niedziela, 6 grudnia 2015

Wyprawa pod Samotną Górę cz. II, Rozdział 9



Witajcie :)

Czas płynie i moja opowieść zbliża się do końca, ale nim poznacie jej zakończenie, spróbujcie przenieść się ze mną jeszcze raz pod Erebor, gdzie tym razem będziecie świadkami wielu zdarzeń. Tych dobrych... tych złych. Ktoś polegnie, a ktoś przeżyje... 

Dziś mam dla was dwa utwory. 
Pierwszy to "Heart Of Courage" wytwórni Two Steps From Hell. Słuchałam go, opisywałam Thorina na polu bitwy. 
Drugi to  kompozycja Hansa Zimmera - "Sorrow" w wykonaniu Lisy Gerrad i tyczy się samej końcówki rozdziału. 

"Heart OF Courage"


"Sorrow"


Miłej lektury!


Rozdział 9
Bitwa

Czarny kruk poszybował ponad głowami dwóch tysięcy krasnoludów w dół zbocza w kierunku Samotnej Góry.
- Myślałem, że będzie ich więcej... – mruknął do siebie Rain, gdy jego oczom ukazała się równina przed Ereborem. Jak na dłoni widać było armię elfów, stojącą w czterech regimentach. Elfy zwrócone były w kierunku bram Ereboru, a na ich czele doskonale widać było elfiego władcę dosiadającego ogromnego jelenia.
- Negocjacje trwają. - stwierdził zgryźliwie Dain.
- Obok niego, widzisz? To Bard. - Elaina wskazała ojcu dłonią w pancernej rękawicy postać na siwym koniu. - A na bramie…
- Tak… to nasi! I… - Rain zmrużył oczy.
- ...Mój kuzyn. - dokończył za niego Dain. - Zauważyli nas.
W tym momencie dało się słyszeć radosne okrzyki krasnoludów stojących na blankach, a jedno uderzenie serca później elfie regimenty jak jeden mąż odwróciły się i ruszyły w kierunku krasnoludzkiej armii.
- Oho… leśna wróżka mknie ku nam!- Dain zarechotał, widząc jak jeleń Thranduila idzie między elfami w ich kierunku - Byłby doprawdy niepocieszony gdybym nie mógł wymienić z nią kilku uprzejmości.
- Jeleń na jeleniu... - dorzucił swoje Fenrir.
Dain, Elaina i jej ojciec oraz kilku krasnoludów, którzy stali najbliżej wybuchło śmiechem.
- Na stanowiska, a potem wolno ku nim. - rozkazał Władcza Żelaznych Wzgórz i dał swojemu rumakowi ostrogę. Rain i Fenrir, a z nimi Elaina cofnęli się do kawalerii i ustawili w szyku.
Krasnoludzkie oddziały dyscypliną i musztrą nie ustępowały ani trochę elfom. Ich równy krok odbił się jak odgłos gromu od skał Samotnej Góry. Pierwsze szeregi ciężkiej piechoty zatrzymały się dokładnie dwadzieścia kroków za swoim władcą.
- No dzień dobry wszystkim! - donośny głos Daina rozległ się ponad głowami elfów – Jak samopoczucie? Dobrze? To się cieszę niezmiernie i od razu przejdę do sedna… - Dain pomierzył elfie szeregi i skupił wzrok na Thranduilu, który wreszcie stanął w pierwszej linii – Zjeżdżać mi stąd ale już, póki jeszcze grzecznie proszę!!! - ryknął Dain nagle, aż jeleń Thranduila się spłoszył. Elf ściągnął wodze wierzchowca i uśmiechnął się kpiąco.
- Myślę, że wystarczy tych kurtuazji na dziś, Dainie Żelazna Stopo! - z tłumu wyłonił się nagle starzec odziany w szarość, a przy nim mały jegomość, plątający się jak dziecko przy spódnicy matki. Dain uniósł brew.
-No nie… tu też cię przywiało Gandalfie Szary? - zawołał krasnolud.
Elaina w tym czasie wyciągała głowę, by dostrzec czarodzieja. Zdziwiła się gdy dostrzegła hobbita poza Górą. Owładnęło ją dziwne, niepokojące uczucie, że stało się coś złego. Spojrzała szybko na bramę Ereboru. Odróżniła jedynie kilka postaci, w tym Thorina. Wszyscy patrzyli w kierunku Daina.
- Przemów do tej hołoty, niech zabierają tyłki w troki i won, inaczej zostawią tu swoje kości! - Dain nie spuścił z tonu, choć Gandalf skłonił się mu i swoim zwyczajem przybrał dobrotliwą minę.
- Dainie, nie czas teraz na spory ani co gorsza wojnę między ludźmi, krasnoludami i elfami! Mamy większy problem! Orkowie w wielkiej liczbie maszerują na Samotną Górę! Będą tu nim szybciej nim się spodziewamy! Cofnij się… proszę.
- Waż słowa czarodzieju! Nie będę się cofał przed elfami! A zwłaszcza przed nim! - Dain wskazał na Thranduila, którego wzrok był nie mniej morderczy niż spojrzenie krasnoluda – Ten leśny delikacik jest tu tylko po to, by upokorzyć moich braci! A ja na to nie pozwolę! Ale skoro już popełnił ten błąd i w swojej głupocie i pysze stanął mi na drodze to skrócę go o ten siwy łeb!
Thranduil zacisnął dłoń na rękojeści miecza. Atmosfera był już tak napięta, że wystarczyła jedynie iskierka, niefortunny gest, słowo wypowiedziane w złej wierze, by obie armie rzuciły się na siebie.
- Widać szaleństwo jest u was rodzinne! - zawołał elfi władca i to było to.
Dain fuknął jak rozjuszony dzik.
- Dosyć! Zaraz będziesz inaczej śpiewała leśna wróżko! Szykować się! - ryknął zawracając rumaka, a pośród krasnoludów rozległy się komendy i zastępy ciężkozbrojnych stanęły w pozycji bojowej, robiąc krok w przód, jednocześnie uderzając w tarcze. Huk był taki, że aż ziemia zadrżała.
Elfy nawet bez rozkazu przegrupowały się tworząc na pierwszej linii mur z tarcz najeżony włóczniami. Jednocześnie na skinięcie dłoni Thranduila łucznicy, którzy wcześniej cofnęli się, teraz nałożyli strzały i wystrzelili. Chmura pocisków wznosiła się górę, lecąc prosto na krasnoludy. Mina Thranduila mówiła sama za siebie - taka liczba pocisków z łatwością zabije lub trwale wyeliminuje z walki dużą część krasnoludów.
- Takiś ty?… Zaraz ci pokażę motylki jakich nie ma w twojej puszczy… - mruknął do siebie Dain, widząc lecące strzały i spojrzał w stronę balist. - Chłopaki! Ognia!
W tym momencie krasnoludy obsługujące machiny zwolniły blokady i w powietrze na spotkanie roju strzał poleciały potężne wirujące bełty. Gdy napotkały na elfie strzały, te zostały połamane i zmielone w powietrzu, a na krasnoludy spadł jedynie deszcz patyków i drzazg. Jednocześnie krasnoludzkie bełty, gdy dosięgły elfich regimentów, wyrwały w nich dziury na kilka szeregów, masakrując wojowników. Dain roześmiał się tryumfalnie patrząc na to i na Thranduila, który miotał się zaskoczony nagłą porażką. Od strony Góry dało się słyszeć okrzyki radości kompanii.
- Szybko poszło… - mruknęła Elaina, zbierając wodze wierzchowcowi, który nerwowo drobił w miejscu.
- Nie byłbym taki pewny. - odparł jej Rain.
- To co? Jeszcze coś masz do powiedzenia Thrandy? - zawołał władca Żelaznych Wzgórz.
Elf oderwał wzrok od pobitych żołnierzy i spojrzał wściekły na krasnoluda. Podniósł dłoń do góry…
Nagle rozległ się ryk, a potem dźwięk ni to rogu, ni to trąby. Dźwięk chrapliwy, nieprzyjemny na uszu, ale donośni i przenikliwy. Wszyscy - krasnoludy, elfy i ludzie - spojrzeli w kierunku źródła dźwięku i najpierw zaskoczenie, a potem groza pojawiła się na ich twarzach.
