzebując z ich kieszeni, połów i innych skrytek różne rzeczy i rzucały te fanty pod tron.
- Po co tutaj przyszliście? – zapytał krasnoludy, ale wszyscy milczeli – Skoro nie chcą mówić, to będą cienko śpiewać! Dajcie łamacz kości! Najpierw najmłodszy! – wybrał sobie ofiarę Wielki Goblin, a Ori zamarł , ale zaraz oprzytomniał wywleczony na środek przez Gobliny.
Thorin zaczął się przepychać do przodu by ratować chłopaka.
T ymczasem Wielki Goblin spostrzegł Elainę, mimo że starała się nie podnosić wzroku i nie zwracać na siebie uwagi. Goblin na początku tylko się przyglądał, bo nie był pewien czy widzi krasnoludzką kobietę czy nie brodatego krasnoluda.
A kto ty jesteś? – wskazał na nią berłem z baraniej czaszki. Powszechnie wiadomo, że Gobliny wolno myślą i słabo kojarzą fakty, więc zajęło mu dobrą chwilę nim pojął co widzą jego ślepia.
- No, oczom nie wierzę! Ty jesteś krasnoludzicą! – wykrzyknął. – A to heca! W takim razie dołączysz do swego młodego przyjaciela. Dawać ją! – zaśmiał się.
Krasnoludy patrzyły ze zgrozą jak Elaina dołączyła do Oriego.
- Stój! – przez zgiełk przebił się głos Dębowej Tarczy. Wrzeszczące gobliny zamilkły. Krasnolud przedzierał się przez swoich towarzyszy by stanąć przed Wielkim Goblinem.
- Proszę! Proszę! Proszę! Kogóż ja tutaj widzę? – rzekł zaskoczony król. – Thorin, syn Thraina, syna Throra. – w jego głosie zaczęła dźwięczeć kpina – Potężny władca! Król pod Górą! – ukłonił się przed Thorinem szyderczo.
Thorin wepchnął szybko Elainę i Oriego ponownie pomiędzy towarzyszy. Jego twarz była nieruchoma i malowały się na niej tylko dwie emocje: duma i narastająca wściekłość.
- Och byłbym zapomniał! – wykrzyknął teatralnie Wielki Goblin – Żadnej Góry już nie masz! I królem też nie jesteś! Co najwyżej królem kowali! Czyli jesteś właściwie nikim! – Gobliny się roześmiały. Teraz już Thorin miał w oczach tylko żądzę mordu na tym potworze depczącym honor i dumę jego rodu.
- Słyszałem, że ktoś wyznaczył niezłą cenę za twoją głowę! Tylko za nią! – zaczął z innej beczki Wielki Goblin. – Bez całej reszty! Może wiesz o kogo chodzi… - podpuszczał Thorina dalej władca goblinów. – O twego dawnego wroga! – krasnolud już ledwo panował na sobą, ale tylko oczy mówiły jak bardzo jest wściekły – Blady ork, na grzbiecie białego warga! – dokończył goblin.
- Azog został pokonany! – odezwał się w końcu Thorin. – Zginął na polu bitwy, dawno temu!
- I sądzisz, że jego plugawe dni przeminęły? Czy tak? – uśmiechnął się podstępnie goblin po czym zwrócił się do jednego ze swych sługusów – Przekaż wieść blademu orkowi. Niech wie, że mam coś dla niego!
Gobliny nie porzuciły zamiaru poddania torturom swych ofiar. Torturowanie więźniów było dla nich jedyną rozrywką i za nic by z niej nie zrezygnowały. Elaina został znów wywleczona na środek i patrzyła z przerażeniem jak potwory niosą maszyny do tortur. Król goblinów, stwierdził, że kobiety krasnoludzkie są tak rzadkie, że to jej w pierwszej kolejności cierpienie i śmierć zaboli krasnoludy najbardziej.
Thorin patrzył na Elainę, nie mogąc jej pomóc, szarpiąc się z trzymającymi go goblinami. Sam został odciągnięty na bok jako cenny jeniec.
Czekając na machiny kilku goblinów zainteresowało się bronią odebraną krasnoludom. Gdy dwóch z nich podniosło Artakst i Orkrist wrzasnęli z przerażeniem jakby, ktoś miał im zaraz uciąć głowy tymi mieczami. Rzucili jej na stertę broni i uciekli. Wywołało to popłoch wśród ich pobratymców.
