Witajcie :)
Czas płynie i moja opowieść zbliża się do końca, ale nim poznacie jej zakończenie, spróbujcie przenieść się ze mną jeszcze raz pod Erebor, gdzie tym razem będziecie świadkami wielu zdarzeń. Tych dobrych... tych złych. Ktoś polegnie, a ktoś przeżyje...
Dziś mam dla was dwa utwory.
Pierwszy to "Heart Of Courage" wytwórni Two Steps From Hell. Słuchałam go, opisywałam Thorina na polu bitwy.
Drugi to kompozycja Hansa Zimmera - "Sorrow" w wykonaniu Lisy Gerrad i tyczy się samej końcówki rozdziału.
"Heart OF Courage"
"Sorrow"
Miłej lektury!
Rozdział 9
Bitwa
Czarny
kruk poszybował ponad głowami dwóch tysięcy krasnoludów w dół
zbocza w kierunku Samotnej Góry.
-
Myślałem, że będzie ich więcej... – mruknął do siebie Rain,
gdy jego oczom ukazała się równina przed Ereborem. Jak na dłoni
widać było armię elfów, stojącą w czterech regimentach. Elfy
zwrócone były w kierunku bram Ereboru, a na ich czele doskonale
widać było elfiego władcę dosiadającego ogromnego jelenia.
-
Negocjacje trwają. - stwierdził zgryźliwie Dain.
-
Obok niego, widzisz? To Bard. - Elaina wskazała ojcu dłonią w
pancernej rękawicy postać na siwym koniu. - A na bramie…
-
Tak… to nasi! I… - Rain zmrużył oczy.
-
...Mój kuzyn. - dokończył za niego Dain. - Zauważyli nas.
W
tym momencie dało się słyszeć radosne okrzyki krasnoludów
stojących na blankach, a jedno uderzenie serca później elfie
regimenty jak jeden mąż odwróciły się i ruszyły w kierunku
krasnoludzkiej armii.
-
Oho… leśna wróżka mknie ku nam!- Dain zarechotał, widząc jak
jeleń Thranduila idzie między elfami w ich kierunku - Byłby
doprawdy niepocieszony gdybym nie mógł wymienić z nią kilku
uprzejmości.
-
Jeleń na jeleniu... - dorzucił swoje Fenrir.
Dain,
Elaina i jej ojciec oraz kilku krasnoludów, którzy stali najbliżej
wybuchło śmiechem.
-
Na stanowiska, a potem wolno ku nim. - rozkazał Władcza Żelaznych
Wzgórz i dał swojemu rumakowi ostrogę. Rain i Fenrir, a z nimi
Elaina cofnęli się do kawalerii i ustawili w szyku.
Krasnoludzkie
oddziały dyscypliną i musztrą nie ustępowały ani trochę elfom.
Ich równy krok odbił się jak odgłos gromu od skał Samotnej Góry.
Pierwsze szeregi ciężkiej piechoty zatrzymały się dokładnie
dwadzieścia kroków za swoim władcą.
-
No dzień dobry wszystkim! - donośny głos Daina rozległ się ponad
głowami elfów – Jak samopoczucie? Dobrze? To się cieszę
niezmiernie i od razu przejdę do sedna… - Dain pomierzył elfie
szeregi i skupił wzrok na Thranduilu, który wreszcie stanął w
pierwszej linii – Zjeżdżać mi stąd ale już, póki jeszcze
grzecznie proszę!!! - ryknął Dain nagle, aż jeleń Thranduila się
spłoszył. Elf ściągnął wodze wierzchowca i uśmiechnął się
kpiąco.
-
Myślę, że wystarczy tych kurtuazji na dziś, Dainie Żelazna
Stopo! - z tłumu wyłonił się nagle starzec odziany w szarość, a
przy nim mały jegomość, plątający się jak dziecko przy spódnicy
matki. Dain uniósł brew.
-No
nie… tu też cię przywiało Gandalfie Szary? - zawołał
krasnolud.
Elaina
w tym czasie wyciągała głowę, by dostrzec czarodzieja. Zdziwiła
się gdy dostrzegła hobbita poza Górą. Owładnęło ją dziwne,
niepokojące uczucie, że stało się coś złego. Spojrzała szybko
na bramę Ereboru. Odróżniła jedynie kilka postaci, w tym Thorina.
Wszyscy patrzyli w kierunku Daina.
-
Przemów do tej hołoty, niech zabierają tyłki w troki i won,
inaczej zostawią tu swoje kości! - Dain nie spuścił z tonu, choć
Gandalf skłonił się mu i swoim zwyczajem przybrał dobrotliwą
minę.
-
Dainie, nie czas teraz na spory ani co gorsza wojnę między ludźmi,
krasnoludami i elfami! Mamy większy problem! Orkowie w wielkiej
liczbie maszerują na Samotną Górę! Będą tu nim szybciej nim się
spodziewamy! Cofnij się… proszę.
-
Waż słowa czarodzieju! Nie będę się cofał przed elfami! A
zwłaszcza przed nim! - Dain wskazał na Thranduila, którego wzrok
był nie mniej morderczy niż spojrzenie krasnoluda – Ten leśny
delikacik jest tu tylko po to, by upokorzyć moich braci! A ja na to
nie pozwolę! Ale skoro już popełnił ten błąd i w swojej
głupocie i pysze stanął mi na drodze to skrócę go o ten siwy
łeb!
Thranduil
zacisnął dłoń na rękojeści miecza. Atmosfera był już tak
napięta, że wystarczyła jedynie iskierka, niefortunny gest, słowo
wypowiedziane w złej wierze, by obie armie rzuciły się na siebie.
-
Widać szaleństwo jest u was rodzinne! - zawołał elfi władca i to
było to.
Dain
fuknął jak rozjuszony dzik.
-
Dosyć! Zaraz będziesz inaczej śpiewała leśna wróżko! Szykować
się! - ryknął zawracając rumaka, a pośród krasnoludów rozległy
się komendy i zastępy ciężkozbrojnych stanęły w pozycji
bojowej, robiąc krok w przód, jednocześnie uderzając w tarcze.
Huk był taki, że aż ziemia zadrżała.
Elfy
nawet bez rozkazu przegrupowały się tworząc na pierwszej linii mur
z tarcz najeżony włóczniami. Jednocześnie na skinięcie dłoni
Thranduila łucznicy, którzy wcześniej cofnęli się, teraz
nałożyli strzały i wystrzelili. Chmura pocisków wznosiła się
górę, lecąc prosto na krasnoludy. Mina Thranduila mówiła sama za
siebie - taka liczba pocisków z łatwością zabije lub trwale
wyeliminuje z walki dużą część krasnoludów.
-
Takiś ty?… Zaraz ci pokażę motylki jakich nie ma w twojej
puszczy… - mruknął do siebie Dain, widząc lecące strzały i
spojrzał w stronę balist. - Chłopaki! Ognia!
W
tym momencie krasnoludy obsługujące machiny zwolniły blokady i w
powietrze na spotkanie roju strzał poleciały potężne wirujące
bełty. Gdy napotkały na elfie strzały, te zostały połamane i
zmielone w powietrzu, a na krasnoludy spadł jedynie deszcz patyków
i drzazg. Jednocześnie krasnoludzkie bełty, gdy dosięgły elfich
regimentów, wyrwały w nich dziury na kilka szeregów, masakrując
wojowników. Dain roześmiał się tryumfalnie patrząc na to i na
Thranduila, który miotał się zaskoczony nagłą porażką. Od
strony Góry dało się słyszeć okrzyki radości kompanii.
-
Szybko poszło… - mruknęła Elaina, zbierając wodze
wierzchowcowi, który nerwowo drobił w miejscu.