- Orkowie… czarodziej miał rację. - szepnęła Elaina do siebie i przełknęła ślinę. Jeśli do tej pory patrzyła na potyczkę z elfami bez specjalnej obawy, to teraz sytuacja zrobiła się poważna.
Do doliny po zboczach zaczęły schodzić niezliczone ilości orków. Z daleka widać było, że są uzbrojeni po zęby.
- Czołem ku wrogowi! - ryknął Dain i dwa hufce piechoty pobiegły, zadziwiająco szybko jak na ciężkozbrojnych, na flankę elfiego wojska, zastawiając dojście do Góry zbliżającym się orkom.
Elfy też się przegrupowały. Thranduil odrzucił uprzedzenia w obliczu tak realnego niebezpieczeństwa. Wydawał szybko rozkazy w sindarinie i część elfów pobiegła wzmocnić pancerny szereg krasnoludów. Reszta zajmowała nowe pozycje.
Elaina poczuła jak serce zaczyna jej szybciej bić. Znała to uczucie, kiedy adrenalina powoli sączyła się do krwi, a zmysły się wyostrzały. Spojrzała na ojca, a on uśmiechnął się krótko i położył jej dłoń na ramieniu, odwzajemniła uśmiech. Było to jak życzenia szczęścia i jednocześnie gdyby go zabrakło, pożegnanie. Rain uniósł bojowy młot.
- Hufiec za mną! - jego głos był ledwo słyszalny w zgiełku maszerujących pokracznie orków, ale gest dłonią wystarczył doskonale wyszkolonym kawalerzystom. Oddział ciężkozbrojnej jazdy, nie łamiąc szyku ani o pół koziego łba, zawrócił i skierował się ku dolinie, gdzie pierwsi orkowie uderzyli w krasnoludzki mur.
Choć zostali położeni jak jeden mąż, zaraz na ich miejsce przyszli kolejni, napierając na krasnoludy. Gdzieniegdzie jakiś krasnolud padł, bo dosięgło go ostrze, gdzieś indziej kolejny zginął od uderzenia maczugą. Mimo to krasnoludy trwały dzielnie nie cofając się ani o krok, ale orków nie ubywało i atakowali z coraz większą zaciętością i okrucieństwem. Nagle ponad nimi przeleciała chmura strzał i przybijając do ziemi kilka linii zbliżających się orków, a ponad krasnoludami przeskoczyły elfy i stanęły zasłaniając krasnoludów. Ci niewiele myśląc, poczęli się przegrupowywać łatając „dziury” w swoich liniach. Nie zdążyli, bo nagle zostali uderzyli przez kolejną falę wroga, który zdołał się przedrzeć przez walczące na pierwszej linii elfy. Krasnoludzki mur został przerwany i rozpoczęła się regularna bitwa.
Hufiec Raina tymczasem pędził stromym zboczem.
- Śmieeeerć! - krzyknął w khuzdul Fenrir, co zaraz podjęła zaraz reszta.
Oddział zwalił się z całą siłą na jeden z nowo nacierających oddziałów orków, rozbijając go doszczętnie.
- Dobić! Nie ma litości! - ryczał przez zgiełk bitwy Fenrir.
Nie musiał tego mówić, krasnoludy walczyły i eliminowały kolejnych przeciwników nie ustępując w okrucieństwie orkom, a zawziętością jeszcze je przewyższały.
Elaina, gdy wpadli między wroga, straciła ojca z oczu. Furia pochłonęła ją zupełnie. Adrenalina pulsowała w żyłach, a ryk i zgiełk bitwy powodowały, że jej kolejne dawki odurzały krasnoluda, sprawiając, że stał się maszyną do zabijania. Miecz miała już czarny od posoki orków, który nawet na chwilę nie miał okazji by ta krew z niego spłynęła.
- Raaaain! - gdzieś doszedł ją krzyk Daina, ale to było jakby z innego świata, nie docierało do niej dokładnie. - Troolle!!
Obejrzała się tym razem momentalnie i aż zamarła, bo prosto na ich oddział pędziły wielkie bestie, machając łapami uzbrojonymi w ogromnych rozmiarów bojowe młoty.
Krasnoludzica zaczęła się rozglądać, szukając ojca, jednocześnie, mając baczenia na to co dzieje się wokół niej starała się zejść z drogi trollom.
- Cofnąć się! Cofnąć! - usłyszała nagle głos ojca – Niech przejdą!
Spięła kozła i rozpłatawszy jednym cięciem orka, zmusiła wierzchowca do skoku. Za sobą usłyszała jakiś makabryczny ni to chrzęst ni to kwik. Walcząc z otaczającymi ją orkami, kątem oka dostrzegła jak jeden z jej towarzyszy leci w górę uderzony przed trolla, a potem ginie gdzieś w tłumie walczących. Troll tymczasem zatrzymał się i począł kręcić się kółko zataczają kamiennym młotem młynki, zabijając wszystko co znalazło się w jego zasięgu. Ci co stali w pewnym oddaleniu zamarli z przerażenia, widząc jak martwe elfy, krasnoludy i orkowie lecą w powietrzu i rozbijają się ziemię jak szmaciane kukły. Czasem słychać było wrzask nieszczęśnika, który przeżył uderzenie, a teraz leciał i upadał czując potworny ból połamanych kończyn i zmiażdżonego ciała. Elaina z wysokości siodła szukała wzrokiem ojca, który znajdował się wcześniej gdzieś w zasięgu szalejącego trolla. Troll w tym czasie przemieścił się i trafił młotem w kolejną grupę walczących, którzy ze szczękiem gniecionej stali i trzaskiem łamanych kości polecieli w górę i nadal siał śmierć, tak że sposób było do niego podejść.
- Zabijcie to ścierwo! - ponad zgiełkiem bitwy dało się słyszeć krzyk Fenrira. - Osłaniać kuszników!
Elaina zobaczyła, jak oddział kuszników osłaniany przez piechotę naciąga bełty. Niestety dopiero trzecia salwa powaliła bestię. Troll upadł wznosząc tumany kurzu. Elaina rozejrzała się wokół siebie. Mnóstwo ciał jej braci i elfów leżących na ziemi, deptanych przez walczących i miażdżonych przez trolle. Coraz mniej widziała stojących. Spięła kozła i pojęła próbę, dostania się w miejsce gdzie mógł być jej ojciec. Nie było jej to jednak dane. Wrogów było zbyt wielu, by mogła się przedrzeć. Coraz częściej łapała się na tym, że patrzy w kierunku Góry. Nie liczyła na to, że Thorin dołączy do walki z elfami, ale teraz sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Liczył się każdy krasnolud, a walka też toczyła się już o inną stawkę.
- Gdzie jest do cholery Thorin!!! Gdzie jest Erebor?! - nie wiedziała czy wykrzyczała to ona czy tylko pomyślała, ale po chwili znów to usłyszała i dostrzegła zbliżającego się Daina walczącego z zajadłością godną niedźwiedzia. Krasnolud cwałował na swojej świni przez pole bitwy, kosząc młotem każdego napotkanego wroga. W pewnym momencie, nawet nie widząc co robi ściągnął jednego orka z pleców Thranduila, który również z nie mniejszą zawziętością brał udział w walce.
Elaina spojrzała znów na mury Ereboru, ale nic się nie zmieniło. Nagle poczuła uderzenie z boku i jej kozioł wywrócił się razem z nią, wierzgnął i po chwili podniósł się. Elaina jednak spadła na ziemię, gdzieś wypadł jej miecz, zdołała złapać jedynie jeden z toporów, potem jej wierzchowiec uciekł i tyle go widziała.

