niedziela, 13 grudnia 2015

Wyprawa pod Samotną Górę cz. II, Rozdział 10


Witajcie :)

Zapraszam do lektury przedostatniego rozdziału mojego fanficka. Tak, to już prawie koniec ;)
 Dziś jako tło muzyczne mam dwa utowory. 
Pierwszy to "Gortoz a ran J'Attends" w wykonaiu Deneza Prigenta i Lisy Gerrad w kompozycji Hansa Zimmera Ppolecam zapoznanie się z tłumaczeniem tekstu piosenki na język polski, jest piękne. Ten utwór pomagał mi pisać cześć dotyczącą tego, co działo się po bitwie.
Drugi to składanka muzyki z całej trylogii "Hobbita" i był tłem dla opisu odrodzonego Ereboru, który widzi orszak Daina. 

"Gortoz a ran J'Attends"


"Hobbit Epic Orchestra Cover"

Zaprasza do lektury ;)


Rozdział 10
Erebor

Dain przyglądał się jak kruk odrywa kawałki mięsa, a potem zwinnie podrzuca je, łapie i połyka. I tak w kółko. Od piętnastu minut. Krasnolud zastanawiał się kiedy i czy w ogóle ptaszysko upuści kąsek. Zaczął nawet w myślach robić o to zakłady. Po kolejnym kwadransie, gdy ptak był już objedzony i właśnie przycupnął na żerdzi, krasnolud westchnął i wstał. Świadomość, że przerżnął wszystkie zakłady z krukiem wcale go nie bawiła. Nie bawił go również fakt, że jego kapitan straży kazał na siebie tak długo czekać. Bądź co bądź Dain był władcą i choćby z tego tytułu powinien przybiec tu w podskokach. Wykonawszy dwie rundki wzdłuż komnaty, Dain znów popatrzył na ptaka. Ereborski kruk wraził łebek pod skrzydło i cicho chrapiąc właśnie zasnął.

Kilka miesięcy wcześniej...

- Nie! Żadnych stosów! Pod Górą jest wystarczająco dużo chodników by przeznaczyć je na krypty! - Dain założył ramiona na piersi.
- Zgadzam się z Dainem. - mruknął Balin.
- Zrobisz jak uważasz Żelazna Stopo. - Gandalf pochylił głowę z szacunkiem.
- Dość już palenia naszych braci. Nie zrobimy tu drugiego Azanulbizaru… nie tutaj. - dodał ciszej Dain. - Thranduil już odszedł?
- Rano armia wyruszyła. - odparł Gandalf. - Ale zostało kilku medyków. Thranduil zapewnił mnie również, że przyśle kolejnych.
- Elfie obietnice… - mruknął pod nosem Dain. - Mój osobisty medyk zajmie się królem i jego rodziną. Elfy niech doglądają rannych. - Dain spojrzał na czarodzieja. - Przekaż im proszę moją wolę.
Gandalf uśmiechnął się na znak zgody.
- Balin, dobierz sobie ludzi z tych co się trzymają na nogach. Połowa ma pomagać przy rannych, reszta niech zacznie zwozić ciała do krypt. Nie ma na co czekać, lada chwila zaczną cuchnąć. - Dain westchnął.
- Co z moim kuzynem? Wracacie z jego komnaty… - spojrzał na Oina, który stał razem z bratem Gloinem obok Balina.
- Jego wysokość wyjdzie z tego! - odparł trochę głośno przygłuchy Oin. - Za kilka tygodni będzie na nogach! Elfi opatrunek przyśpieszył gojenie rany! Młodzieńcy są w lepszym stanie od wuja, nic im nie zagraża!
- Bardzo mnie to cieszy Oinie. Byłeś u córki Raina, co z nią? - zwrócił się ponownie do Gandalfa, a ten zmarszczył brwi i spuścił głowę.
- Rany na ciele są znaczne, ale to krasnolud, szybko się wyliże...
- Ale?…- ponaglił Dain.
- Nie to ją zabija. Straciła ostatnią osobę, która była jej bliska. Straciła ojca i to odebrało jej siłę i chęć walki... poddała się. - Gandalf wsparł się na swoim kosturze.
- To wszystko? - Dain uniósł brew.
- Jeśli mogę… - wtrącił nagle Balin. - Czas to powiedzieć Gandalfie, nie ma co ukrywać, a może jakoś pomoże by ocalić tę młodą krasnoludzicę… - Gandalf pokiwał głową, Balin miał rację.
- Jaśniej Balinie, jaśniej! - Dain wyglądał na poirytowanego.
- Twój kuzyn i pani Elaina mieli się ku sobie. - Dain uniósł brwi – Mogę nawet podejrzewać, że Thorin planował trwały związek z nią…
- To świetnie! Ale co z tego? - przerwał Dain.
- Kiedy Thorin zapadł na smoczą chorobę doprowadził do tego, że Elaina wypowiedziała służbę i odeszła z wyrokiem śmierci nad sobą.
Dain zaczął głaskać brodę.
- Myślę więc, że to jest kolejny powód, dla którego Elaina umiera. Widziałem, jak i wszyscy… - reszta krasnoludów pokiwała głowami - ... że Thorin ją miłuje. Zresztą z wzajemnością. A potem ta kłótnia… - Balin przerwał.
- Co radzicie? - mruknął Dain zaskoczony tym co usłyszał. - Nie ukrywam, że oczekuję zwłaszcza rady od ciebie czarodzieju. Jesteś więc poniekąd sprawcą tych wypadków. Wszak to ty wiele miesięcy temu przybyłeś do moich Gór by namawiać Raina, a potem Elainę na wyprawę Thorina Dębowej Tarczy. Dziwisz się, że wiem? A widzisz, wiem. Nie wolno nie nie doceniać krasnoludów.
Gandalf pogładził brodę.
- Jesteś jej ostatnim najbliższym krewnym Dainie. Postaraj się by nie odczuła tak boleśnie straty ojca. - Dain słuchał z uwagą Gandalfa. - Zostańcie tu jedynie tak długo jak będzie to konieczne Dainie, ze względu na twoje namiestnictwo i póki Elaina nie będzie mogła podróżować. Potem zabierz ją do Żelaznych Wzgórz, niech dochodzi do siebie w znajomym otoczeniu.
- O ile przeżyje… - burknął rudy krasnolud.
- Ród Durina to nie byle skała. Jesteśmy zbudowani z trwalszej materii, Dainie. - odezwał się Balin.
- A propos… jak twój brat Balinie?
- Jak zawsze nie do zdarcia. Zapowiedział, że jutro dołączy do pomocy przy rannych.
- Ten stary niedźwiedź sam jest ranny! - zaśmiał się ponuro Dain – Niech najpierw wydobrzeje!
Balin uśmiechnął do Żelaznej Stopy i skłonił głowę.

