Witajcie :)
Zapraszam do lektury przedostatniego rozdziału mojego fanficka. Tak, to już prawie koniec ;)
Dziś jako tło muzyczne mam dwa utowory.
Pierwszy to "Gortoz a ran J'Attends" w wykonaiu Deneza Prigenta i Lisy Gerrad w kompozycji Hansa Zimmera Ppolecam zapoznanie się z tłumaczeniem tekstu piosenki na język polski, jest piękne. Ten utwór pomagał mi pisać cześć dotyczącą tego, co działo się po bitwie.
Drugi to składanka muzyki z całej trylogii "Hobbita" i był tłem dla opisu odrodzonego Ereboru, który widzi orszak Daina.
"Gortoz a ran J'Attends"
"Hobbit Epic Orchestra Cover"
Zaprasza do lektury ;)
Rozdział 10
Erebor
Dain
przyglądał się jak kruk odrywa kawałki mięsa, a potem zwinnie
podrzuca je, łapie i połyka. I tak w kółko. Od piętnastu minut.
Krasnolud zastanawiał się kiedy i czy w ogóle ptaszysko upuści
kąsek. Zaczął nawet w myślach robić o to zakłady. Po kolejnym
kwadransie, gdy ptak był już objedzony i właśnie przycupnął na
żerdzi, krasnolud westchnął i wstał. Świadomość, że przerżnął
wszystkie zakłady z krukiem wcale go nie bawiła. Nie bawił go
również fakt, że jego kapitan straży kazał na siebie tak długo
czekać. Bądź co bądź Dain był władcą i choćby z tego tytułu
powinien przybiec tu w podskokach. Wykonawszy dwie rundki wzdłuż
komnaty, Dain znów popatrzył na ptaka. Ereborski kruk wraził łebek
pod skrzydło i cicho chrapiąc właśnie zasnął.
Kilka miesięcy wcześniej...
-
Nie! Żadnych stosów! Pod Górą jest wystarczająco dużo chodników
by przeznaczyć je na krypty! - Dain założył ramiona na piersi.
-
Zgadzam się z Dainem. - mruknął Balin.
-
Zrobisz jak uważasz Żelazna Stopo. - Gandalf pochylił głowę z
szacunkiem.
-
Dość już palenia naszych braci. Nie zrobimy tu drugiego
Azanulbizaru… nie tutaj. - dodał ciszej Dain. - Thranduil już
odszedł?
-
Rano armia wyruszyła. - odparł Gandalf. - Ale zostało kilku
medyków. Thranduil zapewnił mnie również, że przyśle kolejnych.
-
Elfie obietnice… - mruknął pod nosem Dain. - Mój osobisty medyk
zajmie się królem i jego rodziną. Elfy niech doglądają rannych.
- Dain spojrzał na czarodzieja. - Przekaż im proszę moją wolę.
Gandalf uśmiechnął się na znak zgody.
-
Balin, dobierz sobie ludzi z tych co się trzymają na nogach. Połowa
ma pomagać przy rannych, reszta niech zacznie zwozić ciała do
krypt. Nie ma na co czekać, lada chwila zaczną cuchnąć. - Dain
westchnął.
-
Co z moim kuzynem? Wracacie z jego komnaty… - spojrzał na Oina,
który stał razem z bratem Gloinem obok Balina.
-
Jego wysokość wyjdzie z tego! - odparł trochę głośno przygłuchy
Oin. - Za kilka tygodni będzie na nogach! Elfi opatrunek
przyśpieszył gojenie rany! Młodzieńcy są w lepszym stanie od
wuja, nic im nie zagraża!
-
Bardzo mnie to cieszy Oinie. Byłeś u córki Raina, co z nią? -
zwrócił się ponownie do Gandalfa, a ten zmarszczył brwi i spuścił
głowę.
-
Rany na ciele są znaczne, ale to krasnolud, szybko się wyliże...
-
Ale?…- ponaglił Dain.
- Nie
to ją zabija. Straciła ostatnią osobę, która była jej bliska.
Straciła ojca i to odebrało jej siłę i chęć walki... poddała
się. - Gandalf wsparł się na swoim kosturze.
-
To wszystko? - Dain uniósł brew.
-
Jeśli mogę… - wtrącił nagle Balin. - Czas to powiedzieć
Gandalfie, nie ma co ukrywać, a może jakoś pomoże by ocalić tę
młodą krasnoludzicę… - Gandalf pokiwał głową, Balin miał
rację.
-
Jaśniej Balinie, jaśniej! - Dain wyglądał na poirytowanego.
-
Twój kuzyn i pani Elaina mieli się ku sobie. - Dain uniósł brwi –
Mogę nawet podejrzewać, że Thorin planował trwały związek z
nią…
-
To świetnie! Ale co z tego? - przerwał Dain.
-
Kiedy Thorin zapadł na smoczą chorobę doprowadził do tego, że
Elaina wypowiedziała służbę i odeszła z wyrokiem śmierci nad
sobą.
Dain
zaczął głaskać brodę.
-
Myślę więc, że to jest kolejny powód, dla którego Elaina
umiera. Widziałem, jak i wszyscy… - reszta krasnoludów pokiwała
głowami - ... że Thorin ją miłuje. Zresztą z wzajemnością. A
potem ta kłótnia… - Balin przerwał.
-
Co radzicie? - mruknął Dain zaskoczony tym co usłyszał. - Nie
ukrywam, że oczekuję zwłaszcza rady od ciebie czarodzieju. Jesteś
więc poniekąd sprawcą tych wypadków. Wszak to ty wiele miesięcy
temu przybyłeś do moich Gór by namawiać Raina, a potem Elainę na
wyprawę Thorina Dębowej Tarczy. Dziwisz się, że wiem? A widzisz,
wiem. Nie wolno nie nie doceniać krasnoludów.
Gandalf
pogładził brodę.