Thorin patrzył w szczerozłotą posadzkę idąc powoli przez salę herbową. Przed chwilą zszedł z murów, ale i tutaj słychać było zgiełk bitwy. Nie zamierzał na to patrzeć. Po co… w razie czego będzie się jeszcze mógł ukryć…
Jak tchórz!
I złoto też ukryje, ile się tylko da…
Złoto jest ważniejsze dla ciebie od twoich braci?!
Potrząsnął głową i poprawił koronę.
Siedzisz tu w tej koronie, a jesteś jedynie cieniem dawnych władców…
- Nie jestem! - krzyknął, ale w jego głowie pojawiały się kolejne głosy.
Ten skarb odebrał ci rozum!… Prowadzisz nas do zguby!
Jesteś zdrajcą!
Zdradziłeś… nas, ją… siebie.
Wynoś się! Nim każę cię stracić!
Thorin powoli zatrzymał się i spojrzał w swoje odbicie. Nagle zobaczył tam nie siebie, ale swojego dziadka, który śmiał się z niego, a w jego spojrzeniu i głosie było coś ohydnego, nagle dziadek zmienił się znów w niego samego.
- Nie, nie jestem jak on… - szepnął Thorin.
Jesteś, mój wnuku… to nasza choroba, to nasze przekleństwo…
- Nie... Nie!
Odbicie uśmiechało się do Thorina, patrzyło mętnym hipnotyzującym wzrokiem.
Mój ssskarb… tylko mój… ja jestem Królem pod Górą, nagle wyszeptało, a potem postać krasnoluda zmieniła się nagle w smoczy łeb, który rozpalił się i zionął na Thorina ogniem.
Jesteś potworem bez serca! Jak… jak… Smaug!
- NIE! - Thorin cofnął się szybko w tył ledwo łapiąc równowagę.
Zerwał z głowy koronę i cisnął nią o posadzkę. Potem zrzucił z ramion płaszcz i zdjął bogatą zbroję. Poczuł, dosłownie i w przenośni, jak z jego ramion spadł ogromny ciężar. Stał przez chwilę, jakby ktoś wyrwał go z długiego snu pełnego koszmarów. Odetchnął głęboko i przetarł dłońmi twarz. Wszystko mu się przypominało. Najpierw to jak Smaug spadł do Jeziora. Potem poszukiwania Arcyklejnotu i skromna uczta… Elaina! Gdzie ona jest? Thorin pobiegł kilka kroków i nagle zamarł, bo wróciło wspomnienie ich ostatniej rozmowy.
- Na Durina, co ja uczyniłem! - jęknął.
Thorin postanowił pobiec do kompanów i nagle do jego uszu doszły odgłosy bitwy i uświadomił sobie rzecz jeszcze gorszą. Tam na zewnątrz trwała rzeź jego braci. Rzeź, na którą kazał swoim kompanom patrzeć mimo, iż ci rwali się do walki. Dębowa Tarcza wziął miecz i czym prędzej udał się na bramę.
Gdy dotarł do kompanów, zobaczył ich zrezygnowanych siedzących z grobowymi minami. Pierwszy dostrzegł go Kili. Chłopak zerwał się i podbiegł do Thorina.
- Nie będę tu siedział, kiedy inni walczą i giną za nas! Rozumiesz?! Nie tak mnie wychowałeś! Nie na tchórza! - Thorin pierwszy raz widział Kilego tak rozgniewanego, ale i z tym charakterystycznym dla wojowników błyskiem w oczach. Uśmiechnął się do niego lekko.
- To prawda. Jesteśmy z rodu Durina, a synowie Durina nigdy nie są tchórzami. - Thorin położył dłoń na ramieniu siostrzeńca, a chłopak pokiwał głową. W jego oczach pojawiły się łzy, bo stał przed nim wuj, którego znał i kochał, a nie bezduszny, obcy oszalały z chciwości władca.
Dębowa Tarcza uściskał Kilego, po czym minął go i podszedł do reszty. Krasnoludy w milczeniu patrzyły na niego nie wiedząc czego się spodziewać.
- Nie mam prawa po tym wszystkim prosić was o cokolwiek, ale… - spojrzał po twarzach kompanów, bolało go, że nie widzi wśród nich tej jednej, najdroższej, ale obiecał sobie, że jeśli dane mu będzie przeżyć zrobi wszystko, by odnaleźć Elainę -… czy pójdziecie za mną? Ten jeden, ostatni raz?...
Nawet nie skończył zdania, gdy krasnoludy zerwały się z miejsc, chwytając za broń.