Bilbo wszedł do komnaty. Dębowa Tarcza gdy odzyskał przytomność poprosił Bofura by ten odnalazł niziołka. Uśmiechnął się słabo do hobbita.
- Podejdź. - rzekł ledwo słyszalnym głosem. - Już po wszystkim panie Baggins. Co teraz?
Bilbo przez chwilę się wahał, starając się zrozumieć kontekst pytania.
- Czas do domu. Do Bag End. - rzekł w końcu.
- Tak, nareszcie znów zobaczysz swój ogród, usiądziesz w fotelu, weźmiesz do ręki książkę… - uśmiechnął się lekko Thorin. - Wszystko to czego ci tak brakowało przez cały czas.
- Nie! Tylko na początku…
- Nie zaprzeczaj. Myślałeś o domu cały czas. - odparł Thorin, przerywając na chwilę by zebrać siły – Miałeś słuszność we wszystkim, to ja się myliłem.
Bilbo nic nie odrzekł. Milczeli więc długi czas. Thorin przymknął oczy i Bilbowi zdało się że śpi, ale nie śmiał odejść, nie chciał by Thorin był sam. Gapił się w przestrzeń zamyślony.
- Wiesz Thorinie, to prawda… myślałem o nim cały czas. O domu. O tym kto podlewa moje bratki, czy marchewkę ktoś przerwał… i czy przekręciłem klucz w drzwiach kiedy wychodziłem. - zaczął nagle szeptem Bilbo. Mówił trochę do siebie, myśląc że krasnolud śpi. - Ale czym to się różniło od twojego myślenia od domu? Jedynie tym, że ja za swoim tęskniłem kilka miesięcy, a ty dziesiątki lat. Ale teraz odzyskałeś go i tęsknota się skończyła. - Bilbo przełknął ślinę, chcąc odpędzić wzruszenie ściskające mu gardło. Nagle wsunął dłoń do kieszonki kamizelki i wyjął z niej żołądź wielkości orzecha włoskiego – Zobacz co mam. Zabrałem go z ogrodu Beorna i jak wrócę do domu to go wsadzę. I za każdym razem gdy na niego spojrzę wszystko sobie przypomnę… To co dobre, to co złe. Tych co przeżyli i tych co odeszli… wszystko. - Bilbowi głos się załamał.
- Świat byłby lepszy, gdyby bardziej przywiązywano wagę do takich właśnie prostych rzeczy, niż do złota i władzy. - odezwał się nagle Thorin, który tylko odpoczywając z przymkniętymi powiekami słuchał hobbita. Bilbo spojrzał ze łzami w oczach na krasnoluda.
- Nie płacz panie Baggins, przecież nie umieram. Coś się kończy, coś zaczyna. Przed tobą kolejna wyprawa dzielny hobbicie. Gdybyś jednak kiedyś zapędził się znów aż tutaj, zapraszam. Ugoszczę cię jak brata… wszyscy, cała kompania. - rzekł Thorin, po czym zamilkł. - Prócz niej…
Bilbo spuścił głowę. Nie wiedział czy ma mówić o Elainie, przez chwilę walczył ze sobą, ale w końcu zdecydował.
- Pani Elaina żyje, jest ranna, ale żyje. - rzekł niepewnie.
Thorin pokiwał głową.
- Wiem, przyjacielu. Jednak odchodzi stąd. - rzekł z gorzkim uśmiechem. - I jestem temu winien.
- Przykro mi.
Krasnolud przez chwilę milczał.
- Wolę, by żyła spokojna daleko stąd niż była blisko cierpiąc. Mój kuzyn się nią zaopiekuje. - odparł cicho Thorin - Nim wyjedziesz przyjdź jeszcze na chwilę. A teraz zostaw mnie. - przymknął oczy i odwrócił głowę powoli.