-
Jesteś jej ostatnim najbliższym krewnym Dainie. Postaraj się by
nie odczuła tak boleśnie straty ojca. - Dain słuchał z uwagą
Gandalfa. - Zostańcie tu jedynie tak długo jak będzie to
konieczne Dainie, ze względu na twoje namiestnictwo i póki Elaina
nie będzie mogła podróżować. Potem zabierz ją do Żelaznych
Wzgórz, niech dochodzi do siebie w znajomym otoczeniu.
-
O ile przeżyje… - burknął rudy krasnolud.
-
Ród Durina to nie byle skała. Jesteśmy zbudowani z trwalszej
materii, Dainie. - odezwał się Balin.
-
A propos… jak twój brat Balinie?
-
Jak zawsze nie do zdarcia. Zapowiedział, że jutro dołączy do
pomocy przy rannych.
-
Ten stary niedźwiedź sam jest ranny! - zaśmiał się ponuro Dain
– Niech najpierw wydobrzeje!
Balin
uśmiechnął do Żelaznej Stopy i skłonił głowę.
Bilbo
wszedł do komnaty. Dębowa Tarcza gdy odzyskał przytomność
poprosił Bofura by ten odnalazł niziołka. Uśmiechnął się słabo
do hobbita.
-
Podejdź. - rzekł ledwo słyszalnym głosem. - Już po wszystkim
panie Baggins. Co teraz?
Bilbo
przez chwilę się wahał, starając się zrozumieć kontekst
pytania.
-
Czas do domu. Do Bag End. - rzekł w końcu.
-
Tak, nareszcie znów zobaczysz swój ogród, usiądziesz w fotelu,
weźmiesz do ręki książkę… - uśmiechnął się lekko Thorin. -
Wszystko to czego ci tak brakowało przez cały czas.
-
Nie! Tylko na początku…
-
Nie zaprzeczaj. Myślałeś o domu cały czas. - odparł Thorin,
przerywając na chwilę by zebrać siły – Miałeś słuszność we
wszystkim, to ja się myliłem.
Bilbo
nic nie odrzekł. Milczeli więc długi czas. Thorin przymknął oczy
i Bilbowi zdało się że śpi, ale nie śmiał odejść, nie chciał
by Thorin był sam. Gapił się w przestrzeń zamyślony.
-
Wiesz Thorinie, to prawda… myślałem o nim cały czas. O domu. O
tym kto podlewa moje bratki, czy marchewkę ktoś przerwał… i czy
przekręciłem klucz w drzwiach kiedy wychodziłem. - zaczął nagle
szeptem Bilbo. Mówił trochę do siebie, myśląc że krasnolud śpi.
- Ale czym to się różniło od twojego myślenia od domu? Jedynie
tym, że ja za swoim tęskniłem kilka miesięcy, a ty dziesiątki
lat. Ale teraz odzyskałeś go i tęsknota się skończyła. - Bilbo
przełknął ślinę, chcąc odpędzić wzruszenie ściskające mu
gardło. Nagle wsunął dłoń do kieszonki kamizelki i wyjął z niej żołądź wielkości orzecha włoskiego – Zobacz co mam. Zabrałem
go z ogrodu Beorna i jak wrócę do domu to go wsadzę. I za każdym
razem gdy na niego spojrzę wszystko sobie przypomnę… To co dobre,
to co złe. Tych co przeżyli i tych co odeszli… wszystko. -
Bilbowi głos się załamał.
-
Świat byłby lepszy, gdyby bardziej przywiązywano wagę do takich
właśnie prostych rzeczy, niż do złota i władzy. - odezwał się
nagle Thorin, który tylko odpoczywając z przymkniętymi powiekami
słuchał hobbita. Bilbo spojrzał ze łzami w oczach na krasnoluda.
-
Nie płacz panie Baggins, przecież nie umieram. Coś się kończy, coś zaczyna. Przed tobą kolejna wyprawa dzielny hobbicie. Gdybyś
jednak kiedyś zapędził się znów aż tutaj, zapraszam. Ugoszczę
cię jak brata… wszyscy, cała kompania. - rzekł Thorin, po czym
zamilkł. - Prócz niej…
Bilbo
spuścił głowę. Nie wiedział czy ma mówić o Elainie, przez
chwilę walczył ze sobą, ale w końcu zdecydował.
-
Pani Elaina żyje, jest ranna, ale żyje. - rzekł niepewnie.
Thorin
pokiwał głową.
-
Wiem, przyjacielu. Jednak odchodzi stąd. - rzekł z gorzkim
uśmiechem. - I jestem temu winien.
-
Przykro mi.
Krasnolud
przez chwilę milczał.
-
Wolę, by żyła spokojna daleko stąd niż była blisko cierpiąc.
Mój kuzyn się nią zaopiekuje. - odparł cicho Thorin - Nim
wyjedziesz przyjdź jeszcze na chwilę. A teraz zostaw mnie. -
przymknął oczy i odwrócił głowę powoli.
-
Panie? Kapitan straży czeka. - wartownik wyrwał Daina z zamyślenia.
-
Nareszcie, co go zatrzymało tak długo? Wprowadź! - ponaglił Dain,
a wartownik znikł za drzwiami, które otwarły się szerzej i wszedł
zakapturzony krasnolud w długim płaszczu, noszącym wyraźnie ślady
używania.
-
Mogłabyś założyć coś stosownego, gdy przychodzisz do władcy.
- Dain uniósł brew z dezaprobatą, patrząc na ubłocone odzienie
kapitana straży.
-
Gdybym miała na to czas, wierz mi, że dopilnowałabym schludności
mojego odzienia. - krasnoludzica zsunęła kaptur i dwa długie
warkocze wypadły na futro, którym obszyty był kołnierz płaszcza.
Dain
pokiwał głową, spoglądając na Elainę, Rozglądała się po
komnacie jak jastrząb, który bystrym wzrokiem omiata okolicę, gdy
siądzie na wysokiej skale. Przez długą chorobę krasnoludzica
wychudła i rysy nabrały ostrości. Spoglądała na wszystko swoimi
hebanowymi oczami, kiedyś tak ciepłymi, teraz zimnymi i groźnymi.
Brwi miała lekko zmarszczone co dodawało surowości jej spojrzeniu.