Przed Elainą stał potężny ork, sapiąc aż spod hełmu buchała para. Krasnoludzica spojrzała na swój mały topór, a potem na wielki miecz orka. Potwór zacharczał - to miał być chyba śmiech. Nie zamierzała uciekać. Jeśli jej pisane dziś polec, niech tak będzie, ale nie zamierzała tanio sprzedać skóry. Spojrzała jeszcze raz na wroga. Miała nadzieję, ze jest tak głupi na jakiego wygląda oraz odrobinę wolniejszy niż się zdaje. Ork zamachnął się mieczem, ale krasnoludzica w ostatnim momencie zrobiła zwód unikając ostrza. Znalazłszy się za orkiem chlasnęła toporem w niechronione z tyłu stawy kolanowe. Ork upadł, sikając na wszystkie strony z przeciętych tętnic czarną krwią. Elaina dostrzegła miecz, złapała go w dwie ręce i cięła z całej siły, tak że głowa orka odleciała na sporą odległość.
- Odwrót! Cofnąć się! - dobiegł ją nagle głos Daina i poczęła szukać wzrokiem dowódcy. - Pod bramę! Formować szyk! Do szyku!
Nie czekając Elaina poczęła przedzierać się do swoich, po drodze chwyciła jakąś tarczę, a gdy już do nich dotarła ustawiła się do rzędzie z innymi. Będąc w miarę bezpieczną, znów zaczęła szukać wzrokiem ojca. Gdzieś obok słyszała Fenrira, Dain stał przed nimi, krzyczał rozkazy, ale wszystko słyszała jak we śnie.
- Trzymać linię! Ani kroku w tył! - Dain stał w pierwszym rzędzie razem ze swoimi ludźmi, gotów z nimi polec tu na tej równinie. Obok niego ramię w ramię powinien stać również Thorin i jego nieobecność kuła w oczy.
- Rain! Gdzieś był?! Na flankę! - usłyszała nagle. To Fenrir krzyczał do małej grupy kawalerzystów, która właśnie dotarła do resztki krasnoludzkiej armii. - Na flankę!
Rain stanął ze swoim oddziałem w linii. Nie wydawało się by był ranny, jedynie jego piękna broda była cała czarna od krwi orków.
Tymczasem w zgiełku bitwy w oddali pojawiło się wielkie poroże jelenia. Thranduil, krzyczał coś do swoich, unosząc dłoń uzbrojoną w miecz. Elfy cofały się do Dale. Nie wiadomo było czy zamysł taktyczny, czy odwrót.
- Wycofują się do miasta! - krzyknął któryś z krasnoludów, co spotkało się z wściekłymi okrzykami w stronę elfów.
- Niech idą! Nie trzeba nam ich tutaj! - warknął Dain.
Orkowie tymczasem poczęli formować szyki by ostatecznie rozprawić się z krasnoludami. Było ich tak wielu, jakby ani jeden z tych co przybyli tutaj nie padł od krasnoludzkich i elfich ostrzy.
Śmierć poczęła poczęła krążyć nisko ponad krasnoludami, rozkładając swe czarne skrzydła, by przygarnąć kolejnych. Wiedziała jednak, że o każdego krasnoluda będzie musiała stoczyć walkę, bo choć każdy wojownik zna się z nią dobrze, to żaden łatwo się jej nie podda.
Wróg ustawił się w szeregu, ale nie atakował. Krasnoludy czekały na swoje przeznaczenie, wzajemnie się zagrzewając do walki. Zdawało się jakby orkowe oddziały czekały na rozkaz. I tak w istocie było. Ze Kruczej Strażnicy rozległ się dźwięk rogu i dopiero na ten sygnał zastępy ruszyły. Elaina spojrzała szybko na Strażnicę i zdało jej się, że widzi wielkiego białego orka… nie była pewna, do momentu, aż obok swego pana pojawił się biały warg. Azog wskoczył na jego grzbiet i oboje zniknęli z oczu Elainie.
Nagle za plecami krasnoludów rozległ się huk rozłupywanych skał. Dain obejrzał się za siebie i zobaczył bramę Ereboru spowitą chmurą pyłu. Z początku nie wiedział co się stało, ale ciężki pył szybko osiadał. Ukazała się więc pierw wielka wyrwa w murze, a potem zobaczył kilkunastu uzbrojonych krasnoludów wybiegających na pole bitwy. Na czele tego oddzialiku dostrzegł swojego kuzyna.
- Ha! Thorin! - ryknął Dain uradowany, a szeregi krasnoludów poczęły rozstępować się by przepuścić nowych towarzyszy broni.
Dain wcześniej patrzący śmierci w oczy z ponurą zawziętością, teraz śmiał się jej w twarz. Czuł jak wstępują w niego nowe siły. Czuł to od swoich współtowarzyszy. Od razu przypomniała mu się dolina Azanulbizaru wiele lat temu, gdy Thorin poprowadził ich do straceńczej szarży na zastępy orków. Gdy pierwszy raz wtedy stanął na czele swego ludu jako król, a oni poszli za nim. I teraz widział tego samego Thorina, który z determinacją, odwagą i poświęceniem stawał razem ze swymi braćmi ramię w ramię. Zaraz za Thorinem dostrzegł Balina i Dwalina, a za nimi biegło dwóch młodych krasnoludów, domyślił się że to siostrzeńcy Dębowej Tarczy. Bez chwili zastanowienia oddał dowództwo Thorinowi.
- Za króla! - krzyknął i podążył za kuzynem i jego towarzyszami wprost na spotkanie orków, a za nim ruszyli wszyscy krasnoludowie z Żelaznych Wzgórz.
Impet z jakim rozbili szeregi wroga zaskoczył nawet ich samych, ale dodał tylko sił i odwagi. Krasnoludy stawały do walki, jakby dopiero weszły na pole bitwy. Morale fruwało wysoko pod listopadowym niebem jak kilka godzin wcześniej krasnoludzkie bełty.
Thorin wraz z siostrzeńcami szedł przed siebie niczym taran, kładąc każdego orka jaki nieopatrznie napatoczył mu się pod miecz. Mimo skupienia na walce, podświadomie trzymał się blisko chłopaków. Bili się tak, że serce rosło i nie oszczędzali się ani trochę, co napawało Thorina wręcz ojcowską dumą. Nagle gdzieś z boku mignęła mu kępa rudych kłaków, która zniknęła na kilka sekund, by zaraz pojawić się znów i z tryumfalnym rykiem położyć jednym machnięciem młota trzech orków.
- Thorin! Co tak długo ci zeszło?! - krzyknął Dain do niego.
Dębowa Tarcza, który właśnie poderżnął gardło orkowi, zamachnął się potężnie odrąbując ramię kolejnemu potworowi. Fili rozbił czaszkę orka, dokańczając dzieła. Thorin podbiegł do kuzyna i krasnoludy objęły się krótko na powitanie.
- Dużo by mówić! - zaśmiał się Thorin, bacząc wciąż na siostrzeńców.
- Nalazło się tego ścierwa! Zaczyna nam brakować sił! - Dain spoważniał rozglądając się wokół.
- Wiem, ale… - zaczął krasnolud, ale przerwał bo ponad głowami walczących rozległ się krzyk. Znał ten krzyk. Spojrzeli w górę. Ogromne orły pojawiły się jakby znikąd i Thorinowi przemknęło przez myśl, że to pewnie sprawka Gandalfa.
- Co to na nowe diabelstwa? - zawołał Dain, ale widząc jak Kili i Fili wiwatują widząc orły, domyślił się, że to nie wrogowie, a sprzymierzeńcy.
Jeden z orłów zaczął gwałtownie obniżać lot i gdy był bardzo nisko z jego grzbietu zsunął się potężnej budowy człowiek, a gdy wylądował na ziemi był już ogromnym niedźwiedziem, który z furią rzucił się na orków. Łatwo było odnaleźć miejsce gdzie się znajdował, bo znaczył je fruwającymi kończynami i rozbryzgami krwi sikającej z rozerwanych ciał wrogów.
- Mamy pomoc, kuzynie! Odwagi! - Thorin klepnął mocno Daina. - Wytrwamy, albo jutro będziemy ucztować w Salach Oczekiwania razem z przodkami! - ryknął, bo jeden z orłów przelatując ponad nimi akurat wołał przeraźliwym głosem swoich braci, zagłuszając wszystko inne. Potem nie czekając na nich obniżył lot i począł szponami zbierać orków, a następnie uniósł ich nad skały i tam wypuścił z dużej wysokości, by się o nie rozbili. Dain kiwnął głową i rzucił się na pomoc krasnoludom powalającym właśnie jednego z trolli.
Elaina przeżyła szarżę. Starała się uspokoić oddech, korzystając z chwili spokoju. Dostrzegła w pobliżu luźno biegającego wierzchowca. Niewiele myśląc złapała go i dosiadła. Odczuwała już powoli zmęczenie i dziękowała przodkom, że uchronili ją jak na razie przed ranami. Z wysokości grzbietu, niewielkim oddaleniu zauważyła Daina i zaraz potem Thorina. Widziała jak się witają. Potem jak Thorin patrzy na Kruczą Strażnicę.
Dołączenie się do walki przez Thorina, odebrała tak samo jak wszyscy. Mimo to poczuła lekkie ukłucie w sercu. Nie myślała jednak o nim dłużej niż to było konieczne. Walczyła za króla, za Erebor jak każdy tutaj, bo tak nakazywał jej honor. Osobiste urazy zeszły na dalszy plan.
- Elaina! - ryknął nagle Dain, dostrzegając ją. Thorin gdzieś zniknął. - Rain ma jeszcze kilku jeźdzców! - wskazał na grupę szarżujących krasnoludów. - Jedźcie za Thorinem! Tam będzie gorąco! - spojrzał na Kruczą Strażnicę.
- Tu potrzeba walczących! Nie tam! - odkrzyknęła mu przez zgiełk bitwy.
- To był rozkaz! Wykonać! - ryknął na nią Dain. Elaina bez słowa kiwnęła głową i zawróciła kozła, kierując się w stronę gdzie widziała oddział ojca. Dotarłszy do nich przekazała rozkaz Daina, a Rain zebrał swoich ludzi i podążyli w kierunku Strażnicy. Przez mgłę i dymy z płonącego Dale, dostrzegli Dębową Tarczę i jego siostrzeńców, a także Dwalina. jak wspinali się po stromej ścieżce na skalny czub. Ich kozły zwinnie przeskakiwały po skalnych półkach coraz wyżej i wyżej.