-
Nie byłbym taki pewny. - odparł jej Rain.
-
To co? Jeszcze coś masz do powiedzenia Thrandy? - zawołał władca
Żelaznych Wzgórz.
Elf
oderwał wzrok od pobitych żołnierzy i spojrzał wściekły na
krasnoluda. Podniósł dłoń do góry…
Nagle
rozległ się ryk, a potem dźwięk ni to rogu, ni to trąby. Dźwięk
chrapliwy, nieprzyjemny na uszu, ale donośni i przenikliwy. Wszyscy
- krasnoludy, elfy i ludzie - spojrzeli w kierunku źródła dźwięku
i najpierw zaskoczenie, a potem groza pojawiła się na ich twarzach.
-
Orkowie… czarodziej miał rację. - szepnęła Elaina do siebie i
przełknęła ślinę. Jeśli do tej pory patrzyła na potyczkę z
elfami bez specjalnej obawy, to teraz sytuacja zrobiła się poważna.
Do
doliny po zboczach zaczęły schodzić niezliczone ilości orków. Z
daleka widać było, że są uzbrojeni po zęby.
-
Czołem ku wrogowi! - ryknął Dain i dwa hufce piechoty pobiegły,
zadziwiająco szybko jak na ciężkozbrojnych, na flankę elfiego
wojska, zastawiając dojście do Góry zbliżającym się orkom.
Elfy
też się przegrupowały. Thranduil odrzucił uprzedzenia w obliczu
tak realnego niebezpieczeństwa. Wydawał szybko rozkazy w sindarinie
i część elfów pobiegła wzmocnić pancerny szereg krasnoludów.
Reszta zajmowała nowe pozycje.
Elaina
poczuła jak serce zaczyna jej szybciej bić. Znała to uczucie,
kiedy adrenalina powoli sączyła się do krwi, a zmysły się
wyostrzały. Spojrzała na ojca, a on uśmiechnął się krótko i
położył jej dłoń na ramieniu, odwzajemniła uśmiech. Było to
jak życzenia szczęścia i jednocześnie gdyby go zabrakło,
pożegnanie. Rain uniósł bojowy młot.
-
Hufiec za mną! - jego głos był ledwo słyszalny w zgiełku
maszerujących pokracznie orków, ale gest dłonią wystarczył
doskonale wyszkolonym kawalerzystom. Oddział ciężkozbrojnej jazdy,
nie łamiąc szyku ani o pół koziego łba, zawrócił i
skierował się ku dolinie, gdzie pierwsi orkowie uderzyli w
krasnoludzki mur.
Choć
zostali położeni jak jeden mąż, zaraz na ich miejsce przyszli
kolejni, napierając na krasnoludy. Gdzieniegdzie jakiś krasnolud
padł, bo dosięgło go ostrze, gdzieś indziej kolejny zginął od
uderzenia maczugą. Mimo to krasnoludy trwały dzielnie nie cofając
się ani o krok, ale orków nie ubywało i atakowali z coraz większą
zaciętością i okrucieństwem. Nagle ponad nimi przeleciała chmura
strzał i przybijając do ziemi kilka linii zbliżających się
orków, a ponad krasnoludami przeskoczyły elfy i stanęły
zasłaniając krasnoludów. Ci niewiele myśląc, poczęli się
przegrupowywać łatając „dziury” w swoich liniach. Nie zdążyli,
bo nagle zostali uderzyli przez kolejną falę wroga, który zdołał
się przedrzeć przez walczące na pierwszej linii elfy.
Krasnoludzki mur został przerwany i rozpoczęła się regularna
bitwa.
Hufiec
Raina tymczasem pędził stromym zboczem.
-
Śmieeeerć! - krzyknął w khuzdul Fenrir, co zaraz podjęła zaraz
reszta.
Oddział
zwalił się z całą siłą na jeden z nowo nacierających oddziałów
orków, rozbijając go doszczętnie.
-
Dobić! Nie ma litości! - ryczał przez zgiełk bitwy Fenrir.
Nie
musiał tego mówić, krasnoludy walczyły i eliminowały kolejnych
przeciwników nie ustępując w okrucieństwie orkom, a zawziętością
jeszcze je przewyższały.
Elaina,
gdy wpadli między wroga, straciła ojca z oczu. Furia pochłonęła
ją zupełnie. Adrenalina pulsowała w żyłach, a ryk i zgiełk
bitwy powodowały, że jej kolejne dawki odurzały krasnoluda,
sprawiając, że stał się maszyną do zabijania. Miecz miała już
czarny od posoki orków, który nawet na chwilę nie miał okazji by
ta krew z niego spłynęła.
-
Raaaain! - gdzieś doszedł ją krzyk Daina, ale to było jakby z
innego świata, nie docierało do niej dokładnie. - Troolle!!
Obejrzała
się tym razem momentalnie i aż zamarła, bo prosto na ich oddział
pędziły wielkie bestie, machając łapami uzbrojonymi w ogromnych
rozmiarów bojowe młoty.
Krasnoludzica
zaczęła się rozglądać, szukając ojca, jednocześnie, mając
baczenia na to co dzieje się wokół niej starała się zejść z
drogi trollom.
-
Cofnąć się! Cofnąć! - usłyszała nagle głos ojca – Niech
przejdą!
Spięła
kozła i rozpłatawszy jednym cięciem orka, zmusiła wierzchowca do
skoku. Za sobą usłyszała jakiś makabryczny ni to chrzęst ni to
kwik. Walcząc z otaczającymi ją orkami, kątem oka dostrzegła jak
jeden z jej towarzyszy leci w górę uderzony przed trolla, a potem
ginie gdzieś w tłumie walczących. Troll tymczasem zatrzymał się
i począł kręcić się kółko zataczają kamiennym młotem młynki,
zabijając wszystko co znalazło się w jego zasięgu. Ci co stali w
pewnym oddaleniu zamarli z przerażenia, widząc jak martwe elfy,
krasnoludy i orkowie lecą w powietrzu i rozbijają się ziemię jak
szmaciane kukły. Czasem słychać było wrzask nieszczęśnika,
który przeżył uderzenie, a teraz leciał i upadał czując
potworny ból połamanych kończyn i zmiażdżonego ciała. Elaina z
wysokości siodła szukała wzrokiem ojca, który znajdował się
wcześniej gdzieś w zasięgu szalejącego trolla. Troll w tym czasie
przemieścił się i trafił młotem w kolejną grupę walczących,
którzy ze szczękiem gniecionej stali i trzaskiem łamanych kości
polecieli w górę i nadal siał śmierć, tak że sposób było do
niego podejść.
-
Zabijcie to ścierwo! - ponad zgiełkiem bitwy dało się słyszeć
krzyk Fenrira. - Osłaniać kuszników!
Elaina
zobaczyła, jak oddział kuszników osłaniany przez piechotę
naciąga bełty. Niestety dopiero trzecia salwa powaliła bestię.
Troll upadł wznosząc tumany kurzu. Elaina rozejrzała się wokół
siebie. Mnóstwo ciał jej braci i elfów leżących na ziemi,
deptanych przez walczących i miażdżonych przez trolle. Coraz
mniej widziała stojących. Spięła kozła i pojęła próbę,
dostania się w miejsce gdzie mógł być jej ojciec. Nie było jej
to jednak dane. Wrogów było zbyt wielu, by mogła się przedrzeć.
Coraz częściej łapała się na tym, że patrzy w kierunku Góry.
Nie liczyła na to, że Thorin dołączy do walki z elfami, ale teraz
sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Liczył się każdy krasnolud, a
walka też toczyła się już o inną stawkę.