Mimo wszystko wciąż była ładna. Dain zakręcił koniuszek wąsa
palcami - nic dziwnego, że Thorin jej uległ. To była kobieta,
której nie powstydziłby się żaden krasnolud, nawet król
krasnoludów. Ale życie zdecydowało inaczej. Dain westchnął,
zbierając myśli.
-
Wuju wezwałeś mnie, więc jestem, ale nie ukrywam, że oderwano
mnie od ważnych spraw więc… - jej wzrok zatrzymał się na
drzemiącym kruku, uniosła lekko brwi, po czym przeniosła
spojrzenie znów na wuja.
Dain
jako krewny ojca Elainy, daleki bo daleki, ale jednak, po śmierci
Raina, pozwolił Elainie zwracać się do siebie w ten sposób w
sytuacjach prywatnych. I zdawało to egzamin, bo dziewczyna, szybko
się przyzwyczaiła i Dain odczuwał, że znajduje w nim oparcie.
-
Tak, tak… to kruk z Ereboru. Za tydzień ma się odbyć koronacja.
Muszę tam być, żeby koronować Tho...
-
W porządku, co mam przygotować? - przerwała mu w pół słowa
Elaina - Krasnoludy do gwardii wybierasz ty, czy ja mam się tym
zająć? Namiestnikiem pod twoją nieobecność będzie Fenrir, jak
zawsze tak? Każdy jego rozkaz będzie traktowany przeze mnie jak
twój…
-
Tym razem jedziesz ze mną Elaino. - przerwał tę tyradę Dain.
Kobieta
zamilkła zaskoczona, zdało się nawet, że pobladła lekko, ale
szybko się ogarnęła i spojrzała wujowi w oczy.
-
Wedle rozkazu. - odparła. - Od razu proszę o zgodę na odwiedzenie
grobu ojca.
-
Wyrażam zgodę. - mruknął Dain. - Zajmij się wszystkim, najdalej
za dwa dni musimy wyruszyć.
Elaina
kiwnęła głową, zabrała łuk i wyszła. Szybkim, stanowczym
krokiem wyszła na galerię i zatrzymała się, opierając o kamienną
barierkę.
-
Kpina losu czy co? - mruknęła do siebie – Ogarnij się
dziewczyno… ogarnij się! - przetarła twarz dłonią, po czym
wzięła oddech i zbiegła po schodach. Do przygotowania było
mnóstwo rzeczy, a czas naglił.
Zimny,
mroźny wieczór dawał się we znaki podróżującym krasnoludom.
Kozły brodziły po kolana w śniegu.
-
Niech to diabli! Nie można było tego przesunąć kiedy śniegi zginą? -
żachnęła się Elaina, mrucząc pod nosem, ale Dain i tak to
usłyszał.
-
Nie można było. Taka była wola króla. - odparł. - I przestań
narzekać, bo odkąd opuściliśmy Żelazne Wzgórza słyszę tylko
twoje marudzenie. Przypominam ci, że jesteś moim kapitanem straży,
władcy Żelaznych Wzgórz, a nie jakąś miałką elfią ciapą,
żeby się nad sobą użalać.
-
Nie użalam się. - mruknęła Elaina.
-
Użalasz i do tego jeszcze się boisz! - knur na którym siedział
Dain zachrumkał głośno. Elaina spojrzała zaskoczona na Daina.
-
Tak, boisz się! Ale ja nie pozwolę, żebyś trzęsła portkami.
Obawom i przeszłości trzeba stawić czoła, czegokolwiek dotyczą!
Kto raz nie złamał w sobie tchórzostwa, będzie umierał ze
strachu do końca życia!
-
Nie boję się. Czego mam się bać niby? - fuknęła Elaina.
-
Jego się boisz. - zaśmiał się Dain tubalnie – Ot i dotarliśmy.
Nagle
zza pagórka wyłonił się zarys masywu Samotnej Góry. Dain pognał
świnię i oddalając się od karawany, wjechał na wzniesienie. Chcąc nie chcąc Elaina
zrobiła to samo. Jej kozioł dogonił świnię w trzech susach i
kobieta znalazła się na szczycie pagórka, z którego widać było
równinę i jasno oświetloną setkami migających pochodni Bramę
Ereboru. Lekko z lewa na tle nocnego nieba migotały światełka w
Dale.
-
Szybciej! Z życiem! Zaraz się ogrzejemy! - zawołał Dain do swoich
krasnoludów, którzy dotarli również na pagórek. To rzekłszy
pogalopował w dół.
Wartownicy
na Bramie dostrzegli ich nim pokonali połowę stoku. Odezwał się
niski, przejmujący dźwięk rogu.
Elaina
galopowała nieśpiesznie za Dainem. Pod kopytami jej kozła skrzypiał śnieg, a wiatr unosił zmarznięty lodowy pył z białych
połaci, który mienił się w światłach Ereboru niczym diamentowa
mgła. Gdy się zbliżyli do Góry, Elaina usłyszała szum wody.
Rzeka Bystra mimo siarczystego mrozu nie była skuta lodem.
Krasnoludzica spojrzała na Górę i poczuła nagle coś czego się
nie spodziewała. Widok Ereboru sprawił jej przyjemność. Ale tego,
który widziała teraz. Oświetlonego ciepłym, bezpiecznym ogniem.
Ereboru od którego biło życie i ciepło. To dodało jej otuchy.
Dain miał rajcę. Bała się. Bała się wspomnień, bała się
odwiedzin grobu ojca, bała się spotkania z… nawet nie umiała
wypowiedzieć w myślach jego imienia. Tak mocno je wyparła. Mimo to
nadal nie był jej obojętny, mimo tego co rzekł tamtego pamiętnego
dnia, mimo tego jak bardzo odmieniła go smocza choroba.