Thorin, gdy dotarli na szczyt rzucił szybko okiem na równinę pod Ereborem. Mimo, że dołączyły orły, a rozwścieczony Beorn, widoczny nawet stąd, dziesiątkował orków, szala nie przechylała się na korzyść sprzymierzonych elfów, krasnoludów i ludzi. Thorin podniósł wzrok na stojące na ruinach strażnicy sygnalizatory. Zniszczenie ich mogłoby dać szansę na wprowadzenie chaosu wśród orków.
- Kili, Fili za mną! Cicho i bez niepotrzebnej brawury! - syknął do siostrzeńców a ci pokiwali głowami. Puścili wolno wierzchowce, a one umknęły gdzieś na skały, ginąc im z oczu. Poczęli podchodzić wolno pod wierzę.
- Kili! - Thorin przesunął palcem po krtani i wskazał na orka, który stał na krawędzi skalnej półki skąd dowodzono armią. Kili kiwnął głową, naciągnął cięciwę. Kilka sekund później ork ugodzony strzałą runął w dół.
Thorin uśmiechnął się do chłopaka z uznaniem, po czym ruszyli dalej.

Jakiś czas potem i oddział Raina dotarł na wzgórze. Nikogo nie dostrzegli, nawet na strażnicy przy sygnalizatorach nie było żywej duszy.
- Coś tu cicho… - mruknął Rain.
- Za cicho… - dodała Elaina.
- Są ślady. - wskazał jeden z jeźdźców na skupisko odcisków na śniegu, które oddalały się od nich, a potem znikały za skałami.
- Ruszamy. Ostrożnie, jeden z drugim. - zarządził Rain. Krasnoludy w ciszy podążyły za dowódcą trzymając broń w gotowości. Kozły stąpały po zmarzniętej ziemi, cicho stukając kopytami. Jeźdźcy rozglądali się wokół siebie, ale nic się nie działo. Jedynie wiatr gwizdał w ruinach Kruczej Strażnicy wznoszącej się po ich lewej stronie. Nagle Rain uniósł do góry dłoń.
- Stać. - rzekł cicho.
Elaina spojrzała na ojca pytająco, a on wskazał głową na Strażnicę.
- Rozdzielamy się. - Rain zsiadł z kozła.
- Co? - Elaina spojrzała zaskoczona na ojca.
- Milczeć i słuchać! - krasnolud surowo spojrzał na córkę, już zapomniała jaki bywał apodyktyczny. - Coś mi tu śmierdzi i trzeba to sprawdzić, a nie leźć bezmyślnie. A przede wszystkim trzeba znaleźć naszych. Wy... – wskazał na czterech krasnoludów - ... idziecie ze mną do Strażnicy, reszta zostaje pod dowództwem Elainy i obchodzicie czub od północy. Wykonać!
To rzekłszy Rain i jego drużyna zniknęli we mgle. Elaina patrzyła jeszcze kilka sekund za ojcem.
- Za mną! - machnęła ręką i zastęp ruszył powoli do przodu. Wszędzie nie widać było żywej duszy, co Elainę bardzo niepokoiło. Zwłaszcza, że wiedziała, kto tu był wcześniej. Azog był przebiegły i jeśli zauważył ich przybycie mógł przyszykować zasadzkę. Nagle za plecami usłyszeli chrobot, a potem spomiędzy ruin wypadło na nich kilkunastu orków. Jeden krasnolud zginął od razu, gdy jakiś ork odrąbał mu głowę, ale reszta mając do dyspozycji nie tylko broń, ale i ćwiczone do walki wierzchowce okazała się trudnymi przeciwnikami. Orkowie ginęli powaleni przez potężne rogi kozłów, a potem od mieczy i toporów krasnoludów. W ferworze walki jeźdźcy poczęli się od siebie oddzielać, przez co stanowili łatwiejszy cel, w efekcie czego kolejnego krasnoluda orkowie zwlekli z kozła i zasiekli na skałach.
- Nie rozdzielać się! Za mną! - krzyknęła Elaina widząc, że sytuacja wymyka się spod kontroli i galopem popędziła przed siebie. Obejrzała się ilu podążyło za mną. Czterech, którzy zostali przy życiu, było tuż za nią. Orkowie biegli za nimi. Krasnoludy wypadły na jakiś dziedziniec. Nagle Elainie świsnęła koło głowy strzała. To spłoszyło jej rumaka, który stracił równowagę i zarył o grunt. Elainą wypadła z siodła i przejechała po ziemi kilka metrów. Kozioł tymczasem zerwał się z ziemi i zniknął we mgle.
- Nie strzelaj! To nasi! - usłyszała skądś głos Dwalina. Rozejrzała się i zobaczyła Kilego i Filego. Brakowało tylko… Nagle ktoś szarpnął ją za ramię i poderwał z ziemi. Gdy stanęła zobaczyła przed sobą Thorina.
- No bracie, mało brakło… - rzekł i zamarł widząc kogo ma przed sobą.
W tym momencie ścigający ich orkowie wbiegli na placyk.
- Kili! - krzyknęła Elaina do łucznika, a ten wypuścił strzałę. Potem wspiął się na mur i stamtąd strzelał, zabijając jednego orka po drugim.
Elaina wybiegła naprzeciw nadbiegającemu orkowi, sparowała cios, potem zrobiła obrót i cięła przeciwnika, zabijając go. Fili dobiegł do Elainy i stanęli oboje plecami do siebie, by chronić się nawzajem. Dwalin i Thorin tymczasem walczyli w pojedynkę. Jako doświadczeni weterani szybko uporali się z tymi największymi. Gdy wybili wszystkich orków, którzy ścigali Elainę i jej grupę, Thorin podszedł do krasnoludzicy, nadal nie mogąc uwierzyć, że ją tu widzi. Po pierwsze zastanawiało go, czy to był znak od losu, że dane mu będzie naprawić błędy, czy może kpina i nim zdoła ją przeprosić wszyscy zginą. Po drugie to, że uczestniczyła w bitwie i to, że przyjechała za nim tutaj, gdzie śmierć mogła ich spotkać na każdym kroku, sprawiało, że czuł złość na Elainę, za jej naturę wojownika, która kazała pakować się dziewczynie w najgorsze bagno.
- Co ty tu robisz? - chwycił ją za ramiona.
- Wykonuję rozkazy Daina! - odparła, jakby zdziwiona, że nie pojmuje oczywistych faktów. Spojrzał na niego tak, że sam cofnął ręce. Wcale się jej niż dziwił. Po tym co od niego usłyszała… Elaina tymczasem odsunęła się od niego, rozglądając się za krasnoludami, którzy z nią przyjechali. Na nogach trzymało się tylko dwóch.
Podbiegli do niej Dwalin, Kili i Fili. Bracia objęli Elainę, unosząc ją trochę do góry.
- Dobrze cię znów widzieć. - uśmiechnął się Fili.
- Was też… - powiedziała cicho obejmując chłopaków, a gdy się od siebie w końcu oderwali, spojrzała na Thorina, zdało jej się, że widzi w jego oczach jakby iskierkę nadziei, ale płomyczek zaraz zgasł. - Tu gdzieś jest Azog, widziałam go z równiny.
- Wiemy, ale nie znaleźliśmy go. Jeszcze. - mruknął złowrogo Dwalin, a Thorin kiwnął głową, a potem spojrzał na Elainę.
- Ilu Dain posłał z tobą?
- Dwunastu, to była resztka hufca, którym dowodził mój ojciec. - odparła nie odwracając wzroku.
- Twój ojciec? - powtórzył Thorin lekko zaskoczony. - Był tu z tobą?
- Tak, ale rozdzieliliśmy się. On poszedł z kilkoma krasnoludami przeszukać Strażnicę...
Thorin odwrócił się na chwilę i przetarł twarz dłonią, powoli do niego docierało, co się stało. Zaklął pod nosem i spojrzał znów na kobietę.
- Azog posłał tych by nas zabili. - wskazał na trupy leżące wokół. - Nie spodziewał się drugiego oddziału i tego, że ich pokonamy. Twój ojciec i jego krasnoludy poszli prosto w pułapkę.
Elaina zbladła. Zacisnęła dłoń na mieczu i spojrzała na niewyraźny zarys wieży, potem zrobiła krok, jakby chciała tam iść, ale Thorin chwycił ją za łokieć. Elaina spojrzała na niego z wrogością, ale w jej oczach był też strach. Puścił jej ramię.
- Nie puszczę cię tam samej. To pewna śmierć. - rzekł surowo.
- A mój ojciec? Nie zostawię go! - syknęła.
- Pójdziemy razem. - odparł Thorin.
- To my pójdziemy na zwiady! - rzucił nagle Fili, a Kili pokiwał głową.
- Nie, my pójdziemy! - odezwał się jeden z jeźdźców, ściągając wodze kozła – Będziemy tam szybciej, a gdyby nas dopadli, odciągniemy ich, będą musieli się rozdzielić. - dodał i spojrzał na Elainę, a potem na Thorina.
- Niech będzie. - odparł krasnolud.
- Uważajcie na siebie. My pójdziemy od drugiej strony. - dodała Elaina i nie czekając na innych pobiegła przodem, drogą skąd przyjechała kilkanaście minut wcześniej.
Jeźdźcy zniknęli we mgle. Po chwili odgłos kopyt ucichł. Kili szybko wyrywał strzały z ciał.
- Kili szybciej nie ma czasu! - syknął Dwalin, czekając na niego, bo reszta już pobiegła za Elainą.
Krasnoludzica oglądała się za siebie. Słyszała za sobą kroki i szybkie oddechy. Teraz w głowie miała tylko ojca i to by go uratować. Nawet nie wiedziała kiedy znalazła się w miejscu gdzie się rozdzielili. Od razu poszła w kierunku gdzie ostatni raz widziała Raina. Thorin i tym razem ją zatrzymał, a gdy otwarła usta by zaprotestować, położył palec na swoich wargach, nakazując jej milczenie, a potem gestem nakazał, by szła za nim. Zrobiła to niechętnie. Za nią podążali Kili i Fili, a na końcu Dwalin.