- Panie? Kapitan straży czeka. - wartownik wyrwał Daina z zamyślenia.
- Nareszcie, co go zatrzymało tak długo? Wprowadź! - ponaglił Dain, a wartownik znikł za drzwiami, które otwarły się szerzej i wszedł zakapturzony krasnolud w długim płaszczu, noszącym wyraźnie ślady używania.
- Mogłabyś założyć coś stosownego, gdy przychodzisz do władcy. - Dain uniósł brew z dezaprobatą, patrząc na ubłocone odzienie kapitana straży.
- Gdybym miała na to czas, wierz mi, że dopilnowałabym schludności mojego odzienia. - krasnoludzica zsunęła kaptur i dwa długie warkocze wypadły na futro, którym obszyty był kołnierz płaszcza.
Dain pokiwał głową, spoglądając na Elainę, Rozglądała się po komnacie jak jastrząb, który bystrym wzrokiem omiata okolicę, gdy siądzie na wysokiej skale. Przez długą chorobę krasnoludzica wychudła i rysy nabrały ostrości. Spoglądała na wszystko swoimi hebanowymi oczami, kiedyś tak ciepłymi, teraz zimnymi i groźnymi. Brwi miała lekko zmarszczone co dodawało surowości jej spojrzeniu. Mimo wszystko wciąż była ładna. Dain zakręcił koniuszek wąsa palcami - nic dziwnego, że Thorin jej uległ. To była kobieta, której nie powstydziłby się żaden krasnolud, nawet król krasnoludów. Ale życie zdecydowało inaczej. Dain westchnął, zbierając myśli.
- Wuju wezwałeś mnie, więc jestem, ale nie ukrywam, że oderwano mnie od ważnych spraw więc… - jej wzrok zatrzymał się na drzemiącym kruku, uniosła lekko brwi, po czym przeniosła spojrzenie znów na wuja.
Dain jako krewny ojca Elainy, daleki bo daleki, ale jednak, po śmierci Raina, pozwolił Elainie zwracać się do siebie w ten sposób w sytuacjach prywatnych. I zdawało to egzamin, bo dziewczyna, szybko się przyzwyczaiła i Dain odczuwał, że znajduje w nim oparcie.
- Tak, tak… to kruk z Ereboru. Za tydzień ma się odbyć koronacja. Muszę tam być, żeby koronować Tho...
- W porządku, co mam przygotować? - przerwała mu w pół słowa Elaina - Krasnoludy do gwardii wybierasz ty, czy ja mam się tym zająć? Namiestnikiem pod twoją nieobecność będzie Fenrir, jak zawsze tak? Każdy jego rozkaz będzie traktowany przeze mnie jak twój…
- Tym razem jedziesz ze mną Elaino. - przerwał tę tyradę Dain.
Kobieta zamilkła zaskoczona, zdało się nawet, że pobladła lekko, ale szybko się ogarnęła i spojrzała wujowi w oczy.
- Wedle rozkazu. - odparła. - Od razu proszę o zgodę na odwiedzenie grobu ojca.
- Wyrażam zgodę. - mruknął Dain. - Zajmij się wszystkim, najdalej za dwa dni musimy wyruszyć.
Elaina kiwnęła głową, zabrała łuk i wyszła. Szybkim, stanowczym krokiem wyszła na galerię i zatrzymała się, opierając o kamienną barierkę.
- Kpina losu czy co? - mruknęła do siebie – Ogarnij się dziewczyno… ogarnij się! - przetarła twarz dłonią, po czym wzięła oddech i zbiegła po schodach. Do przygotowania było mnóstwo rzeczy, a czas naglił.