Tymczasem
wjechali na drogę prowadzącą bezpośrednio do Bramy. Słońce
zaszło i niebo poczerniało, a Brama przybrała ciemno granatową
barwę. Obaj kamienni wartownicy znów stali po jej bokach, również
sama wyrwa w murze, którą pamiętała Elaina został załatana, tak
że nie było po niej śladu. Znów odezwał się róg i wrota
Ereboru poczęły się powoli otwierać, tak by Dain mógł nie
zwalniając tempa wjechać do Samotnej Góry.
Na
blankach wywieszone były proporce. Z wyższych poziomów słychać
było okrzykujących się strażników którzy zmieniali się na
wartach. Na najniższym poziomie niektórzy wychylali się, by
zobaczyć zbliżających się gości. Dain uniósł lekko rękę w
górę w geście pozdrowienia, co zostało przyjęte pełnymi radości
okrzykami. Król jak widać nie próżnował, ale i miał do tego
pomoc. Ponoć z Gór Błękitnych przybyło wielu krasnoludów
chętnych do osiedlenia się w Ereborze. Inni osadnicy przybyli z
Żelaznych Wzgórz. W obu przypadkach były to krasnoludy pamiętające
złote czasy Ereboru, bądź ich potomkowie, wychowani na legendach o
utraconej ojczyźnie krasnoludów.
Elaina
spojrzała przed siebie bo dotarli do wrót, które otwarte już na
oścież były tak szerokie, że sześć wozów mogło jadąc rzędem
swobodnie przez nie przejechać, nie wadząc o siebie ani o odrzwia.
Gdy znaleźli się wewnątrz, Elaina nie poznała tego miejsca - tak
bardzo było odmienione. Wszędzie było mnóstwo światła
pochodzącego z dużych stojących i małych wiszących bogato
zdobionych pochodni. Od tego światła całe wnętrze lśniło jakby
złocone, a struktura skał z których były wykute kolumny i ściany
migotała odbijając światło. Do tego dawały ciepło, czego
umarzniętym krasnoludom z Żelaznych Wzgórz bardzo brakowało.
Dain
zatrzymał się w oczekiwaniu, aż cały jego orszak znajdzie się
wewnątrz Góry. Elaina dołączyła do wuja i zsiadła z
wierzchowca. Obrzuciła szybkim spojrzeniem swoich krasnoludów,
czyli gwardię przyboczną, której była dowódcą. Prezentowali się
wspaniale. Zbroje z charakterystycznymi tylko dla Żelaznych Wzgórz
prostymi w formie, ale kunsztownymi zdobieniami, hełmy oraz broń
były majstersztykiem tamtejszych kowali i płatnerzy. Mocne, a
jednocześnie w miarę lekkie pancerze, nie krępowały ruchów i nie
obciążały zbytnio noszącego go wojownika. Elaina sama miała na
sobie taki pancerz i hełm. Podobnie jak Dain, ale jego zbroja była
o wiele bardziej zdobiona. Dain sięgnął rękoma i zdjął hełm.
-
Witaj Dainie! - rozległo się nagle za nimi i oboje odwrócili się
jednocześnie. Ku nim podążał Dwalin, uśmiechnięty jak nigdy,
razem z nim szło kilku żołnierzy w ereboskich zbrojach - Dobrze
cię widzieć!
Żelazna
Stopa zsiadł i podał wodze Elainie, która odeszła z
wierzchowcami na bok.
-
Żeś się znów wywinął stary druhu! - odparł Dain patrząc na
Dwalina, który nie wyglądał jakby był kiedykolwiek ranny.
-
Ha! Bywało gorzej! - Dwalin skłonił się przed władcą Żelaznych
Wzgórz, ale zaraz krasnoludy objęły się jak na starych przyjaciół
przystało.
-
Wcale ładny oddzialik żeś ze sobą przyprowadził. - rzekł Dwalin
spoglądając po krasnoludach, jego spojrzenie prześlizgnęło się
również po Elainie.
-
Gwardia przyboczna. - rzekł Dain. - Gdzie Thorin? Zdrów?
-
Zdrów, zdrów, radzi z Balinem w Sali Tronowej. Chodź, oczekuje
cię.
Dain
skinął na Elainę, która kiwnęła głową na trzech gwardzistów.
Poszli za Dwalinem najpierw główną aleją, a potem odbili w
prawo, by wejść schodami poziom wyżej. Elaina dobrze pamiętała
drogę do sali tronowej. Teraz wszystko wracało, uczucia z tamtego
dnia – żal, gniew i ból. Z trudnością odpędzała wspomnienia,
ale jednocześnie czuła jak serce wali jej jak oszalałe. Jeszcze
jeden zakręt… półpiętro… dwa, trzy, cztery… osiem schodów.
Dwa rzędy uzbrojonych w kamienne topory rzeźb krasnoludów stały
jak uśpiona gwardia wzdłuż wąskiej galerii. Jednak sala ta kiedyś
tak złowroga, ciemna i pusta dziś dawała zupełnie inne wrażenie.
Dalsze komnaty za kolumnowymi arkadami były teraz oświetlone i
sączyły jasne białe światło do sali tronowej, rozjaśniając ją
i dodając jej uroku tak, że na przybyłych robiła piorunujące
wrażenie.
Dostrzegła
go od razu. Chodził wolno po podwyższeniu na którym stał tron,
lekko utykając na lewą nogę. Włosy spięte w koński ogon tuż
nad karkiem, spływały mu na plecy, ale dwa cienkie warkocze, które
zawsze miał zaplecione tuż nad uszami były puszczone luźno. Teraz
zatrzymał się na chwilę i potarł brodaty policzek dłonią, jakby
się nad czymś zastanawiał.
-
Mój kuzyn widzę nie próżnuje. - usłyszała Daina, jak cicho
zwrócił się do Dwalina.
-
Nie, wziął się ostro do pracy. Zresztą sam widzisz… - Dwalin
omiótł spojrzeniem otoczenie.
Thorin
odwrócił się nagle, bo stojący obok Balin wskazał mu przybyłych.
Elaina odwróciła wzrok, choć twarz zasłaniał jej hełm, miała
dziwne uczucie, że rozpozna ją, A tego nie chciała. Sam fakt, że
była tutaj wyprowadzał ją z równowagi.