- Ja znam te miecze! – wrzasnął Wielki Goblin – To Pogromcy Goblinów! Siekacze! – w tym momencie gobliny rzuciły się na jeńców okładając ich czym popadnie – Ostrza, które ścięły tysiące głów! Brać ich! Ściąć im głowy! – wrzeszczał król.
Krasnoludy broniły się jak mogły, ale nie dawały rady takiej liczbie przeciwników. Wszyscy zostali powaleni na ziemię. Elaina o mało nie została raniona kamiennym nożem, ale Thorin w porę odepchnął goblina. Ten obalił krasnoluda i zamachnął się by poderżnąć mu gardło.
Nagle pieczarę rozświetliło białe bardzo jasne światło i podmuch jakby huraganu przewrócił wszystkich. Król goblinów nie utrzymał się na swym tronie i spadł w przepaść.
Powoli światło kaganków znów jaśniało. Wszyscy wracali do siebie po uderzeniu fali białego światła.
- Walczcie! WALCZCIE! – doszedł krasnoludy potężny głos.
W tym momencie krasnoludy rozpoznały głos Gandalfa i w ich serca na powrót wróciła odwaga i nadzieja, że wyrwą się z łap goblinów. Zerwały się z ziemi wyrywając się goblinom i łapiąc za odebraną im broń. Czarodziej w tym czasie odpierał ataki potworów, które widząc co się dzieje nie zamierzały pozwolić uciec swym ofiarom.
- Za mną! – usłyszeli znów Gandalfa i pomknęli jednym z chwiejnych wiszących mostów za czarodziejem.
Gobliny popędziły za nimi, atakując kompanię Thorina. Krasnoludy nie były im dłużne, cięły mieczami, rąbały toporami, wypuszczały strzały w tłum napierających ze wszystkich stron goblinów.
Gandalf swą magią torował im drogę oczyszczając ją z potworów pojawiających przed nimi. W końcu gdy byli na ostatnim moście zobaczyli skalną ścianę a w niej korytarz.
- Do tego chodnika! – zawołał Gandalf i w tym momencie deski mostku przed nimi wyleciały w powietrze wyrwane wielkim cielskiem króla goblinów. Poczwara zamachnęła się swym kościstym berłem i o mało nie strąciła w przepaść czarodzieja.
- Nie uciekniecie przede mną! – wykrzyknął Wielki Goblin. – No i co teraz zrobisz, magiku? – zakpił z Gandalfa. Był to błąd, który miał kosztować go życie.
Czarodziej zamachnął się Glamdringiem i rozpłatał brzuch poczwary a następnie jej gardło. Jednak wyrywając deski goblin uszkodził konstrukcję i teraz upadając zerwał liny. Most razem z krasnoludami zaczął spadać w przepaść. Na szczęście po chwili uderzyli o pochyłą skałę, i teraz już zsuwali się z ogromną prędkością w dół. W końcu gruchnęli o dno pieczary przywaleni stosem belek i desek. Pierwszy wygrzebał się Gandalf i pomagał wyłazić reszcie gdy usłyszał wrzask Filego.
- Gandalfie! Patrz! – pokazywał w górę. – Nie damy im rady!
Czarodziej spojrzał tam i zamarł. Po stromej skale biegły na nich setki goblinów. Był świadomy, że siły ich wszystkich były już na wyczerpaniu.
- Tylko jedno nas może uratować! Słońce! – krzyknął pomagając kolejnemu krasnoludowi wydostać się z zawału. – Za mną!
Ruszyli wszyscy za Gandalfem.
Elaina, która wyszła ostatnia spod sterty desek postanowiła osłaniać towarzyszy i zamarudziła chwilę wypuszczając szybko strzały w kierunku wroga. Kiedy zobaczyła, że to na marne, wyjęła Artaksta i pozbawiwszy życia kilku goblinów, którzy pierwsi zbiegli ze ściany, pognała za resztą. Na szczęście widziała ostatniego Bombura, który z racji tuszy wlókł się na szarym końcu i słyszała wołania Gandalfa, wiec mimo znacznej odległości z łatwością znalazła drogę za nimi.
Nagle oślepił ich blask zachodzącego słońca i znaleźli się na zewnątrz. Ale nie zatrzymywali się ani na chwile, chcąc jak najdalej za sobą zostawić gobliny. Wiedzieli, że gdy zajdzie słońce podążą za nimi ich setki. Biegli więc dalej na złamanie karku w dół zbocza, zagłębiając się coraz bardziej w las. Gandalf liczył na prędce krasnoludy, czy aby wszystkie wyszły cało z przygody z goblinami.