Zimny, mroźny wieczór dawał się we znaki podróżującym krasnoludom. Kozły brodziły po kolana w śniegu.
- Niech to diabli! Nie można było tego przesunąć kiedy śniegi zginą? - żachnęła się Elaina, mrucząc pod nosem, ale Dain i tak to usłyszał.
- Nie można było. Taka była wola króla. - odparł. - I przestań narzekać, bo odkąd opuściliśmy Żelazne Wzgórza słyszę tylko twoje marudzenie. Przypominam ci, że jesteś moim kapitanem straży, władcy Żelaznych Wzgórz, a nie jakąś miałką elfią ciapą, żeby się nad sobą użalać.
- Nie użalam się. - mruknęła Elaina.
- Użalasz i do tego jeszcze się boisz! - knur na którym siedział Dain zachrumkał głośno. Elaina spojrzała zaskoczona na Daina.
- Tak, boisz się! Ale ja nie pozwolę, żebyś trzęsła portkami. Obawom i przeszłości trzeba stawić czoła, czegokolwiek dotyczą! Kto raz nie złamał w sobie tchórzostwa, będzie umierał ze strachu do końca życia!
- Nie boję się. Czego mam się bać niby? - fuknęła Elaina.
- Jego się boisz. - zaśmiał się Dain tubalnie – Ot i dotarliśmy.
Nagle zza pagórka wyłonił się zarys masywu Samotnej Góry. Dain pognał świnię i oddalając się od karawany, wjechał na wzniesienie. Chcąc nie chcąc Elaina zrobiła to samo. Jej kozioł dogonił świnię w trzech susach i kobieta znalazła się na szczycie pagórka, z którego widać było równinę i jasno oświetloną setkami migających pochodni Bramę Ereboru. Lekko z lewa na tle nocnego nieba migotały światełka w Dale.
- Szybciej! Z życiem! Zaraz się ogrzejemy! - zawołał Dain do swoich krasnoludów, którzy dotarli również na pagórek. To rzekłszy pogalopował w dół.
Wartownicy na Bramie dostrzegli ich nim pokonali połowę stoku. Odezwał się niski, przejmujący dźwięk rogu.
Elaina galopowała nieśpiesznie za Dainem. Pod kopytami jej kozła skrzypiał śnieg, a wiatr unosił zmarznięty lodowy pył z białych połaci, który mienił się w światłach Ereboru niczym diamentowa mgła. Gdy się zbliżyli do Góry, Elaina usłyszała szum wody. Rzeka Bystra mimo siarczystego mrozu nie była skuta lodem. Krasnoludzica spojrzała na Górę i poczuła nagle coś czego się nie spodziewała. Widok Ereboru sprawił jej przyjemność. Ale tego, który widziała teraz. Oświetlonego ciepłym, bezpiecznym ogniem. Ereboru od którego biło życie i ciepło. To dodało jej otuchy. Dain miał rajcę. Bała się. Bała się wspomnień, bała się odwiedzin grobu ojca, bała się spotkania z… nawet nie umiała wypowiedzieć w myślach jego imienia. Tak mocno je wyparła. Mimo to nadal nie był jej obojętny, mimo tego co rzekł tamtego pamiętnego dnia, mimo tego jak bardzo odmieniła go smocza choroba.
Tymczasem wjechali na drogę prowadzącą bezpośrednio do Bramy. Słońce zaszło i niebo poczerniało, a Brama przybrała ciemno granatową barwę. Obaj kamienni wartownicy znów stali po jej bokach, również sama wyrwa w murze, którą pamiętała Elaina został załatana, tak że nie było po niej śladu. Znów odezwał się róg i wrota Ereboru poczęły się powoli otwierać, tak by Dain mógł nie zwalniając tempa wjechać do Samotnej Góry.
Na blankach wywieszone były proporce. Z wyższych poziomów słychać było okrzykujących się strażników którzy zmieniali się na wartach. Na najniższym poziomie niektórzy wychylali się, by zobaczyć zbliżających się gości. Dain uniósł lekko rękę w górę w geście pozdrowienia, co zostało przyjęte pełnymi radości okrzykami. Król jak widać nie próżnował, ale i miał do tego pomoc. Ponoć z Gór Błękitnych przybyło wielu krasnoludów chętnych do osiedlenia się w Ereborze. Inni osadnicy przybyli z Żelaznych Wzgórz. W obu przypadkach były to krasnoludy pamiętające złote czasy Ereboru, bądź ich potomkowie, wychowani na legendach o utraconej ojczyźnie krasnoludów.
Elaina spojrzała przed siebie bo dotarli do wrót, które otwarte już na oścież były tak szerokie, że sześć wozów mogło jadąc rzędem swobodnie przez nie przejechać, nie wadząc o siebie ani o odrzwia. Gdy znaleźli się wewnątrz, Elaina nie poznała tego miejsca - tak bardzo było odmienione. Wszędzie było mnóstwo światła pochodzącego z dużych stojących i małych wiszących bogato zdobionych pochodni. Od tego światła całe wnętrze lśniło jakby złocone, a struktura skał z których były wykute kolumny i ściany migotała odbijając światło. Do tego dawały ciepło, czego umarzniętym krasnoludom z Żelaznych Wzgórz bardzo brakowało.
Dain zatrzymał się w oczekiwaniu, aż cały jego orszak znajdzie się wewnątrz Góry. Elaina dołączyła do wuja i zsiadła z wierzchowca. Obrzuciła szybkim spojrzeniem swoich krasnoludów, czyli gwardię przyboczną, której była dowódcą. Prezentowali się wspaniale. Zbroje z charakterystycznymi tylko dla Żelaznych Wzgórz prostymi w formie, ale kunsztownymi zdobieniami, hełmy oraz broń były majstersztykiem tamtejszych kowali i płatnerzy. Mocne, a jednocześnie w miarę lekkie pancerze, nie krępowały ruchów i nie obciążały zbytnio noszącego go wojownika. Elaina sama miała na sobie taki pancerz i hełm. Podobnie jak Dain, ale jego zbroja była o wiele bardziej zdobiona. Dain sięgnął rękoma i zdjął hełm.
- Witaj Dainie! - rozległo się nagle za nimi i oboje odwrócili się jednocześnie. Ku nim podążał Dwalin, uśmiechnięty jak nigdy, razem z nim szło kilku żołnierzy w ereboskich zbrojach - Dobrze cię widzieć!
Żelazna Stopa zsiadł i podał wodze Elainie, która odeszła z wierzchowcami na bok.
- Żeś się znów wywinął stary druhu! - odparł Dain patrząc na Dwalina, który nie wyglądał jakby był kiedykolwiek ranny.