-
Witaj kuzynie! - głos Thorina rozbrzmiał wśród kamiennych sal.
Dain podszedł do podwyższenia, po czym lekko się pokłonił
oddając szacunek królowi, to samo uczynili towarzyszący mu
gwardziści.
-
Witaj Thorinie, dobrze cię widzieć w zdrowiu. - uśmiechnął się
Dain do schodzącego do niego Thorina.
-
Ostatnim razem faktycznie słabo mi dopisywało. - odparł Thorin i
objął kuzyna. - Cieszę, że się przybyłeś. Mamy wiele rzeczy do
omówienia. Dziś jednak świętujmy. Zapraszam cię na ucztę. -
spojrzał na towarzyszących mu gwardzistów.
Elaina
podobnie jak reszta stała na baczność patrząc na wprost w bliżej
nieokreślony punkt, ale jej wzrok w końcu spoczął na miejscu
gdzie powinien być Arcyklejnot. Było puste. Zdziwiło ją to,
podobnie jak zachowanie Thorina, które nie nosiło żadnych oznak
smoczej choroby. Pamiętała jednak, że również wcześniej Thorin
miewał „lepsze” chwile, więc nie wzięła to za objaw powrotu
dawnego Thorina.
-
Masz nowego dowódcę gwardii? - Thorin wskazał głową na Elainę.
Jako dowódca miała na zbroi emblematy oznaczające wyższą rangę.
Krasnoludzica spojrzała znów na wprost, ale nawet nie drgnęła.
-
Tak… Fenrir przejął obowiązki po Rainie. Stąd zmiana. - odparł
Dain.
Thorin pokiwał głową, a z twarzy zniknął mu uśmiech.
- Jeśli już wspomniałeś Raina tak jak prosiłeś w listach, o wszystko zadbałem.
Thorin pokiwał głową, a z twarzy zniknął mu uśmiech.
- Jeśli już wspomniałeś Raina tak jak prosiłeś w listach, o wszystko zadbałem.
-
Dziękuje. - odparł szybko Dain – No… tego… to nie chcę się
przymawiać, ale w gardle mi zaschło! - zmienił szybko temat.
-
Chodźmy zatem. - Thorin klepnął kuzyna po ramieniu. Odwrócił się
i skierował ku jednej z bocznych sal.
Gdy
byli w połowie drogi, dołączył do nich Fili. Elaina odwróciła
się i poczuła ogromną radość. Starszy z siostrzeńców Thorina
wyszedł z bitwy bez większych obrażeń.
-
Fili? - Thorin odwrócił się. - Gdzie Kili?
-
Zaraz dołączy. Witaj Dainie. - Fili pochylił lekko głowę.
-
Ha! Jak widzę ty też się wylizałeś! - roześmiał się Dain
widząc młodzieńca.
-
Mieliśmy wiele szczęścia. - odparł Fili. Elaina zauważyła wzrok
Thorina, który spoczywał na siostrzeńcu. Dębowa Tarcza patrzył z
wielką dumą na Filego, ale i troską. Jak ojciec, który widzi
swojego najstarszego syna. Swoją dumę i przyszłość rodu.
-
O idzie Kili! - Fili wskazał głową zbliżającego się brata.
-
Spóźniłeś się. - zganił go lekko Thorin.
-
Wybacz wuju, zgubiłem się. - odparł Kili pokornym głosem.
Wymówka
była słaba, ale Thorin nie zamierzał kontynuować tematu.
-
Dobrze, że jesteś. - rzekł tylko.
Elaina patrzyła dyskretnie na Kilego i serce jej się ściskało. Przez cały policzek, grzbiet nosa i skroń młodego krasnoluda biegła świeża blizna. Jednak cieszyła się, że widzi go żywego.
Elaina patrzyła dyskretnie na Kilego i serce jej się ściskało. Przez cały policzek, grzbiet nosa i skroń młodego krasnoluda biegła świeża blizna. Jednak cieszyła się, że widzi go żywego.
Gdy
dotarli na miejsce Dain zatrzymał się i zwrócił do Elainy na
stronie.
-
Nie będziesz już potrzebna. Zostaw dwóch i wracajcie do naszych. -
polecił Elainie.
Krasnoludzica
kiwnęła głową i wydała rozkazy gwardzistom. Następnie pokłoniła
się królowi i Dainowi, a potem wraz z jednym gwardzistą odeszła.
-
Jestem pełen podziwu dla twoich krasnoludów... – odparł Thorin
patrząc na oddalającą się dwójką. - Świetnie wyszkoleni.
-
Nie będę ukrywał Thorinie, że to zasługa mojego dowódcy straży.
Ma rękę do podwładnych, czasem ciężką, ale jest szanowany. - rzekł szczerze Dain.
-
Żałuję, że nie mam takiego u siebie. Przydałby się przy
organizacji struktur i wprowadził trochę dyscypliny...- rzucił
Thorin spoglądając na Kilego. - Wchodź kuzynie, wszystko czeka. Ja
za chwilę do was dołączę. - dodał, gdy byli już w środku.
-
W porządku. - Dain uśmiechnął się zasiadając przy
stole, dołączyli do niego Dwalin, siostrzeńcy Thorina i Balin.
Thorin, gdy zamykały się za nim drzwi, usłyszał jak Dain podnosi pierwszy
toast, a potem wybuch śmiechu. Pokręcił tylko głową z uśmiechem.
Dain się nie zmienił ani o krzynę i krasnolud miał nadzieję, że
jak wróci to będzie miał jeszcze co pić.
Tymczasem
udał się w kierunku swoich komnat. Chciał jeszcze dziś pokazać
Dainowi pewien dokument. Idąc myślał nad koronacją, nad wizytą
Daina… i nad Elainą. Nie chciał pytać o nią przy świadkach.
Może jutro podczas oprowadzania po Ereborze, znajdzie okazję. Miał
nadzieję, cichą, ze może przybyła wraz z Dainem na koronację.
Chciał ją tylko zobaczyć, upewnić się, że jest zdrowa.