- Pięć, sześć! Siedem! Osiem! Bifur, Bofur to dziesięć ! – sapnął rozglądając się za resztą. – Kili, Fili! To dwanaście! I Bombur! Trzynaście! – odetchnął z ulgą, ale tylko na chwile. – A gdzie jest Bilbo? I Elaina? – zawołał z niepokojem, ale odpowiedziała mu cisza – Gdzie są jest nasi towarzysze? Gdzie oni są?!
Krasnoludy rozglądały się wokół siebie w poszukiwaniu zaginionych, ale nigdzie ich nie było.
- Do licha, musieli teraz się zgubić? – krzyknął Dwalin.
- Myślałem, że Elaina biegnie za tobą Dori razem z Niziołkiem!
- Nie zwalajcie winy na mnie! – odparł Dori patrząc przepraszająco na Gandalfa.
- Kto ich widział ostatni? – zapytał łagodniej czarodziej.
- Hobbit chyba wymknął się kiedy nas dorwali…
- Co się stało później? Mówcie! – dopytywał się Gandalf.
- Powiem ci co się stało! – warknął Thorin. – Hobbit wykorzystał pierwszą lepszą okazję i uciekł. Nasz pan Baggins myślał tylko o powrocie do fajki i wygodnego fotela, odkąd minął tylko drzwi. A Elaina… Widać znamię tchórza ciąży na wszystkich krasnoludach z Żelaznych Wzgórz bez wyjątku! – rzekł z goryczą krasnolud - Nie sądzę, żebyśmy ich jeszcze kiedyś zobaczyli! Pewnie są już daleko!
Fili i Kili popatrzyli po sobie ze smutkiem, że stracili dobrą towarzyszkę.
- Nie nazywaj tchórzami moich rodaków! Zdechlibyście wszyscy pod Khazad Dum, gdyby nie my! – warknęła do Elaina, która nagle wyszła z zarośli i znalazła się przed Thorinem.
W dłoni miała jeszcze obnażony miecz oblepiony krwią goblinów. Dyszała ciężko zmęczona szaloną ucieczką. Jej twarde, zimne oczy krasnoluda z Żelaznych Wzgórz płonęły gniewem i oburzeniem na to co usłyszała przed chwilą. Nie pomyślałaby nawet, że po tym wszystkim co przeszła razem z drużyną, usłyszy takie słowa. Zaprzeczenie wszystkiego co Thorin mówił jej wcześniej. Wyglądała jakby chciała się rzucić na niego. I prawda była taka, że ledwo trzymała emocje na wodzy. Thorin cofnął się pół kroku zaskoczony jej niespodziewanym pojawieniem się, ale nie zmienił zaciętego wyrazu twarzy.
Dwalin podejrzewając jakie ma zamiary Elaina, stanął obok wodza, chcąc osłonić go przed ewentualnym ciosem. Elaina ścisnęła dłoń na rękojeści Artaksta. Atmosfera stała się napięta. Krasnoludy z Ereboru przysunęły się do swego króla.
Gandalf widząc na co się zanosi, dotknął delikatnie ramienia dziewczyny.
- Moja droga, Thorin nie zapanował nad swym gniewem. – rzekł spokojnym tonem – Nikt, a zwłaszcza on, nie umniejsza zasługom twego narodu. – wbił twardy wzrok w Thorina.
Dziewczyna rozluźniła się. Spojrzała jeszcze raz na krasnoluda i podeszła bardzo blisko do niego, tak, że prawie dotykali się piersiami i spojrzała w twarz Thorina.
- Nigdy nie nazywaj mnie tchórzem. Ani moich rodaków. - rzekła cicho głosem pełnym żalu i odeszła.
Krasnoludy patrzyły za przechodzącą dziewczyną. A ona podeszła do pierwszego głazu, usiadła na skale i oparła się na elfickim mieczu starając się złapać oddech po ucieczce.
- Thorinie, waż słowa, bo zbyt pochopnie oceniasz swoich towarzyszy! – rzekł cicho do krasnoluda Gandalf – A Bilbo na pewno wkrótce do nas dołączy.
- Jestem tutaj! – odezwał się nagle znajomy głos i gdy wszyscy się obrócili ujrzeli Bilba.
Pojawił się z nikąd.
- Bilbo Baggins! Jeszcze nigdy czyjś widok tak mnie nie ucieszył! – wykrzyknął czarodziej.