- Ha! Bywało gorzej! - Dwalin skłonił się przed władcą Żelaznych Wzgórz, ale zaraz krasnoludy objęły się jak na starych przyjaciół przystało.
- Wcale ładny oddzialik żeś ze sobą przyprowadził. - rzekł Dwalin spoglądając po krasnoludach, jego spojrzenie prześlizgnęło się również po Elainie.
- Gwardia przyboczna. - rzekł Dain. - Gdzie Thorin? Zdrów?
- Zdrów, zdrów, radzi z Balinem w Sali Tronowej. Chodź, oczekuje cię.
Dain skinął na Elainę, która kiwnęła głową na trzech gwardzistów. Poszli za Dwalinem najpierw główną aleją, a potem odbili w prawo, by wejść schodami poziom wyżej. Elaina dobrze pamiętała drogę do sali tronowej. Teraz wszystko wracało, uczucia z tamtego dnia – żal, gniew i ból. Z trudnością odpędzała wspomnienia, ale jednocześnie czuła jak serce wali jej jak oszalałe. Jeszcze jeden zakręt… półpiętro… dwa, trzy, cztery… osiem schodów. Dwa rzędy uzbrojonych w kamienne topory rzeźb krasnoludów stały jak uśpiona gwardia wzdłuż wąskiej galerii. Jednak sala ta kiedyś tak złowroga, ciemna i pusta dziś dawała zupełnie inne wrażenie. Dalsze komnaty za kolumnowymi arkadami były teraz oświetlone i sączyły jasne białe światło do sali tronowej, rozjaśniając ją i dodając jej uroku tak, że na przybyłych robiła piorunujące wrażenie.
Dostrzegła go od razu. Chodził wolno po podwyższeniu na którym stał tron, lekko utykając na lewą nogę. Włosy spięte w koński ogon tuż nad karkiem, spływały mu na plecy, ale dwa cienkie warkocze, które zawsze miał zaplecione tuż nad uszami były puszczone luźno. Teraz zatrzymał się na chwilę i potarł brodaty policzek dłonią, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Mój kuzyn widzę nie próżnuje. - usłyszała Daina, jak cicho zwrócił się do Dwalina.
- Nie, wziął się ostro do pracy. Zresztą sam widzisz… - Dwalin omiótł spojrzeniem otoczenie.
Thorin odwrócił się nagle, bo stojący obok Balin wskazał mu przybyłych. Elaina odwróciła wzrok, choć twarz zasłaniał jej hełm, miała dziwne uczucie, że rozpozna ją, A tego nie chciała. Sam fakt, że była tutaj wyprowadzał ją z równowagi.
- Witaj kuzynie! - głos Thorina rozbrzmiał wśród kamiennych sal. Dain podszedł do podwyższenia, po czym lekko się pokłonił oddając szacunek królowi, to samo uczynili towarzyszący mu gwardziści.
- Witaj Thorinie, dobrze cię widzieć w zdrowiu. - uśmiechnął się Dain do schodzącego do niego Thorina.
- Ostatnim razem faktycznie słabo mi dopisywało. - odparł Thorin i objął kuzyna. - Cieszę, że się przybyłeś. Mamy wiele rzeczy do omówienia. Dziś jednak świętujmy. Zapraszam cię na ucztę. - spojrzał na towarzyszących mu gwardzistów.
Elaina podobnie jak reszta stała na baczność patrząc na wprost w bliżej nieokreślony punkt, ale jej wzrok w końcu spoczął na miejscu gdzie powinien być Arcyklejnot. Było puste. Zdziwiło ją to, podobnie jak zachowanie Thorina, które nie nosiło żadnych oznak smoczej choroby. Pamiętała jednak, że również wcześniej Thorin miewał „lepsze” chwile, więc nie wzięła to za objaw powrotu dawnego Thorina.
- Masz nowego dowódcę gwardii? - Thorin wskazał głową na Elainę. Jako dowódca miała na zbroi emblematy oznaczające wyższą rangę. Krasnoludzica spojrzała znów na wprost, ale nawet nie drgnęła.
- Tak… Fenrir przejął obowiązki po Rainie. Stąd zmiana. - odparł Dain. 
Thorin pokiwał głową, a z twarzy zniknął mu uśmiech. 
- Jeśli już wspomniałeś Raina tak jak prosiłeś w listach, o wszystko zadbałem.
- Dziękuje. - odparł szybko Dain – No… tego… to nie chcę się przymawiać, ale w gardle mi zaschło! - zmienił szybko temat.
- Chodźmy zatem. - Thorin klepnął kuzyna po ramieniu. Odwrócił się i skierował ku jednej z bocznych sal.
Gdy byli w połowie drogi, dołączył do nich Fili. Elaina odwróciła się i poczuła ogromną radość. Starszy z siostrzeńców Thorina wyszedł z bitwy bez większych obrażeń.
- Fili? - Thorin odwrócił się. - Gdzie Kili?
- Zaraz dołączy. Witaj Dainie. - Fili pochylił lekko głowę.
- Ha! Jak widzę ty też się wylizałeś! - roześmiał się Dain widząc młodzieńca.
- Mieliśmy wiele szczęścia. - odparł Fili. Elaina zauważyła wzrok Thorina, który spoczywał na siostrzeńcu. Dębowa Tarcza patrzył z wielką dumą na Filego, ale i troską. Jak ojciec, który widzi swojego najstarszego syna. Swoją dumę i przyszłość rodu.
- O idzie Kili! - Fili wskazał głową zbliżającego się brata.
- Spóźniłeś się. - zganił go lekko Thorin.
- Wybacz wuju, zgubiłem się. - odparł Kili pokornym głosem.
Wymówka była słaba, ale Thorin nie zamierzał kontynuować tematu.
- Dobrze, że jesteś. - rzekł tylko. 
Elaina patrzyła dyskretnie na Kilego i serce jej się ściskało. Przez cały policzek, grzbiet nosa i skroń młodego krasnoluda biegła świeża blizna. Jednak cieszyła się, że widzi go żywego.
Gdy dotarli na miejsce Dain zatrzymał się i zwrócił do Elainy na stronie.
- Nie będziesz już potrzebna. Zostaw dwóch i wracajcie do naszych. - polecił Elainie.
Krasnoludzica kiwnęła głową i wydała rozkazy gwardzistom. Następnie pokłoniła się królowi i Dainowi, a potem wraz z jednym gwardzistą odeszła.
- Jestem pełen podziwu dla twoich krasnoludów... – odparł Thorin patrząc na oddalającą się dwójką. - Świetnie wyszkoleni.
- Nie będę ukrywał Thorinie, że to zasługa mojego dowódcy straży. Ma rękę do podwładnych, czasem ciężką, ale jest szanowany. - rzekł szczerze Dain.
- Żałuję, że nie mam takiego u siebie. Przydałby się przy organizacji struktur i wprowadził trochę dyscypliny...- rzucił Thorin spoglądając na Kilego. - Wchodź kuzynie, wszystko czeka. Ja za chwilę do was dołączę. - dodał, gdy byli już w środku.