Dotarłszy
do swojej komnat zabrał zwój, ale wracając postanowił skrócić
drogę. Idąc skrótem musiał przejść obok kuźni. Huk ognia z
wielkich pieców oraz odgłosy uderzeń młotów był tak głośny,
że zagłuszał jego kroki i każdy inny dźwięk. Ale Thorina to
uspokajało. To było jak bicie ogromnego serca Ereboru.
Thorin
skręcił w korytarz i po chwili znalazł się w Sali Herbowej. Ona
również była odnowiona. We wszystkich pochodniach płonął ogień
rozświetlając ogromne pomieszczenie. Tutaj miała odbyć się
koronacja i szczególnie Thorinowi zależało by przywrócić tą komnatę do dawnej świetności, co się zresztą udało.
Przeciął Salę na skos i gdy był już u początku schodów
prowadzących na niższy poziom, coś zwróciło jego uwagę.
Zatrzymał się i spojrzał w bok. Jakiś krasnolud stał przy
balustradzie stanowiącej zakończenie Sali Herbowej od strony
południowej. Był odziany w zbroję, a na głowie miał hełm.
Skryty w cieniu, z tej odległości był ciężki do rozpoznania.
Thorinowi przemknęło przez myśl, że to jeden z jego krasnoludów.
Poszedł w jego kierunku. Tamten go chyba nie widział, bo nagle
sięgnął do hełmu, zdjął go i odłożył na szeroką balustradę.
Potem oparł się i dalej patrzył w zamyśleniu przed siebie.
Thorinowi
serce zaczęło bić szybciej, gdy krasnolud odwrócił głowę i
Dębowa Tarcza dostrzegł jego twarz. W tym samym momencie ów
podniósł wzrok. Oboje patrzyli na siebie tak samo zaskoczeni.
Thorin nie wiedział co powiedzieć. Dostrzegł na zbroi emblematy
dowódcy straży i uniósł kącik ust w lekkim uśmiechu nad
przewrotnością losu.
Elainie
chwilę zajęło pozbieranie się z szoku. Myślała, że Thorin jest
z Dainem, poza tym nawet gdyby nie był, to jaki pech musiał nad nią
wisieć, że musiał iść akurat tędy! Na wszystkie komnaty,
korytarze i galerie Ereboru wybrał właśnie tę salę! Mimo, że
trzęsły jej się ręce wzięła spokojnie swój hełm i podeszła
do Thorina bliżej. Pokłoniła się z szacunkiem królowi i bez
słowa ominęła go.
-
O nie! - rzekł Thorin i chwycił ja za ramię.
Elaina
ledwo trzymała nerwy na wodzy. Odwróciła się i spojrzała
pytająco na Thorina.
-
Nic nie powiesz? - patrzył na nią. Miał ochotę dotknąć jej
włosów, twarzy, wziąć ją po prostu w ramiona, ale jej chłodne
spojrzenie skutecznie go od tego odwodziło. Ostatni raz widział ją
jak leżała na ziemi w Kruczej Strażnicy, ranna. A teraz stała
przed nim. Tak po prostu, jakby nigdy nic. Przekrzywiła lekko głowę
na bok.
-
W sprawie? - zapytała chłodno - Jeśli masz wątpliwości dotyczące
jakiś spraw państwowych to rozmawiaj wasza wysokość z Dainem.
Thorin
zgłupiał. Potrząsnął głową.
-
Nie... jakie państwowe?… - wydukał.
-
W takim razie nie ma innych kwestii między nami. - odparła – A
teraz puść moje ramię, wasza wysokość.
Thorin
cofnął się. Elaina jeszcze raz mu się ukłoniła i odeszła.
Patrzył za nią jak idzie w kierunku schodów. Wyglądała inaczej w
pełnej zbroi, poruszała się inaczej, pewniej, ale pasowało jej
to. Thorin, gdy zniknęła mu z oczu, zaraz pomyślał o Dainie i
ruszył do sali biesiadnej. Teraz tym bardziej miał do porozmawiania
z kuzynem. Gdy dotarł na miejsce zastał ich podczas kolejnego
toastu.
-
Zostało jeszcze coś wina? Czyście wszystko już wypili? - zaśmiał
się, obchodząc stół, dokument odłożył na blat obok siebie –
Kili nie pij z Dainem, bo skończy się to marnie, za słabą masz
jeszcze głowę chłopcze. - spojrzał na siostrzeńca, który
stuknął się kielichem z Dainem. Fili tymczasem napełnił kielich
wujowi.
-
Gdaczesz nad tym chłopakiem jak stara kwoka nad pisklakiem! -
prychnął Dain – Ja cię nauczę pić jak prawdziwy krasnolud!
Zdrowie chłopcze! - Dain wychylił kielich, a za nim uczynił to
zaraz Kili.
Thorin
tymczasem usiadł za stołem i spojrzał na kuzyna, który doskonale
się bawił. Bardzo Thorina
ciekawiło, kiedy i czy w
ogóle zamierzał
poinformować go, że Elaina jest tu z nim. Powstrzymał się jednak
do zadania tego pytania teraz, nie chcąc psuć wesołej
atmosfery. W jego głowie zrodził się jednak pewien pomysł, a
zaraz za nim sposób by go zrealizować. Thorin siedział więc
milczący, dopracowując w myślach szczegóły planu. Spojrzał
po siostrzeńcach i uśmiechnął się w duchu. Ich zapewne obecność
Elainy ucieszy nie mniej, niż jego samego. Zawsze była im bliska.
-
Thorin! Co tak siedzisz i milczysz? - zawołał do niego Dain z
drugiego końca stołu. - Dość już zmartwień! Masz się z czego
radować! - krasnoludy spojrzały na Thorina ponad zastawionym
stołem. Thorin się uśmiechnął lekko.
-
Dziś raduje mnie, że znów
jesteśmy tu wszyscy razem,
cała moja kompania i moja rodzina.
Zatem ich
i twoje zdrowie Dainie! -
rzekł i wzniósł
kielich w górę, a reszta
uczyniła to samo.