Thorin był zaskoczony jeszcze bardziej niż przed chwilą, gdy zobaczył Elainę. Nagle został gwałtownie odsunięty przez przepychającą się dziewczynę, która podbiegła do hobbita i przytuliła go z całej siły.
- Bilbo, przyjacielu! Dobrze że jesteś! – powiedziała i pocałowała go w czoło.
- Bilbo! Naprawdę wróciłeś! – bąknął Fili, nie wierząc własnym oczom.
- Jak u licha wymknąłeś się goblinom? – dołączył do niego Kili.
Bilbo zrobił zmieszaną minę i milczał. Bystre oczy Gandalfa dostrzegły, że nie chce o tym mówić.
- A czy to ważne? – roześmiał się czarodziej, chcąc uciąć temat.
- Właśnie! Żyjesz i jesteś w jednym kawałku… – Elaina była uradowana.
- Tak, ważne. Chcę wiedzieć, dlaczego wróciłeś? – przerwał jej ponurym tonem Thorin.
Bilbo przez chwilę zastanawiał się do czego dąży Thorin. Ale w końcu postanowił odpowiedzieć najprościej. Postanowił powiedzieć prawdę,
- Wiem, że mi nie ufasz. – spojrzał na Thorina. – Że nigdy we mnie nie wierzyłeś i nie chciałeś mnie w swojej kompanii. Masz rację, nie nadaję się. Dlatego często wspominam Bag End. I brak mi moich książek. I fotela. Tam jest moje miejsce. W moim domu. – mina krasnoluda wskazywała, że wspominanie fotela i książek nie było dobrym pomysłem. Thorin zacisnął wargi i milczał. – I dlatego wróciłem, bo… bo… wy go nie macie! Domu. – Bilbo zamilkł.
- A my chcemy i pomożemy wam go odzyskać. – odezwała się nagle Elaina, patrząc na Dębową Tarczę.
Thorin przeniósł wzrok z hobbita na dziewczynę.
- Myślę, że Bilbo sądzi podobnie. – uśmiechnęła Elaina się do hobbita, a on skinął głową.
W zrok Thorina już całkowicie złagodniał, gdy patrzył na tę dwójkę. Czuł, że się pomylił, że bardzo niesprawiedliwie ich ocenił.
Na twarzy Elainy nie było już w ogóle śladu gniewu i urazy sprzed kilkunastu chwil kiedy to nazwał ją tchórzem. Stała teraz i patrzyła na niego przyjaźnie.
Thorin popatrzył jej w oczy i szybko opuścił wzrok, jakby chciał przeprosić. Zaraz potem jednak znów na nią spojrzał swoim normalnym twardym spojrzeniem, które jednak nie było już litym głazem. Na głazie pojawiły się rysy.
Mowa Bilba i deklaracja Elainy poruszyła do głębi krasnoludy. Przypomniała im, że mimo nowego domu w Błękitnych Górach ciągle są wygnańcami, uciekinierami, bez ojczyzny. Kilku westchnęło ciężko jakby na ich barki wrócił dawny ciężar.
Nagle usłyszeli dziki krzyk orków i ryk stada wargów.
- No to wpadliśmy! – ocknął się Thorin.
- Uciekać! – ryknął Gandalf i już po chwili cała szesnastka biegła w dół zbocza co sił w nogach czując na plecach oddech wilków.
Szybko okazało się, że są w ślepej uliczce. Dotarli na skraj klifu. Nie było drogi powrotu bo wargi w sekundzie znalazły się przy nich. Jeden z nich przeskoczył nad Elainą i Bilbem i zagrodził im drogę. Dziewczyna zamachnęła się mieczem i podcięła ścięgna w przednich łapach zwierza, a kiedy ten runął przed nią, odrąbała mu łeb.
W tym samym momencie usłyszeli rozkaz Gandalfa by wspinać się na drzewa. Wszyscy ślepo ufali czarodziejowi i wietrzyli w tym nadzieję na ratunek, więc każdy zaczął się wspinać. Elaina podrzuciła hobbita by złapał pierwszą gałąź i zaczęła włazić za nim. Z prędkością błyskawicy wszyscy znaleźli się w koronach sosen, ale wargi nie miały wcale zamiaru zrezygnować z polowania. Otoczyli po kilka każde z drzew i podskakiwały obłamując kolejne konary.
- Trzymać się bracia! – krzyknął Thorin do kompanów.