- W porządku. - Dain uśmiechnął się zasiadając przy stole, dołączyli do niego Dwalin, siostrzeńcy Thorina i Balin.
Thorin, gdy zamykały się za nim drzwi, usłyszał jak Dain podnosi pierwszy toast, a potem wybuch śmiechu. Pokręcił tylko głową z uśmiechem. Dain się nie zmienił ani o krzynę i krasnolud miał nadzieję, że jak wróci to będzie miał jeszcze co pić.
Tymczasem udał się w kierunku swoich komnat. Chciał jeszcze dziś pokazać Dainowi pewien dokument. Idąc myślał nad koronacją, nad wizytą Daina… i nad Elainą. Nie chciał pytać o nią przy świadkach. Może jutro podczas oprowadzania po Ereborze, znajdzie okazję. Miał nadzieję, cichą, ze może przybyła wraz z Dainem na koronację. Chciał ją tylko zobaczyć, upewnić się, że jest zdrowa.
Dotarłszy do swojej komnat zabrał zwój, ale wracając postanowił skrócić drogę. Idąc skrótem musiał przejść obok kuźni. Huk ognia z wielkich pieców oraz odgłosy uderzeń młotów był tak głośny, że zagłuszał jego kroki i każdy inny dźwięk. Ale Thorina to uspokajało. To było jak bicie ogromnego serca Ereboru.
Thorin skręcił w korytarz i po chwili znalazł się w Sali Herbowej. Ona również była odnowiona. We wszystkich pochodniach płonął ogień rozświetlając ogromne pomieszczenie. Tutaj miała odbyć się koronacja i szczególnie Thorinowi zależało by przywrócić tą komnatę do dawnej świetności, co się zresztą udało. Przeciął Salę na skos i gdy był już u początku schodów prowadzących na niższy poziom, coś zwróciło jego uwagę. Zatrzymał się i spojrzał w bok. Jakiś krasnolud stał przy balustradzie stanowiącej zakończenie Sali Herbowej od strony południowej. Był odziany w zbroję, a na głowie miał hełm. Skryty w cieniu, z tej odległości był ciężki do rozpoznania. Thorinowi przemknęło przez myśl, że to jeden z jego krasnoludów. Poszedł w jego kierunku. Tamten go chyba nie widział, bo nagle sięgnął do hełmu, zdjął go i odłożył na szeroką balustradę. Potem oparł się i dalej patrzył w zamyśleniu przed siebie.
Thorinowi serce zaczęło bić szybciej, gdy krasnolud odwrócił głowę i Dębowa Tarcza dostrzegł jego twarz. W tym samym momencie ów podniósł wzrok. Oboje patrzyli na siebie tak samo zaskoczeni. Thorin nie wiedział co powiedzieć. Dostrzegł na zbroi emblematy dowódcy straży i uniósł kącik ust w lekkim uśmiechu nad przewrotnością losu.
Elainie chwilę zajęło pozbieranie się z szoku. Myślała, że Thorin jest z Dainem, poza tym nawet gdyby nie był, to jaki pech musiał nad nią wisieć, że musiał iść akurat tędy! Na wszystkie komnaty, korytarze i galerie Ereboru wybrał właśnie tę salę! Mimo, że trzęsły jej się ręce wzięła spokojnie swój hełm i podeszła do Thorina bliżej. Pokłoniła się z szacunkiem królowi i bez słowa ominęła go.
- O nie! - rzekł Thorin i chwycił ja za ramię.
Elaina ledwo trzymała nerwy na wodzy. Odwróciła się i spojrzała pytająco na Thorina.
- Nic nie powiesz? - patrzył na nią. Miał ochotę dotknąć jej włosów, twarzy, wziąć ją po prostu w ramiona, ale jej chłodne spojrzenie skutecznie go od tego odwodziło. Ostatni raz widział ją jak leżała na ziemi w Kruczej Strażnicy, ranna. A teraz stała przed nim. Tak po prostu, jakby nigdy nic. Przekrzywiła lekko głowę na bok.
- W sprawie? - zapytała chłodno - Jeśli masz wątpliwości dotyczące jakiś spraw państwowych to rozmawiaj wasza wysokość z Dainem.
Thorin zgłupiał. Potrząsnął głową.
- Nie... jakie państwowe?… - wydukał.
- W takim razie nie ma innych kwestii między nami. - odparła – A teraz puść moje ramię, wasza wysokość.
Thorin cofnął się. Elaina jeszcze raz mu się ukłoniła i odeszła. Patrzył za nią jak idzie w kierunku schodów. Wyglądała inaczej w pełnej zbroi, poruszała się inaczej, pewniej, ale pasowało jej to. Thorin, gdy zniknęła mu z oczu, zaraz pomyślał o Dainie i ruszył do sali biesiadnej. Teraz tym bardziej miał do porozmawiania z kuzynem. Gdy dotarł na miejsce zastał ich podczas kolejnego toastu.
- Zostało jeszcze coś wina? Czyście wszystko już wypili? - zaśmiał się, obchodząc stół, dokument odłożył na blat obok siebie – Kili nie pij z Dainem, bo skończy się to marnie, za słabą masz jeszcze głowę chłopcze. - spojrzał na siostrzeńca, który stuknął się kielichem z Dainem. Fili tymczasem napełnił kielich wujowi.
- Gdaczesz nad tym chłopakiem jak stara kwoka nad pisklakiem! - prychnął Dain – Ja cię nauczę pić jak prawdziwy krasnolud! Zdrowie chłopcze! - Dain wychylił kielich, a za nim uczynił to zaraz Kili.
Thorin tymczasem usiadł za stołem i spojrzał na kuzyna, który doskonale się bawił. Bardzo Thorina ciekawiło, kiedy i czy w ogóle zamierzał poinformować go, że Elaina jest tu z nim. Powstrzymał się jednak do zadania tego pytania teraz, nie chcąc psuć wesołej atmosfery. W jego głowie zrodził się jednak pewien pomysł, a zaraz za nim sposób by go zrealizować. Thorin siedział więc milczący, dopracowując w myślach szczegóły planu. Spojrzał po siostrzeńcach i uśmiechnął się w duchu. Ich zapewne obecność Elainy ucieszy nie mniej, niż jego samego. Zawsze była im bliska.
- Thorin! Co tak siedzisz i milczysz? - zawołał do niego Dain z drugiego końca stołu. - Dość już zmartwień! Masz się z czego radować! - krasnoludy spojrzały na Thorina ponad zastawionym stołem. Thorin się uśmiechnął lekko.
- Dziś raduje mnie, że znów jesteśmy tu wszyscy razem, cała moja kompania i moja rodzina. Zatem ich i twoje zdrowie Dainie! - rzekł i wzniósł kielich w górę, a reszta uczyniła to samo.
- I twoje! Zdrowia nigdy za wiele! - zaśmiał się Dain i spełnił toast.