-
I twoje! Zdrowia nigdy za wiele! - zaśmiał się Dain i spełnił
toast.
Elaina
szła szybko, niespecjalnie się rozglądając wokół siebie. Była
bardzo wzburzona po spotkaniu z Thorinem. Wyrzucała sobie, że od
razu nie poszła do kwater. Zachciało się samotnych spacerów po
Ereborze, to teraz ma!… Cały czas widziała przed sobą jego
twarz. Pełne zaskoczenia spojrzenie stalowo błękitnych oczu, lekko
rozchylone usta nie potrafiące znaleźć słów. Spuściła wzrok…
Chyba naprawdę cieszyło go, że ją zobaczył. Westchnęła cicho.
Było
już późno i Erebor powoli usypiał, ale po alejach kręciło się
jeszcze trochę krasnoludów. Idąc w zamyśleniu nie specjalnie
zważała na drogę. Zatrzymała się w pewnym momencie na
skrzyżowaniu alei, zastanawiając się gdzie ma teraz iść. Nie
pamiętała tego miejsca. Rozejrzała się wokół i podeszła do
balustrady. Chciała wyjrzeć – może zobaczy coś znajomego, co
nakieruje ją dalej. Tak też uczyniła.
-
A niech mnie! Ej Oin! - usłyszał nagle za sobą i odwróciła się
gwałtownie.
-
Co? Co?! - Oin z trąbką przy uchu pochylał się do Gloina, ale gdy
zobaczył Elainę zaraz zrozumiał o co szło bratu.
-
Ha! To nasza pani Elaina! - podszedł do niej od razu uradowany. -
Skąd się tutaj wzięłaś?
-
Jak to skąd? Nie widzisz zbroi? - fuknął Gloin – Pewno z Dainem
przyjechała!
-
Kogo przejechała?! - Oin spojrzał z przerażaniem w oczach.
Na
usta Elainy powoli zaczynał wypływać uśmiech. Nagle poczuła jak jej brakowało całej kompanii.
-
O Durinie daj mi cierpliwość! Z Dainem p-rz-y-j-e-ch-a-ł-a! - powtórzył
Gloin prawie krzycząc do trąbki brata.
-
Czego mi się drzesz do ucha, chcesz żebym ogłuchł? - oburzył się
Oin.
Gloin
machnął ręką i uściskał Elainę, a potem odsunął ją na
odległość wyprostowanych ramion i przyjrzał się jej uważnie.
-
No, no… piękna zbroja, a zawartość jej jeszcze ładniejsza! -
zaśmiał się – Ale coś mi tu wychudłaś! Chodź z nami,
idziemy do Bofura, Bumbur na pewno ma coś na ząb. Żeśmy się
wszyscy bali o ciebie, że nie przeżyjesz! Ha! Chodź, chodź moja
droga… Oin szybciej! - Gloin mówił dużo i szybko i Elaina nawet
nie zdążyła odpowiadać, ale nie przeszkadzało jej to w sumie.
Czuła się szczęśliwa.
W
domu Bofura zastali jeszcze prócz Bifura, Oriego, Noriego i Doriego.
Krasnoludy, gdy zobaczyły Elainę rzuciły się, by się z nią
przywitać. Zaraz na stole pojawiła się strawa i napitki.
Krasnoludzica odłożyła hełm i odpasała miecz.
-
No to opowiadaj, co żeś robiła przez tyle czasu Elaino? -
zagadnął ją pierwszy Dori. Reszta nadstawiła uszu.
-
Co robiłam… wracałam do zdrowia, potem zajęłam się tym co
robiłam nim wyruszyłam na wyprawę, byłam strażnikiem…
-
Strażnikiem? - Gloin popatrzył na pancerz – Eee…. Czegoś nam
nie mówisz.
Elaina
uśmiechnęła się lekko.
-
Dobrze już. Dain mianował mnie dowódcą gwardii. - odparła
skromnie.
-
Ha! Zawsze wiedziałem, że ona daleko zajdzie! - Dori uderzył się
dłońmi po udach.
-
Też mi odkrycie! - mruknął Nori z uśmiechem.
-
A co u was? Dobrze się wam żyje? - Elaina uniosła kubek z piwem do
ust.
-
Dobrze i niech mnie gobliny porwą, jeśli nie jest to najlepsze
miejsce w jakim mieszkałem! - zapewnił Bofur.
-
Wiesz na razie jest nas mało… ale ciągle przybywają nowi.
-
A co robicie?
-
Oin jest królewskim medykiem, ma też swoją grupę, która leczy
innych.
-
A wy?- spojrzała na Noriego, Oriego i Doriego.
-
Nam starczy, że mamy dach nad głową i pewną przyszłość. Nori
pracuje w kuźniach, ja zająłem się handlem a Ori mi pomaga. -
odparł Dori.
-
Spokojne życie. - uśmiechnęła się Elaina do Doriego. - Balin i
Dwalin zostali przy Thorinie?
-
Tak są jego doradcami. - odparł Gloin.
-
Thorin pozwala sobie doradzać? - uniosła lekko brwi.
-
Tak i powiem ci, że z tego co pokazał do tej pory zapowiada się na
dobrego króla. - Gloin rzekł poważnie.
-
Wszyscy mu tego życzymy. - odparła zdawkowo Elaina, nie chcąc
ciągnąć tematu Thorina. - A ty co robisz Gloinie?
-
Gloin zarządza skarbcem. - rzekł Bofur, a Elaina uniosła lekko
brwi.
-
Thorin dał komuś pod zarząd skarb? - Elaina zatrzymała kubek w
połowie drogi do ust.
-
Tak. Nas też to zdziwiło, gdy ogłosił to podczas pierwszej
narady. On się bardzo zmienił… po bitwie. Nie wiadomo czemu…
-
Zmienił, zmienił! Głupie gadanie! Zmienił to się jak zdechło to
smocze ścierwo! Teraz to on jest znów taki jak dawniej! - wtrącił
się Nori nagle.
-
Tak czy inaczej jest dobrze. - dodał Gloin.