-
Gdzie jest do cholery Thorin!!! Gdzie jest Erebor?! - nie wiedziała
czy wykrzyczała to ona czy tylko pomyślała, ale po chwili znów to
usłyszała i dostrzegła zbliżającego się Daina walczącego z
zajadłością godną niedźwiedzia. Krasnolud cwałował na swojej
świni przez pole bitwy, kosząc młotem każdego napotkanego wroga.
W pewnym momencie, nawet nie widząc co robi ściągnął jednego
orka z pleców Thranduila, który również z nie mniejszą
zawziętością brał udział w walce.
Elaina
spojrzała znów na mury Ereboru, ale nic się nie zmieniło. Nagle
poczuła uderzenie z boku i jej kozioł wywrócił się razem z nią,
wierzgnął i po chwili podniósł się. Elaina jednak spadła na
ziemię, gdzieś wypadł jej miecz, zdołała złapać jedynie jeden
z toporów, potem jej wierzchowiec uciekł i tyle go widziała.
Thorin
patrzył w szczerozłotą posadzkę idąc powoli przez salę herbową.
Przed chwilą zszedł z murów, ale i tutaj słychać było zgiełk
bitwy. Nie zamierzał na to patrzeć. Po co… w razie czego będzie
się jeszcze mógł ukryć…
Jak
tchórz!
I
złoto też ukryje, ile się tylko da…
Złoto
jest ważniejsze dla
ciebie od twoich braci?!
Potrząsnął
głową i poprawił koronę.
Siedzisz
tu w tej koronie, a jesteś jedynie cieniem dawnych władców…
-
Nie jestem! - krzyknął, ale w jego głowie pojawiały się kolejne
głosy.
Ten
skarb odebrał ci rozum!… Prowadzisz nas do zguby!
Jesteś
zdrajcą!
Zdradziłeś…
nas, ją… siebie.
Wynoś
się! Nim każę cię stracić!
Thorin
powoli zatrzymał się i spojrzał w swoje odbicie. Nagle zobaczył
tam nie siebie, ale swojego dziadka, który śmiał się z niego, a w
jego spojrzeniu i głosie było coś ohydnego, nagle dziadek zmienił
się znów w niego samego.
-
Nie, nie jestem jak on… - szepnął Thorin.
Jesteś,
mój wnuku… to nasza choroba, to nasze przekleństwo…
-
Nie... Nie!
Odbicie
uśmiechało się do Thorina, patrzyło mętnym hipnotyzującym
wzrokiem.
Mój
ssskarb… tylko mój… ja jestem Królem pod Górą, nagle
wyszeptało, a potem postać krasnoluda zmieniła się nagle w smoczy
łeb, który rozpalił się i
zionął na Thorina ogniem.
Jesteś
potworem bez serca! Jak… jak… Smaug!
-
NIE! - Thorin
cofnął się szybko w tył ledwo łapiąc równowagę.
Zerwał
z głowy koronę i cisnął nią o posadzkę. Potem zrzucił
z ramion płaszcz i zdjął bogatą zbroję. Poczuł, dosłownie i w
przenośni, jak
z jego ramion spadł ogromny ciężar. Stał przez chwilę, jakby
ktoś wyrwał go z długiego snu pełnego koszmarów. Odetchnął
głęboko i przetarł dłońmi twarz. Wszystko mu się przypominało.
Najpierw to jak Smaug spadł do Jeziora. Potem poszukiwania
Arcyklejnotu i skromna uczta… Elaina! Gdzie ona jest?
Thorin pobiegł kilka kroków i
nagle zamarł, bo wróciło wspomnienie ich ostatniej rozmowy.
-
Na Durina, co ja uczyniłem! - jęknął.
Thorin
postanowił pobiec do kompanów i nagle do jego uszu doszły odgłosy
bitwy i uświadomił sobie rzecz jeszcze gorszą. Tam na zewnątrz
trwała rzeź jego braci. Rzeź, na którą kazał swoim kompanom
patrzeć mimo, iż ci rwali się do walki. Dębowa Tarcza wziął
miecz i czym prędzej udał się na bramę.
Gdy
dotarł do kompanów, zobaczył ich zrezygnowanych siedzących z
grobowymi minami. Pierwszy dostrzegł go Kili. Chłopak zerwał się
i podbiegł do Thorina.
-
Nie będę tu siedział, kiedy inni walczą i giną za nas!
Rozumiesz?! Nie tak mnie wychowałeś! Nie na tchórza! - Thorin
pierwszy raz widział Kilego tak rozgniewanego, ale i z tym
charakterystycznym dla wojowników błyskiem w oczach. Uśmiechnął
się do niego lekko.
-
To prawda. Jesteśmy z rodu Durina, a synowie Durina nigdy nie są
tchórzami. - Thorin położył dłoń na ramieniu siostrzeńca, a
chłopak pokiwał głową. W jego oczach pojawiły się łzy, bo stał
przed nim wuj, którego znał i kochał, a nie bezduszny, obcy
oszalały z chciwości władca.
Dębowa
Tarcza uściskał Kilego, po czym minął go i podszedł do reszty.
Krasnoludy w milczeniu patrzyły na niego nie wiedząc czego się
spodziewać.
-
Nie mam prawa po tym wszystkim prosić was o cokolwiek, ale… -
spojrzał po twarzach kompanów, bolało go, że nie widzi wśród
nich tej jednej, najdroższej, ale obiecał sobie, że jeśli dane mu
będzie przeżyć zrobi wszystko, by odnaleźć Elainę -… czy
pójdziecie za mną? Ten jeden, ostatni raz?...
Nawet
nie skończył zdania, gdy krasnoludy zerwały się z miejsc,
chwytając za broń.
Przed
Elainą stał potężny ork, sapiąc aż spod hełmu buchała para.
Krasnoludzica spojrzała na swój mały topór, a potem na wielki
miecz orka. Potwór zacharczał - to miał być chyba śmiech. Nie
zamierzała uciekać. Jeśli jej pisane dziś polec, niech tak
będzie, ale nie zamierzała tanio sprzedać skóry. Spojrzała
jeszcze raz na wroga. Miała nadzieję, ze jest tak głupi na jakiego
wygląda oraz odrobinę wolniejszy niż się zdaje. Ork zamachnął
się mieczem, ale krasnoludzica w ostatnim momencie zrobiła zwód
unikając ostrza. Znalazłszy się za orkiem chlasnęła toporem w
niechronione z tyłu stawy kolanowe. Ork upadł, sikając na
wszystkie strony z przeciętych tętnic czarną krwią. Elaina
dostrzegła miecz, złapała go w dwie ręce i cięła z całej siły,
tak że głowa orka odleciała na sporą odległość.
-
Odwrót! Cofnąć się! - dobiegł ją nagle głos Daina i poczęła
szukać wzrokiem dowódcy. - Pod bramę! Formować szyk! Do szyku!
Nie
czekając Elaina poczęła przedzierać się do swoich, po drodze
chwyciła jakąś tarczę, a gdy już do nich dotarła ustawiła się
do rzędzie z innymi. Będąc w miarę bezpieczną, znów zaczęła
szukać wzrokiem ojca. Gdzieś obok słyszała Fenrira, Dain stał
przed nimi, krzyczał rozkazy, ale wszystko słyszała jak we śnie.
-
Trzymać linię! Ani kroku w tył! - Dain stał w pierwszym rzędzie
razem ze swoimi ludźmi, gotów z nimi polec tu na tej równinie.
Obok niego ramię w ramię powinien stać również Thorin i jego
nieobecność kuła w oczy.