Nagle z mroku wyłonił się ogromny biały warg z wielkich rozmiarów jeźdźcem na grzbiecie. Był to blady ork o którym kiedyś opowiadał Balin. Śmiertelny wróg Thorina, o którym ten myślał, że zginął. Elaina przeniosła wzrok na drzewo z którego usłyszała przed chwilą pełen otuchy krzyk wodza. W świetle zobaczyła jego bladą twarz kiedy patrzył na żywego Azoga.
- To nie możliwe… Azog! – szepnął zrezygnowany Thorin. Wyglądał jakby jego najgorszy koszmar senny stał się jawą. I usłyszał bulgoczący głos orka, który zwracał się do kompanów w swoim plugawym języku.
- Czujecie to? Taki smród wydaje strach! – wycharczał ork.
Niedowierzanie w oczach Thorina powoli zamieniało się w dziką żądzę mordu. I wtedy Azog zwrócił się bezpośrednio do swojego wroga.
- Pamiętam twojego ojca jak był przesiąknięty tym smrodem w ostatnich chwilach swojego parszywego życia, Thorinie synu Thraina. – ostatnie trzy słowa wypowiedział bardzo wyraźnie.
- To nie możliwe… - wyszeptał znów krasnolud. Te słowa otworzyły w nim nie zagojoną ranę, która znów przepełniła jego duszę i oczy takim bólem i ciemnością, że na chwilę stracił panowanie nad sobą, Zrobił krok do przodu po gałęzi, ale Balin go powstrzymał. Jedyne o czym teraz myślał to stanąć do walki z bladym orkiem i dokończyć dzieło, które kiedyś zaczął. Znów był na polach Morii, znów widział jak Azog unosi odrąbaną głowę jego dziadka. Znów poczuł smak porażki. Usłyszał krzyk Gandalfa i się opamiętał.
- Ten jest mój! – zawarczał wielki ork wskazując na króla krasnoludów. – Resztę zabijcie!
Na te słowa wargi znów przystąpiły do ataku, ale teraz jeszcze bardziej wściekłe i zawzięte. Skakały po pniach. Łamały konary. Aż w końcu jedno z drzew przechyliło się i poleciało na kolejne łamiąc je. Krasnoludy przeskoczyły na ocalałą sosnę, ale ona też się zachwiała i uderzyła w kolejną. Stało się tak ze wszystkimi drzewami na których siedziały krasnoludy. W końcu cała szesnastka znalazła się na jednym, ostatnim drzewie, które stało na skraju klifu. Doszedł ich pełen tryumfu śmiech Azoga.
W tym momencie Gandalf w magiczny sposób zapalił jedną szyszkę i rzucił niczym zapalający pocisk między wargów. Suche gałęzie sosen błyskawicznie zajęły się ogniem. Zaraz też odpalił kilka kolejnych i rzucił je towarzyszom. Ci zapalili od nich kolejne i ciskali w wilki płonącymi pociskami. Od szyszek zajęły się wysuszone konary połamanych sosen, leżących u stóp krasnoludów. Po chwili od wroga oddzielał ich mur ognia.
Azog widząc że się mu wymykają wydał z siebie wściekły ryk. Poparzeni wargowie zaczęli uciekać i przez chwilę w głowach naszych przyjaciół zaświtała myśl że są uratowani. Jednak myśl ta umknęła, gdy uszu ich doszedł skrzypienie łamiącego się pnia i chrobot korzeni wyrywanych z ziemi. Ostania sosna przechylała się w stronę przepaści.
Oriemu gałąź wysmyknęła się z ramion i zaczął spadać, ale w ostatnich chwili złapał za nogi brata.
- Panie Gandalfie! – krzyknął zrozpaczony Dori, bo czuł, że i on za chwilę spadnie w przepaść, ale Gandalf w ostanie chwili wyciągnął do niego laskę i krasnolud się jej chwycił.
Thorin patrzył w otchłań pod sobą zawieszony na pniu. Słyszał przerażający krzyki towarzyszy. Wiedział, że sosna długo nie wytrzyma. Wyprawa się zakończyła. Wszyscy zginą. Postanowił więc, że sam zginie próbując pomścić śmierć dziada i ojca oraz swoich towarzyszy. Nie liczył na to, że nawet jeśli zabije Azoga to przetrwa. Nie dałby rady tylu orkom i wargom naraz.