Elaina szła szybko, niespecjalnie się rozglądając wokół siebie. Była bardzo wzburzona po spotkaniu z Thorinem. Wyrzucała sobie, że od razu nie poszła do kwater. Zachciało się samotnych spacerów po Ereborze, to teraz ma!… Cały czas widziała przed sobą jego twarz. Pełne zaskoczenia spojrzenie stalowo błękitnych oczu, lekko rozchylone usta nie potrafiące znaleźć słów. Spuściła wzrok… Chyba naprawdę cieszyło go, że ją zobaczył. Westchnęła cicho.
Było już późno i Erebor powoli usypiał, ale po alejach kręciło się jeszcze trochę krasnoludów. Idąc w zamyśleniu nie specjalnie zważała na drogę. Zatrzymała się w pewnym momencie na skrzyżowaniu alei, zastanawiając się gdzie ma teraz iść. Nie pamiętała tego miejsca. Rozejrzała się wokół i podeszła do balustrady. Chciała wyjrzeć – może zobaczy coś znajomego, co nakieruje ją dalej. Tak też uczyniła.
- A niech mnie! Ej Oin! - usłyszał nagle za sobą i odwróciła się gwałtownie.
- Co? Co?! - Oin z trąbką przy uchu pochylał się do Gloina, ale gdy zobaczył Elainę zaraz zrozumiał o co szło bratu.
- Ha! To nasza pani Elaina! - podszedł do niej od razu uradowany. - Skąd się tutaj wzięłaś?
- Jak to skąd? Nie widzisz zbroi? - fuknął Gloin – Pewno z Dainem przyjechała!
- Kogo przejechała?! - Oin spojrzał z przerażaniem w oczach.
Na usta Elainy powoli zaczynał wypływać uśmiech. Nagle poczuła jak jej brakowało całej  kompanii.
- O Durinie daj mi cierpliwość! Z Dainem p-rz-y-j-e-ch-a-ł-a! - powtórzył Gloin prawie krzycząc do trąbki brata.
- Czego mi się drzesz do ucha, chcesz żebym ogłuchł? - oburzył się Oin.
Gloin machnął ręką i uściskał Elainę, a potem odsunął ją na odległość wyprostowanych ramion i przyjrzał się jej uważnie.
- No, no… piękna zbroja, a zawartość jej jeszcze ładniejsza! - zaśmiał się – Ale coś mi tu wychudłaś! Chodź z nami, idziemy do Bofura, Bumbur na pewno ma coś na ząb. Żeśmy się wszyscy bali o ciebie, że nie przeżyjesz! Ha! Chodź, chodź moja droga… Oin szybciej! - Gloin mówił dużo i szybko i Elaina nawet nie zdążyła odpowiadać, ale nie przeszkadzało jej to w sumie. Czuła się szczęśliwa.
W domu Bofura zastali jeszcze prócz Bifura, Oriego, Noriego i Doriego. Krasnoludy, gdy zobaczyły Elainę rzuciły się, by się z nią przywitać. Zaraz na stole pojawiła się strawa i napitki. Krasnoludzica odłożyła hełm i odpasała miecz.
- No to opowiadaj, co żeś robiła przez tyle czasu Elaino? - zagadnął ją pierwszy Dori. Reszta nadstawiła uszu.
- Co robiłam… wracałam do zdrowia, potem zajęłam się tym co robiłam nim wyruszyłam na wyprawę, byłam strażnikiem…
- Strażnikiem? - Gloin popatrzył na pancerz – Eee…. Czegoś nam nie mówisz.
Elaina uśmiechnęła się lekko.
- Dobrze już. Dain mianował mnie dowódcą gwardii. - odparła skromnie.
- Ha! Zawsze wiedziałem, że ona daleko zajdzie! - Dori uderzył się dłońmi po udach.
- Też mi odkrycie! - mruknął Nori z uśmiechem.
- A co u was? Dobrze się wam żyje? - Elaina uniosła kubek z piwem do ust.
- Dobrze i niech mnie gobliny porwą, jeśli nie jest to najlepsze miejsce w jakim mieszkałem! - zapewnił Bofur.
- Wiesz na razie jest nas mało… ale ciągle przybywają nowi.
- A co robicie?
- Oin jest królewskim medykiem, ma też swoją grupę, która leczy innych.
- A wy?- spojrzała na Noriego, Oriego i Doriego.
- Nam starczy, że mamy dach nad głową i pewną przyszłość. Nori pracuje w kuźniach, ja zająłem się handlem a Ori mi pomaga. - odparł Dori.
- Spokojne życie. - uśmiechnęła się Elaina do Doriego. - Balin i Dwalin zostali przy Thorinie?
- Tak są jego doradcami. - odparł Gloin.
- Thorin pozwala sobie doradzać? - uniosła lekko brwi.
- Tak i powiem ci, że z tego co pokazał do tej pory zapowiada się na dobrego króla. - Gloin rzekł poważnie.
- Wszyscy mu tego życzymy. - odparła zdawkowo Elaina, nie chcąc ciągnąć tematu Thorina. - A ty co robisz Gloinie?
- Gloin zarządza skarbcem. - rzekł Bofur, a Elaina uniosła lekko brwi.
- Thorin dał komuś pod zarząd skarb? - Elaina zatrzymała kubek w połowie drogi do ust.
- Tak. Nas też to zdziwiło, gdy ogłosił to podczas pierwszej narady. On się bardzo zmienił… po bitwie. Nie wiadomo czemu…
- Zmienił, zmienił! Głupie gadanie! Zmienił to się jak zdechło to smocze ścierwo! Teraz to on jest znów taki jak dawniej! - wtrącił się Nori nagle.
- Tak czy inaczej jest dobrze. - dodał Gloin.
- A… Arcyklejnot? Nie widziałam go w sali tronowej. - zapytała niepewnie Elaina.
- Z tym to była historia… Arcyklejnot znalazł hobbit, ale zamiast Thorinowi oddał go ludziom…
- Co? - Elaina zmarszczyła brwi.
-… a oni przyszli pod Górę z tym elfim fircykiem Thranduilem po twoim odejściu i zaczęli się targować. Nic z tego nie wyszło… głównie dlatego, że pojawił się Dain, a potem zaczęła się bitwa. - Gloin ściszył głos - Tak między nami to dobrze, że Bilbo ukrył Arcyklejnot w tamtym czasie przed Thorinem. Źle by się to skończyło, gdyby on go dostał w swoje ręce.
Elaina nic nie powiedziała, pokiwała tylko głową. Gloin miał rację w tej kwestii.
- No… a jeśli cię to interesuje to Arcyklejnot po bitwie przyniósł Bard i oddał Thorinowi. Kamień jest w skarbcu.
- Czemu Thorin go nie wystawił na widok? Przecież to Klejnot Króla. - dopytywała się Elaina.
- Ej powiedzcie jeszcze o tym złocie, co Thorin dał… - mruknął Oin.
- Cicho! Ja opowiadam! - fuknął na Oina Gloin. - Oznajmił, iż Klejnot będzie umieszczony na miejscu dopiero po koronacji. A co do złota to Thorin oddał obiecaną ilość złota Bardowi. To nawet nie była jedna tysięczna tego, co tam... – Gloin wskazał palcem w dół – ...jeszcze leży.
- Za Arcyklejnot?
- Nie… to było nim Bard zwrócił kamień. Po prostu kazał załadować złoto na wozy i wysłać do Dale.
Elaina milczała. Była coraz bardziej zdezorientowana. Nadmiar informacji, które jej przekazały krasnoludy i sprzeczność z tym myślała wcześniej sprawiły, że miała kompletny mętlik w głowie. W końcu wzięła kufel nalała sobie do pełna i opróżniła duszkiem. Nikt tego nie skomentował.
- Bofur zagraj coś… zagraj tak jak dawniej. - rzekł w końcu Gloin do przyjaciela, a ten kiwnął głową.
Bofur zaczął przygrywać na flecie, potem któryś z krasnoludów zaintonował piosenkę, reszta ją podchwyciła i w sumie prześpiewali wszystkie pieśni, które zdarzało im się śpiewać podczas noclegów w czasie wyprawy. Nie zaśpiewali tylko jednej… tej z domu hobbita. Cichej, sentymentalnej pieśni o smoczym ogniu, zagrabionym skarbie i pragnieniu powrotu do domu. Wspominali potem też wszystko – przygodę z trollami, gobliny, podróż w beczkach… całą wyprawę.
Było dobrze po północy, gdy Elaina dotarła do swojej kwatery. Odprowadził ją Bofur, który najlepiej trzymał się na nogach z całego towarzystwa. Gdy poszedł Elaina zdjęła pancerz i położyła się do łożka. Ale nie mogła zasnąć. Całą noc to wstawała, to kładła, chodziła po komnacie w tę i powrotem, próbując sobie w głowie ułożyć wszystko od nowa.