-
Rain! Gdzieś był?! Na flankę! - usłyszała nagle. To Fenrir
krzyczał do małej grupy kawalerzystów, która właśnie dotarła
do resztki krasnoludzkiej armii. - Na flankę!
Rain
stanął ze swoim oddziałem w linii. Nie wydawało się by był
ranny, jedynie jego piękna broda była cała czarna od krwi orków.
Tymczasem
w zgiełku bitwy w oddali pojawiło się wielkie poroże jelenia.
Thranduil, krzyczał coś do swoich, unosząc dłoń uzbrojoną w
miecz. Elfy cofały się do Dale. Nie wiadomo było czy zamysł
taktyczny, czy odwrót.
-
Wycofują się do miasta! - krzyknął któryś z krasnoludów, co
spotkało się z wściekłymi okrzykami w stronę elfów.
-
Niech idą! Nie trzeba nam ich tutaj! - warknął Dain.
Orkowie
tymczasem poczęli formować szyki by ostatecznie rozprawić się z
krasnoludami. Było ich tak wielu, jakby ani jeden z tych co przybyli
tutaj nie padł od krasnoludzkich i elfich ostrzy.
Śmierć
poczęła poczęła krążyć nisko ponad krasnoludami, rozkładając
swe czarne skrzydła, by przygarnąć kolejnych. Wiedziała jednak,
że o każdego krasnoluda będzie musiała stoczyć walkę, bo choć
każdy wojownik zna się z nią dobrze, to żaden łatwo się jej nie
podda.
Wróg
ustawił się w szeregu, ale nie atakował. Krasnoludy czekały na
swoje przeznaczenie, wzajemnie się zagrzewając do walki. Zdawało
się jakby orkowe oddziały czekały na rozkaz. I tak w istocie było.
Ze Kruczej Strażnicy rozległ się dźwięk rogu i dopiero na ten
sygnał zastępy ruszyły. Elaina spojrzała szybko na Strażnicę i
zdało jej się, że widzi wielkiego białego orka… nie była
pewna, do momentu, aż obok swego pana pojawił się biały warg.
Azog wskoczył na jego grzbiet i oboje zniknęli z oczu Elainie.
Nagle
za plecami krasnoludów rozległ się huk rozłupywanych skał. Dain
obejrzał się za siebie i zobaczył bramę Ereboru spowitą chmurą
pyłu. Z początku nie wiedział co się stało, ale ciężki pył
szybko osiadał. Ukazała się więc pierw wielka wyrwa w murze, a
potem zobaczył kilkunastu uzbrojonych krasnoludów wybiegających na
pole bitwy. Na czele tego oddzialiku dostrzegł swojego kuzyna.
-
Ha! Thorin! - ryknął Dain uradowany, a szeregi krasnoludów poczęły
rozstępować się by przepuścić nowych towarzyszy broni.
Dain
wcześniej patrzący śmierci w oczy z ponurą zawziętością, teraz
śmiał się jej w twarz. Czuł jak wstępują w niego nowe siły.
Czuł to od swoich współtowarzyszy. Od razu przypomniała mu się
dolina Azanulbizaru wiele lat temu, gdy Thorin poprowadził ich do
straceńczej szarży na zastępy orków. Gdy pierwszy raz wtedy
stanął na czele swego ludu jako król, a oni poszli za nim. I teraz
widział tego samego Thorina, który z determinacją, odwagą i
poświęceniem stawał razem ze swymi braćmi ramię w ramię. Zaraz
za Thorinem dostrzegł Balina i Dwalina, a za nimi biegło dwóch
młodych krasnoludów, domyślił się że to siostrzeńcy Dębowej
Tarczy. Bez chwili zastanowienia oddał dowództwo Thorinowi.
-
Za króla! - krzyknął i podążył za kuzynem i jego towarzyszami
wprost na spotkanie orków, a za nim ruszyli wszyscy krasnoludowie z
Żelaznych Wzgórz.
Impet
z jakim rozbili szeregi wroga zaskoczył nawet ich samych, ale dodał
tylko sił i odwagi. Krasnoludy stawały do walki, jakby dopiero
weszły na pole bitwy. Morale fruwało wysoko pod listopadowym
niebem jak kilka godzin wcześniej krasnoludzkie bełty.
Thorin
wraz z siostrzeńcami szedł przed siebie niczym taran, kładąc
każdego orka jaki nieopatrznie napatoczył mu się pod miecz. Mimo
skupienia na walce, podświadomie trzymał się blisko chłopaków.
Bili się tak, że serce rosło i nie oszczędzali się ani trochę,
co napawało Thorina wręcz ojcowską dumą. Nagle gdzieś z boku
mignęła mu kępa rudych kłaków, która zniknęła na kilka
sekund, by zaraz pojawić się znów i z tryumfalnym rykiem położyć
jednym machnięciem młota trzech orków.
-
Thorin! Co tak długo ci zeszło?! - krzyknął Dain do niego.
Dębowa
Tarcza, który właśnie poderżnął gardło orkowi, zamachnął się
potężnie odrąbując ramię kolejnemu potworowi. Fili rozbił
czaszkę orka, dokańczając dzieła. Thorin podbiegł do kuzyna i
krasnoludy objęły się krótko na powitanie.
-
Dużo by mówić! - zaśmiał się Thorin, bacząc wciąż na
siostrzeńców.
-
Nalazło się tego ścierwa! Zaczyna nam brakować sił! - Dain
spoważniał rozglądając się wokół.
-
Wiem, ale… - zaczął krasnolud, ale przerwał bo ponad głowami
walczących rozległ się krzyk. Znał ten krzyk. Spojrzeli w górę.
Ogromne orły pojawiły się jakby znikąd i Thorinowi przemknęło
przez myśl, że to pewnie sprawka Gandalfa.
-
Co to na nowe diabelstwa? - zawołał Dain, ale widząc jak Kili i
Fili wiwatują widząc orły, domyślił się, że to nie wrogowie, a
sprzymierzeńcy.
Jeden
z orłów zaczął gwałtownie obniżać lot i gdy był bardzo nisko
z jego grzbietu zsunął się potężnej budowy człowiek, a gdy
wylądował na ziemi był już ogromnym niedźwiedziem, który z
furią rzucił się na orków. Łatwo było odnaleźć miejsce gdzie
się znajdował, bo znaczył je fruwającymi kończynami i
rozbryzgami krwi sikającej z rozerwanych ciał wrogów.
-
Mamy pomoc, kuzynie! Odwagi! - Thorin klepnął mocno Daina. -
Wytrwamy, albo jutro będziemy ucztować w Salach Oczekiwania razem z
przodkami! - ryknął, bo jeden z orłów przelatując ponad nimi
akurat wołał przeraźliwym głosem swoich braci, zagłuszając
wszystko inne. Potem nie czekając na nich obniżył lot i począł
szponami zbierać orków, a następnie uniósł ich nad skały i tam
wypuścił z dużej wysokości, by się o nie rozbili. Dain kiwnął
głową i rzucił się na pomoc krasnoludom powalającym właśnie
jednego z trolli.
Elaina
przeżyła szarżę. Starała się uspokoić oddech, korzystając z
chwili spokoju. Dostrzegła w pobliżu luźno biegającego
wierzchowca. Niewiele myśląc złapała go i dosiadła. Odczuwała
już powoli zmęczenie i dziękowała przodkom, że uchronili ją jak
na razie przed ranami. Z wysokości grzbietu, niewielkim oddaleniu
zauważyła Daina i zaraz potem Thorina. Widziała jak się witają.
Potem jak Thorin patrzy na Kruczą Strażnicę.