Spojrzał na Azoga i ten dostrzegł w we wzroku krasnoluda wyzwanie. Thorin mierzył go morderczym spojrzeniem. Powoli wstał, wyciągnął Orkrist i trzymając równowagę powoli zszedł z pnia na ziemię. Ruszył na spotkanie swojego przeznaczenia. Nie spuszczał wzroku z Azoga ani na ułamek sekundy. Jak zahipnotyzowany minął Bilba i Elainę. Krasnoludy patrzyły z przerażeniem jak ich król idzie na pewną śmierć, nie mogąc mu pomóc w walce.
Elaina i Bilbo będąc najbliżej, z mozołem wspięli się na konar i patrzyli za Thorinem, który teraz już biegł i znalazł się w połowie drogi. Płonące drzewa osmalały mu twarz i przypalały falujące włosy, ale on się nie zatrzymał
- Na Durina! Co on robi? Przecież zginie! – wyszeptała Elaina.
Azog rozłożył ręce jak na powitanie starego druha, ale było w tym coś przerażającego. Nagle, gdy Thorin znalazł się wystarczająco blisko biały warg skulił się i skoczył prosto na Thorina. Zanim krasnolud zdążył zareagować potężne uderzenie przednich łap wilka powaliło go na ziemię i zabrało powietrze z płuc. Ale podniósł się by stanąć do walki. Nie mógł jednak się równać takiej sile.
Azog rozpędził warga i nim król uniósł miecz uderzył go w pierś maczugą, powalając na ziemię. Tym razem Thorin nie miał już siły wstać.
- Nie! – krzyknął zrozpaczony Balin.
To wyrwało Elainę z przerażającego transu. Ruszyła w stronę rannego Thorina, a Bilbo podążył za nią. Po drodze wyjęli swoje elfickie miecze. Artakst błysnął złowieszczo w dłoni Elainy.
Dziewczyna spostrzegła jak warg rozdziawia paszcze i zaciska kły na ciele wodza i usłyszała jego krzyk pełen bólu. Myślała, że Azog go ogłuszył, ale Thorin wciąż był przytomny. To kazało jej biec co sił w nogach, ale odległość zdawała się wcale nie zmniejszać. Gdzieś za sobą usłyszały krzyk, chyba Dwalina.
W tym momencie Thorin zamachnął się ostatkiem sił i zranił wilka. Warg uniósł krasnoluda i cisnął nim jak kawałkiem mięsa kilkanaście metrów dalej. Thorin upadł ciężko na skałę.
- Przynieś mi łeb tego krasnoluda! – wysyczał Azog do jednego ze swoim sługusów, a ten zeskoczył z warga i ruszył w stronę Thorina z obnażonym mieczem. Ten widząc zbliżająca się śmierć jeszcze ostatkiem sił próbował sięgnąć miecza, ale leżał on za daleko. Ork przymierzył ostrze do szyi Thorina i uniósł je do góry. W tym momencie został powalony na ziemię z dzikim wrzaskiem przez Bilba.
Thorin spojrzał do góry i dostrzegł jak Bilbo szlachtuje jego niedoszłego kata, tymczasem Elaina stanęła z obnażonym Artakstem pomiędzy nimi, a Azogiem. Blady ork stał zaskoczony rozwojem wypadków.
Jeden z jego siepaczy odważył się podejść do Elainy, ale krasnoludzica jednym szybkim ciosem odrąbała łeb orka. Usłyszała cichy jęk za sobą i szybko spojrzała za siebie, ale Thorin stracił w tym momencie przytomność.
Bilbo szybko stanął obok Elainy zasłaniając ciało Thorina.
- Zabić ich! – krzyknął Azog i byłyby to ostanie chwile tej trójki, gdyby nie przyszły im z pomocą inne krasnoludy, które zdołały wspiąć się na skraj klifu. Kili, Fili i Dwalin. Rzucili się z pomagierów Azoga. Zaraz też dołączyli do nich Elaina i Bilbo.
Korzystając z okazji, że Thorin został sam, Azog chciał dokończyć dzieła i ruszył w stronę nieprzytomnego krasnoluda. Jednak znów weszła mu w drogę Elaina, która nie oddalała się od bezwładnego Thorina.
- No chodź, chodź! A utnę ci drugą rękę i głowę też, ty wstrętna gadzino! – warknęła, zastawiając mu drogę do Thorina.
Biały warg wydał z siebie dudniący charkot, szczerząc kły.
- Zginiesz razem z nim przeklęty krasnoludzie! - wycharczał Azog i zamachnął się maczugą.