-
A… Arcyklejnot? Nie widziałam go w sali tronowej. - zapytała
niepewnie Elaina.
-
Z tym to była historia… Arcyklejnot znalazł hobbit, ale zamiast
Thorinowi oddał go ludziom…
-
Co? - Elaina zmarszczyła brwi.
-…
a oni przyszli pod Górę z tym elfim fircykiem Thranduilem po twoim
odejściu i zaczęli się targować. Nic z tego nie wyszło…
głównie dlatego, że pojawił się Dain, a potem zaczęła się
bitwa. - Gloin ściszył głos - Tak między nami to dobrze, że
Bilbo ukrył Arcyklejnot w tamtym czasie przed Thorinem. Źle by się
to skończyło, gdyby on go dostał w swoje ręce.
Elaina
nic nie powiedziała, pokiwała tylko głową. Gloin miał rację w
tej kwestii.
-
No… a jeśli cię to interesuje to Arcyklejnot po bitwie przyniósł
Bard i oddał Thorinowi. Kamień jest w skarbcu.
-
Czemu Thorin go nie wystawił na widok? Przecież to Klejnot Króla.
- dopytywała się Elaina.
-
Ej powiedzcie jeszcze o tym złocie, co Thorin dał… - mruknął
Oin.
-
Cicho! Ja opowiadam! - fuknął na Oina Gloin. - Oznajmił, iż
Klejnot będzie umieszczony na miejscu dopiero po koronacji. A co do
złota to Thorin oddał obiecaną ilość złota Bardowi. To nawet
nie była jedna tysięczna tego, co tam... – Gloin wskazał palcem
w dół – ...jeszcze leży.
-
Za Arcyklejnot?
-
Nie… to było nim Bard zwrócił kamień. Po prostu kazał
załadować złoto na wozy i wysłać do Dale.
Elaina
milczała. Była coraz bardziej zdezorientowana. Nadmiar informacji,
które jej przekazały krasnoludy i sprzeczność z tym myślała
wcześniej sprawiły, że miała kompletny mętlik w głowie. W końcu
wzięła kufel nalała sobie do pełna i opróżniła duszkiem. Nikt
tego nie skomentował.
-
Bofur zagraj coś… zagraj tak jak dawniej. - rzekł w końcu Gloin
do przyjaciela, a ten kiwnął głową.
Bofur
zaczął przygrywać na flecie, potem któryś z krasnoludów
zaintonował piosenkę, reszta ją podchwyciła i w sumie
prześpiewali wszystkie pieśni, które zdarzało im się śpiewać
podczas noclegów w czasie wyprawy. Nie zaśpiewali tylko jednej…
tej z domu hobbita. Cichej, sentymentalnej pieśni o smoczym ogniu,
zagrabionym skarbie i pragnieniu powrotu do domu. Wspominali potem
też wszystko – przygodę z trollami, gobliny, podróż w beczkach…
całą wyprawę.
Było
dobrze po północy, gdy Elaina dotarła do swojej kwatery.
Odprowadził ją Bofur, który najlepiej trzymał się na nogach z
całego towarzystwa. Gdy poszedł Elaina zdjęła pancerz i położyła
się do łożka. Ale nie mogła zasnąć. Całą noc to wstawała, to kładła, chodziła po komnacie w tę i powrotem, próbując sobie
w głowie ułożyć wszystko od nowa.
________________
Historia napisana jest na motywach powieści J.R.R. Tolkiena „Hobbit – czyli tam i z powrotem”oraz ekranizacji tej powieści w reż. Petera Jacksona.
Wspaniałe! Zaskoczyłaś nas wszystkich Dorotko! Oto powoli zbliża się koniec na jaki wszyscy mieli nadzieję, ale nikt się go jakoś nie spodziewał. Wygląda na to, że ostatnie zdanie będzie mogło brzmieć "I żyli długo i szczęśliwie" :-)
OdpowiedzUsuń-Dis
Wspaniałe! Myślę, że zaskoczyłaś, Dorotko, wszystkich takim obrotem sprawy. Trzymam kciuki, żeby wszystko się Thorinowi poukłada. :-)
OdpowiedzUsuńNareszcie ktoś napisał, takie zakończenie, jakie powinno być. ;-)
-Dis
Też tak myślę :) Aragorn mógł ostatecznie mieć happy end to i Thorin może, zwłaszcza że jego wybranka nie wybierała się aż do Amanu ;)
UsuńW pełni się z Tobą zgadzam i już nie mogę się doczekać ostatniego rozdziału!
OdpowiedzUsuń-Dis
Ja z lekkim opóźnieniem ;) Zgadzam się z Dis w 200 procentach! A pomysł z retrospekcją (tak? dobrze nazwałam?) super! Przy Twoich opowiadaniach moja wyobraźnia działa na najwyższych obrotach. Scenka z Dainem i krukiem, hehehe bomba, Elaina dowódcą straży i karze na siebie czekać, co irytuje Daina boskie. Thorin w kucyku <3 a opis spotkania Elaony i Thorina sprawił, że serce waliło niemiłosiernie :) Szkoda, że tych dwoje nie wpadło sobie w ramiona. Thorinowi po tym wszystkim nie wypadało choć pewnie musiał toczyć wewnętrzną walkę z samym sobą, a Elaina? Myślę, że jednak poczucie skrzywdzonej kobiety i oczywiście krasnoludzkiej dumy wygrało. Dobrze rozgryzłam? :D ich zdawkowe wypowiedzi i formalność do szpiku kości Elainy (prawdziwy dowoďca) super oddały klimat! Powiedz mi Dorotko, zastanawiałaś się może nad pisaniem scenariuszy? Powinnaś :D
OdpowiedzUsuńI moja odpowiedź jest z opóźnieniem :) Nie myślałam na pisaniem scenariuszy, nigdy mi to do głowy nie przyszło :P Wolę takie fabułki jakie masz okazję czytać na moim blogu :P
UsuńCo do Elainki to zgadłaś. To krasnolud i do tego dumna kobieta, więc łatwo nie wybacza :P