Dołączenie
się do walki przez Thorina, odebrała tak samo jak wszyscy. Mimo to
poczuła lekkie ukłucie w sercu. Nie myślała jednak o nim dłużej
niż to było konieczne. Walczyła za króla, za Erebor jak każdy
tutaj, bo tak nakazywał jej honor. Osobiste urazy zeszły na dalszy
plan.
-
Elaina! - ryknął nagle Dain, dostrzegając ją. Thorin gdzieś
zniknął. - Rain ma jeszcze kilku jeźdzców! - wskazał na grupę
szarżujących krasnoludów. - Jedźcie za Thorinem! Tam będzie
gorąco! - spojrzał na Kruczą Strażnicę.
-
Tu potrzeba walczących! Nie tam! - odkrzyknęła mu przez zgiełk
bitwy.
-
To był rozkaz! Wykonać! - ryknął na nią Dain. Elaina bez słowa
kiwnęła głową i zawróciła kozła, kierując się w stronę
gdzie widziała oddział ojca. Dotarłszy do nich przekazała rozkaz
Daina, a Rain zebrał swoich ludzi i podążyli w kierunku Strażnicy.
Przez mgłę i dymy z płonącego Dale, dostrzegli Dębową Tarczę i
jego siostrzeńców, a także Dwalina. jak wspinali się po stromej
ścieżce na skalny czub. Ich kozły zwinnie przeskakiwały po
skalnych półkach coraz wyżej i wyżej.
Thorin,
gdy dotarli na szczyt rzucił szybko okiem na równinę pod Ereborem.
Mimo, że dołączyły orły, a rozwścieczony Beorn, widoczny nawet
stąd, dziesiątkował orków, szala nie przechylała się na korzyść
sprzymierzonych elfów, krasnoludów i ludzi. Thorin podniósł wzrok
na stojące na ruinach strażnicy sygnalizatory. Zniszczenie ich
mogłoby dać szansę na wprowadzenie chaosu wśród orków.
-
Kili, Fili za mną! Cicho i bez niepotrzebnej brawury! - syknął do
siostrzeńców a ci pokiwali głowami. Puścili wolno wierzchowce, a
one umknęły gdzieś na skały, ginąc im z oczu. Poczęli
podchodzić wolno pod wierzę.
-
Kili! - Thorin przesunął palcem po krtani i wskazał na orka, który
stał na krawędzi skalnej półki skąd dowodzono armią. Kili
kiwnął głową, naciągnął cięciwę. Kilka sekund później ork
ugodzony strzałą runął w dół.
Thorin
uśmiechnął się do chłopaka z uznaniem, po czym ruszyli dalej.
Jakiś
czas potem i oddział Raina dotarł na wzgórze. Nikogo nie
dostrzegli, nawet na strażnicy przy sygnalizatorach nie było żywej
duszy.
-
Coś tu cicho… - mruknął Rain.
-
Za cicho… - dodała Elaina.
-
Są ślady. - wskazał jeden z jeźdźców na skupisko odcisków na
śniegu, które oddalały się od nich, a potem znikały za skałami.
-
Ruszamy. Ostrożnie, jeden z drugim. - zarządził Rain. Krasnoludy w
ciszy podążyły za dowódcą trzymając broń w gotowości. Kozły stąpały po zmarzniętej ziemi, cicho stukając kopytami. Jeźdźcy
rozglądali się wokół siebie, ale nic się nie działo. Jedynie
wiatr gwizdał w ruinach Kruczej Strażnicy wznoszącej się po ich
lewej stronie. Nagle Rain uniósł do góry dłoń.
-
Stać. - rzekł cicho.
Elaina
spojrzała na ojca pytająco, a on wskazał głową na Strażnicę.
-
Rozdzielamy się. - Rain zsiadł z kozła.
-
Co? - Elaina spojrzała zaskoczona na ojca.
-
Milczeć i słuchać! - krasnolud surowo spojrzał na córkę, już
zapomniała jaki bywał apodyktyczny. - Coś mi tu śmierdzi i trzeba
to sprawdzić, a nie leźć bezmyślnie. A przede wszystkim trzeba
znaleźć naszych. Wy... – wskazał na czterech krasnoludów - ...
idziecie ze mną do Strażnicy, reszta zostaje pod dowództwem Elainy
i obchodzicie czub od północy. Wykonać!
To
rzekłszy Rain i jego drużyna zniknęli we mgle. Elaina patrzyła
jeszcze kilka sekund za ojcem.
-
Za mną! - machnęła ręką i zastęp ruszył powoli do przodu.
Wszędzie nie widać było żywej duszy, co Elainę bardzo
niepokoiło. Zwłaszcza, że wiedziała, kto tu był wcześniej. Azog
był przebiegły i jeśli zauważył ich przybycie mógł
przyszykować zasadzkę. Nagle za plecami usłyszeli chrobot, a potem
spomiędzy ruin wypadło na nich kilkunastu orków. Jeden krasnolud
zginął od razu, gdy jakiś ork odrąbał mu głowę, ale reszta
mając do dyspozycji nie tylko broń, ale i ćwiczone do walki
wierzchowce okazała się trudnymi przeciwnikami. Orkowie ginęli
powaleni przez potężne rogi kozłów, a potem od mieczy i toporów
krasnoludów. W ferworze walki jeźdźcy poczęli się od siebie
oddzielać, przez co stanowili łatwiejszy cel, w efekcie czego
kolejnego krasnoluda orkowie zwlekli z kozła i zasiekli na skałach.
-
Nie rozdzielać się! Za mną! - krzyknęła Elaina widząc, że
sytuacja wymyka się spod kontroli i galopem popędziła przed
siebie. Obejrzała się ilu podążyło za mną. Czterech, którzy
zostali przy życiu, było tuż za nią. Orkowie biegli za nimi.
Krasnoludy wypadły na jakiś dziedziniec. Nagle Elainie świsnęła
koło głowy strzała. To spłoszyło jej rumaka, który stracił
równowagę i zarył o grunt. Elainą wypadła z siodła i
przejechała po ziemi kilka metrów. Kozioł tymczasem zerwał się z
ziemi i zniknął we mgle.
-
Nie strzelaj! To nasi! - usłyszała skądś głos Dwalina.
Rozejrzała się i zobaczyła Kilego i Filego. Brakowało tylko…
Nagle ktoś szarpnął ją za ramię i poderwał z ziemi. Gdy stanęła
zobaczyła przed sobą Thorina.
-
No bracie, mało brakło… - rzekł i zamarł widząc kogo ma przed
sobą.
W
tym momencie ścigający ich orkowie wbiegli na placyk.
-
Kili! - krzyknęła Elaina do łucznika, a ten wypuścił strzałę.
Potem wspiął się na mur i stamtąd strzelał, zabijając jednego
orka po drugim.
Elaina
wybiegła naprzeciw nadbiegającemu orkowi, sparowała cios, potem
zrobiła obrót i cięła przeciwnika, zabijając go. Fili dobiegł
do Elainy i stanęli oboje plecami do siebie, by chronić się
nawzajem. Dwalin i Thorin tymczasem walczyli w pojedynkę. Jako
doświadczeni weterani szybko uporali się z tymi największymi. Gdy
wybili wszystkich orków, którzy ścigali Elainę i jej grupę,
Thorin podszedł do krasnoludzicy, nadal nie mogąc uwierzyć, że ją
tu widzi. Po pierwsze zastanawiało go, czy to był znak od losu, że
dane mu będzie naprawić błędy, czy może kpina i nim zdoła ją
przeprosić wszyscy zginą. Po drugie to, że uczestniczyła w bitwie
i to, że przyjechała za nim tutaj, gdzie śmierć mogła ich
spotkać na każdym kroku, sprawiało, że czuł złość na Elainę,
za jej naturę wojownika, która kazała pakować się dziewczynie w
najgorsze bagno.