Elaina uchyliła się przed ciosem. Maczuga uderzyła z głuchym łoskotem o skały. Krasnoludzica wykonała obrót i zamachnęła się Artakstem. Elfickie ostrze przeorało czubkiem ramię orka, zadając mu powierzchowną ranę. Azog zawył, a czarna posoka zaczęła spływać po jego ciele, plamiąc białe futro jego wierzchowca.
- Ty nędzy pomiocie! Będziesz jeszcze błagać o śmierć! – zawołał wściekły ork i znów zamierzył się na dziewczynę. Jednak nim zdążył zadać cios usłyszał na swoją głową piskliwy krzyk i uderzyły go ogromne szpony zwalając z warga na ziemię. Zobaczył oddalającego się ogromnych rozmiarów orła. Zaraz tez pojawiły się kolejny i kolejny. Chwytały orków i rzucały nimi o skały. Wargi rozpierzchły się, ale i one chwytane szponami ptaków ginęły rozbite o skały albo zrzucone z klifu. Orły oczyściły pole walki. Został sam blady ork i kilku jego towarzyszy.
Jeden z orłów podleciał do ciała Thorina i chwytając delikatnie w ogromne szpony uniósł w powietrze. To samo zaraz spotkało Elainę, Bilba, Kilego, Filego i Dwalina. Z powietrza widzieli, że ich towarzysze także lecą na orłach i żadnego nie ma już na sośnie. Jedynie Gandalf tam pozostał, ale skoczył w przepaść i wylądował na grzbiecie największego z ptaków. Odlatując, słyszeli za sobą wściekłe wycie Azoga.

Lecieli wysoko na górami, przy wschodzie słońca. Cisza łagodziła dramatyczne przeżycia nocy. Tylko gdy patrzyli na orła lecącego przed nimi i widzieli nieruchome ciało Thorina, lód mroził znów ich serca.
- Thorinie! – wrzasnęła Elaina i zaraz za nią odezwał się Fili.
Król nie reagował. To jeszcze bardziej przygnębiło krasnoludy.
W końcu wylecieli do doliny, w dole której płynęła rzeka. Nurt okrążał sterczącą w górę samotną skałę. Orły zaczęły krążyć wokół niej i krasnoludy domyśliły się że tu kończy się podniebna podróż.
Ptak, który niósł Thorina obniżył lot i delikatnie położył krasnoluda na skale. Kolejny wysadził Gandalfa, a dwa następne Elainę i Bilba.
Gandalf podbiegł do Thorina, wołając jego imię, ale ten wciąż nie reagował. Pochylił się na nim i przyłożywszy mu dłoń do czoła, szeptał jakieś tajemne zaklęcia. Elaina przyklęknęła przy Thorinie. Bilbo stał nieopodal zaglądając im przez ramię. W tym czasie inne orły wysadzały swoich pasażerów na skałę.
Czarodziej odsunął powoli dłoń. Oczy Thorina otwarły się, jakby obudził się z przydługiego snu. Gandalf i Elaina uśmiechnęli się z ulgą.
- Niziołek? Elaina?… – wyszeptał Thorin, ale ją zobaczył nad sobą i westchnął cicho.
- Są cali. Oboje są tutaj. Bezpieczni. – odparł Gandalf kładąc dłoń na ramieniu krasnoludzicy i wskazując głową na hobbita.
Thorin próbował sam powoli wstawać. Elaina wraz z Kilim i Filim wsparli go i podnieśli z ziemi. Kiedy Thorin stanął pewnie na nogach odsunęła się, wciąż patrząc na niego. Z nieopisaną ulgą przyjęła fakt, że przeżył. Wyglądało także na to, że wielkim szczęściem nie doznał ciężkich obrażeń. Bilbo stał obok niej i przyglądał się także w milczeniu. Kiedy Thorin wstawał, wyrwało mu się westchnienie ulgi. Widać było, że bał się o krasnoluda.
- Wy! – odezwał się nagle Thorin wcale nie miły głosem. – Co wy oboje wyprawiacie?
Elaina poczuła najpierw zaskoczenie, a potem wzbierający w niej gniew. Bilbo skurczył się w sobie i radość znikła z jego oblicza.
Gandalf dostrzegł reakcję Elainy, która patrzyła teraz na Thorina wzrokiem pełnym wrogości. Reszta kompanii spoglądała na Thorina zdziwiona.
- Chcieliście, żeby was pozabijali?! Życie wam nie miłe? – mówił dalej groźnie Thorin idąc powoli w ich stronę.