Wszędzie panowała cisza, co było podejrzane, bo dwójka zwiadowców powinna była już dotrzeć do Strażnicy. Zarys budowli stawał się coraz bardziej wyraźny, aż w końcu podeszli na taką odległość, że widzieli dokładnie każdy szczegół, a także orka stojącego na jednym z poziomów. Elaina zmrużyła oczy. Rozpoznała w nim Azoga, który gdy tylko ich dostrzegł, uniósł ramię.
- Nie… - wyrwało się Elainie, gdy zobaczyła, że Azog trzyma jej ojca. Thorin spojrzał na Elainę i zacisnął dłoń na rękojeści miecza.
- Uciekajcie… - usłyszeli głos Raina i w tym momencie Azog wbił w ciało krasnoluda ostrze miecza, aż wyszło między żebrami z przodu. Potem Azog puścił ciało, a ono spadło z wysokości kilkunastu metrów na ziemię.
- NIE!!! - Elaina poczuła jakby ktoś zacisnął jej na żołądku lodowate palce. Potem zerwała się i zaczęła biec w kierunku wieży. Ktoś za nią krzyczał, ale nie rozpoznała głosu, ktoś chwycił ją, ale uderzyła go z całej siły i wyrwała się. Byle dotrzeć do ojca, nic innego się nie liczyło. Nagle pojawili się orkowie. Zaatakowana, zabijała nawet się nie zatrzymując, zaślepiona wściekłością. Gdzieś ponad sobą słyszała śmiech Azoga, ale nie zważała na to. Upadła na kolana przy ciele leżącym na ziemi, wypuszczając miecz z rąk. Jakimś cudem Rain jeszcze żył.
- Elaina… - poruszył wargami, ledwo wydając głos. Rana w jego boku zabulgotała ohydnie gdy próbował złapać oddech.
- Tato! Spójrz na mnie! Patrz! - poklepała go po policzku, bo jego oczy powoli gasły.
- Moi synowie… na stosach pogrzebowych... - zdawał się nie słyszeć już jej słów – Nie zniósłbym… widoku… twojego… stosu…
- A ja twój zniosę?! - Elaina przytuliła czoło do twarzy ojca, ale zaraz się podniosła bo przestałą czuć jego płytki oddech.
- Nie umieraj!... Nie! - Elaina głos się załamał, ale tylko na chwilę. W głowie krasnoludzicy pojawiła się jedna myśl – znaleźć i zabić Azoga. Ponad wszystko, z każdą cenę. Nawet za cenę swojego życia. Zerwała się niewiele myśląc i wbiegła do wieży.
- Elaina! - ryknął Thorin, gdy nagle zauważył, że kobieta zniknęła. Domyślał się, że pobiegła szukać Azoga. Dwoma ciosami zakończył życie orka, z którym walczył. Chciał biec za Elainą, ale nie mógł się przedrzeć. Dwalin i siostrzeńcy również byli zajęci walką i nic nie wskazywało by sytuacja miała się zmienić w ciągu najbliższych minut.
Krasnoludzica, mimo żądzy zemsty, myślała trzeźwo i nie zamierzała łatwo dać się zabić. Ostrożnie, jak najciszej szła ciemnym korytarzem. Na pozbawione głowy ciało pierwszego towarzysza ojca natknęła się, gdy weszła na pierwszy poziom. Potem napotkała dwa kolejne. Wywnioskowała, że orkowie odcięli im drogę na dół, zmuszając by krasnoludy wspinały się coraz wyżej. Obejrzała się za siebie, ale nic nie słyszała, ani niczego nie zauważyła. Była sama. Zapewne większość orków opuściła wieżę i teraz walczyła z Thorinem i resztą. To nawet dobrze, nie będzie tracić energii na byle ścierwa. Poprawiła dłoń na rękojeści miecza. Gdzie jesteś ty… zaklęła w khuzdul w myślach. Korytarz się skończył i Elaina rozejrzała się. Na lewo było jakieś pomieszczenie, ściana zewnętrza była zniszczona. Lodowata dłoń znów zacisnęła się na jej wnętrznościach – to stąd spadł jej ojciec. W kącie, w półmroku, dojrzała kolejne ciało krasnoluda. Pominęła to miejsce i skierowała się na prawo, gdzie było drugie pomieszczenie większe, bez dachu. Powoli weszła do środka i nic się nie działo do momentu, kiedy oddaliła się na całkiem znaczą odległość od wejścia. Usłyszała warkot za sobą. Odwróciła się szybko i zobaczyła Azoga, a obok niego białego warga.
- Dawno nie próbowałeś krasnoludzkiego ścierwa. Jest twój! - Azog uśmiechnął się paskudnie, a warg obnażył kły.
Skoczył niespodziewanie ku Elainie z otwartą paszczą, gotów pochwycić ofiarę. Był przerażająco szybki. Elaina odskoczyła na bok, ale nie mogła mierzyć się z szybkością bestii. Poczuła uderzenie i poleciała na ziemię. Przemknęło jej przez myśl, że nie takiej śmierci chciała… ale czy powinna narzekać? Poczuła coś na kształt ulgi. I zrobiło jej się lżej. Dołączy do ojca, bo tu nie miała już nic. Gdy zginął jej ojciec, jej życie straciło sens, a ona poczuła, że więcej ciosów od losu nie zniesie.
Azog patrzył z lubością na warga i jego ofiarę. Pamiętał doskonale tego krasnoluda. Przez niego Dębowa Tarcza wymknął mu się na klifie. Nie zamierzał puścić tego płazem, a zadanie zwykłej śmierci jak temu starcowi było zbyt proste. Przy okazji chciał upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Wiedział, że Dębowa Tarcza tu przyjdzie, by ratować towarzysza. Chciał by krasnolud zobaczył, co zostało z tej kobiety. Chciał go złamać, by się bał, by ogarnięty strachem popełnił błąd, by w ostatniej chwili uświadomił sobie, że czeka go śmierć z ręki tego, który tępił ród Durina jak robactwo.
- Kończ! - rozkazał wargowi.
Gdy warg dopadł do Elainy, ta uderzyła go odruchowo głowicą miecza łeb na oślep i szybko odpełzła. Warg zawył przeraźliwie. Elaina obejrzała się za siebie i zobaczyła, że coś się stało z jednym ze ślepi bestii. Warg pocierał łapą krwawiący oczodół, ale gdy usłyszał chrobot kamieni spojrzał przed siebie. Wyszczerzył kły i popędził do Elainy. Tym razem krasnoludzica nie miała już żadnych szans odskoczyć. Warg złapał ją w pół i cisnął o mur. Uderzyła głową o coś tak mocno, że aż na chwilę poczerniało jej w oczach, ale nie wypuściła miecza z rąk. Nie mogła przez chwilę złapać oddechu, a gdy jej się to już udało, poczuła w boku silny ból. Warg w trzech susach znalazł się przy ofierze. Elaina, gdy bestia się zbliżyła, ostatnim, rozpaczliwym wysiłkiem zamachnęła się mieczem... i trafiła. Ostrze wbiło się w jej brzuch bestii. Warg ryknął z bólu, a gdy krasnoludzica jeszcze przekręciła ostrzem w jego wnętrznościach, wierzgnął i brocząc czarną krwią, uszedł kilka kroków ze stalą między żebrami, a potem padł. Ale Elaina tego już nie widziała, bo straciła przytomność. Azog zaskoczony takim obrotem wydarzeń postanowił sam dobić krasnoluda, ale nim zrobił krok usłyszał coś za sobą i zamachnął się przytwierdzonym do kikuta ręki ostrzem.
Thorin odskoczył w ostatnim momencie, bo ostrze minęło jego pierś o milimetry i gdyby nie czujność, zostałby rozpłatany na ukos od biodra do pachy. Ork zamachnął się drugą ręką i potężny, najeżony kolcami morgensztern wybił w ścianie sporej wielkości wyrwę. Thorin zadał cios, ale ork sparował. Potem kolejny, silniejszy, zadany dwoma rękami. Ork znów sparował i zaraz za ostrzem, podążył ze świstem morgernsztern, ale Thorin odchylił się do tyłu, wykonał obrót i korzystając z okazji, ze siła z jaką maczuga opadała na ziemię, zachwiała orkiem znów zaatakował. Krasnoludzkie ostrze przejechało, sypiąc iskry, po pancerzu orka i koniec końców trafiło na odsłoniętą nogę, tnąc skórę i mięśnie jak brzytwa. Azog ryknął i odparował kolejny szybki atak Thorina, zasłaniając się ramieniem z przytwierdzonym do niego ostrzem. Zatrzymał Thorinowy miecz, a potem silnie odepchnął krasnoluda. Dębowej Tarczy miecz wypadł z ręki. Azog uśmiechnął się tryumfalnie i powoli poszedł w kierunku Thorina.
Krasnolud rozglądał się szybko za czymkolwiek do obrony, ale w pierwszym momencie nic nie zauważył. Dopiero gdy ork był już nad nim i Thorin widział nad sobą uniesiony morgersztern, wyczuł pod ręką rękojeść topora, należącego do jednego z jeźdźców z Żelaznych Wzgórz. Zacisnął na nim palce i w momencie, gdy ork zamachnął się maczugą, zerwał się błyskawicznie, przebiegając pod nogami orka. Gdy znalazł się za nim gruchnął toporem w lędźwie Azoga. Ostrze przebiło pancerz i weszło aż po trzon. Azog upadł na kolana. Ryk orka mroził krew w żyłach. Thorin puścił trzonek i złapał miecz. Obszedł orka powoli, dysząc ciężko. Nie mógł sobie odmówić spojrzenia w oczy wrogowi nim go dobije. Azog charczał, posoka uciekała z niego tworząc wokół czarną kałużę, ale nadal patrzył z nienawiścią na krasnoluda i gdy ten zbliżył się wystarczająco, niespodziewanie zamachnął się i chlasnął Thorina stalowym przedramieniem.