-
Co ty tu robisz? - chwycił ją za ramiona.
-
Wykonuję rozkazy Daina! - odparła, jakby zdziwiona, że nie pojmuje
oczywistych faktów. Spojrzał na niego tak, że sam cofnął ręce.
Wcale się jej niż dziwił. Po tym co od niego usłyszała… Elaina
tymczasem odsunęła się od niego, rozglądając się za
krasnoludami, którzy z nią przyjechali. Na nogach trzymało się
tylko dwóch.
Podbiegli
do niej Dwalin, Kili i Fili. Bracia objęli Elainę, unosząc ją
trochę do góry.
-
Dobrze cię znów widzieć. - uśmiechnął się Fili.
-
Was też… - powiedziała cicho obejmując chłopaków, a gdy się
od siebie w końcu oderwali, spojrzała na Thorina, zdało jej się,
że widzi w jego oczach jakby iskierkę nadziei, ale płomyczek zaraz
zgasł. - Tu gdzieś jest Azog, widziałam go z równiny.
-
Wiemy, ale nie znaleźliśmy go. Jeszcze. - mruknął złowrogo
Dwalin, a Thorin kiwnął głową, a potem spojrzał na Elainę.
-
Ilu Dain posłał z tobą?
-
Dwunastu, to była resztka hufca, którym dowodził mój ojciec. -
odparła nie odwracając wzroku.
-
Twój ojciec? - powtórzył Thorin lekko zaskoczony. - Był tu z
tobą?
-
Tak, ale rozdzieliliśmy się. On poszedł z kilkoma krasnoludami
przeszukać Strażnicę...
Thorin
odwrócił się na chwilę i przetarł twarz dłonią, powoli do
niego docierało, co się stało. Zaklął pod nosem i spojrzał znów
na kobietę.
-
Azog posłał tych by nas zabili. - wskazał na trupy leżące
wokół. - Nie spodziewał się drugiego oddziału i tego, że ich
pokonamy. Twój ojciec i jego krasnoludy poszli prosto w pułapkę.
Elaina
zbladła. Zacisnęła dłoń na mieczu i spojrzała na niewyraźny
zarys wieży, potem zrobiła krok, jakby chciała tam iść, ale
Thorin chwycił ją za łokieć. Elaina spojrzała na niego z
wrogością, ale w jej oczach był też strach. Puścił jej ramię.
-
Nie puszczę cię tam samej. To pewna śmierć. - rzekł surowo.
-
A mój ojciec? Nie zostawię go! - syknęła.
-
Pójdziemy razem. - odparł Thorin.
-
To my pójdziemy na zwiady! - rzucił nagle Fili, a Kili pokiwał
głową.
-
Nie, my pójdziemy! - odezwał się jeden z jeźdźców, ściągając
wodze kozła – Będziemy tam szybciej, a gdyby nas dopadli,
odciągniemy ich, będą musieli się rozdzielić. - dodał i
spojrzał na Elainę, a potem na Thorina.
-
Niech będzie. - odparł krasnolud.
-
Uważajcie na siebie. My pójdziemy od drugiej strony. - dodała
Elaina i nie czekając na innych pobiegła przodem, drogą skąd
przyjechała kilkanaście minut wcześniej.
Jeźdźcy
zniknęli we mgle. Po chwili odgłos kopyt ucichł. Kili szybko
wyrywał strzały z ciał.
-
Kili szybciej nie ma czasu! - syknął Dwalin, czekając na niego, bo
reszta już pobiegła za Elainą.
Krasnoludzica
oglądała się za siebie. Słyszała za sobą kroki i szybkie
oddechy. Teraz w głowie miała tylko ojca i to by go uratować.
Nawet nie wiedziała kiedy znalazła się w miejscu gdzie się
rozdzielili. Od razu poszła w kierunku gdzie ostatni raz widziała
Raina. Thorin i tym razem ją zatrzymał, a gdy otwarła usta by
zaprotestować, położył palec na swoich wargach, nakazując jej
milczenie, a potem gestem nakazał, by szła za nim. Zrobiła to
niechętnie. Za nią podążali Kili i Fili, a na końcu Dwalin.
Wszędzie
panowała cisza, co było podejrzane, bo dwójka zwiadowców powinna
była już dotrzeć do Strażnicy. Zarys budowli stawał się coraz
bardziej wyraźny, aż w końcu podeszli na taką odległość, że
widzieli dokładnie każdy szczegół, a także orka stojącego na jednym z poziomów. Elaina zmrużyła oczy. Rozpoznała w
nim Azoga, który gdy tylko ich dostrzegł, uniósł ramię.
-
Nie… - wyrwało się Elainie, gdy zobaczyła, że Azog trzyma jej
ojca. Thorin spojrzał na Elainę i zacisnął dłoń na rękojeści
miecza.
-
Uciekajcie… - usłyszeli głos Raina i w tym momencie Azog wbił w
ciało krasnoluda ostrze miecza, aż wyszło między żebrami z
przodu. Potem Azog puścił ciało, a ono spadło z wysokości
kilkunastu metrów na ziemię.
-
NIE!!! - Elaina poczuła jakby ktoś zacisnął jej na żołądku
lodowate palce. Potem zerwała się i zaczęła biec w kierunku
wieży. Ktoś za nią krzyczał, ale nie rozpoznała głosu, ktoś
chwycił ją, ale uderzyła go z całej siły i wyrwała się. Byle
dotrzeć do ojca, nic innego się nie liczyło. Nagle pojawili się
orkowie. Zaatakowana, zabijała nawet się nie zatrzymując,
zaślepiona wściekłością. Gdzieś ponad sobą słyszała śmiech
Azoga, ale nie zważała na to. Upadła na kolana przy ciele leżącym
na ziemi, wypuszczając miecz z rąk. Jakimś cudem Rain jeszcze żył.
-
Elaina… - poruszył wargami, ledwo wydając głos. Rana w jego boku
zabulgotała ohydnie gdy próbował złapać oddech.
-
Tato! Spójrz na mnie! Patrz! - poklepała go po policzku, bo jego
oczy powoli gasły.
-
Moi synowie… na stosach pogrzebowych... - zdawał się nie słyszeć
już jej słów – Nie zniósłbym… widoku… twojego… stosu…
-
A ja twój zniosę?! - Elaina przytuliła czoło do twarzy ojca, ale
zaraz się podniosła bo przestałą czuć jego płytki oddech.
-
Nie umieraj!... Nie! - Elaina głos się załamał, ale tylko na
chwilę. W głowie krasnoludzicy pojawiła się jedna myśl –
znaleźć i zabić Azoga. Ponad wszystko, z każdą cenę. Nawet za
cenę swojego życia. Zerwała się niewiele myśląc i wbiegła do
wieży.
-
Elaina! - ryknął Thorin, gdy nagle zauważył, że kobieta
zniknęła. Domyślał się, że pobiegła szukać Azoga. Dwoma
ciosami zakończył życie orka, z którym walczył. Chciał biec za
Elainą, ale nie mógł się przedrzeć. Dwalin i siostrzeńcy
również byli zajęci walką i nic nie wskazywało by sytuacja miała
się zmienić w ciągu najbliższych minut.
Krasnoludzica,
mimo żądzy zemsty, myślała trzeźwo i nie zamierzała łatwo dać
się zabić. Ostrożnie, jak najciszej szła ciemnym korytarzem. Na
pozbawione głowy ciało pierwszego towarzysza ojca natknęła się,
gdy weszła na pierwszy poziom. Potem napotkała dwa kolejne.