- Ty! – spojrzał na Niziołka - Od początku mówiłem, że będziesz tylko dla nas ciężarem! Że nie dasz sobie rady w tej dziczy!
Bilbo wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. I tu stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Thorin błyskawicznie wyciągnął ramiona i objął hobbita.
Pomyliłem się jak nigdy w życiu!– rzekł. – Wybacz mi przyjacielu.
Bilbo na początku zaskoczony, roześmiał się z ulgą i zawtórowała mu reszta kompanii.
Thorin wypuścił z objęć hobbita i zwrócił się ku Elainie. Podszedł bliżej i cicho tylko do niej rzekł:
- Wybacz, że w ciebie zwątpiłem. I dziękuję za uratowanie życia… – przyciągnął ją do siebie i przytulił mocno sprawnym ramieniem. Druga ręka, po uderzeniu maczugą Azoga, sprawiała mu ból przy każdym ruchu.
Elaina była równie zaskoczona jak hobbit, nagłą wylewnością krasnoluda.
Thorin odsunął się trochę, by sprawdzić, czy nic jej nie jest po spotkaniu z orkami. Potem podniósł wzrok na twarz i spojrzał jej w oczy. Sam nie wiedział kiedy dłoń powędrowała mu do jej skroni. Dotknął jej włosów, pozlepianych od błota, z igliwiem tu i ówdzie, przysmalonych przez płomienie, ale teraz złotych we wschodzącym słońcu. Elaina spojrzała na niego. Miał tak błękitne oczy, że nie mogła oderwać od nich wzroku.
I tak jak wcześniej zapanowała wrzawa, tak teraz zapadła głucha cisza. Krasnoludy i Bilbo patrzyli jak urzeczeni na Thorina i Elainę. Było między tym dwojgiem coś niezwykłego. Nikt nie śmiał się odezwać. Gandalf zaś mierzył ich enigmatycznym spojrzeniem.
Thorin jeszcze raz przyjrzał się jej w poszukiwaniu obrażeń.
- Mnie nic nie jest, Thorinie.– rzekła cicho – Ale ty, panie… - spojrzała wymownie na ramię, które Thorin trzymał przy sobie i wyraźnie oszczędzał.
Dębowa Tarcza ponownie spojrzał na twarz Elainy. Uśmiechnął i jeszcze raz ją przytulił. Nagle jego oczy powędrowały ponad nią, na horyzont. Elaina na jego twarzy zobaczyła zaskoczenie i również się odwróciła. Gdzieś w oddali, tam gdzie linia horyzontu zmienia się w mgłę, majaczył niewielki acz wyraźny szczyt.
- Czy to jest ta góra? – zapytał za nimi hobbit.
- Erebor… – szepnął Thorin ze wzruszeniem.
- Tak, Bilbo, to cel naszej wędrówki . – odpowiedziała hobbitowi Elaina.
- Ostatnie wielkie królestwo krasnoludów w Środziemiu. – rzekł Gandalf.
- Nasz dom. – rzekł Thorin i spojrzał na krasnoludy za sobą, a potem znów na Elainę.
Tuż obok przeleciał mały ptaszek ćwierkając i zataczając akrobatyczne kółka w powietrzu, skierował się na horyzont ku szczytowi.
- Ptaki wracają na Erebor. – odezwał się Gloin.
- Potraktujmy to jako wróżbę. – uśmiechnął się Thorin.
- Myślę, że to dobry znak. – szepnęła Elaina, spoglądając na króla.
Po raz pierwszy, podczas tej wyprawy z jego twarzy znikł całkiem frasunek, a czoło wygładziło się, nadając obliczu łagodny i pogodny wygląd. Widok domu, który przez wiele lat istniał jedynie w jego pamięci, sprawił, że nadzieja odzyskanie go, wstąpiła z nową siłą w krasnoludzkie serce Thorina.


_______________
Opowiadanie powstało na na podstawie  powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem” oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona. 
Zdjęcia użyte w tekście są moimi screenami z filmu Petera Jacksona "Hobbit: Niezwykła Podróż" 

* * *

Jest to ostatni rozdział pierwszej części fanficka "Wyprawa pod Samotną Górę". Pierwszy rozdział części drugiej znajdziecie tutaj :) 


2 komentarze:

  1. Dziękuję za wrzucenie na bloga pierwszej części Twojego opowiadania. Dzięki temu w każdej chwili będę mogła do niego wrócić i przeczytać je sobie. :-)
    -Dis

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)