________________
Historia napisana jest na  motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.


6 komentarzy:

  1. Wspaniałe! Zaskoczyłaś nas wszystkich Dorotko! Oto powoli zbliża się koniec na jaki wszyscy mieli nadzieję, ale nikt się go jakoś nie spodziewał. Wygląda na to, że ostatnie zdanie będzie mogło brzmieć "I żyli długo i szczęśliwie" :-)
    -Dis

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe! Myślę, że zaskoczyłaś, Dorotko, wszystkich takim obrotem sprawy. Trzymam kciuki, żeby wszystko się Thorinowi poukłada. :-)
    Nareszcie ktoś napisał, takie zakończenie, jakie powinno być. ;-)
    -Dis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę :) Aragorn mógł ostatecznie mieć happy end to i Thorin może, zwłaszcza że jego wybranka nie wybierała się aż do Amanu ;)

      Usuń
  3. W pełni się z Tobą zgadzam i już nie mogę się doczekać ostatniego rozdziału!
    -Dis

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja z lekkim opóźnieniem ;) Zgadzam się z Dis w 200 procentach! A pomysł z retrospekcją (tak? dobrze nazwałam?) super! Przy Twoich opowiadaniach moja wyobraźnia działa na najwyższych obrotach. Scenka z Dainem i krukiem, hehehe bomba, Elaina dowódcą straży i karze na siebie czekać, co irytuje Daina boskie. Thorin w kucyku <3 a opis spotkania Elaony i Thorina sprawił, że serce waliło niemiłosiernie :) Szkoda, że tych dwoje nie wpadło sobie w ramiona. Thorinowi po tym wszystkim nie wypadało choć pewnie musiał toczyć wewnętrzną walkę z samym sobą, a Elaina? Myślę, że jednak poczucie skrzywdzonej kobiety i oczywiście krasnoludzkiej dumy wygrało. Dobrze rozgryzłam? :D ich zdawkowe wypowiedzi i formalność do szpiku kości Elainy (prawdziwy dowoďca) super oddały klimat! Powiedz mi Dorotko, zastanawiałaś się może nad pisaniem scenariuszy? Powinnaś :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I moja odpowiedź jest z opóźnieniem :) Nie myślałam na pisaniem scenariuszy, nigdy mi to do głowy nie przyszło :P Wolę takie fabułki jakie masz okazję czytać na moim blogu :P
      Co do Elainki to zgadłaś. To krasnolud i do tego dumna kobieta, więc łatwo nie wybacza :P

      Usuń

Dziękuję za komentarz.
Miło, że mnie odwiedziłeś. Zapraszam ponownie :)