Wywnioskowała, że orkowie odcięli im drogę na dół, zmuszając
by krasnoludy wspinały się coraz wyżej. Obejrzała się za siebie,
ale nic nie słyszała, ani niczego nie zauważyła. Była sama.
Zapewne większość orków opuściła wieżę i teraz walczyła z
Thorinem i resztą. To nawet dobrze, nie będzie tracić energii na
byle ścierwa. Poprawiła dłoń na rękojeści miecza. Gdzie
jesteś ty… zaklęła w
khuzdul w myślach. Korytarz się skończył i
Elaina rozejrzała się. Na lewo było jakieś pomieszczenie, ściana
zewnętrza była zniszczona.
Lodowata dłoń znów
zacisnęła się na jej wnętrznościach – to stąd spadł jej
ojciec. W kącie, w półmroku, dojrzała kolejne ciało krasnoluda.
Pominęła to miejsce i skierowała się na prawo, gdzie było drugie
pomieszczenie większe, bez dachu. Powoli weszła do środka i
nic się nie działo do momentu, kiedy oddaliła
się na całkiem znaczą odległość od wejścia. Usłyszała warkot
za sobą.
Odwróciła się szybko i zobaczyła Azoga, a obok niego białego
warga.
-
Dawno nie próbowałeś
krasnoludzkiego ścierwa. Jest
twój! - Azog uśmiechnął
się paskudnie, a warg obnażył
kły.
Skoczył
niespodziewanie ku Elainie
z otwartą paszczą, gotów
pochwycić ofiarę. Był
przerażająco szybki. Elaina
odskoczyła
na bok, ale nie mogła mierzyć się z szybkością bestii. Poczuła
uderzenie i poleciała na ziemię. Przemknęło
jej przez myśl, że nie takiej
śmierci chciała… ale czy
powinna narzekać? Poczuła
coś na kształt ulgi. I zrobiło jej się lżej. Dołączy do ojca,
bo tu nie miała już nic. Gdy zginął jej ojciec, jej życie
straciło sens, a ona poczuła, że więcej ciosów od losu nie
zniesie.
Azog
patrzył z lubością na warga i jego ofiarę. Pamiętał doskonale
tego krasnoluda. Przez
niego Dębowa Tarcza wymknął mu się na klifie. Nie zamierzał
puścić tego płazem, a zadanie zwykłej śmierci jak temu starcowi
było zbyt proste. Przy
okazji chciał upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Wiedział,
że Dębowa Tarcza tu przyjdzie, by
ratować towarzysza. Chciał
by krasnolud zobaczył, co zostało z tej kobiety. Chciał go złamać,
by się bał, by ogarnięty strachem popełnił błąd, by w
ostatniej chwili uświadomił sobie, że czeka go śmierć z ręki
tego, który tępił ród Durina jak robactwo.
-
Kończ! - rozkazał wargowi.
Gdy
warg dopadł do Elainy, ta
uderzyła go odruchowo
głowicą miecza łeb na
oślep i szybko odpełzła.
Warg zawył przeraźliwie. Elaina obejrzała się za siebie i
zobaczyła, że coś się stało z jednym ze ślepi bestii. Warg
pocierał łapą krwawiący
oczodół, ale gdy usłyszał
chrobot kamieni spojrzał
przed siebie. Wyszczerzył
kły i
popędził do Elainy. Tym razem krasnoludzica nie miała już
żadnych szans odskoczyć.
Warg złapał
ją w pół i cisnął o mur.
Uderzyła
głową o coś tak mocno, że aż na chwilę poczerniało jej w
oczach, ale
nie wypuściła miecza z rąk. Nie
mogła przez chwilę złapać oddechu, a gdy jej się to już udało,
poczuła w boku silny ból. Warg w trzech susach znalazł się przy
ofierze. Elaina, gdy
bestia się zbliżyła, ostatnim,
rozpaczliwym wysiłkiem
zamachnęła się mieczem...
i trafiła. Ostrze wbiło
się w jej
brzuch bestii.
Warg ryknął z bólu, a gdy krasnoludzica jeszcze przekręciła
ostrzem w jego wnętrznościach, wierzgnął i brocząc czarną
krwią, uszedł kilka kroków ze
stalą między żebrami, a
potem padł. Ale Elaina tego
już nie widziała, bo
straciła przytomność. Azog
zaskoczony takim obrotem wydarzeń postanowił sam dobić krasnoluda,
ale nim zrobił krok usłyszał coś za sobą i zamachnął się
przytwierdzonym do kikuta ręki
ostrzem.
Thorin
odskoczył w ostatnim momencie, bo ostrze minęło jego pierś o
milimetry i gdyby nie czujność, zostałby rozpłatany na
ukos od biodra do pachy. Ork
zamachnął
się drugą ręką
i potężny, najeżony kolcami morgensztern wybił w ścianie sporej
wielkości wyrwę. Thorin zadał cios, ale ork sparował. Potem
kolejny, silniejszy, zadany
dwoma rękami. Ork znów
sparował i zaraz za ostrzem, podążył ze świstem morgernsztern,
ale Thorin odchylił się do tyłu,
wykonał obrót i korzystając z okazji, ze siła z jaką maczuga
opadała na ziemię, zachwiała orkiem znów zaatakował.
Krasnoludzkie ostrze
przejechało, sypiąc iskry, po pancerzu orka i
koniec końców trafiło na odsłoniętą nogę, tnąc skórę i
mięśnie jak brzytwa. Azog
ryknął i odparował kolejny
szybki atak Thorina, zasłaniając
się ramieniem z przytwierdzonym do niego ostrzem. Zatrzymał
Thorinowy miecz, a potem silnie odepchnął krasnoluda. Dębowej
Tarczy miecz wypadł z ręki. Azog uśmiechnął się tryumfalnie i
powoli poszedł w kierunku
Thorina.
Krasnolud
rozglądał się szybko za czymkolwiek do obrony, ale w pierwszym
momencie nic nie zauważył. Dopiero gdy ork był już nad nim i
Thorin widział nad sobą uniesiony morgersztern, wyczuł pod ręką
rękojeść topora, należącego
do jednego z jeźdźców z
Żelaznych Wzgórz. Zacisnął na nim palce i w momencie, gdy ork
zamachnął się maczugą, zerwał się błyskawicznie, przebiegając
pod nogami orka. Gdy znalazł się za nim gruchnął toporem w
lędźwie
Azoga. Ostrze przebiło
pancerz i weszło aż po trzon. Azog upadł na kolana. Ryk
orka mroził krew w żyłach. Thorin puścił trzonek i złapał
miecz. Obszedł orka powoli, dysząc ciężko. Nie mógł sobie
odmówić spojrzenia w oczy wrogowi nim go dobije. Azog charczał,
posoka uciekała z niego tworząc wokół czarną kałużę, ale
nadal patrzył z nienawiścią na krasnoluda i gdy ten zbliżył się
wystarczająco, niespodziewanie
zamachnął się i chlasnął
Thorina
stalowym przedramieniem.
Bilbo
siedział na kamieniu i mimo że drżał z zimna nie zamierzał się
stąd ruszać. Erebor choć była już ciemna noc, nie spał. Wokół
słychać było jęki. Coraz to nowych zwożono z pola bitwy.
Korytarze i sale, które się tylko nadawały były pełne rannych.
Bilbo usłyszał nagle szybkie dudniące kroki. Podniósł głowę.
Władca Żelaznych Wzgórz minął go, zmierzając ku głównej
Bramie. Na hobbita nawet nie spojrzał. Za Dainem szedł Gandalf, a
jego płaszcz łopotał jak skrzydła wielkiej szarej sowy.