Bilbo siedział na kamieniu i mimo że drżał z zimna nie zamierzał się stąd ruszać. Erebor choć była już ciemna noc, nie spał. Wokół słychać było jęki. Coraz to nowych zwożono z pola bitwy. Korytarze i sale, które się tylko nadawały były pełne rannych. Bilbo usłyszał nagle szybkie dudniące kroki. Podniósł głowę. Władca Żelaznych Wzgórz minął go, zmierzając ku głównej Bramie. Na hobbita nawet nie spojrzał. Za Dainem szedł Gandalf, a jego płaszcz łopotał jak skrzydła wielkiej szarej sowy.
- Dainie! Poczekaj! - wołał za krasnoludem, ale ten zamierzał słuchać.
- Na co mam czekać, na wszystkie diabelskie pomioty?! - odwrócił się i spojrzał gniewnie na Mithrandira, a rude wąsy nastroszyły mu się groźnie. - Co może być ważniejsze od życia króla?
- Mówiłem ci, że szukają ich już Beorn i Thranduil...
- Mam w rzyci taką pomoc! Zmiennokształny i elfi zdrajca! - warknął Dain, wygrażając w stronę Dale toporem.
- Dainie Żelazna Stopo, gdyby nie Thranduil nie wziął na siebie części sił wroga, nie przetrwalibyście! - zauważył czarodziej surowym tonem, na temat Beorna Gandalf nie miał już siły mówić. Krasnoludy były uparte i jak sobie coś wbiły do głowy, ciężko było im to wyperswadować.
- I może mam mu za to dziękować?! Wycofali się w najgorszym momencie! Gdyby nie Thorin… - fuknął Dain, coraz bardziej rozgniewany, ale zauważył że Gandalf patrzy ponad nim. Dain spojrzał również w tamtym kierunku. Bilbo potarł oczy palcami. Zmęczenie i nadmiar emocji dawały o sobie znać.
Z ciemności wyłoniły się najpierw cztery elfy. Jakkolwiek było to zaskakujące, na ich zawsze świeżych i pięknych twarzach widać było oznaki wyczerpania. Obok nich szedł Dwalin, wspierając się na mieczu. Kulał na nogę, a okrwawione ramię trzymał przy sobie. Co chwila spoglądał na najbliżej niego idących elfów, którzy na rękach trzymali siostrzeńców Thorina.
Bilbo zerwał się ze skały i minąwszy Daina i Gandalfa pobiegł w ich stronę. Dain nie czekając podążył za hobbitem, a za nimi Gandalf.
Dwalin kuśtykał wolno po nierównym gruncie, w końcu zatrzymał się i obejrzał za siebie, ponurym wzrokiem spoglądając na dwóch wysokich mężczyzn, za którymi szedł jeszcze jeden elfi żołnierz.
Thranduil z zaciśniętą szczęką co jakiś czas spoglądał na krasnoludzicę, którą miał na rękach. Czuł swoimi elfimi zmysłami jak życie w niej gaśnie. Spuścił głowę i przymknął oczy, bo choć nie mógł porównywać relacji, to nagle uderzyło go wspomnienie, gdy życie tak samo uciekało z jego małżonki i poczuł znów ten sam żal i rozpacz. Obok niego Beorn trzymał na rękach nieprzytomnego Thorina.
- Fili, Kili! - krzyknął Bilbo gdy dobiegł do elfów. - O nie! Elaina, Thorin! Czy oni?… - zakrył sobie usta dłonią i odwrócił się na chwilę nie mogąc znieść widoku sponiewieranych ciał przyjaciół.
- Thranduilu! - Gandalf minął Dwalina i obrzuciwszy zatroskanym spojrzeniem siostrzeńców podbiegł do elfiego króla.
- Znaleźliśmy ich tam gdzie wskazałeś. - rzekł bez emocji elf. - Azog nie żyje. - dodał jakby dla porządku.
- Przepuście mnie! Przepuście! Dwalin, Durin was ustrzegł!... - Dain spojrzał na krasnoluda, a ten spuścił głowę. Dain minął go bez słowa i podszedł do Beorna, który klęknął, by krasnolud mógł sięgnąć do Thorina.
Dębowa Tarcza miał sporą ranę na boku, ale ktoś opatrzył ją prowizorycznie. Dain spojrzał na Beorna, potem na Thranduila.
- Przeżyje. - powiedział elf zwykłym dla siebie wyniosłym tonem. - Krwawienie zostało zatamowane.
Dain kiwnął głową powoli podziękowaniu.
- A ona?
- Życie z niej ucieka. Gaśnie z każdą chwilą. - rzekł spoglądając na bladą twarz Elainy.
Dain poczuł jak bezradność i wściekłość rozsadzają go od środka.
- Udało się nam odnaleźć też Raina, o którym mówił pan Żelaznych Wzgórz. - odezwał się niespodziewanie niskim głosem Beorn, zwracając się do Gandalfa.
Ostatni elf, niosący pogruchotane ciało Raina, zbliżył się i przyklęknął przed Dainem.
- To był jej ojciec. - rzekł Dain do Beorna ledwo słyszalnym głosem.