-
Dainie! Poczekaj! - wołał za krasnoludem, ale ten zamierzał
słuchać.
-
Na co mam czekać, na wszystkie diabelskie pomioty?! - odwrócił się
i spojrzał gniewnie na Mithrandira, a rude wąsy nastroszyły mu się
groźnie. - Co może być ważniejsze od życia króla?
-
Mówiłem ci, że szukają ich już Beorn i Thranduil...
-
Mam w rzyci taką pomoc! Zmiennokształny i elfi zdrajca! - warknął
Dain, wygrażając w stronę Dale toporem.
-
Dainie Żelazna Stopo, gdyby nie Thranduil nie wziął na siebie
części sił wroga, nie przetrwalibyście! - zauważył czarodziej
surowym tonem, na temat Beorna Gandalf nie miał już siły mówić.
Krasnoludy były uparte i jak sobie coś wbiły do głowy, ciężko
było im to wyperswadować.
-
I może mam mu za to dziękować?! Wycofali się w najgorszym
momencie! Gdyby nie Thorin… - fuknął Dain, coraz bardziej
rozgniewany, ale zauważył że Gandalf patrzy ponad nim. Dain
spojrzał również w tamtym kierunku. Bilbo potarł oczy palcami.
Zmęczenie i nadmiar emocji dawały o sobie znać.
Z
ciemności wyłoniły się najpierw cztery elfy. Jakkolwiek było to
zaskakujące, na ich zawsze świeżych i pięknych twarzach widać
było oznaki wyczerpania. Obok nich szedł Dwalin, wspierając się
na mieczu. Kulał na nogę, a okrwawione ramię trzymał przy sobie.
Co chwila spoglądał na najbliżej niego idących elfów, którzy na
rękach trzymali siostrzeńców Thorina.
Bilbo
zerwał się ze skały i minąwszy Daina i Gandalfa pobiegł w ich
stronę. Dain nie czekając podążył za hobbitem, a za nimi
Gandalf.
Dwalin
kuśtykał wolno po nierównym gruncie, w końcu zatrzymał się i
obejrzał za siebie, ponurym wzrokiem spoglądając na dwóch
wysokich mężczyzn, za którymi szedł jeszcze jeden elfi żołnierz.
Thranduil
z zaciśniętą szczęką co jakiś czas spoglądał na
krasnoludzicę, którą miał na rękach. Czuł swoimi elfimi
zmysłami jak życie w niej gaśnie. Spuścił głowę i przymknął
oczy, bo choć nie mógł porównywać relacji, to nagle uderzyło go
wspomnienie, gdy życie tak samo uciekało z jego małżonki i poczuł
znów ten sam żal i rozpacz. Obok niego Beorn trzymał na rękach
nieprzytomnego Thorina.
-
Fili, Kili! - krzyknął Bilbo gdy dobiegł do elfów. - O nie!
Elaina, Thorin! Czy oni?… - zakrył sobie usta dłonią i odwrócił
się na chwilę nie mogąc znieść widoku sponiewieranych ciał
przyjaciół.
-
Thranduilu! - Gandalf minął Dwalina i obrzuciwszy zatroskanym
spojrzeniem siostrzeńców podbiegł do elfiego króla.
-
Znaleźliśmy ich tam gdzie wskazałeś. - rzekł bez emocji elf. -
Azog nie żyje. - dodał jakby dla porządku.
-
Przepuście mnie! Przepuście! Dwalin, Durin was ustrzegł!... - Dain
spojrzał na krasnoluda, a ten spuścił głowę. Dain minął go bez
słowa i podszedł do Beorna, który klęknął, by krasnolud mógł
sięgnąć do Thorina.
Dębowa
Tarcza miał sporą ranę na boku, ale ktoś opatrzył ją
prowizorycznie. Dain spojrzał na Beorna, potem na Thranduila.
-
Przeżyje. - powiedział elf zwykłym dla siebie wyniosłym tonem. -
Krwawienie zostało zatamowane.
Dain
kiwnął głową powoli podziękowaniu.
-
A ona?
-
Życie z niej ucieka. Gaśnie z każdą chwilą. - rzekł
spoglądając na bladą twarz Elainy.
Dain
poczuł jak bezradność i wściekłość rozsadzają go od środka.
-
Udało się nam odnaleźć też Raina, o którym mówił pan Żelaznych Wzgórz. - odezwał się niespodziewanie niskim głosem Beorn,
zwracając się do Gandalfa.
Ostatni
elf, niosący pogruchotane ciało Raina, zbliżył się i przyklęknął
przed Dainem.
-
To był jej ojciec. - rzekł Dain do Beorna ledwo słyszalnym głosem.
________________
Historia napisana jest na motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.
Nieco dramatyzmu i coraz bliżej koniec! Zbliża się najmniej lubiana przezemnie część historii. I oczywiście najsmutniejsza. Ale w każdej książce moment w którym trzeba się rozstać z ulubionym bohaterem jest niezmiernie przykry i czasami zostaje na dłużej w pamięci. Nie raz zdarza się, że łza zakręcie się w oku.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko nie mogę się doczekać końca, chociaż właściwie znamy już koniec tej historii.
-Dis
Zależy kto się czego spodziewa, Dis ;)
UsuńRacja. Zawsze możesz nas zaskoczyć:-)
OdpowiedzUsuń-Dis
Poczekajcie chwilę, bo muszę się ogarnąć ;) Zwlekałam z przeczytaniem tego odcinka ze względu braku czasu, tzn. nie do końca na brak czasu ale na jego ograniczoną ilość. Nie lubię czytać w pośpiechu, nie lubię tak po prostu przebrnąć przez lekture nawet gdy jest mega fajna. Dzisiaj nadszedł czas (a nie ukrywam wyczekiwałam Dorotko tego momentu hehehe, myślałam o tym odcinku od niedzieli ;)) gdzie ze spokojem usiadłam sobie z moją ulubioną zieloną herbatą z opuncją i zagłębiłam się w lekturę. Doroto moja Kochana! Takie emocje zafundowałaś, że nie mogę się pozbierać. Wiele razy czytałam te same fragmenty, tak mi się podobało! Muzyka też zrobiła swoje :) Dzisiaj tak się wczułam w Elainę, aż normalnie miałam wrażenie, że jestem nią, widzę i czuję wszystko jak ona. AH!! Nie wspomnę już, że Dorota ma arcy talent do nabudowywania akcji i trzymania nas w napięciu :D Dorotko zrobisz mały wyjątek? Opublikujesz ostatnią część nieco wcześniej niż dopiero w niedzielę? Nie wytrzymam do końca tygodnia ;P
OdpowiedzUsuńO rany tyle pochwał ;) Pozostaje mi napisać "dziękuję" :) No i tak jak zawsze mówię, każda taka pozytywna opinia to "kop motywacyjny" :)
UsuńNiestety nie wrzucę wcześniej, gdyż jeszcze go nie ma ;) Dokument jest utworzony i zawiera obecnie łącznie dwa wersy "Rodział 10" i "Tytuł", bo nawet go jeszcze nie nazwałam. Nadmienię jednak że mam już zarys w głowie całego i muszę tylko go rozwinąć:)
Och tak tak, naturalnie :) nie spiesz się, przepraszam, nie odbierz mnie źle ale naprawdę czekam z utęsknieniem :D Zastanawiam się cały czas czy Elainka przeżyje :(
OdpowiedzUsuńNic sie nie stało :) Hihi nie podpuszczaj mnie Moemi :P Nic ci nie powiem ;)
UsuńNo dobra, już nie będę ;)
UsuńHihihi :)
Usuń