________________
Historia napisana jest na  motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.


9 komentarzy:

  1. Nieco dramatyzmu i coraz bliżej koniec! Zbliża się najmniej lubiana przezemnie część historii. I oczywiście najsmutniejsza. Ale w każdej książce moment w którym trzeba się rozstać z ulubionym bohaterem jest niezmiernie przykry i czasami zostaje na dłużej w pamięci. Nie raz zdarza się, że łza zakręcie się w oku.
    Mimo wszystko nie mogę się doczekać końca, chociaż właściwie znamy już koniec tej historii.
    -Dis

    OdpowiedzUsuń
  2. Racja. Zawsze możesz nas zaskoczyć:-)
    -Dis

    OdpowiedzUsuń
  3. Poczekajcie chwilę, bo muszę się ogarnąć ;) Zwlekałam z przeczytaniem tego odcinka ze względu braku czasu, tzn. nie do końca na brak czasu ale na jego ograniczoną ilość. Nie lubię czytać w pośpiechu, nie lubię tak po prostu przebrnąć przez lekture nawet gdy jest mega fajna. Dzisiaj nadszedł czas (a nie ukrywam wyczekiwałam Dorotko tego momentu hehehe, myślałam o tym odcinku od niedzieli ;)) gdzie ze spokojem usiadłam sobie z moją ulubioną zieloną herbatą z opuncją i zagłębiłam się w lekturę. Doroto moja Kochana! Takie emocje zafundowałaś, że nie mogę się pozbierać. Wiele razy czytałam te same fragmenty, tak mi się podobało! Muzyka też zrobiła swoje :) Dzisiaj tak się wczułam w Elainę, aż normalnie miałam wrażenie, że jestem nią, widzę i czuję wszystko jak ona. AH!! Nie wspomnę już, że Dorota ma arcy talent do nabudowywania akcji i trzymania nas w napięciu :D Dorotko zrobisz mały wyjątek? Opublikujesz ostatnią część nieco wcześniej niż dopiero w niedzielę? Nie wytrzymam do końca tygodnia ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany tyle pochwał ;) Pozostaje mi napisać "dziękuję" :) No i tak jak zawsze mówię, każda taka pozytywna opinia to "kop motywacyjny" :)
      Niestety nie wrzucę wcześniej, gdyż jeszcze go nie ma ;) Dokument jest utworzony i zawiera obecnie łącznie dwa wersy "Rodział 10" i "Tytuł", bo nawet go jeszcze nie nazwałam. Nadmienię jednak że mam już zarys w głowie całego i muszę tylko go rozwinąć:)

      Usuń
  4. Och tak tak, naturalnie :) nie spiesz się, przepraszam, nie odbierz mnie źle ale naprawdę czekam z utęsknieniem :D Zastanawiam się cały czas czy Elainka przeżyje :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic sie nie stało :) Hihi nie podpuszczaj mnie Moemi :P Nic ci nie powiem ;)

      Usuń
    2. No dobra, już nie będę ;)

      Usuń

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)